Profil użytkownika


komentarze: 90, w dziale opowiadań: 83, opowiadania: 47

Ostatnie sto komentarzy

@borek321321

Dzięki za wizytę. Miało być opowiadanie z ikrą – takżem założył i się okazało, że przynęta chwyciła.

Kontent jestem, że do gustu przypadło.

Witaj Finklo,

Tradycyjnie słowa kładę na stole, biorę piórko i łaskoczę – takie zabawy ze słowem lub ich wielokrotnością.

Za wizytę dziękuję. Niech rybia łuska szczęścia dostarczy. A w kwestii…

Aha, bohater pod koniec ledwo żyje, ale zaciukanie Pangi jakoś go restartuje i uzdrawia

Rigun dobrą bieliznę miał: 

Na szczęście egzobielizna ochroniła przed chłodem, ogrzewając i masując poturbowane członki.

 

Odebrałem, przeczytałem, wdziałem.

Przesyłkę, książkę, skarpeciochy.

Panie Krokus, przebiliśta się z powodzeniem przez przeszkód czaso-przestrzennych śniegi.

Wdzięczność raz jeszcze za wyróżnienie wyrażam.

Dziękuję!

Witaj Gruszel,

Pan Panga naoglądał się Monty Pythona, zainspirował się ich hiszpańską inkwizycją, której nikt się nie spodziewał, albo to autor wpadł na tak niezapowiedziany manewr? Chyba obie wersje są równie prawdopodobne i jednocześnie prawdziwe. Tym niemniej… Racja. Nie wypada się pojawiać bez zapowiedzi. To niegrzeczne ;-)

Neologizmy i inne gry słowne – mam pewne źródła z których inspiracje płyną i napędzają trybiki w głowie. Zdarza mi się nieźle popłynąć. Na plus. Aczkolwiek w parze z grami dochodzi tendencja do rozbudowanych zdań. Prace nad gracją zestawiania słów, ciągle trwają.

A na koniec: dziękuję za wizytę i że dane mi było skutecznie podrażnić ośrodek chichochondryczny.

Niniejszym oficjalnie strzelam teatralnego karpika. Dziękuję za wyróżnienie. Rad jestem.

Ponadto wyrażę się relatywnie krótko, nie kręcąc jęzorem jak kołowrotkiem: Czytelniczki i Czytelnicy chwycili przynętę przez autora zarzuconą.

Finezji w opowiadaniach, którem miał okazję przeczytać, znalazłem więcej niźlim się spodziewać mógł. Nieoczywistości i ujęć tematów rozpiętość szeroko interesująca.

Autorki i Autorzy! Popłynęliście z tematami – na pozytywnej fali.

@mordoc – łapanki, to to co lubię, dzięki! Poprawię w trybie niezwłocznym lub nieco później, ale na pewno.

Swoje zrobił research przed pisaniem i w jego trakcie – poczytałem o zapalnikach, o materiałach wybuchowych i rybach, zwłaszcza o węgorzach elektrycznych. Piraniach też oraz pangach.

Gierki słowne weszły do umysłu przez Szymona Majewskiego i jego “Słów cięcie-gięcie”(Outta Sewer pozdrawiam tak przy okazji).

@Krokus – udźwignąłem końcówkę tylko dlatego, że powstała jako pierwsza, cała reszta dopisana została później ;-) Wspomniane wyżej rozpoznanie terenu i tematu dało w miarę stabilny grunt pod historię.

Obojgu dziękuję za wizytę.

Idziemy na ryby?

 

Witajcie Gościny i Goście,

@Anet – sympatyczny komentarz.

@regulatorzy – wpadliście tak niespodziewanie jak inkwizycja, popiołów nie zostawiając, a jeno dobre słowo. Dziękować.

@adam_c4 – skuszony wspomnieniem o paście, przeczytałem z ciekawości. Kawał dobrej roboty, czytało się wartko, dobra część na temat udzielania się na forum wędkarskim. No i że Czytelnik chwycił przynętę i dotarł do końca. Dziękuję.

@mindenamifaj – nick taki podobny do takiej ryby… mintaj. Rigun lubi to. Ciekawe, gdzie w tym roku złoży wizytę?

Ypres, 1914 rok – tym mi początkowo zapachniało, trop więc pochwyciłem i niespiesznie wędrowałem dalej przez kolejne zdania.

Rozejm choć, jak mniemam, dla żołnierzy pozbawionych zdolności bojowych w doczesnym życiu, stał się faktem i mogli przejść w stan spoczynku.

Militarnie rzecz ujmując: celny strzał. Migotliwość słońca, refleksy melancholii i błysk słońca na odznakach – słowem namalowałaś mi obrazy w głowie.

Końcówka nieco zaskoczyła, po pierwszym czytaniu uznałem za wybryk literacki, za drugim: czytelnika wypada z transu jakoś wybudzić. Skutecznie.

Składnie wyszło.

Arrr!

Na mój hak w seicento i drewnianą nogę ze stolika nocnego! Popłynęliście marynarzu.

Dawnom nie czytał historii morskich o potworach traktujących.

Nierówności w objętościach poszczególnych częściach zrzucam na limit, sam pomysł do mnie przemówił.

Przedświąteczna przemiana pirata w dobroczyńcę – składne, artefakty pomogą w podróżach i pokonać przeszkody ewentualne też.

Dobrze się czytało.

Z dotychczasowych tekstów ten był najtrudniejszy – niektóre fragmenty czytałem po dwa, trzy razy, by je zrozumieć.

Powyższe stwierdzenie proszę po stronie plusów zapisać – lubię wymagającą lekturę.

Perły przed wieprze, jak dla mnie, zostały wplecione w fabułę tak, że nie zdołałem ich wyłuskać. Kto i dlaczego zbawicielem został, nie nastręczyło trudności.

Bunt postaci i rozterki autora – takie życiowe, gdy podczas pisania bohaterowie pod wpływem napływu pomysłów stają się innymi niż te początkowo przez piszącego wyobrażone. Tu, na dodatek, się materializują. Ileż to możliwości i zagrożeń.

Dobre opowiadanie, choć świąteczny był jeno stroik.

Telewizor bez szans na odbiór telewizji z racji wysokości, a tu pretensje od jednego z mędrców, że drugi(czy tam trzeci) nie jest na bieżąco.

Poza tym: ja pierniczę! Zapachniało nieco Ciastkiem ze Shreka – walczył do końca. Ci co z mąki powstali, dopiero rozróbę planowali i nie liczyli się ze środkami, choć w zasadzie mieli środek w zasięgu i zamierzali ów środek wsadzić w środek. Czy jakoś tak.

Motyw zemsty i święta. To się miało prawo, jak widać, udać.

Już miałem zamiar miejsca wskazać, gdzie tekst należy poprawić, alem w porę się zorientował, że długa lista komentarzy na dole widnieje, więc z pewnością nie omieszkano tam wspomnieć o potknięciach.

Kontakt, małe przewody, aż mi Bałtroczyk przed oczyma stanął, mówiąc(cytat niedokładny): a wiecie dzieci, że w gniazdkach żyją krasnoludki, które uwielbiają gwoździe?

Mając za sobą pewien epizod z elektryką, stwierdzam, że niezła faza z tego wyszła, na plus. Młody złapał wprawdzie parę minusów, a na końcu ktoś został uziemiony.

Podobao się.

 

Pojechaliście Outta Sewer z tematem, tu sypnąwszy humorem, tam optymizmem, lukrem świątecznym i promienistym szczęściem.

Ciekawym był trzeciego gościa, co nosił się jak śmierć, com obstawiał na początku, ale ostatecznie – choroba – wyszło na kadaweryczną postać. Też niezłe. Zaraza! Co czasy nadchodzą.

Cliffhanger’a wybaczyć nie umiem, albom nie wczytał się dostatecznie. Udało się, czy się nie udało delikwenta urobić?

Mrocznie – rzeknę potocznie.

Dobre.

 

– No, Szczęść. Z prochu powstałem. Amen.– powiedział. – To nie moja parafia, ale trudno.

Warto było do tego fragmentu wzrokiem dotrzeć.

Z wrażeń ogólnych: “Job, czyli ostatnia szara komórka” – pierwsze skojarzenie, o ile film sklecony z luźno powiązanych żartów był, to tu dla odmiany ciągłość.

Skocznie, bombki były oraz wplecione w fabułę prezent i motyw świąteczny.

Poudawajmy, że zamiast po amerykańskiej ziemi, opowieść toczy się nieco bliżej. Goście przedzierają się tunelami warszawskiego metra – element komiczny, choć może w przyszłości będzie więcej nitek, gdzie cienie rzucają się agresywnie na ściany.

Hamburgery z zombie nieco się mi przejadły, choć w wersji europejskiej chętnie bym skosztował.

Jakkolwiek jednak bym nie prychał i kręcił nosem: ciekawym był puenty.

Dostałem z dwururki w okolice serca, nie w sam środek, bo zdążyło się jeszcze z żalu ścisnąć.

Z rodziną to tylko na zdjęciu… Niekoniecznie jak widać.

Nieoczywisty pomysł na kadry – zwłaszcza kłótnie pomiędzy tymi osobami z różnych zdjęć, choć może kłótnie za mocnym słowem są, raczej uwypuklony wpływ czasu na wyrażane opinie.

Krótkie opowiadanie, a rodzynków sporo.

Smaczne.

@Sabina Anto – przefasonowałem zdanie, które wątpliwości budziło.

Pogoniłem lenistwo własne, ryb również.

Na początek wytropiona nieścisłość: 

Poza tym nikt oprócz niej nie mógł obecnie dostać się do mieszkania.

Aż tu nagle:

Od strony drzwi dobiegł niespodziewanie odgłos przekręcanego w zamku klucza

A jednak ktoś mógł, choć był delegacji.

 

Nie czytałem wcześniejszych komentarzy, ale z pewnością potknięcia słowne, składniowe i takie tam inne, wyłapane zostały.

Do brzegu: zaskoczyła mnie forma jaką przyjęła rózga, rodem z paradokumentów o życiu i pożyciu. Instruktaż jak coś zrobić rąk sobie nie brudząc i się nie narobić.

Nie przepadam za przekleństwami i wulgarnością – są zbyt dosłowne, jak glutaminian sodu w potrawie.

Jednak… mimo że nie znoszę nadmiernej ilości słów powszechnie uważanych za znieważające, stały się spoiwem, agrafką na ramonesce.

Zbawiciel, który zabiera głód, choroby i inne przypadłości dając w zamian szansę – plastyczne dzięki tłu i tłumowi.

Konwencja we fragmencie bez znaków interpunkcyjnych kiedyś zrobiłaby na mnie wrażenie, teraz zdecydowanie mniej.

Mocne, wyraziste, acz zbyt dosłowne.

Tym niemniej: odlotowe.

Witaj drakaino, z okrucieństwem mi nie po drodze ostatnio, drzewiej owszem, bom na ryby się zasadzał regularnie. Tym razem neologizmy techniczne nie wyszły za dobre, wymuszone, zamiast wunderbauma – paździerz.

Póki co nie mam pomysłu na zmianę postaci otwierającego zdania. Natomiast “trącało” zostanie poprawione. A “a nawet niezwłocznie” nieco się zmieni, choć Rigun prostym, omylnym człekiem jest.

Przeczytawszy nasunęła mi się myśl, że grzeczne dzieci otrzymują prezenty, a niegrzeczne odpowiedzi(czyt. czyli to co chcą dostać).

Bajkowa kreska, sytuacje kryzysowe, moralne rozterki elfów oraz Mikołaj z zasadami.

Słodko i okolicznościowo.

Przeczytałem z niekłamaną przyjemnością.

Porządna impreza z pomyłkami, alkoholem i mordobiciem.

Istne cuda się działy, aż cudem w nie uwierzyłem.

Smaczne gry słowne.

Zapach używanego statku kosmicznego – w zasadzie tak samo pachnie większość paseratti w tedeiku i na gaz. Jako, że nieco kumam o co chodzi, to przy tym kawałku zarechotałem, przy reszcie nieco mniej, bo przy truizmie

Wiem tylko to, że mieli wszystko, ale byli tacy samotni i puści w środku.

niecom spoważniał. Doceniam wrzutkę nostalgiczną.

Mimo szatkowania, historia ma swój rdzeń: święta, elektronika i lekkie postapo.

Autorze, trzymasz poziom, będę nadal szukał perełek w Twoich tekstach. 

NaN – taki fajny programistyczny nick, kojarzy się w każdym bądź razie.

Co do samej opowieści: remake’i zawsze mają pod górkę – prześwietlane pod kątem poprzednich realizacji.

Korposzczurek łaknący mamony i jego pozytywny antagonista – utarty schemat, choć nadal takie typy jak bezduszny Ebe i rozważny(oraz odważny) Jacek się trafiają lub trafiać będą i przewijać przez pokolenia.

Niecom sarkał na reteling, acz postać Mikołaja dodała coś od siebie nowego, zamiast użycia ducha świąt jako przewodnika.

Niezłe stylistycznie.

Jak to ujął inżynier Mamoń w filmie “Rejs”: “Mnie się podobają melodie, które już raz słyszałem”.

Słyszałem więc podobną melodię nie raz, NaN Twoja również mi się spodobała.

Z nieścisłości, które mi w oczy wpadły:

Ogonos chwycił syna pod ramię

Szczury najwidoczniej dwunożne były, albo syn z lekka niewyrośnięty, tudzież w zależności od potrzeb tuptały na dwóch lub wrzucały napęd 4x4

 

Świnkingowie – angrybirds, pierwsze skojarzenie – potem się wyjaśniło, że świnki morskie w roli najeźdźców występują, wyobraźnia ruszyła, by ubrać w obrazy to, co w słowach zawarłeś – zatrybiło i wyszedł niezły gobelin.

Gdybym miał podsumować: podrzuciłeś do konkursu niezłą świnię, za to bardzo smaczną :)

Człowiek na sekundę przymknie oko i na stronę nie zajrzy, a tu stos komentarzy.

@chalbarczyk, z okiem coś jest na rzeczy, zwłaszcza rybim – szersza perspektywa

@fizyk111 – wiedza o rybach raczej powierzchowna, nie zagłębiałem się zbytnio; doceniam szczerość w temacie poczucia humoru i to całkiem szczerze piszę

@Koala75 – miał dojść jeszcze motyw australijski, ale zamieszanie związane z wprowadzeniem eukaliptusów i ich amatorów byłoby już przeciąganiem struny, choć w zasadzie koala się pojawił, jako komentator, ale nadal się liczy

@Monique.M – strzeliłem karpika, acz nieco pozowanego, niemniej rad jestem z połaskotania ośrodka chichondrycznego

@AmonRa – jako prosty skryba, chylę czoła, sam Ra(o bogowie!) raczył postawić znaki na piasku mej pamięci; tak Rigun miał problem, ciągłe niepowodzenia napędziły frustrację aż zdecydował się na niecodzienny pomysł; “może być jedna z ciekawszych konkursowych propozycji” – skromność nakazuje zaprzeczyć, kindersztuba zaś podziękować

Mały rozjazd napotkałem, wpierw:

Urządzenie kilkakrotnie zapiszczało, a na całym parterze domu opuściły się żaluzje, w tym samym momencie rozbłysło światło.

 

A kilka zdań później:

Zamierzał usiąść przy oknie i zlustrować okolicę, ale pogryziony tyłek wciąż go bolał. 

Żaluzje polecono przecież opuścić również na piętrze:

– To opuść też na górze – polecił. Potem rozciągnął usta w szerokim uśmiechu i dodał: – Dobra robota. Super! Fachura z ciebie!

Więc wygląda na to, że wyjrzeć nie dało rady, chyba, że żaluzje możliwe do rozchylenia ręcznie, acz skoro automatycznie zasuwane… Możliwe, że niekoniecznie.

 

Heeej! Sokoły! Te maltańskie również, choć w zasadzie każde. Dziewczyna zaklęta w sokoła, pardon, w sokole jak drzewiej dżiny.

Gang Olsena – niby wszystko poszło według planu, a potem cała jego misterność poszła w rufę.

Tym niemniej: zaciekawiło i doczytałem do końca. 

 

A i ładny prztyczek:

Ogromnie cię lubię, choć nie za lotność.

Wpadłem skuszony wizją rózgi.

Najchętniej dałbym ją kafel-majstrom za podejście. Wykładałem glazurę, wiem jak pachnie fuga, spartaczyłem niejeden kafel, ale rezerwacja na rozgrzebanie śliczne – szarość realizmu razi kolorem poetyckości.

Zręcznie prowadzisz historię, od kumoszek, po robótki, przez scenę ze stłuczką i dalej, w mroczniejszych klimatach.

Zapachniało jemiołą i paprykarzem.

Smaczne połączenie.

 

@gravel – Zacnie wyłapane potknięcia. Dziękuję.

Ci nieszczęśni berserkowie… Rany, trza było pójść w liczbę pojedynczą lub wpierw po słownik(skojarzyło mi się z fińczykami – tymi od pana Romana)

Wiem jak brzmi ul pełen rozjuszonych pszczół europejskich, afrykańskie mają co najmniej plus pięćdziesiąt do zła.

A to pierwsze zdanie… Strasznie mi się podoba. Acz podumam jeszcze, pokombinuję.

@NaN – “wzuł rakiety tuszujące wagę tuszy” – zdecydowanie wagę tuszy, inaczej bym mógł to ująć: tuszujące wagę ciała, ale że tusza brzmi bardziej okazale, że tak powiem, uwypukla stan kilogramów.

Termowizja nie na ryby, ino na czyhające niebezpieczeństwa lądowe.

 

Ogólnie trochę popłynąłem z tematem – w sensie pozytywnym.

Ości niniejszym zostały rzucone.

Brak ogonka:

Albo należy sie

Twój normalny dzień zawsze black and white – pozwolę sobie zanucić. 

Pewien znany prezenter, który reklamował proszek do prania mógłby od siebie dorzucić: bielsze już nie będzie. Czym zaskarbiłby sobie przychylność członkom ku klux clan’u.

Początek nieoczywisty, czytałem dalej bom ciekaw był jak odróżnić prawdziwych Św. Mikołajów od uzurpatorów. “Bo tak” – brzmi wyjaśnienie, nie autora opowiadania, lecz przemawiającego. Na cele propagandowe wystarczy – przekonanych nie przekonasz, a przeciwników można załatwić argumentem siły, zamiast siłą argumentów.

I końcówka mnie urzekła: indoktrynacja odniosła skutek.

Dobre lustro naszych i nie tylko naszych czasów.

Pierwsze skojarzenie: prawo niespodzianki, że na drodze protagonistki stanie jej przeznaczenie – dobrze się w oczach ułożyło, choć nieco w odmiennym wykonaniu w porównaniu do pierwowzoru.

Grawitacja jako symbol przygniatającej codzienności – przemawia do wyobraźni.

Nostalgicznie wyszło, ze szczyptą pocieszenia jak na świąteczne opowiadanie przystało.

@ośmiornica Tak pół żartem, pół serio: najpierw piszę po niemiecku, a następnie tłumaczę na polski – stąd tak długie zdania wychodzą.

– Pan Karol nie jest moim ojcem – powiedział Allan głośno – jest moim… tatą. I chyba naprawdę cię polubił.

Zmieniłbym na

“Nie jest moim ojcem – powiedział Allan głośno – jest moim… tatą. I chyba naprawdę cię polubił.”,

choć wydaje się, że “Pan Karol” jako aluzja do tego jak Marek zwrócił się do taty Allana.

Podróż przez śnieg była, rozstaje się trafiły. Zawirowało w ciągłości fabuły się pod koniec trafiły, może to twist, może zakręt, wolta? Jak zwał, tak zwał.

Dużo czerni, bieli, trochę koloratek i kolorów: emocjonalnie więc.

Za fantastykę może służyć oklepany schemat z pomyłką podczas wysyłania wiadomości – oj, pozmieniało się raczej od czasów “American Pie” w aplikacjach/klientach pocztowych.

Gdyby otulić nieco większą fantastyki przestawioną historię… Póki co pamiętnikowo wyszło. Świąteczne akcenty również są.

Tym akcentem “…” zakończę komentarz.

Poczytałem, śmiechłem raz po 

i zakochany w niej na umór.

chyba flaszka do wypicia za naszych jednak weszła płynnie.

Samo opowiadanie nieco niezgrabne niczym pierwsze kroki jelenia na lodzie, odrobine krzywawe(jak przegroda nosowa większości populacji) od kanciastości na łączeniach zdań.

Tym niemniej, albo w tym szaleństwie jest metoda, albo odwaga literata po literatce, ewentualnie pięciu.

 

@Finkla – Jedenastce przypadła rola strzelby(wiszącej na ścianie) z pierwszego aktu, która powinna w następnej odsłonie wystrzelić, ale nie wypaliło(pomysł konkretniej ujmując). Balans pomiędzy dookreślaniem a pozostawieniem nieco miejsca dla wyobraźni Czytających, został zachwiany przez zbliżający się termin oddania – taaaaa, kto późno historię opowiadać zaczyna, może nie zdążyć skończyć przed końcem dnia.

Zgrubnie tłumacząc: Jedenastka, w zamyśle, jako pierwszy po Jaśnie Panującym nie przepadał za Jemiołą – głównie z powodu pasożytowania na efektach pracy innych oraz notoryczne szwędanie się magazynie w poszukiwaniu nie-wiadomo-czego-i-po-co skoro wyników widać nie było.

Tym niemniej: dzięki za uwagi, rozważania i powątpiewania. W innym świetle utwór ukazują autorowi – lubi to.

 

@Outta Sewer – w zasadzie ważne, że tekst wywołał jakiekolwiek wrażenia. Tekściarsko nie jestem zdolny dogodzić każdemu czytelnikowi(na szczęście) – truizm stepuje radośnie. Tym niemniej liczy się poświęcony czas na czytanie – autor kontent jest.

Zwroty akcji i związane z tym wybuchy w ośrodku mózgowym Czytelnika – jeszcze nie tym razem, choć Jedenastka mógł jeszcze się pod koniec pojawić(autorowi pomysły przychodzą z dużym opóźnieniem – najczęściej po terminie oddania).

@Morgiana89 – podziękował.

 

Elfy pasożytujące – ładne, choć wyskakują jak diabeł z pudełka. Taka ich widocznie natura.

– Odziedziczyłaś po nich te dziury, tak jak oni po swoich rodzicach. Jesteś mieszanką genów i wszystkiego tego, czego doświadczyłaś w życiu. Tych złych i dobrych momentów.

Z powyższym trochę się zgadzam, a jeszcze bardziej nie.

Zgadzam, bo: ziejące pustką dziury uniemożliwiają przeżywania emocji choćby z pogranicza radości.

Nie, gdyż nie programuje się nieszczęścia, dziur emocjonalnych w genach. Przenoszą się przez słowa wybijające coraz głębsze kratery z poszarpanymi brzegami. Choć “dziedziczenie” istotnie występuje: dziecko traktowane jak rodzic, któremu nie szczędzono chłosty werbalnej(zapewne nie tylko lub w kombinacji z innymi środkami perswazji), a pewnie chciał lepiej traktować dziecię, tylko nie potrafił inaczej, bo go tego nie nauczono lub/i nie okazano.

Tożem wyłapał, bo wzrok przykuło, do refleksji poświątecznej zachęciło.

@Krokus – nic tak nie motywuje do zmiany w tekście jak uwagi od czytających. Dialog Jemioła ↔ Jemiołuszka poprawiony nieco, by w odpowiedni sposób przestawić ich relację.

Nie ogarnąłem sposobu działania tego urządzenia. Ona go pożarła? I zostało z niego jedynie ziarno?

Wykładając wprost: został zziarnowany, a następnie pożarty. Tak już Jemiołuszki z, m.in. jemiołą robią. Pominąłem opis transportu i “wyładunku” pasażera – mogło by się wydawać nieco niesmaczne.

Dzięki za wizytę.

@Finkla – subiektywność interpretacji jest przywilejem czytelnika – przyjmuję ją i wyciągam wnioski.

Nieroztropność w wyborze miejsca do sprawdzenia obiektu wielka – autor się nie popisał.

Oszczędność w słowach zaszkodziła przejrzystości tekstu – stało się. Innym razem staranniej dobiorę czas, miejsce i osoby do historii, nie szczędząc czasu na ujęcie ich w pełniejszym świetle.

Wpierw pomyślałem: wielokropne opowiadanie. 

Potem: a jeśli w tym szaleństwie jest metoda? Nie potrafię jej nazwać, bo istnieniu zaprzeczyć nie można – myśl przewodnia zrozumiała, wyłożona w sposób wymagający skupienia i powtórnego czytania.

Jest iskra w powyższym tekście.

Pierwsze koty za płoty – rzekłbym podsumowując opowiadanie. Powyżej wiele konstruktywnych komentarzy – niewiele więcej jestem w stanie dodać, prócz: powodzenia i wytrwałości podczas pracy nad kolejnymi tekstami.

Na koniec: rózga – poznałem kolejną teorię przyczyn jej powstania. Spodobało się.

 

Jak na tekst świąteczny dobry w teorii, w praktyce lepszy o spisku.

 

@Anoia – Flora i Fauna zamienione miejscami, dziękuję za znalezienie wcale niemałego błędu. Żart nie-chudy w gust trafił – kontent jestem.

@NaNa – dialog o ilościach prawdy w legendach, tudzież odwrotnie, doczekał się uzupełnienia. 

@Koala75 – podziękowania za zerknięcie już wyraziłem w wiadomości prywatnej, ale i oficjalnie też nie zaszkodzi o tym wspomnieć.

@NaNa – poprawione potknięcia zostały, prócz wspomnianego niefortunnego dialogu. Sam mam z nim niejaki kłopot – leży nieźle w oku autora, acz coś na rzeczy być musi, skoro w odbiorze niekoniecznie gładki(pewnie dopracowania się doczeka). A tak na marginesie, na pomysł, żeby jednego z elfów nazwać Zwoelf, wpadłem w samo południe.

 

 

@silver_advent, @Ando – pierwsza próba zamknięcia w ograniczonej ilości słów prawie całego kosmosu wyobrażonego. Częściowo udana – poruszyła nieco wyobraźnię jak z komentarzy wywnioskowałem.

@Krokus – (Z)jadłem, ale już jest na swoim miejscu.

@Ambush – z “jego” i “go” miałem kłopot, ostatecznie “go” brzmi faktycznie lepiej. Podwójne “się” przeszło w “nie” – zasadnie.

Wnikliwe oczy wyłapały potknięcia. Dzięki!

W obroty wezmę Pi razy drzwi.

A co do autora tytułu, zastosuję metodę dziadunia, czyli strzelać będę: Irka_Luz.

Mitycznie, ale trochę zabrakło, o ironio, ognia.

Po takim czasie od publikacji jeszcze ktoś czytał? Niespodziewajka. Sympatyczna na dodatek. Dziękować Anet!

Morgiano, widocznie tekst nie przypadł do gustu wystarczającej ilości osób, a zawartość biblioteki nie ucierpiała :)

Naniosłem kilka poprawek, sugerując się m.in. komentarzami Silvana i PsychoFisha. Bez zmian fabularnych, więc wymieniać nie będę.

 

Finklo, Morgiano, kłaniam się w podzięce za wizytę i pozostawienie śladu.

Igiełki mają szczególną rolę w opowiadaniu, nie tylko w sercu bohatera.

Ślęża zaś wielokrotnie przewija się przez opowiadania, które napisałem. Systematycznie do niej wracam. Szczególna góra, z ciekawymi historiami i szlakami.

Ahoj Silvanie, przeczytałem Twój komentarz z uwagą. Ładnie zostały wypunktowane słabości i nieścisłości w tekście. Zwłaszcza część dotykająca uprzęży i elektryki.

Popracuję nad tekstem, by pozbyć się nieścisłości, między innymi tę dotyczącą drogi z Sulistrowic na Ślężę i kilka innych.

Jeszcze raz dzięki.

@PsychoFish dzięki za wizytę i komentarz. Szkło, choć dobre do podglądania zawartości, przegrywa z kryształem. Musiałbym przytoczyć całą rozmowę z jednym z somelierów, by wyjaśnić zawiłości związane z tym związane, a była długa i naszpikowana szczegółami.

Czytając Twój komentarz też wybity zostałem z rytmu: raz wspomniałeś o naturalnie brzmiących dialogach, a kilka linijek niżej o konieczności ich poprawy.

Przyznać jednak muszę, że w wielu miejscach masz rację i naniosę poprawki, ale już po wynikach.

Cześć,

Zacznę od poważnej sprawy: orbita okołoziemska i odległość pomiędzy Ziemią a stacją.

dryfującą pośród próżni kilkaset tysięcy kilometrów dalej

Odległość jest mniejsza i rzędu, ledwie, kilkudziesięciu tysięcy kilometrów.

 

Temat dobry i na czasie, właściwie na czasie od momentu, kiedy zauważono, że plastik jest pewnym problemem.

Świątecznie też jest: drzewko jako niespodziewany “prezent” i kolędnicy, tylko w skafandrach i mało rozśpiewani, za to szopkę odstawili pierwszorzędną.

Rzuciło się w oczy kilka powtórzeń podczas prezentacji “drzewka”.

Drzwi otwierane z chrzęstem siłowników, zachrzęściły mi w uszach. Syk siłowników – jeśli pneumatyczne, elektryczne pewnie wydały by z siebie wizg mechanizmu śrubowego. Jeśli skrzydło było uchylne, zachrzęścić by mogły zawiasy. Wsuwane w ścianę, pewnie by zazgrzytały. Potem jednak obsługa wpadła przez otworzone z hukiem drzwi – siłowniki musiały być faktycznie w kiepskim stanie, że się poddały dość szybko.

Nawet jak na fantastykę, mało wiarygodna jest wizja egzystencji na stacji z której nie ma widoku na zewnątrz, ale to już taka drobna uwaga.

 

 

 

 

 

ale dzisiaj dodałam ostatnią rzecz; roślinki dla rybek.

Miast średnika, dwukropka się spodziewałem.

“dodałam”, bardziej “dostałam” lub synonim tegoż byłby na miejscu.

 

A co do pomysłu: prawie dokument. Zakupoholizm w wersji podkręconej, aby kafelki się nie uskarżały na towarzystwo byle czego, a kuchnia w sieci społecznościowej mogła zamieszczać posty o guście właściciela, choć czy aby właściciela? Może już tylko użytkownika i w pewnym sensie dostawcy nowych elementów.

Zabrakło mi kilku słów więcej emocji, podczas i tuż po spotkaniu koleżanek. Jedna dumna z siebie, że kupiła więcej, druga nadrabiała miną. Zazdrość, poczucie winy i przegranej – dopowiedziałem sobie sam. 

Pomysł z utrudnieniem życia Vaclavowi fajny, ale dorzuciłbym coś: nienachalną zachętę, pokazanie, że wystarczy mały zakup i już coś ci się lepiej ułoży. Wyjdziesz do kawiarni: obsługa szepnie coś miłego, masz nowe buty, jakieś dziecko powie do swojej mamy: “kupmy takie same buty tacie!”. 

Algorytm powinien w miarę oporu konsumenta stosować malutkie zachęty, a nie bombardować. Bo wiadomo: jak się zaczyna nawałnica, trzeba zwiewać do schronu.

Świat ludzi pokazałaś nowoczesny, ale marketing tu stosowany oparty jest na brutalności, eliminacji, nachalności. A tymczasem marketing cały czas się rozwija i dzięki psychologii oraz nam, konsumentom, jest coraz lepszy. Pardon, skuteczniejszy.

 

 

 

 

Grubo na tej grubie się działo.

Renifery zdziczały, ludzie wrócili do korzeni, znaczy się podziemnej mowy.

A ze wszystkich fantastycznych i niemożliwych do posiadania rzeczy, chciałbym mieć taki rudolfowy garnek, co się w worku nie otworzy i nie uleje się z niego.

Trochę mi brakło, że nikt nie szukał aszymbechera, ani nie odganiał się od kopruchów, ale dobra… to przecież fantastyka.

Urodzeni między 21 grudnia a 20 stycznia są pod znaku kozierozca.

Czcigodni!

Zakończenie doczekało się uzupełnienia.

@Filip – dzięki za poświęcony na czytanie czas i dobre słowo!

 

Czcigodne Komentatorki i Komentatorzy!

Za słuszne uwagi dziękuję.

Wskazane potknięcia interpunkcyjne staram się wyłapywać, lecz jak widać nie do końca skutecznie.

Co do tekstu: jeśli się sam nie obroni(niedomówienia, dziury fabularne itp.), bez dodatkowych wyjaśnień autora, znaczy się, że niedopracowany jest. 

Przeczytane jednym tchem i zakaszlałem mimowolnie. Przecież to właśnie nadchodzące święta.

Mirmił od razu skojarzył mi się jednoznacznie: bezpośredni przełożony Kajka i Kokosza, brakowało do kompletu Łamignata.

Bajka spowita dymem tanich papierosów, deadline’ów i programiści jak zwykle zmuszani do nadludzkiego wysiłku. Nawet nie zapytam, czy instalacja nowego softu miała miejsce w piątek przed siedemnastą…

Gdybym miał podsuwać wrażenia z lektury: z jednej strony zręczne połączenie magii i technologii, z drugiej strony zaś – po początku – oczekiwałem czegoś mniej oczywistego.

 

Raczej wrażenia będą tu poniżej niż fachowe podsumowanie.

Od zagubionego zera do rapera.

Czytałem o tym w gazetach, krzyczały plotkarskie portale. Być może sen wielu: kasa, sława i idące za nimi możliwości.

Sen, który opowiada się komuś, by słuchacz poczuł całym sobą, co przeżył bohater.

Początkowy mrok, ustąpił szarości, światło aczkolwiek nie oślepiło.

Sny mają to do siebie, że są dość trudne do opowiedzenia bez środków im tylko przynależnych. Nie, ten tekst nie jest płaski, czuję przez bibułę, że był pisany z muzyką na uszach.

Fantasmagoryczny zapis splątanych ze sobą rzeczywistości.

 

 

– Na pewno jest pan, tylko pan jeszcze o tym nie wie.

Lepiej by brzmiało:

“– Na pewno pan jest, tylko pan jeszcze o tym nie wie.”

 

Zabrakło “cie”:

– Wiemy razem, że chciałeś przelecieć się na księżyc.

Tyle w kwestii potknięć.

I tak mi się nasunęło: cokolwiek bym nie czytał o Elonie, nie brzmi już jak fantastyka, tylko coś, co ma już, teraz, miejsce.

Doceniam scenę, gdy chip przejmuje kontrolę nad bohaterem. Czuć dynamikę i gwałtowność wydarzeń.

Mam tylko dysonans związany z naszyjnikiem:

gdzie wyposażymy cię w naszyjnik, rodzaj nowoczesnego biowszczepu zewnętrznego. Demontowalny, nie zastępuje żywych tkanek, ale uzupełnia pewne właściwości ciała, organizmu. Urządzenie wpije ci się nieznacznie w kark,

Biowszczep zewnętrzny – taki kot Schroedingera, ani w środku, ani na zewnątrz?

Gdy próbowałem sobie zwizualizować taki rodzaj urządzenia w postaci naszyjnika, które jednocześnie wszczepiane jest w kark, nie powstał satysfakcjonujący obraz. Na myśl przyszedł za to chocker. Nawet byłby pewnego rodzaju symbolem.

 

Przyszłość pachnąca spalinami:

Dwa prostokątne cienie sunęły wewnątrz tunelu odprowadzającego spaliny. Transportery wyposażone w elektromagnetyczne poduszki grawitacyjne ledwo mieściły się w szybie, ciągnącym się od zerowego poziomu w górę.

Podejrzewam, że poduszki grawitacyjne są na tyle popularne, że nikt nie używa już pojazdów na paliwa kopalne. A być może ów tunel jest reliktem przeszłości?

@Ninedin, za pójście na literacką “szagę” – niezamierzoną i bez podtekstów – należała mi się bura. Równie dobrze mogłem zostawić Epimeteusza jak w oryginale, ale bym wpadł – potencjalnie – w kolejny schemat. Choć jakby tak spędzić z tekstem kilka dni więcej…

Na koniec o pracy redakcyjnej: zdaję sobie sprawę z pewnych ułomności mojego tekstu. “Jaka głowa taka praca” jak powiadał profesor prowadzący kurs “Wstęp do filozofii” po lekturze zadanych prac pisemnych.

I na koniec: dziękuję za dobre słowo o pomyśle na zamianę.

 

@Finklo, to wina Szymona Majewskiego, który prowadził dawno temu “Słów Cięcie-Gięcie”, że mam pewną słabość do gier słownych.

Czyniąc Pana Dorę wyrazistym schowałem w cieniu pozostałych uczestników – prawda. W oryginale Pandora była narzędziem Zeusa, prawie ubezwłasnowolnionym, taki mitologiczny droid. Dałem więc protagoniście odrobię wolnej woli i inicjatywy.

Kończąc: jako komplement sobie poczytuję, że techno-detale do gustu przypadły.

 

@Drakaina – niespodziewana wizyta i komentarz. Za dobre słowa dziękuję, za wytknięcie słabych punktów dziękuję jeszcze bardziej. Przy redakcji każdego opowiadań zaglądam do poradników i przykładów, a jednak zawsze coś pominę.

 

 

 

 

 

@krar85 Bardziej chodziło mi o to, że Monika w pierwszej odsłonie zwraca się do Edwarda per kuzynie, a później braciszku. A co do awatara: cóż… War. War never changes. Taki obrazu niemy krzyk.

Rzuciło mi się w oczy:

– Edek? Edek?! Edziu, kochany mój kuzyneczku! – pisnęła Monika. – Tyle lat.

A kilka linijek niżej:

– Tyle lat cię nie widziałam, braciszku. Z czasem zaczęłam nawet wątpić, że w ogóle istniałeś.

 

Gerda siedziała na ławce przy stawie

po czym ruszyła po zamarzniętej tafli na środek jeziora,

Ślizgawka na stawie, czy jeziorze? Ostawiam, że pierwsze, bo częściej się potem pojawia w tekście.

 

pingwinami i niedźwiedziami polarnymi

Wiem, że to bajka, ino u Andersena są bodajże tylko niedźwiedzie, a jedne i drugie na tym samym kontynencie też się nie trafiają.

Pssst… Komentarz się ostał.

– Mefistofelesie – odparła [przysłówek, jeśli chcesz, np. jakieś wyniośle, rozkazująco, z ulgą, dunno].

Jedno mi się rzuciło w oczy w pierwszym akapicie: akcja musiała by się dziać jeszcze za czasów, gdy można było palić w miejscu pracy bez wychodzenia na zewnątrz.

– But kopciucha – zauważyła Matylda. 

Duże “K” i będzie git.

@Outta Sewer, za uwagi dziękuję, sugestie również. Niektóre, jak widać, miały wpływ na treść.

Choć jednak zostanę przy “aczkolwiek”.

A miałem nie robić redakcji na czczo, bo wtedy zjadam literki. Dzięki @Outta Sewer za wskazanie miejsc, gdzie ich zabrakło. A przy okazji kolejnego czytania, złapałem kolejną gadzinę. Strach pomyśleć, co przyniesie następne podejście.

@aKuba139 – “analogowy” zbrodnia na języku polskim popełniona tutaj świadomie, acz nieroztropnie(zostało poprawione), nie brzmiało to najlepiej, podobnie musi smakować, np. ser analogowy.

O! Nie spodziewałem się komentarza po takim czasie. Dziękuję.

Bezsprzecznie: weird i groteska – nie są to wody po których jest mi dane umiejętnie pływać. Czytałem nagrodzone i wyróżnione prace: przedziwne i nasączone duchem Kafki.

A co do równowagi w tekście: jeszcze jej nie łapię. Próbuję.

 

@Finkla – dziękuję! Za to cenię to miejsce: za informację zwrotną, zawsze merytoryczną.

Poprawiłem wskazane błędy.

Sam czuję niedosyt czytając tę historię. A finał… pętla czasu zaciskała się na szyi. Należycie napisana końcówka nie ukazałaby się przed końcem terminu oddania tekstu.

@Realuc dziękuję za przeczytanie i słuszne uwagi. Co do szarży, w pierwszej chwili byłem gotów przyznać rację, ale pamięć mnie nie myliła: słowo “szarża” to w dawnym polskim słownictwie wojskowym równoważnik stopnia.

Szable… tu wyszedł brak dostatecznego sprawdzenia realiów. Zdecydowanie do poprawy.

UFOki dziwne jednak są, rozrzucają monolity tu i ówdzie. Tak na zaś: badanie, może nawet jakaś mała międzygalaktyczna inwazja.

Monolit był sam w sobie celem opowiadania. W przedmowie wspomniałem o lokalnym podaniu i istnieniu kamienia. Sam go widziałem i ślady na nim wymienione istnieją: jeden podłużny w kształcie stopy, a drugi podobny do odcisku końskiego kopyta.

23.06.2020 23:34

Poprawiłem tu i ówdzie tekst. Jakby lepiej, mniej zgrzyta w uszach. 

 

@JulkaZnadBiurka za poświęcony czas dziękuję, za uwagi jeszcze bardziej. Nie pozostaje nic innego jak wziąć dłuto, młotek i trochę popracować nad chropowatościami.

Widzę lekkie prztyczki w stronę jurorów (a w każdym razie mnie :>)

Nie. A jeśli już takowe się pojawiły, wynikają z interpretacji, a nie intencji autora. Serio, na poważnie, a nawet z przymrużeniem oka.

@PsychoFish, podziękowania wysyłam za zwrócenie uwagi na brakującą spółgłoskę. Pojawiła się już w odpowiednim miejscu.

A sama podróż i późniejsza wspinaczka: nie ma tu symetrii – zgoda. Niby jeszcze cztery dni do końca. Tym niemniej… niech tak zostanie – niezależnie od tego jak bardzo chciałbym dodać te kilka zdań.

Za uwagi serdecznie dziękuję. Za poświęcony czas również.

Naniosłem stosowne poprawki, te sugerowane i może dwie, trzy od siebie.

Nowa Fantastyka