Profil użytkownika


komentarze: 23, w dziale opowiadań: 21, opowiadania: 9

Ostatnie sto komentarzy

Dziękuję bardzo za wszystkie uwagi. Żadne z wymienionych powtórzeń nie było celowe, a łóżko rzeczywiście nie stało tak blisko drzwi.

Poradnik dotyczący zapisu dialogów poczytam do poduszki i może wreszcie zacznę coś rozumieć, bo od jakiegoś czasu śledzę pod tym kątem książki, ale chyba pewne niuanse dotąd mi umykały. Chętnie poczytałbym też o „chwytaniu klamki”, „zakreślaniu okręgów na powierzchni” i „patrzeniu na mnie”.

Po raz pierwszy wrzucam opowiadanie do betowania: “Jestem perłą. Jedną z wielu” (51k znaków). Trochę thriller science-fiction, trochę oniryczna, psychologizująca historia dwojga ludzi. Narracja trzecioosobowa w czasie przeszłym przeplatana pierwszoosobową w czasie teraźniejszym. Powstała niezliczona liczba wersji tego opowiadania, co, poniekąd, wiąże się z opisaną historią.

Zapraszam.

@Barbara Kirszniok: Dziękuję za tak konkretne wskazanie, co się podobało. To bardzo miłe.

„Po tym możesz poznać samotnego mężczyznę – nie przejawia za grosz delikatności i nie ma w domu bułki tartej. Ot, prosta życiowa prawda.” – Niepotrzebne zdania, sama wysnuwam taki wniosek przez wcześniejsze akapity.

Rozumiem Twój punkt widzenia, ale mam wrażenie, że spotykałem się z takimi wskazówkami w książkach i mnie nie raziły, choć może stanowiły komentarz, który niósł ze sobą jeszcze dodatkowe fakty.

„(…) nóż lub pistolet z ABS-u, wydrukowany na taniej drukarce 3D.” – Drukowali noże i pistolety w 3D?

Ależ tak, ze szczególnym wskazaniem na broń palną. To jest realne. W jednym z seriali kryminalnych spotkałem się nawet z pomysłem przypadku, gdy gość zaprojektował pistolet na drukarkę, udostępnił go za darmo w Internecie, drugi facet wydrukował broń, wystrzelił i pistolet wybuchł mu w rękach. Sąd miał rozstrzygnąć, czy autor projektu był winien. Drukarki 3D czy drony dają niesamowite możliwości, ale tworzą też zupełnie nowe problemy.

Nawiasem mówiąc, samą drukarkę 3D można złożyć samodzielnie w piwnicy. Koszt może nie przekroczyć kilku tysięcy złotych, oprogramowanie i masa modeli dostępne są za darmo. Tworzywa, od dosyć mocnego ABS-u (wymaga lepszej konstrukcji drukarki) po biodegradowalne materiały z kukurydzy, są dostępne na Allegro. Ludzie drukują na tym nawet protezy dłoni. Dziś. A jutro?

„Wróciwszy do domu, odłożyłem siatkę z krabem do wanny. Nie miałem pojęcia, co teraz zrobić. Przebrałem się i rozwiesiłem mokre rzeczy na suszarce. Spojrzałem za okno.” – A co zrobił z parasolką?

Wiem, że parasolka została przeze mnie wcześniej wyeksponowana, ale czy rzeczywiście muszę o niej tu pisać? Z jednej strony oczywiste jest, że została rozłożona i gdzieś się suszyła, z drugiej, skoro piszę o ciuchach, to pewnie o parasolce tym bardziej powinienem?

Gdy główny bohater dowiedział się, że krab nie jest zabójcą tylko coachem, to powinien chociaż przez chwilę być zły na babkę, że sprzedała mu nie to co chciał.

Był w dołku, poza tym z natury wycofany i mało asertywny. Niemniej chyba masz rację.

„Tak rozpoczęła się nasza znajomość. (…) Tamtego popołudnia, gdy piliśmy wódkę – on z talerzyka, ja z brudnej od osadu z herbaty szklance” – Jako że krab jest bardzo zabawny, wolałabym, żeby te jego nauki zostały pokazane a nie streszczone. Byłoby znacznie ciekawiej.

Ograniczał mnie limit znaków.

„ustaliliśmy, że nazwę go Krab.” – Nie ustalili, tylko główny bohater go tak nazwał, a krab się na to zgodził. Zresztą po co tutaj to streszczać, jak niżej jest to pokazane w dialogu. Nie pisze się dwa razy o tym samym.

 

„– Witam sąsiada – przywitał się. – A cóż to sąsiad taki smutny? – zapytał z przekąsem.” – „przywitał się” zbędne.

Poprawione.

Ostatnie zdanie – bardziej by pasowało, gdyby o tym pomyślał tylko główny bohater.

Napisałem to bez głębokiej refleksji, ale nie przypadkiem – myśleli już razem. Tak to mi się napisało, a co to znaczy i czy w ogóle ma jakiś sens – pozostawiam Twojej i innych Czytelników ocenie.

@Nevaz: Bardzo mi miło, że odbierasz Kraba tak samo, jak ja. To było ciekawe uczucie – polubić postać, którą się wymyśliło. Fajnie też pomyśleć, że gdzieś we Wszechświecie coś się zadziało dzięki temu opowiadaniu; być może w którymś ze Wszechświatów w naszych głowach, choć to akurat miałoby związek z tekstem.

Jeżeli chodzi o tytuł, to dziękuję za życzliwe rady, ale primo zawiera on przyjemną dozę absurdu, secundo był zarodkiem, wokół którego wykrystalizowała się cała historia, więc mam do niego spory sentyment.

Pomysł kupuję – jest absurdalny i zabawny – a rozwinięcie go w tak ponurym kierunku – przyjemnie zaskakujące. Za to główny bohater wydaje mi się antypatyczny przez swoją bierność i moralną bezrefleksyjność. Ta ostatnia szczególnie uwidacznia się, gdy Łukasz prowokuje śmierć kobiety na ogrodzeniu, a Wojtek traktuje to jakby towarzysz niedoli pokazał mu spadające jabłko. Zakończenie budzi skojarzenie z jakimś horrorem i sprawia wrażenie tuszowania braku pomysłu na coś lepszego. Niemniej czytałem z dużym zainteresowaniem i z pewnością nie był to czas stracony.

Znakomite, zabawne dialogi, które po prostu same się czytają, pomysłowe dygresje o iście astronomicznej skali, przyjemna stylizacja i całość po prostu zapadająca w pamięć. Dzięki za dobrą zabawę przy czytaniu!

@regulatorzy: Poprawiłem dialogi. Dwa końcowe mono-dia-logi wewnętrzne zapisałem za pomocą cudzysłowów i przecinków. Czy tak może być?

„Nigdy nie wolno się poddać”, wiara mojego coacha była zaskakująca

„Jakby ktoś rozsypał bułkę tartą na czarnym atłasie”, pomyśleliśmy.

@Finkla: Tekst odcoatchowałem.

@Bellatrix: Rzeczywiście, sporo tej bułki się tam naprószyło, ale jakoś mi to gra.

@BardzoGrubaLola: Zawsze stanowi dla mnie trudność objaśnianie Czytelnikowi elementów sci-fi. Staram się w głowie zbudować do wszystkiego mini-teorię, w miarę możliwości spójną, później zaczynam przelewać to na papier i albo mam wrażenie, że zalewam Czytelnika opisem, który go może znudzić, albo mam poczucie wstydu, że stworzyłem niespójność w świecie przedstawionym i wszyscy będą się zastanawiać: “Jak to możliwe, skoro…”.

Gdy zobaczyłem, że już są wyniki, serce mi biło jak w podstawówce na konkursach ortograficznych. No i jest: pierwsze miejsce! Za opowiadanie z… błędem ortograficznym!

Gratuluję Współnagrodzonym i wszystkim Uczestnikom (być może niektórzy, jak ja, musieli przełamać się, żeby wrzucić tekst z zupełnie innej beczki). Jurorkom dziękuję za docenienie i szybkie rozwiązanie konkursu. To była wielka frajda!

@śniąca: Taki tytuł stawiałby bułkę tartą w centrum zainteresowania. Dodałem ją jako akcent humorystyczny, potem stała się klamrą spinającą początek i koniec, a później zacząłem się zastanawiać nad interpretacjami i wolę by pozostała dodatkiem, który można nie tylko różnorako interpretować, ale nawet zmarginalizować do rangi żartu.

Zresztą w mojej głowie najważniejszy był krab, tylko nie zmieściłem w opowiadaniu całego rysu jego osobowości. Pewnie tak jest lepiej. Myślę, że konkursowy limit znaków pomógł temu opowiadaniu.

@PsychoFish: Nieszczęśliwie wyszło z tym coachem. Jak zawsze, przeanalizuję wszystkie uwagi i zrobię poprawki.

Cieszę się z pozytywnego odbioru opowiadania, co do którego rozważałem skazanie na zapomnienie przez skasowanie. Widocznie tak bywa z absurdem.

Wszystkie błędy poprawię, włącznie z coachem (tak byłem pewny pisowni, że nie sprawdziłem, a przecież bardzo rzadko używam tego słowa), ale, zgodnie z prośbą organizatorki konkursu, powstrzymam się do rozstrzygnięcia.

Wielu początkujących pisarzy lekceważy przecinki, ale ja, nie. Koniec końców i tak ktoś, te przecinki, musi wstawić, po co, więc dręczyć Syzyfową pracą kolektorów? Zresztą znakomicie one ułatwiają Czytelnikowi czytanie. W każdym bądź razie cieszy, że w świecie objętym literacką bohemą ktoś jeszcze zauważa takie szczegóły i nie uważa ich za zbędną sztukaterię.

Dziękuję za wszystkie komentarze, w szczególności tym, którzy musieli wykazać się pewnym samozaparciem, żeby dotrwać do końca. Jak zwykle, do większości uwag mogłem zastosować się w ciemno, kilka jednak wymaga mojego komentarza.

@Drewian:

No i skąd się tu wziął? Wcześniej pisałeś, że się jeszcze nie obudził. Zostawili go w samochodzie, czy jak?!

Pisałem później, na skutek błędu nawet dwa razy, że chłopiec został przez rodziców obudzony. Poprawiłem tę kwestię, także ze względu na inne uwagi – teraz Karolek jest budzony raz, ale nie odgrywa jeszcze żadnej roli w fabule. Może to błąd? Choć z założenia miał być tylko katalizatorem zdarzeń.

Zresztą ta postać wyraźnie wzbudza w Was wątpliwości. Jest to chłopiec w wieku około sześciu lat, a więc na tyle mały, że rodzice denerwują się, gdy widzą, jak zbliża się do czegoś niebezpiecznego, z drugiej zaś strony potrafią go zostawić na chwilę samego, na przykład na placu zabaw. Czy jest to mało wiarygodne? Drewian zresztą pisze, że wszystkie postacie są “bezpłciowe”. Nie jest to, Drewianie, sprawa żadnego “targetu”. Przy tym świecie przedstawionym, nie odbiegającym mocno od rzeczywistego (jak na standardy fantastyki), postaci nie powinny być dla nikogo bezpłciowe; zresztą chyba w każdym gatunku bohaterowie powinni być z krwi i kości?

Czy to jest wielogłowy, jednooki kuro-borg?

Z tymi kurami to mi szczególnie nie wyszło…

@smelt:

Może farbowana blondynka byłoby lepiej? Większość kobiet w tym wieku ma raczej siwe włosy

Blondynka to blondynka, chyba że ma odrosty. Tak to widzę, mimo że jako narrator powinienem widzieć więcej wink

Co prawda, później się okazało, że to wydarzenie było tylko halucynacją

Albo nieuważnie czytałeś, albo popełniłem jakiś duży błąd w kreowaniu świata przedstawionego, ale zaginięcie Karola nie było halucynacją.

o ile dobrze zrozumiałem, to upiorne ptaszyska, podobnie jak cała zwierzyna leśna laugh, były wysłannikami demonicznego mózgu?

Istniały dwa zjawiska. Myślokształty, na przykład olbrzymi szpak czy ptaki wyrastające z sufitu, były wytworami Czesławy, indukowanymi w mózgach innych ludzi halucynacjami. Można je było rozpoznać po nienaturalnym rozmiarze lub łamaniu praw fizyki. Ciałowładanie polegało na przejęciu kontroli nad ciałem człowieka lub zwierzęcia. Wykorzystanie Edwarda w roli interfejsu mózg-komputer czy wysyłanie ptaków, by badać otoczenie, to przykłady tej zdolności.

Utwór sklasyfikowałbym raczej jako Horror SF, albo sam Horror, niż samo SF.

Nie ma tu takiej kategorii ani tagu jak horror s-f, zresztą uważam, że jednak opowiadaniu bliżej do czystego s-f niż czystego horroru.

Co do dwupiętrowego poddasza, to spotkałem się z budynkiem, który takowe posiada – pod spadzistym dachem znajdują się dwie kondygnacje. Ze względu na rzadkość takiego fenomenu usunąłem opisujący go fragment, tym bardziej, że chyba już sam się gubiłem w sposobie liczenia pięter.

Mam nadzieję, że ktoś jeszcze dopisze swoją opinię, choćby za jakiś czas. Na razie wygląda na to, że “klimat”, z którego byłem zadowolony po zakończeniu pisania, jest jedynym mocnym atutem opowiadania. Najsłabszą stroną są dłużyzny, względnie inne formy przynudzania, co zauważają nawet ci, którym się podobało. Wróciwszy do komentarzy pod poprzednimi moimi opowiadaniami muszę z bólem zauważyć, że jest to słabość moich prac. Chyba muszę przełamać jakiś psychiczny opór przed bardziej zwięzłym stylem.

Dziękuję tak za wprowadzenie tekstu do Biblioteki, jak i za wszystkie opinie, szczególnie te wskazujące niedociągnięcia, czy wręcz poważne uchybienia w prowadzeniu fabuły.

@AlexFagus: Myślę, że skrót myślowy typu “rak atakuje” jest do zaakceptowania, niemniej, aspirując do hard science-fiction, czuję się zobowiązany do zachowania stosownej nomenklatury. Poprawiłem.

@ocha: Poprawiłem odmianę imienia Jeremy.

Zgadzam się, że postępowania ojca jest mało wiarygodne. Powinienem założyć (i uwypuklić to w tekście), że dopiero po wprowadzeniu Annette do komory dowiedział o się negatywnych skutkach działania urządzenia. Również lobbing TransBrainu można by przedstawić w bardziej racjonalny sposób.

Cieszę się, że doceniacie pomysł na intrygę na tyle, że proponujecie jego rozwinięcie. Rozumiem zarzuty o łopatologię – pierwotnie opowiadanie miało być prawie afabularne i mieć postać wywodu naukowego, szybko doszedłem jednak do wniosku, że w takiej formie to już nikt by nie chciał tego czytać.

Przy następnym opowiadaniu postaram się zadbać o ciekawszy początek i unikanie skrótów takich jak opowiadanie Margaret.

Klimat, oczywiście, mocno kafkowski i, choć z Kafki rozumiem ułamek jego przekazu, to mam nieodparte wrażenie, że u niego absurd jest jakiś bardziej uporządkowany, kryje się za nim coś, co od początku do końca snuje się wzdłuż jednej nici. U Ciebie efekt psuje przede wszystkim zakończenie, a jeszcze bardziej jego interpretacja. Niemniej klimat mnie wciągnął, nawet bardzo. Jest ciężki, to prawda, ale nie pozbawiony jakiejś nadziei, jakiejś furtki, która daje możliwość wyrwania się z rzeźni.

Myślę, że klimat bardzo mocno buduje orwellowskie odwołanie do zwierząt, które mają mówić, co im się każe, które są indoktrynowane aż do uznania cudzych (jedynych słusznych) poglądów za własne. Przerażające, ale dlatego, że wcale nie oderwane od rzeczywistości.

Czasem sam nie rozumiem, czemu wydaje mi się, że coś nie pasuje do mojego tekstu, może to kwestia niewyrobionego stylu. Niemniej prawie wszystkie Twoje uwagi mogę aplikować w ciemno do tekstu. Większości błędów zresztą nie miałbym szans sam wyłapać, bo albo nie wiedziałem, że są błędami, albo musiałbym usiąść do opowiadania za rok, żeby mieć odpowiedni dystans. Dzięki!

Słowo “posłanie” nie pasowało mi (brzmi mi trochę staroświecko), więc napisałem tak:

Obudził się cztery godziny później, z trudem łapiąc oddech, roztrzęsiony ze strachu. Znów śnił ten sam koszmar. Zaczynał się od tego, że staje rano przed lustrem, by się ogolić.

 

@Finkla@regulatorzy: Dziękuję bardzo za dobre słowo i redakcję tekstu. Początek opowiadania jeszcze sobie przeanalizuję. Byłem z niego zadowolony, ale dzięki Wam patrzę teraz bardziej krytycznie.

 

@Finkla:

Hmmm. Wydaje mi się, że to całkiem inne rodzaje fal, ale niech Ci będzie – półmagiczna transmutacja. Ale mikrofale nie ugotowałyby mózgów w komorze? Może wykombinuj jakiś inny rodzaj?

Rzecz w tym, że pomysł (jak zresztą wszystkie inne w opowiadaniu) oparłem na istniejącej hipotezie naukowej. Trafiłem na nią na Wikipedii:

http://pl.wikipedia.org/wiki/Fale_grawitacyjne#Hipoteza_nadprzewodnik.C3.B3w

Tutaj można zapoznać się z podstawami teoretycznymi:

http://arxiv.org/abs/0903.3280

Na pomysł wpadł Raymond Chiao z Princeton, dlatego pozwoliłem sobie powołać się na niego w opowiadaniu:

Sprowadzono tam jakiegoś speca z Princeton, który potrafił za pomocą nadprzewodników zamieniać fale grawitacyjne w mikrofale i na odwrót.

Oczywiście, są to zupełnie inne rodzaje fal, ale ponoć jest możliwość, że reagując z parami Coopera (czyli nośnikami prądu elektrycznego w nadprzewodniku) potrafią się przekształcać w siebie nawzajem. Zresztą pola magnetyczne i elektryczne też są zupełnie inne, a jednak potrafią samoistnie indukować się nawzajem, do czego już przywykliśmy i nie dziwi nas silnik elektryczny czy radio.

Co do gotowania się mózgów, to promieniowanie z opowiadania ma znikomą moc (inaczej nie sprzyjałoby abiogenezie, ale uśmierciłoby pierwsze organizmy), jego działanie opiera się nie na sile, ale na rezonansie z jakimiś strukturami w naszych mózgach.

 

@regulatorzy:

Obudził się cztery godziny później, z trudem łapiąc oddech i trzęsąc się ze strachu.

Czy mogę opuścić “się” w ten sposób?

Obudził się cztery godziny później, z trudem łapiąc oddech i trzęsąc ze strachu.

Brzmi mi to dobrze, ale nie jestem przekonany co do poprawności.

 

@AdamKB: Myślę, że to niekoniecznie problem tylko wielkich korporacji – gdyby nie olbrzymi koszt komory, mogłyby jej użyć i małe firemki, które jeszcze chętniej zamiotą pod dywan naruszenia BHP. Choć, oczywiście, wielkie pieniądze i wielkie firmy pozwalają na zbudowanie znacznie efektowniejszej fabuły. Zresztą tylko wielka firma może przekupić urzędników czy lobbować za korzystnymi przepisami.

@Finkla: Dziękuję za pochwałę i wyłapanie błędów. Mam nadzieję, że wszystkie udało mi się pomyślnie usunąć.

@Bellatrix: Dziękuję za dobre słowo. Naiwność elementu naukowego została wprowadzona z pełną świadomością, choć zakładałem, że nie będzie ona razić ze względu na stylizację historyczną. Nie mam za to nic na obronę opisu powstania busterium – jest niedopracowany.

Schematyczność jest zapewne skutkiem poprowadzenia opowiadania od początku do końca według pomyślanego planu, który był nazbyt prosty. Przy następnym opowiadaniu postaram się mieć na uwadze unikanie wpadania w cliché.

Nowa Fantastyka