Profil użytkownika


komentarze: 40, w dziale opowiadań: 40, opowiadania: 22

Ostatnie sto komentarzy

Pisać bezbłędnie się nie da, podobnie jak zrobić idealnej korekty czy redakcji. Wydaje mi się to oczywiste dla każdego, kto choć trochę w pisaniu siedzi. Gdyby jednak się dało – jak wynika z Twojej wypowiedzi – i tak żeby pisać bezbłędnie musiałabym wcześniej popełnić każdy możliwy błąd. Wszak nie sugerujesz, że popełniła(by)m je w jednym opowiadaniu.

Regulatorzy – przyznam, że nie pamiętam na pewno już jak to było z pierwszymi dwoma opowiadaniami, które umieściłam dość dawno temu. Wydaje mi się jednak, że coś z tego się znalazło. Co się jednak tyczy wprowadzania poprawek, to nauka może wypływać z samego ich zauważania, a wprowadzanie już jej za sobą nie pociąga.

 

Śniąca – muszę przyznać, że pochlebia mi, że zastanawiasz się nad tym, do kogo skierowany miałby być tekst, nawet pomimo tego, że ostatecznie zadajesz mi to pytanie. Nie zależy mi na odbiorze postaci, jak to ujęłaś, z prostego powodu wykorzystywania baśni w dość klasycznym rozumieniu, gdzie rozwój psychologiczny jest wręcz niewskazany.

I oczywiście, że dobry retelling też może mieć problem z odbiorcą. To nie jasne określenie odbiorcy jest wyznacznikiem jego jakości. Jest wiele ścieżek, którymi może podążyć taki twórca i na których może skupić się bardziej. Tekstem może chcieć edukować, bawić, zaskakiwać albo po prostu stworzyć zupełnie nowy utwór, który z baśni zachowa co najwyżej kilka rozpoznawalnych wątków i można będzie dyskutować, czy w ogóle jest jeszcze retellingiem. Akurat wersji Emelkali nie czytałam, za to wśród nie-baśni jest i taka, która – choć ciekawa i dobra – będzie miała z odbiorcą ogromny problem.

 

CountPrimagen – jak pisałam, tutaj zmiany chciałam wprowadzić głównie w warstwie ideologicznej, nie fabularnej, rzeczywiście więc nie jest to nagle końcówka, w której babcia okazuje się wilkiem (bo i takie były).

 

ARHIZ – przy czym zyskał nieśmiertelność wśród nas. Pytanie, czy o taką nieśmiertelność warto dbać. Możliwe, że wśród swoich zyskałby zdecydowanie lepszą i bez tego rodzaju poświęcenia. A tak, pamiętany przez ludzi i zapomniany przez inne wilki…

Spośród zaproponowanych poprawek zazwyczaj wprowadzam te, które uznam za słuszne i sensowne. Wyjątkową sytuacją jest, gdy tekst już trochę wisi i mam świadomość, że i tak zaginął już wśród kolejnych utworów i nikt go nie przeczyta – wtedy wprowadzanie poprawek mija się z celem. Wciąż jednak jest to ciekawe

Śniąca – problem z odbiorcą jest problemem niemal każdego retellingu, więc i w tym wypadku mnie nie dziwi. Jeszcze nie dla dzieci, już nie dla dorosłych, a młodzież szczególnie nie będzie przecież czytała baśni. Co zaś się tyczy papierowości postaci, muszę przyznać, że nie od tego jest ten gatunek, by bohaterowie mieli wzbudzać emocje (dziś mogą chyba jedynie negatywne). Istotna nawet jest papierowość i absolutna jednostronność postaci, które mają tylko reprezentować pewne, zazwyczaj pojedyncze, cechy.

 

Jastek Telica – ciekawy komentarz i ciekawa propozycja, jednak z jednym się nie zgodzę. Nie mogę dodać sceny, w której babcia martwi się o wnuczkę, gdyż ta nigdy (i nigdzie w tekście) się o nią nie martwiła. Być może uratowałoby to ją choć w pewnej mierze, nie zdobyła się jednak na to.

 

Finkla – dziwne jest również, że w oryginalnej wersji zarówno Kapturka, jak i babcię wilk połknął w całości, a po rozcięciu mu brzucha wyszły całe i zdrowe, nawet nie nadtrawione. W pewnych stylach musimy się liczyć z rzeczami “dziwnymi”, a raczej z tym, że świat przedstawiony nie jest światem naszym. Na stronie o fantastyce wydawało mi się to nawet dość oczywistym założeniem.

 

SzyszkowyDziadek – nie ukrywam, że zmiany nie zachodzą tu na poziomie fabularnym – który rzeczywiście niemal się nie zmienia – a na poziomie przekazu. Oczywiście, nie każdy musi się z tą zmianą zgadzać, a nawet ją wychwycić, bo od tego jest indywidualne odczytanie.

 

regulatorzy – czasem trzeba jakoś zwabić do siebie rodzinę, niech podniesie rękę, kto w żaden sposób tego nie zna. Ciekawe jednak, że ostatnie zdanie napisałaś dzień po tym, gdy wrzucony już tekst przeczytałam i poprawiłam ze wszystkich usterek, które znalazłam.

 

ocha – jak już pisałam wyżej, pomysł odwrócenia bajki. Prosty i zarazem konkretny.

 

NoWhereMan – jak też już pisałam, nie od tego wybrałam ten gatunek, by postacie ożywiać. Wiem, że po powieściach psychologicznych podejście bardziej baśniowe, papierowe i jednostronne jest zgoła archaiczne i może nie przekonywać. Jednak to nie na związywaniu czytelników z postaciami mi tu zależało.

 

ARHIZ – może i na tym, może i na konsekwencji. Wydaje mi się jednak, że i bez konsekwencji wilk stał się wystarczająco ludzki. Poniósł przecież porażkę w momencie, gdy w ogóle uczuł jakiekolwiek ludzkie uczucie. Gdyby nie to, gdyby nie szukał zemsty, miałby prawdopodobnie szansę ujść zapomniany. Jednak w momencie, gdy się na nią zdecydował, gdy stał się zbyt ludzki w walce z tymi, którzy mają w tym większe doświadczenie, przypieczętował swój los. Gdyby wytrwał w woli zemsty i stał się potworem jak oni, to ludzie z kolei szukaliby zemsty (na tym wilku i pewnie innych). Krąg by się zamknął, i zwierz tak czy tak zginął.

 

I na koniec wszystkim dziękuję tak za przeczytanie, jak i za komentarze.

Akurat pytanie “po co opowiadać baśń jeszcze raz, skoro wszyscy ją znamy” jest bardzo słuszne i przy każdym czytaniu/oglądaniu/słuchaniu baśni – zarówno tej kanonicznej wersji, jak i każdej innej – warto je sobie zadać.

Z kolei czy innym się spodoba mam swoje podejrzenia, według których prawdopodobnie nie będziesz się czuła osamotniona, jednak czas dopiero pokaże, jak będzie naprawdę.

Tak czy tak dziękuję zarówno za przeczytanie, jak i za opinię.

Scenka napisana bardzo przyjemnie i zgrabnie, udało się też uchwycić napięcie chwili. Bolało mnie tylko używanie określenia “żona”, skoro wiadomo, że nią nie jest i w pewnym sensie nigdy nie będzie. To jednak kwestia błędu ani nawet estetyczna, a podejścia do tematu.

Tekst pozostawia wiele miejsca na domysły dla czytelnika, i to na plus, ja jednak chętnie dowiedziałabym się czegoś więcej o motywacji bohatera. Dla mnie zupełnie bez sensu jest tworzenie sobie ciała, gdy wiemy, że nigdy nie będzie tą samą osobą i poczytanie czegoś z drugiej strony byłoby ciekawe.

Ogólnie tekst na plus, scenka do przemyślenia dla czytelnika.

Coś jest ze mną bardzo nie tak, skoro tekst nie był dla mnie absurdalny. Był raczej kwintesencją sztuki nowoczesnej, choć raczej smucił, niż bawił. Choć w kilku miejscach miałam poczucie, że ich jedynym celem jest oburzenie kogoś nieco na siłę – ale to może zboczenie wynikłe z nadmiaru czasu spędzonego w internecie.

Za to zakończenie mnie też rozczarowało. Nawet nie ten moment o maczetach, ale sama końcówka. Liczyłam jednak na coś więcej.

Tekst sam w sobie przyjemny, choć bardzo krótki i zanim człowiek zacznie się zaczytywać, już się skończył. Jednak jego poważną wadą – przynajmniej na tej stronie – jest, że trzeba do niego znać trochę Twój świat i Twoją rasę. Tekst sam w sobie nic nie wnosi i bez kontekstu nie ma większego sensu. Jednak jeśli ktoś zna ten kontekst, zawsze miło dowiedzieć się czegoś nowego o anaosach.

Przede wszystkim rzuca się w oczy ogrom błędów interpunkcyjnych. Aż nie zdołałam wszystkiego przekopiować i tu wrzucić, a niektóre naprawdę utrudniały czytanie lub wręcz zmuszały do zatrzymania się na chwilę, ot takie:

rzucił delikatnie chwytając kubek

rzucił (powiedział) delikatnie czy delikatnie chwycił kubek?

Sama treść mnie nie urzekła. Spodziewałam się czegoś ciekawszego po temacie śmierci i podróży do krainy pośmiertnej. Ogólnie nic nowego, a bohater ma bardzo, bardzo chrześcijańskie podejście, co kłóci się z jego brakiem pamięci. Dialogi są dość niezręczne, podobnie jak pewne fragmenty:

Przecież chęć życia i nieustanna walka o jego utrzymanie to cecha wszystkich żywych istot. Nie przegram ze śmiercią.

On już nie żyje, w dodatku to “podświadomie (jak ja nie lubię tego słowa) wie” (tak swoją drogą, czy człowieka po śmierci nadal można podzielić na świadomość i nieświadmość? Co w ogóle zostało z tego bohatera, skoro stracił wspomnienia?). Nie ma więc żadnych przyczyn, dla których miałby mieć élan vital. I czemu ten przewoźnik tak swobodnie i chętnie mówi mu o tym przeznaczeniu zmarłych, skoro istnieje ryzyko jakiegoś buntu? Odnoszę wrażenie, że temat i odpowiedzi na sporo pytań musisz jeszcze, Autorze, przemyśleć.

Werwena, dzięki, doszlifować na pewno zawsze można – czasem czytam tekst naprawdę do znudzenia, a i tak zawsze się coś znajdzie. Nie wspominając już o rzeczach, których nie wyłapuję, bo dla mnie brzmią w porządku – a kogoś innego mogą razić.

Nevaz, pytanie, czemu tak myślał może być nawet nieco filozoficzne, bo da się sprowadzić do tego, czemu trawa po drugiej stronie jest zawsze bardziej zielona?

Faktycznie, nie zaznaczyłam dlaczego krasnoludy miałyby wspomóc elfa, ale – co tu kryć – dla mnie to oczywiste, że nawet jeśli ich stosunki były chłodne, to podróżnemu należy się pomoc. Że po prostu nie można goi zostawić ot tak, bez jedzenia czy innych zapasów. To już kwestia mentalności.

Trochę mi się ten komentarz rozrósł i chyba poplątał, ale mam nadzieję, że zrozumiesz, co mam na myśli.

Przede wszystkim warto zaznaczyć, jaką konkretnie religią był inspirowany tekst, bo “opowiadanie inspirowane mitologią“ nie mówi kompletnie nic. Już tytuł ukazuje dużo więcej.

Tkwiłam między teraźniejszościami

Mogła tkwić między rzeczywistościami, światami, ale nie teraźniejszościami.

 

Poza nazwą rzeki niewiele tu nawiązań do mitologii. Siwą brodę miał nie tylko Charon, takąż samą można przypisać Zeusowi, Kronosowi (w ogóle większości bogów greckich), Odysowi czy Odynowi, jeśli wyjdziemy poza tereny śródziemnomorskie. Lub dowolnemu starszemu mężczyźnie. Akurat ten moment jest bardzo nietrafiony.

Sam tekst enigmatyczny – co, jak rozumiem, było zamierzone – i ostatecznie niespecjalnie łączy się ze sobą – co już zamierzone chyba nie było. Ja odniosłam wrażenie, że cała pierwsza część jest tylko snem, w którym kobieta chciałaby spotkać rodziców. Nie uznałabym, że naprawdę ich spotkała i matka, po latach, rozpoznała w niej córkę. Poza tym, co porwana dziewczyna miałaby robić w domu rodzinnym? W drugiej scenie bohaterka się z tego snu budzi i odkrywa, że nie jest w domu rodzinnym, a uwięziona. Nadal nie wiem, co myśleć o krzyku dziecka – skąd się w ogóle wziął?

Druga scena w ogóle mogłaby dużo więcej wyjaśniać, a tylko pokazuje, że dziewczyna jest u mężczyzny z trzeciej sceny.

A co do maku – nie spotkałam się w naszej kulturze, żeby był symbolem zapomnienia. Skąd taki pomysł?

Ogólnie mam wrażenie, że miałaś ciekawy pomysł, którego nie potrafiłaś przedstawić. Nawet jeśli tekst miał być enigmatyczny, to powinien być bardziej spójny – lub musisz pogodzić się, że odczytania będą (najwyraźniej) bardzo różne od założonej historii.

Nie no, jeśli ktoś lamentuje, żali się, płacze, to wtedy mamy biadać. Jednak “Biada ci!” wskazuje na niebezpieczeństwo wiszące nad jakąś osobą. Możliwe, że nie może być wieczna – ale jednak oznacza nadchodzące nieszczęście i niebezpieczeństwo.

Zawsze miło kogoś zainspirować. Rzeczywiście, niekonsekwentnie nazywasz swojego bohatera, warto się zdecydować. I nie skończył wcale lepiej, ale to i dobrze – pozytywne zakończenie byłoby tu tak przewidywalne, że aż nieprzyjemne.

I choć opowiadanie jest napisane bardzo prosto, czasem mam wręcz wrażenie, że jak dla stereotypowego “głupiego amerykańskiego odbiorcy”, co to za dużo myśleć nie może (właściwie w dwóch akapitach pod rząd piszesz/tłumaczysz to samo) – jest napisane bardzo przyjemnym stylem, dzięki czemu czyta się szybko i dobrze. Wykonanie tej wersji jak najbardziej na plus.

Pierwsze powtórzenie “które” było celowe, ale potem rzeczywiście się przez przypadek namnożyły, gdy zamieniałam zdania miejscami.

Tolkienowi można by znowu zarzucić, że jego bohaterowie nie mogą być elfami, bo są przyjaźni ludziom. Fakt, że Eanvel nie jest bluszczowaty jeszcze mu elfickości nie odbiera. Tym bardziej, że to uwielbienie dla złota nie wzięło się znikąd.

Arhiz – podziel się, gdy już stworzysz.

Regulatorzy – gdyby po prostu odszedł, nie byłoby tak widać, że nie ma prawa powrotu – “wygnianiec” to zaznacza. Można spokojnie stwierdzić, że kto porzuca swoje plemię, ten sam skazuje się na banicję. Reszta poprawiona. “Dla mnie to opowieść o bezsensie podejmowania nieprzemyślanych decyzji” obok poszukiwania na siłę lepszego życia, też jest to jeden z przekazów. A co do sensu – tutaj zależy głównie od tego, co słuchacz wyciągnie.

joseheim – no jak, jak można nie kibicować Kubusiowi Puchatkowi?! (to tak w sprawie głupich bohaterów). A tak poważnie, akurat jemu kibicować nie trzeba i jego los nie miał wzbudzać współczucia. Czasem bohaterowie muszą być głupi, by doprowadzić do odpowiednich sytuacji – ot Czerwony Kapturek (a już zwłaszcza jej matka) czy Śnieżka. I nie, elf nie chciał zobaczyć, jak ludzie żyją, a żyć wśród nich, coby było mu lepiej.

Finkla – dzięki, dobrze, że chociaż pomysł się broni.

Akurat motywacja bohatera nie jest tu najważniejsza, a jednak jest pokazana. Uważam, że delikatnie, ale wystarczająco czytelnie, by dało się ją zauważyć.

Nie bardzo też rozumiem, co jest niezręcznego w “nieruchomych domach”. Im bardziej to powtarzam, tym bardziej mi się nie rymuje, nie ma też żadnej aliteracji.

Akurat jeśli wojna jest czegoś słabą kalką, to zdecydowanie mitologii, choć w wersji bardzo “ubajkowionej” – we “Władcy” im bardziej patrzę, tym bardziej olbrzymów i takich decydujących pojedynków nie było. Choć i tam, i u mnie wojna rzeczywiście typowo między dobrem a złem. W każdym razie to z mitologii pochodziły główne inspiracje.

Teyami, Anet – dzięki.

Lord Vedymin, myślałam nad dopisaniem dalszej części, jednak historia, która powstała w mojej głowie wyszłaby już zupełnie poza główny temat, więc postanowiłam zostawić tak, jak jest. Może jeśli w przyszłości dopiszę ciąg dalszy, poczucie niedostatku zniknie.

Śniąca, przyznam, że nie czytałam innych opowiadań konkursowych przed napisaniem, a i potem tylko kilka. Akurat Drolerii nie było w tej grupie, więc nie wiem, o jaki klimat chodzi, ale nadrobię.

Arhiz, no właśnie – cóż to byłaby za bajka, gdyby piękne dobro nie biło się z brzydkim złem? W każdym razie nie dość tradycyjna.

Ciekawy tekst – a właściwie teksty – i spojrzenie na pomysły ludzi w krzywym zwierciadle. Nie ma się czego bać, a pośmiać się z tego, jak bardzo niektórzy chcieliby móc przesadzić to zawsze dobry początek lub koniec dnia. Jedyne, co naprawdę mnie “zabolało” to wielka litera nagle w środku zdania:

“W Niemczech Powstała kwestia”

Z każdej opowieści można by zrobić fragment, co niektórzy autorzy aż nazbyt dobrze udowodnili… W każdym razie, raczej opowiadanie o znaczącym zakończeniu.

Efly, dla zwykłych ludzi, zniknęły ze świata i jest to coś, co uparcie sobie powtarzają, ignorując różne dziwne rzeczy, które się wokół dzieją. Jednak ci, którzy widzą więcej, wiedzą więcej, a czasem nawet są kimś więcej znają prawdę.

Oczywiście, że czynów się nie robi. To, że my to wiemy nie znaczy, że dziecko też. A kocyk i owszem, może kogoś opuścić, jeśli ten ktoś traktuje go jak przyjaciela. Pewna antropomorfizacja.

Raczej walka elfów i olbrzymów jest pretekstem do dziecięcych marzeń i fantazji, ich podsycania. A to właśnie one najbardziej kojarzą mi się z okresem dziecięcym.

Ciekawy pomysł, sam tekst też mi się spodobał. Jedynie szyk przestawny nie zawsze był uzasadniony, czasem raczej utrudniał czytanie niż dodawał klimatu. Za to styl jak najbardziej na tak i coś dłuższego mogłoby być naprawdę wciągające.

Przeczytałam i właściwie tyle. Czytało się lekko i szybko, ale też bez emocji czy chociaż rozbawienia. 

Trochę błędów interpunkcyjnych, przede wszystkim “mimo że” to jeden zwrot – choć dwa wyrazy graficzne – i nie stawia się między nimi przecinka.

Najbardziej zwróciło moją uwagę niepoprawne używanie “jak” zamiast “który”, “gdy” itd.

Starszy mężczyzna ocknął się, jak tylko usłyszał wypowiedziane ostrym tonem słowa -gdy, kiedy

Odważył się podnieść głowę dopiero wtedy, jak jego kroki umilkły wewnątrz szklarni – gdy

“Jak” stoi przed dokładniejszym opisem np. wyglądu.

No i jeszcze dom, który wyglądał na pogodny, to chyba cecha wyłącznie ludzka.

 

Tyle z czepiania się. Sama treść bardzo przypadła mi do gustu, stary ochmistrz jest ciekawym bohaterem. Może nie jest bardzo wyraźnie zarysowany psychologicznie, ale jego przywiązanie do kraju i niepokój o swoją przyszłość bardzo tu pasują. Chętnie dowiedziałabym się więcej o całym tym rodzie i relacjach w nich, bo ten wątek ma bardzo duży potencjał. No i sam stary, nawiedzony dom, czyli ciekawie wykorzystana klasyka.

 

Przyznaję, że gubiłam się, zwłaszcza na początku. Który jest który, który mówi, który ma jaki kolor oczu, a że trzy na cztery ważne nazwy zaczynały się na tę samą literę – tylko gorzej dla mnie. W jakiejś mierze to pewnie też wina tego, że świat jest mi zupełnie obcy, więc te nazwy krajów czy organizacji tym bardziej. Fragment z pułapką bardzo krótki i wygląda jak wstawiony “żeby to jakoś popchnąć”, a przecież mógłby być ciekawym fragmentem akcji. Ogólnie historia i postaci mają spory potencjał, ale trochę to przegadane.

Ból czytania swojego tekstu – czasem trzydzieści razy to za mało, a człowiek po prostu już nie może i ma dość. Tak, to akurat w pełni zrozumiałe.

Zmiana języka ma sens po wytłumaczeniu, ale nie widzę go nigdzie w tekście, dlatego tak razi.

Trochę jest tu błędów interpunkcyjnych, warto się dokładniej tym przecinkom przejrzeć. Nie zawsze pasował mi język narratora – zwłaszcza na początku, potem przywykłam. Momentami jest niemal medyczny, co w głowie kota, nawet wspomaganego chipami brzmiało dziwnie – zwłaszcza "ejakulat" obok "posuwania" jako określenia na seks. No i właśnie – fragmenty erotyczne. Są wulgarne i opisywane językiem "ulicznym", podczas gdy reszta ma naprawdę przyjemny, jak mówiłam, momentami medyczny styl, który wskazuje na bogaty słownik autora. Kontrast jest na tyle duży, że mam wrażenie niezręczności autora w opisie takich scen. Nie widzę też powodu, żeby tak graficznie wyróżniać opcje zaproponowane przez Ninę, ale to już zamysł twórczy.

Sama treść bardzo mi się spodobała. Rozwija się powoli, ale nie przeszkadzało mi to, dobrze się czytało. Wszystko wyjaśnia i kończy się w jednej chwili, taki typowy punkt kulminacyjny, ale nie zawiódł mnie. Wcześniej treść pozwala snucie podejrzeń, które pod koniec właściwie są tylko potwierdzane lub nie. Przepełniony rządową/korporacyjną kontrolą świat jest bardzo typowy i podoba mi się, że cała akcja jest osadzona w tak nietypowych warunkach, jak stary młyn, który okazuje się miejscem eksperymentu.

przez te cholerne chmury widać ani Księżyca ani gwiazd – Księżyc tak zapisany, to nazwa ciała niebieskiego na którym lądują astronauci, gdy szukamy czegoś na niebie, to raczej księżyca.

Zbryzgany krwią trup, przyszpilony do posłania drewnianą drzazgą, wyglądał jak… – takie niedokończone zdania pod koniec wersu wcale nie wzbudzają ciekawości. Mnie to wygląda, jakby autor uznał, że jednak niczego ciekawego nie wymyśli i postanowił olać.

Przecinki są nie tam, gdzie trzeba i nie ma ich tam, gdzie by się przydały.

Sama fabuła w porządku, choć brakowało mi jakiegoś zaskoczenia na koniec. Poza tym ciekawie byłoby, gdyby pojawił się opis jakiegoś rytuału czy tego, co się na tej polanie odbywało. Zastanawia mnie, czy sama orgia wystarczyłaby, żeby ksiądz musiał tyle palić i wciąż mówił o tym z drżącymi rękoma.

Dwie rzeczy, które najbardziej zwróciły moją uwagę:

“oddał hołd Bogu, zjadł i włączył telewizor” – w tym połączeniu wychodzi, że zjadł telewizor

“widząc kształtne nogi kobiety opowiadającej o pogodzie na wschodzie” – pojawia się rym

 

Przecinki rzeczywiście wydają się rozrzucone dość losowo, co trochę wytrąca z rytmu – choć nawet w połowie nie tak, jak inwersja, zwłaszcza na początku. Styl wysoki – a z takim kojarzy się inwersja – nie pasuje do opisów "lawy spermy". Kolejną sprawą jest brutalność. W opowiadaniu występuje w nadmiarze, jest wręcz karykaturalna, nie skłaniająca czytelnika do przemyśleń. Chyba, że nie taki był zamiar.

Matki nienawidzące córek… Ciekawy temat, nawet jeśli są sytuacje, w których jest to lepiej widoczne a przy okazji subtelniejsze. Kolejny plus za połączenie tych fragmentów, że nie są tylko odseparowanymi od siebie scenkami.

Dziękuję za wszystkie komentarze i uwagi.

Zdecydowanie jest to szort, nie fragment – krótka scena z życia człowieka w desperacji, na wspomnianej krawędzi.

Niektóre z “dziwnych” zdań były zamierzone, ale najwyraźniej niekoniecznie było to wystarczająco dobrze widoczne lub wpasowane stylistycznie.

Nowa Fantastyka