Profil użytkownika


komentarze: 8, w dziale opowiadań: 0, opowiadania: 0

Ostatnie sto komentarzy

Nic nie poradzę na to, że formę polemiczną odbiera się jako “całuj pański pierścień, chamie” – cieszę się za to, że nikt nie polemizuje z treścią polemiki. W zupełności mi to wystarcza – jednak że zdania krytyczne są zawsze niepopularne, skupiacie się na formie, moim zdaniem całkowicie zbytecznie, bo tak jak prawem sprawnego felietonisty jest bycie złośliwym, tak też prawem polemistów jest przemawianie ex cathedra, jeśli sobie tego zażyczą. Zrozumcie, że gdyby intencją polemiki było obrażenie KOGOKOLWIEK z Was, z autorem inkryminowanego tekstu włącznie, nie zaprzątalibyśmy sobie głów rozbieraniem tego ostatniego na czynniki pierwsze. Znacznie łatwiej byłoby zamieścić tutaj komentarz. 

I naprawdę: nikt się nie nadyma i nie rzuca tytułami. Nie zamierzamy się natomiast ich wstydzić (zwłaszcza ja, bo nie mam żadnego – ale już się zaczynam bać, bo jeśli go zdobędę, to najwyraźniej będę się musiał z nim kryć, żeby przypadkiem o wielkopańskie zapędy nie być posądzonym) – jest różnica między wspomnieniem o tytule naukowym w treści tekstu i podpisaniem się z użyciem tytułu naukowego. To ostatnie, zwłaszcza w listach (sam znam profesorów, którym się to zdarza), jest przejawem braku taktu, czyli, jak to ujmujesz, “nadymania się” – w treści to zwykłe stwierdzenie faktu i podkreślenie, że CF tworzone jest TAKŻE przez akademików. Tu się nikt nie nadyma, tylko korzysta z dyskursywnej przewagi, jaką niewątpliwie zapewnia polemika. Ktoś gdzieś – nie pomnę już, bo w tylu miejscach, ja, zaprzysięgły wróg wszelkiego dialogu, dziś dyskutuję – wspomniał, że pisanie polemik prowadzi do wymieniania się nimi w nieskończoność. Oczywiście, że tak! Dzięki temu powstał “Beniaminek” Irzykowskiego i ze dwa tomy publicystyki Boya-Żeleńskiego – i to było, mili interlokutorzy (naprawdę nie ma w takich zwrotach ironii, jest tylko trochę retorycznej patyny, którą osobiście lubię) w czasach, w których za krytyczny tekst nikt się nie obrażał i nie wołał wniebogłosy o Prawo i Sprawiedliwość. 

A ojców pijarowców zawezwałbym raczej na miejscu portalu, i to już dawno, żeby w osobnym tekście – lub, jak wolicie, w komentarzu – napisać krótkie sprostowanie, wyjaśnić naturę portalu (która nie jest prawdą objawioną nam przez Ojców Założycieli – chyba że jest) i poszkodowanych przeprosić w imieniu autora lub własnym. Proste? Proste, ale znacznie mniej wygodne od przerzucania się oskarżeniami w komentarzach.

 

Otóż portal fantastyka.pl działa na zasadzie forum i warsztatów pisania. Każdy może opublikować tu dowolny tekst (pozostający w zgodzie z regulaminem), głównie po to, żeby poznać opinie czytelników na temat swojego pisarstwa (głównie w przypadku opowiadań) albo żeby porozmawiać z użytkownikami na jakiś temat (jak tutaj). Redakcja NF w żaden sposób tego nie zleca, nie płaci, nie robi redakcji, często zresztą nawet nie zgadza się z jego formą ani treścią

W takim razie jest to przerażające – oczywiście nie mam złudzeń, że ktokolwiek weźmie pod uwagę moje zdanie, ale taka formuła to, przynajmniej w przypadku tekstów komentujących inne czasopisma i inne portale, całkowity strzał w stopę. Bo wszelkie podmioty, które się szkaluje na tych łamach, mają prawo do wyrażenia oburzenia i, co więcej, mają prawo zrobić to w taki sposób, jaki im się żywnie podoba. To, o czym piszecie, jest całkowicie nieczytelne i wypływa z insiderskiej wiedzy, której ja, nieangażujący się w dyskusje na wszystkich portalach w sieci, nie muszę mieć – może warto byłoby rozważyć uplasowanie gdzieś disclaimera? Przeczytałem cały regulamin serwisu i nie doczytałem się takowego – ze swojej strony wyraziłem więc chęć zrozumienia specyfiki działania tego portalu. 

I jeszcze jedno: to NIE BYŁO zaproszenie do rozmowy. To był atak. Rozmowa zaczyna się toczyć z wolna od kilku komentarzy i to także dzięki temu, że – wbrew cichym insynuacjom braku chęci/potrzeby dialogu ze strony CF – włączyłem się do niej osobiście, podpisując się, w odróżnieniu od autora tekstu, swoim imieniem i nazwiskiem. 

W innym wątku w Hyde Parku nawiązała się dyskusja o tym, gdzie można publikować opowiadania i jak to wygląda z perspektywy pisarza (w kwestii kontaktu z redakcją, liczby opinii o tekście itp.). Wątek był jednak o czym innym (“Pochwal się!”, jeśli chcielibyście zajrzeć), więc rozmowa została ucięta przez moderatora. Żeby przenieść się w inne miejsce, Sirin napisał powyższy tekst, w którym podsumował jego wiedzę i wrażenia na temat istniejących wydawnictw jako punkt wyjściowy dla dalszej dyskusji – z perspektywy autora opowiadań i dla autorów opowiadań, dlatego skupił się na tym elemencie CF.

To powinno znaleźć się w leadzie tekstu. 

Owe wydawnictwa nazwał przy tym “zinami”, może nie do końca precyzyjnie, ale naprawdę uważacie to za tak okrutną potwarz? Zresztą nazwa to zbiorczo użyta do wszystkich wydawnictw, a wszystkie bądź prawie wszystkie ISSN mają, ale co to za wyróżnik? Z tego, co się orientuję, procedura otrzymania go nie jest zbyt restrykcyjna.

Kto tu mówi o potwarzy? Myśmy się nie oburzyli o nazwanie nas zinem, bo jako zin zaczynaliśmy (o czym też, ziewam już od tych powtórek, pisaliśmy), tylko o absolutny brak kwerendy i brak próby kontaktu się z naszą redakcją w sytuacji, w której g**** się wie na temat pisma, że ujmę to mniej ezopowo, niż staraliśmy się w polemice. Procedura otrzymywania ISSNu jednak jest restrykcyjna, czeka się w sądzie na rejestrację tytułu, wniosek jest prześwietlany przez urzędników, odsyłany do poprawek, zaświadczenie o wydaniu ISSNu przysyłają z opóźnieniem, bo serwery z danymi czasopism internetowych BN ma we Francji… długo mógłbym tak gderać, bo przez to przechodziliśmy. Eziny są często nieregularnikami, mniej sprofesjonalizowanymi, nie myślą o parametryzacji – ale co w tym złego? Spełniają swoją funkcję na innym polu i promują dobrą, niezależną literaturę. My staramy się robić podobnie, a NIEZALEŻNIE chcemy zrobić pierwsze naukowe pismo o fantastyce w Polsce – można się więc zirytowac, gdy dwa lata ciężkiej pracy i próbowania godzenia fandomu skłóconego z akademią i akademii skłóconej z fandomem jakiś anonim kwituje opinią o “enigmatycznie przedstawiającym się wycineku internetowych publikacji” i powierzchownie ładnym wyglądem. 

Gdybyśmy chcieli natomiast autora zjechać i rzeczywiście napisać ociekający jadem tekst – wystarczyłoby parę akapitów lub nawet jeden, najeżony uwagami ad personam. W zamian, wybraliśmy rozłożenie wypowiedzi na czynniki pierwsze na trzech stronach. Jeśli to nie jest merytoryczne (nie mówię, że nie jest złośliwe – ALE, jesli to miejsce faktycznie ma być kuźnią talentów, to warto pamiętać, metal zaczyna być plastyczny dopiero w wysokiej temperaturze, na ochłodzenie emocji jest czas później), to dyskusja znów wraca do punktu wyjścia.

@Mirabell

 

Słuchajcie, naprawdę nie rozumiecie czasownika “firmować” (cytat z polemiki: “szacowna „Nowa Fantastyka” i stowarzyszony z nią portal w ogóle zdecydowały się firmować go swoim wizerunkiem“)? Ile razy jeszcze będę musiał napisać, że absolutnie mnie nie obchodzi Wasza subtelna, feudalna hierarchia na tym portalu – widzę felieton, widzę autora, widzę logo i identyfikuję jedno z drugim. To nie jest komentarz na forum, tylko felieton na portalu. Portal należy do wydawcy. Wydawca odpowiada za treści publikowane w portalu. To naprawdę takie skomplikowane? Zarzucanie nam jakichkolwiek złych intencji względem NFu też jest absurdalne – mnie osobiście bliższa jest raczej troska o to, żeby tacy publicyści (i ich apologeci) nie tworzyli w przyszłości czegokolwiek w najmniejszym bodaj stopniu związanego z tym pismem, bo urąga to jego tradycji, o której pisaliśmy już w pierwszych zdaniach polemiki.

 

To niesamowite: myślałem, że erystyka nie jest już w modzie, ale albo nie umiecie argumentować, albo jesteście zapatrzeni w tę żenującą publicystykę jak w obrazek, albo nie rozumiecie, co czytacie i z premedytacją i złośliwie wykręcacie sprawę tak, żeby nikt już nie pamiętał, co wywołało to tytułowe oburzenie, które podyktowało wiersz. Przy okazji wyjaśniam intencję cytatu z Herberta: właśnie to się dzieje na tym forum, albo zachwyt, albo potępienie, zero rzeczowej dyskusji i paniczny lęk przed krytyką. A zarzucanie NAM, że traktujemy “Magazyn Histeria” z góry, podczas gdy to NIE MY, a AUTOR TEGO PASZKWILU nazwał go “dwumiesięczna antologia gniotów”, a potem bluzgał na temat tekścików zaśmiecających pulpit – wyjaśnia mi, dlaczego w Polsce tak łatwo zdobywają władzę populiści. 

 

My z góry traktujemy tylko i wyłącznie jedną osobę: codziennikarza, który nie miał jaj, żeby podpisać się pod własnym oszczerczym tekstem. A merytorycznie ustosunkowywać się będę, jak już powiedziałem, do udokumentowanych i rzetelnie napisanych materiałów podpisanych imieniem i nazwiskiem – które naprawdę dużo mogłyby wnieść do dyskusji nad kondycją czasopism internetowych. Póki czegoś takiego nie dostanę, najlepsze, na co u mnie będzie można liczyć, to ze wszech miar uzasadnione szyderstwo. 

Mam wrażenie, że większość osób, która staje po stronie tego tekstu i usiłuje polemizować z polemistami, nie zna tematu ezinów. 

 

Kwestię prenumeraty można łatwo odwrócić – a co jest lepszego w płatnych wydaniach? Tylko po co: przecież nie rozmawiamy o prenumeracie czy płatnych/bezpłatnych egzemplarzach, a o poziomie publicystyki, którą tu się uprawia. Gdyby poziom był wyższy, nikt nie poruszyłby problemu braku anonimowości. Wybór zaś miejsca, w którym się publikuje polemikę, należy do zaatakowanego – i nie zapominajmy, bardzo proszę, kto tu był atakującym, a kto się (skutecznie, jak widać po bólu rzyci) bronił. 

Jasne, promujmy styl “Ale to dla mnie zupełna tajemnica (choć widzicie, że jakiś tam zarys zinów mam) i niemal no-name. Lajki potrafię tylko sprawdzić i informację-reklamę, że to „najstarszy fantastyczny zin w Polsce” (ponoć z 1997 roku – szacun)” – a drzyjmy łacha z kogoś, kto użyje słów “predylekcja” i “eskapizm” w jednym zdaniu. W ten sposób wszyscy się rozwiniemy :D

 

To mi przypomina, jak moja polonistka mówiła mi “własnymi słowami, własnymi słowami”, jak próbowałem w liceum używać jakiegoś terminu teoretycznego czy filozoficznego. No, to były właśnie moje własne słowa – ale najwyraźniej szkoła, jaką reprezentowała ta polonistka, ma u nas szeroki zasięg i wykształciła już rzesze.

“Ugh”? Ludzie, co Wy tu macie z tymi onomatopejami? :D Już sam fakt, że nie mogę bezpośrednio odpowiedzieć na komentarz Klapaucjusza, świadczy o tym, że mieliśmy rację, chcąc przenieść dyskusję do nas – na darmowego Wordpressa, który mimo braku wsparcia finansowego, ma lepszy system komentarzy ;]

 

Polemiki mają być jadowite, jeśli chodzi w nich o napiętnowanie braku kompetencji i zwykłej kultury osobistej u człowieka, który rości sobie prawa do oceniania ciężkiej pracy ludzi pracujących przy wydawaniu ezinów, zinów i czasopism non-profit – a sam ma wyraźny problem ze składnym i logicznym pisaniem, tak jak zresztą wskazywano już powyżej. Wyjaśniać kwestię, dyskutować, wymieniać poglądy, roztrząsać problemy można wówczas, gdy jest utrzymany choćby minimalny poziom dyskusji – i gdy toczy się ona nie między anonimami, a ludźmi podpisującymi się własnym imieniem i nazwiskiem pod tekstem, tak jak czynimy to w CF. I, co najważniejsze, ludźmi biorącymi odpowiedzialność za to, co piszą – bo jeśli dalej będziemy sobie pozwalać na wysmarowywanie w sieci farmazonów (bo przecież to nie OFICJALNA REDAKCJA NFu napisała – jeszcze by tego brakowało! – jeno UŻYTKOWNIK PORTALU; co z tego, że owemu UŻYTKOWNIKOWI ktoś tekst zredagował, sprawdził, zaaprobował… no dobrze, chyba proszę o zbyt wiele), to dalej i fandom, i, co gorsza, społeczność sieciowa, będą traktowani przez sporą część środowiska kulturalnego, artystycznego i naukowego diminucyjnie. Fakt zaś, że z naszą redakcją autor paszkwilu się w ogóle nie skontaktował, mimo że – co widać dowodnie po jego hmkającym murmurando (Fugazi, Fugazi. It's a wazy. It's a woozie. Fairy dust)  – jego wiedza o CF jest żadna i mimo że z innymi redakcjami, jak sam przyznaje w autoinkryminujących komentarzach, się kontaktował – absolutnie sytuacji nie poprawia. 

 

Jak zaś widzę komentarze: “tym, co nie wydają wersji mobi powinni zabrać lub choćby opodatkować serwery :)” – to utwierdzam się w przekonaniu, że jedyną słuszną reakcją na nie może być postponowanie autora ex cathedra. Gdybyśmy rozmawiali merytorycznie, mógłbym powiedzieć, że dzięki otwartym łamom CFu możemy aktualizować bieżący numer o nowe teksty – np. o recenzje książek, które muszą się ukazać w min. dwa tygodnie po premierze, a nie zawsze da się to zsynchronizować z kalendarzem wydawniczym. Gdybyśmy rozmawiali merytorycznie, mógłbym zaznaczyć, że przygotowanie wersji czytnikowych jest kosztowne, a nie wszystkich na to stać, podobnie zresztą jest w przypadku profesjonalnej makiety czasopisma. Gdybyśmy rozmawiali merytorycznie, mógłbym zaznaczyć, że wersje czytnikowe są jak najbardziej wskazane w przypadku własnie zinów, które stawiają na publikacje opowiadań, a w CF opowiadania to tylko część cokwartalnego contentu. Ale przecież od początku autor paszkwilu założył sobie, że nie będziemy rozmawiać merytorycznie i dlatego też postanowiliśmy opublikować polemikę u nas, a nie wdawać się w czcze przepychanki na forum. W które mogę wdawać się chętnie osobiście, ale nie w imieniu całego zespołu CF.

 

Przy okazji: priorytety redakcji tego portalu pięknie pokazuje to, że link “Redakcja” jest nieaktywny, a linki “Prenumerata” i “Reklama” śmigają jak marzenie. 

 

/edit by dj

Linki śmigają, klikać Panie trzeba!

Sorki, za taki brutalny editing ale zdzierżyć nie mogę takiego paszkwila ochydnego, że niby linki nie działają (tak ochydny, że z błędę napiszę)?

Jeśli autor poczuje się urażony editingiem to niech, zanim wysmaży skromnego dja na patelni swego intelektu, da znać – dj edytuje editing :)

 

Ukłony,

Krzysztof M. Maj

Nowa Fantastyka