Profil użytkownika


komentarze: 33, w dziale opowiadań: 27, opowiadania: 7

Ostatnie sto komentarzy

Hej, Tarnina!

Późna odpowiedź, bo pandemia na razie wygrywa z moją motywacją do regularnego zaglądania tu (a już tym bardziej stworzenia czegoś nowego wartego pokazania).

Dzięki za rozbudowany komentarz. Na pewno jeszcze będę do niego wracać, żeby na spokojnie przeanalizować wszystkie Twoje uwagi. Jestem bardzo wdzięczna za tę możliwość poprawienia mojego warsztatu. Jestem świadoma, że jeszcze długa droga przede mną :) 

Przyznam się też po cichu, że w szufladzie mam wersję tego opowiadania, gdzie jeleń zostaje jeleniem – bez pojawienia się (jak widać niepotrzebnego i wrzuconego trochę na siłę) smoka. Może lepiej by wyszło, gdybym to tamtą wersję tu wrzuciła. Na to jednak już za późno. Mogę tylko przyznać otwarcie, że jestem świadoma problemu z tą konkretną sceną. 

Raz jeszcze dziękuję za tak dokładne przeczytanie i rzeczowe wytknięcie błędów! Mam nadzieję, ze nie była to tylko i wyłącznie droga przez mękę. Ze swojej strony obiecuję pracę, pracę i jeszcze raz pracę! Może następnym razem błędów do wytknięcia będzie choć o drobinkę mniej ;) 

Hej, Finkla, dzięki za przeczytanie i komentarz. 

Z ubieraniem ubrań już poprawione. Przepraszam za to.

W kwestii walki o przetrwanie – zależało mi raczej na pokazaniu przymusowej izolacji, która uniemożliwia prace grupowe, a więc budownictwo, renowacja budynków, a nawet samo mieszkanie zbyt blisko siebie. Stąd właśnie te jaskinie i reinkarnacja dalej od miejsca zamieszkania. Wcale nie zależało mi na walce o przetrwanie. Rzekomym zagrożeniem mieli być ludzie dla siebie nawzajem.

Oh, ja wiem – rozmnażanie, wychowanie i tak dalej. W tej kwestii obwiniam limit znaków, bo z ręką na sercu oznajmiam, że pomysł na to był/jest. Może teraz, już po konkursie, zmuszę się żeby na nowo nad tym przysiąść i rozpisać także tę kwestię, która jest chyba najbardziej nurtująca w wykreowanym przeze mnie świecie. 

Za to bez bicia przyznaje – o tym skąd ta energia na pojazdy zapomniałam pomyśleć.. Jakoś całkowicie mi to umknęło.

 

Hej, Morgiana89!

Rozumiem, że ten element wychowania/dorastania, a życia w pojedynkę jest niejasny. Jak napisałam wyżej, sprawę mam w miarę przemyślaną, więc może jak zbiorę siły, to przysiądę na nowo do tego opowiadania i rozpiszę je tak, by rozjaśnić kwestię “jak to się stało”,

No z tym zakończeniem to nie do końca mi chodziło o to, że to sen… Raczej wyciągnięcie głównej bohaterki z centrum niecodziennych zdarzeń i pozostawienie jej z wyborem. Bo teraz wszystko zależy od niej. Dowiedziała się, że parę lat temu, ktoś przeżył takie święta. Pytanie czy z tą wiedzą coś zrobi, czy nie zechce zaryzykować. Nie mniej rozumiem, że takie rozwiązanie mogło nie przypaść ci do gustu. 

Jak wspominałam, silvan – w SF dopiero raczkuję :) Wiem, że muszę się jeszcze wiele nauczyć.

 

I przepraszam za niepoprawne użycie "także", PsychoFish. Obiecuję, że w tekstach pilnuję się bardziej niż w komentarzach. Ale i w tych postaram pilnować się bardziej!

Hej, silvan! Dzięki za komentarz :)

 

Łapankę jeszcze z raz na spokojnie przeczytam i pewnie, coś rzeczywiście popoprawiam. Co do prędkości światła, to się nie kłócę. Na fizyce aż tak się nie znam, więc jak najbardziej przyjmuję twoje argumenty. Przyznam, że z sci-fi próbuję dość nieśmiało, więc zrzuciłam to na karby gatunku. Także na pewno zmienię na prędkość dźwięku ;)

 

Z kolei jeśli chodzi o rozmnażanie, to ja w sumie miałam obmyślone co i jak, ale ta kwestia padła ofiarą limitu znaków w konkursie. Stąd przemilczenie. Poza tym nie wiem, czy na zbyt nie zatrzymywałoby mi opowiadania. No ale mniejsza :)

 

Cieszę się, że mimo wszystko czytało się z przyjemnością :D

Hej, PsychoFish!

Akurat zamysł był dosłowny – pojazd poruszający się z prędkością światła ;) 

 

Cieszę się, że mimo wszystko ta naiwność wyjaśnienia i przerysowanie nie psują wrażeń z lektury. Troszkę się tego obawiałam, ale ostatecznie uznałam, że dla dość ufnej bohaterki będzie dostateczne i ostatecznie wpisze się w konwencję całości opowiadania.

Zdecydowanie mogę powiedzieć, że tegoroczne doświadczenia samoizolacji miały ogromny wpływ na kształt tej historyjki. Jakoś trzeba było dać upust związanym z tym uczuciom ;) 

 

Dziękuję za komentarz i dobre słowo :D 

Oskarżeń o zabicie świątecznego ducha nie wniosę, choć nie ma wątpliwości, że mord ten się odbył :D Bardzo ciekawe opowiadanie. Ten niesamowity klimat i nietypowy pomysł bardzo przypadły mi do gustu. Ogólnie rzecz biorąc jestem mocno na tak, zwłaszcza dla połączenia magii z przyszłością.

Tylko niektóre zdania mi troszeczkę zgrzytały, choć nie na tyle, żeby pozbawić przyjemności z lektury. 

Wyobrażała sobie, że jak pociąga nosem, to buchająca nad nim para wędruje do jej nosa, niczym w bajkach.

Przyznam, że trochę się pogubiłam . Musiałam kilka razy przeczytać, by zrozumieć, co i z czyim nosem się dzieje. No i dużo tego nosa, jak na jedno zdanie. 

To tylko taka odrobina czepialstwa, bo całość naprawdę mi się spodobała :D 

Hej, LanaVallen! Dzięki wielkie za komentarz i dobre słowo. Bardzo się cieszę, że opowiadanie się spodobało. Z tą ckliwością i naiwnością wprost z młodzieżówek to właśnie dlatego, że konkurs świąteczny ;) Uznałam, że odrobina nie zaszkodzi. Ostatnia uwaga bardzo ciekawa i słuszna zresztą. Rzeczywiście jakaś nienazwana tęsknota i bliżej nieokreślone pragnienie bliskości byłoby na miejscu. Pomyślę nad tym! Dobrze wiedzieć, że Twoje zdanie o braku dokładniejszego wyjaśnienia działania Reinkarnacji Wspomnień jest odmienne. Poczekam na kolejne komentarze i przekonam się na ile jest to problematyczne, a na ile nie. Dzięki raz jeszcze!

Dziękuję, drakaino! Za komentarz, za wyłapanie tych drobiazgów do poprawki i kliknięcie do biblioteki! Błędy oczywiście szybciutko poprawiłam, aż wstyd że nie wyłapałam sama tych literówek. 

Bardzo się cieszę, że pomysł się spodobał, a tekst uważasz za całkiem udany. To wiele dla mnie znaczy. I teraz jak o tym myślę… rzeczywiście mogłam choć troszkę doprecyzować zasadę działania Reinkarnacji Wspomnień. Cóż, może po zakończeniu konkursu nawet to zrobię. Na razie pozostaje mi liczyć, że zakończenie częściowo ratuje sytuację. 

Raz jeszcze serdecznie dziękuję i kłaniam się nisko.

Odpowiedź spóźniona, ale dzięki za komentarz, Finkla. Rzeczywiście raczej się wymiguję od pisania czarnych charakterów w opowiadaniach, wolę raczej szarych bohaterów, którzy się ze sobą nie zgadzają. Chociaż faktem jest, że akurat w tym opowiadaniu raczej wszyscy są wygładzeni. Następnym razem pokombinuję tak, żeby uniknąć podobnego efektu. 

Dzięki za dobre słowo i wszystkie uwagi, Edward Pitowski. Na pewno rozważę wprowadzenie zmian w wyszczególnionych fragmentach. Cieszy mnie też, że jak na debiut jest w miarę przyzwoicie. O czymś więcej nie śmiałabym marzyć, w końcu po to przybyłam żeby się uczyć i doskonalić. 

 

W każdym razie dziękuję serdecznie :D

Dzięki, CM! Nie marudzisz wcale tak bardzo. Doceniam wskazanie lepszych i gorszych stron tekstu. Po to go wstawiłam, by dzięki szczerej opinii odbiorców móc w przyszłości pisać lepiej. Wydaje mi się, że już dużo wyniosłam z udzielonych mi rad i mogę mieć tylko nadzieję, że z każdym kolejnym tekstem będzie ciekawiej i zręczniej.

Sama doskonale wiem, że z opisami jeszcze sobie nie radzę. Odkąd pamiętam upominano mnie, że za mało pokazuje, że musze więcej opisywać. Widać z jednej skrajności przeskoczyłam w drugą. Może dzięki temu z czasem uda mi się wyczuwać jaka jest odpowiednia dawka ;) 

Raz jeszcze dzięki za dobre słowo i przydatną radę. Czuję się podbudowana i gotowa do dalszej pracy :D 

Nie lubię obcych, nie lubię kosmicznych inwazji na Ziemię. Jednak “Obca dusza” szalenie przypadła mi do gustu. Do ostatniej linijki czytałam tekst z zainteresowaniem. Bardzo mi się podoba, jak wiele ważnych tematów udało Ci się zmieścić w opowieści o wyrzeczeniu się siebie. Wszystkie przemyślenia zawarte w opowiadaniu bardzo mnie poruszyły. Twórczy szał i jego bezsens, bycie razem, a jednak osobno. Niesamowite.

Choć do ostatniego akapitu czekałam na jakiś bunt, to jego brak rodzi kolejne tematy do rozmyślań. To ciche poddanie się… Aż coś we mnie buzuje na myśl, jak prawdziwe i w punkt wydaje się takie zobrazowanie ludzkości.

Lektura nader przyjemna, więc ślę głębokie ukłony. 

Pozdrawiam serdecznie :D

O jejku, jejku. Jakże miło się ten tekst czytało. Nie jestem co prawda fanką absurdu, ale lekkości i urok tego szorta podbił moje serce :D Z przyjemnością przytulam opowieść do serca, śląc serdeczności autorowi.

Bardzo miło mi to słyszeć, zygfryd89! Ogromne dzięki za podnoszące na duchu słowa. 

Cześć, Niebieski_kosmito!

Cieszę się bardzo, że zebrałeś się do przeczytania mojego tekstu :D I że zostawiłeś komentarz. Błędy jak najbardziej poprawię, a za ich wytknięcie serdecznie dziękuję. 

 

Przyznam szczerze, że tego się obawiałam. Przydługości i przynudności. Byłam świadoma zagrożenia, wstawiając tutaj tekst. Jak widać słusznie. Następnym razem zamiast ryzykować, wysłucham swojego przeczucia. 

Co się zaś tyczy poważnego tonu, to akurat taki lubię. Wydaje mi się, że nie jestem zbyt zabawna, a udawanie w tekście mogłoby wyjść tylko na gorsze. Choć może kiedyś spróbuję się zmierzyć z lżejszą formą. Nawet jeśli tylko z ciekawości :) 

 

Raz jeszcze dziękuje za miłe słowa i mam nadzieję, że kolejne moje teksty będą lepsze. 

 

Pozdrawiam!

Dzięki za komentarz, regulatorzy. Zaraz też biorę się za poprawę wszystkich wytkniętych błędów. 

Przykro mi, że opowiadanie do Ciebie nie trafiło, ale rozumiem. Jestem świadoma, że może się trochę dłużyć i wstawiając je na forum, tego najbardziej się obawiałam. Widzę też, że niejasno przedstawiłam motywację Henrego, czy pozycje/rolę jego i Reginy na dworze. A może nie tyle niejasno, co nieodpowiednio. Na pewno nad tymi zagadnieniami przysiądę.

W każdym razie biorę sobie do serca wszystkie rady i spostrzeżenia. Mogę mieć tylko nadzieję, że następnym razem spiszę się lepiej. 

Hej krar85!

Dziękuję za wszystkie miłe słowa, wiele dla mnie znaczą. Zaś co się tyczy dwórki, to taki był zamiar, by wypadła nader romantycznie. Takiej jej potrzebowałam. Lubuję się w wyrazistszych kobiecych postaciach, z raczej większą dozą charakteru, ale to przy okazji innych historii. W tejże baśni chciałam dziewczęcia, co to jest wierne i czułe. Lecz przy okazji też zbyt nieśmiałe by swoje uczucia wyrazić wprost lub by odwieść ukochanego od jego zamiarów. Dlatego wcale nie zaprzeczam, nie kłócę się z jak najbardziej trafnym spostrzeżeniem. Stwierdzam jedynie, że akurat po to sięgnęłam. 

Wszystko się zgadza. Dzieci potrafią słuchać morałów, ale potrafią się też buntować przeciw nim. To dosadne stwierdzenie na koniec zgodne jest jednak z rozumowaniem mojego drogiego króla, któremu nie udało się w efektywny sposób podzielić mądrością ze swoimi dziećmi ;)

Bardzo mnie też zaintrygowałeś stwierdzeniem, że moją baśń można by i dzieciom czytać! I jest to nie lada komplement, bo byłam przekonana, że moja pisanina nijak się dla dzieci nie nadaje. Nie ze względu na mrok, czy same historie (choć niektóre z nich zdecydowanie się dla milusińskich nie nadają), ale przez mój sposób snucia opowieści… Nawet nie do końca umiem wyjaśnić czemu. W każdym razie miłą niespodzianką jest opinia, jakoby jednak coś spod mojego pióra można było i dzieciakom przeczytać :D 

 

I hej też Tobie, aker! 

Aż ciężko mi konkretnie odnieść się do komentarza, który wszak sprawił mi nie lada przyjemność! Dzięki wielkie za tych parę słów. Buźka nadal mi się cieszy. Co się zaś tyczy imienia Regina, to ba, że królewnowate! Nawet była taka śliczna i potężna Zła Królowa tym imieniem ;) 

I zapewne elementy wyciągnięte z otchłani własnej duszy gdzieś tam w mojej baśni upchnęłam. Jednak tak głęboko, że aż sama nie jestem pewna, w których miejscach… To ci zagwozdka na wieczór. 

 

Raz jeszcze dzięki i pozdrawiam cieplutko wszystkich komentujących.

Okej, rozumiem o co chodzi :) I nie zaprzeczam, bo wcale nie starałam się tych paciorków układać na modłę prawdziwych baśni. Na pewno zostanie mi to w głowie i jeszcze kiedyś zmierzę się z tematem paciorkowatości szytej na miarę tego rodzaju tekstów. 

 

Także pozdrawiam i wielkie dzięki za ciekawe spostrzeżenie. 

Dzięki za komentarz, Darcon! Jeśli pozwolisz, chciałabym tutaj trochę się obronić (a przynajmniej spróbować) i ewentualnie wejść w małą dyskusję. Zwłaszcza, że jako pierwsza osoba zwracasz mi uwagę na kwestię braku powiązania między koralikami. Jestem ciekawa tej kwestii. Nie zamierzam się kłócić, bo dostrzegam, co mi pokazujesz. Chciałam jednak dopytać, czy elementy, które według mnie się łączyły, nie są dostatecznie widoczne? A może po prostu nie do końca o takie powiązania chodzi w Twoim komentarzu. Dlatego parę słów ode mnie :)

Tak, na początku pojawiają się wilk i łowczyni, których uśmiercam. Byli mi potrzebni do wprowadzenia granicy między królestwami, a także do zobrazowania wrogości na linii ludzie-mieszkańcy lasu. Oraz do przedstawienia głównego bohatera, który skleja mi opowieść w całość – króla. Myślałam też, prawdopodobnie niesłusznie, że późniejsza opowieść o matce króla, nieco usprawiedliwia jego lotność w pojmowaniu zaistniałej sytuacji. Chyba, że chodzi o samą przewinę obu stron? Czyżby to ona była niejasna?

Okej. Regina i Henry są wprowadzeni znienacka. Tu zupełnie się zgodzę. Jednak trochę się teraz uprę, że jednak z królem mają powiązania i to konkretne. Bezdzietny władca niejako ich zaadoptował, więc to ta dwójka staje się tutaj moją baśniową rodziną. Ich wybranie jest uzasadnione jedynie emocjami, to fakt. Ale czy nie tak działają ludzie podczas oceniania innych i tworzenia swojego najbliższego środowiska?

Poza tym pod koniec opowieści powracam do wątku wilka i łowczyni. Zamykam koło, zarzucam Reginie ciężar historii na barki pod postacią ciepłego okrycia, które kiedyś żyło. Bo to na tym kole i zwróceniu uwagi na pewną powtarzalność też mi zależało. Dodam przy okazji, że baśniowy klimat był tym, w co mierzyłam. Jednak formą i samym snuciem tej baśni chciałam się trochę pobawić. Rozumiem, że Tobie brakowało konkretniejszego i ciaśniej powiązanego ciągu przyczynowo-skutkowego. Notuję to sobie na boku i przy kolejnym mierzeniu się z baśniami (i nie tylko), na pewno zwrócę na ten element większą uwagę. 

wilku-zimowy! Serdecznie dziękuję za tych parę słów. Już lecę poprawiać niedopatrzenie z powtórzeniem i szukać tych zapodzianych podwójnych spacji. 

Obiecuję też popracować nad zawieraniem tej samej treści w bardziej zwięzłej formie. Nie ukrywam, że to moja odwieczna bolączka. Będę więc dzielnie walczyć, z nadzieją na poprawę! Tyle mogę obiecać.

Cieszy mnie bardzo, że niejednoznaczność historii jest według ciebie zaletą tego opowiadania. Po cichu liczyłam na taki efekt.

Co do klimatu, to w tym wypadku ilość mroku jest zamierzona. Celowałam raczej w te uwspółcześnione wersje baśni. Nie ze strachu przed większą ilością mroczności, co to, to nie. Zamierzam jeszcze kiedyś zmierzyć się z historią bardziej na miarę oryginalnych opowieści Andersena i braci Grimm. To jednak przy okazji jakiegoś innego tekstu. Jeleń miał być dokładnie taki. To moja próba zmierzenia się z baśniowością (dochodzę do konkluzji, że nawet w miarę udana, skoro to mój warsztat pozostawia wiele do życzenia, a nie historia sama w sobie). 

Mrok lubię, do mroku wrócę. Ale wszystko w swoim czasie :D 

Nic nowego już chyba nie powiem, bo przede wszystkim pomyślałam o już wyżej wymienionych kwestiach. Najbardziej zgrzyta mi właśnie ta stylizacja na dawne/góralskie klimaty z elementami współczesnymi. Ten snajper chyba lepiej by mi pasował, jakby został już na spokojnie tym strzelcem wyborowym. Słysząc o snajperze widzę gościa w czarnym skafandrze i z celownikiem laserowym. Ale to może to tylko moje prywatne odczucia.

Drugą kwestią jest zdecydowanie niedosyt. Ciekawa etiuda, ale chciałabym poznać większą historię. Fajny temat do rozważań próbujesz tu przemycić, moim zdaniem warto byłoby coś więcej. Ja tu widzę potencjał, choć samą opowiastką wielce usatysfakcjonowana się nie czuję. Dlatego na pewno zerknę do Ciebie, gdy jeszcze coś napiszesz :D

I to by chyba było na tyle. Przynajmniej na razie ;)

 

Kłaniam się serdecznie i na zapas życzę powodzonka :> 

Sama ledwie byłam witana, więc od jednego nowicjusza dla drugiego – cieplutkie dzieńdoberek :D Już drżę z obawy i ekscytacji, co przyniesie obecność Ślimaka Zagłady. Może i samą Apokalipsę? Cóż, widać po nicku, że będzie się działo.

Bring it on :)

Komentowanie trudna rzecz, jednak Marchewka na komentarz jak najbardziej zasługuje! Zabawa formą uwiodła mnie i podbiła. Zwłaszcza fragment z debatą telewizyjną, wszelkie kłótnie z narratorem, a także ciekawe zakończenie. Jednak najbardziej podobał mi się początek. Przedstawienie postaci i ożywienie marchwi zdecydowanie wygrywają. Przynajmniej w moim odbiorze :D

Im głębiej w tekst, tym bardziej czułam się jakby ktoś strzelał do mnie z karabinu maszynowego, nie dając nawet chwili oddechu! Dużo się działo, szybko się działo. Rozumiem – limit znaków. Zresztą nie jest to wcale wadą, bo tekst i tak pochłania się w całości.

Podoba mi się też to, jak bardzo tekst jest sugestywny. Można doszukiwać się tu naprawdę wielu ciekawych skojarzeń i zakładam, że każdy wyciągnie coś innego. Całość niby lekka, z jajem i przymrużeniem oka, a jednak jest ciekawym komentarzem wobec aktualnych tematów. 

No i oczywiście:

– Czy to nie dziwne, że w programie o marchwi nie pojawia się marchew? – zapytał farmer.

– Nie, dlaczego? – zaciekawił się generał.

Zakochałam się w tej wymianie zdań. Tak po prostu. 

 

Pozdrawiam serdecznie i lecę schrupać marchew. Bo jakoś tak mnie ochota naszła… ;) 

Dzięki, Irka_Luz :D 

Masz całkowitą rację przy pierwszym i drugim punkcie. Z opisem wyglądu i stroju króla zdecydowanie sobie nie poradziłam. I dobrze wyczułaś, co próbowałam powiedzieć. Choć tyyyyle ma na sobie, to nie wygląda jak opatulona, przemarznięta buła, a jednak wciąż jak król. Tylko ktoś mi wytknął, że wiele warstw wcale się nie kłóci z majestatem, no i po usunięciu opozycji między tymi dwoma elementami zostało mi… Cóż. To, co zostało. I trochę zgrzyta. Spróbuję coś na to poradzić. 

Za to z trzecią uwagą się akurat nie zgodzę. I już tłumaczę dlaczego ;) 

Po lesie niosły się rozpaczliwe wołania wilków, a dwójka młodych ludzi jechała konno w milczeniu. Dookoła nich królowała biel.

Była jednak coraz mniej pewna tego usprawiedliwienia, gdy znalazła się między drzewami o pniach grubych jak wiejskie domy. Ich gałęzie dorównywały wielkością zamkowym kolumnom, a w powietrzu unosił się zapach żywicy i magii. Śnieg ustąpił błękitnej trawie.

I dopiero po tym fragmencie pojawia się:

Wtedy koń odmówił posłuszeństwa i Regina musiała zeskoczyć na ziemię. Ledwie stopy dotknęły trawy,

Tak, królowała wokół nich biel. Lecz gdy przekroczyli magiczna granicę w środku puszczy, śnieg ustąpił trawie. To tam koń uciekł Reginie, więc zostawił ją wśród niebieskich traw, a nie śniegu :D

 

Raz jeszcze wielkie dzięki! Doceniam, że skomentowałaś i dziękuję za kliczek :)

Hej, Koimeoda. Bardzo się cieszę, że jesteś gadułą, bo z Twojego komentarza wyniosłam nowe wnioski :D Dlatego serdeczne za niego dzięki. Niemnieje już poprawione! Rzeczywiście je lubię i na upartego rozdzielam. 

Fabularne uwagi już sobie notuje i będę nad nimi myśleć!

Tak, to ta sama wilcza skóra, którą Regina ubiera na końcu. I tak, pierwsza scena jest tylko i wyłącznie lekcją dla młodego króla. 

Odniosę się jeszcze tylko do pierwszego wypunktowanego elementu przy komentarzu do fabuły. 

Tak wiele praw, które tylko jedna strona ustawicznie łamała.

– Oboje na to zasłużyli – zadecydował dziecięcym głosikiem, a wszyscy obejrzeli się na jego małą osobę i patrzyli, nie rozumiejąc.

Chodziło o to, że jedna ze stron (owszem chodzi o ludzi) ciągle i ciągle powtarza te same błędy łamiąc wspomniane prawa. Jednak w tym konkretnym wypadku, który królewicz podsumowuje, obie strony są winne. Choć może rzeczywiście jest to przekombinowane. Może powinnam się pozbyć wstawki z winą jednej ze stron.

To też jeszcze przemyślę!

 

Raz jeszcze wielkie dzięki! Czuję się bogatsza o Twoje uwagi ;) Będę pracować nad sposobem trzymania nici i wzmocnieniem splotu!

Grzegorz Nowakowski, dziękuje bardzo za ten komentarz. Jestem świadoma tego, że mój warsztat i styl potrzebują dużego nakładu pracy. To jeden z powodów, które nakłoniły mnie do publikacji tutaj. Sama nie jestem w stanie dostrzec tych wszystkich błędów, bo jeszcze nie mam tego wypracowanego. Cieszy mnie bardzo, że ktoś jest gotów zwrócić mi na nie uwagę, bo to umożliwia mi podjęcie ciężkiej pracy nad poprawą jakości mojej pisaniny. 

Wszystkie uwagi są dla mnie bardzo cenne. Przytulam je mocno do serca. Zaraz siadam myśleć i poprawiać. Pewnie nie raz jeszcze do nich wrócę, próbując sama siebie pilnować przy pracy nad innymi tekstami. Dlatego raz jeszcze wielkie dzięki. 

 

Zakasuje rękawy i biorę się do pracy!

Niech będzie mroczne i niebezpieczne. Tego mu trzeba, by się zahartować. Z tym jeleniem jednak najpewniej się czuję, więc to jego na front bojowy śle. Twoją opinię znam i jestem za nią bardzo wdzięczna. Już dzisiaj jestem w stanie dostrzec błędy, które poczyniłam w jeleniu i w innych tekstach. 

Jak zostaną choć kości, to już coś! Tyle wystarczy :D 

Koiomeda… Czyli w tym wypadku nick mówi prawdę, przynajmniej w kwestii kojenia, jak rozumiem? 

Nie no, spokojnie. Aż tak się nie boję. W końcu odważnie przybyłam by zebrać baty i za ich pomocą się rozwinąć :D Także nie ma tego złego, jakoś przetrwam. Choćby ostał się ze mnie sam duch! 

Ciiiiii! Nie ważne cyferki w dokumencie, ja wciąż w środeczku jestem dziecko ;)

Słyszę cię głośno i wyraźnie! Czytam, piszę, czytam, piszę i choćby świat się walił, palił (co w sumie aktualnie się dzieje), to nie przestanę! Pięknie być musi, inaczej się nie liczy :D Wszystkie dobre słowa wylądowały bezpiecznie w serduszku, teraz czuje się gotowa na lata udręki :)

To ja biorę głęboki wdech i witam się z wszystkim, którzy usłyszą. Co prawda na forum zarejestrowałam się dawno, dawno temu, ale dopiero zdecydowałam się coś swojego tu wrzucić. Kocham pisać i chciałabym kiedyś robić to dobrze, więc nie pogardzę konstruktywną krytyką. Tylko proszę nie zjadajcie mnie w całości ;) Rzućcie dziecku choć jedno dobre słowo raz na tysiąc lat udręki. Tyle wystarczy.

Nowa Fantastyka