Profil użytkownika

Entuzjasta muzyki gitarowej i literatury. Od czasu do czasu zdarza mi się tutaj co nieco skrobnąć – głównie sci-fi.


komentarze: 268, w dziale opowiadań: 253, opowiadania: 90

Ostatnie sto komentarzy

SzyszkowyDziadek

dzięki za odwiedziny! :) Tak, mnie też odwiedził batmobil. :D

 

AmonRa

Też sobię cenię ciszę i spokój. :) Zdecydowanie pomysł nienowy – nie podjąłem tutaj ambitnej próby wymyślania koła na nowo, bo i nie było po co. Dzięki za komentarz!

Moje życie zmieniło się, gdy znalazłem Boga w piekarniku.

Skojarzyło mi się od razu z utworem Found God in a Tomato zespołu Psychedelic Porn Crumpets.

Dobrze się czytało – doceniam przejście od sytuacji humorystyczno-absurdalnej do makabrycznego finału. :)

Humor w opowiadaniu chwycił mnie z zaskoczenia, od samego początku. :D Doceniam też zabawę słowem w tytule. Takie “przejęzyczenia” są potężnym narzędziem twórczym!

 

Jak to jest być nietoperzem?

Pan Thomas Nagel zawitał do tekstu! :D

 

Podobało mi się. Swoją drogą czytałem niedawno książkę Wade’a Davisa “Wąż i tęcza” – bardzo ciekawa rzecz na temat zombie w kulutrze Haiti.

Bardzo na plus zabieg ze zmianą narracji – subtelnie ukazuje to przesunięcie.

Kto by pomyślał, że takie ustrojstwo można skonstruować za pomocą rzeczy z Castoramy…!

stn

 

Dzięki za odwiedziny! Z pomysłem anteny wyskoczył bodajże Huxley w Drzwiach percepcji, jeśli mnie pamięć nie myli. Nie wiem czy on pierwszy, możliwe że nie. W każdym razie – nie miałem w głowie tej koncepcji przy pisaniu, ale tak, jak najbardziej można przyłożyć tę koncepcję do tekstu! :D

 

Golodh

 

Oto jest pytanie – czy zaufać kosmicznym pasożytom? :D O tak, rozmycie kwestii tożsamości pasożyta/schizofrenii pasowałoby tu jak ulał. Nie chciałem jednak przedobrzyć, bo wszak regulamin konkursu wymaga elementu fantastycznego. :) Cieszę się, że tekst przypadł Ci do gustu! Chyba faktycznie muszę wrócić do K-paxa…

Z początku nie byłem do końca przekonany do obrazu “złych gości”, ale kupił mnie klimat końcówki. Wizja bogini bardzo mi przypadła do gustu. Przykre jest to “odwlekanie nieuniknionego” – postęp cywilizacyjny jawi się tutaj nieco jak katastrofa naturalna, której nie można powstrzymać. Wszak jeśli ten huragan nas ominie, to w kolejnym sezonie przyjdzie następny. Kwestia czasu. 

Początek opowiadania przypomniał mi trochę o pewnym czasie, kiedy to miewałem często paraliż przysenny. Jak widać – praca niszczy nie tylko ludzi. :) Podoba mi się styl i wartka akcja, mimo że akcja rozgrywa się na przestrzeni raptem jednej nocy. Też przykuł moją uwagę twist z piaskunem, będącym domyślnie postacią pozytywną – najwyżej neutralną.

yantri

Miło, że wpadłaś! :)

 

Finkla

Dzięki za lekturę i miłe słowo. Choroba czy pasożyt – byle dalej od takich rzeczy! Chyba że akurat ktoś ma chęć połączyć się z kosmiczym drzewem świadomości.

ta myśląca pulpa materii, sterując supernowymi, może wpłynąć na powstanie kolejnych podobnych sobie pulp;P

w tym punkcie właśnie Uroboros łapie w pysk własny ogon. :)

 

Twój komentarz skłonił mnie również do refleksji, że opowiadanie w istocie rozprawia o pierwszym kontakcie;)

W rzeczy samej! Też o tym wcześniej nie pomyślałem, a jest to ciekawy wątek. Rodzi się pytanie o drugą stronę tegoż kontaktu. Czy ona ma w ogóle chęć rozmawiać – jeśli tak, to czy podejmuje jakieś działania ku temu. Ale przede wszystkim – czy wie, że ktokolwiek ma ambitny plan się z nią skontaktować. Wszak to skala większa, niż gdyby jakaś bakteria z flory jelitowej stwierdziła, że będzie porozumiewać się z człowiekiem! :D

Hej, Golodh, tym bardziej się cieszę, że zwęszyłem dobry trop. :D

 

Nie wiem tylko, czy rzeczywiście od początku jest częścią “Tego Wszechświata” – w fizycznym sensie tak, ale powiedziałbym, że to inaczej rozumiany Wszechświat, niż ten rozmawiający w opowiadaniu:P

Właśnie tak! Stąd wynika właśnie przewrotność całej sytuacji (o ile można nazwać “sytuacją” wydarzenia rozgrywające się na przestrzeni setek tysięcy lat!), a więc zaleta tekstu. Człowiek – będący de facto myślącym pulpą materii powstałej w jądrach dawno umarłych gwiazd – bada wszechświat, który okazuje się myśleć (albo jest to studnia bez dna i nigdy się nie dowiemy…). Ale czym innym jest istota ludzka, niż właśnie myślącym fragmentem wszechświata? Więc tak naprawdę po obu stroniach równania jest świadomość, wyższa czy niższa, mniej czy więcej wiedząca. Cóż – otwiera się tutaj przestrzeń do dywagacji. :) 

Paradoksalnie – skala tysiąca słów wydaje mi się tutaj działać całkiem nieźle. Można objąć opowiadanie jednym “rzutem myśli”, wyekstrahować ideę, która stoi za tekstem.

Szalona pogoń za zrozumieniem (wszech)świata przybiera tutaj postać obsesji, a rozciągający się horyzont czasowy zdarzeń doprowadza bohatera do odczłowieczenia. A ostatecznie, czy Yngrin van Persing, początkujący kosmolog z roku 22 392 nie był już wtedy częścią świadomości wszechświata, czy nie był, jak każda istota, częścią wszechświata, która uzyskała świadomość i sama się sobie przygląda? Rodzą się pytania o granice poznania – i czy nie jest to wysiłek iście syzyfowy.

Podsumowując – podobało mi się. :)

poprowadził mnie w głąb budynku.

Budynek wewnątrz składał się z mikroskopijnego holu

Tutaj się powtórzenie wkradło.

 

Podoba mi się zwielokrotnienie kwestii powtarzalności – praca, wynalazki, ale też “ścieżka kariery” pracowników… Wszak prędzej czy później wszyscy tam trafiają.

Ponadto –  chęć zrozumienia nie zawsze owocuje czymś dobrym, chociaż sam zamiar można by uznać za szlachetny. 

Staruch,

dzięk za leturę i miłe słowo! Chyba można to nazwać początkiem inwazji.

 

regulatorzy,

miejmy nadzieję, że już się nie pojawią. Ale wiesz, jak to może być z tymi pasożytami…

Milis

Dzięki za lekturę i komentarz. Cieszę się tym bardziej, że tekst skłonił do refleksji. Trochę o to chodziło. :) 

 

Koala75

Pełna zgoda, nie było moim celem nikogo próbować rozbawić za pomocą wizji choroby. Jak zauwayżyła Milis: tematem nie jest wcale schizofrenia. Ów “pasożyt” (jakkolwiek ludzkie nazwy można by mu przyszyć) określa siebie – to znaczy stan swojego nosiciela – za pomocą definicji pozyskanych z jego umysłu. A lekarze – cóż, robią, co mogą i używają typowo ludzkich określeń. Tak czy inaczej, dzięki za wizytę. :)

 

Ambush

To chyba zależy od tego co wybrał nosiciel – chciałem pozostawić akcję w miejscu, gdzie czytelnik mógłby wejść w skórę bohatera i samemu pomyśleć jakiego wyboru by dokonał. Dzięki za lekturę!

 

Hesket

Cieszę się, że przypadło ci do gustu! :) Filmu nie oglądałem, ale oficjalnie wpisuję go na listę do obejrzenia. Mam potworne zaległości… Nosiłem się z zamiarem przypomnienia sobie “K-Pax” w ramach przygotowań do tego, ale niestety nie wyszło… Dzięki za lekturę i klika! :)

 

regulatorzy

Z zamianą miejsc w pełni rozumiem – moim celem było wprowadzenie nieco chaosu do narracji i rozedrgać podmiotowość bohatera jeszcze bardziej, czego konsekwencje biorę na klatę. Wielkimi literami mówią tylko nosiciele kosmicznej zarazy świadomości! ;) Dzięki za poprawki i lekturę!

Miły kawałek – ot refleksja nad eksploatacją słabych przez silnych. Dużo daje tej scence umiejscowienie kosmicznego pana, drzemiącego tuż obok ojca i syna – dzięki temu dialog jest okraszony szczyptą napięcia. 

Dzięki za odwiedziny, @mindenamifaj. Chciałem kwestię obcości zasygnalizować tutaj trochę bardziej subtelnie, to znaczy: na poziomie międzygatunkowym (człowiek – zwierzęta) i wewnątrzgatunkowym (kura – inne kury). 

 Zaraz wprowadzę poprawki! :D

Dzięki, cieszę się, że zabawy słowem wpadają w oko. :) Postaram się namierzyć niezręczności stylistyczne.

Chciałbym zobaczyć efekty działania edengate’a w swoim mieście. :D Trybuny skutecznie mnie uśmiechnęły, podobał mi się “kufel goryczy”.

Co za ironia, że technologicznie iundukowana pokojowość postaci, od których inni wymagają agresji, sama rodzi agresje. Chociaż może wynik tego równania zawsze będzie taki sam. Jeśli ludzie chcą krwi, to ją dostaną – niezależnie, czy jej źródłem będzie rozgrywka sportowa, czy frustracja spowodowana rozminięciem się oczekiwań z rzeczywistością.

Krótko mówiąc – podobało mi się i skłoniło do kilku refleksji. :D

Koala75, teskt przywołał uśmiech przez wspólnotę doświadczeń. ;) Sama prawda. 

Dzięki za czujność @bruce. Faktycznie troche wyjechało – sprawdziłem z innym licznikiem słów i rzeczywiście przekroczyłem limit. Teraz pokazuje 999, wyłączając gwiazdki. :) Z kolei google docs zjechało do 989. I weź tu, człowieku, ufaj technologii! cool

 

wilk-zimowy

 

dzięki za lekturę i komentarz. Niestety limit 1000 znaków okazał się być dla mnie nieco morderczy. Zgadzam się, że bohaterowie mogliby być lepiej dopracowani. 

 

Akurat przywołany cytat podwędziłem skądś indziej, ale nie pamiętam skąd. :D 

 

black_cape

 

miło, że tu zajrzałaś. :D Po czasie i dzięki komentarzom widzę, że można by tutaj jeszcze nadać wielu szlifów. Na namacalne opisy niestety nie starczyło miejsca, bohaterów trzeba było przedstawić szybko. Przydałoby się więcej niż tysiąc słów. ;) W każdym razie dzięki za opinię i komentarz!

 

Cześć, dawidiq150,

 

dzięki za lekturę. Mogłem trochę niechcący zamieszać. :) 

 

Pozdrowienia!

 

Zastanawiam się, czy to na pewno opowiadanie o lesie, czy raczej o samotności i tęsknocie.

Las gra tutaj raczej drugorzędną rolę, zgadzam się. :) Dzięki za lekturę i łapankę!

Cześć, Outta. 

Zgadzam się w zasadzie z tym co napisałeś. Takie niepotrzebne dookreślenia to rzecz, z którą trochę się muszę zmagać we własnym pisaniu. ;) Właśnie skracam jedno stare opko na konkurs z limitem 36k zzs, a opowiadanie miało pierwotnie 46k… Po przejrzeniu raptem czterech stron spadło do 40k. Ale cóż, najwyraźniej muszę wciąż z tym walczyć, w czym nieco pomógł limit w niniejszym konkursie – chociaż, jak wynika z Twoich słów, jeszcze kawałek drogi do przejścia przede mną. ;) 

Co do limitu: fakt, można by tutaj coś podziałać z wątkiem dziewczyny, co mogłoby nieco ubogacić i dać przestrzeń na ciekawsze rozwiązania – niestety w tej kwestii trudno będzie cokolwiek zrobić, póki limit wisi nad głową. Powieści, które przywołałeś, niestety nie czytałem, więc trudno mi się odnieść. 

Nie wydaje mi się, żebyś robił tutaj za tego złego – sensowna krytyka, a tak odbieram Twój komentarz, może jedynie pomóc, zarówno tekstowi i autorowi, więc pięknie dziękuję. Przejrzę opowiadanie i przemyślę to, co napisałeś. Nie ma w końcu innej drogi, niż wymagać od siebie za każdym razem trochę więcej. ;)

Pozdrowienia!

 

Dzięki, Geografie, cieszę się, że odnalazłeś przyjemność w czytaniu. :) 

Czytało mi się tym lepiej, im dłużej czytałem – im dalej w las, tym lepiej. ;) Tekst jednocześnie poetycki i przyziemny – styl i imiona bohaterów podparte słowniczkiem, z Rilkem na dodatek ciągną w stronę poetyckości, natomiast kwestia poszukiwań “potomków” ludzkości sprowadziła mnie niejako na twardy grunt. Przypadło mi do gustu to połączenie. 

Smutna wizja człowieka rozrywanego przez dwie przeciwne sobie siły. Technologia i poczucie obowiązku wobec ludzkości, poprawiania świata kłóci się tutaj z własnym dążeniem do szczęścia, które czeka na końcu drogi opatrzonej znakiem “natura”. Bardzo mi się podobało, mimo że po przeczytaniu popadłem w nastrój raczej melancholijny. :)

Przeczytałem z przyjemnością. Połączenie pomysłu kreowania rzeczywistości za pomocą haftu z motywem lasu-więzienia, który za wszelką cenę próbuje powstrzymać Hafciarkę, wydaje mi się bardzo ciekawy, baśniowy wręcz. Podobało mi się. ;)

Cały chutor sprawnie wykonuje swoją pracę. Dzięki waszemu poświęceniu, ziemia znów zaczęła rodzić owoce, .

Jakiś przecinek się zapodział na końcu zdania. 

 

Lubię nawiązania do biblii w literaturze, więc z początku się nieco rozochociłem. Ogólnie rzecz biorąc nie jest źle, ale – podobnie jak moi przedmówcy – mam poczucie, że tekst jest urwany. Widać, że stoi za tym pomysł i jakaś większa całość, ale tekst sam w sobie wydaje się niedomknięty. 

Pozdrowienia!

Udany szort. Bardzo podoba mi się oniryczność i niedookreśloność pierwszego fragmentu. Nurkowanie we wspomnieniach jako metoda śledcza mogłaby spędzać sen z powiek wszystkim przestępcom. ;)

Asylum,

rozumiem przedstawione tekstowi zarzuty. Zmagania z limitem nie były łatwe, nie ukrywam. ;) Lipę wybrałem w zasadzie przez przypadek – mam do tego gatunku jakiś sentyment. Oczywiście wszystkie zarzuty biorę na klatę. W niektórych miejscach nieco przekombinowałem z czasami albo czegoś nie dopatrzyłem. Dzięki za uwagi i klika! :) 

 

Finkla,

las nie gra tutaj pierwszych skrzypiec, ale z tego, co wyczytałem w regulaminie konkursu, to wcale nie musi. Wizja zadrzewionego i zakrzaczonego świata wynika przede wszystkim z drzewa przy grobie i wyobrażeń bohatera na temat tego, co stanie się z naturą po zagładzie wycinaczy drzew. 

Broda niestety została ścięta przez limit. ;) “Odmłodnienie” bohatera nie następuje jedynie przez spojrzenie w lustro, a przez uświadomienie sobie, że starzenie indukował sam w swojej głowie, bo uznawał to za naturalny bieg rzeczy.

W każdym razie dzięki za lekturę i komentarz!

Wizja niepokojąca. Sama perspektywa konieczności płacenia za spacer po lesie wydaje mi się zupełnie antyludzka. Uważam, że zgrabnie i sprawnie zarysowałaś tutaj tęsknotę człowieka do natury – potrzebę kontaktu z nią, która zwłaszcza mocno wybrzmiewa przy wzięciu na poprawkę kontekstu dziecka. Dlatego moje ulubione zdanie z tekstu to:

Szczęśliwa, ogarnięta tym niezwykłym zachwytem do jakiego zdolne są tylko dzieci.

Społeczeństwo, które odbiera dziecku możliwość autentycznego kontaktu z naturą – brzmi okrutnie, zwłaszcza gdy dziecko tak tego kontaktu łaknie. Równie ciekawy jest pomysł z symulatorami lasu – jak widać, konsumpcja potrafi skanalizować i spieniężyć nawet tego typu potrzeby, co tym bardziej nadaje wisielczego tonu opowiadaniu.

Trochę nie rozumiem czemu, przebywanie w symulacji może nadwyrężyć zdrowie. Producent powinien ostrzec przed potencjalnymi niebezpieczeństwami – inaczej powinien się liczyć z konsekwencjami prawnymi. ;) A może dziewczynka nie mogło korzystać z symulatora przez problemy zdrowotne? 

W każdym razie polecę do biblioteki.

Hej!

 

Cieszę się, że tekst Ci przypadł do gustu. :) Ta lipa miała być właśnie trochę takim “łącznikiem” między światami. Dzięki za klika!

NearDeath,

dobrze, że zwróciłeś na to uwagę. Zdecydowanie jestem fanem takiego rozdzielania partii tekstu zamiast samego odstępu. :)

 

Ambush,

dzięki za odwiedziny. Cieszę się, że jednak ta partia opowiadania jakkolwiek przypadła Ci do gustu. :D

OldGuard,

dzięki za lekturę i komentarz! Wprowadziłem wskazane przez Ciebie poprawki. 

Mam nadzieję, że nie uruchomiłem za bardzo niepotrzebnych emocji. Dzięki za życzenia powodzenia i mentalnego klika do biblio – dla mnie liczy się jak zwykły. ;) I uważaj na Słowackiego – warto się tam pilnować! :D

 

NearDeath,

cieszę się, że Ci przypadło do gustu. :D

 

stają dęba… to konkursowy tekst o lesie…

o proszę, nie zauważyłem tego, ale tak – wszystko się zgrywa. 

 

Ach, jakoś te majtasy tak pasują do tego klimatu

Zgadzam się, zmieniłem na bieliznę. ;)

 

Dodałem też gwiazdki, liczyło mi je jako słowa w wordzie, ale doczytałem, że nie mają być uwzględnione w limitach. 

 

Dzięki za klika!

 

NaNa,

Nieśmiertelny poradnik z fantazmatów mam głęboko w serduszku, ale chyba z głowy na chwilę uleciał. Zaraz namierzę mankamenty i je usunę. Pozostałe, które wskazałaś, już zniknęły. :D Bohater odwiedzał polonistykę na Gołębiej. ;) Dziękuję za lekturę i miły komentarz! 

Ślę pozdrowienia!

Teraz mnie ciekawi co to za film z kosmitami i lasem. ;) Podoba mi się ta interpretacja – trochę zabawna, trochę na serio, a trochę gra z samym faktem, że uczestniczy w konkursie. 

Dobrze przedstawiony dialog z ciekawymi koncepcjami. Czuć napięcie między bohaterami. Podobnie jednak, jak mój przedmówca, mam wątpliwości co to tego, czy interpretacja tematu konkursowego nie jest potraktowana zbyt luźno – ale to już oceni jury. :) Czytałem z przyjemnością.

Szybko się czytało i nie tylko ze względu na limit słów. ;) Podoba mi się niebinarne licho (sam używam tego zabiegu w jednym opowiadaniu, które właśnie piszę) i niestandardowy sposób “egzorcyzmu”. Ogólnie rzecz biorąc pomysłowy i przyjemny tekst. 

Przypadło mi do gustu, chociaż poetycki styl momentami mnie trochę zatrzymywał – może też dlatego, że było się nad czym zatrzymywać. Niektóre frazy naprawdę zrobiły na mnie wrażenie i to je uznaje za największy plus tego tekstu. Fabularnie nie zadziało się tutaj szczególnie wiele, ale też w zasadzie nie wydaje mi się, żeby musiało przy takim tonie opowieści, którego poetyckość jest dominująca. W każdym razie wrażenia pozytywne. :) 

Przeczytałem z przyjemnością. Wizja chłopca dreptającego przez las i wyczarowującego drzewa przy pisaniu wierszy jest mi w jakiś sposób miła. Ogólny wydźwięk tekstu jest jednak gorzki poprzez tęsknotę i idącą za nią zagładą lasu. Krótko mówiąc: widzę tutaj ciekawy pejzaż wizualno-emocjonalny. ;)

Niby historia nie dotyczy niczego szczególnie zaskakującego, ale za to jest zrealizowana w świetny sposób, z klimatycznymi opisami i ciekawym ujęciem perspektywy. Czytało się bardzo przyjemnie, a zwłaszcza moją uwagę zwróciło wskazanie na mnogość zdarzeń, które uchodzą ludzkiemu oku. 

Cześć,

na betalistę wrzuciłem shorta  z gatunku fantasy“Miasto duchów”, które napisane zostało na konkurs “Tu był las”.  Długość to 6927 znaków.

Główny bohater pewnego dnia otwiera oczy i okazuje się, że wszyscy wokół umarli i zamienili się w potworne zjawy, a w miarę upływu czasu, cały świat powoli porasta wszechlasem. 

Proszę o uwagi, poprawki i opinię czy tekst jest w ogóle zjadliwy. ;) 

 

Pozdrowienia!

Niewiele zdań, ale za to porządnie nasyconych treścią. Smaczny literacki kąsek do szybkiego przekąszenia. Podoba mi się kontrast między dziecięcym entuzjazmem a dorosłym wycofaniem w relacji tych dwóch panów. ;) 

reg, dzięki za odnośniki do sjp – nauki nigdy dość. :D

 

black_cape, miło, że tu zajrzałaś. ;) Dzięki za miły komentarz i klika do biblioteki. Usiłowałem trochę pożonglować lekką, humorystyczną formą i nieco cięższym tematem, cieszę się, że to wyłapałaś. :D 

 

Finkla, dzięki! Kiedyś rozważałem zawód narratora, ale jednak płaca marna a ryzyko ogromne… Stąd też sam bym w Recydywistanie stopy nie postawił, chociaż może jako autor, mógłbym sobie jakoś tam poradzić. ;) W każdym razie dziękuję za klika i odwiedziny.

 

Wybaczcie, że odpisuję tak późno, ale nie myślałem, że ktoś jeszcze się tutaj pojawi. 

Pozdrowienia!

Dzięki za odwiedziny, reg. :) Przez półpauzę chciałem osiągnąć efekt gwałtownego “urwania”, ale skoro taki zabieg jest wbrew zasadom, to poprawię.

 

JPolsky, dzięki, cieszę się, że odnalazłeś przyjemność w czytaniu tego tekstu. :)

Brutalnie zabawny short. Moim faworytem jest:

 

Jazda, jazda, betlejemska gwiazda!

 

Ale to może przez moje obecne miejsce zamieszkania. ;)

Dobrze się czytało, a odreagowywanie poprzez pisanie to całkiem skuteczna i bogata w owoce metoda radzenia sobie z emocjami, czego dowodem jest owo opowiadanie. 

 

Pozdrowienia!

 

Dzięki, None! Sam myślałem o tym tekście raczej jako o małym eksperymencie literackim niż pełnoprawnym opowiadaniu. Cieszę się, że tekst Ci przypadł do gustu. :) 

Cześć, Q, dzięki za miły komentarz i wskazanie usterek! :) Tak, kowboje to był zabieg celowy – był chyba jeszcze jeden, ale padł pod ciosami któregoś z betujących. ;) Chętnie sprawdzę ten film, bo przyznam szczerze, że zupełnie nie kojarzę. 

Co do rdzawego noża – bardziej pasowało mi to słowo do ogólnego stylu wypowiedzi tego narratora (niech spoczywa w pokoju) niż zardzewiały. Chyba pordzewiały pasowałby w tym fragmencie. Tak zmienię. 

 

Również pozdrawiam! 

Crucis

Krakowskie zanieczyszczenie światłem może poważnie utrudnić obserwację. :( Z tego względu wyjechałem na kilka dni do świętokrzyskiego, ale chmury nie odpuszczają. Słyszałem, że należy szukać w godzinach przed świtem w okolicy gwiazdozbioru Wolaża i Węża, ale sam jeszcze nic nie upolowałem. Niemniej życzę powodzenia! 

Ot krótka scenka, z której niewiele wynika. Jak zauważył Outta, jest tutaj sporo do poprawienia, więc nie będę po nim powtarzał. Myślę, że dobrym ćwiczeniem byłoby usiąść z otwartym opowiadaniem i pokombinować z przecinkami. Zwracam uwagę zwłaszcza na słowa: “co”, “który”, “że”. Próbuj też namierzać powtórzenia i je eliminować albo zastępować synonimami. 

Z dobrych rzeczy: podoba mi się wizja psychopatycznego malarza, który nurza pędzel w krwi otwartego trupa. Brak tu jednak dalszej fabuły.

Trzymam kciuki za pisanie i pozdrawiam! 

Pozbawione życie oczy […]

Chyba “życia”?

 

Zabierzesz go do lochu i otworzysz mu brzuch.

Czemu do lochu? Czy alchemikowi nie łatwiej byłoby zrobić całą rzecz w pracowni? Przenosiny zwłok do lochu byłyby pewnie równie problematyczne i ryzykowne jak ich transport do pracowni. Mam tutaj parę wątpliwości.

 

Kilka lat temu hrabia Helsig poważył się rozpowiadać, że alchemik para się nekromancją. Niedługo potem przepadł gdzieś ze swoją kochanką

To brzmi, jakby hrabia przepadł, a chyba chodzi o alchemika. Czy coś źle zrozumiałem? W każdym razie trzeba przeredagować ten fragment bo może być mylący.

 

Potem zrozumiał, że jest w nich tyle alchemii, co w słodzeniu mleka miodem.

Bardzo fajne zdanie, podoba mi się.

 

Duszność nagła zabrała już dwa życia i mogła zabrać następne. Sipalis wiedział, że nie zabierze.

Sama duszność nie, ale wynalezienie serum na trucizne nie rozwiązuje problemu, że w zamku czai się morderca. Fajnie by było domknąć ten wątek.

 

Przyjął ją taką, jaka była i poszukał innego ucznia.

i przyjął Igoriusa takim, jakim był

Nie wiem, czy to celowy zabieg, ale takie powtórzenie zwraca na siebie uwagę. Moim zdaniem niepotrzebne. 

 

Ogólnie rzecz biorąc, całkiem mi się podobało. Klasyczny motyw poszukiwania złota przez alchemików z intrygami w tle. No i przy tychże intrygach pojawia się niedosyt. Kwestia śmierci syna króla pozostaje niewyjaśniona, uczeń ponosi śmierć z ręki mistrza, gdyż odkrywa coś, co mogłoby zaburzyć porządek życia tego drugiego. Trochę też umknęło mi pojawienie się kobiety w miejscu morderstwa, przez chwilę nie wiedziałem co i gdzie się dzieje. Miałem nadzieję, że kwestia poszukiwań ucznia i śmierci królewskiego syna jakoś się połączy, a tutaj nic. Chyba że znów coś przeoczyłem.

Z rzeczy, które mi się podobały – klimatyczne i dokładne opisy to zdecydowanie duża zaleta tego tekstu. Poszczególne sceny są jednak na tyle precyzyjnie opisane, że rozciągają tekst kosztem fabuły. Chętnie przeczytałbym więcej, najlepiej z bardziej rozbudowaną fabułą. Dynamika mistrz-uczeń prosi się tutaj o rozbudowanie. Wszak jedyna scena kiedy te dwie postaci ze sobą rozmawiają to scena morderstwa. Przydałby się chociażby dialog kreślący ich wzajemne relacje gdzieś wcześniej (sygnalizuje to wspominana przez Igorusa scena próbowania wina, chociażby rozwinięcie tego mogłoby ubogacić całe opowiadanie).

To chyba tyle. 

 

Pozdrawiam!

 

 

 

Przedstawiłeś w zasadzie jedynie krótki dialog. Zgadzam się z przedmówcami, że potrzeba tutaj fabuły. Nie wiemy kim jest Nomad, oprócz tego, że miał mieć jakąś misję, z której zrezygnował przez chorobę (ani nie wiadomo co to za misja); nie wiemy kim jest Artur, oprócz tego, że jest stary i dobrze wpływa na stan psychiczny Nomada; nie wiemy, co w przedstawionym świecie zmienia śmierć króla i tak dalej… Spróbuj dać szansę czytelnikom lepiej poznać postaci, o których piszesz – daj im sposobność współprzeżywania z bohaterami ich rozterek, przywiązania się do nich. Do tego jednak trzeba nieco rozwinąć fabułę, bo tak krótki opis bez żadnych kontekstów tego nie uciągnie. Pozdrawiam i trzymam kciuki. ;)

Dzięki, misiu, za zarówno przeczytanie, miły komentarz, klika jak i gwiazdki! Szczególnie te ostatnie mogą się okazać cenne, bo od kilku dni wybieram się na polowanie widocznej obecnie na niebie komety Leonard, ale niestety pochmurne niebo skutecznie mi to utrudnia. Jeśli jednak pojawią się gwiazdki, to zapewne i kometa. ;) 

To była naprawdę sycąca literacka uczta. Przy okazji przypomniałaś mi o moim planie przypomnienia sobie Boskiej Komedii na potrzeby jednego opowiadania, nad którym pracuję. ;) 

Piekło jest przedstawione w ciekawy sposób. Stopniowanie cierpienia, a przynajmniej tak to odczytałem, przebiega przez: 1) naturalne rozterki związane z patrzeniem wstecz i rozliczaniem się z niewykorzystanymi szansami; 2) krzywdę płynącą od ludzi, którzy nas otaczają; 3) Niechęć do samej siebie – zła relacja z własną głową to rzecz naprawdę okropna. Całe szczęście bohaterka wyciąga wnioski z przeżyć. Podoba mi się tutaj zwłaszcza nieujawniona wprost perspektywa czasowa. Wszak z opowiadania wynika, że akcja piekła rozgrywa się na przestrzeni dwustu lat. ;) 

Czyściec był dla mnie interesujący, może nieco mniej niż piekło, ale widać tutaj wyraźne przesunięcie. Bohaterka rozwija się i radzi sobie z problemem czytania w myślach o wiele szybciej, niż w przypadku lekcji piekielnej. Bardzo dobra scena z chłopakiem i reanimacją – zapada w pamięć.

No i pozostał raj – osobiście moja ulubiona część. Wręcz boska moc i nieograniczone perspektywy kreacji mimo wszystko bledną wobec samotności i perspektywy wiecznego istnienia. Raj w takim kształcie może przerażać chyba bardziej niż piekło. Zakończenie sugerujące istnienie wieloświata stanowi wisienkę na torcie tego świetnego opowiadania. Gdyby już nie było w bibliotece, to klikałbym jak szalony. ;) 

– Bez odbioru. 

Nie jestem pewien czy astronauta na spacerze kosmicznym zrywa kontakt ze stacją. Nie jest przypadkiem tak, że kontakt jest stały? 

 

Od zawsze chciałem przeżyć spacer kosmiczny – to opowiadanie przez dobry warsztat i ciekawe, przemawiające do wyobraźni wzrokowej sceny to umożliwia, chociaż nie chciałbym skończyć jak główny bohater opowiadania. ;) Opowiadanie krótkie i niepokojące, bardzo dobrze się czytało, a opisy są pomysłowe. Brakuje trochę dalszych wyjaśnień – przez to tekst przybiera formę krótkiego kosmicznego horroru, co nie jest wcale wadą, jednakowoż widzę tutaj potencjał na rozwinięcie w dłuższe opowiadanie. Tak czy inaczej, zasługuje moim zdaniem na bibliotekę. 

Hej,

 

na betalistę wrzuciłem shorta, zatytułowanego Powstanie w Recydywistanie. Krótki, raczej humorystyczny short o przemocy i próbach jej instytucjonalizowania. Długie na 3800 znaków. Proszę o wszelkiej maści uwagi i krytykę. :) 

Przeczytałem na jednym wdechu. Chłód i opanowanie wiceprezydenta przywiodło mi na myśl jeden wiersz Szymona Słomczyńskiego, który traktował o słynnym fińskim snajperze:

 

Praktyka

 

Utonie ironia. Utrzyma się wysoki ton, zwięzłość

snajpera, przejrzysty komunikat:

 

– Jak się panu, panie Häyhä, udało ustrzelić w wojnie

zimowej siedmiuset żołnierzy Armii Czerwonej?

 

– Praktyka.

 

Krótko mówiąc: kawał dobrego szorta! :)

Wypuścił kolejną falę mocy, a widoczny przez cały czas pasek stanu zmniejszył się gwałtownie i błysnął szkarłatem. 

Stanu czego? Przeoczyłem coś?

 

Czytało mi się przyjemnie, chociaż, podobnie jak u Alicelli, początek sugerujący tekst o grze nieco mnie odstraszył. Za to końcówka wynagradza wszystko. Dobry i dobrze zrealizowany pomysł na tekst. Zgłaszam do biblio. 

– Tu pokojówka. Przyniosłam świeżą, zimną wodę. Dyrekcja dba o naszych klientów.

Brzmi to trochę sztucznie, ale powraca później. Jeśli taki efekt chciałeś osiągnąć, to wszystko okej – zwracam tylko uwagę.

 

Po 15 minutach doszedł do dużego czarnego budynku. Nie do końca wiedział z czego jest.

 

Te dwa zdania wskazują jakby podmiot idący nie wiedział, z czego jest. Rozumiem, że chodzi o budynek, ale napisanie tego w ten sposób może być mylące.

 

Wziął zimny i się trochę zdziwił, że woda była naprawdę lodowata.

 

Może: “[…]że woda była aż tak lodowata.?” Biorąc zimny prysznic spodziewamy się chłodu, więc naprawdę lodowata woda brzmi nieco dziwnie – przynajmniej dla mnie.

 

– Jest. – Usłyszał.

 

Z wielkiej litery. Pierwsze słowo nie odnosi się do czynności mówienia. Na dole wklejam link do poradnika traktującego o zapisywaniu dialogów, bo później z tym też było parę usterek.

 

– Cholera mamy problem i to duży – W końcu odpowiedział.

 

Wielka litera

 

– Taa, no przecież mówię – Zamknął za sobą drzwi do łazienki.

 

j.w.

 

– Hmmm – zauważył ten bezpłciowy.

 

“Hmmm”, to raczej mało treściwe spostrzeżenie. ;) Może po prostu “mruknął” zamiast “zauważył”?

 

– Cholera, mógłbyś się tu sam pofatygować, a nie przysyłać to sztuczne gówno, wiesz jak tego nie lubię – odpowiedziała kobieta.

– Hmmmmm – odpowiedział jej sztuczny.

 

Przecinek przed “a”. W dodatku powtórzenie, plus jak we wcześniejszym przypadku: “hmm…” trudno uznać za jakiś rodzaj odpowiedzi.

 

– Dobrze, że przynajmniej nie to nowoczesne coś, tylko klasyk – powiedział sztuczny i podszedł do konsoli przy drzwiach. – Zaraz to naprawię i odetnę nas chociaż na chwilę.

Przed tylko powinien chyba być przecinek. I kropka po narracji. 

 

Kurwa, jak było zimno. […] Po obu stronach był las.

Chyba powinien być przecinek po kurtyzanie. Plus powtórzenie. 

 

Trudno, jakoś wytrzyma.

Przecinek po trudno. 

 

Przyspieszył. Trzask również.

Jak trzask może przyspieszać? 

 

– Dwa życia. Chłopak wylazł z centrali i biega z dziwaczną bronią. Nie na wodę – powiedział.

– Uuuu – to ten sztuczny.

– Ubieraj następny i właź z powrotem. – to kobieta.

Dwa ostatnie fragmenty, gdzie przechodzisz w narrację, moim zdaniem do poprawienia. Czytelnik domyśla się o co chodzi, ale osobiście przez chwilę nie wiedziałem o co chodzi. 

 

Po jakichś 15 minutach potknął się i przewracając uderzył mocno głową, chyba w chodnik.

Przecinek.

 

– A jednak!Wiedziałem!.

Coś tu się podziało ze znakami interpunkcyjnymi ;)

 

To z rzeczy, które mi się rzuciły w oczy. Ktoś bardziej kompetentny może jeszcze coś podpowie. :) Co do samej fabuły: Pomysł wydaje mi się ciekawy, ale z początku kompletnie nie wiedziałem o co tutaj może chodzić. Szczerze mówiąc po pierwszym przeczytaniu wciąż do końca nie wiem. Myślę, że opowiadanie mogłoby wiele zyskać, gdybyś na początku, po pierwszym wyjściu bohatera z tego… no właśnie, czego? Czy to jakiś rodzaj gry, immersywnego systemu opeutaj niedopowiedzeń, przez co, w moim odczuciu, tekst traci. Jeśli dobrze rozumiem, to szerszy kontekst jest taki, że Ziemia została zniszczona w wyniku jakiejś wojny, ale gnający w kosmos ludzie, nie zaprzestali się wybijać. W każdym razie chętnie dowiedziałbym się nieco więcej na temat tego, co się tutaj dzieje. ;)

 

https://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/2112 ← Obiecany link do poradnika.

 

Łączę pozdrowienia

Crucis

 

 

 

Dzięki za odwiedziny! Ciekawe, że zauważasz podobieństwa między tymi dwoma opowiadaniami – szczerze mówiąc, nie myślałem o nich w ten sposób, ale rzeczywiście są tutaj wyraźne punkty zbieżne. W każdym razie dobrze jest wrócić do tych dawniejszych tekstów i przypomnieć sobie perspektywę pracy nad opowiadaniem. Jest to w pewien sposób pouczające i napawające motywacją. :D

Miło, że tu wpadłaś, black_cape! :D

Cieszę się, że to stare opowiadanie jeszcze ma jakieś swoje życie i może budzić pozytywne reakcje – patrząc z perspektywy czasu, pewnie by wyglądało nieco inaczej, ale pisanie to zawsze jakiegoś rodzaju proces… W każdym razie dziękuję za odwiedziny i ostatniego klika do biblioteki! :) Może kiedy ustanie sesyjna zawierucha, to wrócę tutaj z czymś nowym.

Pozdrowienia!

Myślę, że to dobre wyjaśnienie. Chodziło mi raczej o ostatni akapit, zaczynający się od:

Siedzę w Twoim samochodzie. Jestem sama.

Przeczytałem jeszcze raz i w zasadzie można go chyba podciągnąć pod te oniryczne przestrzenie. Teraz już jasne. ;)

Amonie, miło, że zajrzałeś i Ci się podobało. :)

Post, który nam zacytowałeś, jest idealnym przykładem takiego odklejonego myślenia. I fakt – na pewnej płaszczyźnie brzmi to na tyle abstrakcyjnie, że po prostu bawi. Gdy jednak się głębiej zastanowić, to idzie się złapać za głowę.

Pozdrawiam!

Cześć, bruce!

Miło słyszeć, że odnalazłaś przyjemność w lekturze. Niestety “Archiwum X” mnie ominęło, więc trudno mi się odnieść. :( Może kiedyś nadrobię, wszak to chyba klasyka.

Pozdrowienia!

Julia całe życie śniła. Przyczepiona jak bańka do sennych porostów bezpiecznie żyła w niebycie, zapominając po prostu, że jest życie. Martwiono się co z taką trzpiotką będzie, jak da radę życiu, skoro nieustannie ucieka w swoją własną wyśnioną krainę. O, Julieto, jak ty stawisz czoło światu? Nie wiesz, jak dużo tracisz z życia, ile przecieka ci przez palce. Jesteś zbyt zajęta gonieniem swoich gwiazd i gwiazdeczek.

Takie zagęszczenie życia zwraca na siebie uwagę w tekście.

 

Ale żona postawiła mi warunek: albo broda albo ja. Wybrałem siebie…

Zamiast ja dałbym ona – dzięki temu uniknie się zamętu, który tutaj dostrzegam.

 

I wtedy skoczył na nią, jedną rękę ładując na nią, drugą na korbkę przy fotelu.

Powtórzenie.

 

Operujesz tutaj mocno poetyckim stylem, co komuś mogłoby przeszkadzać – ja jednak do tego grona nie należę. Całe opowiadanie jest mocno oniryczno-magiczne. Dodatkowo wszystko zostaje podbite przez częste nawiązania do somnambulicznych stanów bohaterki. Podoba mi się umiejętne zarysowanie erotyzmu – przez całe opowiadanie miałem wrażenie, jakbym obcował z czymś bardzo delikatnym. Trochę nie rozumiem zakończenia, ale może coś mi po prostu umknęło. Podsumowując: podoba mi się, przyjemnie się to czytało. ;)

 

 

“Bunt mas” okazuje się zaplanowaną akcją władzy, która ostatecznie dąży do jej umocnienia. Żądza krwi głównego bohatera napędza akcje, ukazuje ślepy pęd do przedstawionego w obrazowy sposób mordu. Podobało mi się. Za największy atut tego opowiadania uznaję ostateczne pogodzenie się Ekszura ze śmiercią – to w niej odnajduje spokój, mimo że traci życie, zyskuje przed śmiercią efemeryczne poczucie wolności. Po piekle niewolnictwa następuje chwila upodmiotowienia, okupiona jednak najwyższą ceną – tę jednak bohater jest w stanie zapłacić. Przy okropieństwach rewolucji trudno jest jednoznacznie utożsamić się z buntownikami. Chociaż walczą w słusznej sprawie, dopuszczają się czynów niezwykle okrutnych – sprawia to, że czytelnik nie jest w stanie jednoznacznie ocenić całej sprawy pod kątem moralnym. Gorzki wydźwięk bycia jedynie pionkiem w jakiejś grze, który zawarłeś na samym końcu, również uważam za duży plus. Na dodatek wszystko jest podane w polewie ze starożytnego bliskiego wschodu. Dobra robota! :D

Miło, że wpadłeś, Danielu!

Dzięki za komentarz i klika, jeszcze raz dziękuję za betę! Foliarskie realia potrafią być czasami naprawdę fascynujące – nawet jeśli nie jako temat do prześmiewczego opowiadania, to jako źródło inspiracji do koncepcji naprawdę abstrakcyjnych. ;)

Łączę pozdrowienia!

Morderco, napisałeś naprawdę przyjemne opowiadanie.

Najpierw może o tym, co mi nie zagrało:

Przede wszystkim kwestia przeskoków między rzeczywistościami. Nie jest to wytłumaczone, chyba że coś pominąłem. Zmiana w finale może być odebrana po prostu jako sen głównego bohatera – ten nagle wstaje w zupełnie niewojennej rzeczywistości, zastanawiając się co też począć ze swoim młodym jeszcze życiem. Chciałbym o tym po prostu więcej przeczytać, to by ładnie spięło tę kwestię. :) 

Drugą sprawą jest postać Tomka – również nie wiadomo skąd nagle pojawia się rzekomo martwy brat głównego bohatera. W dodatku ratuje go z opresji – pachnie to trochę zabiegiem Tomek ex machina. A wystarczyłoby krótkie wspomnienie, na przykład przy okazji otrzymanego od ojca samochodu, że młodszy brat był zafascynowany motoryzacją – cokolwiek. Ponownie – może to moje niedopatrzenie, ale zerkam teraz w tekst i nic nie znajduję.

Tyle jeśli chodzi o czepianie się, bo do uczepienia się wcale nie ma tak dużo.

Człowieka z wysokiego zamku czytałem około roku wstecz – doceniam nawiązanie. Jednak te przeskoki między rzeczywistościami wydają mi się bliższe do Ubika, ponadto w finale pozostawiasz czytelnika w zawieszeniu, tak jak Dick zrobił to w drugiej z wymienionych książek. Nie wiemy, co tak naprawdę jest rzeczywistością.

Robotę robi użycie śląskiego i niemieckiego – bardzo ubogaca to opowiadanie. Opisy również są w tym wypadku mocną stroną. Czyta się je dobrze i nadają klimatu. Akcja jest wartka, dużo strzelania, wybuchów, a mimo to całość nie popada w kicz – to duży plus. Czuć tutaj pęd, pośpiech, dynamikę, ale nie ma efekciarstwa. Elementy sci-fi dodają dodatkowego smaku całości.

Nie będę się jakoś szczególnie rozwodził. Ostatecznie opowiadanie naprawdę mi się podoba. Jako że już chyba mogę nominować do biblioteki (jeśli się mylę, to najwyżej się odbiję od ściany ;)), to zgłaszam swojego pierwszego klika na tym portalu i jednocześnie ostatniego potrzebnego do dostania się do biblioteki temu opowiadaniu.

Pozdrawiam!

 

Dzień był wyjątkowo upalny, a arktycznie klimatyzowane

Nie jestem pewien czy “arktycznie“ powinno się używać w znaczeniu “bardzo zimne”. Jeśli coś jest klimatyzowane “arktycznie”, to wygląda, jakby było klimatyzowane powietrzem z Arktyki, a to trochę nie ma sensu.

 

Norton podszedł do dwóch rozklekotanych, bioelektronicznych mózgów, zamkniętych w specjalnej chłodni i grających w szachy tak, jakby miały się zaraz rozlecieć.

To zdanie wydaje mi się trochę chaotyczne. Ostatni fragment odnosi się do tego, że szachy mają się rozlecieć czy bioelektroniczne mózgi? Zdrowy rozsądek wskazuje na mózgi, ale konstrukcja gramatyczna może odesłać też do szachów.

 

Z początku zastanawiałem się co to za mistrzowie szachowi, którzy rozgrywają za każdym razem partię w dokładnie ten sam sposób. Wszak możliwości jest mnóstwo. Gdy okazuje się, że walczą ze sobą dwa bioelektroniczne mózgi, nagle wydaje się to usprawiedliwione – ten element zaskoczenia uznaję za spory plus tego szorta.

Nie do końca rozumiem zakończenia. Norton i asystentka też grają w szachy, czy też w coś innego? Nie zakreślasz tutaj natury ich rywalizacji.

Ogólnie rzecz biorąc – nie jest źle, ale tekst nie pobudził we mnie większych emocji.

 

Pozdrawiam!

Cześć!

Przyjemne opowiadanie – twist z androidami faktycznie, jak przedmówcy pisali, robi robotę. Fakt, że różnią się od siebie, świadczy o ich człowieczeństwie. Wszystko ładnie się domyka, chociaż osobiście chętnie bym przeczytał jeszcze coś o rzeczywistości poza enklawą. ;) Krótko mówiąc: dobra robota!

Cześć!

 

Ogólnie rzecz biorąc, moje wrażenia z lektury są pozytywne. Nie do końca przepadam za wątkami romantycznymi, tutaj natomiast jest on poprowadzony dosyć klasycznie: bohater zalicza pozytywną przemianę pod wpływem szczęśliwej miłości. Podoba mi się natomiast to, dokąd ów wątek prowadzi – końcówka utrzymuję czytelnika w zawieszeniu. Nie dostajemy prostych odpowiedzi i to zdecydowany plus. Element fantastyczny w postaci zaklęcia robi swoje. Spodziewałem się dalszego pociągnięcia wątku alkoholizmu, ale i bez tego nie jest źle.

 

Pozdrowienia!

Cześć, Simeone!

Dziękuję za miłe słowa. Cieszę się, że odnalazłeś przyjemność w lekturze. :)

Również pozdrawiam!

W końcu tutaj dotarłem.

Bardzo dobry kawał opowiadania. Jest tu humor, jest klimat, trochę brudu, odniesienia do bezwzględności instytucjonalnych aparatów – cały bukiet ciekawych motywów. I oczywiście rozładowanie patosu, przywrócenie do rzeczywistości mitów o fantastycznych wybrańcach. Pani Jeziora chowa się po akwenach, jeden król zostaje zastąpiony innym o niemal takim samym nazwisku. To wszystko buduje obraz ciekawego, oryginalnego świata, którego ukazywanie śledzi się z przyjemnością. :)

 

Cześć, ninedin! W końcu udało mi się tutaj zawędrować. :D

Dwie drobnostki mi mignęły podczas czytania:

 

Moja pani ma dziś niedobry dzień, jak widzę. Dla siebie i dla ludzi – powiedziała, a ja oczywiście usłyszałam w jej głosie ironię.

Półpauza zamieniła się w myślnik na początku zdania.

Ponieważ kombinacja upalnej pogody i wąskich ulic w dzielnicy trans Tiberim oznaczała, że w powozie mogę utknąć na dłuższy czas, kazałam zanieść do się do caupony w lektyce. Okazało się to o tyle dobrym pomysłem, że dzięki temu nasz domorosły mściciel i jego towarzysze nie zauważyli, że nadciągam.

Na miejscu zastałam scenę iście  teatralną.

Niepotrzebna spacja przed ostatnim słowem.

 

Bardzo mi się podobało – dawno nie czytałem nic czegoś, co by miało powiązania ze Starożytnym Rzymem. Teraz apetyt się tylko rozochocił. Historia jest ciekawa, detektywistyczna wręcz, z elementem fantastycznym. Mimo że opowiadanie ma swoją objętość, to czytałem przygwożdżony do ekranu i nie odczułem za bardzo czasu, który na nie poświęciłem. Krótko mówiąc: dobra robota!

Jeśli uśmiechnęło, to znaczy, że osiągnąłem założony cel. :)

Dzięki za komentarz i klika!

Kto wie? Wielka konspira może sięgać daleko poza granice galaktyki albo nawet Wszechświata! :D

O n i muszą mieć to wszystko dobrze przemyślane – wszak to globalny spisek!

Finkla, miło, że wpadłaś i odnalazłaś jakąś przyjemność z lektury. Co do dwóch rat: zapewne dlatego też są szczepione najpierw jedne grupy, a dopiero potem inne – serwery by nie wytrzymały takiego ataku, gdyby wszyscy na raz się podłączyli. ;)

 

Irka_Luz, cieszę się, taki był zamysł tego szorta. :D Z jednej strony jest to utwór humorystyczny, z drugiej wyraz sprzeciwu wobec tego typu myślenia. Ale cóż – aby walczyć z abstrakcją, trzeba być do niej trochę podobnym, jak to pisał Camus. :)

Takich również mi było dane spotkać na swojej ścieżce. Przy pierwszym razie, mimo przypuszczeń o ich istnieniu, byłem szczerze zaskoczony.

Cóż, wydaje mi się, że tego typu myślenie przybiera postać swego rodzaju fanatyzmu. Czy słyszał ktoś kiedyś o “lekkich” spiskowcach? Od zawsze to zjawisko wywoływało we mnie pewną ciekawość. Przez ostatni rok odniosłem wrażenie, że tendencje do tego typu myślenia wzrastają – wszak trudno o lepszą pożywkę dla spisku niż globalna pandemia.

Dzięki, reg, cieszę się, że Ci się spodobało! :)

Trudno jest rozmawiać z osobami święcie przekonanymi o swoich racjach, a zwolennicy podobnych interpretacji świata zazwyczaj są właśnie zagorzali. Misja ewangelizacyjna raczej jest skazana na skutki podobne kichotowskim zmaganiom z legendarnymi wiatrakami.

Dzięki za łapankę, zaraz się biorę do poprawiania!

Z pewnością znajdą się jakieś teorie na temat tego, w jakim celu fakt płaskości Ziemi jest tak skrzętnie ukrywany, ale osobiście na żadną do tej pory (chyba) nie wpadłem. Tak czy inaczej, coś musi być na rzeczy. :D

Bez problemu można by to uzupełnić jakimiś reptilianami czy czymś podobnym, ale cóż – sprowadza się to do jednego, cudownego poziomu nonsensu. 

Nowa Fantastyka