Profil użytkownika


komentarze: 5, w dziale opowiadań: 5, opowiadania: 5

Ostatnie sto komentarzy

Mapa mnie trochę odstrasza. Wprawdzie lubię sztampę (gdybym jej nie lubił, nie czytałbym fantasy), ale “Ocean Trwogi” brzmi zdecydowanie zbyt sztampowo.

Pierwszy rozdział przypomina mi – niestety – “Imperium/Smoki Haldoru” Jacka Piekary. Głównym mankamentem tej skądinąd fajnej, acz lekko niedopracowanej powieści jest prolog stanowiący kilkunastostronicowe strzeszczenie historii panującego rodu. Ciężko mi było przez to przebrnąć, choć bardzo się starałem.

Dzięki za komentarze.

Krew człowieka zalewa, kiedy wydaje mu się, że opowiadanko jest od strony technicznej dopracowane, a tu wychodzą takie babole. frown

Implant ma związek z histerią na temat rzekomych eksperymentów przeprowadzanych na ludziach przez kosmitów, która to histeria zaczęła się jakiś czas po II wojnie światowej (akcja opowiadania toczy się po pierwszej, zwanej wówczas Wielką Wojną).

Bohater wykitował po tym, jak wydarł z ciała implant, wcześniej ten miał służyć do kontroli nad człowiekiem.

 

“może się czepiam, ale skąd bohater wiedział, co oznaczał gest tej obcej istoty?” – może powinieniem był dopowiedzieć, że chodzi o uniwersalny gest machnięcia dłonią w górę.

Znakowanie ludzi literami (odgórne) przypomina mi jakieś polskie opowiadanie z lat osiemdziesiątych (chyba Andrzeja Zimniaka, nie jestem pewien), tylko że tam chodziło o podział na płodnych i niepłodnych (a więc raczej nie ten klimat). Kojarzy ktoś może?

“Poza naszymi głośnymi rozmowami, skrzypieniem okrętów, skwierczeniem pieczonego mięsa, nie słychać nic. Żadnych nocnych nawoływań ptaków i leśnych bestii, w powietrzu nie ma też zapachu dymu, a przecież od żeglarzy wiemy, że wyspa jest zamieszkana.“

Ale jakiś dym (i, co za tym idzie, jego zapach) chyba jednak powinien być, skoro mięso się piecze? Oczywiście domyślam się, że chodzi o dym pochodzący od potencjalnych tubylców, ale i tak ta wzmianka trochę mi nie pasuje.

 

 

Dziękuję za komentarze i zwrócenie uwagi na błędy.

Nevaz: Całe opisane tu spotkanie to zwykły przypadek, dlatego nie powiedziałbym, że Scyta “wybrał” młodego Słowianina do spełnienia jakiejś ważnej misji. On tylko polecił przekazać wiadomość o zbliżającym się niebezpieczeństwie (a jednocześnie podzielił się wiedzą o świecie), po czym udał się do Scytów, aby ci również przygotowali się do wojny. Traf chciał, że na zwłoki natknął się zwykły kaleka, ale przecież nawet on mógł przekazać zwykłe informację. Wszak nie dostał do wypełnienia misji ponad siły. Może odniosłeś wrażenie, że Ardagastos był wręcz predestynowany do dokonania jakiegoś przełomowego czynu. Niestety, nic takiego nie miało miejsca – to zwykła historyjka z (magicznej) zamierzchłej przeszłości, być może dla kogoś zbyt banalna, żeby warto było ją opisywać…

Rozumiem natomiast zarzut, że ratio informacji wobec akcji jest tu trochę za wysokie. Jak słusznie zostało zauważone, była to bardziej scenka niż opowiadanie. Starałem się w niej zamieścić urywek dawnych wydarzeń, a przy okazji ukazać ich tło. Oczywiście zdaję sobie teraz sprawę, że nie każdemu tak zabieg może przypaść do gustu, zwłaszcza że po opowiadaniu fantasy oczekuje się głownie wartkiej akcji właśnie.

Cieszy mnie za to, ze to nikt czytania tego szortu nie uznał za stratę czasu.

Pozdrawiam z dalekiej Chyloni.

Nowa Fantastyka