Cześć :)
Wszystkie wskazane błędy poprawię (jak tylko skończę odpisywać). Wszystkim razem i z osobna dziękują za przeczytanie.
Żongler
W kwestii fabuły: Joe stosunkowo łatwo wykaraskał się z tarapatów wiążących go bezpośrednio z brutalnym morderstwem swojej bliskiej osoby. Mimo modyfikacji pamięci detektywów, śledztwo powinno rzucić choć cień podejrzenia na bliskie otoczenie ofiary.
I tak i nie. Wiadomo, że samo wykradzenie wspomnień nie zadziała (kamery czy informacje w komputerze zostaną). Ale później dowiadujemy się, że Joe ma „przyjaciół” w wielu miejscach i to załatwia sprawę. To nie tylko tak, że ułatwili mu dostęp do Anny, ale też i zapewnili opiekę po. Cały pakiet :D
Dlaczego, będąc alkoholikiem, nie pić alkoholu, jeśli ma się do niego stały i nieograniczony dostęp?
Apatia i zapomnienie. Dopiero gdy napisał sobie wiadomość (niby od Anny) mówiącą, aby odnalazł słoik – pamięć została pobudzona. Skubaniec się przygotował. A wcześniej jadł i pił bez umiaru nie wiedząc, czego mu naprawdę brakuje. On nawet nie bardzo pamiętał, co umie zrobić. Prawie nie wychodził z domu i nie miał jak przypadkiem się o tym przekonać. Choć gdy przeczytał kartkę niby od Anny, coś tam mu zaczęło świtać. A potem potoczył się jak kula śnieżna… dość powolna, ale jednak.
Kradzież myśli jest ciekawą interpretacją motywu złodziejskiego. Biel to Dobro, Czerń to Zło. Jednak można odnieść wrażenie, że jest to zbyt prostolinijne.
Trochę tak, ale raczej miałam na myśli, że Czerń to wszystko, czego w sobie nie chcemy, przykre, złe wspomnienia i myśli. A Biel to te przyjemne, słodkie i cenne dla nas. I jak się okazuje uzależniające dla Joe.
Wydaje mi się jednak, że zbyt dużą część fabuły oglądamy we wspomnieniach – co nie jest wadą samą w sobie, a raczej sugestią, że można było rozwinąć obyczajowy aspekt opowieści w czasie teraźniejszym, nie przeszłym. Rozumiem jednak, że historia ma zostać opowiedziana właśnie poprzez wspomnienia tego, co było; podobnie jak Joe, fabuła żyje przeszłością.
Zależało mi na tym, by czytelnik odkrywał i przechodził przez opowieść razem z Joe, który też nie wszystko pamięta i niektórych rzeczy dowiaduje się na równi z nami. Rozumiem jednak, że może być to specyficzne opowiadanie historii i nie zawsze atrakcyjne.
Przedstawienie tego w postaci tajemniczych symboli jest jednocześnie wizualnie intrygujące (ze względu na nieznany człowiekowi świat, który objawia się w swej „magicznej” formie) oraz nieco rozczarowujący. Dlaczego? Wydaje mi się, że decyzja o przedstawieniu czegoś niewyobrażalnie bolesnego w postaci wyłącznie obrazkowej jest trochę pójściem na łatwiznę.
Niestety tutaj przegrałam z edytorem – więc trochę się zgadzam. Zamysł był taki, że opisałabym cały proces, a potem ścieśniła tekst, by myśli i słowa nakładały się na siebie w niemal niedający się odczytać natłok myśli. Edytor jednak pokrzyżował mój plan, więc jedyne co mogłam zrobić by zachować pierwotny pomysł to go zasymulować.
Hej, Outta Sewer :)
Wszystko poprawię, jak tylko odpowiem na komentarze – tak to jest, jak od dawana się nic nie pisało ;)
Zakończyłaś zemstą z malutkim plot twistem, który jednak mnie nie zaskoczył, ponieważ wcześniejsze wspomnienie o córce przy policjantach było strzelbą Czechowa, która musiała gdzieś wypalić. Scena gwałtu tylko mnie w tym przekonaniu utwierdziła.
Tu akurat taki zabieg mi pasował, bo chyba nawet Joe wydawał się zdziwiony, że to powiedział. On nie powinien o niej pamiętać. Może to bardziej podkreślę.
Trochę mnie trzepnęło gdzieś po drodze światotwórstwo. Myślałem, że to takie urban fantasy będzie, a po drodze dorzuciłaś fragmenty, które z cyberpunkowych klimatów Gibsona przeniosły mnie w ekspresowym tempie do konwencji d20 Modern, Shadowruna, a z kolei wspomnienie o otrzymaniu dyplomu objawiło mi się w hogwartowym anturażu. Pomieszanie z poplątaniem, lecz takie które intryguje a nie irytuje.
Nie bardzo chciałam skupiać się na świecie (bo i nie to było celem opowiadania) – to miała być przyziemna opowieść o Joe (a on dawno odsunął się od tego świata, dlatego poznajemy fragmenty świata z jego perspektywy). Ale tak jest tu trochę dziwnych połączeń (wiedźmy, nekromanci i centaury – jak w moim opowiadaniu na “Kawka z Kafką”) + sugestia boskich interwencji i przywództwa. Choć cyberpunka nie miałam na myśli.
A, no właśnie, bo o scenie gwałtu chciałem jeszcze – może nie jestem pod jej wrażeniem, jednak jest ona jedną z takich scen, które pokazują umiejętności autora. Można to zrobić dosłownie, wulgarnie, albo przegiąc w drugą stronę i ugrzecznić gwałt – to ogólnie dość śliski dla każdego autora temat. A Tobie udało się tę scenę poprowadzić w taki sposób, że ani nie skrzywiłem się z powodu jej brutalności, ale tez nie odczułem zażenowania spłycaniem tego procederu. Ten gwałt jest u Ciebie opisany mocno, ale w moim odczuciu jest on odpowiednio zimny i bezosobowy, dzięki czemu ładnie komponuje się z psychotycznym charakterem Joe.
Przyznam, że nie było to łatwe. Choć wydaje się łatwiejsze, bo były to wspomnienia Anny, która nie dość, że była w szoku to chciała te myśli od siebie odsunąć (w miarę możliwości). Gadanie Joe trochę też pomogło w opisie sceny, ale gdyby to były jego wspomnienia, to scena byłaby aż nazbyt brutalna. Wiem, że pewnie można uznać (albo i nie), że scena jest trochę spłycona lub oszczędna, ale chyba w takiej formie tu pasuje.
Ogólnie z fabuły jestem dośc zadowolony, a głównym mankamentem Twojego tekstu są błędy, z których część przedstawiłem na początku komentarza. Widzę, że SPW i Żongler też zwrócili Ci uwagę na kilka rzeczy. Klikam awansem, mając nadzieję, że te wskazane uchybienia poprawisz :)
Dzięki za przeczytanie i kilka, zaraz wszystko ogarnę.
Duago_Derisme, cześć :)
Pierwsze akapity niezbyt zachęcające. To jest może kwestia indywidualna, ale u mnie ten początkowy obraz wegetacji bohatera o generycznym imieniu od razu wywołał lustrzane odczucie znużenia. Może przydałby się tam jakiś malutki haczyk dla podtrzymania uwagi? Skąpo ubrane wróżki były pierwszym elementem, który mnie trochę wybudził z marazmu ;)
Ja wiem, że czasem warto od razu przywalić łopatą…ale bohater jest w marazmie i chciałam, by czytelnik też przez chwilę był, ale miałam nadzieję, że przez to się nie zniechęci.
Podobało mi się mnóstwo drobiazgów porozrzucanych w tekście: deszcz świętomagiczny, policjant wampir i jego metody śledcze, podkowa centaura… Może odrobinę szkoda, że to są tylko rekwizyty, a nie narzędzia, które coś wnoszą do fabuły, ale nie będę narzekał na taki bufet ciekawych pomysłów.
Faktycznie, ciągle maiłam w głowie, by czytelnik mimo wszystko został otoczony przez świat, ale aż tak się na nim nie skupiał – by mógł go po kawałku poznawać z Joe (który średnio w nim uczestniczył na początku opowieści).
Podobnie jak Żongler, zastanawiałem się, dlaczego Joe tak nagle poszedł w cug z Bielą, jeśli miał ją w zasadzie cały czas pod ręką? Chyba wcześniej mu się to nie zdarzało, skoro miał jej taki zapas?
Bo o nim nie pamiętał :D do momentu, gdy sam do siebie nie napisał notatki.
Jeszcze raz dzięki i idę poprawiać błędy ;)