Profil użytkownika


komentarze: 31, w dziale opowiadań: 18, opowiadania: 6

Ostatnie sto komentarzy

Normalnie pisanie komentarza do tekstu sprzed pół roku by u mnie nie przeszło. Zdaje się jednak, że taka rozpiętość czasowa nie jest na tym portalu niczym niewłaściwym, a i temat się raczej tak szybko nie dezaktualizuje. Przełamałem więc irracjonalny dyskomfort i wklepałem kilka zdań. Z góry zaznaczam, że wyszła całkiem daleko idąca dygresja, nie bezpośrednia krytyka – nie bierz więc tego zbytnio do siebie, droga autorko. To raczej takie swobodne snucie.

Ogólnie ciekawe rozmyślania, które w moim odczuciu psuje w pewien sposób niechlujny wstęp. Muszę przychylić się do zdań, które już się pojawiły – w krótkim fragmencie wprowadzającym można dostrzec tezy proszące się o krytykę. Czy ich pojawienie się wynika z rzeczywistych błędów na poziomie merytorycznym, czy jest efektem pewnego rodzaju zaniedbania – wszak skaczesz po łebkach i posługujesz się hasłami, które dopiero po dopełnieniu przez swoiste „ale” nabierają wartości – nie jestem w stanie ocenić. Nie będę w to wnikać, na potrzeby tego komentarza przyjmę wersję maksymalnie prostolinijną.

 

Zacznijmy od zarysu ról społecznych, które przez dziesiątki wieków „programowały” ludzkie zachowanie. Tradycyjnie aktywność mężczyzn była pożądana w publicznej strefie życia społecznego, a kobiet w strefie prywatne[…]

 

Przedstawianie dynamiki mechanizmów społecznych w tak wybrakowany sposób jest w moich oczach wysoce nieuczciwe. Czytelnik dostaje obraz nitki, wzdłuż której przepływają opisywane siły. A przecież ta istnieje wyłącznie jako część gęstej plątaniny relacji dwukierunkowych. Na pierwszy rzut oka wydaje się, że tylko wybiórczość, masz jednak tego pecha, że dotykasz tematu szczególnego. Pal licho rzetelność – retoryka ekspozycji wybranych prawd jest ściśle związana z problemami „równościowymi”, jakie trapią świat zachodni.

Oczywiście, nie twierdzę, że pojedyncze relacje społeczeństwo – jednostka nie istnieją. Tyle że:

 

1) relacje te nie są jednostronne – społeczeństwo ulega nieustannym zmianom i jest tak samo kształtowane przez jednostki, jak jednostki są kształtowane przez społeczeństwo. Termin „programować” sugeruje jakiegoś rodzaju odgórne działania, wyjątkowe z całej przestrzeni oddziaływań. Jak dla mnie jest to stwierdzenie wymagające przynajmniej niezłego rozwinięcia, w formie jednozdaniowego stwierdzenia nie potrafię po prostu tego kupić

 

2) relacje te nie są sztuczne i dowolne, tzn. u ich podstaw leżą pewne niezbywalne charakterystyki. Kultury i społeczeństwa to struktury memetyczne wykształcone w  procesach ewolucyjnych, podlegające więc specyficznemu doborowi. Jednym z najmocniejszych kryteriów tego doboru jest dopasowanie cech systemu do cech podmiotów, które w systemie będą funkcjonować. Jasne, otrzymywane wyniki nie są idealne, ale warto się zastanowić jaką rolę w konstrukcji pełnią poszczególne ściany, zanim zacznie się krzyczeć, że trzeba je zburzyć. Ty być może i jeszcze nie krzyczysz, ale samo stwierdzenie „ta i ta ściana mi się nie podoba” wcale nie jest pozbawione konsekwencji, jak to może się na pierwszy rzut oka wydawać.

 

Lewicowi aktywiści lubią, zupełnie niewłaściwie, postrzegać społeczeństwo jako ustrój konstruowany z premedytacją, zcentralizowany i zamknięty. Z tak przyjętej wizji wynika domniemane istnienie „góry”, czerpiącej korzyści z układu, który sama stworzyła. Przykładowo, feministki walczą z układem patriarchalnym, ci od „black lives matter” – z supremacją białych. Nie można stwierdzić, że nadużycia w ogóle nie mają miejsca, bądź że nie znajdują odbicia w relacjach kulturowych i społecznych, ale nawet jeśli, nie sprawia to że mądre staje się strzelanie w ich kierunku na ślepo – piekło wybrukowane jest dobrymi intencjami. Zmienianie wykształconych charakterystyk na siłę, bez próby identyfikacji tego skąd naprawdę się biorą, dokąd sięgają i z czym oddziałują, może prowadzić do gwałtownych tąpnięć, z których skutkami musimy sobie potem radzić.

 

Mimo że współcześnie w kulturze zachodniej większość kobiet może już dowolnie wykształcić tożsamość indywidualną, narracja medialna często bazuje na starych wzorcach i skłania je do postrzegania siebie przede wszystkim jako przedmiotu seksualnego. Owa narracja dotyczy także mężczyzn i kształtuje ich stosunek do pań jako obiektów, które mają być na nich wabikiem. Kobieta nadal bywa ukazywana jako słaba charakterologicznie, mniej inteligentna i skupiona na cielesności[…]

 

Trendy antyintelektualne nie są dzisiaj jakoś specjalnie wycelowane w kobiety, powierzchowność to hasło całej domeny konsumpcyjnej, antywartość uniwersalna. O ile generalnie zgadzam się z treścią tego, co zacytowałem, o tyle chcę zwrócić uwagę, że jedyne, co ma ostatecznie znaczenie, to wyciągnięcie odpowiednich wniosków. Jasne, oddolne zmiany społeczne (a także część odgórnych) to mechanizm naturalny i nie ma nic złego w chęci kształtowania charakterystyki naszego własnego społeczeństwa i kultury, gdzie realizowane mają być cele takie jak równość (ale równość dostępu i relacji, różnicowanie jest przecież niezbędne) dobrobyt, wolność (kolejne problematyczne pojęcie, ale nie będę rozwijać) itd. itd. Tyle, że nieustannie trzeba brać poprawkę na nasze własne tendencje, inaczej walka z tabu sama staje się tematem tabu i otrzymujemy nowotwór złośliwy, deformujący to, czego chcemy bronić. Nie jest to już wyłącznie teoria, bo epidemia poprawności politycznej zbiera żniwa, za przykład wezmę chociażby nieopisywane krzywdy tysięcy młodych Brytyjek, gwałconych przez muzułmańskie gangi, ugrupowania bezkarne z powodu swojej przynależności kulturowej.

 

Ktoś mógłby powiedzieć – co to wszystko ma wspólnego z refleksją na temat narzucania kobietom postaw nieindywidualnych? Cóż, przeraża mnie fakt, jak pozornie niewinne i pozytywne tendencje przeobraziły się w szaleństwo, jakiego obecnie doświadczamy.

A skoro jesteśmy przy stwierdzeniach, co do których mam zastrzeżenia, to z rozpędu napiszę jeszcze o tym, z innej beczki

 

 oczywiście, można by za Lemem mówić o iluzoryczności kultury, będącej jedynie narzędziem eksperymentalnym genu pragnącego przetrwać

 

W całej retoryce „podmiotowego genu” ukryta jest pułapka filozoficzna, dlatego ja za wszelką cenę unikam podobnych perspektyw. Merytorycznie niewłaściwa, być może pożyteczna na gruncie edukacyjnym (vide książki Dawkinsa) zdaje się jednak tworzyć wypaczony wizerunek ewolucji i innych systemów abstrakcyjnych.  Koncepcja intencjonalności jest niesamowicie sugestywna, niby wiadomo, że stwierdzenia w rodzaju „korzyści, które czerpie dany gen”, albo „strategia, jaką obiera gatunek” to tylko skrót, że gen niczego nie pragnie i nie tworzy żadnych narzędzi, ale mózg ma to do siebie, że i tak w jakiś sposób kreślona w powyższy sposób wizja w niego przesiąka. Wolę się trzymać perspektywy, iż wewnątrz przestrzeni bezosobowej i bezwładnej, jaką kreują procesy naturalne, określenie „iluzoryczność” jest bezwartościowe – w końcu wszystko, co analizowane abstrakcyjne, jest iluzoryczne, kultura nie bardziej niż gen.

 

Ehh, muszę kiedyś napisać coś dłuższego i bardziej składnego na powyższe tematy. W każdym razie pozdrawiam (o ile ktoś w ogóle to przeczyta :D)

Drewian, nie jestem pewien, co oznacza zdanie:

 

żywy robot na tyle świadomy, aby zdawać sobie sprawę, z własnego niezainteresowania brakiem celu. Nie kupuję tej koncepcji.

 

 Chciałbym polemizować, nie wiem do końca z czym, niestety. Możesz napisać innymi słowami? Co jest głupiego? To, że wie, że istnieje coś takiego jak sens, mimo że sam nie jest w stanie myśleć w takiej kategorii? Czy to, że jest aż tak rozumny, pomimo bycia robotem?

Fajnie że był zachwyt, choćby przez chwilę : )

 

regulatorzy, odbierać byty = odbierać życia, czyli zabijać, jest niepoprawne? Przekombinowane?

Dodatkowo “odebrać” nasuwa skojarzenie z zabieraniem czegoś, co wcześniej się dało/czego się użyczyło, pasuje jak ulał.

Chyba że chodzi Ci o sposób, w jaki gwiazda zabiera życie?

Z Oczami chyba właśnie odwrotnie, to znaczy w tekście mam jeszcze dwa miejsca gdzie powinny być z wielkiej, dla rozróżnienia sond Wybudzacza od organu wzroku. A może wielka litera jest zbędna w takim przypadku? W każdym razie przeoczyłem to, dzięki.

 

bemik, dzięki, chyba będzie barwa rtęci.

 

KatastrofVII, smutne, ale i piękne, ot, człowiek wobec Wszechświata ; ) Pozdrawiam

 

 

 

 

Ktoś ma ochotę na betę?

“Człowiek, który gapił się na gwiazdy”

Wersja 2.0, przerobiłem napisane prawie rok temu opko, potrzebuję nowych oceniających i poszukiwaczy powtórzeń oraz brakujących przecinków.

Sci-fi

O miejscu człowieka w kosmosie – takie zdanie jest chyba dobrym streszczeniem.

<30 000 znaków

Pozdrawiam

 

Edit. http://www.fantastyka.pl/opowiadania/pokaz/13337

Fantastyki brak, a odkrywczości nie próbowałem osiągnąć. Napisałem to wrzuciłem, wierszami nie planuję się na dłuższą metę zajmować ; ) Pozdrawiam i dzięki za komentarz.

Wiem, jak brzmi teza postawiona w artykule i od kilku postów wykładam ci, dlaczego jest absurdalna.

Ok, rozumiem że w kwestii nisz ekologicznych, populacji, spacjacji, radiacji adaptatywnej mamy zgodność?  

Co masz na myśli pisząc “zgodność”? To nie są kwestie na temat których można mieć opinie, ty zwyczajnie niektórych pojęć nie rozumiesz. Przekleiłeś mądre słowa ze swojego źródła (a tak naprawdę to zrobiłeś “ślepą zrzynkę”, niestety), natomiast twoja interpretacja zwyczajnie leży.

Przewrotność mojej tezy ma potwierdzenie w radiacji adaptatywnej (dostosowawczej), czyli różnicowania się gatunku wyjściowego (w tym przypadku człowieka), w drodze kolejnych mutacji na wiele nowych linii filogenetycznych, dających początek nowym gatunkom, wyższym od homo sapiens.

 

Piszę po raz n-ty, że nie będzie żadnej radiacji adaptacyjnej, ponieważ każda nowa linia filogenetyczna musi powstać w oddzielnym środowisku, wyizolowanym od reszty środowisk (w których żyją populację danego gatunku). W rozumieniu definicji: wyizolowanym = populacja zamieszkująca w tym środowisku przez długi czas nie krzyżuje się z pozostałymi populacjami opisywanego gatunku.

Człowieku, nie rozumiesz, że aby powstały nowe odnogi rzeki, musi rozdzielić się koryto, którym płynie woda? Nie zrobisz kilku strumieni w jednym korycie. Co z tego, że w związku z presją otoczenia WRz “przebiją się” nowe mutacje, skoro od razu geny wymieszają się z całą resztą? Masz jedną populację, której rozwój “skręci” w stronę dostosowywania się do wpływu istnienia WRz, ale cały czas JEDNĄ populację. Nie ma możliwości powstania “nowych gatunków” bo nie ma mechanizmu, który jest do tego konieczny.

Dla gatunków wyizolowanych z naturalnego środowiska

W rozumieniu pojęcia izolacji używanego w TE to zdanie jest sprzeczne wewnętrznie. Izolacja to rozdzielenie rozwoju jednej populacji tego samego gatunku od drugiej na poziomie mieszania się genów, dzięki czemu rozwój obu populacji idzie w innym kierunku. Po pewnym czasie(setki, tysiące pokoleń) w wyniku nawarstwiania się zmian powstają różne linie filogenetyczne, inna dla każdej izolowanej populacji. W opisywanym przez ciebie przypadku nie istnieją warunki konieczne do zaistnienia zjawiska radiacji adaptacyjnej – populacja jest tylko jedna!

 

Człowiek, jak każdy gatunek, ewoluuje i istnienie WRz będzie na tę ewolucję wpływać, ale nie ma możliwości powstania kilku nowych linii filogenetycznych. Wszystko będzie odbywać się w ramach jednej linii. Naprawdę, nie rozumiem co w tym jest takiego trudnego.

 

dotyczy IZOLOWANEGO środowiska, niemającego interakcji z żadnym żywym ekosystemem (rzeczywistość wirtualna)

Nie na tym polega istota pojęcia środowiska izolowanego w TE. Słownik języka polskiego nie pomoże, bo niektóre pojęcia w nauce mają kontekst, który nie pokrywa się ze znaczeniem potocznym.

 

Aha, i proszę cię, żebyś nie nazywał bzdurą właśnie słów całkowicie wyrwanych z kontekstu, bo jest to trochę niepoważne.

Przykro mi, ale nie masz racji. Radiacja adaptatywna prowadzi do zróżnicowania osobników jednego gatunku, tworzących izolowane populacje.

Widzisz słowo klucz, czy nie? POPULACJE. Nie jedna populacja (cały czas to opisujesz), tylko przynajmniej dwie, żyjące w różnych środowiskach, izolowanych względem siebie.

Jeżeli to zróżnicowanie przekroczy pewne wartości progowe,

W jaki sposób to ma się stać według ciebie, jeżeli geny nie rozwijają się oddzielnie? Aby to różnicowanie się pogłębiało, populacjE muszą od pewnego momentu rozwijać się osobno. BEZ MIESZANIA GENÓW.

Obecne rasy powstały dzięki temu, że populacje na pewnych obszarach rozwijały się niezależnie przez długi czas. Teraz świat się zglobalizował i następuje proces odwrotny – geny zaczynają się mieszać i za niedługo (w skali ewolucji biologicznej) rasy człowieka przestaną istnieć.

Ty cały wywód przeprowadzasz dla jednej populacji, żyjącej w jednym środowisku. Nieważne jaką postać ma to środowisko. Geny wewnątrz przepływają swobodnie. Potrzeba ci przynajmniej dwóch, pomiędzy którymi nikt się nie krzyżuje.

Ewidentnie nie rozumiesz w jaki sposób zachodzą zjawiska, które usiłujesz zaskarbić. A potem jeszcze piszesz że nie mam racji, uzasadniając to zdaniami, które w sposób jawny wskazują błędne rozumowanie w twoich własnych wywodach.

 

Czy środowisko człowieka możemy przyjąc za niszę ekologiczną, a tym samym za wyizolowany ekosystem? O uzasadnieniu pisałem wcześniej.

Dobra. Mam dość. Pisałem już przynajmniej dwa razy na ten temat, po prostu zacytuję siebie.

Opisujesz cechy, które powodują że nasze środowisko jest zamknięte, ale nie mające nic wspólnego z definicją wyizolowania! Tyle czasu postulujesz o porządek w używanych pojęciach, a sam używasz ich błędnie.

2)środowisko sztuczne, w którym obecnie żyje człowiek nie jest środowiskiem izolowanym. Bo wobec jakiego środowiska miałoby być? Chyba, że od samego początku chodziło ci o wykazanie różnic pomiędzy ewolucją człowieka cywilizowanego, a tego żyjącego w jednym z ostatnich dzikich plemion z amazońskiej dżungli, wtedy jestem zmuszony przyznać rację. Jeżeli tam posiedzą jeszcze z 50k lat, to faktycznie wystąpi różnicowanie adaptacyjne (że z powodów rozmiarów tamtej populacji jest to niemożliwe, przymykam oko)

Możesz sobie napisać jeszcze sto razy, że “uzasadniłeś”, iż środowisko o którym piszesz, jest wyizolowane. Szkoda, że ten rodzaj wyizolowania nie ma nic wspólnego z pojęciem używanym w ramach wyjaśniania zjawisk, które chcesz wykorzystać.

 

Niestety, to że sami kreacjoniści/zwolennicy TIK tytułują swoje wywody naukowymi, wcale ich takimi nie czyni. Masz do czynienia z pseudonauką, czyli tylko ładną gadką udającą naukową : ) Ich twierdzenia są albo niefalsyfikowalne, albo dawno zostały obalone, do czego nie chcą się przyznać.

 

Cóż, iHomer, myślę że dyskusja się rozjechała, ponieważ próbujesz wchodzić w swoją definicję “środowiska wyizolowanego”, która nie jest zgodna z definicją wykorzystywaną w opisie działania TE.

Postulujesz zachodzenie radiacji adaptacyjnej, nie rozumiejąc jaka właściwość wyizolowanych środowisk pozwala jej zachodzić. Tą właściwością jest brak mieszania się materiału genetycznego pomiędzy populacjami żyjącymi w środowiskach względnie sobie wyizolowanymi. Nie ma przepływu genów = geny w populacjach “idą w inne strony” , dzięki czemu powstają oddzielne linie filogenetyczne. Ty zaś jako środowisko wyizolowane opisujesz środowisko posiadające jedną populację, wewnątrz której geny swobodnie się mieszają. Cała reszta(konkretny obraz tego środowiska), nad którą dywagujesz, nie ma wpływu na zachodzenie zjawiska.

Nie wiem czy czytałeś “Wspinaczkę na szczyt nieprawdopodobieństwa”, jeżeli nie, to ja polecam tobie ów książkę. Jeżeli miałbym wybrać jedną w tematyce TE, to chyba będzie właśnie ta.

 

iHomer, w sytuacji w której rozumujesz niepoprawnie, muszę rozbierać temat na części i sypać przykładami.

dnośnie użytego słormułowania “złego genu” – kontekst wypowiedzi dotyczył materiału genetycznego, który odpowiada za wrodzoną niską odporność organizmu i po działaniach medycznych wraca do obiegu, zdolny do dalszej reprodukcji. W tym przypadku nie dochodzi do selekcji naturalnej, tylko świadomej ingerencji człowieka.

Czyli próbujesz w definicję mechanizmu doboru wcisnąć mechanizm, którego tam nie ma. Po raz n-ty, bo chyba w ogóle nie czytasz – niska odporność organizmu jest jakąś jego cechą. Teraz środowisko determinuje, czy ta cecha jest pozytywna, czy nie. Środowisko, w którym ludzie leczą siebie nawzajem “orzeka”, że ta cecha nie jest tak negatywna, jak była w przypadku środowisk, w których człowiek nie miał na to wpływu. Dochodzi do selekcji na podstawie istniejących czynników. Nie ma istotnej różnicy pomiędzy tym, czy o przeżyciu decyduje działanie wirusa, atak lwa, czy ingerencja człowieka.

To, że człowiek ingeruje w swoje środowisko, nie zmienia mechanizmu, zrozum to – według twojej definicji sztuczności środowiska (czyli tego, że jest modyfikowane przez zamieszkujące ją populacje) tak naprawdę wszystkie środowiska są sztuczne, tylko w naszym ten poziom sztuczności jest wyraźnie wyższy.

Nie ma tutaj jednak żadnego podziału binarnego. Przykładowo, bobry budują tamy na rzekach. Zmieniają warunki, jakie będą oddziaływać na nie same i na inne organizmy (np na ryby żyjące w tej rzece). I co? Nagle teoria ewolucji biologicznej działa tam inaczej? Nie, to tylko kolejny czynnik selektywny. Biologia nie rozróżnia genezy czynników, które w danym środowisku odpowiadają za dobór.  Piszesz o różnicy pomiędzy selekcją naturalną a ingerencją człowieka, nie zauważając, że to rozróżnienie z punktu widzenia rozmnażania się organizmów jest podziałem na dwie przyczyny na identycznym poziomie jakościowym, a więc rozróżnienie nic nie wnoszące.

Dopóki organizmy w danym środowisku rozmnażają się poprzez mieszanie materiału genetycznego, dopóty obowiązuje je mechanizm doboru identyczny w swojej istocie. Ale napisałem to już chyba z pięć razy.

 

Jeśli teoria ewolucji jest grą losową, bo tak rozumiem twój wywód, to zachowanie człowieka preferuje wybrane liczby, czyli świadomie wpływa na wynik losowania, co ma sie nijak do TE.

Zawsze istnieją czynniki, które wpływają na wynik losowania, to jest przecież najważniejsza cecha tego mechanizmu. Organizmy losują (mutują), a środowisko ustala, które liczby “wygrywają”. Zasady działania są dokładnie takie same, to że człowiek zmienia swoimi działaniami preferowane liczby to przecież żadna nowość – organizmy zawsze mają wpływ na środowisko, w którym oddziałują. Przykładowo, istnienie tlenu w atmosferze to sprawka działania bakterii. To, że w ogóle powstaliśmy jest skutkiem takiego wpływania na wynik losowania, które z nieodgatniętych dla mnie powodów chcesz wyrzucić poza TE. Organizmy współtworzą środowisko, wbrew temu co proponujesz, wpływ na mechanizmy selekcji nie jest niczym nienaturalnym. Rozróżniasz zmiany dokonywane na poziomie świadomym, jednak dla biologii są one takie same, jak każde inne! 

Podejście, które prezentujesz o dowolności materiału genetycznego, bo nie ma znaczenia jakie geny przetrwają, mija się z sensem, bo jak popatrzymy na dokonania ewolucyjne, wszystkie organizmy żywe tworzą kompletny i wzajemnie uzupełniający sie ekosystem,

Nie dowolności, tylko ścisłego wynikania z warunków selekcji. Zmieniają się warunki selekcji, zmienia się preferowany materiał genetyczny. Jakie geny przetrwają nie ma dla biologii żadnego “znaczenia”, tak samo jak dla wody nie ma znaczenia, w którą stronę popłynie. Biologia to nie jest to twór rozumujący na żadnym poziomie, a jedynie zbiór ślepych praw. Tworzą ekosystem, ponieważ z powodu konkurencyjności każdy możliwy sposób funkcjonowania zostanie wykorzystany. Nie ma tym jednak żadnego “wyższego porządku”, jest to skomplikowana struktura, ale wynika z bardzo prostych praw.

Nie wiem czy zdajesz sobie sprawę, że ewolucja nie ma żadnego sensu ani celu, to po prostu wynik prostych oddziaływań. Zdajesz się mieć problem z pogodzeniem się z faktem, że wyższy porządek, jakiego się doszukujesz, tak naprawdę nie istnieje.

czyli oprocz dopasowania do środowiska, mamy też do odegrania rolę, jako “organiczniki” dotyczące wzrostu populacji innych, będąc w zamknietym łańcuchu pokarmowym.

Wybacz, ale to już jest bzdura, wynikająca najwidoczniej z niezrozumienia tematu. Nie ma żadnego przeznaczenia, żadnej “roli do odegrania” organizmów z perspektywy biologicznej, takie coś można wyróżniać jedynie w terminologii opisującej, zaś ty próbujesz podpisać to pod mechanizmy doboru naturalnego. Ograniczniki nie muszą występować, jak ty to postulujesz, po prostu po pewnym czasie się pojawią, ponieważ zgodnie z zasadami konkurencji, w takim obszarze powstaje wolna nisza ekologiczna. To, że tak się dzieje, nie wynika z żadnych “ zadań”, tylko z faktu korzystania z okazji, w imię własnych korzyści. A ten system nie jest wcale z permanentnie zamknięty, jednak domyka się szybko za każdym razem, gdy tylko pojawi się luka.

Istnieją sytuacje, kiedy gatunek dostaje się do nowego środowiska, w którym nie ma naturalnych wrogów, właściwej konkurencji, a potrzebne do życia zasoby dostępne są w nadmiarze. Nie wiem dlaczego chcesz taką sytuację wykluczyć z teorii ewolucji biologicznej.

 

Twierdzisz, że nie ma bariery? Czy ludzie nie stworzyli takiego zamknietego środowiska? Nie polujemy, tylko hodujemy i uprawiamy SWIADOMIE genetycznie zmodyfikowaną żywność, która także jest źródłem nowych mutacji. A, ostatnio przenosimy sie do innej rzeczywstości, ile czasu zajmie nam pełna automatyzacja wytwarzania produktów, wszystkiego co jest niezbedne do zycia? Przeciez już tworzymy maszynowy ekosystem, za chwilę wszystkie urządzenia “zdobędą mowę” , by rozmawiac wyłącznie ze sobą (sieci M2M).

Ja o jednym, tu o drugim. Cofnijmy się do definicji środowiska wyizolowanego według TE, bo ewidentnie nie piszesz o temacie. Pojęcie środowiska izolowanego rozpatruje się z perspektywy populacji danego gatunku. Środowisko izolowane spełnia definicję w momencie, w którym pomiędzy nim, a innym środowiskiem (w którym żyją pozostałe populacje) przestaje mieszać się materiał genetyczny. Populacja zamieszkująca środowisko izolowane rozmnaża się tylko w jego obrębie. Co istotne, aby definiować jakieś środowisko jako izolowane, musi istnieć środowisko, wobec którego owa izolacja następuje, czyli środowisko w którym żyją pozostałe populacje. Jedynym kryterium izolacji jest brak istnienia przepływu materiału genetycznego. Opisujesz cechy, które powodują że nasze środowisko jest zamknięte, ale nie mające nic wspólnego z definicją wyizolowania! Tyle czasu postulujesz o porządek w używanych pojęciach, a sam używasz ich błędnie.

Środowisko, w jakim żyje człowiek, zawiera wszystkie populacje naszego gatunkuktóre się ciągle krzyżują. 

Wobec tego to, co rozpatrujesz nie spełnia definicji środowiska izolowanego, ponieważ nie ma innego środowiska okupowanego przez człowieka, względem którego mógłbyś je izolować.

Najgorsze że zaznaczyłem to już dwa razy, chyba wcale nie czytasz.

SWIADOMIE

Dla ciebie robi to róznicę, dla biologii – wcale.

 Stworzylismy sztuczny ekosystem, oparty na zupełnie innych zasadach.

?? Organizmy przestały umierać, czy może się rozmnażać? Jedynie co się zmieniło to warunki otoczenia. To, że zazwyczaj większość organizmów w konsekwencji nie przekazuje swoich genów, nie jest zasadą. Jest konsekwencją funkcjonowania w środowisko o wysokim stopniu konkurencyjności. Czy uważasz że problem gatunków inwazyjnych również oparty jest na “zupełnie innych zasadach” niż te opisujące ekosystem? Zgodnie z przedstawionym tokiem rozumowania, należałoby się z takim stwierdzeniem zgodzić.

Zas świat wirtualny to zupełnie inna jakość, porównałbym do kataklizmu, który odciska pietno na ewolucji człowieka, w każdym sensie, bo ewolucja mózgu bedzie implikowała duzo powazniejsze zmiany niż jesteśmy w stanie dzisiaj przewidzieć.

 

Szkoda tylko, że nie jest pewne, czy istnienie WRz zdąży odcisnąć ów piętno na ewolucji mózgu. Musiałby działać w tym obrębie przez wiele pokoleń, a specyfika naszego środowiska jest, jaka jest – potrafii się zmienić diametralnie w przeciagu kilku lat. Pewnie powstanie coś jeszcze “wyższego rzędu” pod względem technologicznym, coś co będzie ustanawiać inne czynniki selekcyjne dla ludzi i całe twoje tak dokładnie przecież opisywane przewidywania staną się nietrafione. Owszem, w głównej mierze zgadzam się z twoimi wnioskami w tym zakresie, lecz uważam że powinieneś przyjąć większy “zapas bezpieczeństwa”.

iHomer, ja zaś widzę, że pojęcia są te same, tylko próbujesz wyciągać niewłaściwe wnioski. 

Zaprzeczyłeś jakoby depopulacja w krajach Zachodu jest związana z teorią ewolucji, bo dotyczy głównie zagadnień ekonomicznych.

W którym miejscu coś takiego napisałem? Polemizowałem jedynie z tobą na temat oddziałujących warunków otoczenia. TE mówi: pewne czynniki wpływają na liczebność populacji. Kłócę się z tym? Skądże. Uważam jedynie, że przedstawiona przez ciebie wizja przyszłych czynników jest jednocześnie niedostatecznie głęboka i zbyt śmiała. Ja nie zamierzam bawić się w futurologię i mówić jak będzie (czyli co w przyszłości będzie czynnikiem selekcji i w jaki sposób), ponieważ na zmiany genetyczne potrzeba pokoleń, a zmiany otoczenia dokonują się tempie kilkudziesięciokrotnie szybszym.

Podam prosty przykład, w którym teoria ewolucji biologicznej nie ma sensu, bo dotyczy sztucznego otoczenia. Gdy jesteśmy cięzko chorzy, np w wyniku utraty zdolności immunologicznej trafiamy do szpitala, gdzie  lekarze staraja się nam pomóc i w większości przypadków znów wracamy na łono naszego środowiska, rozmnażając się, przenosząc następnym pokoleniom złe geny. A co z ludzmi, urodzonymi z wadami fizycznymi, czy one podlegają teorii ewolucji? Są podtrzymywane przy życiu, a nawet rozmnażają się dając potomstwo, które przenosi uszkodzone lub zmutowane geny. 

Jak widzę słowa “złe geny” to trochę mnie skręca, ale po kolei.

Widzisz, cały czas patrzysz na sprawy z ludzkiej perspektywy. Obecnie funkcjonujemy w środowisku sztucznym, czyli takim, które współtworzymy, i które staramy się kontrolować, zgadza się. Nie oznacza to wcale, że teoria ewolucji biologicznej nie ma tam sensu, jak to określasz. To, że uczestniczymy w tworzeniu otoczenia, nie sprawia, że zmienia się sam mechanizm. Cały czas podlegamy selekcji według preferowanych przez otoczenie wartości. Są one inne, niż w przypadku środowiska naturalnego, to prawda. Ale nie oznacza to, że są lepsze/gorsze/dające ci prawo do sugerowania, że zmienia się mechanizm. Widzisz,  nie istnieje coś takiego jak “złe geny”. Istnieją tylko geny gwarantujące cechy pożądane przez selekcję działającą w danym środowisku (te będą promowane), i geny determinujące cechy niepożądane. Wszystko zależy od warunków otoczenia, tak było zawsze. Nie ma cech uniwersalnie dobrych, bo warunki mogą być właściwie skrajnie różne. Ty widzisz że coś jest dobre/złe, ewolucja tego nie widzi – jest ślepa. Czego byś chciał, sprawiedliwości? Jeżeli najsilniejszego jelenia zabije spadająca skała (bo miał pecha), przez co przekazane zostaną geny z twojej perspektywy słabsze, to co? To już nie jest TE? Jeżeli chcesz być konsekwentny, musiałbyś tak stwierdzić.

Fanatycy religijny – znamy z doniesień prasowych, eliminacja osobników o innych wierzeniach. To jest dobór naturalny?

Oczywiście. To jest dobór, w którym czynnik selekcji stanowi zachowanie innego człowieka. Czym to się różni od sytuacji, w której samiec niedźwiedzia zabija zdrowe młode, bo po prostu jest agresywny? Według ciebie to nie jest dobór? Dlaczego niedźwiedź może zabić niedźwiedzia i to jest ok, a jak człowiek zabija człowieka to TE w twoich oczach nagle przestaje obowiązywać? W życiu można mieć pecha, ewolucja działa nie na jednostkach, tylko na populacjach. Wcale nie przeżywa najsilniejszy, przeżywa ten, któremu uda się… przeżyć. Siła i zdrowie często temu sprzyjają, ale tak naprawdę nie muszą. Ewolucja nie eliminuje chorych dlatego że są “źli”, tylko dlatego, że w ujęciu statystycznym ta cecha zazwyczaj przeszkadza im w przeżyciu. Stworzyliśmy warunki, w których przeszkadza mniej, więc się rozmnażają. I o ile z naszej perspektywy to może nie być słuszne rozwiązanie, o tyle biologii to nic nie obchodzi. Pisałem o tym wcześniej, ale jeszcze raz: TE nie rozróżnia przyczyn, które spowodowały że przeżyłeś i się rozmnażasz. Tak samo nie interesuje jej, dlaczego pewne osobniki umierają/nie rozmnażają się. Ty rozróżniasz (na poziomie abstrakcyjnym), jednak nie możesz wznosić własnej, subiektywnej (mimo tego że poprawnej) racji do poziomu prawa naturalnego. Pytanie “dlaczego” jest czysto ludzkie, niestety w kontekście działania mechanizmu ewolucji nie niesie za sobą żadnej wartości. Całą dyskusję opierasz na rozróżnieniu, które w obliczu analizowanych mechanizmów jest jałowe.

 

Mam nadzieję, że tym razem uda nam sie uzyskać konsensus w sprawie izolowanych środowisk. 

Hmm, w tym poście w ogóle nie poruszyłeś tego tematu, poza powyższym zdaniem. Napiszę jednak jeszcze raz, bo ciężko szukać konsensusu, jeżeli definicja jest jednoznaczna. Według TE, środowiska izolowane to takie, pomiędzy którymi istnieje bariera, uniemożliwiająca przepływ genów(nie występuje mieszanie się genów rozwijanych w środowisku A z genami rozwijanymi w środowisku B). Środowisko wyizolowane musi być autonomiczne w zakresie pokrywania potrzeb życiowych funkcjonującej w nim populacji, ale to jest oczywiste.

I teraz:

1)wirtualna rzeczywistość jawnie kłóci się z definicją środowiska jako takiego, stanowi zaledwie część środowiska

2)środowisko sztuczne, w którym obecnie żyje człowiek nie jest środowiskiem izolowanym. Bo wobec jakiego środowiska miałoby być? Chyba, że od samego początku chodziło ci o wykazanie różnic pomiędzy ewolucją człowieka cywilizowanego, a tego żyjącego w jednym z ostatnich dzikich plemion z amazońskiej dżungli, wtedy jestem zmuszony przyznać rację. Jeżeli tam posiedzą jeszcze z 50k lat, to faktycznie wystąpi różnicowanie adaptacyjne (że z powodów rozmiarów tamtej populacji jest to niemożliwe, przymykam oko)

Zadałeś kłam tezom o ewolucji biologicznej, choć zaprezentowane zostały nie moje, lecz wypowiedzi naukowców. W sumie nie pozostaje nic innego jak odeprzeć zarzuty o potencjalnych wpływach czynników , o które się spieramy. 

W którym miejscu? Albo czytasz bez zrozumienia, albo już sam nie wiem. Stwierdzam jedynie, że twoja interpretacja jest błędna. Nie przeczę tezom naukowym, tylko twojemu komentarzowi do nich. Błędnie rozumujesz działanie mechanizmów, które chcesz importować na potrzeby swojej tezy. Wyodrębnianie się nowego gatunku następuje w momencie, w którym populacje nie krzyżują się między sobą. Jeszcze raz: żeby środowisko świata wirtualnego uznać jako wyizolowane musiałbyś mieć ludzi którzy żyją tylko tam (co jest niemożliwe) i ludzi, którzy nie żyją tam wcale. Oczywista bzdura, w opisywanej przez ciebie sytuacji geny będą się mieszać, nie powstaną żadne odrębne linie filogenetyczne.

 

Rzeczywistość wirtualna jest posadowiona w świecie realnym, ale napewno izolowanym od naturalnego

Tylko że izolacja występuje na poziomie nieistotnym w kontekście zmian genetycznych, ponieważ te powstają na wskutek procesu rozmnażania. W obszarze naszego tematu wirtualna rzeczywistość nie jest żadnym izolowanym środowiskiem, a jedynie kolejnym czynnikiem, który będzie stymulował zmiany (w obrębie całego gatunku). Nie ma różnicy jakościowej pomiędzy wpływem rzeczywistości wirtualnej, a np. wpływem istnienia zawodowego sportu. Prościej się nie da. Wiadomo że człowiek będzie ewoluował, przecież nigdzie temu nie zaprzeczyłem. Za to postulujesz istnienie nowego poziomu jakościowego, a tego nie ma.

 

Pytanie, czy zmiany w mózgu przełożą się na zmiany genotypu? Albo inaczej, jakie granice wyznaczą nam możliwosci adaptacyjne, i kiedy zakończą się ewolucją w postaci stabilnych mutacji?

No, nareszcie. Analizujesz zmiany na poziomie wewnątrzpokoleniowym, tymczasem gdzie analiza tego, jak wpłyną one na DNA? Jasne, taką naprawdę ciężko przeprowadzić. Sposób powstawania i funkcjonowania świadomości jest ciągle bardzo słabo poznany. Ciężko powiedzieć na ile stymulacja, jakiej poddawane są mózgi np. przez istnienie wirtualnej rzeczywistości, wykorzystuje potencjalne możliwości przeciętnego mózgu. Może się okazać, że właściwie każdy, nawet “słaby” pod względem percepcji mózg jest w stanie w pełni sprawnie obsługiwać mechanizmy, o których piszesz (funkcjonowanie w WRz), jeżeli zostanie poddany odpowiedniej stymulacji. Oznacza to, że zmiany przystosowawcze będą nikłe, ponieważ nie będzie istniał czynnik w dostatecznym stopniu je determinujący. Czyli: w jakim stopniu będzie eksploatowana plastyczność umysłu. Jeżeli w zbyt niskim, nie będzie znaczących zmian w genotypie. A ty o takich zmianach piszesz jako pewnych. Analizujesz ewolucję języka, która zachodzi na poziomie niegenetycznym. Z tego nie wynika tak naprawdę nic, jeżeli chodzi o zmiany w DNA.

 

Małe podsumowanie, z punktu widzenia biologii dostęp do Internetu powinien gwałtownie zmniejszać populację, kosztem pozostałych przy życiu osobników o wielozadaniowej specjalizacji mózgu wraz z ich fizycznym technologicznym uzależnieniem. Juz obserwujemy trend,  im bardziej cywilizowany świat, tym mniej urodzeń i więcej wspomagaczy medycznych.

A to już jest futurologia. Może stać się zupełnie odwrotnie – mniejsza liczba urodzeń w świecie cywilizowanym sprawia przecież, że geny jego reprezentantów zostaną “pożarte” przez świat mniej zaawansowany technicznie, a samo oddziaływanie sfery technicznej zmaleje. Ponadto, spadek dzietności w krajach “pierwszego świata” wynika tylko częściowo z wpływu technologii – przeceniasz ten czynnik. Ten trend istniał jeszcze przed “erą cyfrową” i wynika ze specyfiki ewolucji kulturowej, która składa się z wielu rzeczy, nie tylko technologii.

 

Jakie mogą być następstwa genetyczne w związku z ciagłym przebywaniu w sztycznym środowisku? Mutacje. 

W każdym środowisku. Pisałem już o tym – twoje wyodrębnianie środowiska na sztuczne (czyli wyjście z lasu i zamieszkanie w kontrolowanym mieście) to podział nieproduktywny i nic nie zmieniający w temacie.

iHomer, ostatnią rzeczą, którą bym ci zarzucił, byłby brak naukowej bazy. Chaotyczność wynika z czego innego – czuć pewnego rodzaju mieszanie opisywanych obszarów. Pierwszą tezę stawiasz w obszarze ewolucji biologicznej. Wydawałoby się więc logiczne, że w podobnym tonie będziesz przerabiać kolejną tezę – okazuje się jednak że zajmujesz się czym innym. Brak jest pewnego rodzaju spójności, nie znajduję błędów merytorycznych (no, może poza podziałem środowiska na sztuczne i naturalne), artykuł nie jest zły, tylko… rozstrzelony. Nie do końca wiadomo o co ci tak naprawdę chodziło : )

 

 

Nie musisz mi rozwijać tematu teorii ewolucji, a odpowiednio użyte uproszczenia nie są złe – ważne, żeby przekaz był jednoznaczny. Pod termin “ewolucji memetycznej” podpiąłem całokształt informacji niegenetycznej, a memy oznaczyłem jako wszystko, z czego korzystamy, a czego nie dostajemy w genach. Zwyczaje, pojęcia, zachowania wyuczone, język i tak dalej, i tak dalej. Widać że lubisz być konkretny, skrupulatny i opierać się na twardej terminologii, jednak na potrzeby takiego felietonu podobna dywagacja nad nomenklaturą nie jest konieczna. W mojej definicji liczy się tylko to, że mem nie jest przekazywany w genach, natomiast jest przekazywany w przestrzeni abstrakcyjnej, w której funkcjonuje świadomość człowieka (obsługiwanej, rzecz jasna, głównie za pomocą języka). Tyle. Nie postuluję istnienia konkretnego modelu, nie interesuje mnie mechanizm, w jaki sposób następuje replikacja memów – szczegóły nie są mi tutaj potrzebne. Chodzi jedynie o zaznaczenie warstwy, w obszarze której mamy się w danym momencie poruszać.

 

 

Po tak długim wstępie, odniosę się do postawionych zarzutów. Nie jest tak banalne i oczywiste  udowodnienie, jak rzeczywistość wirtualna wpływa na organizmy biologiczne, bo nikt nie prowadzi tak szeroko zakrojonych badań dla środowisk wyizolowanych.

Ale wynika z nich jedna ważna rzecz, kluczem do zmian na pewno jest presja otoczenia (internetu) związana z dwoma głównymi czynnikami:

– rodzajem percepcji ( wzrok, słuch)

– sposobu i szybkości przetwarzania

Rozumiem, że pod pojęciem wpływu na organizmy żywe kryje się mechanizm selekcji naturalnej. W takim wypadku, nie ma się co dziwić że żadnych badań nie ma.

Po 1) jesteśmy pierwszym pokoleniem będącym pod wpływem mechanizm doboru naturalnego ze składową wpływu wirtualnej rzeczywistości. Nie ma więc czego badać, zresztą, nawet i kilkanaście pokoleń byłoby za mało. Co ważniejsze, nikt nie prowadziłby badań, bo trwałyby setki lat, jak już to symulacje ; ) Możesz próbować wyciągać wnioski na podstawie badań ewolucji innych organizmów (o odpowiednio krótkim cyklu życia), na które wpływa w jakiś sposób podobny czynnik, jak środowisko wirtualne. Ale chyba żaden z nas nie wyobraża sobie niczego wiarygodnego, ba, zwyczajnie sensownego.

Po 2) możesz próbować wyizolować sztucznie środowisko wirtualne, tylko… jak? Ludzie dalej jedzą, oddychają, chorują, i, przede wszystkim – rozmnażają się poza środowiskiem naturalnym. Właściwie nie pozostaje nic innego, jak rozumowanie, które przedstawiłeś.

 

 

Chyba że mówimy nie o poziomie genetycznym, tylko “memetycznym” (dam w cudzysłowie, żebyś się nie czepiał tym razem :P). Czyli zastanawiamy się nad zmianami, które dokonują się w czasie życia i które nie zostają przekazane następnym pokoleniom na poziomie genetycznym (jasne, dobór naturalny dokona selekcji na podstawie predyspozycji organizmu do funkcjonowania w wirtualnej rzeczywistości, ale to oczywiście nie to samo, co wykształcone w wyniku stymulacji cechy percepcji,  chociażby z powodu poziomu skomplikowania mechanizmu je tworzącego). Ewolucja świadomości z tej perspektywy to rzecz bardzo ciekawa, jasne, i niezaprzeczalnie związana z płaszczyzną abstrakcyjną, reprezentowaną głównie przez język, co zresztą sam opisujesz. Tyle że właściwie okazuje się, że dyskutujemy nad możliwościami mózgu i jego plastycznością, na ewolucję świadomości w sensie zmian pokoleniowych w tym ujęciu nie ma ani czasu, ani mechanizmów, które miałyby ją realizować.

 

Mierzysz rozwój świadomości za pomocą zmian zachodzących w mowie i języku – poruszasz się więc na warstwie pozagenetycznej, którą ja nazwałem memetyczną. Stąd wcale nie wynika rozwój świadomości na poziomie gatunkowym, tymczasem ty taki rozwój postulujesz. Postulujesz jedno, udowadniasz drugie,

 

 

Podsumowując: piszesz o ewolucji świadomości. Ale o który poziom zmian ci chodzi? Międzypokoleniowy (genetyczny), czy wewnątrzpokoleniowy (memetyczny)? Odniosłem wrażenie że aplikujesz do pierwszego, tak naprawdę zajmując się drugim. Twoja druga teza brzmi: Duchowość człowieka ulega gwałtownej ewolucji dzięki Sieci. Ale o jakie zmiany ci chodzi? Wrodzone, czy zmiany w strukturze współtworzonej przez kolejne pokolenia, która przestałyby istnieć wraz z zanikiem pozagenetycznej informacji?  Jasne, obydwa poziomy nie są całkowicie rozdzielne, ponieważ w wyniku presji warunków memetycznych promowane będą geny determinujące umysł o lepszych predyspozycjach do funkcjonowania w charakterystyce tych warunków. Tyle że to “połączenie” jest zbyt słabe, żeby się na nim opierać, szczególnie jeżeli operujemy na tak krótkich okresach. A nie możesz pisać o obu poziomach naraz, nie robisz żadnego przejścia, nie określasz zależności. Skaczesz – najpierw o doborze naturalnym, a potem od razu o zmianach w języku (który jest strukturą czysto pozagenetyczną).  Mierzysz rozwój świadomości za pomocą ewolucji języka -ok. Tyle że wtedy poruszasz się tylko po warstwie “memetycznej”, z której w niemy sposób próbujesz wyciągać rzutowanie na rozwój gatunkowy (a to tak nie działa). Wychodzi chaos.

 

 

Odniosę się jeszcze do tego:

 

 

– zmiany ewolucyjne mają charakter procesu populacyjnego, polegającego na losowych fluktuacjach zwane dryfem genetycznym oraz nielosowe zmiany powodowane przez dobór naturalny (planowe?)

– działanie doboru wyjaśnia zarówno drobne jak i znaczne różnice między gatunkami, powstawanie nowych cech, które w takim wypadku nazywane są adaptacjami a także przystosowawcze różnice pomiędzy izolowanymi populacjami jednego gatunku.(zmiany adaptacyjne mózgu i zmysłów?)

Powstanie dwóch (rzadko więcej) gatunków ze wspólnego przodka najczęściej odbywa się w wyniku genetycznego zróżnicowania populacji oddzielonych barierą geograficzną (w naszym przypadku mamy do czynienia barierą środowiskową – wirtualna rzeczywistość i świat wyizolowany poza środowisko naturalne)

Pierwszy myślnik: nie, nie planowe. Słowo nielosowe użyte jest celu rozróżnienia zmian powodowanych przez dobór od tych generowanych przez dryf genetyczny. Te drugie nie są przystosowawcze: występują niezależnie od jakichkolwiek wpływów środowiska. Stąd: losowe, a zmiany powodowane przez dobór są nielosowe (konkretne, zależne od cech otoczenia).

Drugi i trzeci myślnik: tutaj niestety zwyczajnie się mylisz. W przypadku tematu naszej dyskusji nie ma bariery środowiskowej, ponieważ wydzielone środowisko musi charakteryzować się autonomicznością w zakresie pokrywania potrzeb życiowych funkcjonującej w nim populacji. Aby istnienie takiej bariery można było stwierdzić  obydwa środowiska muszą być wobec siebie właściwie rozłączne [jak zbiory rozłączne w matematyce]. Wirtualna rzeczywistość to tylko jeden z aspektów życia, nie jesz w nim, nie oddychasz w nim, i, przede wszystkim, nie rozmnażasz się w nim. Chodzi o fizyczną barierę rozdzielającą dane populacje i uniemożliwiającą im krzyżowanie się między sobą. Nie ma populacji żyjącej tylko w wirtualnej rzeczywistości (swoją drogą to nie byliby ludzie i nie moglibyśmy pisać wcale o genach itd) i populacji żyjącej tylko w rzeczywistości nie-wirtualnej. Stąd nie będzie różnicowania.

 

 

Ja też czuję chaos. Moim zdaniem warto byłoby wprowadzić rozróżnienie, o jakiej ewolucji piszesz w danym momencie, tj.

 

Ewolucja genetyczna – jednostką informacji jest gen, przekazywany w procesie rozmnażania się.

 

Ewolucja memetyczna – jednostką informacji jest mem, przekazywany w sztucznej przestrzeni (w której funkcjonują organizmy za życia) za pomocą abstrakcyjnej informacji, nie przekazywany wewnątrz organizmów w procesie rozmnażania się.

 

Piszesz o ciele i duchu, chcesz złączyć to w całość. Niestety – ciało to czysta genetyka, duch w wymiarze przez ciebie analizowanym to właściwie tylko memetyka.

 

 

A teraz wprowadzę małe zamieszanie. Skoro środowiskiem naturalnym człowieka są miejskie skupiska, gdzie brak jest naturalnych wrogów, wysoko przetworzona żywność (poza naturalnym łańcuchem pokarmowym) jest powszechnie dostępna to powstaje pytanie:, w jaki sposób następuje dobór naturalny? Jeśli założymy, że otoczenie społeczno-technologiczne stało się naszym środowiskiem naturalnym, to czy w ogóle wpływa na naszą ewolucję?

 

 

Owszem wprowadzasz zamieszanie, jednak chyba z trochę innych przyczyn, niż chciałeś to zrobić. To co nazywasz założeniem jest oczywistością. Dla doboru naturalnego obojętne jest czy mieszkasz w lesie, czy w mieście, czy ścigają cię drapieżniki, czy zatruwasz się spalinami. Różnice jakościowe pomiędzy tymi cechami istnieją tylko z naszej perspektywy, sam dobór naturalny jest ślepy. Czy obecnie otoczenie w ogóle wpływa na ewolucję genetyczną? Oczywiście! Organizmy nie mają innego wyjścia, niż się dostosowywać (na skutek selekcji) do oddziałujących na nie warunków. Dobór naturalny to nie tylko walka o pożywienie i uciekanie przed drapieżnikami. Przykładowo, podatność na alergie w dłuższej perspektywie obniża aktywność jednostek nią obciążonych, co skutkuje słabszymi relacjami społecznymi (bo zamulamy z katarem, a inni w tym czasie są aktywni, takie uproszczenie). Stąd spada szansa na znalezienie partnera rozrodczego, obniża się efektywność pracy, a więc potencjalne dzieci mają gorsze warunki i tak dalej i tak dalej. Ewolucja genetyczna zachodzi cały czas. Jest jej obojętne jak działają czynniki stymulujące organizmy, ważny jest tylko efekt końcowy, a więc sukces reprodukcyjny. Należy tutaj zaznaczyć jeszcze jeden skutek ślepoty procesu ewolucji: nie ma ona żadnego celu, a organizmy wcale nie stają się „lepsze” na skutek jej oddziaływania. Ewolucji obojętne jest czy zwycięzca jest silniejszy albo bardziej inteligentny, czy wprost przeciwnie. Ludzie inteligentni bynajmniej nie są lepsi w wyścigu ewolucyjnym od ludzi mniej inteligentnych, ba, obecnie zachodzi sytuacja dokładnie odwrotna. Przeciętny wyższy poziom dzietności i wskaźnik przyrostu naturalnego notuje się w grupach, które cechują się niższym IQ. Przyczyny są memetyczne (kultura, styl życia etc.), ale efekty są już genetyczne. Jeszcze raz: doboru naturalnego nie interesuje, co sprawia, że organizmy lepiej bądź gorzej się reprodukują. To, że inteligencja pomogła w historii naszego gatunku, wcale nie oznacza że obiektywnie jest to jakiś wyznacznik.

 

Stawiam śmiałą tezę: Dla gatunków wyizolowanych z naturalnego środowiska ewolucja biologiczna jest następstwem presji zmian w ich nienaturalnym, sztucznym otoczeniu. Jakie czynniki najmocniej wpływają na ewolucję w chwili obecnej? Może szybkość przetwarzania informacji?

Prawo Darwina odnosi się do całego ekosystemu, z całym łańcuchem skomplikowanych zależności. Zaś moja propozycja dotyczy IZOLOWANEGO środowiska, niemającego interakcji z żadnym żywym ekosystemem (rzeczywistość wirtualna). Przewrotność mojej tezy ma potwierdzenie w radiacji adaptatywnej (dostosowawczej), czyli różnicowania się gatunku wyjściowego (w tym przypadku człowieka), w drodze kolejnych mutacji na wiele nowych linii filogenetycznych, dających początek nowym gatunkom, wyższym od homo sapiens.

 

Gdzie ta śmiała teza? Prawo Darwina działa tak samo w obydwu przedstawionych przez ciebie środowiskach, a rzekoma różnica jakościowa między nimi jest iluzją wynikającą z percepcji człowieka. Ewolucja genetyczna zawsze jest następstwem presji środowiska i zachodzących w nim zmian. Zawsze. Oczywiście, w zależności od postaci tego środowiska, zmiany mogą następować w różnym tempie i rozwijać się w różnych kierunkach. Nie istnieją izolowane otoczenia, ostateczny efekt jest wypadkową wszystkich poziomów otoczenia działających na organizm (znowu, ten podział na poziomy otoczenia tak naprawdę nie istnieje, jest tylko uproszczeniem dla celów naszej systematyki). Jeszcze raz powtórzę: nie ma różnicy jakościowej pomiędzy „naturalnym ekosystemem” (czyli roślinami, zwierzątkami, bakteriami, co tam masz na myśli), a, przykładowo, funkcjonowaniem w rzeczywistości wirtualnej. Zarówno jedno jak i drugie może wpływać na dzietność, a tylko to się liczy. Nie możesz niczego wyizolować, a prawo Darwina działa wszędzie tak samo. Ponadto, nie wiem w jaki sposób wyobrażasz sobie radiację adaptacyjną, w momencie w którym nie ma żadnych nisz, barier geograficznych, a przez globalizację materiał genetyczny miesza się coraz bardziej i bardziej. Musiałaby chyba nastąpić zagłada cywilizacji, ale wtedy nie ma mowy o technologii, która przecież jest podstawą twoich zmian.

 

Stawiam kolejną tezę: Duchowość człowieka ulega gwałtownej ewolucji dzięki Sieci. Od razu pojawią się pytanie: Jak to zmierzyć? Obserwując ewolucję pisma i mowy. Kluczem jest lingwistyka kognitywna, która zakłada, że używanie języka jest mocno związane z procesem poznawczym i odwzorowaniem obrazu rzeczywistości. Jak zapewne domyślacie się podstawą komunikacji międzyludzkiej jest język mówiony, czyli skończony zbiór kodowania przekazu przez nadawcę i jego dekodowania przez odbiorcę, uzależniona od poziomu kompetencji. Kodowanie / dekodowanie związane jest z regułami gramatycznymi, które na dzień dzisiejszy są zbiorem zamkniętym, że względu na stosowane alfabety. Czym zatem jest kompetencja w komunikacyjnym, internetowym rozumieniu? Zdobytą wiedzą? W jakimś sensie tak, znając reguły i zasady rządzące światem, jesteśmy w stanie artykułować kodowane przekazy informacji między sobą.

 

I tutaj, ot tak, przeskoczyłeś z ewolucji genetycznej, do ewolucji memetycznej. A teza – kolejny banał. Opisywana przez ciebie duchowość jest tworem memetycznym. Ewoluuje bardzo szybko i niestety, nie wpływa to zbytnio na gatunek w sensie biologicznym. Nie ma kiedy tego zrobić. Istnienie i funkcjonowanie duchowości zależy od predyspozycji mózgu determinowanych przez genetykę, ale to tyle, sama duchowość nie jest dziedziczona. Rozmnażający się organizm nie przekazuje swojego dorobku, a co najwyżej potencjał jaki miał, żeby ów dorobek wypracować. Czy Internet jest czynnikiem znacząco wpływającym na ewolucję duchowości? Oczywiście. Czy można w obliczu tego faktu pisać coś o zmianach gatunkowych? Nie bardzo.  Ewolucję duchowości napędza właściwie tylko stymulacja, jakiej mózgi są poddawane w czasie życia, genetyka to sfera marginalna. Z powodu szybkości, z jaką zachodzi ewolucja memetyczna, nie ma co liczyć na oczekiwane przez ciebie efekty na poziomie gatunkowym. Tak, ludzie przetwarzają coraz więcej informacji i tak dalej i tak dalej, jednak związane jest to raczej z efektywniejszym wykorzystaniem potencjału intelektualnego, który nasz mózg posiada od długiego czasu, niż z jakimiś zmianami genetycznymi w jego obrębie.

Artykuł zacząłeś od:

Czy nasza ewolucja gwałtownie przyspiesza?

A skończyłeś na:

Trudno dzisiaj jednoznacznie wyrokować, jak potoczy się rozwój wirtualnej nowomowy…

Odnoszę wrażenie, że próbowałeś na swoje pytanie odpowiedzieć za pomocą mechanizmów, które działają na innym poziomie. Pozdrawiam.

 

 

Cześć,

Popełniłem opowiadanie pod tytułem “Polowanie na bogów”. Poszukuję betatesterów chętnych zarówno do dzielenia się wrażeniami ogólnymi, jak i wskazywania błędów formalnych, może nawet rzeczowych. Wyszło mi prawie 70k znaków – czy to dużo, czy mało, ciężko powiedzieć, wszak tekst tekstowi nierówny. Pozostawiam do oceny zainteresowanym. Teraz najważniejsze: wypadałoby, rzecz jasna, produkt zareklamować.

Tematyka: Podpinanie tego pod science fiction byłoby chyba nadużyciem. Dość banalny motyw z tego obszaru, tj. wieczna młodość, jest co prawda przyczyną przedstawionych zdarzeń, całość jest jednak raczej specyficzną refleksją nad ludzką naturą, psychiką, przemijaniem, może nawet sensem życia – sci-fi w tym mało.

Dlaczego ja: Cóż, ciężko napisać coś, co nie wyjdzie na banał. Wobec tego zero zachwalania, sama informacja. Narracja w tekście pierwszoplanowa, chciałem jednak uzyskać nie formę pamiętnika, a  bezpośredni monolog narratora, zwracającego się do czytających tak, jakby byli obok. Klimat ponad szczegóły, całość ma mieć nieco psychodeliczny wydźwięk.

Noname zawsze ma ciężko, wiadomo, szczególnie jeżeli od razu rzuca potwora o siedemdziesięciu tysiącach twarzy. Pewnie papka albo grafomania. A może jednak? Zawsze można ocenić samemu : ) Pozdrawiam

Cześć, wrzuciłem na betalistę opowiadanie na SF2015. Fajnie byłoby przeczytać jakieś komentarze – to mój pierwszy tekst. : )

“Człowiek, który gapił się na gwiazdy”

Z góry dziękuję.

Nowa Fantastyka