Profil użytkownika


komentarze: 49, w dziale opowiadań: 35, opowiadania: 22

Ostatnie sto komentarzy

Coboldzie, choć nie głosowałem na Twoje opowiadanie gratuluję. Pierwsze miejsce Lothara nie jest dla mnie zaskoczeniem. Jest nim natomiast tekst Gravel na drugim miejscu. W moim rankingu był bliżej końca. Niemniej gratuluję Gravel. Ciągle uśmiecham się wspominając Huśtawkę;)

"bo jak zauważyłem nie tylko z pisaniem, ale i z czytaniem mają oni problemy…" Może to jest Autor przez wielkie A. Samym publikowaniem tu robi nam zaszczyt. Może wiele krajów proponowało mu urząd prezydenta. Dla mnie sytuacja jest jasna. Traktować taką osobę i jego twórczość jak powietrze. Tylko o kim mowa? Proszę info na priv

Przeczytałem. Podoba mi się o wiele bardziej niż sutra smutku. Dużo więcej też z tego tekstu rozumiem. Takie wizje przyszłości z elementami cybernetycznej kontroli zawsze wywołują u mnie ciary. Kto wie, co z tego za parę lat stanie się faktem. Fabuła nawet całkiem dobra, do warsztatu jak zwykle nie mam się czego przyczepić.

Bardzo filozoficzne te rozważania. Z tego, co się zorientowałem to chyba Twoja specjalność;) 

Rzeczywiście, pokolenie dzisiejszych nastolatków żyje w świecie całkowicie odmiennym od tego, co było choćby piętnaście lat temu. Dodatkowo akcję umieściłeś w Japonii, a jak wiemy tamtejsza kultura jest dość egzotyczna (mieszanie się świata rzeczywistego z wirtualnym itp.). Z jednej strony Japonia to fascynujący kraj, z drugiej natomiast na maksa pokręcony (jeśli chodzi właśnie o obraz nastolatków, ich troski, duży odsetek samobójstw. Przynajmniej taki obraz, jaki kreują media czy literatura, bo jak jest naprawdę, tego nie wiem).

 

Jakoś chyba nie dla mnie. Nie do końca rozumiem, co chciałeś przekazać? Konstrukcyjnie bez zastrzeżeń, ale jeśli chodzi o fabułę… Jakby to powiedzieć… O co tu kurde chodzi? :D

 

Świat nienawidzi ludzi.

Trafne spostrzeżenie. Biorąc pod uwagę to, ile ludzie złego wyrządzili światu, nie dziwię się.

 

Katastrofa samolotowa

Powiedziałbym “lotnicza”. 

 

Ciekawe spojrzenie na stworzenie świata. 

Historia taka sobie. Fajnie się czytało, ale żeby mnie jakoś zaskoczyła czy powaliła to raczej nie.

Na początku parę dobrych zdań, jak np. o falach przyboju itp.

Pozdrawiam;)

A jednak forma pamiętnika wywarła korzystne wrażenie… Jak zwykle, okazuje się, że co jednym czytelnikom nie podoba się, innym bardzo odpowiada.

Odpowiada, pod warunkiem, że została poprawnie użyta, a w tej opowieści wyszło to doskonale.

 

 Ciekawe, czy zostanie nominowany do “piórka”, bo, patrząc na pomysł, kreację świata i wykonanie, mam wrażenie, że na takową nominację zasługuje.

Niezwykle skromne;) Trudno się jednak nie zgodzić.

 

 

Bardzo mi się podobało. Język, konstrukcja i przede wszystkich klimat, który idealnie trafia w moje oczekiwania. Duża dawka dobrego humoru. Dobrze się czytało. Takie teksty to miód na moje oczy.

Brawo za ten fragment:

– Co żeś tam napchoł? – powtórzył zrezygnowany, tyle że głośniej.

Mistrz Haxerlin zmienił taktykę, dostosowując się do oczekiwań klienta.

A czemuż to nie mogli stać się oraczami?

Sam nie wiem. Po prostu. Kiedy już okazało się, że bohaterowie to Bóg i Szatan, to nie zagrało mi to ze sobą. Partia szachów jak najbardziej. Trafnie użyta, bo czyż życie to nie partia szachów rozgrywana przez kogoś, będącego poza naszym wpływem? 

Bardziej intryguje mnie jednak pytanie, co tak naprawdę się stanie, gdy obie kobyły padną? ;P

“Wyspę” dodaję do kolejki.

Podzielam opinię innych komentujących. Zaskakujące zakończenie. Podobało mi się.

Nie porwało mnie. Chyba po prostu dlatego, że nie pasuje mi połączenie oracza z obrazem Boga i Szatana. Chyba niezbyt zręczne to było. Opisy za to całkiem przyjemne do czytania.

Zręcznie używasz słowa “zwierzątka”, stwarza to nutkę tajemnicy. Dość długo zastanawiałem się cóż to będą za bestyjki. Szczerze przyznam, że tyranozaurów się nie spodziewałem. Poza tym akcja raczej jakoś bardzo nie zaskakuje. Łatwo się domyślić, że np. zwierzątka żywią się tak naprawdę ludźmi.  Do końca przewidywalne.

Wykonanie opowieści jako zapisu pamiętnika przednie;) 

Stopniowanie napięcia bardzo dobre.

Doskonale wplatasz krótkie opisy świata w strumień fabuły. Nie ma jakiś dłużyzn.

Tekst zdecydowanie warty biblioteki. 

Ja wybrałem drogę Samuraja. Była wyboista i kręta, ale opłacało się. Przeczytałem kilka naprawdę dobrych tekstów. Żałuję tylko, że nie byłem w stanie wybrać tego “jedynego”. Wykorzystałem wszystkie trzy przysługujące mi głosy. Selekcja drogą eliminacji. Było ciężko.

Dziękuję. To dla mnie miłe zwieńczenie piątkowego wieczoru.

Wywoływacz wspomnień. Chyba co nieco mi się rozjaśniło w kontekście naszej ostatniej rozmowy. Rzeczywiście, jedno wspomnienie ciągnie kolejne, i kolejne. A po chwili ja wplatam w to swoje wspomnienia i już czytając, jednocześnie poddaję się nostalgii. Tak ja np. tu:

Nie zdawałam sobie sprawy, że jeszcze zatęsknię za tym ciepłem z duszą. Kiedy płomienie buzowały w brzuchu kaflowego potwora, sen przychodził w ciepłych kapciach, zawinięty w mięciutki ręcznik. Kaloryfery ogrzewają pomieszczenia, ale na pewno nie duszę.

Sam będąc dzieckiem miałem piec kaflowy. To prawda, że kaloryfery są bezduszne.

Zakończenie określiłbym jako pomysłowe;)

 

Bardzo emocjonalny tekst. 

Świetny pomysł na publikację “prawie pustego” tomu poezji. Coś jak “wszystko, co mężczyźni wiedzą o kobietach” i w środku puste kartki. Serio. Zastanów się. Na tym można zarobić.

Z kolei moim zdaniem pomysł z zarabianiem kroci na tomikach poezji już taki fajny nie jest. Trochę, a nawet bardziej niż trochę naciągany.

Podoba mi się za to motyw z pokazaniem, że wystarczy być wystarczająco sławnym i bogatym, a ludzie kupią od ciebie każdy chłam, choćby robiło się z nich “jaja”, tak jak to robił Monetka. 

Ciekawie wyszła scena na moście. Bohater chce skoczyć a tu nagle “heloł”. Najpierw papiery trzeba wypełnić;p Żeby zawsze w takich sytuacjach pojawiał się taki jegomość, a jestem pewien, że odsetek samobójstw by się zmniejszył.

Zakończenie nie zaskoczyło mnie specjalnie. Dość łatwe do rozgryzienia.

Ogólnie całość na tak;)

Zaiste, zasłużony to spoczynek, dzięki, Shaggo (Shaggu?)

Próbowałem znaleźć “Shagga, syn Dolfa z klanu Kamiennych Wron” w Słowniku Języka Polskiego celem sprawdzenia odmiany, ale o dziwo nie ma takiego hasła:D Wychodzi Cieniu na to, że chyba “Shaggo”.

że każdy kto zamieszcza tu własne opowiadanie chciałby, aby przeczytało je jak najwięcej użytkowników, ale żeby tak samemu przeczytać teksty innych…

Na to chyba nie ma lekarstwa.

 

ale czego to człowiek nie zrobi, żeby zostać samurajem.

W końcu Bushido do czegoś zobowiązuje;p

 

A tak całkiem serio to jestem zaskoczony tak niewielką liczbą głosujących. Biorąc pod uwagę liczbę użytkowników spodziewałem się dużo więcej głosów.

Przeczytałem wszystkie dziesięć tekstów. Do wielkiego finału dostały się cztery. Miałem dziś ciężki wybór, który z tych czterech odrzucić. Ostatecznie się udało i oddałem swój głos (a raczej głosy). Po tak wyczerpującym głosowaniu, chętnie udaję się na zasłużony spoczynek. Fantastyczne dobranoc;p

tamta bratobójczyni też tego próbowała. Ciągle krzyczała, że jest Matką Smoków i mamy ją uwolnić, zanim każe nas spalić…

Kocham nawiązania, kocham Deanerys.

Dziękuję Ci Elanarze za to zdanie.

 

Na początku muszę zauważyć, że doskonale zarysowałeś postać. Autor, jego charakter jest bardzo klarowny. Uchwyciłeś jego próżność i zadufanie w sobie, sprytnie miksując to z dużą dawką dobrego humoru. Szczególnie godna odnotowania jest scena w sądzie, kiedy to wdał się w utarczkę słowną ze swoją byłą żoną. To jeden z najlepszych fragmentów tekstu.

Opis bitwy ochroniarza z kawką to mistrzostwo. Ktoś w komentarzu użył słowa “epicka”. Tak to był epicki opis;)

Jeśli chodzi o przewidywalność to na początku myślałem, że aresztowali go, bo pewnie zabił kogoś naćpany lub pijany i tego nie pamięta. To byłoby jednak zbyt proste;) A może ja po prostu jestem tak niedomyślny…

Podobała mi się postać Muzy. Logika nakazywała, by byłaby to jakaś seksowna piękność. Ty jednak poszedłeś o krok dalej i chwała Ci za to. Postać ta miała niebagatelny wpływ na fabułę. Zabawny był fragment po bitwie kiedy kawka wlatuje do pokoju. Muza wymięka i “rzuca kwitami” :P

Co jeszcze zwróciło moją uwagę?

Na pewno to, w jak zręczny sposób pokazałeś nam absurdy wymiaru sprawiedliwości, wyłuskiwanie z zeznań tylko tego, co chce się usłyszeć, łapanie za słowo itp.

Zachwycił mnie zapis dialogów. Zwłaszcza, że ja kuleję jeśli chodzi o tę dziedzinę. U Ciebie nie ma żadnego naciągania. Ludzie tak po prostu rozmawiają. Znalazłeś złoty środek.

Aha jeszcze coś, ta licytacja wysokości grzywny z Sędzią to również świetny akcent humorystyczny.

W ogóle same świetne akcenty tu są.

Chyba nie mam się do czego przyczepić. 

Pozdrawiam

Jego konsternacja, powątpiewanie, oburzenie – wszystkie trzy zmieszane w alchemicką miksturę emocji, której nigdy dotąd nie zdarzyło mu się wypić

Niezła metafora.

 

Opowiadanie przyjemne do czytania. Lubię takie tajemnice. 

Wielki plus za pomysł. Miasto, które codziennie wygląda inaczej… Świetne.

Akcja toczy się bardzo powoli, w sumie to akcji tam nie ma. Opowieść toczy się powoli, co niekoniecznie jest wadą;) Skrupulatnie za to przedstawiłeś Verigi. Niemal czułem przytłaczające ściany kamieniczek zamykające się nade mną. 

Klimat, który stworzyłeś to też plus tej historii. Nie dość, że osiemnastowieczne włoskie miasteczko, to jeszcze opustoszałe. 

Zastrzeżenia miałbym tylko do tej sceny, w której Ignazio w końcu spotyka Gianlukę. Było to tak jakby w pośpiechu opisane, na kolanie. Niby pojechał tam, by szukać przyjaciela. Ileś czasu mu to zajęło, a gdy go w końcu znalazł to wspomniałeś o tym w pięciu słowach i tyle. 

Teraz kolejny plus. Osobiście fascynuję się Łaciną, więc te zręcznie przez Ciebie użyte nazwy i cytaty dodawały tekstowi smaczku.

Jestem na tak, choć “motylków” w brzuchu nie miałem.

Następną noc Ignazio spędził pośród ksiąg, tak jak i kolejny dzień.

Jak ja mu zazdroszczę.

Dużo czytać to chyba podstawa :-)

Zdecydowanie;p Jedynie takie używki jestem w stanie zaakceptować.

1. Palisz papierosy /e papierosy? Nie

2. Pijesz alkohol? Okazjonalnie niewielkie ilości

3. Palisz marihuanę? Nie

4. Bierzesz narkotyki? Nie

5. Używasz innych używek? Tak. dobra książka.

6. NAJWAŻNIEJSZE: Czy uważasz, że używki odgrywają rolę w Twoim / innych tworzeniu/pisaniu tekstów? (Negatywną lub pozytywną) Moja używka, czyli dobra książka zdecydowanie odgrywa w moim pisaniu pozytywną rolę. 

U mnie to wygląda tak, że piszę raczej wolno, zdanie po zdaniu. Każde muszę dobrze przemyśleć i staram się nadać mu formę jak najbardziej zbliżoną do ostatecznej. Oczywiście potem i tak są poprawki.

Dużo uwagi i czasu poświęcam na reaserch. Stawiam sobie za punkt honoru, aby w moich tekstach każdy szczegół miał swoje realne wytłumaczenie. Nawet fantastyczny. To mi zżera mnóstwo czasu. Czasem myślę, że aż za dużo.

Doznałem jednak kilkukrotnie czegoś takiego jak wena. Kiedyś, będąc w pracy coś mnie naszło. Wziąłem kartkę A4 i zacząłem pisać. Tekst był krótki bo miał jakieś dwie strony, lecz powstał praktycznie bez odrywania długopisu, co w moim przypadku jest nietypowe.

Pisanie u mnie to zwykle bardzo żmudny proces, siedzę kilka godzin, a jak sprawdzam, to okazuje się, że całość przeczytałem w minutę lub kilka… 

Może dlatego mam tu tylko dwa opublikowane opowiadania i jak na razie nie zanosi się na więcej.

Uff, jakoś przez to przebrnąłem. Przykro mi to mówić, ale nie dotarł do mnie przekaz, jeżeli takowy był. Szczerze mówiąc przez większą część tekstu zastanawiałem się, o czym czytam?

Jest jednak kilka punktów, o których chciałbym wspomnieć.

Piękne zdanie:

…i rozumiał, że pewne rzeczy znikają z życia i trzeba pozwolić im odejść.

A to jest genialny fragment:

Obecnie huśtał się na nim czasami, rzucając pod adresem Michała wymyślne wyzwiska i nieprzyzwoite uwagi. Odmawiał też opuszczenia kamienicy i nie dawał się Szyrwintowi wyegzorcyzmować.

W ogóle, tak po zastanowieniu podobał mi się tylko motyw z Huśtawką. Całe te opisy, jego historia i te wszystkie trochę humorystyczne fragmenty z dyndającym truposzem.

 Opowiadanie choć dobrze skonstruowane, nie zawierające większych błędów, napisane w sposób dojrzały nie poraża treścią i fabułą. Onychofagi i inne cuda, to chyba nie mój typ fantastyki.

Reasumując, jako, że sam mam na imię Michał, posłużę się cytatem.

– Nie, dziękuję – odparł uprzejmie Michał. – To jakoś nie w moim stylu.

 

Po przeczytaniu tego tekstu nie potrafię zbyt wiele powiedzieć…

Niby dobrze się czytało, ale jednak “tego czegoś” nie poczułem. Ciekawie wykreowałaś świat. Podobał mi się klarowny i jak zwykle niesprawiedliwy podział społeczeństwa na kasty. Czyści, normale (czy też zwyklaki;) ) i mutanty wyszły Ci Tenszo całkiem dobrze. Każda grupa miała swoje konkretne miejsce w hierarchii.

Plusem tej historii jest dla mnie postać Smoka. Zabawny osiłek urządzający przedstawienie dla motłochu. Jednocześnie nie jest to bezmózgi kark. Kojarzy mi się to z wrestlingiem. Tam jest dopiero komedia;P Cały czas zastanawiam się, czy Amerykanie rzeczywiście myślą, że te walki są prawdziwe. Kiedy Capri poderżnął Draakowi gardło, zrobiło mi się autentycznie żal Smoka. Potem okazało się, że na szczęście dysponował on zdolnością regeneracji.

Użycie motywu kazirodztwa dodaje tej historii bardziej ludzkiego i rzeczywistego wymiaru. Któż z nas nie ma jakiś zboczeń lub co najmniej kilku trupów w szafie ukrytych przed światem?

No i jak zwykle okazuje się, że elita (w tym przypadku czyści) to największe sk*******y. To akurat znamy ze świata realnego.

Fajnie, że przeczytałem. Przyjemna i dość nieskomplikowana lektura przed snem, lecz tak jak wspomniałem. Szczęka nie gruchnęła o podłogę:) 

No dobra. 

Podobało mi się. I to bardzo. 

Każdy z nas czyta pewnie dużo książek. Czasami jest na początku jakieś pitu pitu i zastanawiamy się– no ok, ale o co tu chodzi? U Ciebie jest wprost przeciwnie. Zaczynasz konkretnie i od pierwszych słów pokazujesz czytelnikowi, że będzie ciekawie:

Sąsiedzi drapią. Zawsze to robią, gdy jestem w swoim pokoju, wyczuwają mnie.

Zdarza się, że w przypływie samotności mówię do nich, lecz nigdy nie odpowiadają. Tylko drapią.

Świetny początek. 

Druga sprawa. Jest to opowiadanie o zombie i łatwo byłoby tu popłynąć i wejść na pogranicze śmieszności, jak to bywa w tanich horrorach. Ty zrobiłeś to inaczej. Pomimo tego, że zombie jest teraz strasznie oklepanym tematem udało Ci się zręcznie trzymać zgniłków na dystans. Nawet nie nadużywasz słowa zombie. Zamiast tego opisujesz ich w sposób bardziej dosadny i mroczny:

…że zainfekowani nigdy nie pukają.

Umarły stał w przedpokoju…

Trup spojrzał na mnie martwymi oczami. 

Taki styl do mnie przemawia.

Dalej..

Bardzo obrazowo nakreśliłeś realia, w których znajduje się bohater. Opis świata jest zachwycający. Może dlatego właśnie najbardziej podoba mi się opowieść pierwsza. Widzę, że większość komentujących ma podobne zdanie. Nie twierdzę, że później było jakoś źle. Tekst jest świetny, ale jednak początek poraża realizmem.

Bardzo sprytnie wplotłeś w post apokaliptyczny tekst wzmiankę o tak prostej i ludzkiej czynności jak oglądanie nieba przez lunetę. Zwykła rzecz, a jednak światło przeszkadza. Świat musi się skończyć, żeby człowiek mógł sobie pooglądać gwiazdy:)

Kolejna rzecz, która zwróciła moją uwagę:

…spytałem go, dlaczego się mną opiekuje, odrzekł zupełnie poważnie, że zawsze mówiłem mu „dzień dobry”.

zwykłe uprzejme dzień dobry, a okazuje się, że może Ci uratować życie.

To przesłanie szczególnie ważne jest w dobie dzisiejszego wszechobecnego bucostwa, kiedy to sąsiedzi na klatce mijają Cie bez słowa…

Następna rzecz. Podobała mi się scena w szkole. Próbowałem wyobrazić sobie siebie w tamtej sytuacji, w opuszczonym gmaszysku z setkami (no, może dziesiątkami) pomieszczeń. W każdym z nich może się czaić jakieś nienazwane zagrożenie. Świetna sprawa.

Na samym końcu zostawiasz czytelnika z refleksją. Kto tak naprawdę był tym dobrym, a kto złym? Marcel czy Murarz? A może wszyscy byli źli? Intrygujące.

Niektórzy w komentarzach twierdzą, że niedostatecznie przedstawiłeś motywy kierujące przywódcami, że niby tylko dla samej władzy się tłuką? Ja uważam, że tak. Niestety życie to nie bajka. Podejrzewam, że po apokalipsie ośmiu na dziesięciu ludzi, którzy wcześniej wydawaliby się normalni przyszłoby do cudzego domu by rabować gwałcić i torturować tylko i wyłącznie dlatego, że mogą. No bo przecież nie pójdą do więzienia itp. Homo homini lupus. Ludzie są bestiami i Ty to fajnie przedstawiłeś.

 

Teraz parę rzeczy, do których się przyczepiłem.

Gdzieś czytałem, że jak można z tekstu wywalić wyraz bez straty na jakości, to się go wywala.  Tak samo z bohaterami. Jeśli bez szkody dla fabuły można usunąć postać to powinno się to zrobić. Uważam, że Gabriel był całkowicie sztuczną postacią. Wymyśloną tylko po… No właśnie, po co? W sumie nic nie wnosi.

 

W jaki sposób Adam korzystał z toalety? Wody nie było. Do picia łapał deszczówkę lub Marcel mu przynosił. Z mieszkania nie wychodził. Czyli, że jak? Przez kilka tygodni/ miesięcy nie używał spłuczki?

 

To chyba tyle. Ogólnie wrażenie po przeczytaniu bardzo dobre. Uwielbiam dobrze skonstruowane postapo. Jestem fanem Uniwersum Metro. Podobnie wciągający świat.

Mam zamiar zabrać się za czytanie innych Twoich tekstów.

Pozdrawiam

 

Wszyscy się zachwycają, a ja co do tego tekstu mam mieszane uczucia. Przyznaję, nie trafiłeś w mój gust, więc to nie z opowiadaniem jest coś nie tak. Ot tak, nie ten klimat. 

Jeśli już gdzieś osobniki mają przypisane numery zamiast imion, to dla mnie to minus. Wybrnąłeś nadając bohaterom “Te” imiona;p

Samo opowiadanie, jeśli mówimy tu o konstrukcji jest dobre. Czytało się płynnie. Nie odczułem czegoś takiego, że czegoś gdzieś jest za dużo lub przydługie. Przyznam, że jakoś niespecjalnie wcześnie domyśliłem się zakończenia. Inni tu obecni byli bardziej domyślni:)

W moim odczuciu, największą zaletą tego tekstu była Twoja wizja nieśmiertelności. Bohater zapewnił sobie nieśmiertelność, jego ciało umiera cyklicznie od tysiąca lat. Mimo to, żyje i to ciągle jest on (a raczej mniej lub bardziej wierna kopia), ale to wciąż on. Ciało umiera, a on znów ma nowe ciało i ciągle żyje. Ciekawy pomysł.

Tak jak mówiłem. Czytając to opowiadanie nie poczułem “tego czegoś”. Przeczytałem. Nie moja tematyka. 

Pozdrawiam

 

To teraz ja. Z czytaniem uwinąłem się w ciągu jednego dnia (oczywiście z przerwami), więc postaram się skomentować na świeżo, żeby nic nie uleciało. Takiej historii o krasnoludach, elfach i smoku jeszcze nie słyszałem. Mam na myśli głównie wyposażenie militarne i osadzenie bohaterów w świecie postapokaliptyczno-drugowojnoświatowo-fantazowo-tolkienowo-pociągowym. Duży plus za pomysł. Dla mnie bomba. Tego rodzaju połączenie powyższych czynników sprawiło, że w tematyce krasnoludów i smoków pojawił się powiew świeżości.

Tekst trochę przydługi. Mam  na myśli głównie pierwszą część. Smok, choć była o nim mowa już od początku i wydawał się być jednym z filarów opowiadania, pojawia się dopiero w dwóch trzecich długości tekstu. Troszkę bym jednak tam z przodu przyciął. Choć mogę się mylić, gdyż mnie też zarzucano przydługie opisy.

Użycie nazwisk i ogólnie nazewnictwa niemieckiego przywołuje skojarzenia z III Rzeszą, co w mojej opinii dodaje Donnerwetter’owi, jako pancernemu pociągowi realizmu. 

Zgrabnie opisujesz świat. Czytając widziałem dokładnie, jako co wygląda, łatwo było sobie wszystko wyobrazić. Do tego stopnia, że chwilami czułem się, jakbym oglądał film. Zwłaszcza w scenach batalistycznych, które zachwycają barwnymi opisami. 

Jakbym miał się jeszcze do czegoś doczepić to byłby to Długi Hans. Śmiem twierdzić, że pierwowzorem działa była nazistowska “Dora” czyli Ciężki Gustaw lub inne działo podobnej konstrukcji. Kaliber 802 mm. Donośność 47-50 km i pociski ważące 7,1 tony. Z uwagi na ciężar pocisków i niezwykle żmudny proces ładowania działo to było w stanie oddać dwa do trzech strzałów na godzinę. Twój Gunter Schmidt walnął trzykrotnie w ciągu niecałej minuty. Troszkę to przekoloryzowane. Na Twoją obronę Krzysztofie przemawia jednak fakt, że Gunter dysponował dwoma ogrami, a naziści nie:) Być może stąd te różnice. No i w końcu to fantasy, więc pewnie się czepiam;p

Reasumując. Świetna historia. Niecodzienna kreacja bohaterów. Fabuła raczej przewidywalna. Bardzo przyjemnie się czytało. Proporcje trochę zachwiane (początek przydługi w stosunku do długości późniejszych scen akcji). Odwieczna wojna krasnoludów z Elfami pokazana w zupełnie nowym świetle. 

Bardzo dobry tekst. Zdecydowanie godny polecenia. 

Nie wiem dlaczego, ale w roli dowódcy widziałem Jeana Reno z krzyżem żelaznym na piersi i przepaską na oku;)

Przeczytałem. 

No dobra, po kolei…

Kupiłaś mnie już choćby samym językiem, którego użyłaś do napisania tego tekstu. Lubię takie staropolskie barwne, kwieciste słowotoki i porównania. Ktoś napisał, że pierwszy fragment różni się od pozostałej części pod tym względem, ale ja nawet tego nie wyłapałem.

Kolejna rzecz. Te wszystkie licha zjawy i inne umarlaki podchodzące pod progi nocą użyt są w bardzo zgrabny sposób do stworzenia klimatu wierzeń naszych praprababek. Sam jestem można powiedzieć fanem tematu. Nawet jakiś czas temu ściągnąłem sobie trochę materiałów o polskiej demonologii ludowej. Zauważyłem w tym opowiadaniu fascynację tą tematyką. Napisanie tego musiał poprzedzić wyczerpujący research. No, może nie napisałaś o zaplataniu koniom warkoczy na grzywie przez czarownice, ani o podkradaniu niemowląt z miedzy w czasie żniw, ale wszystko to, co być powinno, w tekście się znalazło. Często mówi się, że ludziom kiedyś żyło się łatwiej bez tych wszystkich PINów, internetu i całego zgiełku. Ja nie do końca jestem przekonany, czy tak jest w rzeczywistości. Wszak tyloma rzeczami musieli się martwić nasi przodkowie. Czarownice kradły krowom mleko. Teraz po mleko idziemy do biedronki. Umęczone dusze zaglądały wieczorem w okna, teraz zasłaniamy rolety ;P

Dalej. Teraz trochę o przesiedleńcach i zbrodniach międzysąsiedzkich, o których dziś pamiętają już tylko leśne parowy i porośnięte trawą bezimienne mogiły. Jakiś miesiąc temu przeczytałem wstrząsającą publikację “Przemilczane ludobójstwo na Kresach”. W kontekście tego, Twój tekst trafia do mnie jeszcze głębiej niżby to miało miejsce, gdybym przeczytał go wcześniej. 

No i ten tytuł. Cholerstwo chodziło mi po głowie od wczoraj, kiedy to zaznaczyłem sobie to opowiadanie do przeczytania. .

Dla mnie wszystko tu na plus. Jest to pierwszy tekst, który czytałem na tym portalu i autentycznie zastanawiałem się, dlaczego coś takiego publikowane jest w internecie za darmo. 

Biorąc pod uwagę, że jedną z głównych cech Polaków jest zazdrość powinienem powiedzieć, że zazdroszczę Ci umiejętności tworzenia tak zgrabnej i barwnej narracji, odtworzenia niepowtarzalnego klimatu minionych dni. Ale nie, nie zazdroszczę. Ja z moimi ledwie dwoma rozklekotanymi tekścikami jestem pełen podziwu.

Brawo Mirabell.

 

Zacząłem czytać ten tekst wczoraj, a skończyłem dziś. Już wpół do pierwszej, więc mogę klepać bzdury, ponieważ umysł zmęczony. Ale może właśnie na pograniczu jawy i snu powinno się przedzierać przez tego typu historie. Stworzyłaś taki, jakże lubiany przeze mnie klimat, taki (wybaczcie moją monotematyczność, ale dla mnie ten autor jest mistrzem), taki po prostu “Kingowy”. Małe miasteczko, dzieciaki puszczone samopas jeżdżące po okolicy na rowerach, przeżywające swoje przygody, rozterki i tragedie.

Warto było zarwać ten wieczór. Bardzo rzuciło mi się w oczy coś, o czym chyba nikt nie wspomniał w komentarzach. Mam na myśli ten motyw, że gdy Czarodziej umiera, umiera też to, co stworzył. Jakie to głębokie.  Nie wiem, czy zrobiłaś to specjalnie, czy wyszło tak samo, ale to jest sens życia. Kiedy umrzemy, trafimy do grobu to całe nasze życie zostaje wykasowane. Nasze wspomnienia, dokonania itd. Ktoś wyrzuci nasze pamiątki, albumy ze zdjęciami, to co stworzyliśmy. Wszelkie ślady naszej bytności na Ziemi zostaną wykasowane. Tak samo jest z Twoim Czarodziejem. No chyba, że znajdzie się ktoś, kto po naszej śmierci będzie o nas pamiętał (nasze dzieci lub inni ludzie, dla których byliśmy ważni), podniesie zakurzony album, najzwyczajniej w świecie będzie pamiętał. Dzięki temu to, czego dokonaliśmy nie przepadnie. 

Świetne, jakiegoś tam zagubionego przecinka nie będę się czepiał ponieważ jestem kompletnym interpunkcyjnym zacofańcem. 

Sama fabuła dość przewidywalna, tak jak mówią  również inni, taka bajeczka. Bardzo mnie jednak poruszyło to, o czym mówiłem powyżej. Niesamowicie fajnie ujęta i obrócona w dziecięcą historię prawda.

Mówiłem, że będę gadał głupoty. Idę  spać, bo dwulatek jutro rano, a raczej dziś rano nie będzie miał litości;)

 

Ja z kolei znajdę się w mniejszości. Nie trafiło do mnie to opowiadanie zupełnie. Najzwyczajniej nie mój klimat. Żeby być sprawiedliwym muszę jednak przyznać, że wyraźnie zaznacza się na tle innych. Mocno szarpie za niektóre struny. Grząski temat uchodźców, zagrożenie nuklearne, skażenie środowiska, czy choćby efekt cieplarniany. Przedstawiasz to Syfie w tak mroczny, syfiasty i cholernie brudny sposób, że aż ciary przechodzą po plecach. 

Zauważyłem, że w większości przypadków, kiedy autor próbuje pokazać skażoną przyszłość, udaje mu się to doskonale zobrazować. Jak w “Dallas’63” w części o tym, co by było, gdyby Kennedy nie zginął. Pewnie każdy z nas ma coś takiego w podświadomości, co będzie jak Rosja nas zaatakuje, Trump wygra wybory itd. Taka wizja to mieszanka takich własnie lęków. 

No i w końcu mur.

Czytałem gdzieś kiedyś, że amerykańscy farmerzy na granicy z Meksykiem, nocami urządzają sobie polowania na uchodźców. Czy tak jest w rzeczywistości tego nie wiem.

Ty jednak poszedłeś o krok dalej i zaprzęgłeś do tego chłopaków noszących białe kepi. Bądź co bądź oficjalną formację wojskową. To pokazuje nam w jakim kierunku obecna sytuacja geopolityczna może się rozwinąć. Strach się bać.

Samo opowiadanie, jego styl tak jak mówiłem mnie nie porwało. gdybym był fanem takich klimatów pewnie wył bym z zachwytu. Aha, jak dla mnie trochę za dużo wulgaryzmów, miejscami tak jakby trochę sztucznie wepchane.

Tyle świetnych historii. Życia zabraknie, żeby wszystkie przeczytać, a tu ktoś wraca do mojego zakurzonego tekstu ponownie. Miło :)

Inspiracji mogą dostarczać również politycy. Wszak “nikt mi nie powie, że czarne jest czarne, a białe jest białe”.

Nie ma sprawy. Wiewiórka zostaje. Okazało się, że z całego opowiadania to właśnie mały, rudy stwór był najbardziej zauważalnym elementem. Może ogłoszę konkurs na imię dla mojej wiewiórki:-P

regulatorzy

A to ciekawe, bo sprawy motoryzacji mnie również średnio pociągają, na samochodach nie znam się prawie wcale. Coś jednak musi być w tej konkretnej dyscyplinie. Historia, dążenie do perfekcji, zwykli ludzie, którzy tworzą wokół siebie legendy…

Ale mnie nostalgia dopadła.

Przetłuszczona Broda Dana Harmona

Nareszcie ktoś poruszył temat skrzyni biegów;D 

Wiewiórkę proszę zostawić w spokoju, następnym razem bardziej przemyślę takie połączenia wyrazów;)

Zalth

Przeczytałem z przyjemnością.

A zatem osiągnąłem swój cel.

Skoneczny 

Miłe twe słowa. Pasja rzeczywiście jest wielka. Tak jak mówisz, fabuła nie porywa, a podróże w czasie były oklepane już dekady temu. Mimo wszystko cieszę się, że jakoś to wyszło.

Nie czytałeś fantastyki o Formule 1? Ostatnie groźby Redbulla o odejściu ze sportu to istne science-fiction:D

thargone

Cieszę się, że dostrzegłeś tę magię. Wyścigi są nią przepełnione, choć nie wszyscy chcą ją zauważyć. 

Przesiadka… No cóż, prawdopodobnie w biegu trudna do wykonania, ale wierzę, że możliwa;p 

Wicked G

czytało się fajnie

Jestem pewien, że czyta się znacznie fajniej bez błędów, które dzięki Tobie poprawiłem;)

śniąca

Styl narracji był dla mnie od początku oczywisty. Uważałem, że najlepiej byłoby to przedstawić w formie relacji osoby biorącej bezpośredni udział w opisywanych wydarzeniach. 

Dzięki za kartkę z moim nazwiskiem wrzuconą do urny.

kchrobak

Nie przejmuj się. Jak czytałem to przed publikacją, to skrawki opon i wiewiórka też zlewały mi się w skrawki wiewiórki. Każdy widzi to co chce. 

Katastrof VII

Właśnie przycisnąłeś mnie kolanem do ziemi;p Hmm… Jak tu się do tego odnieść… Czy faktycznie tak długo pisałem o niczym? Być może. Moim celem było jednak nakreślenie ówczesnej sytuacji w sporcie, zespole itp. Parę zdań trzeba było o tym naskrobać. A wyścig? No cóż. Jeśli F1 Cię nie grzeje mogłeś się nudzić. Sam nie wiem, jak zniósłbym opis niezwykle pasjonującego pojedynku w np. Curlingu:D Masz prawo do swojej opinii, która mnie może czegoś nauczy.

regulatorzy

 Choć nie do końca rozumiem upodobanie…

Rozwiń proszę… Mój mały móżdżek nie rozgryzł tego zdania.

Część sugestii wziąłem sobie do serca i poprawiłem, żeby nie raziły w oczy.

Cieszę się, że zdecydowałem się odwiedzić ten portal. Wystartowałem w konkursie ot tak, sto osiemdziesiąt nadesłanych opowiadań i dobrnąłem do piętnastki. Na tym etapie to dla mnie ogromne wyróżnienie. Sam fakt czytania moich wypocin przez ludzi naprawdę obytych w temacie jest wielkim sukcesem. Gratuluję zwycięzcom. Czas rozejrzeć się za kolejnym konkursem:P

Uff… Przeczytałem wszystkie komentarze. Zabiorę głos jako osoba, która pojawiła się na portalu w momencie ogłoszenia rozpoczęcia Dragonezy, ale i osoba, której tekst znalazł się w piętnastce.

Nie rozumiem tej całej czczej dyskusji, być może mój ograniczony umysł ma zbyt małą pamięć operacyjną. Wyrzuty, zarzuty, teorie… Czy nie jesteśmy tu po to, by się czegoś nauczyć? Moje opowiadanie to pierwszy mój tekst, jaki ukazał się gdziekolwiek. Sam fakt, że tak wiele obeznanych w temacie osób go przeczytało, jest dla mnie niesamowicie ważny. Każdy komentarz jest na wagę złota. Ilość nadesłanych prac dodatkowo sprawia, że każde wyróżnienie działa ze zdwojoną siłą. 

To tylko jedno opowiadanie, a już wiele mnie nauczyło. Dowiedziałem się np. , że do kitu u mnie z interpunkcją, wykonanie też powinienem poprawić. Prócz tego, pokazaliście mi, że próba amatorskiego pisania nie była jednak pomysłem z kosmosu (o czym świadczy awans do piętnastki). Okazało się, że to, co naskrobałem może się podobać. To bardzo miłe. 

Dziękuję wszystkim za bezinteresowną pomoc w doskonaleniu mojego cienkiego warsztatu. Traktuję to jako zabawę. Fajnie jest otrzymać pozytywny komentarz, ale zdecydowanie lepiej jest dostać konstruktywną krytykę. 

Chciałbym przeczytać i skomentować choć te piętnaście tekstów (moje komentarze nie wniosą  zbyt wiele;) ). Niczego jednak nie obiecuję.

Lożo – rób swoje i nie czytaj głupot (mówię o komentarzach, nie o tekstach:D )

Pozdrawiam wszystkich

Nic nie znaczący mały Shagga.

Jestem bardzo pozytywnie zaskoczony;) Gratuluję wszystkim nominowanym, piętnastka spośród takiej liczby tekstów to nie lada wyróżnienie.

Cieszy mnie niesamowicie fakt, iż ktoś dopatrzył się podobieństwa pomiędzy imionami stworów, a zardzewiałym ustrojstwem leżącym na dnie Pacyfiku:)

Jako, że na dobry tekst nie składa się jedynie dobry pomysł, wiele pracy jeszcze przede mną. 

Tensza, jeśli chodzi o długość akapitów masz trochę racji. Faktycznie zbyt rzadko się pojawiają. Z kolei nie do końca zgadzam się z tym, co powiedziałaś na temat opisów. Nużące pewnie trochę są, wykonanie też nie najlepsze, ale piszesz, że “co cię to obchodzi”. Uważam, że trzeba wprowadzić choć trochę opisów. Szczególnie miejsc, w których znajduje się bohater. Może i układ mebli oraz skarpetek leżących na podłodze nie jest istotny z punktu widzenia rozwoju fabuły, ale warto mieć pojęcie, gdzie dzieje się akcja. Mimo wszystko dziękuję za konstruktywną krytykę;)

PsychoFish, jak już zaznaczyłem, to moja pierwsza publikacja, nie bardzo więc orientowałem się co i jak. Przy kolejnym tekście pomyślę o betowaniu. Cieszę się, że pomysł się podobał:)

Konstrukcji i interpunkcji nie zmienię z dnia na dzień, ale przeanalizuję tekst pod kątem zaimków. Spróbuję wyłapać choć kilka nadprogramowych i unikać tego błędu w przyszłości. Dziękuję za opinię. Twe słowa przyjemnie łechcą.

Joseheim, takie rady są dla mnie niezwykle cenne, gdyż jak już wspomniałem interpunkcja w dialogach jest moją piętą achillesową. Dziękuję, poprawione. ;)

Powtórzenie z “łóżkiem” oczywiście poprawione. Jeśli chodzi o braki w dialogach to przyznaję, czuję, że to moja słabsza strona. Postaram się poprawić w tym obszarze.

Nowa Fantastyka