Profil użytkownika


komentarze: 395, w dziale opowiadań: 132, opowiadania: 97

Ostatnie sto komentarzy

Dzięki za ten jakże cenny przejazd po kosmetyce tekstu… Niestety, redagowałem sobie sam, a własnym okiem ciężko się dostrzega własne błędy ;)

Tak, literki są moje, Dawida Kaina, Kazimierza Kyrcza Jr. , Darka Barczewskiego, Karola Mitki i Krzyśka Maciejewskiego. To działalność zdecydowanie kolektywna (na tyle, że nie wyóżniamy kto czym się zajmował ;) ii oczywiście serdecznie zapraszam do przeglądania.

Dzięki za literówki – niestety, to było wiele korekt autorskich, a wiadomo, że takie nie są najlepszej jakości (żebyś widziała pierwotną wersję, swoją drogą, najwięcej literówek wpadło w… ostatniej korekcie). W paru punktach się nie zgadzam, ale i tak sporo wypatrzyłaś – dzięki za dobrę oko, popoprawiałem!

Jak na razie, tzn. w tym numerze, teksty okazały się bardzo uniwersalne. Osobiście zmieniałem nawiązania osadzone w polskiej kulturze, jeżeli uznałem, że będą słabo zrozumiałe dla anglojęzycznego odbiorcy - o tym może zaświadczyć Kamahl, łatwo porównać po obu wersjach jak mu zadziałałem.

Fakt faktem, jest to głownie moje zmartwienie, jako przygotowującego i także tłumaczącego w różnym zakresie teksty :D

Z polskimi to nie wiem, bo zaglądam incydentalnie, ale dodając jeszcze czynnik, że te automaty wybierają zwykle tendencyjnie, właśnie po najpopularniejszych pozycjach, to ich przydatność jest wątpliwa.

Bawiłem się zaś trochę "ogólnoświatowym" Goodreads i tam, jak się oceni trochę książek, to z polecanek wyskoczy czasem coś, na co warto zwrócić uwagę... oczywiście, tu też popularne i znane każdemu rzeczy zjawią się najpierwej, ale od wielkiego dzwonu coś ciekawszego wylosują (zwłaszcza, jak się pooceniało mniej znane rzeczy - ja np. japońskie komiksy i książki horrorowe pooceniałem, to parę rozsądnych podobnych mi poszukało).

Hmm.. a jest tu gdzieś na stronie archiwum opublikwoaych recenzji (albo chociaż ich tytułów)? Chodzi o to by nie recenzować czegoś co już zostało opublikowane.

Jeśli chodzi ci o archiwum recenzji opublikowanych w NF, to lista pozycji recenzowanych w danym roku pojawia się w grudniowym numerze Nowej Fantastyki z tego roku.

A w NF za publikację dostaje się gotówkę? Nawet jeśli jest się debiutantem/amatorem?
Myślałem, że to wszystko ku wiecznej chwale i pamiątce dla potomnych. Ewentualnie jako element portfolio, ułatwiający druk większych projektów.

NF płaci za każdy tekst literacki lub publicystyczny ukazujący się na łamach czy to głównego periodyku, czy Wydania Specjalnego. Nie jest tu istotne, czy debiut czy nie - jak się dostało na łamy, to podpisuje się normalną umowę o czasowym przekazaniu praw autorskich, wystawiany jest rachunek i po jakimś czasie pieniążki zjawiają się znienacka na koncie.

Honorarium, co raczej oczywiste w przypadku prasy, zależy od objętości tekstu.

W SFFiH też płacą za opowiadania, z tego, co mi wiadomo - kiedyś jakieś były fazy z nie płaceniem, ale to już chyba minęło. Co i jak to musisz się Istvana zapytać - on ma z tym doświadczenie.


Hej,
A czy nie obowiazuje tez zasada, ze tekst zamieszczony na stronce, lecz zmieniony o przykladowe 30 % nadaje sie do druku papierowego? Pytam z czystej ciekawosci, bo wydaje mi sie, ze kiedys ktos nadmienil taka mozliwosc.

O przykładowe 30 % to wątpie, może jakby był radykalnie przebudowany, to są szansę, ale generalnie nikt nie bierze się za publikowanie czegoś, co już dawno wisi za darmo w Internecie. Ja tam bym radził napisać coś nowego, większe szanse są.

Dobrałem się w końcu do nowego NF, a przede wszystkim oczywiście do dzieł pisarzy ze strony NF. Opinia - uwaga, mogą być spoilery:

"Konfrontacja Elaine Housemann" - oniryczne, niejednoznaczne, niby wolno się snujące, ale nadrabiające z nawiązką emocjonalną plastycznością wizji. Smaczki noir (nie dominujące, jak ktoś już zauwazył) in plus bardzo. No i w tle ciekawy pomysł, który zmusza czytelnika do sięgnięcia wyobraźnią po pełny obraz sytuacji.

"Eustachy Soplica kontra półdemon" - Fas jak zwykle jest wielce odrębną kategorią sam w sobie i jak zwykle w tej kategorii wygrywa (wygodna pozycja :D). Od początku dawka makabry, wulgarności i humoru o tych dwóch smakach - mam niejasne wrażenie, że tym razem jednak bardziej uporządkowana (mobilizacja, korekta, czy i jedno i drugie - nie mnie stwierdzać). Trzy kolejne plusy - flirt z konwencją postać historyczna/z literatury klasycznej kontra paranormalne zło (chcę prequel "Ksiądz Robak- Vampire Hunter") i późniejsze obrócenie tematu wniwecz, niesamowicie kijowa karma głównej postaci oraz gościnny, wielce udany występ Jezusa. Jak u Fasolettiego, roi się też od linijek dzikobrechtogennych - top 3:
Najpierw pół litra gorzałki, a potem kulka w łeb. Piękna śmierć.
W magazynku masz nieskończoną ilość amunicji, jak Rambo
Gdyby mógł, rozłożyłby ręce bezradnie, ale były przybite do krzyża.

I tak, Fasoletti doczekał się we mnie fanboya, ale niezmiernie cieszy mnie takie opowiadanie na łamach Fantastyki, a bonusem będzie możliwość obserwowania, jak męczą się z tym w różnych recenzjach miłośnicy fantastyki wzniosłej und o ważkich treściach społecznych. W sumie, to chciałby całego czasopisma tylko w takich klimatach (krew,gore humori i zwyrolstwo - może to jest pomysł na odświeżenie polskiego rynku prasy? :D_.

"Zapisane w snach" - dobre, stare s-f. Wszystkie klocki znane, ale stylowo ułożone w konstrukcję (zwłaszcza, jak się takie klocki lubi). Dobrze napisane, choć sposób narracji może nie każdemu do gustu przypaść (dla mnie przydałaby odrobina więcej dialogów i jakiejś akcji, żywszej konfrontacji choćby z nieetycznymi zachowaniami pani naukowiec). Niemniej staroszkolna stylowość może być największą wadą tekstu jednocześnie - zakres tematyczny i mniej więcej przebieg wydarzeń można przewidzieć od bardzo wczesnego momentu. Niemniej tekst ma moją sympatię na pewno (w sumie to i ja debiutowałem sobie w mniej więcej podobnej konwencji).

Trzeba przyznać, że nie jest to ani wybitne kino, ani ambitne. Za to jako niezobowiązujący odmóżdżacz, którego jedynym zadaniem jest dostarczyć widzowi odrobinę rozrywki, sprawdza się doskonale.
Recenzja mi się podoba, ale nie byłbym sobą, gdybym nie oprotestował tego zdania, bo można po nim odnieść wrażenie, że Attack the Block jest naparzanką z Obcymi o niczym. A integralną częścią obrazu (w NF też o tym było) jest jednak portret mentalności, dość wierny, brytyjskiego "straconego pokolenia" (w tym tych typków, co sobie palili biedne dzielnice Londynu w zeszłym roku). I to, że w kino przygodowe twórcy wpletli wątki nazwijmy to socjologiczne (moim zdaniem udatnie) warunkuje odrobinę ambicji.
A tak w ogóle film to na pewno top 5 roku 2011 w kategorii fantastyka.

Orson, jeśli szanowna Redakcja oprócz redakcji nie podda tekstu równierz ostrej cenzurze, to mam nadzieję, że się nie zawiedziesz.

Fas, a ja właśnie zorientowałem się, że jak w opowiadaniu do NF pojedziesz w swojej zwyczajowej manierze, to będziesz niejako pionierem (modna ostatnio klasyfikacja) bizarro fiction na łamach tego pisma. Niezły lans :)

Gratulacje wszystkim wyróżnionym!

Mi brakuje Eferelina i Dreammy takowoż, ale cóż, wszystkiego widać mieć nie można :(

W twiście nie ma większej filozofii, mnie zaskoczyło po prostu, że próbowano zrobić coś z prostym schemacikiem. Czy się udało, nie wiem, ja nie byłem dość spostrzegawczy, by go przewidzieć. Ogólnie we wszystkich recenzjach nie zwracano uwagę, że Snyderowi chciało się próbować bawić z tym, co robi. Bezpieczniejsze, w mojej opinii, byłoby wszak nakręcenie filmu akcji, który nie bawi się w poziomy rzeczywistości, filtrowanie zdarzeń wyobraźnią i i tego typu zagrywki, tylko wszystkie te dobroci typu mechy przedstawia w postaci jakiejś usprawiedliwiającej je historii czysto science-fiction czy fantasy. A, że to nie wyszło za dobrze? Nieudany eksperyment też liczy się jako eksperyment.

Zastanawia mnie, że ten film akurat stał się aż takim workiem treningowym nie tyle nawet dla krytyków ogólnofilmowych, co dla nerdów (niektóre opinie, jak recenzja na io9, są masakrycznie przesadzone). Nie jest "dobrym" filmem, jeśli patrzeć po całokształcie, ale też nie jest to jakieś dno i metr mułu w typie "The Spirit".

Trochę ta recenzja kuleje, bo raz zaciemnia prosty w zasadzie obraz trójwarstwowej rzeczywistości, o którym wspomina ilbastro, a dwa - jak się już bierzę za analizowanie tytułu, to wypada wklepać w Google jakiś słownik, chociażby niezastąpiony Urban Dictionary i od razu wiadomo, że zwrot sucker punch jak najbardziej istnieje i ma sens. Jest to określenie nieucziwego ataku z zaskoczenia (np. od tyłu), a sucker denotuje poddanego takiej zagrywce, który nie zdołał się obronić.

Ja przyznam, że po nawale negatywnych recenzji przysiadłem do filmu oczekując jedynie scen rozwałki eksploatujących tematy, które są mi bliskie od dziecka (mechy, naziści-zombie, walki ze smokiem - Michał R. Wiśniewski, choć IMO delikatnie zagalopował się z dodawaniem Sucker Punch znaczeń, słusznie komentował, że w scenach "batalistycznych" chodzi o eksplorację czterech estetyk-fetyszy: anime, cyberpunka, steam czy może diesel punku, fantasy). Zdziwiło mnie więc, że nie są one aż tak istotne dla samego filmu, jakby wynikało, a Snyder rzeczywiście próbował zrobić jakieś ciekawsze, niestandardowe tło dla czystego funu rozwałki. Ba, na końcu znalazł się interesujący twist (SPOILER!!! - okazuje się, że wcale nie wokół głównej bohaterki kręci się cały ten cyrk) i dodatkowa zabawa z granicami rzeczywistości i ułudy.
Nie chodzi mi o peany pochwalne, bo film jest zasadniczo nieudany. Fabułka jest prościutka jak drut, a granie na emocjach nie wychodzi dobrze, gdy żadna z aktorek właściwie nie gra. No, i scena z pociągiem i robotami strasznie mnie zawiodła. Ale nie powiem jednocześnie, że zmarnował mój czas. Myślę, że jako zły-ale-mający-w-sobie-coś obraz znajdzie sobie wąskie, ale wierne zaplecze miłośników (jak choćby też hołubiony przez MRW i też nie tak koszmarny,jak się piszę zwykle Speed Racer).

Also, narzekanie na slow motion i bullet time'y wszelakie, jeśli miało się świadomość, że idzie się na film Snydera, jest raczej pozbawione sensu. Od razu wiadomo, że połowa filmu będzie w spowolnieniu, taki reżyser.

Ranfariel, wszystkie produkcje "aktorskie" dla były głupawe, jak leci - taki duch epoki :) Ale zawsze znalazła się jakaś, zwłaszcza z perspektywy, totalna kupka, którą się jednak oglądało.
Poza tym, jako dziecko wychowane np. na Yattamanie, z głupawością nie mam do dziś problemów ;)

Rinos, a to już niezależne ode mnie. Z prostych przyczyn związanych z prywatnym doświadczeniem, raczej nie będę nostalgizował o rzeczach, które objawiły się poza przedziałem, powiedzmy, 1991-2001.
Ale jak ktoś chciałby popisać o późniejszych/wcześniejszych obiektach nostalgii, nie widzę przeszkód ;)

Nie, to jest ewidentna niedoróbka z mojej strony ... generalnie idea taka, że opiekunka to ktoś, kogo bohaterka zobaczyła w miasteczku (nie wiem, w sklepie czy gdzieś), usłyszała nazwisko, a reszta to tylko to, co podsuwa jej potwór... telefony też, skoro ciągle jest pod działaniem "gazu", który rozpyla się też w miasteczku -> pierwsza scena, nie jest w stanie się zorientować, że tak naprawdę nie rozmawiała z nikim. Jest cały czas w jednej wielkiej halunie.

Ale mówię, tu wkradło się niedopatrzenie.

Dzięki Dreammy,

A co do opiekunki, może nie jest to specjalnie podkreślone (może za dużo zostawiłem wyobraźni odbiorcy), ale babka istnieje i scena, w której mówi, że nie zna Gośki/dziecka to też prawda. Ułudą jest przeświadczenie Gośki, że opiekunka była kiedykolwiek opiekunką. Korzeń tworzył swoje halucynację w  oparciu o wiedzę członów pobraną z mózgów "opętanych". Wybrał losową poczciwą kobiecinę i zrobił z niej opiekunkę w zwidach. Skoro potrafił "wyczarować" dziecko, to dla niego raczej betka.

Wow, złote lata "filmów na wideo" i Kyle McLachan ganiający za obcymi... kurde, powinno jakoś bardziej się wbić w pamięć.
Dzięki za przypomnienie!

@ Ilbastro

1) Nie miało być nigdy wyjaśnione. To miało być "stworzenie", a za klasyfikację muszą starczyć informacje, których nie szczędzi Biela. Taki był koncept.

2) Postacie na salonach raczej nie bywają (ja zresztą też) :D
Opowiadanie osadzone jest gdzieśtam w Polsce, staram się różnicować język (stąd kilku postaciom zdarza się "przywieśniaczyć", momentami emulowałem gwarę "zaściankową". Ani (sympatyczny) dziad z prowincji, ani żonusia nowobogackiego typka nie unikają niesalonowych wyrażeń. To samo tyczy sytuacji podwyższonego napięcia. Staram się, żeby nie był to też stek wulgaryzmów, ale nie cenzuruję. I wiadomo, de gustibus :)

P.S.

A co do filmów/książek inspirujących, Łowcy Snów nie widziałem/czytałem, ale to drugie mi się jakoś kojarzy. Fakt faktem, motyw "porywaczy ciał" to akurat tak stare jak świat, że starałem się nie czynić z tego aż tak istotnego zagadnienia :D

Dzięki za wyłapanie powtórzenia, satysfakcja twoja, ale powiem ci, że rzeczony złotopiórkowicz wali powtórzonka w miarę często ( i przeoczy zwykle, bo autokorekta mu nigdy nie idzie). Co do reszty... prawdę mówiąc, sprawdzałem to opowiadanie przed przeniesieniem z innego portalu, i wypisałem sobie błędy takie jak te brakujące końcówki w jakimś oddzielnym pliku, do poprawienia w edytorze -  i gdzieś posiałem, także dzięki za pomoc.
Jestem pewien, że gdzieś jeszcze jest jedno rażące powtórzenie. Jak ktoś wytknie, też byłbym wdzięczny :D

Co do offtopu, niestety, siły wyższe ino wiedzą. Moje teksty leżą w paru miejscach, ale brak ruchu na mojej skrzynce mailowej może świadczyć, że prędko to ich nikt nie zobaczy.

Jedyne co pewne, to Grabarz Polski niebawem, bo tam poszła dopiero pierwsza część większej całości. No, chyba, że Qfant opublikuje miniatury podium swojej olimpiady, to może też się załapię, ale nic o tym nie słyszałem - poza tym, to już literacko.

Rinos, trochę racji w tym stwierdzeniu o TM-Semic, a trochę nie. Oczywiście, wydawali na papierze toaletowym i ich tłumaczeń miło się raczej nie wspomina, wydawali też głównie historie z  wspomnianiego Dark Age of Superheroes, który, delikatnie mówiąc, dobrze wspominany nie jest i odbił się czkawką biznesowi. Ale właśnie... zawdzięczamy TM-Semic to, że po prostu były. Komiks amerykański, dotąd znany z peryferiów i ewentualnie filmów/kreskówek, ukazywał się co miesiąc. I pare uznanych fabuł przy okazji przemycono, najwięcej chyba w Batmanie (choćby otwierający polskie wydanie Killing Joke, boskie) i w Mega Marvelu, więc tu sentyment się kieruje.
A poza tym, co innego poznawać w wieku 20 lat, a co inaczej w dolnym przedziale lat nastoletnich. Już nie mówiąc, że bluesa nie każdy czuje, bo komiks amerykański to specyficzne medium. I rzeczywiście, może TM-Semic nie wprowadzało go od najlepszej strony, nie zaczynało od klasyków i rzeczy w stylu Vertigo, ale co im się dziwić - chcieli sprzedawać zeszyty, a target podstawowy to nastolatki.

Ranferiel, najpierw Lobo, teraz Hellsing.Widzę skłonność do absurdalnej, podkręconej na maksa przemocy :D Alucarda też uwielbiam zresztą, jak nie kochać kolesia, który z uśmiechem na twarzy daje się posiekać tylko dla zabawy, by potem wstać i pokazać wrogom, że są dla niego nikim. Z utęsknieniem czekam na kolejne odcinki anime Ultimate, chociaż zaczynam wątpić, czy w tym tempie dożyje w ogóle końca serialu :)

Nasze (tzn. mniej więcej połowa do końca lat 80tych) pokolenie miało fart, cała masa amerykańskiej popkultury w dawce skondensowanej i wyfiltrowanej z gniotów :)
A.k.j. , z tą filtracją to różnie bywało, ale fakt faktem, nasze pokolenie miało najlepiej i o tym są te artykuły (felietony). Także z japońską, bo ta będzie tu jeszcze powracać (no dobra, zależy, jak będzie dalej ;)) i to "drugi filar" wychowania popkulturowego (dzięki Polonii 1 najbardziej, i paru innym).

Weapon X to było coś, choć ja to lepiej pamiętam Wolverine/Gambit (podtytuł bodajże Ofiary), niższej klasy historię, ale też fajną. Zresztą, to właśnie od tego Mega Marvela obaj panowie to moja czołówka mutanciorów, nawet w kultowej jak cholera gierce Marvel vs Capcom często tłukę właśnie tą parą :)

Achika, ja zawsze bardzo chętnie coś napiszę. Ale co i jak i kiedy to chyba najlepiej drogą mailową porozważać.

Kamahl, znam to (z kartkówką, nie z licencjatem. A propos, jakby postępy w nauce ucierpiały przez moją pisaninę, zdecydowanie nie biorę na siebie odpowiedzialności moralnej i materialnej - też jestem zły człowiek ;)). Jak temat w szkole schodził na dinozaury, to trzeba było mnie wypraszać, bo swoją przemądrzałością względem w/w psułem atmosferę :)

Ranferiel, nie był to przejaw szowinizmu, ale tego, że twierdzenie to jest bliskie uniwersalnemu tylko dla gnojków płci niepięknej :) Niestety, nie wszystkie dziewczyny doceniają uroki napakowanych kolesi w obcisłych kombinezonach i śmiesznych maskach. Ale wszelkie nerd-girls są, jak powszechnie wiadomo, bardzo mile widziane i w targecie mojej pisaniny uwzględnione (i nie przecze, na szczęście też jest ich dużo).

A co do Lobo... he, Nieamerykańscy Gladiatorzy byli drudzy w kolejce i poważnie rozważani do odsłony "komiksiarskiej" :D

Nic nowego co prawda się nie dowiedziałem, ale jako naświetlenie tematu dla mniej obeznanych - bardzo przyjemnie napisany artykulik, bez zbędnego komplikowania sprawy.

A tak BTW, dwa moje ulubione wkłady Bowie'go w fantastykę to spłodzenie przez w/w Duncana Jonesa (fanbojstwo Moon przemawia przeze mnie) i zainspirowanie twórców Life on Mars/Ashes to Ashes ( no i  pięknie wykorzystano tam w/w utwory Bowie'go)

Fas, podejrzewam, że na nerdowski cosplay-hardkorek z Sashą Grey to nie tylko Jakub Ćwiek by się pisał :)

A Jakub Ćwiek to nie pisze o nieistniejących dziełach przypadkiem? :)

 M.Bizzare, dostań Ty wreszcie stałą rubrykę nerdowską i pokaż im wszystkim jak powinno pisać się doskonałą publicystykę.

A.k.j. , Selena, dzięki za takie, jakby to ująć, votum zaufania. Jak się czyta takie słowa o sobie, to się humor poprawia i na sercu lżej robi względem jakości wypocin własnych. Ale tak zupełnie realnie to myślę, że od własnych rubryk i podobnej skali działalności publicystycznej, to jeszcze dzieli mnie sporo czasu, pracy, talentu itp.

Myślę jednak, że pokroiłby własne artykuły do strawnej formy, gdyby miał perspektywę publikacji.

Kroi, kroi, bo perspektywy publikacji tu i tam ma. Zresztą kilka moich bardziej ograniczonych przystępnością i miejscem artykułów można w necie znaleźć.

Ano tylko tyle, że On pisze teksty publicystyczne na poziomie zawodowym i publikuje je za darmo. Za co Mu dzięki.

Nie dziękowałbym pochopnie, bo priorytetem jest jednak dla mnie odwrotna opcja - jak najwięcej na papierze, czyli płatnych :)

A wracając do tematu wątku, to majowy numer to chyba przede wszystkim sukces malakha, bo zapodał takie opowiadania, że nawet tam, gdzie hejterzą/narzekają na NF za poziom tekstów literackich, to w tym miesiącu ucichli, albo i chwalą.

Jak wy śmiecie tak o alkoholu i z alkoholem w poniedziałek... aż zacząłem lodówkę przekopywać, a tam tylko jedna, samotna Łomża Jasna... cóż, stykać musi.

burnett
Jako osoba, która wprowadziła ten jakże szacowny termin do powyższej dysputy, muszę przyklasnąć opinii. W ogóle slang żołnierski jak wiadomo pełen takich klarownych terminów. Oby nie było FUBAR, ale chyba nie będzie, bo emocje jakoś się ochłodziły (albo, jak widać, utopiły w alkoholu, no ;))

Korzystając z przerwy w, pardon, clusterfucku, który się wytworzył (wspaniale, że Eferelin jednak dostał szansę - dla mnie to ścisły top tutejszych autorów i kibicuję mu strasznie; ale sam fakt, że musiało się to odbyć w drodzę wyjątku i w takich a nie innych okolicznościach chyba dowodzi, że konwencja Eliminacji nie była najszczęśliwszym wyborem) chciałem złożyć spóźnione gratulacje wszystkim wyróżnionym. Stawka jest mocna i są w niej autorzy, którym od bardzo dawna należy się większe wyróżnienie ( i moi prywatni faworyci).

Do piór, Panowie i Panie, i żeby jak najwięcej z was trafiło finalnie do numeru!

No, truizm, ale idea "przebić w następnym poprzednie" powinna przyświecać chyba każdemu, co się z tworzeniem zmaga.

A zastanawiać się nad tekstem można do usranej śmierci, ale faktem jest, że i tak większość wniosków na ten temat przyjdzie dopiero po ukazaniu się pracy. Takie życie. Nie wiem, jak wy, ale ja mam mentalny limit możliwości zastanawiania się, poprawiania i "co by tu jeszcze" podczas pracy nad tym, co wypociłem (i to bardzo surowy limit, z braku cierpliwości do własnych wytworów - chociaż to dla mnie lepiej, bo jakbym za dużo myślał, to pewnie nic nie opuściłoby czeluści mojego peceta).

Aha, i dziękować nie trzeba. Tak czy siak, mam zwyczaj kompleksowego artykułowania opinii, a poza tym wiem, jak bardzo jest odzew potrzebny. Zwłaszcza, że Wydania Specjalnego za dużo recenzji to w necie się nie pojawia (żeby znów pojechać prywatą : WS 4/2010 = 1 recenzja do dziś, chyba że coś przegapiłem)

Fakt faktem, budowanie świata na ograniczonej przestrzeni jest trudne i rzeczywiście, najlepiej robi się to gradualnie. Ale drugim faktem jest to, że realia nawet zdawkowo podane muszą zainteresować czytelnika na tyle, żeby chciał śledzić ich ewentualny rozwój - we wspomnianym "Wiedźminie" od razu uderzał cynizm i dworska "układowość" świata, a fach bohatera kusił taką mistyką łowcy. Takiego "haczyka na wyobraźnię" tutaj mi zabrakło.

Poza tym, nie ukrywam, miałeś we mnie trudnego odbiorcę, bo ja jestem straaasznym zwolennikiem worldbuildingu, że się wyrażę z angielskiego, i rozszerzania go choćby interesującymi wzmiankami, czy np. kosztem rozbudowania niektórych scen.

No, ale to zawsze jest de gustibus. Nie wątpię, że twój sposób podania sprawy też znajdzie zwolenników - poza tym, ze mnie taki krytk literacki jak z koziej rzyci helikopter ;). A trudy z limitem to  wielki i znany ból, zwłaszcza jak człowiek się lubi "wypisać" (oj, jak ja się przy moim debiucie męczyłem) i nie ma chyba jednej słusznej metody ogrywania go.

Pozdrawiam

Errata do ostatnich zdań (wznoszę modły o edycję komentarzy!):
szczera opinia jest najprzydatniejsza - o to ofkoz chodziło

Okej, zahaczyłem dzisiaj o cywilizowany salonik prasowy, zakupiłem, przeczytałem złotopiórkowiczów i śpieszę z komentarzem.

"Zabawki dla dużych chłopców" - od razu widać kto zacz, tematyka, stylistyka i klimat pozytywnie rozpoznawalne. Bardzo podoba mi się pomysł "wentyla bezpieczeństwa" w postaci Klubu i totalny rozpad rzeczywistości, który następuje po jego zniknięciu. Schiza pojawia się tak znienacka, że niektórzy czytelnicy chyba się zgubią, i już nie odpuszcza do końca. Nastrój jest naprawdę psychiczny, a kolejne śmierci, duchy i chore zjawiska opisane z upiorną pomysłowością (kanapka! bierki! domki z kart! plastelinowy kask!). Generalnie psychoza pod mój gust, więc szczerze chwalę. Tekst ma jednak poważną wadę. Z moimi skłonnościami do rozpisywania się, to trochę głupio mi wytykać, ale momentami jest przesadnie rozwlekły. Paradoksalnie, sceny, które bardzo mi się podobały, najbardziej uwypuklają tą przypadłość - mrożąca krew w żyłach opowieść Andrzeja byłaby skuteczniejsza, gdyby tak bardzo się nie ciągnęła; cała sekwencja z Mrocznymi Poziomkami, IMO genialny pomysł, także w wyniku długości gubi nieco napięcia. Przy narratorze, który ma skłonność do dygresji, odwracania uwagi czytelnika w stronę różnych detali i rozbudowanych przemyśleń własnych (które nie są złe, ale czasem siada tempo), zahaczając miejscami o taki mini strumień świadomości, buduje to wrażenie ciężaru tekstu. Bez szwanku dla sensu i tematu można by miejscami rozegrać to szybciej. Czasem w tym rozbudowaniu tekstu tracą na efektywności momenty naprawdę mrożące krew w żyłach, oraz gubią się błyskotliwe fragmenty. Których jest na szczęście mnóstwo - od pojedynczych zdań (zwłaszcza talent do ciekawych i ciętych porównań naprawdę godny pozazdroszczenia) do scenek w typie rozważań o duchu ze sraczką czy interwencji pewnego Mistrza Jedi.
Podsumowując - bardzo dobre, momentami genialnie schizowe, przytłoczone rozległością i rozbudowaniem narracji.


P.S. Motywów gejowskich nie uświadczono, so WTF? :D



"Amazonka" - Rzemiosło mocne - sprawnie i elegancko napisane, akcja jest wartka, bardzo lekko napisane i przyjemnie się czyta (tylko dialogi miejscami nieco sztywne, nie wiem, może to stylizacja - choć ta jest w większości dyskretna, ale trochę żywsze mogłyby być. Wybitnie nieudana jest jednak tylko odzywka "Moja ciotka miała na imię...", naprawdę kłuła w oczy). Ale w innych kwestiach - nie będę owijał w bawełnę, do mnie nie przemówiło. Fabuła - nie jestem przeciwnikiem prostolinijnych opowieści, ale w tym przypadku coś nie działa. Prosta droga od A do B, schemat wydarzeń jest przewidywalny ze sporym wyprzedzeniem, ciężko emocjonalnie zaangażować się w intrygę, zwłaszcza, że emocje postaci też są jakieś takie frazesowe (co boli, bo to one wychodzą na pierwszy plan,a  morderstwo rozwiązane zostaje w końcu krótko i nieznacząco - tą złą jest wszak osoba, którą poznajemy w paru jedynie zdaniach osób trzecich). Zwłaszcza Alissa vel Olympias jest strasznie nieprzekonywująca, nie uwierzyłem ani w jej siłę i niezależność, ani w chemię z Vismirem, ani w chęć odkupienia. Czekałem cały czas, na jakiś mocny zwrot, coś, co trochę wstrząśnie fabułą- wszystko potoczyło sie jednak torem wyżłobionym kilka scen wcześniej. IMO, nudnym i bez specjalnego polotu. Są co prawda mocniejsze punkty - relacja Vismira z Yumi, choć widywało się takie duety, jest zdecydowanie wybijającym się wątkiem. Drugi zarzut - bezpłciowość świata przedstawionego. Nawet jeśli przyjmiemy, że to tylko luźne przywołanie motywów greckich, to ta greckość sprowadza się tylko do imion, nazw plemion i krain (brakuje mi wyraźniejszego zarysowania odrębności Amazonek, mamy jakiś cień zarysu ich zwyczajów, ale można by odrobinę więcej odsłonić) - można by ją zastąpić czymś zmyślonym i nie zmieniłoby to nic a nic. Centaury i satyrowie pokazują się pretekstowo, by przypomnieć o fantastyczności tekstu, a realia budowane są tak zdawkowo, że nijak nie wytwarza to żadnego konkretnego klimatu. Brakuje mi też zabawy motywami - mamy tu kilka toposów odwołujących się do ogólnej znajomości mitologii greckiej, ale bez specjalnej świeżości podejścia. Szkoda, bo było na to miejsce. Wydaję mi się, że autor czuł się lepiej w realiach sarmackich, których nie kocham specjalnie, ale miały tą zaletę, że były jakieś - miały klimat, miały specyfikę (swadę, jeśli wolicie), były po prostu "jakieś".
W rozliczeniu - talentowi do pisania nie mam nic do zarzucenia, ale zarówno fabuła, jak i realia nie mają w sobie niczego porywającego. Wydaje mi się, że w stosunku tekstów z fantastyka.pl jest to krok w tył.

Na koniec - wiem, że krytykowałem ostro (zwłaszcza Zico), ale proszę nie brać tego osobiście. Dobrze wiem (oj tak), jaką cholerną presją obciążone jest przygotowanie tekstu do debiutu i z jakimi emocjami się to wiąże, ale wychodzę z założenia, że szczera opinia jest on ajprzydatniejsza. Równie szczerze gratuluję długo oczekiwanego debiutu - Kamahl, Zico, oby tak dalej! Zakładam, że jeszcze o was usłyszymy (oby niedługo) i życzę powodzenia!

Tak myślałem, że skrót, a wpadło mi w oko dlatego, że produkcja Starz to dla mnie inna maniera. Zgodzę się, że krew, seks i przemoc są i tu i tu mocno formatowane pod publiczkę, ale w HBO (oprócz wspomnianej "Czystej Krwi") maniera jest "seks i przemoc = mroczny realizm", a w samym "Sparkatusie" mamy "seks i przemoc =  fun", czego zresztą nikt nie ukrywa.

Jedna uwaga - nie wiem, czy to skrót myślowy, czy błąd, ale "Spartacus: Blood and Sand" nie jest produkcją HBO, a to wynika z tekstu. Owszem, HBO wyświetlało u nas, ale wyprodukowała ją telewizja Starz, ostatnio specjalizująca się w tego typu widowiskach "historycznych". Może się doczepiam, ale fakt faktem (uważam też, że maniera pokazywania przemocy w "Spartakusie"a w "Rzymie" czy "Grze o Tron" to też odrębne sprawy, jeśli już, "Spartakusowi"w pokazywaniu przemocy jako odrealnionej rozwalanki ku uciesze widza bliżej, jeżeli już mamy szukać paraleli serialowej z tych okolic, do radosnych deszczy juchy i flaków w "Czystej Krwi" - ale to prywatna opinia).

- Niech pan się obudzi, panie Piotrze! - Ktoś krzyczał i bił mnie raczej mocno po twarzy.
Przez odemknięte z trudem powieki ujrzałem zamazany obraz chudej, kobiecej twarzy.

Takie bardziej walące po oczach powtórzonko się znalazło.

A poza tym jest stylistycznie jak zwykle rozpoznawalnie i lekko, a jeśli chodzi o temat, to mi oczywiście podpasowało, bo absurdalne wizyty kosmitów-królików(piesków) to zdecydowanie temat z mojej półki. Wszelkie rozmowy z cyklu "na mojej planecie...", np. ta z lamami, szczególnie fajne. Bardzo szybko i przyjemnie się czyta (nawet o pierwszej w nocy, co stestowałem już wczoraj), ktoś mógłby się przyczepić, że trochę za rozbudowane, jak na dość prostą humoreskę, ale w życiu tego bym nie obciął kosztem absurdystycznych dialogów i narracji bohatera, bo są po prostu bardzo dobre.

Aczkolwiek wykrzywianie bajkowych postaci to bardzo schematyczny schemat w popkulturze, to nikt chyba nie zrobiłby tego tak dosadnie i z takim wynikiem na liczniku przekleństw ;)

Okrzyk bojowy "Tulimy!" i wejście Edwarda Nożycorękiego zdecydowanie wprawiają w rechot.

Zwyczajowa (na plus)  Fasoletti production, czyli jest groteskowo, gore i dobrze się czyta.

Selena, a.k.j.
Postawiłem pytanie, bo miałem przeświadczenie, że konkursy itp. to odrębna kategoria oceniania/polecania niż comiesięczne wyróżnienia. Tzn. jakby wiedział, że Eliminacje się liczą w kwalifikacji comiesięcznej, to sam bym rekomendował kilka tekstów, choćby dlatego, że przyjrzałem się nim uważniej, niż regularnym, przynajmniej w tym miesiącu (nie mówiąc, że tam sporo autorów, których czytać lubię).

Raezes,


Tak na temat publicystyki, to z doświadczenia własnego i przejechania po artykułach wiem, że JeRzy przegląda teksty, przynajmniej od czasu do czasu, i komentuje (czasem retroaktywnie) dość często.
Wyróżnień nie ma (chyba trochę materiału brakuje, bo ja bym np. optował za wyróżnieniami za artykuły, a w dziale dominują recenzję), ale cosik można spróbować ugrać. To także z doświadczenia, bo to, że moje nazwisko widnieje sobie gdzieś tam pod biustem kwietniowej Ziuty, ma bezpośredni związek z tym, że wrzucałem do publicystyki swoje wypociny. Wnioskuję, że jakaś szansa zaistnienia jest i jak coś dobrego tam regularnie się wrzuca, to kto wie?

Wyróżnionych sporo, dobrych tekstów sporo, faworyci są (zwłaszcza pewien jednorożec ;)), ale zastanawiam się nad problemem, który wyłuszczył Snow. Bo o ile opowiadanie Dreammy rzeczywiście jest jednym z lepszych w Eliminacjach i na wszelkie laury zasługuje, to parę innych opowiadań z rzeczonej konkurencji to też nie ułomki i śmiałbym (cichutko) stwierdzić, że  mocno konkurencyjne wobec niektórych obecnych tutaj. To jak jest z zasadami wobec tekstów elimnacyjnych?

Ale nie ujmując nikomu, bo wszyscy wyróżnieni odwalili kawał dobrej roboty. Gratsy wielkie!

ale tak a propo sf anime to gorąco polecam FULL METAL ALCHEMIST.

Hmm, ja shonenów nie oglądam tak od wczesnego liceum, nie mam do nich siły zwyczajnie (od Naruto odpadłem po jakiś szesnastu odcinkach), ale gdzieś 3/4 pierwszego FMA obejrzałem i nawet mi się podobało (potem fabuła  przestała byc wciągająca i nawet nie dokończyłem). Co prawda zapamiętałem głównie za fajne postaci, zwłaszcza Państwowych Alchemików wszelakich, a także za niesamowite, hmm..., okrucieństwo twórców. Musieli mieć chyba depresję z nawrotami, bo czasem wchodziły tak mroczne motywy, że sprawdziłyby się w jakiejś dużo bardziej ponurej serii. Żeby nie spoilować, np. zakończenia odcinków 07 i 25 do dziś gdzieś tam mi grają w głowie, jako niezwykle efektywne zdruzgotanie emocjonalne widza (nie wiem, czy te sceny są w mandze i nowym anime, za Brotherhood jakoś szkoda mi się brać, bo mam kilkanaście nieobejrzanych fajnejszych serii).

A tak przy okazji, to czy ten Yattodetaman to nie jest jednak coś z serii o Yattamanie

Beryl, ja akurat jestem trochę w temacie Tatsunoko (jedna z pionierskich marek w anime, studio wyprodukowało Yattamana, a także Załogę G, Speed Racera, Cassherna i kupę innych legendarnych kreskówek) to wyjaśnie. Serial Yattaman jest drugą odsłoną swoistej serii Time Bokan, która zawiera jeszcze sześć innych (nie licząc speciali). Wszystkie są zamkniętymi całościami, ale zawierają dużo elementów stycznych - wydziwaczone roboty, parę bohaterów (lub jednego) w tym samym stylu, złoczyńców opartych na schemacie Trójki Drombo itp. Są więc dość podobne w klimacie i w założeniach. Yattodettaman czyli W Królestwie Kalendarza to z kolei odsłona piąta Time Bokan.

Tak, takiej reakcji spodziewałem się :)

Mógłbym w takim razie zapytać, czemu określiłeś konwencję tak, a nie inaczej? Czemu opowiadanie jest właśnie oklepane w najprostszy schemat? I gdzie tu jest żartobliwość?
Ale nie ma sensu.

Drobna rada, pomijając mnie i Exturio (a pewne podstawy mamy, nie myśl sobie), Achika akurat od dawna recenzuje opowiadania i dobrze wyłapuje śmiesznostki, niedociągnięcia i potknięcia językowe. Może byś posłuchał i czegoś się nauczył, zamiast rzucać "specjalistami".

Ja mam zastrzeżenie nomenklaturalne. Jak widzę "cyberpunkowe fantasy", to myślę "o, będzie coś w deseń Shadowruna" (co niestety zachęciło mnie do zapoznania się). Tymczasem, cyberpunka żadnego tu nie uświadczyłem, bo latający samochód i wspomnienie o  cyborgach to bynajmniej nie równa się automatycznie temu gatunkowi. Radzę zajrzeć do definicji, bo ani "cyber" ani przede wszystkim "punk" tu nie ma. Co do fantasy... też w zasadzie go nie ma. Przez większość tekstu, poza jakimś bliżej nieokreślonym artefaktem, jedynym elementem jest miecz i kiepskie próby archaizacji dialogów (założenie, że w przyszłości świata fantasy ludzie będą mówili jak w średniowieczu swoją drogą jest trochę dziwne). Na koncu pojawia się zaś, w sposób oderwany od fabuły, informacja, że to fantasy jak bóg przykazał, orki, elfy etc.. Która zresztą nic nie zmienia.

Poza tym, czy świat jest nasz, wersją naszego, czy inszy? Bo niby inszy, niziołki i inne tałtajstwo obecne niby od wieków, ale jest wzmianka o Żydach, miecz jest samurajski, a bohater kieruje się dekalogiem. No, ale skoro realia konstytuuje parę zdań wrzuconych od niechcenia, to czemu dziwi mnie brak konsekwencji?

Językowo, stylistycznie, kontstrukcja zdań, frazeologia - źle. Szkoda wymieniać, zostawię to jakiejś Armadzie Waazona. Ogólnie pod tym względem całość do gruntownej poprawki, ale nie wiem czy warto, bo fabuła cienka i zupełnie nieinteresująca. A  bohater, który od wypomnienia mu spóźnienia dostaje praworządnej furii, też w żaden sposób nie pomaga.

Wraz z rozwojem technologii, pojawiła się nawet nowa rasa - cyborgów - mechanicznych ludzi, którzy samodzielnie zakładali miasta, pracowali a nawet myśleli. - to stwierdzenie "a nawet myśleli" jest tak rozbrajająco wstawione, że się szczerze uśmiałem. I to jedyna wartość, jaką uzyskałem w kontakcie z tekstem.

Do szuflady z tym.

Bardzo fajne opko relaksacyjne. Styl, tak jak w poprzednich, jest bardzo w moim guście i, co najważniejsze, wydaje mi się, że jest niewymuszenie zabawny. Nie dostrzegłem też jakichś rażących błędów. Pomysł...cóż, nie jest to żadna liga mistrzów, ale taka prosta, wesoła przygoda z jednorożcem jakoś bardziej mi się spodobała, niż np. fabuła z Kosmikomiki. Jako niezobowiązująca komedyjka tekst jest bardzo sympatyczny. W dodatku ten jednorożec jest, nie wiem w sumie dlaczego, strasznie sympatycznym bydlęciem;)

No i wpadłem w straszne śmiechowe spazmy przez ten "uchwyt na kawę" :)

Mam tylko drobną sugestię - dowcip ze skrótem nazwy instytutu jest chyba jednak troszeczkę zbyt prostacki. Gryzie mi się z resztą humoru, który jest lekki, ale nie durnowaty.

PS. Czy inspiracją jakowąś był może Robot Unicorn Attack? Nie wiem czemu, ale jakoś to skojarzenie latało mi po głowie w czasie lektury.

Ode mnie też życzenia urodzinowe: żeby przybywało dobrych tekstów, masy nowych inicjatyw, żeby obsypało debiutami naszych stronkowych odkryć i fajnych ludzi na witrynie. No i wielkie dzięki za pomoc z wystartowaniem do ludzi z wypocinami własnymi.
Jakiś toast to wypiję sobie za stronkę wieczorem ;)

A a.k.j. to się teraz wozi LIKE A BOSS z tą plakietą :)

Pomysł mógł nie wypalić, ale moim zdaniem sprawdził się dobrze. Przede wszystkim formuła talent show dał lekki kontekst dla tematu, który mógłby wypaść przyciężko. Nie ma tu przede wszystkim śladu patosu i górnolotności (no, może zakończenie z Joanną ociera się o klimaty "mistyczne", ale tylko trochę). Jest bardzo nienachalnie, a przedstawienie świata bez "przemocy symbolicznej", choć tylko delikatnie podszyte elementami fantastycznymi, wyszło bardzo bardzo.

Podobali mi się też uczestnicy show i wpis z Encyklopedii Nonsensu, bardzo fajnie zredagowany. Puenta też fajna i dokładnie w tym momencie, w którym powinno się urwać.

Językowo-stylistyczne nie mam zastrzeżeń. Szukałem, ciężko mi cokolwiek znaleźć. Bardzo sprawnie piszesz i dokładnie wiesz jak wyróżniać postacie w dialogach, jak prowadzić narrację, jak podać ciekawy opis, kiedy przymrużyć oko itp. Nawet zabiegi typu nawiasy, których wprowadzanie w prozie zawsze jest trochę wątpliwe, bardzo dobrze wstawione w tekst.

Bardzo dobry tekst, piąteczka jak się patrzy, nawet o szósteczkę zahacza. Może niektórzy uznają go za nudny, albo niezbyt konkretnie fantastyczny, ale jak dla mnie jest nietypowy, bardzo pozytywnie "inny".

Hmm, dziwne, mi nigdy kursywa nie siadała. Ale fakt, edytor jest w tych względach, hmm, elastyczny w swej upierdliwości ;)

Co do cewnika to sam pewny nie jestem, mozliwe, że jakby to był jeden tekst, to właśnie by się wydawał taką strzelbą Czechowa, a tak może stwarzać wrażenie, że zaczynamy od tych samych motywów, co w jedynce.

Ale to drobiazgi i kwestia gustu, więc nie ma co deliberować :)

Podobało mi się ociupinkę mniej niż jedynka, ale to może dlatego, że C.A.P. był jednak ciekawszym partnerem do dialogów, niż Tereska.

Historia WTF (ekstra!!!), sentencja z chatą w stylu zakopiańskim, rozmowność Teresy, czy fragment po  "Jak z Casablanki" - takich rzeczy więcej proszę.
Motyw na linii cewnik - atmosfera... nie wiem, czy cewnik jest dobrze umiejscowioną strzelbą Czechowa, czy niepotrzebnym powtarzaniem opowiedzianego już dowcipu. Muszę się zdecydować.
Nie wiem, czy wypada się tym chwalić, ale motywy "seksistowskie"  mi się podobały. Zwłaszcza dewiza eskadry czy zdanie z "dupnięta na głowę".

Teresa brzmiało, jak wspomnienie z dzieciństwa, jak jego matka, która smarowała dżemem świeże bułki, jak zapalenie płuc, które przykuwało Ultrasonoriusa do łóżka, gdzie z bohaterami książek odbywał swoje pierwsze przygody. - to zdanie = stylistyczny epic win.

Fabuły innej niż pretekst nadal nie uświadczono. I w sumie kij z tym.

Językowo nadal fajnie, chociaż mam wrażenie, że maniera czasem odrobinkę za daleko idzie. Ale utrzymuje kicz-klimę, więc co mi tam. Mam tylko problem z zapisem przemyśleń w formie "dialog z cudzysłowami", ale to może mój jakiś odchył. Moim zdaniem lepiej się sprawdza jako normalne zdanie.
Masz ci los!
- „Pewnie jej ojciec był górnikiem w Sektorze Purpurowej Nebuli kapitana Cooka." - pomyślał.

Masz ci los to też przemyślenie bohatera, jakoś dziwnie wygląda, że to fragment "normalnego" tekstu, a to dialog.
Masz ci los, pomyślał, pewnie jej ojciec bla bla bla. - w mojej subiektywnej opinii, byłoby lepiej.

Aha, i cóż za "błyskotliwe" streszczenie epizodu poprzedniego :D
Rozumiem, po cliffhangerze z piratami, że będzie więcej. W takim razie czekam.

Rzuciłem okiem, ale baaardzo pobieżnie. Tego typu rzeczy czytam, jak są już w całości, bo dopiero wtedy można jakąś sensowną opinię/komentarz wypłodzić.

meksico, ja zasadniczo nadal popieram pomysł pisania w grupach, ale połączenie dwóch opcji jakoś mi się nie widzi.

Już tłumaczę dlaczego: pisanie w grupach jest fajne, jak nadasz tylko temat/realia/ ewentualnie zestaw w miare luźnych założeń wstępnych, taki, żeby grupa wykazała się kreatywnością, zwłaszcza we wzajemny uzupełnianiu/rozwijaniu pomysłów poszczególnych autorów. Natomiast "pisanie po sznurku", gdzie tak bardzo dużo jest już określone, trochę zabija ten bardzo pożądany spontan autorów w grupie, zwłaszcza jeśli fabuła jest narzucona z góry - fajne w pisaniu w grupie jest patrzenie, jak kolega z zespołu rozwija twoją intrygę, w którą stronę ją skieruje.

 Moim zdaniem pomysł dj Jajko  bardziej sprawdza się na zasadach testu indywidualnych autorów.

Dlatego oba pomysły a i owszem, ale oddzielnie.

Ciekawy pomysł, i to na dwóch poziomach:
1) jako konkurencji, to znaczy: kto najciekawiej wyzyska zadany temat?
2) jako sprawdzianu: jak tutejsi autorzy radzą sobie z pisaniem na zadany temat, w masywnym  ograniczeniu przez gotową fabułę, postaci itp. ?

Czyli taki konkurs może dużo pokazać. Czyli ja też jestem za i, jeśli czas pozwoli, własną wersję zdanego tematu chętnie dostarczę.

Oj, bez przesady z nic nie mówią. Wystarczy Google, żeby przekonać się, że bynajmniej większość to nie są do końca ludzie znikąd.

Stanisław Truchan ma na koncie coś koło dziesięciu publikacji we wszystkich trzech fantastycznych periodykach obiegu głównego (MF, SFFH - trzy zresztą w samym zesżłym roku, NF).

Łukasz Kulewski i Damian Kuśmierek to wyróżnieni z dawniejszego konkursu NF, publikowali też po opowiadaniu w w/w piśmie. Gwidon, którego wypatrzył Eferelin, też ma na końcie trzy publikacje periodykowe (w tym jedną w bieżącej marcowej NF).

Andrzej Tuchorski to natomiast endy, który był wyróżniony dwoma brązowymi piórkami (jednym za konkurs S-F i jednym w miesiącu lipcu - wtedy, kiedy dostałem srebro, to zapamiętałem ;))

Mamy niemal dokładną połowę miesiąca, czas wcisnąć właśne trzy grosze (zwłaszcza, że w weekend nie zaginąłem w akcji, co mi się rzadko zdarza, i nadrobiłem zaległości) :).

Moim skromnym zdaniem, na wyróżnienie, jak na razie, zasłużyły następujące opowiadania:

oruen - Anomalia
Zasadniczo dla mnie studenckie klimaty, do których często sięga autor, są dla mnie zbyt ostentacyjnie studenckie właśnie (znaczy, że idą w typowość). Ale w tym tekście jest tak dużo kapitalnych dowcipów, że nie można go pominąć. Sprytne rozwiążanie problemu Sadako/Samary; komentarz o przygotowywaniu pierogów czy staropolska wersja "Jesteś Szalona" - to momenty szczególnie szkodliwe dla przepony ;). Poza tym, absurdalna otoczka całości bardzo mi podpasowała.

gregster - K6
Tu nie będę oryginalny, bo to przedstawienie "usystematyzowanego" procesu twórczego po prostu nie może się nie podobać. Humor prosty, ale efektywny. Plus za sprytnie wrzucony, enefowy injoke (chodzi o Rewenge Widower, rzecz jasna).

czarnykot - Wszystko już było
Zasadniczo, to w sumie nielubię fabuł autotematycznych. Zarówno w kwestii pisarstwa, jak i szeroko pojętego "życia w Necie". Bunt postaci przeciwko autorowi to też już pomysł przeorany do granic możliwości. Ale urokowi feministycznej bojowniczki Mirabelli-skreśl-Brygidy ciężko się oprzeć. Świetne dialogi i humor językowy oraz to, co bardzo lubię, czyli burza popkulturowych nawiązań. Sceny z Dżoaną z zakonu Tapmadl i He-Manem rządzą. Żeby nie było za różowo, im bliżej końca, tym bardziej humor związany z Internetem męczy, trochę zbyt oczywisty (wierszyk zupełnie mi się nie podobał). Ale generalnie fajne.

Diriad - Do stu tysięcy pieprzonych krakenów
Nie jest to najlepsze opowiadanie, na pewno mogłoby by być napisane trochę lepszym stylem. Ale jest po prostu, to słowo będzie odpowiednie, urocze. Fajny, absurdalny klimacik i kilka dowcipów, które wbijają się w pamięć. A jak przeczytałem o sprytnym rozwiązaniu kwestii, że straż przybrzeżna może działać tylko przy brzegu, to już nie potrafiłem mieć innego nastawienia, niż pozytywne.
Poza tym, jak wiadomo, każde dzieło zawierające piratów jest lepsze niż takie, które piratów nie zawiera :)
Chyba, że dzieło niezawierające zawiera ninja ;)

krzyskar - Miłość z księżycowego krateru o zachodzie słońca

Właściwie nie jest to opowiadanie, tylko dłuższa anegdota, i w dodatku niezbyt, hmm, "skoncentrowana" fabularnie. Ale chrzanić to. Humor jest po prostu perfekcyjny. Dialogi z komputerem i przemyślenia bohatera (zwłaszcza start z wykopem - rozważania na temat krytycznych awarii ) nie pozwalają się nie śmiać. Ktoś przywoływał w kontekście tego tekstu Douglasa Adamsa, rzeczywiście, dowcip jest dość brytyjski, ale też, moim zdaniem, daleko mu do czystej kalki, ma indywidualny charakter. A sformułowanie Buka Mumloków = pure win.
Najlepszy jak dotychczas tekst. Z zastrzeżeniem, że żądam czegoś w tym stylu, ale bardziej "z fabułą" i, że patent na zakończenie, chociaż w klimacie, trochę mnie rozczarował.

Są jeszcze dwa opowiadania, które chętnie bym polecił, ale jest w nich coś, co przeszkadza mi w stwierdzeniu, że z pewnością na wyróżnienie zasługują:

jahusz - Upadłość Wizji

Jest tu mnóstwo naprawdę błyskotliwych pomysłów - od ogólnej idei do przedstawień postaci historycznych oraz alternatywnej przeszłości/przyszłości i pojedynczych wymian zdań. Ale stylistycznie - chaos i mordęga, czasem też interpunkcyjna masakra. Ledwo da się to przeczytać, w dodatku narracja tak poprowadzona, że czytelnik gubi się po kilku zdaniach. Po naprawdę gruntownej redakcji, to opowiadanie mogłoby kosić wszystkich faworytów, a tak trzeba wygrzebywać to, co najlepsze z czegoś, co naprawdę jest maksymalnie nieprzystępne w odbiorze.

AubreyBeardsley - Piękna, zielonooka księżniczka z Aldebarana.

Jezu, jak to jest fajnie napisane. Taką narrację, trochę nieskupioną, zahaczającą o luźny przepływ myśli i prowadzoną z perspektywy bohatera lubię niesamowicie. Językowo jest i kunsztownie i naprawdę zabawnie. Za to fabuła... kompletnie mi się nie podoba. Ani odkrywcza, ani przesadnie śmieszna, dość przewidywalna. Puenta nieco mnie rozśmieszyła, ale też można się jej domyśleć. Szkoda, bo czyta się to naprawdę z rozkoszą.

Uff, tyle by było ode mnie. Zobaczymy, jak sobie poradzą ci, którzy wolą wrzucać na finiszu. Jak na razie, poziom  wyrównany. Trochę opowiadań zbyt typowych i może wysilonych, ale nawet w nich można znaleźć parę dowcipów, które autentycznie śmieszą.

Humor w miarę kupuję, wywody starej Maśluszczakowej rozbawiły mnie, całość  sprawnie wystylizowana. Na zasadzie anegdoty jak najbardziej do poczytania.

Ale o co chodzi z tymi irytującymi cudzysłowiami? Cudzysłów w dialogu nie jest w żaden sposób potrzebny, poza tym dzięki temu dialogi mylą się z cytatami, na przykład z nagłówkiem gazetowym.

"O widzicie, jeden z dżemów zjedli na miejscu. Nawet nie posprzątali" - nerwowo zwróciła uwagę na dopiero co zauważone resztki kobieta. "To raczej nie dżem, a jakieś pulpety"- odrzekł Wańka, dostrzegając nieokreślony kształt przesuwający się po ścianie. "Lepiej wezwijmy kogoś z laboratorium" - dodał.
Sugerowałbym enterek po kobieta, za bardzo się zlewa, ciężko się zorientować kto teraz mówi na pierwszy rzut oka. Ale to kwestia formatowania tekstu.

Między 3 a 4, dzieło sztuki to nie jest, ale chwilę pośmiać się można.

Pomysł nie powiem, ciekawy, moim zdaniem pisanie w teamie to fajne ćwiczenie na współpracę, zdolność "dogrania" się stylistycznego i tematycznego, więc jak dla mnie można by o tym pomyśleć. Jest już opowieść w odcinkach, jak zauważyłeś, ale idea rywalizacji paru grupek dodaje element motywacji konkurencją ;)

Ale trzeba by to logistycznie przemyśleć. Jak dla mnie, nie ma mowy o tym, żeby uczestnicy sami dobierali się w zespoły. Zaraz będzie narzekanie, że nieuczciwe, bo np. dobrały się trzy osoby uznawane za super piszące i nikt inny nie ma szans.

Moim zdaniem, dobrą idęą byłoby zgłaszanie się indywidualne, a potem losowanie grup metodą niearbitralną. Tyle, że może być potrzeba wprowadzenia kryterium jakościowego wtedy (tylko osoby, które jako tako potrafią pisać w  uznaniu użytkowników NF, bo jak się trafi jakiś kosmicznie niesprawny pisarz, to nawet reszta teamu go nie podciągnie), a to już trochę mniej sympatycznie.

Ja też zaskoczony, bo tylko technicznie dołączyłem się do prośby Fasolettiego (fakt, że chciałem być pierwszym polecającym ten tekst, ale Fas mnie wyprzedził, jak tworzyłem elaboratywny komentarz w edytorze :)), ale miło, nie powiem.

W każdym razie, zasłużony hattrick dla burego_wilka w wyróżnieniach, miejmy nadzieję, że także dzięki naszemu lansowaniu :) Lecę przeczytać Kicię, bo tego jeszcze nie widziałem

Bohdan, to było w sensie "gdzieś, gdzie mogę spokojnie wrzucić taką mniej wymuskaną rzecz, a ktoś ją przeczyta i oceni", bo jakbym np. wrzucił do portalu innego tego typu eksperyment, to pewnie ciężko byłoby o komentarze . Uff, używanie skrótów myślowych w Internecie to ciężki kawałek chleba.

Stop, errata, żebym nie dostał pojazdu
Przez "niestarannie" rozmumiem "niepoddane kilkunastu obróbkom" i "pisane jednym ciągiem", żeby mi ktoś nie zarzucił, że zaśmiecam dział z opowiadaniami. Tekst jest zamkniętym i skończonym opowiadaniem (nie fragmentem, szkicem, jakie czasem tu wrzucają), tylko nie poddanym iluśtam redakcjom i pisanym z głowy, bez większych planów, jadąc tylko na pomyśle.

Uff, przydałaby się opcja edycji komentarzy jednak ;)

Lubisz używać słów spod osiedlowego trzepaka, ewentualnie z okolic budki z piwem.
Taki był cel, skoro narracja jest przeprowadzona z punktu widzenia osoby wychowanej na owym trzepaku. Dlatego nie uznaje kolokwializmów, anglicyzmów albo "wieśniaczyzmów" za błąd. Czy to się podoba czy nie, to już de gustibus.
Używanie Niej z dużej litery to zabieg podkreślający, że chodzi o tą konkretną babkę. Nazwą własną nie jest też Szefostwo czy Niego, więc widać, że go nadużywam.

Tak się składa, że cierpię na bezsenność (niestety) i moją myślą przewodnią wtedy jest, żeby wreszcie zasnąć, a nie, że jak zasnę, to już się nie obudzę, albo że kogoś tam kiedyś kochałam. Jak nie mogę spać, mam to gdzieś.
To nie jest opowiadanie o bezsenności, bo bohater na nią nie cierpi. Chodzi o mroczne myśli, które pojawiają się w nocy, a nie o chorobę.
kreskówki dla psychicznie chorych - zasadniczo jest to metafora, ale jeśli muszą być. Tak, to z kreskówki dla dzieci.
Jeśli to jest sen, to zdecydowanie zaczęło mi odbijać. - nie miałaś nigdy tak dziwnego snu, że zacząłeś się martwić o własne zdrowie psychiczne? Ja miewałem.
Wychodzę z łazienki, jeszcze ścieka ze mnie woda  - to jest akurat paskudny meski zwyczaj, że czasem wychodząc z prysznica, przetrą się raz i dwa, zamiast porządnie użyć ręcznika
Otworzyła drzwi kluczem - jest podkreślone, żeby wskazać, iż nie powinna tego robić i nie powinny być zamknięte. Ale fakt, może niewprawnie.
Sceny z fabryki mógłbym zbyć słowem "logika snu", ale w sumie po co.

A co do ogólnego opowiadania, to tak, jest absolutnie pisane niestarannie. Traktuję je jako wyprawkę, testującą a) pomysł b) formę, stąd narracja językiem potocznym (którą lubię się bawić) i choćby zmiana osoby z pierwszej na trzecią w połowie. A, że każdą wyprawkę warto poddać ocenie, wrzuciłem sobie tam, gdzie mnie znają, i dzięki wszystkim za komentarze.

Geez, zapomniałem o laserowej procy, czuję się nierzetelny :D

Snow, a co do mitów, to wiesz, ja od jakoś 4 roku życia chłonąłem książeczki ilustrowano-popularnonaukowe z serii typu Patrzę, Podziwiam, Poznaję czy Świat Wczoraj i Dziś, kilka z nich stoi nadal zresztą dumnie na półce, w tym poklejona taśmą przeźroczystą i rozpadająca się w szwach Budowa Wszechświata, na której nauczyłem się czytać. Także miałem jakieś tam pojęcie o takich rzeczach, jak mity greckie, gdy oglądałem Kosmicznego Jezusa :)
Poza tym, wiadomo, że estetykę opisywałem także z perspektywy lat.

http://www.fantastyka.pl/4,3600.html
Mówisz, masz :)
Bardzo sprawnie napisane opowiadanie, ciekawą, acz nienachalną stylizacją z  dużą domieszką kaszubszczyzny. Fabuła może wydać się typowa, acz bardzo dowcipnie podana... błąd, proszę w takim wypadku czytać dalej, aż do cieszącego niezmiernie zakończenia. Cieszą także różne smaczki, od językowych (=> pipa ;)) do nawiązań do bardziej współczesnych rzeczy.
Ogólnie, przemyślany, spójny i przede wszystkim wciągający tekst dla każdego. Nadaje się spokojnie do "normalnej" publikacji.

Może to i Holendrzy, ale poza tym, oni są jakiegoś dziwnego wyznania. Mormoni, albo mennonici.
Chodziło mi o mormonów z tego dialogu. Mennonitów akurat znałem i ich obecność nie dziwiła.
Ale to nieistotny szczególik, więc whatever

Bardzo fajnie napisane opowiadanie, przede wszystkim klimatyczne opisy w scenach polowań i świetne dialogi. No i użycie języka kaszubskiego i ogólnie tamtych okolic na pewno udane, zwłaszcza, że aż tak często się po te klimaty nie sięga. Natomiast co mnie najbardziej ucieszyło, to fakt, że spodziewałem się typowej fabuły, a im bliżej końca, tym przyjemniej zakręca. Tożsamości człowiekwôłka nie zgadłem, a surrealistyczny epilog mnie rozwalił, naprawdę, i rozśmieszył (wielki plus za nawiązanie do Nieustraszonych Pogromców Wampirów, z zastrzeżeniem, że akurat nazwisko profesora nie tak się piszę :))

Także brawo, dobrze się czyta. Dla mnie piąteczka, większych potknięć nie widziałem, oprócz paru brakujących przecinków.
Ten poprzedni, samochodowy tekst niezbyt mi się podobał, choć pomysł miał potencjał, ale to jestem spokojnie w stanie zaproponować do najlepszych miesiąca.

Mam tylko pytanie, w którym wieku dzieje się opowieść? Chodzi mi o wzmiankę o mormonach - ta sekta pojawiła się dopiero w dziewiętnastym, a mam wrażenie (patrząc na język itp.), że akcja dzieje się wcześniej. Jeszcze parę takich wątpliwych drobiazgów w stylizacji by się znalazło, np. padające z ust Macieja "Przymknij się" jak dla mnie za współczesne, ale z drugiej strony, mogę się nie znać.

Owszem, piszemy scenariusze, jednocześnie popychając do przodu wydarzenia - myślę, że bylibyśmy naprawdę dumni, po napisaniu całego sezonu. Poza tym to by pozwoliło nam - reżyserom/scenarzystom zrobić małe zawody (możliwość wykazania się, zapewne też typowanie najlepszego odcinka)

Co do czołówki - chodzi wyłącznie o kilka linijek tekstu, które wypowiadał lektor (lub postacie) w każdym odcinku, na początku

No, i teraz od razu jaśniej.Trochę źle sformułowałeś ten pierwszy wpis - nie bardzo było wiadomo, jak to ma wyglądać.

Uważam, że nie ma co rozdrapywać tego, co stworzył pan Straczyński - zamknął temat, zniszczył stację i odesłał Prezydenta Sheridana na emeryturę.
Mam małą uwagę, o ile mi wiadomo, Straczynski wcale nie do końca zamknął temat. Ba, nawet chciał kontynuować wątki zaczęte w Babylon 5 w formie dwóch seriali - oba dziejące się przed zakończeniem Babylon 5 , z których z jednego poleciał film-pilot, a z drugiego, Crusade (jego "ukrytym" pilotem był z kolei inny film Babylon 5) , jeden sezon. Jako, że story arc Crusade bezpośrednio kontynuował "główną" fabułę serii i był podobno dość dokładnie rozpisany  na 5 lat emisji, to widać, że Straczynski jednak miał wiele do dopowiedzenia.
Ale to tylko nerdowski i nie na miejscu wtręt;)

Poważniejsze pytanie: czy naprawdę pomysł ma sens? Raz, że nie bardzo rozumiem ideę zabawy (znaczy, piszemy scenariusze, czy coś? jakieś czołówki robimy, ale jak, że rozpisujemy je na sucho - a jeśli tak, to po co?)  , dwa, że nie wiem, czy ktokolwiek się by pisał na taki festiwal fan fiction.

A ze stwierdzeniem, że Babylon 5 był kiczowaty to bym uważał - fandom nie śpi, a generalna opinia jest taka, że jest to najambitniejsza telewizyjna space opera ever :)

Skąd więc pomysł, że wybuch pierwszej bomby A mógłby doprowadzić do zagłady całej Ziemi?
Podejrzewam, że z historii. Obserwatorzy testu w Nowym Meksyku obstawiali, jaki będzie efekt eksplozji i ktoś stwierdził, że może nastąpić zapłon atmosfery Ziemii, ergo, zagłada. Paru naukowców się nawet tego obawiało. Możemy więc założyć, że Fasoletti opisał alternatywny wszechświat, gdzie prawa fizyki są na tyle alternatywne, że nastąpiło coś w tym stylu. Fluorescencyjna mgła już gorzej, ale hej, potrzebna jest odpowiednia scenografia ;).

Ta scena masturbacyjna to typowy przykład erotyki typu IKEA (znów jadę Tv Tropes, ale co tam), czyli opisanej z taką bezdusznością, jak instrukcja składania mebla. Ale ostatnia scena to coś absolutnie nowego, IKEA gore. Bo opisu bycia zatapianym, gryzionym i wybebeszanym, i to jeszcze w pierwszej osobie, to tak beznamiętnego i wycofanego jeszcze nie widziałem.

A bez złośliwości, tak prosty, przewidywalny and trywialny kawałek fabuły możnaby jeszcze ograć, jeśli sceny spotkania ze strzygą wodną (notabene, wracając do złośliwości, to też jest ciekawy wynalazek bestiariuszowy. Może miało to być oryginalne, ale jak już się przedstawia wodnego demona z mitologiczną nazwą, to może wypadałoby, żeby był to demon właśnie wodny. Bo strzyga to z przeciwnej bajki, latająco-semiwampiryczny. Taka kwestia spójności. Inna sprawa, że nie za bardzo wiadomo, co demon słowiański robi w krainie, gdzie dzieci zwą się Paul i Ursula... ach, ten bolesny postmodernizm), w obu postaciach, wywoływały w bohaterze jakieś wyczuwalne emocje, oprócz "fajno, bo goła" i "śniło mii się coś".

Wypadałoby też zmienić styl na mniej suchy i raportowy, coby nadać chociażby trochę uczucia tajemniczości. Przydałoby się, zwłaszcza, że już początek zdradza wszystko co nastąpi. Dokładnie od tego zdania
Kiedyś jeden z nich, mówił mi, że to miejsce odwiedza od niedawna jakiś dziwny, duży zwierzak. W nocy podobno strasznie piszczy. Pewnie to bajki.

Nie warto potem nawet budować przeświadczenia, że bohater spotkał normalną dziewczynę. Mogłaby od razu go zjeść.

Swoją drogą, mam alternatywny, chwytliwszy tytuł - "Zgwałcił mnie Potwór z Czarnej Laguny". Bo tak mi się skojarzyła bestia w pełnej krasie.

Ogólnie, miejsce tego opowiadania jest w szufladzie, w kategorii "wczesne próby".

Technicznie nie jest jakoś źle. Czasem zdanie złożone trochę nie brzmi:
Nie wiem czemu, ale nagle cały plan Wilna umknął mi z głowy tak, jak to zwykle u mnie bywa z datami, które zapominam po pięciu minutach.
Niby jest poprawne, ale to ostatnie można wywalić w całości. Skłonność do zapominania dat jest powszechna, więc wystarczy porównać to do tego, bez dodawania tych "pięciu minut".

W sumie drobiazgi.

Ale językowo...
Drętwe.
Przede wszystkim, opisujesz strasznie młodych ludzi, w dodatku w oprawie emocji, a brzmią jak dwóch starszych stoików, którzy wymieniają puste zdania.
Najboleśniejsze przykłady:
Więc powiadasz, że przyjechałaś do przyjaciela, tak? - sformułowania powiadasz nie spodziewałbym się z ust nastolatka, nawet w 1993 roku.
Może mógłbym cię odwiedzić kiedyś, jeśli, naturalnie, twój przyjaciel nie będzie miał nic przeciwko. - Rozumiem, że obchodzi się z nią jak z jajkiem, bo mu się podoba, ale tak nachalnie poprawna, grzecznościowa formułka... trochę nie przekonuje. Chociażby odwiedzić zamienić na wpaść do ciebie, już by trochę bardziej przekonująco wyszło.
Wiesz co, szczerze powiedziawszy, to napiłbym się czegoś. - to powiedziawszy tylko trochę bardziej realne od powiadasz. Nie można szczerze mówiąc
W narracji można to wybaczyć i zrzucić na perspektywę lat. Choć ogólnie mniej "wyrafinowane" słownictwo lepiej by grało, zwłaszcza w pierwszej osobie. Ale w dialogach powinno być życie. Z uwagi na wiek bohaterów i z uwagi na czytelnika, nie ukrywam.

Druga sprawa, komunały. Czasem się sprawdzają, czasem nie, ale tu wychodzi pełny zestaw. Może warto przysiąść, zastanowić się nad jakimś ciekawszym przekazaniem emocji niż pięć minut, które wydaje się wiecznością , spadanie w otchłań szaleństwa, zawładnie całym moim życiem . To nie jest tak, że takie sformułowania są złe, sam używam, ale w większej ilości i wraz z językiem, który jest używany, opowiadanie wydaję się napisane takim zaśniedziałym stylem. I ciężko się wczuć w jakąkolwiek emocjonalność bohatera.

Weźmy to:
Od zawsze wydawało mi się, że miłość od pierwszego wejrzenia nie istnieje. Do tamtego dnia, w którym cały mój dotychczasowy świat wywrócił się do góry nogami.
Zróbmy to tak:
Zawsze myślałem, że miłość od pierwszego wejrzenia to babskie bajki. Głupota. Ale myślałem źle. Tamten dzień dokładnie mi to uświadomił i już nie było tak samo.
Też jest dość banalne, ale wydaję mi się, że żywsze.

Trzecia uwaga, urywanie w momencie, kiedy nie zaczęło się jeszcze dziać absolutnie nic interesującego ani nadzwyczajnego (zwłaszcza, że wydaję się, że zostawiłeś elementy, które sugerują coś takiego, typu wzmianki o przeszłości dziewczyny), na pewno nie zachęci do kontynuowania lektury. Lepiej wstrzymać się z wrzuceniem, aż będzie więcej.

A w rocznym podsumowaniu oprócz najlepszego tekstu, najlepszej okładki i tak dalej, był również punkt "wpadka roku". Teraz, jak widać, redakcja oczekuje wyłącznie pochwał.
Nie chciałem się wtrącać, ale, tak żeby nie nastąpiło zakłamanie rzeczywistości, mam styczniową fantastykę i tam wyraźnie stoi punkt szósty plebiscytu na "cośtam roku", pod tytułem "obciach roku". Mam wrażenie, że obciach ma podobny ciężar gatunkowy co wpadka.

Przyznam, że przeczytałem, bo zobaczyłem w zajawce wyrażenie "laserowa maczeta". No bo come on, LASEROWA MACZETA, how cool is that? :)

Inne nazwy kampowych gadżetów już nie zrobiły na mnie wrażenie, może dlatego, że neutronowymi dekwantytorami materii mogę sypać jak z rękawa ;). Ale są fajne i w klimacie.  Natomiast co jest w tym opowiadaniu mistrzowsko zrobione, to, hmm, poprowadzenie napięcia erotycznego między bohaterami. Bo jak trafiam na takie zdanie:
Tak rozmyślając zasnęła, a śnił jej się Zachariasz rąbiący drewno na opał przed wejściem do jakiejś górskiej chaty
to nie mogę nie parsknąć śmiechem. Harlequin style :) Dobrze wyszedł ci także drewniany dramatyzm, zwłaszcza w scenie kulminacyjnej bohaterowe sadzą teksty patetyczne jak przemówienie z Dnia Niepodległości i wyrafinowane jak kopniak w krocze. Czyli konwencja jest.

Natomiast trochę brakuje mi pociągnięcia wątku zagrożeń planety. Niby piramidy, latające paskudy i roślinowe potwory to stały repertuar pulpowego s-f, ale można by tu pokusić się o coś bardziej uroczo kiczowatego.

Natomiast jak pojawił się tubylca z tym łaka bamba, moja reakcja była taka: Co k***a, Ewoki? :)

Dla mnie mocne 4, jeśli o ocenę chodzi

JeRzy,

Zasadniczo o tym wiemy, ale raz, że listy podsumuwujące w każdej postaci są uniwersalnym pretekstem do różnego rodzaju narzekań (poważnie, wystarczy taką opublikować, przyciąga tetryków i malkontentów jak ćmy do lampu :)) - więc i narzekamy :), a dwa, że dyskutujemy praktycznie tylko o przesuwaniu pozycji wewnątrz gotowych list NF (poza tym Ringiem) - na których właściwie każda jest w jakiś sposób wpływowa (zaokrąglając - czy to komercyjnie, czy np. artystycznie, więć chodzi tu bardziej chyba o to, które kryterium wpływowości kto preferuje i jakie przełożenie jakość/wpływowość jest istotniejsze.

Ja preferuję np. w przypadku filmów wpływowość jako innowacyjność w gatunku, rozpoczynanie trendów, poszerzanie i odświeżanie konwencji itp. itd. + jakość. Dlatego Avatara, LotR czy nawet Incepcję (tutaj brakuje weryfikacji przez czas) akceptuję na wysokich miejscach podsumowania, ale np. tych Gwiezdnych Wojen  nie, bo abstrahując od niskiej jakości, nie bardzo widzę cultural impact nowej trylogii, poza oczywistym nabiciem kabzy Lucasa i skierowaniem GW wyłącznie w stronę dzieciaków(ciężko tu mówić nawet o rewitalizacji franczyzy, bo ta miała się całkiem dobrze, w sensie Expanded Universe, a nowe pomysły  wprowadziły tylko wielkie podziały w fandomie). Nie widzę tu wpływu tak znaczącego jak chociażby LotR, czy, z drugiej dwudziestki, chociażby Matrix czy nawet Shrek - a w tych przypadkach i jakość bywa wyższa.

Pozdrawiam

Dobrze napisane, właściwie nie ma się czego doczepić, może brakuje trochę więcej emocji ze strony bohaterki (ale limit znaków = mało miejsca na budowanie postaci), ale stylistycznie poza tym spoko i napięcie buduje...

Tylko właśnie, buduje. Moim zdaniem, choć takie urwanie czasem działa, to tu zabrakło przynajmniej cienia podpowiedzi co do natury potwora. Wiem, że trzeba się streszczać, ale możnaby poprzycinać dla choćby odrobinę bardziej rozbudowanego finału. Bo tak mamy dobre wprowadzenie, które nie wiedzie do żadnej eksplozji.

Nowa Fantastyka