Profil użytkownika


komentarze: 58, w dziale opowiadań: 57, opowiadania: 34

Ostatnie sto komentarzy

Hej, bardzo mi się spodobało. Pośmiałem się, bardzo “gładka”, wystarczająco kwiecista narracja, cudne imiona i fajna parodia. Także naprawdę duży plus. Pozdrawiam!

 

Cześć, to ciekawy i faktycznie przygnębiający tekst. Enigmatyczny i z otwartym zakończeniem, lubię takie. Myślę, że właśnie nie sama pętla, mercedes czy eksperyment są tu straszne, a ten nimb tajemnicy. Chcielibyśmy odpowiedzi, bo jesteśmy przyzwyczajeni, że je otrzymujemy, ale będąc bezbronnym, szarym człowiekiem możemy nigdy nie dowiedzieć się, kto nas prześladuje, od jak dawna i na czym to wszystko polega, nie wspominając o celowości. Ta niewiedza i bezsilność są prawdziwie niepokojące.

Natomiast wykonanie też całkiem przyzwoite, tekst jest krótki, więc czytało się szybko i w miarę przyjemnie. Fajny pomysł, innymi słowy. Pozdrawiam.

 

Hej! Zgadzam się z przedmówczynią, że tekst wymaga trochę poprawek, może jakiegoś “odleżenia”, żeby spojrzeć na niego świeżym okiem? Co do +18, to do jego zamieszczenia prędzej przekonałaby mnie właśnie początkowa erotyka, niż kilka drobnych wulgaryzmów. Właściwie nie jestem pewien, czemu te reklamy ze wstępu służą w całym tekście? Są jakimś zapalnikiem w postępującej chorobie starca? Jego instynkty robią się bardziej pierwotne, przez co wszędzie dostrzega prymitywny popęd? A ostatnie reklamy o szczęściu i byciu potrzebnym? To jakieś przesłanie o tym, że sam Filip stał się bezwartościowy w oczach swojej rodziny, która chce go tylko wydoić z pieniędzy? Sam nie jestem pewien.

Natomiast opis przemiany wyszedł sugestywnie i “mięsiście”, choć początkowo myślałem, że tekst będzie jednak “straszył” jakąś piorącą mózg formą reklamy w telewizorze. Tak czy inaczej, wyszło nawet fajnie, czytało się przyjemnie mimo wypisanych wyżej potknięć.

A i jeszcze jedno pytanie: czemu właściwie Filip ma polską pisownię swojego imienia, a Arthur już zagraniczną? Matka była obcokrajowcem, czy może to tylko taki wybór stylistyczny?

Pozdrawiam.

 

Kiedyś próbowałem robić ze znajomym grę fabularną typu RTSy Paradoxu z eventami i na pewnym etapie produkcji w ramach eksperymentu zaangażowaliśmy któryś (wówczas dość ubogi) chatbot. Wyszło… średnio w najlepszym razie, bo przy każdej próbie uwziął się na jakieś głupie słówko w opisie i kreował wokół nich całe fabuły. Także jeszcze przez chwilę raczej mi sukcesu wydawniczego nie zapewni, ale trzeba uzbroić się w cierpliwość.

Choć może sama forma nie przemawia do mnie w stu procentach, to jednak czuję bijącą z tekstu tęsknotę – taką, z którą zapewne wielu potrafi się utożsamić. Niebezpieczni i destrukcyjni potrafią się stać ludzie dla swoich bliźnich, nie mając tego na celu, a może nawet o tym nie wiedząc…

Tyle ważnych pytań. ChatGPT, create successful novel, please…

Hej! Prócz spraw związanych z dialogami, warto też zwrócić uwagę na podmioty w zdaniach. Co do samej treści, to czytało się sprawnie i szybko, ale bardziej do gustu przypadł mi początek. Fajnie kreowany klimat osaczenia, skojarzyło mi się trochę z horrorami Junji Ito ;)

Jednocześnie, biorąc pod uwagę tytuł, chyba nie było sensu tak długo “ukrywać” tożsamości tego, kto obserwował narratora. Finał też nie do końca mnie usatysfakcjonował – nieco czerstwa rozmowa. Myślę, że ciekawie byłoby bardziej rozbudować taką bezpośrednią konfrontację z własnym “ja”.

Wreszcie, interpretuję tekst trochę metaforycznie, jako po prostu walkę z demonami – sugeruje to ostatnie zdanie i fakt, że nikt w autobusie czy szkole na sobowtóra nie zwraca uwagi. Generalnie, całkiem spoko tekst, choć sporo do poprawy. Pozdrowienia.

Cześć. Czytało się przyjemnie i naprawdę sporo mądrości jest tu zawarte. Często natrafiamy na ludzi, którzy nie potrafią docenić naszego wkładu w relacje, często też pozornie cudowne rzeczy są zgniłe od wewnątrz – trochę podsuwa mi to na myśl chociażby social media i to jak kreujemy w nich nasze życie na pokaz.

Choć przyznam, że w pierwszej chwili miałem inną interpretację (to znaczy zanim owoc padł ofiarą siekiery): sądziłem, że sednem jest to, że niektórzy ludzie nie rozumieją albo nie chcą zrozumieć naszych pasji (w tym wypadku metaforycznego jabłka). Nie interesuje ich nasz własny rozwój, nasze pomysły i “zajawki”, są zbyt skupieni na sobie albo na sprawach całkowicie przyziemnych, modnych, zwykłych. A my możemy w tym wszystkim gasnąć.

Ot, taka myśl. Tak czy inaczej, podobało mi się.

Hej, Bruce!

Naprawdę cieszę się, że historia, bohaterowie i klimat ci się spodobały. Nawet jeden zadowolony czytelnik to satysfakcja i niejako sens nadany pisaniu jakiegokolwiek opowiadania – powyższe właśnie ten sens zyskało. Także bardzo dziękuję.

Co do interpunkcji, przejrzałem teraz całość i postarałem się nieco poprawić niesforne przecinki, posiłkując się internetowymi słownikami i poradami, ale nie jest to rzeczywiście moja mocna strona. Natomiast zastanawia mnie kwestia kropek – czy masz na myśli te cytaty z retrospekcji? Bo jeśli tak, to poszukałem informacji, jak kończyć takie zdania. Na stronie PWN znalazłem coś takiego: 

 

Jeśli natomiast całe samodzielne zdanie jest zamknięte w cudzysłowie, przy czym przed zamykającym cudzysłowem stoi pytajnik, wykrzyknik lub wielokropek, to po cudzysłowie kropki już nie stawiamy, np.:

 “Znasz go?”

“Uważaj!”

“No, no…”

“Wystarczy”

 

Co do tytułu. Kruk to oczywiście w wielu kulturach, ale myślę, że i w popkulturze symbol śmierci, nieszczęścia, wojny. Zwiastuje tragedie, choć sam ptak żyje sobie względnie spokojnie w lasach, daleko od człowieka i oczywiście nikomu z nas krzywdy nie robi. Natomiast jego pióro – choć faktycznie nigdzie w tekście nie odpada ;) – kojarzy mi się z czymś, co może zostać z nami na długo, co możemy skolekcjonować i co będzie nam przypominało o nieszczęściu, które nas spotkało. Herefard żyje cały czas przeszłością, wspomnienia tragedii nie chcą go opuścić i kształtują też jego teraźniejszość. Po prostu ojciec, matka i kruk swoimi działaniami odcisnęli na nim piętno, które z nim zostanie. Oczywiście to moja swobodna interpretacja ;)

 

Natomiast, podsumowując, bardzo się cieszę, że tekst wywołał w tobie jakieś emocje i serdeczne dzięki za klika. Pozdrawiam!

 

Dziękuję za wiarę. Może faktycznie się tego podejmę, gdy przemyślę cały pomysł.

Cześć, Jaskrze! Cieszę się, że sam pomysł przypadł ci do gustu. Co do fabuły – przyznam, że mam słabość do otwartych, enigmatycznych zakończeń, nie lubię definitywnie ucinać czyjejś historii czy to śmiercią, czy szczęściem. Wolę, aby życie mojego bohatera mogło gdzieś tam potoczyć się dalej, czy to z korzyścią dla niego, czy wręcz przeciwnie. 

Faktycznie miałem nadzieję, że tym razem (w przeciwieństwie do poprzedniego tekstu, gdzie objawił się podobny problem w nawet większym stopniu :P) historia będzie się zdawała czytelnikom bardziej przejrzysta. Na część pytań odpowiedziałem w komentarzu dla Ambush, na kilka innych też mam jakąś swoją odpowiedź, bo faktycznie “znam” fabułę. Wiele jej elementów jest ukrytych w tekście i jak widać po prostu bez pełnego zamysłu w głowie trudno je wychwycić i połączyć. Wstępnie wyróżniłem kursywą dialogi z retrospekcji, żeby trochę ułatwić odróżnienie snu od jawy, natomiast przebudowa całości… no cóż, tu potrzebowałbym raczej pomocy z zewnątrz, bo nie mam już zbyt wiele zaufania do własnej oceny “klarowności”.

Tak czy inaczej, dzięki wielkie za lekturę.

Hej, Ambush. Dziękuję za komentarz, wprowadziłem już sporo poprawek, o których wspomniałaś. Co do nielogiczności tego przejścia dzień/noc, to zaznaczyłem je mocniej, oddzielając akapity – chodziło po prostu o to, że Herefard rozłożył się na deskach łódki, zasnął i obudził się już po zmroku, zaskoczony, nie wiedząc kiedy mu cały ten czas minął. Podobny zabieg stosowałem później przy jego “transach”, tylko wtedy otoczenie nie zmieniało się może tak gwałtownie? Tak czy inaczej, oddzieliłem te fragmenty tekstu, żeby było to bardziej przejrzyste.

Co do pobliskiego miasteczka, no to cóż. Baśń baśnią, ale jakiś drobny handel trzeba prowadzić, dziecko do jakiejś szkółki może czasem chodzić, a kilka kilometrów od najbliższej infrastruktury dalej daje sporo samotności i – jak mi się zdaje – tę niezwykłą aurę kontaktu z naturą ;)

Co do historii. Cóż, Herefard nigdy nie miał żony ani dziecka, co zostało nawet w retrospekcjach podkreślone przez jego matkę: “Tyle potrafisz, patrzeć na mnie, zerkać na szczęśliwców z miasta, podglądać ukradkiem przechodzące dziewki… Zbyt głupi, żeby z kimkolwiek chociaż pogadać. Myślisz, że nie widzę? Przeklinasz mnie, ale gdy wreszcie dołączę do Arlechta, zostaniesz tu sam jak ten palec”. Także bohater to samotnik, bity i dręczony przez paranoicznego ojca (Arlechta), którego ostatecznie – sam po latach nie potrafi stwierdzić, czy przypadkiem czy w amoku – zabił. Wówczas matka się od niego odwróciła, znienawidziła i jeszcze bardziej zrujnowała i tak już kiepskie życie. Gdy zapadła na chorobę, poławiacz cieszył się, a gdy kruk zaoferował mu nową, kochającą rodzinę znikąd w zamian za poświęcenie dotychczasowej, zgodził się. Po matce została tylko zielona chusta, którą Elinor znalazła na samym początku, budząc wspomnienia (a podobała się jej, bo sama – jak się okazało – ma wiele wspólnego z matką Herefarda).

Co do kruka, dość klasycznie milczy na temat swojego celu – wiadomo jedynie, że jest gotów spełniać marzenia zdesperowanych ludzi, a życzenia te prędzej czy później obracają się przeciw nim, pogrążając ich w rozpaczy. Ptak zaś na tej rozpaczy żeruje, obserwuje ją, przypomina o niej. Czy kobiety faktycznie się przemieniły? Cóż, to pozostawiam do interpretacji – rany Herefarda zniknęły, gdy nadszedł świt, a jego rodzina o niczym nie pamiętała. Może faktycznie rybakowi groziło niebezpieczeństwo? A może działo się to tylko w jego głowie, a kruk próbował zmusić go do skrzywdzenia tych, których kochał?

Kończąc wreszcie na funkcji poławiacza: mógł on swoją łodzią ciągnąć za sobą chmury. “Gromadził chmury wokół kadłuba, ciągnął je za sobą długim, poszarpanym sznurem i wiódł do miejsca przeznaczenia. Dawniej jak najdalej od wzgórza. Tym razem prosto ku domostwu”. Jego zadaniem było po prostu chronić “wybrzeże” przed wspinającymi się po zboczu obłokami, tak, aby nie pochłonęły jego domu i całej okolicy. Nie wie, co znajduje się pod “morzem", bo “nikt stamtąd nie wrócił”, ale zaproponowana przez kruka podróż tam może być dla starca zgubą albo – jak wspomniałem we wstępie – nadzieją na lepsze jutro.

Tak czy inaczej, cieszę się, że przynajmniej sam pomysł profesji i miejsca akcji przypadł ci do gustu. Dziękuję.

Hej! Naprawdę fajny tekst, czytało się przyjemnie, choć jak napisali niektórzy wyżej, w pewnym momencie – znając już naturę uliczki – kolejne próby ucieczki nużyły. Tym niemniej strasznie spodobała mi się końcówka, kapliczka, turyści i mikrospołeczność. Super pomysł. Przez chwilę spodziewałem się może jakiegoś mini horroru, ale zamiast tego wyszła sympatyczna, lekka opowieść. I fajnie.

Pozdrawiam

Hej! Sorki, że dopiero teraz, ale nie zauważyłem komentarza. Dzięki serdeczne za przeczytanie. Wszystkie komentarze dobitnie uświadomiły mi, że trochę przesadziłem z powolną narracją i niejednoznacznością, ale cieszy mnie, że sama idea ci się spodobała. Faktycznie, myślę, że w tej wędrówce jest wiele o tęsknocie – właściwie takiej, z której narrator sam nie zdawał sobie sprawy, nie znając własnej przeszłości, celu i źródła bólu. 

 

Również pozdrawiam!

Witaj, Anecie! Cieszy mnie to, zwłaszcza, że słowo to rzadko się wśród recenzji przewijało ;)

Hej, Reg! No cóż, bywa i tak, jest to raczej na 99,9% moja wina, więc mówi się trudno. Za próbę i tak dziękuję, a poprawki niedługo wprowadzę. Pozdrawiam!

Hej, Mer! Miło widzieć kolejny komentarz, dziękuję za poświęcony czas. Bardzo się cieszę, że klimat przypadł ci do gustu, bo rzeczywiście poświęciłem mu niemało pracy. I choć rzeczywiście w teście postawiłem w dużej mierze właśnie na atmosferę i pewne "idee", to jednak starałem się całość spleść z fabułą i powiedzmy, że samemu potrafię odpowiedzieć na wiele pytań, a po prostu nie do końca udało mi się owe odpowiedzi dostatecznie jasno przedstawić i trochę tego żałuję. Jednocześnie słusznie zauważyłeś, że pewnych spraw tłumaczyć "nie chcę", to trafne słowa, bo zdarzało się przy korekcie, że usuwałem pewne odpowiedzi "wprost", bo faktycznie zależało mi, żeby czytelnik bardziej pogrążył się w klimacie, skupił na pewnym przekazie – dodatkowo chciałem uniknąć tworzenia ponad 20-tysiecznego molocha i skondensować tekst jak tylko mogłem. Bo jak widać, mimo tych praktyk okazał się "ciężki" (albo, o ironio, właśnie przez nie). W każdym razie cieszę się, że opowiadanie okazało się dla ciebie intrygujące, miło było przeczytać twoją opinię. Pozdrawiam!

Cześć, Wilku, miło mi, że zajrzałeś. Mówiąc, że sposób napisania nie sprzyja czytaniu, masz na myśli stronę techniczną, czy zwyczajnie styl? Bo wszelkie błędy chętnie poprawię. W kwestii stylu natomiast, trochę się tego chyba spodziewałem, więc w pełni rozumiem, że można się od tekstu odbić. Mam jednak nadzieję, że się przełamiesz albo raczej, że plusy opowieści (jeśli jakieś widzisz) zdołają cię do tego zachęcić. Będzie mi bardzo milo. Pozdrawiam!

Hej, Koalo!

Nie ma problemu, chętnie zaczekam, a słowo “intrygująco” dobrze rokuje – mam nadzieję, że rzeczywiście się skusisz ;)

Hej! Tekst rzeczywiście jest naprawdę dobry! Krótki, zwięzły, ale soczysty, a mimo swojej formy potrafi zaskoczyć. I dać do myślenia. Świetnie skonsumowane 3-4 minuty. Pozdrawiam!

Hej, Maldi!

Bardzo mi miło, że poświęciłeś czas i siły, żeby dwa razy przeczytać tekst, zwłaszcza w dobie szybkiego życia i tak wielu opowieści, choćby w poczekalni. Cieszy mnie twoja dogłębna analiza, a fakt "przytłoczenia" rzeczywiście wezmę niejako za komplement, bo lekkie skonfundowanie po lekturze podobnie jak te wszystkie niedopowiedzenia były pośrednim celem, kiedy pisałem. Atmosfera dziwności, niepewności, wyobcowania – to próbowałem uchwycić. A idea zjednoczenia umysłów jest dla mnie równie fascynująca, co dla ciebie.

Co do uwagi o terraformacji, przyznam, że wydaje się trafna i o niej nie pomyślałem ;) Także dziękuję , będę musiał rzeczywiście nad tym pomyśleć, zobaczę też, czy kogoś jeszcze będzie ona razić (jeśli ktokolwiek jeszcze przeczyta). Jedyną formą obrony jaką mogę przyjąć przed tym "zarzutem", to fakt, że Ziemia w tekście została zdewastowana po wojnie, więc niejako już nie przypominała znanej nam planety, a tym samym nie nadawała się do końca do życia, co należało zmienić/przywrócić. Co więcej, narracja tekstu jest z perspektywy naszego bohatera już uświadomionego o własnej przynależności do gatunku ludzkiego, więc myślę, że na upór mógłby on użyć tego terminu w stosunku do swojej zrujnowanej, kosmicznej ojczyzny, ale to kwestia sporna, nad którą muszę się zastanowić.

Zakończeniem próbowałem podkreślić istotę "opowieści" samej w sobie – nie istnieje ona bez kogokolwiek, kto mógłby ją przytoczyć i jej posłuchać. Wraz ze światem kończy się życie narratora i każdego, z kim miał styczność, dlatego też urywa się opowiadanie niemogące istnieć w "próżni".

Przechodząc do emocjonalności… Hm… Myślę, że niejako jest jak mówisz – bohater snuje się po ponurej planecie, mijając równie osowiałych mieszkańców. Napotyka tragedie, które zdają się powtarzać w nieskończoność i sam jest nimi zmęczony. Próbuje się nawet przekonać, że śmierć jest lepszym wyborem niż życie w takim miejscu. Jakby tego było mało, Reklanie sami w sobie stronią od ukazywania uczuć. Uważają, że są ich niegodne, brzydzą się słabością. Ale narrator, jako w rzeczywistości człowiek, jest zbudowany inaczej, choć ci, którzy go zmodyfikowali mogliby sobie tego nie życzyć. On czuje, boi się, cierpi, tęskni. Wszystkie te uczucia kumulują się, gdy łączy się z podobnymi sobie i postanawia skończyć ze wszystkim, łącznie z marzeniami swoich oprawców. Niejako chciałem, aby emocje w pozbawionym ich świecie mogły wybrzmieć, a wręcz wykrzyczeć się wraz z końcem żywota Ziemi.

Jeszcze raz dziękuję za poświęcony czas i analizę. Twoje uwagi były bardzo interesujące i zajmujące.

 Również pozdrawiam,

 Morgoth

W pełni rozumiem sprawę “literówek”. A jak “Telefon” wleci, to chętnie przeczytam.

Hej!

Przyznam, że całość niekonieczne wpisała się w moje gusta, choć czytało się przyjemnie i tekst rzeczywiście jest całkiem wciągający.

Początek, jak już zauważono, przywodzi na myśl typowy horror i osobiście chyba wolałbym, żeby historia pozostała w tych klimatach. Stąd też

znacznie bardziej niż środkowy segment spodobała mi się końcówka – ponowny zwrot ku grozie. Niestety, backstory Roberta rzeczywiście nie porwało i 

gag z książką o Drakuli zdawał mi się jakoś średnio w to wszystko wpisywać, ale to już raczej tylko i wyłącznie kwestia mojego gustu ;)

Lubię postać Małgorzaty, choć ponownie, lwia część jej interakcji z Robertem to część "lekka i komediowa". Jednak

kiedy to wszystko czytałem, to miałem jednocześnie jakieś takie poczucie… niezręczności? Ale w pozytywnym sensie,

bo czego innego mógłbym się spodziewać po rozmowie z mumią. Generalnie dobrze czyta się jej rozmowy z Robertem, a końcowy twist intryguje. Całościowo, fajna sprawa,

ale – jak wspomniałem – nie uwiodło mnie jakoś specjalnie. 

Btw, bardzo fajne kotki na obrazkach. Z ciekawości, Midjourney, czy coś innego?

Wow, też nie spodziewałem się wiersza, ale to miła niespodzianka. Koncept wielkości przestrzeni kosmicznej wybrzmiewa, a te słowa o "ominietych" spotkaniach dobitnie pokazują, jak nikłym ziarenkiem piasku w kole Czasu jest ludzkość, jej historia, problemy i konflikty. A biedne roboty lecą dalej ;)

Hej! Lubię tę koncepcję, a choć, jak już wspomniano wyżej, trochę tu błędów, literówek i niezgrabności, to czyta się szybko i z zainteresowaniem. Opowiadanie postawione z całą mocą na dialog i fabułę, że szczątkowym opisem. Nie do końca wiem co myśleć o całości, świat wydaje się dość groteskowy, a gore łączy się ze śmiesznością, ale ostatecznie to fajny misz-masz. Dobra rzecz, podsumowując, pozdrawiam!

A, i nie wiem czy ktoś już na to zwrócił uwagę, ale u mnie w wersji mobilnej w przedostatnim akapicie i jednym powyżej rozjechało się wyjustowanie tekstu

Hej, przyznam, że nie czuje się do końca "kupiony", choć całość jest całkiem dobra. Wspomniane już wyżej rozdrobnione opisy trochę nużyły, ale każdy ma swój styl i nic w tym złego. Skrzętnie budowany klimat osaczenia działa, choć zgodzę się z lechcrolem, że w pewnym momencie kolejne znaki i ucieczki przestały mnie "cieszyć". Za to intrygujący twist i zakończenie nadrabiają te zaległości i choć sam nie do końca połapałem się w całości, to tekst dał do myślenia – czyli spełnił funkcję. Pozdrawiam!

Hej! Przyznam, że nie czytałem poprzednika tekstu, ale to w żaden sposób nie przeszkodziło mi czerpać z niego przyjemności. Lekkie pióro, zręcznie wykreowany, ponury klimat, dynamiczna, zwarta akcja i bezczelny hrabia, a to wszystko do przeczytania w kilkanaście minut. Bardzo fajna sprawa, zapewne zerknę kiedyś do pierwszej części. Pozdrawiam!

Hej! Przyznam, że sam koncept bardzo mi się spodobał, a i przestawienie go (choć może nieco wykładowe) mi nie przeszkadzało. Brzmi trochę jak fragment większej całości, jakiejś powieści SF. Samodzielnie opowiadanie zbytnio się nie broni, bo jest jedna długą ekspozycją, która choć konieczna, to nie jest w stanie zastąpić… Właściwie wszystkiego innego. Końcowa informacja od obcych nieco ratuje fabułę i daje trochę do myślenia. Pozdrawiam!

Hej, myślę, że opowiadanie sporo zyskało na szczegółowo rozpisanych scenkach, więc czyta się całkiem przyjemnie. Tak jak przy becie, lubię ten koncept, zwłaszcza, że historia ma kilka foreshadowingow, jak puzzle, dając czytelnikowi satysfakcję pod koniec. Pozdrawiam!

Hej, wiele rzeczy, które zostały już napisane wyżej pokrywa się z moimi odczuciami. Świetny cyberpunkowy klimat (gra i Edgerunners zrobiły mi smaka na ten gatunek!), wyrazista bohaterka świetnie nakreślona jako psychopatka, sugestywny język, całkiem dobre sceny walki, niezły plottwist na koniec. Całość może nieco zbyt przeciągnięta, tak, że czytałem "na tury". Co do ilości gore, osobiście nie mam z tym problemu, lubię krwawe jatki, choć tu rzeczywiście balansowałes już na krawędzi nawet jak na moje osobiste preferencje :P. Jednocześnie gdyby właśnie nie końcowe podsumowanie, to moja ocena byłaby dużo surowsza – długi czas, czytając kolejne opisy rzezi, zastanawiałem się czemu właściwie służą i jak zepną się w całość. Gdyby finalnie służyły tylko szokowaniu, byłbym bardzo zawiedziony – na szczęście tak się nie stało. Pozdrawiam!

Z wiekiem przychodzi mądrość (mam nadzieję!), a młodość nie wieczność, więc każdy wiek ma swoje plusy :P

Hej! To, co mnie w tym opowiadaniu kupiło to na pewno główny bohater i klimat, szczególnie pierwszej rozmowy w obslizglym wagonie PKP przy kubeczku wiśniówki. Fajnie użyta gwara, specyficzna atmosfera, brud i smród – tak, jak być powinno. Druga część, juz w Szczecinie, podeszła mi mniej. Postać dziewczyny tak straszliwie (moim zdaniem) przerysowana, że aż trudno było mi przebrnąć, a wizja potrójnej śmierci w wyniku upadku na schodach trochę bawi (choć może niesłusznie :P). Finał ciekawy, jego połączenie z tytułem tekstu sprytne, stylistycznie też było w porządku. Generalnie, podobało mi się. Pozdrawiam!

Hej! Krótka i zwięzła opowieść z fajną, dość nieprzewidywalną puentą. Tekst jest napisany skrótowo, jak już mówiły komentarze powyżej, nieco kojarzył mi się z przypowieścią, toteż trudno mówić tu o jakichś emocjach, utożsamieniu z bohaterami czy napięciu, ale to zdecydowanie nie miało być celem historii. Także dobry koncept, w którym – moim zdaniem – bardziej chodzi o wybrzmienie samego zakończenia, niż wiarygodność, epickość i tak dalej. Nie wiem tylko, czy te oddzielenia poszczególnych fragmentów są konieczne, bo całość brzmi jak ciągła relacja narratora, ale to już kwestia gustu, może tak łatwiej i milej jest czytać. Pozdrowienia!

Hej! Przyznam, że osobiście jestem fanem gotyckich opowieści grozy i horroru sięgającego po nieco bardziej "klasyczne" monstra z mitologii i wiejskich gawęd, więc opowiadanie jak najbardziej wstrzeliło się w moje gusta.

Jednocześnie wiele rzeczy mi tu zgrzytało, przez co mam mocno mieszane uczucia. Dużą rolę odgrywa w tym język, który, choć stylizowany na pamiętnik wykształconego panicza, jest często nieco niezgrabny. Czasem miałem po prostu problemy z przebrnięciem przez niektóre akapity.

Te dłużyzny szczególnie dawały się we znaki (choć właściwie nie mam nic przeciwko powolnemu rozwojowi fabuły!), gdy pomyślałem, że fajnie byłoby je przeznaczyć na coś, czego mi tu zabrakło, a co według mnie tworzy tak naprawdę solidną atmosferę grozy, to jest opisy samego zamku, ziem wokoło i okoliczności wydarzeń.

Sugestywne i trafne sformułowania tworzą dla mnie, oprócz stawki, porządny horror. Tego mi nieco momentami zabrakło, chciałbym po prostu zanurzyć się w tym siermiężnym, ponurym klimacie.

To co mi się jednak bardzo podobało, to elementy groteski, szczególnie w relacjach rodzinnych rodu. Z drugiej strony, sama postać ojca mi nie zagrała – rozmowy z nim po prostu nie wydawały mi się szczególnie interesujące. Sam początek z kolei, dał mi silny klimat opowiadań Lovecrafta z narratorem powoli wyjaśniającym swoje położenie.

Podsumowując, komentarz wyżej ma moim zdaniem rację – trzeba praktykować i przekładać swoje pomysły na treść, im częściej tym lepiej. Pozdrawiam!

Hej, opowiadanie bardzo dobre, ale strasznie przykre. Podzielam opinię emlisien,bo też nieco żałowałem w połowie drogi. Przykra rzeczywistość zwierząt domowych po katastrofach. Istoty, które ze względu na więź z nami niespecjalnie potrafią poradzić sobie w brutalnym środowisku. Generalnie, przykry temat. Ostatnia scena przypomniała mi odcinek "Czarnobyla" HBO i emocje, które mi wtedy towarzyszyły, choć było to dawno. Podsumowując, dobry tekst. Pozdrawiam.

Hej! Faktycznie opowiadanie brzmi dla mnie jak powyjmowane fragmenty czegoś większego, jakiegoś sporego uniwersum z własnym systemem społecznym, historia i kulturą. Sporo ciekawych pomysłów, ale potraktowanych momentami powierzchownie ze względu na krótką formę. Bohaterowie siłą rzeczy są tylko figurkami deklamującymi pewne idee i teorie, najbardziej "ludzki" wydaje się fragment o medykach. Chętnie poczytałbym więcej o konsekwencjach społecznych używania "fioletowego płynu". Całość fajna, dość sprawnie napisana, zwięzła. Pozdrowienia!

Hej, opowieść bardzo przypadła mi do gustu! Sugestywny styl i pełnokrwisci bohaterowie pomimo tak niewielkiej liczby znaków. Nie fabuła tu króluje, a motywy, przeżycia i klimat. Podoba mi się, że to dość "brutalny" świat, gdzie nie ma żadnego uniwersalnego remedium na tragedię; nikt nie może cofnąć czasu, naprawić błędów, ani nawet powiedzieć prostego przepraszam. Można jedynie przeć do przodu i próbować nadgonic pędzący świat, pomimo emocjonalnego bagażu na plecach. Wszechobecny smutek, ciężar wyrzutów sumienia, wieczna gonitwa myśli i próba radzenia sobie z rzeczywistością przez używki, wyparcie, szukanie uwagi. To była naprawdę wartościowa lektura, pozdrawiam!

Hej! Przyznam, że mam mieszane uczucia. Z jednej strony podoba mi się koncept "ucieczki" od problemów naszego świata do multiwersum, które daje tyle możliwości (choć powody ku temu może niekoniecznie do mnie przemawiają – jako czytelnik miałem wrażenie, że uczucie Stevena bardziej przypomina chwilową miłość, którą on sam niedojrzale romantyzuje, a nie coś niezwykle głębokiego, co popchnęło by go do takiego szalenstwa, ale z drugiej strony bohater zdaje się celowo mieszanką geniuszu i braku rozsądku). Lubię też niektóre dialogi i pewne przemyślenia naszego narratora, a sentencja o "szczęściu do szczęścia" szczególnie mi się spodobała. Ale. Przede wszystkim trochę trudno mi się to czytało (może subiektywna sprawa) ze względu na styl, składnie, czasem jakieś większe i mniejsze błędy. Do tego bohaterowie wokoło Stevena w ogóle do mnie nie przemówili i zdawali się takimi wydmuszkami, choć rozumiem doskonale, że trudno zrobić głębokie portrety psychologiczne postaci w tak krótkim tekście. Podsumowując, nie do końca się wciągnąłem, ale jednocześnie całość mnie nie zmęczyła, więc było nawet przyjemnie ;)

Hej, całkiem przyjemne opowiadanie. Na zdecydowany plus lekki styl. Tak jak zostało napisane wyżej – tekst kładący większy nacisk na wartką akcję niż psychologię, ale nie ma w tym nic złego. Choć rzeczywiście, nieco nijakie tło i wspomnieni już "nieprofesjonalni profesjonaliści" psują odbiór. Właściwie przez lwią część opowieści zastanawiałem się, czemu nikt nie powziął żadnych kroków w celu zapewnienia bezpieczeństwa – mieli wszakże do czynienia nie tylko z bogiem, ale zwyczajnie… Pół krokodylem. Z jednej strony byli rozemocjonowani, ale z drugiej akcja trwa kilka dni. Tak czy inaczej, czytało się fajnie, a nutka grozy była wisienką na torcie (choć domyślałem się, że prędzej czy później ta krokodyla głowa do czegoś się przyda ;)

Klimat bardzo mi odpowiadał – klasyczna twierdza z księciem, rycerzami, czarownicami,podziemiami, jakimiś upiorami, nawiedzonym lasem i trefnisiem… No ktoś mógłby rzec, że aż do bólu klasycznie, ale do mnie przemawia ;) Bardzo polubiłem też początek. Trochę zdystansowana i ponura relacja z wydarzen z perspektywy błazna, w tym ta uczta, która (może przez styl pisania) kojarzyła mi się z jakimś posępnym spektaklem, gdzie może stać się jakiekolwiek niespodziewane okropieństwo. No a potem wskakuje dość nieoczekiwany zwrot. Zgrabnie napisany i generalnie połapałem się co i jak, ale w pewnym momencie nawała kolejnych twistów fabularnych stała się męcząca, nie będę kłamał. Samo tempo też gwałtownie wzrosło, co trochę odbiło się na takim "utożsamieniu się" z narratorem. Ale podsumowując, całkiem fajna opowieść z dobrym pomysłem, choć w pełni rozumiem, że wielu może zupełnie nie podejść już od początku.

Dobra opowieść z ciekawym filozoficznym przesłaniem. Moment, w którym w umyśle religijnego wojownika z życiem całkowicie poświęconym swej wierze i bogowi zaświtała świadomość, że pozbawił kogoś innego własnego sensu istnienia jest zdecydowanie moim ulubionym. Jego niedowierzanie fajnie podsumowało go jako człowieka w tamtym czasie. Od strony technicznej czytało się dość przyjemnie, choć czasem może trochę koślawo, zwłaszcza przy fragmentach pisanych kursywą. A co do patosu, to sam osobiście nawet go lubię, choć może to jakieś odchylenie :P Generalnie, podobało mi się.

Hej, Finkla, miło, że wpadłaś. Z twojego komentarza wnioskuję, że opowiadanie niezbyt ci się spodobało. Tak czy inaczej, spróbuję odpowiedzieć na twoje wątpliwości.

Jeśli chodzi o charaktery, to zgadzam się, że moi bohaterowie i bohaterowie oryginalnych legend bardzo się różnią. Tak naprawdę spójnik stanowią tutaj ich nieco zmodyfikowane historie, które są też podstawą samej opowieści. Wydaje mi się jednak, że po tak wielu przeżyciach i tylu zmianach, które zaszły gwałtownie wokół nich, ich charaktery musiały przejść pewną metamorfozę. Artur, Lancelot i Galahad zmieniają się na gorsze, rozpijają się jeszcze bardziej, zwłaszcza ten pierwszy. Drugi dodatkowo ma problemy z kasą, trzeci z pracą. Tylko Ginewra i Mordred, napędzani chęcią zemsty, stają się bezwzględni i dają radę jakoś się podnieść. A zemsta w tym przypadku, istotnie, ma wszelkie znamiona mafijnych porachunków.

Co do czasu, to powtarzam: moim błędem było niesprecyzowanie tego w tekście, skupiłem się jednak przede wszystkim na własnej historii, niekoniecznie na jej przyczynach, stąd też takie problemy. W mojej wyobraźni widziałem zmartwychwstanie na Avalonie niekoniecznie jako coś, co zdarzyło się w jednym momencie. Bohaterowie zdążyli rozejść się po świecie, Ginewrze i Mordredowi zaś zajęło całkiem sporo odnalezienie ich, a potem sprowadzenie w odpowiednie miejsce. Rzecz jasna, mogli załatwić sprawę szybko i prosto, stwierdziłem jednak, że nic nie daje takiej satysfakcji jak zaplanowana w czasie, perfidna zemsta, która uświadamia ofierze, co zrobiła źle. Ponownie, mea culpa.

No i na koniec, opisy. Rozumiem, że nie każdemu musi się podobać taki sposób rozpoczęcia i że wielu znudzi, ja jednak często mam dość tekstów, które natychmiast rzucają czytelnika w wir wydarzeń, stąd też stwierdziłem, że spróbuję zrobić to spokojniej, stopniowo. Chciałem też oddać nieco klimat tamtej okolicy, nieprzychylne nastawienie ludzi, rywalizacje o drobnostki, takie jak chociażby kibicowanie innym zespołom. Próbowałem też uświadomić czytelnikowi na jakim odludziu znalazła się bohaterka. Jeśli zrobiłem to słabo, to przepraszam.

Podsumowując, dziękuję za komentarz i zachęcam do dyskusji.

Witaj, NoWhereMan! Dzięki za komentarz i za klika.

W tekście było wspomniane, że Ginewra i reszta obudzili się na Avalonie, który utożsamiłem z Wyspą Bardsey, i potem trafili, gdzie trafili; Ginewra prowadziła swój hotel, Artur się rozpił, Lancelot został kierowcą ciężarówki i tak dalej. I akurat wypadło na XX wiek, po prostu chciałem umieścić wtedy fabułę. Chyba rzeczywiście było to zbyt słabo nakreślone w tekście, stąd może wynikać niezrozumienie.

W każdym razie cieszę się, że wpadłeś i zostawiłeś pozytywne słowo!

Hej, Anet! Dzięki za komentarz, błędy już poprawione. Wiem, że nie wszystko jest tak dobrze podbudowane jak powinno i jak sam bym chciał (mam na myśli łatwość w wykonaniu planu). Po prostu nie starczyło mi już miejsca, a chciałem w miarę obrazowo ukazać sposób działania Ginewry, jej motywację, a przy okazji nie zrobić z opowiadania czegoś w rodzaju krótkich scenek bardziej pasujących do filmowych kadrów. Co do uwagi o tłumaczeniach, wokół nich kręci się cała oś fabularna. Ginewra jest wściekła, trzymała w sobie złość przez setki lat, teraz miała swój własny moment, swoją dramatyczną scenkę. Chciała im to wygarnąć. A oni, jak to często bywa, poniekąd nie widzieli się jako złych ludzi, może poza Lancelotem, który jest tutaj, powiedzmy, jedynym nieco skruszonym człowiekiem. Jednak nawet jego skrucha wynika bardziej z chęci ratowania dziecka, nie mówiąc już o skrusze Artura, który chce jedynie ratować własny tyłek. W każdym razie cieszę się, że czytało ci się przyjemnie :)

Dziękuję za miły komentarz, Saro! Bardzo mnie cieszy, że ci się podobało. Również nie jestem do końca pewny tej “silnej, niezależnej kobiety”. Sprawdzę w regulaminie czy mogę jeszcze edytować tekst do zakończenia przyjmowania zgłoszeń i ewentualnie spróbuję coś z tym zrobić. Jeszcze raz dziękuję!

Achilles – Kolun

Adonis – Łosiot

Afrodyta – Thom Ash

Agamemnon

Agni – Tomasz R. Czarny

Amaterasu – wybranietz

Apollo

Artemida – Darrien,  janpowsinoga

Artur – Fizyk111

Aryman – Owca_z_Makowca, Jigidigi

Atena – chalbarczyk

Baal – Król Gniew

Baldur

Baron Samedi – yantri

Bastet – Monique.M

Beowulf

Brunhilda – Michau

Cuchulain – Thargone 

Demeter – Zielonka

Eneasz – Żongler

Freya -amade1324

Gilgamesz – Piotr Skowronek

Ginewra – Morgoth

Hades – Wilk-Zimowy (gdyby komuś zależało, niech pyta, najlepiej na priv by nie umknęło między komentarzami, bo nie do końca jestem pewien, czy tekst zostanie sfinalizowany)

Hanuman – Nevaz

Hekate – SaraWinter

Helena

Hera

Herakles – Realuc

Hermes – Irka_Luz

Ilia Muromiec – wojtas10

Inanna – black_cape

Izanagi i Izanami

Izyda

Jazon – arya

Kościej Nieśmiertelny – El Lobo Muymalo 

Kriszna – kam_mod

Lancelot – MPJ 78

Lawinia

Loki – Blacktom

Medea – Finkla

Merlin – Mr.Maras

Morgan le Fay – Tymoteusz123

Odyn

Odyseusz – Arnubis,  janpowsinoga

Orestes – syf. 

Ozyrys – Rossa

Pan – [Asylum – usunęła opowiadanie, więc jeśli się nie rozmyśli, jest wolny], Lady Catbeth

Pandawowie

Perceval [Parsifal] – Madej90

Persefona – Staruch, Artemisia

Posejdon – sylwiel

Quetzalcoatl – WilkBetonowy, CM

Rama/ Sita

Ratatosk – Światowider 

Rhiannon – Majkubar 

Romulus – Natan

Set – Naz

Siwa – Fosken

Tejrezjasz – Dinos

Tezeusz – dogsdumpling

Thor – BearClaw

Thot – MaSkrol

Tristan/ Izolda

Wasylissa Przemądra-Zielonka

Zeus – Borowik

Zygfryd

Tekst był naprawdę świetny. Ze swojej strony mogę tylko pogratulować. Najbardziej porwał mnie chyba genialnie oddany klimat. Do tego płynność, fajne dialogi i cała gama emocji, a to wszystko w tak krótkim tekście. Wątek mitologiczny też całkiem spoko, choć ja bawiłbym się z tekstem tak samo dobrze nawet jeśliby go nie było. Jeszcze raz gratki!

Cieszę się, że ci się podobało, Zygfrydzie. Dzięki za miły komentarz i oddany głos :)

Poprawiłem kilka usterek, które podpowiedzieli regulatorzy, jestem wdzięczny, że poświęcili swój czas by wszystkie rozpisać. Dziękuję Caernowi i Staruchowi za to, że zdołali znaleźć choć trochę przyjemności w lekturze ;) Podziękowania lecą też do None, zrobię co w mojej mocy, aby jego rady nie poszły na marne.

Dziękuję fizykowi i drakainie za rady i opinię. Zdaję sobie sprawę, że opowiadanie nie jest perfekcyjne, postaram się wyciągnąć z waszych komentarzy wnioski i zrobić to lepiej następnym razem. Fragmenty opisów podane przez fizyka111 poprawię w najbliższym czasie. Dziękuję za poświęcony czas.

Nowa Fantastyka