Profil użytkownika

Witaj. Cieszę się, że mnie odwiedziłeś! Jeśli szukasz rozrywki, odrobiny uśmiechu i chwili oderwania się od codzienności - dobrze trafiłeś. Jeśli pragniesz oświecenia, nowatorstwa, czy pieszczącej umysł i duszę filozoficznej głębi... Przepraszam, ale chyba pomyliłeś adresy ;) "W literaturze nie chodzi o poprawność gramatyczną, lecz o zwabienie czytelnika i opowiedzenie mu historii... i jeśli to możliwe, sprawienie, by w ogóle zapomniał, że czyta jakąś opowieść" Stephen King 

 

Pierwsza powieść:

https://lubimyczytac.pl/ksiazka/4939255/blekitny


komentarze: 96, w dziale opowiadań: 87, opowiadania: 8

Ostatnie sto komentarzy

Finklo, dziękuję za komentarz. Opowiadanie celowo nie jest "wiarygodne". Miało być fantastyczne, trochę poetyckie. Wiarygodna jest moja powieść, która ukazała się niewielkim nakładem, a o którą wciąż walczę, by pokazać ją szerszemu światu. Tam jest wojna bez poezji….

Dokładnie, duzo liczą po prostu za umieszczanie pliku na różnych portalach sprzedażowych. Kusi to, że współpracują z najbardziej popularnymi serwisami z ebookami. I tak pewnie te 40% to więcej niż od ceny netto książki wydanej w tradycyjnym wydawnictwie, bo to chyba zupełnie "groszowe procenty". Jeszcze pomyślę. Dziekuję za odpowiedz :)

JPolsky, dzięki za komentarz :) Moją inspiracją była prawdziwa historia osoby z mojego bliskiego otoczenia, nie tylko dotycząca molestowania, ale i historii o jej domu rodzinnym – każdy z "demonów" to jedna.

Dziękuję za ostatnie kliknięcie w moje opowiadanie :)

Koala75, NoWhereMan, dzięki za przeczytanie i komentarze :) Morderco jednak z wielkim sercem – cieszę się, że dostarczyłam Ci tylu emocji. Co do uwag – używano munsztuków, jak najbardziej. Przed wojną w Polsce kaburę nazywano futerałem i używano tylko tego określenia (przygotowując się do pisania powieści czytałam sporo przedwojennych regulaminów wojskowych ) . Dziękuję jednak za spostrzegawczość :) i chyba powinnam trzy razy podziękować, więc dziękuje, dziękuje, dziękuje :) pozdrawiam!

Faktycznie, warto poprawić i wszystkim dać wielkie litery :) dzięki (Widzę, że w poprzednim poście program zmienił emotikonę na szereg chamskich znaków zapytania :p miała być emotka zawstydzonej małpki, wyszło oburzenie… ;) )

Regulatorzy, dziękuję za przeczytanie opowiadania i poprawki :) na komputerze je wprowadzę, telefonem nie ogarniam portalu… Przy pulkowniku użyłam wielkiej litery, żeby uhonorować konkretnego pułkownika, Mastalerza, dowódcę 18 pu. Nie wiem czy poprawnie i słusznie, to był taki literacki spontan ????

To była super przygoda, a efekt ucieszył….. ohohoo ;) dziękuję wszystkim, którzy pracowali nad antologią i pomogli takiej amatorce jak ja :)

Jakoś się zadziało, ze dwa razy poszła mi rezerwacja na antologię – można anulować dubel, żeby nie blokować innym chętnym egzemplarzy?

SaraWinter, u mnie zawsze na pierwszym miejscu rozrywka – wieszcz ze mnie żaden, przyszła Szymborska też nie ;) Ot, chcę Was trochę rozerwać, może i rozweselić w tych parszywych czasach. Odkrywczość zostawiam przyszłym noblistom, ja jestem grafoman :)) Dziękuję za przeczytanie opowiadanka!

:) ja w dzieciństwie zastanawiałam się, czy istnieje "tylne czoło" – podczas procesji Bożego Ciała śpiewano " stańmy wszyscy pięknym kołem i uderzmy PRZEDNIM czołem" :)))

Dziękuję, regulatorzy, za poprawki – "nienacek", mój nowy ulubiony babukol ;) Dlaczego Piotruś odwiedził Dżesikę? – taki mój eksperyment przenoszący starą bajkę do współczesności. Czy ma rację bytu w tych czasach, kiedy dzieciaków nie można niczym zaskoczyć? Jak zareagował by współczesny "smartfonotłuk"? Czy dzieciaki dorastające z telefonem w ręku mają jeszcze wyobraźnię? To chyba chciałam "opowiedzieć" ( byłam na warsztatach, na których dowiedziałam się, w jakim stopniu nadużywanie przez nawet ledwo kilkuletnie dzieci telefonów wpływa na rozwój wyobraźni przestrzennej, rozwiązywanie problemów, myślenie abstrakcyjne itp)

Dziękuję za przeczytanie opowiadania, komentarze i uwagi. Celowo przerwałam monolog Piotrusia "dzwonkowym pawikiem". Ot, tak żeby trochę zepsuć ten moralizatorski ton ;)

kam_mod – ależ mnie raduje to, że tak Ci się podobało :) Pozdrawiam

W ostatnią niedzielę poznałam kolejne dwie anegdoty o Francu. Pierwsza – swojej mamie “zrobił” okulary i to takie, że od razu lepiej widziała. Problem w tym, że po prostu powyginał druciki w kształt okularów, nie wstawiając żadnych szkieł ;) “I jak, Busia, te nowe bryle? Dobrze widzisz?” – “A widza, Franc, widza i to jak!” :))

Druga – sąsiadce “zrobił” zdjęcie. Kozą. Żywą. Nakrył zwierzę szmatą, jak prawdziwy fotograf swój aparat i kazał patrzeć w dziurę od strony… przeciwnej do głowy. Co ciekawe, albo koza była wyjątkowo tresowana i nie ruszała się, albo sąsiadka po prostu… głupia– po tygodniu przyszła odebrać zdjęcie…

Autentyki…

Teraz wiem, po kim mam tak… “narąbane” w głowie!

 

Wytrzymałam, ale nie do Wigilii. Kilka godzin wcześniej dałam prezent. Mama rzuciła całą robotę w kuchni i poszła czytać. I ja – krojąc w samotności sałatkę– musiałam słuchać, jak chichocze i powtarza "jo, prawda", "tak było z tą kiełbasą z byka" , "jo, jo, to je racja" itp. Lektura się spodobała, chwali się nią każdemu:) wydrukowałam jako fotoksiążkę, ze zdjęciami pradziadków, okładki i kartki stylizując na starą książkę. Więc wyszło "fest".

Fladrif – dziękuję za komentarz. Faktycznie, fragment z retrospekcją nie był zakładany, wypłynął jakby sam. Chyba było mi żal, że tak “zdiabliłam” Helenę i chciałam pokazać, dlaczego stała się taka, a nie inna.

Pozdrawiam :)

Ninedin – dziękuję za komentarz. Ciesze się, że chociaz w kwestii stylu nie poległam w Twoich oczach ;) pozdrawiam P.s. Helena kochała młodzieńca na swoj okrutny sposób – sama to przyznała. Wybrała jednak nie miłość (biedę), a wygodę (marzenie o lepszym życiu).

Światowider – dziękuję za komentarz i miłe słowa :)

Tworząc Purtka chciałam, żeby trochę odróżniał się od Kaszubów – choć masz rację, diabeł z Kaszub rodem. Widziałam go jako typowego urzędasa (piekielnego), ślamazarnego mądralę, zachłyśniętego swoją mocą nad petentem (Francem) Niezbyt przerażający i groźny, racja, ale za to uroczy (w pewien sposób), cwany i złośliwy. Jak to Kaszub ;)

Pozdrawiam!

Irka_Luz, ten tekst zdecydowanie różni się od “Gbura” i bardziej przypomina moje pierwsze opowiadanie.

Moim problemem jest to, że zawsze mam dobry pomysł na opowiadanie, w miarę opracowany początek, a potem często popadam w impas. We Francu też utknęłam na ładnych kilkanaście dni bez pomysłu, ale udało mi się wybrnąć. Tu było gorzej i gdybym choć podejrzewała, że dostanę piórko za jedno opowiadanie, do kolejnego bardziej bym się przyłożyła ;) Ale obiecuję poprawę i nie będę grzeszyć więcej taktyką “piszę, co mi myśl na palce przyniesie”!

  1. S. W duecie z Edytką Górniak zaśpiewam Ci: “Jestem kobietąąąąą” ;)

Wicked G – dziękuję za komentarz. Czyli są plusy i minusy ;) wychodzi pisanie w pośpiechu, bez głębszego przemyślenia, ale termin odjazdu pociągu gonił i gonił.. Potraktuję to opowiadanko jako lekcję (pokory przede wszystkim ;) ) pozdrawiam

Thargone – dziękuję za gratulacje. I masz rację, piórko świetna rzecz, ale w jego cieniu czai się presja ;) A w "błogosławionych" będziesz miał pole do popisu, bo skrobałam w pośpiechu i ściskałam, ściskałam….byle zmieścić się w limicie. Klimat zupełnie inny :) bliżej mu do mojego pierwszego opowiadania, niż do "gbura"

Regulatorzy – dziękuję! Tekst wrzucony w pośpiechu, nie miałam czasu poprosić kogokolwiek o sprawdzenie :), a sama nie mam oka do łapanek, mało uważny ze mnie czytelnik :-D poprawki później wykonam.pozdrawiam

Zawsze mnie ciągnie w stronę absurdu – zerknij na moje pierwsze opowiadanie ;) W młodości przedawkowalam Kinga, a u niego nawet zabawkowe żołnierzyki mogą być zabójczą bronią :-D Musisz więc brać poprawkę na moją dziwną wyobraźnię

Dziękuję za oddane głosy, ogrom miłych słów i to magiczne, legendarne piórko, o którym nawet nie marzyłam, publikując tekst :) Mam nadzieję, że kiedyś odwiedzicie Kaszuby – nasze jeziora i lasy – i tez je pokochacie, jak moja rodzina. Tylko uważajcie z przeklinaniem, bo Purtek nie śpi ;) A to piórko… dodało mi skrzydeł ❤pozdrawiam, do…przeczytania następnym razem!

Serdecznie dziękuję za przyznanie mojemu kochanemu "Gburowi" piórka – dziękuję za komentarze, wskazówki i oddane głosy ❤!

Finkla – dziękuję za komentarz. W obronie faktu sprzedaży majątku mogę powiedzieć tylko jedno – wszyscy Kaszubi, jakich znam, są bardzo chciwi i, jak mówimy, zorgowni. Franc chciał mieć więcej pieniędzy "na zaś". A nuż możliwości żołądkowe gęsi by się zwiększyły ;) W naszej rodzinie mamy skłonności do robienia słabych, nieprzemyślanych interesów :-D I do "cyganienia" (zmyślania) czego dowodem jest moja próba wybrnięcia z wytkniętej mi nielogiczności :))) pozdrawiam!

Staruch – dziękuję za komentarz i wskazanie błędów. Całe szczęście, że chociaż sposób pisania uratował mnie w Twoich oczach ;) pozdrawiam P.s. " Gzub" – tak się w naszych stronach określa dzieci, ale najwidoczniej za mało uniwersalne to określenie:)

Naz, dziękuję za komentarz. We wszystkie gusta ciężko trafić. Ja z kolei nie zachwyciłam się historią zawartą w innym opowiadaniu wysoko notowanym w październikowych piórkach (choć warsztatowo rewelacyjną). W obronie mojego opowiadania mogę tylko powtórzyć – pisałam dla rodziny. Jej członkowie znali dziadka Franca, słyszeli o jego przygodach ze ślepym koniem, kiełbasą z byka, czy przegapieniu denominacji. Diabeł był tylko malym twistem, klejem wiążącym te historyjki w całość. Ani mi się śniło, że Gbur może dostać nominację do piórka ;)

Dziękuję w imieniu nawróconej Heleny z kliki :)

Asylum – ten moment, gdy wpisujesz w google “śniła mi się sowa” i wyskakuje… internetowy sennik. Bezcenny :-D Ale namierzyłam książkę, dziękuję za polecenie.

A z tą narracją przywodzącą na myśl pokaz filmowy masz rację – zanim cokolwiek napiszę, wyobrażam to sobie tak, jakbym tworzyła scenę filmową. Zazwyczaj nocą, przed zaśnięciem i co lepsze pomysły notuję (w absolutnych ciemnościach) do zeszyciku-scenariuszu ;)

rrybak – minimalnie zaingerowałam w tekst. Teraz proboszcz daje do zrozumienia, że chce JESZCZE RAZ porozmawiać o spowiedzi, jakiej wcześniej udzieliła Helena. Ale zarówno w tej, jak i poprzedniej wersji Helena miała wybór, nie było przymusu (kajdanki były elementem przedstawienia). Drugim razem po prostu kierowała się starochińską filozofią “a co mi tam” ;) albo staropolskim “masz, dziadzie, i się odpieprz” :)) 

Zresztą, czy Katechizm Kościoła Katolickiego wspomina o jeżdżących konfesjonałach? ;) 

Niech będzie pochwalony! ;)

Postaram się skrócić, jutro mam wolne, więc będzie to rzut na taśmę. Już i tak obcięłam prawie osiem tysięcy znaków :-O . Mam wprawę.

Jeszcze przemyślę sprawę wody święconej i przymusowego spowiadania, coś podreperuję!

pozdrawiam,

Amen!

 

Udało mi się skrócić opowiadanie, choć sporo się przy tym napociłam ;) Trochę zbliżyłam się do wyznaczonego  w konkursie limitu.

Łosiot – przerobiłam Helenkę na wersję “light”, bo też mi się wydawało, że ją za bardzo… spaskudziłam. Dziękuję za radę!

O, Tarnino, z drżącym sercem czekałam na Ciebie ;) Sporo złowiłaś tych baboli, za poprawki zabiorę się, gdy bedę miała dostęp do komputera. Na telefonie nawet komentarza nie potrafię szybko i bez błędów napisać ;) Dziękuję za przeczytanie opowiadania i wskazanie błędów! Zrobiłaś "fest" robotę :))

Chrościsko, serdecznie dziękuję za przeczytanie opowiadania o moim pradziadku i za miłe słowa:) Język kaszubski znam tylko "na ucho" – podczas pisania okazało się, że pisownia bardzo odbiega od tego, co się słyszy i faktycznie mam za sobą dłuuugie poszukiwania, cedzenie, dopasowywanie tak, żeby treść była zrozumiała. Ta stronka może przybliżyć wymowę głosek w języku kaszubskim. https://zkiwlublewo.szkolnastrona.pl/?c=article&id=118

Thargone – dziękuję. Żebyś widział wyraz mojej twarzy, kiedy przeczytałam o nominacji do piórka. Jeszcze szukam szczęki, która mi opadła…. Chyba 1 listopada padnę na kolana u grobu pradziadka i podziękuję za to, że miał takie, a nie inne przygody :) Pomysł z gęsią-bankomatem ma źródła w prawdziwej historii. Zmieniłam tylko zwierzę. Franc kiedyś schował pieniądze u konia w żlebie. Kiedy te znikły, zaczął podejrzewać szkapę i jej żołądek. Ochoczo brał się do przerzucania gnoju i sprzątania stajni. Nie wiedział tylko, że to jego żona podebrała pieniądze… Cieszę się, że polubiliście Franca i milo spędziliście z nim czas – bo o to przecież w pisaniu i czytaniu chodzi :)

Regulatorzy, dziękuję za uwagi. Poprawki później wprowadzę. Szkoda, że jednak "nie dogadałyśmy" się po kaszubsku ;) co do treści – diabeł nie pochodzi z naszych rodzinnych anegdotek o Francu, dodałam go, by odrobinę doprawić historię pradziadka. W odpowiedzi na komentarz Irki_luz wskazałam historie, które zainspirowały mnie do stworzenia opowiadania. Pisałam je dla mojej rodziny, wtajemniczeni znajdą z osiem prawdziwych wydarzeń z życia Franca. Publikacja na portalu jest dla mnie raczej sprawdzianem umiejętności. Pozdrawiam!

Irka_Luz – dziękuję za kliczka i za przybycie w gościnę na Kaszuby! 

Diabeł w opowiadaniu wygrał, bo w prawdziwym życiu Franc również dobił kiepski w skutkach interes. Sprzedał swój folwark za dość znaczną kwotę. Niestety, przegapił przewalutowanie i został z workiem bezwartościowych, “starych” pieniędzy. Dlatego cała wieś wołała nań “bogaty von Szczepański”. 

Pomysł z gęsią-bankomatem również ma źródła w prawdziwej historii. Franc kiedyś schował pieniądze u konia w żlebie. Kiedy te znikły, zaczął podejrzewać szkapę i jej żołądek. Ochoczo brał się do przerzucania gnoju i sprzątania stajni. Nie wiedział tylko, że to jego żona podebrała pieniądze…

Tarnina – dziękuję za wskazanie błędów. Żałuję, że nie trafiłam w Twój gust, lecz cieszy mnie pozostała gromada czytelników, którzy dobrze się bawili i których udało mi się zaskoczyć. Sama nie lubię oczywistości i przewidywalności – według mnie to psuje całą… zabawę wyobraźnią ;)

Pozdrawiam serdecznie!

 

Blacken– cieszę się, że się podobało i dziękuję za uwagę. Faktycznie, może lepsze będzie "dymił" lub "kopcił".

Ha, byłam na tej bajce. Może coś mi tam w głowie zostało ???? niezbadane są ścieżki Pani Weny… Pozdrawiam, cieszę się, że dobrze się bawiłaś!

Podziwiam sposób prowadzenia narracji – pierwsza klasa, pięknie napisane. Może nie chichotałam podczas czytania, dla mnie to raczej opowiadanie skłaniające do refleksji nad ludzkim zachowaniem. Do tego stopnia, że gdy teraz zdarza mi sie przeklnąć, myślę sobie "oho! Uważaj na wikingów"… czyli wywarło wpływ, zostało zapamiętane;) a to ważne. Pozdrawiaml

SaraWinter, ciężko będzie odpalić taką drugą petardę ;) Po napisaniu odłożyłam “Śmierć” na kwarantannę, by trochę odparowała przed poprawkami i ułożyła się. Kiedy ponownie ją przeczytałam, pomyślałam: “Chryste, ja to jednak normalna nie jestem”…

Pracuję nad opowiadaniem czerpiącym z rodzinnych anegdotek o moim jakże legendarnym już pradziadku, ale nie gwarantuję aż takiego poziomu szaleństwa, jak podczas podglądania zebrania Spółki Śmierć. Wszak dziad Franc może mieć mi za złe podkolorowanie jego przygód. Jeszcze przyjdzie w nocy jako duch i stłucze mnie parasolem… 

 

Cm, irka – dziękuję:) to mój pierwszy tekst na nf, nie do końca ogarniałam jak działa ten portal i dopiero później zobaczyłam konkurs fun-tastyka (trochę żałuję). Ale ja już i tak wygrałam – udało mi się ubawić kilka osób :))) a to był mój cel. Wieszcza narodowego raczej ze mnie nie będzie, wystarczy mi tytuł literackiego kabareciarza ;)

Jejku, dziękuję za tak ciepłe i zachęcające słowa :) cieszę się bardzo, że ktoś jeszcze bawił się choć trochę tak, jak ja przy pisaniu. Czyli teraz… praca, praca, praca ;) dzięki jeszcze raz i pozdrawiam!

Najpierw do głowy wpadło mi hasło “Śmierć sp. z o.o.”. Tak ni stąd ni zowąd – dlaczego, wolę nie dociekać (rola mojego psychiatry…). Później starałam się wymyślić fabułę. Skoro Śmierć założyła firmę, musi borykać się z problemami znanymi każdemu przedsiębiorcy – zaległościami, terminami, niewypłacalnością… to jest, nieuśmiercalnością? Niezgonowatością? 

Góra zlecenie na zgon Marka wystawiła dawno temu, a że Samobójstwo niegdyś nie dopełniło obowiązków, pan Marek wywinął się Śmierci. Ot, bałagan w papierach, nawał zleceń… I tak przez dwadzieścia lat nikt o Mareczku nie pamiętał. Niestety, Góra upomniała się o swoją duszyczkę, a że to, czego ludzie zazwyczaj starają się unikać – choroby, kraksy, wiodącego na pokuszenie licha – nic nie mogło wskórać, do akcji wkroczył… spóźniony członek zarządu.

 

Specjalnie dla dociekliwych ;) mogę wstawić to wytłumaczenie w tekst opowiadania – co o tym Pani myśli?

 

I tak post scriptum – pomijając nawałnicę błędów, jak czyta się tę opowiastkę? 

 

 

Dziękuję za wskazanie błędów – dopiero się uczę i tego typu "reprymendy" są jak najbardziej pożądane. Co do wyboru "kandydata do zgonu" – w przedstawieniu postaci zaznaczyłam, że pan Marek jest… "przeterminowany o dwadzieścia lat". Sprawa pilna, nie cierpiąca… zwłoki. Pozdrawiam serdecznie

Nowa Fantastyka