Profil użytkownika


komentarze: 3333, w dziale opowiadań: 2489, opowiadania: 1291

Ostatnie sto komentarzy

Witam!

Bardzo się cieszę, że po tylu latach ktoś jeszcze tu zagląda. Zwłaszcza, że sam na portalu właściwie przestałem bywać. I tym bardziej raduje mnie, że lektura była przyjemna!

Literówka po tylu łapankach? Szok…

Też się dziwię :-) Myślałem, że pozbyłem się wszystkich załamamych zębów, ostatńców, Czarnych Dziur i tym podobnych. Ale to chyba niemożliwe :-)

Ze spacjami przed myślnikami podobnie – nie bardzo wiem w jaki sposób raz się pojawiały, a raz nie. Pisząc teksty na Fantastykę nie korzystałem z innego edytora, niż edytor strony, po prostu wklepywałem tekst bezpośrednio na stronę Fantastyki. Przy pomocy telefonu zresztą – rozmiar ekranu i czcionki tym bardziej utrudniał dostrzeżenie nadliczbowych spacji.

Anihilację oglądałem długo po publikacji. Właściwie dopiero Ty zwróciłeś mi uwagę na ewidentne podobieństwa :-) W głowie raczej siedziała mi słynna Zona Strugackich, ale ogólnie pomysł wziął się od Pratchetta. W Świecie Dysku istniały miejsca, które w czasie wojen magów zostały trafione tak potężnymi zaklęciami, że nawet po latach promieniowały magią wzbudzoną i działy się tam rzeczy dziwne, nawet jak na Dyskowe standarty :-)

Ochroną ekspedycji zajmuje się natomiast Jan Wiśniowiecki

On chciał podkreślić, że występuje tu w roli oficera odpowiedzialnego za bezpieczeństwo a nie royalsa i tak należy go traktować.

Znaczy… co? Przecież tu nie ma okien…

No tak, zdarza mi się przesadzać z poetyzacją :-)

Mówię wam, pierwsza w historii wojna światowa…

Rzeczywiście, za bardzo uprościłem pojęcie i zastosowałem skrót myślowy. Chodziło mu (nie pamiętam kto to powiedział ;-)) o groźbę wybuchu pierwszego konfliktu zbrojnego, w który zaangażowane byłyby prawie wszystkie liczące się siły na geopolitycznej mapie. Istotnie "wojna światowa" raczej odnosi się do konkretnych wydarzeń naszej historii i użycie tego terminu w tamtejszych realiach to w najlepszym razie anachronizm.

A postaci rzeczywiście jest za dużo. Albo po prostu źle rozłożyłem akcenty – uparłem się, żeby każdy miał swoje pięć minut i jakąś rolę do odegrania. To też trochę łączy się z:

Tyle pytań, tyle pytań…

Bo oczywiście miała być kontynuacja (kontynuacje) i należyte rozwinięcie przeróżnych wątków. Tyle, że Niesolidność to moje drugie imię (choć raczej trzecie, drugie to Lenistwo) i na zamiarach się skończyło.

Ja również pozdrawiam!

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

A niech tam.

"Smok na piedestale". Droga kręta.

Zepsułem już niejedną taką wybierankę, zaklepując temat i zanikając później z portalu, ale tym razem stawię czoła i podołam.

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Ależ Golodhu, zmierzałem do tego, że sam konkurs jest motywacją do pisania :-)

Życzę wszystkim tu pisującym, żeby osiągnęli taki poziom profesjonalizmu, żeby do pisania motywowały ich odpowiednie pieniądze …

Choć nie, po zastanowieniu, to chyba bardziej byłoby przekleństwo, niż dobre życzenie :-)

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Muszą być!

Nie powtórzę wtopy z Cuchulainem sprzed niemal dwóch lat, którą Wilk jeszcze do niedawna mi wypominał :-)

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Fajny temat!

Czas w końcu zacząć pisać, a konkursy to najlepsza motywacja (poza pieniędzmi, ale to, niestety, wiadomo).

Na zachętę dla wszystkich (może jako inspiracja?) piosenka.

 

https://youtu.be/OSWszdSHkyE

 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

No! To czas się zmierzyć z poważnym tekstem!

Proszę o:

52. Kacper jest uzależniony od pornografii. Ekscytują go szczególnie filmy, na których występuje jego ulubiona aktorka.

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Wielkie dzięki, Raven… znaczy, Black Cape :-) za solidny, wyczerpujący komentarz. I w dodatku pochlebny! :-)

Choć z drugiej strony szkoda ciąć i chyba najlepszą opcją byłoby opowieść po prostu rozbudować (pod ścieżkę B).

Właśnie.

Oczywiście byłem jak najbardziej świadomy istnienia ścieżki B, jednak ta świadomość nie odpaliła, z jakichś powodów, procesu skojarzeniowego w moim umyśle i nie wpadłem na to, że skoro tekścik mi się rozrasta, to wystarczy jej użyć i już.

Być może nie wykazywałem się przez ostatni rok specjalną aktywnością, ale żółtodziobem też nie jestem i mogłem się spodziewać, że tak skomponowane opowiadanie wzbudzi wśród czytelników mieszane uczucia. Tymczasem kilkaset słów więcej na ścieżce B załatwiłoby sprawę.

Nic to, już po ptakach. Istotne jest jednak to, że czytelnicy uważają tekst za dobrze napisany, a to okropnie dla mnie ważne, bo znaczy, żem nie przyrdzewiał i mchem nie porosłem.

Pozdrawiam!

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Wielkie dzięki, Wilku, za komentarz!

Tekst miał w założeniu być zamknięty i odrębny. Oczywiście skiepściłem kompozycję – tak prosta i wyraźna puenta nie powinna wymagać 7000 znaków ekspozycji, a raczej trochę akcji, dlatego większośc czytelników odebrała to jako wstęp. Naturalnie chętnie temat rozwinę i mam ogólne zarysy ale, jak pisałem Finkli, występują u mnie problemy z wymyślaniem ciekawych fabuł. Jak coś mi przyjdzie do głowy, będę działał. Grunt, że po długiej przerwie forma warsztatowa jest okej :-)

Pozdrawiam!

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

No i przegapiłem Twój komentarz, droga Finklo. Bardzo przepraszam.

To świetnie, że miejsce akcji się podoba, na całą resztę też przyjdzie czas, to raczej nieuniknione :-)

Niestety problem w tym, że chyba za mało czytam/oglądam/gram i efekt jest taki, że kiepsko mi idzie wymyślenie fajnej, niebanalnej fabuły. 

Ale może się uda.

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Niezmiernie miło się podoba, że Ci się podoba :-)

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Oj, chwilę mnie nie było i konentarze zacne się pojawiły :-)

Dzięki Kavko, dziękuję, panowie!

Istotnie, upadek nigdy nie jest ostateczny, a właściwie, nie chciałbym, żeby takim był :-) Jak mówi wyświechtany frazes – coś się kończy, coś się zaczyna.

Cieszę się, że forma wciąż jest. Czas więc zabrać się do roboty i pisać. Niech no tylko jakieś pomysły się pojawią :-)

Ps. Czy tytuł ma konotacje polityczne?

Trochę :-) Jakoś nie mogłem się powstrzymać

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Nieźle napisane zawsze mi się jakoś źle kojarzy

Sorki, piętnaście lat w Irlandii powoduje u mnie czasem skłonność do angielskiech zwyczajów w wypowiedziach :-) "Not bad" jest zdecydowanie pozytywniej nacechowane, niż "nieźle" :-)

Poza tym jakoś łatwiej kierować mi superlatywy do początkującego, niż do starego mistrza :-)

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Podobało się!

Nieźle napisane, bardzo marasowo. To znaczy niby prosto, bez słowotrysków i popisów, a jednak całkiem nastrojowo – czuć klimat odosobnionego, nieco odrealnionego miejsca, takiej oazy spokoju (normalności?) w coraz bardziej pojechanym świecie. Widać emocje przebywającego tam czlowieka i można zrozumieć jego w gruncie rzeczy idiotyczną decyzję. Dobra pisarska robota :-)

Rzeczywiście, mam trochę jak None. Drażni mnie to narzekanie na kondycję ludzkości w czasach, gdy świat jest coraz lepszym miejscem, choćby w porównaniu do dwudzuestego wieku. Nawet z pominięciem jego ohydnej pierwszej połowy. Z drugiej jednak strony, po pierwsze – nie wińmy autora za poglądy bohatera, a po drugie – jedyne, co mogę zarzucić tekstowi to to, że niezależnie od intencji autora, wyraźnie trąci myszką, uderzając w stary jak sama fantastyka, ostrzegawczy ton. Świat zmierza ku upadkowi bo ludzie są źli i nie zasługują na nic dobrego. Nic tylko albo się biją, albo wycinają drewniane superkomputery. No ileż można.

I choć zdaję sobie sprawę, że nie o to w tym opku chodzi, że to tło jedynie, to jest to tło tak wyraźne, że niemal przytłacza (he, przytłaczające tło, niezłe :-)) całą resztę. Bardzo łatwo jest tu dotrzec prostą ekstrapolację obecnych zagrożeń, w stylu atomowego postapo z lat sześćdziesiątych, a przegapić inne rzeczy.

Ale to drobiazg, ja lubię retro.

Pozdrawiam!

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Dzięki Dawidiq, bardzo mi miło, że Cię się podobało!

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Dzięki, Sonato, cieszę się, że odgrzybianie wyszło mu sprawnie :-)

No i w zaistniałej sytuacji jest bardziej niż pewne, że rozwinięcie powstanie.

Skoro ładunek nie mógł być na słońcu,

To wymyślona naprędce ściema, bo towarzyszowi wygląd wozu źle się kojarzył. Nikt nie wie (jeszcze) co było wewnątrz :-)

Pozdrawiam!

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Dzięki, Arya!

Tak, to chyba już postanowione, że będzie ciąg dalszy :-)

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Tylko pamiętaj proszę, że ja piszę dla odbiorcy przyzwyczajonego dla erotyki, a nie (jak w tym przypadku) horroru

 

Poza tym pamiętajcie, z kim i czym macie do czynienia. Ja piszę sobie amatorsko, w wolnych chwilach i jeszcze erotykę, która przez bardzo wielu jest uważana za literaturę gorszego sortu – i nawet nie dyskutujcie, że jest inaczej, bo wystarczająco długo siedzę w tym środowisku i widzę, w jaki sposób są odbierani pisarze erotyczni (także profesjonalni) i ich twórczość.

Czy to znaczy, że nie można się pokusić o fajną, niesztampową fabułę w tekście erotycznym? O ciekawe postacie, mimo ich oczywistej roli? Bo to jak rzucanie pereł między wieprze? Tekst to nie film, nie trzeba jechać po kosztach, mówisz też, że piszesz amatorsko, więc nie gonią Cię terminy i zobowiązania. Można więc przysiąść fałdów i trochę podłubać :-)

Może i łączenie erotyki z czymkolwiek nie jest łatwe, ale fantastyka się do tego nadaje, co na przykład od lat, na swój pokręcony sposób, robią japończycy. Ba, fantastyka od tego właśnie służy, żeby z nią łączyć. Fantastyka opowiada zwykłe historie, które dzięki owej fantastyce zyskują nowy wymiar oddziaływania. Można napisać tradycyjny romans, ale umiejętnie żeniąc go z tzw "elementem fantastycznym" (choćby na przykład zamieszanie z upływem czasu w Opowieści Konsula z "Hyperiona", albo selektywne czyszczenie wspomnień w "Zakochanym bez pamięci") uzyskuje się coś, co jest nie tylko bardziej interesujące, ale przede wszystkim znacznie potężniejsze emocjonalnie.

I z erotyką może być tak samo.

Poza tym dla amatorów golizny dłuższe fragmenty fabularne są często zupełnie zbędne, natomiast fanom opowiadania historii nadmiar erotyki może zawadzać.

Tak. I właśnie z takim tekstem mam tu do czynienia; jako amator golizny jestem zawiedziony, że są tam tylko dwie scenki, a jako fan opowiadania historii jestem zawiedziony miałką fabułą. Jest więc to tekst dla nikogo. Więc zamiast iść na łatwiznę i tworzyć historię niemal żywcem wyjętą z jakiejś creepypasty, dorzucając do niej zupełnie niezwiązane scenki erotyczne, można było nieco przy fabule pomieszać, powymyślać, pokręcić. A erotykę wżenić w historię, namaścić fantastycznym sznytem, nie czynić jej taką… Typową. Kurde, nawet scena seksu z topielicą byłaby krokiem w dobrym kierunku :-)

Bo warsztat masz niezły, piszesz dobrze, a opisy seksu wychodzą Ci naprawde super, bo pisać erotykę dosłowną, bez nadmiernego metaforyzowania i nie brzmieć śmiesznie, to nie lada talent.

Jeszcze jedno – chwali się, że Twoja bohaterka jest konkretna, ma jakiś charakter, ale zdecydowanie za dużo gada. Opisuje co widzi, co myśli, co rozkminia, co robi, po co, dlaczego, co powinna zrobić a czego nie powinna. Za dużo tego, większość tych informacji jest zbędna, bo czytelnik ma wyobraźnię. Już wolałem doktor z poprzedniego tekstu, przynajmniej miała jakąś tajemnicę :-)

W efekcie tekst jest mocno przegadany, co tym bardziej nie zgrywa się z prostą fabułą.

Okej, już nie narzekam :-)

Pozdrawiam!

 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Rozumiem, że to lekko fabularyzowany reportaż :-)

Dzięki dynamicznej narracji zbudowałeś niezły klimat, aż szkoda, że wyjaśnienie zamknąłeś w dosłownie dwóch zdaniach. Trzeba było olać limity dabbla/drubbla i sobie trochę poszaleć :-)

Swoją drogą, wyobraźnia potrafi ubrać nieznane dźwięki (nie sweter) w całkiem ciekawe formy.

Jestem dzieckiem nauczycielki; całe dzieciństwo i nastolectwo mieszkaliśmy na piętrze, a w zasadzie na poddaszu, szkoły podstawowej w Węgrach koło Wrocławia. Był to poniemiecki dworek, który, z racji tego, że zaraz po wojnie został szkołą, uniknął rozpiżdżenia w cholerę, jak większość jego dolnośląskich pobratymców. Otóż w moim pokoju, od czasu do czasu, gdy było naprawdę cicho, dało się usłyszeć oddech. Ledwie możliwy do uchwycenia, na granicy słyszalności, ale wyraźny, ciężki, miarowy. Z uwagi na charakter budynku od razu założyłem, iż to duch, a że sprawa ciągnęła się przez lata, zdołałem się z oddychającym duchem oswoić, niemal zaprzyjaźnić :-)

Dopiero gdy dorosłość wykastrowała mi dziecięcą wyobraźnię odkryłem, czym w istocie był ów dźwięk: to szczekanie psów z pobliskej wsi, które przy odpowiednich warunkach atmosferycznych niosło się daleko i zniekształcało w tak odjechany sposób :-)

Ta szkoła w ogóle była (ciągle jest zresztą) fajna. Miała ogromny strych pełen rupieci, niby-basztę, na którą można wejść i pajęcze gwiazdozbiory, choć one już nie istnieją. O tych ostatnich nawet tu kiedyś wspominałem, bo to najbardziej niesamowity widok, jaki pamietam.

Kurde, sorry za offtop, zaraz tu zacznę snuć jakąś melancholijną opowiastkę, niczym Maciekzołnowski :-)

Sympatyczny tekścik!

Pozdrawiam!

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Dzięki!

Cóż, wygląda więc nawet to, że pełnoprawne opowiadania będzie mile widziane, nie pozostaje mi zatem nic innego, jak się za nie zabrać:-)

Co uczynię natychmiast, gdyby tylko wymyślę jakąś konkretną fabułę.

Pozdrawiam!

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Dzięki wam wielkie! Miło mi słyszeć, że umiejętności są i że chcielibyście więcej :-)

W ogóle to byłem pewien, że jedyny sposób, żeby zmusić Thargona do pisania to wyzwać go w wątku pojedynkowym. ;-)

Damn right!

 

No i masz trochę racji, drogi CMie, z tym syndromem. Chociaż problem jest głębszy: uwielbiam dłuższą formę i ciasno mi w krótkiej, ale mam problemy z wymyślaniem fajnych, oryginalnych historii. Pisałbym pewnie całkiem sporo, gdyby nie ta umysło-fabularna posucha :-) Chyba muszę więcej czytać.

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Dziwię się, że tekst ani jednego głosu bibliotecznego nie dostał. Jest sprawnie napisany, klimatyczny za sprawą sugestywnych opisów (choć ja również nie wiem o co chodzi z tymi pełzającymi koronami) a raczej banalne spostrzeżenie, że ludzie nie pamietają prawdy, w kontekście tekstu robi dobrą robotę. Nie miałem też wrażenia niedosytu – zakończenie wyczerpuje temat.

To zupełnie udany szort.

Pozdrawiam!

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

To ja doklikam.

Zabawny, pomysłowy tekst, (plus kilka gorzkich uwag, ale to tym lepiej) po wprowadzeniu poprawek sugerowanych przez przedpiśców zupełnie sprawnie napisany.

Tekstów o męczarniach początkującego tfurcy jest na pęczki, ale ten się wyróżnia, jest przesympatyczny :-) Poza tym naprawdę doceniam odwagę , to nieprzeciętny coming out, panie Remku!

Biurowiec, zmieniający się w okręt żaglowy oczywiście skojarzył mi się z tym:

https://youtu.be/lNlYBNTCBG8

Co tylko podbiło urok tekstu :-)

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Wielkie dzięki za lekturę i komentarze!

 

Krokus – dokładnie tak, przekaz jest prosty i raczej zupełnie na wierzchu – w tekście chodzi o to, o czym piszesz, no i może jeszcze o to, że życie kwitnie niemal wszędzie. Las, miasto – to głównie tylko dekoracje :-) Dziękuję za kliczkę!

 

Gravel, Asylum – ogromnie się cieszę, że styl i klimat się spodobał.

Pomarszczone jezioro, to istotnie nie do końca… Chyba za bardzo chciałem spoetyzować.

Ale woli zad – to tak cudnie brzmi… :-)

 

Czyli, ogółem, wniosek jest jeden – powinienem napisać dalszy ciąg. Dobra. Wyzwanie przyjęte.

Pozdrawiam!

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Las – Starzec jest jak najbardziej okej, tylko trzeba to wyraźniej zaznaczyć. 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Całkiem nieźle!

Masz solidny, dojrzały styl, bez błędów ani drobnych niezręczności. Piszesz swobodnie, ci więcej unikasz stylistycznego szarżowania i fajerwerków, które w tym tekście są niepotrzebne. A debiutując na portalu bardzo łatwo o chęć zaprezentowania swojej warsztatowej wspaniałości :-)

Treść kompletna, całość zgrabnie zamyka się w krótkiej formie.

Dobra robota!

Pozdrawiam

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Dzięki, Radku!

Istotnie, "opancerzony" średnio pasuje, zwłaszcza, że był to strażnik, nie jakaś ciężkozbrojna jazda.

Pozdrawiam!

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

 

Starzec rozkoszuje się chłodną zielenią, bezruchem i ciszą, w której słychać nawet oddech.

Las zastanawia się, czym są cienie.

Nie bardzo wiem kto jest narratorem. Starzec, czy las? Wydaje się, że las, ale w takim razie co to za starzec z początku tekstu? Czy starzec to las?

To tyle, jeśli chodzi o czepianie się. Bo poza tym jest super. Malarska, pięknie napisana, nastrojowa opowieść o nierozbudowanej fabule w sam raz pasuje do krótkiej formy – można utopić się w klimacie bez wrażenia, że historia rozsadza wąskie ramy objętości, bez niedosytu. Coś, czego sam nie umiem :-)

A zdaje mi się, że niegdyś narzekałem pod Twoimi tekstami, że niedokończone :-)

Przerwa w portalowej bytności (choć może nie w pisaniu, nie wiem) raczej Ci nie zaszkodziła. Jesteś w formie!

Pozdrawiam!

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Dzięki Wam!

To mi zgrzytnęło, bo owce to też rogacizna.

Kurde, racja. Wszak barany miewają rogi.

Faktycznie skoro wycięto, wybetonowano i spalono wszystko co żyło, to teraz powinno być już pięknie.

Tam od razu wybetonowano. Po prostu ekosystem się zmienił. Wilkołaki, jak szczury, świetnie się w nowym odnajdą :-)

tylko z tym wycieraniem palców w zad przesadziłeś.

On był obok zaprzęgu. W głowie autora wszystko było oczywiste – wozy wloką się jeden za drugim w korku, a chłop i kupiec idą (stoją) obok, bo inaczej nie mogliby przecież rozmawiać. Ale to w głowie autora :-)

Przestawiłem kilka słów na początku, żeby było jaśniej kto na czym i koło kogo :-)

 

Reg – wszystko możliwe, to tylko kwestia znalezienia pomysłu na fabułę. To moja słabość – wymyślenie fajnej historii. Gdyby nie to, pisałbym zdecydowanie więcej!

 

Jeszcze raz dzięki za pochwały odnośnie warsztatu i stylizacji. To bardzo dla mnie ważne.

Pozdrawiam!

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

 

Lubię wracać w strony, które znam

Po wspomnienia zostawione tam

 

Że się, wzorem Reg, wspomogę klasykiem :-)

Wszystkim Wam dziękuję za lekturę i kometarze. Cieszę się, że językowo dobrze, bo to znaczy, żem niezupełnie pleśnią i pajęczyną porósł i trochę mniej pracy przede mną.

Zanais, Reg – po prawdzie, to tekst miał być pejzażowo-sielankowo-dialogową scenką o tym, że był sobie cudowny las, trafił go szlag, ale to nic, bo i tak może być super, to tylko kwestia punktu widzenia. Rzecz miała się kończyć zaraz po spotkaniu strażnika na moście. Ale w trakcie jakoś tak wyszło… :-)

Oczywiście nie miałem w głowie żadnej historii, tekst ma być zamknięty – niby-kupiec ma zamiar zamieszkać w mieście i traktować je jako coś w rodzaju nowego lasu. I tyle. Można to ciągnąć, potraktować szorta jako bazę do dużej opowieści ale nie trzeba. (Dokładnie tak, jak napisała Irka). Jeśli tekst sprawia wrażenie niedokończonego, to znaczy, że to i owo skiepściłem.

Realuc – dzięki, naturalność dialogów jest dla mnie okropnie ważna.

Pozdrawiam!

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Świetnie rozumiem. Ja wpadłem w jakieś umysłowe niedołęstwo i zgubiłem gdzieś różowe okulary. Ale, mam nadzieję, wyrobiłem sobie nowe :-)

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Dzięki Dantes!

Masz rację, może te wzmianki za bardzo przyszpilają tekst, który winien być tylko niezwiązaną niczym opowiastką fantasy, do konkretnej rzeczywistości, powiedzmy, historycznej. Bo chciałem jedynie podkreślić, że zmiany zaszły tam nie tylko na gruncie agrokulturowym, ale też duchowym i kulturowym w ogóle.

Pozdrawiam!

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Piekielnie mi miło, że ci piekielnie miło, drogi Łosiocie!

A co do opowieści, to Wilk może i biega maratony, ale konkursy to jakieś takie krótkodystansowe robi. A mi trudno w takich się poruszać :-(

Dzięki!

P.S.

Ty zdaje się też dłuższą przerwę miałeś?

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Dawno mnie tu nie było (w tym wątku w szczególności i na portalu w ogóle), to na dzień dobry coś wesołego, fantastycznego i, w pewnym sensie, astronomicznego.

Nanowar of Steel – Uranus

https://youtu.be/OSWszdSHkyE

 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Kate czuła się jak kapitan żaglowca, który właśnie nabierał wiatru w żagle.

No niby wiem, że to żaglowiec, a nie kapitan nabierał wiatru, ale się potknąłem :-)

ale kierunek ich analiz idzie w bardzo złym kierunku.

Okej, to fragment wypowiedzi, może tak miało być. Ale brzmi fatalnie.

 

Ale ogólnie czepiał się nie będę, bo rzecz napisana jest porządnie, a prosty styl skupia uwagę czytelnika na świecie i fabule, a nie pisarskich wodotryskach. To dobrze, bo rzucasz czytającego na dość głęboką wodę i każesz mu się odnaleźć w realiach opowiadania bardziej poprzez postacie i wydarzenia, niż przy pomocy infodumpowych fragmentów. Ale robisz to skutecznie – nie zgubiłem się, nie zamotałem, zastanawiając się o co do cholery chodzi, nie skanowałem tekstu. Ba, czytałam z zainteresowaniem. 

Bo i temat ciekawy; spojrzenie na początki kolonizacji Układu Słonecznego przez pryzmat prawno-polityczny wyszło nader oryginalnie. Ba, nie tylko labirynt suchych zasad i przepisów jest tu ważny, ale przede wszystkim uwikłani w niego bohaterowie, których konstrukcja aż prosi się o rozwinięcie w dłuższej formie. Nie będę starał się dyskutować o sensowności i szansach na powodzenie ogłaszania niepodległości Marsa, bo kończysz tekst w dobrym momencie – nie wiadomo, czy projekt ma polityczną przyszłość, czy to tylko próba stworzenia utopii przez garstkę oszołomów – rzecz jest otwarta. Pozostaje lekki niedosyt, bo opowiadanie ma potencjał, że się tak wyrażę, rozwinięciowy :-)

Nie twierdzę, że to kawał znakomitej literatury, ale z pewnością bardzo dobry tekst SF.

Pozdrawiam!

 

P.S.

Tytuł do bani. Po zapoznaniu się z tekstem jest sensowny, ale tytuł ma zwracać uwagę przed zajrzeniem do opowiadania. Obecny kojarzy się z WTF, OMFG, HWDP, przepraszam, CHWDP, czy jakimś innym idiotycznym skrótem i nie zachęca do lektury. 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Trochę się spóźniłem, ale jestem :-)

ale wtedy pojawia się między postaciami dialog o czymś, co wszyscy wiedzą, a to jest dużo gorsze niż infodumpy.

Nie, jeśli zrobi się to dobrze. Co jest niezwykle trudne, nie przeczę, ale dlaczego nie mierzyć wysoko? :-)

Cóż, jeśli chodzi o obiecane marudzenie, to dużo tego jednak nie będzie. Mam jeszcze tylko zamiar napisać o stylu. Stosujesz naarrację prostą, konkretną, bez stylistycznych szaleństw i udziwnień, szyjesz krótkimi, nieskomplikowanymi zdaniami i trzymasz się tego konsekwentnie przez całe opowiadanie. Wydawać by się mogło, że to idealny styl do dynamicznego tekstu sensacyjnego.

Ale wcale niekoniecznie.

Bo gdy opisujesz sceny akcji, jak atak na dawną fabrykę LiVitu, zamiast dynamiki dostajemy sprawozdaniowość. Chciałbym zobaczyć malownicze rozbryzgi krwi, dramatyczny bullet time, poczuć swąd spalenizny i uderzenia bezsensownie przerysowanych eksplozji, usłyszeć krzyki, przekleństwa, terkot wystrzałów oraz buczenie, bzyczenie, świszczenie, czy co tam dźwiękowo robi broń energetyczna. A zobaczyłem Bogusława Wołoszańskiego na tle starych fortyfikacji, odpowiadającego o dawnej bitwie.

W dynamicznych scenach nie trzeba bać się kwiecistego stylu, skupienia na detalach (jeszcze raz – co widać, a nie co się dzieje – nie chcę dowiedzieć się, że obrońcy uruchomiają roboty bojowe, chcę to zobaczyć) nie należy unikać gry na zmysłowych skojarzeniach ani okołopoetyckich porównań. Bo, znowu, tekst zyskuje na objętości. Ale, wbrew pozorom, sceny akcji zyskują na mocy i dynamice. Zwłaszcza, że masz pierwszoosobową naarrację, więc pakujesz czytelnika w sam środek wydarzeń. Niech czytelnik poczuje intensywność emocji, razem z bohaterem (oczywiście to nie dramat wojenny, więc bez mędzenia i rozklejania się – tylko wybuchowa mieszanka strachu i totalnego wkurwienia) Nie żałuj miejsca na emocje, dynamika wcale na tym nie ucierpi :-)

Dobra, dość marudzenia. Teraz pochwały.

Przede wszystkim, w skromnej objętości udało Ci się zawrzeć spójnie skonstruowany świat, logiczną i wciągającą fabułę i konkretne postacie. Fakt, wszystko to według starego jak Arnold Schwarzenegger kanonu zasad opowieści sensacyjnych, ale dla mnie to zaleta, nie wada. Odnośnie stylu mogłem narzekać, ale nie da się ukryć, że stosujesz go konsekwentnie, bez potknięć, a momenty infodumpowe (które, jak już pisałem, można minimalizować, ale uniknąć się nie da, zwłaszcza w tekście fantastycznym, gdzie musi być worldbuilding) są wplecione w narrację sprawnie i nie wybijają z rytmu.

Zatem – udany tekst. 

Choć mógłby być lepszy, gdybyś pozwoliła sobie na trochę stylistycznego szaleństwa i olała pilnowanie objętości :-)

Pozdrawiam!

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Witam!

Po tytule i wstępie spodziewałem się jakiegoś mrocznego, cyberpunkowego ćpun story, a dostałem typowego akcyjniaka. I dobrze, bo akcyjniaki uwielbiam. Ten powyższy w ogóle jest skrojony według najbardziej podstawowych prawideł gatunku, więc dostaje kilka plusów na wejście :-)

Mamy prostą, lecz nie prymitywną fabułę, która od zwykłej, kryminalnej historyjki, po kilku tłistach rośnie do wielkiej intrygi z ratowaniem świata w tle. Jest protagonista, typ, który ma sporo za uszami i niekoniecznie da się lubić, ale i tak czytelnik mu kibicuje i z przyjemnością obserwuje przemianę bandziora w bohatera. Jest i umieszczenie akcji w przestępczym środowisku, co daje postaciom logiczną możliwość przeprowadzenia efektownej rozpierduchy. Klasyk, normalnie :-) Aż mi się mordka cieszy.

Ale teraz bede mocno alał. Więc:

Ale uważam, zgodnie z którymś z poprzednio komentujących, że jest to tekst na conajmniej 60k znaków. Niby jest wszystko, co trzeba; fabuła nie ma białych plam, każda z postaci posiada charakterystyczny rys, świat jest łatwy do wyobrażenia sobie i wystarczająco spójny. Ale żaden z tych elementów nie otrzymał dostatecznie dużo przestrzeni, by być satysfakcjonującym.

Uważam, że dobrze napisane opowiadanie akcji powinno być bardzo "filmowe". Niech autor spojrzy na tekst okiem kamery, niech wyobrazi sobie, jak dana scena wyglądałaby na ekranie, niech dostosuje styl do języka filmu. Czyli, przede wszystkim, stare jak świat show don't tell do kwadratu. Niech bohaterowie gadają, gadają dużo, niech w rozmowach ujawniają się informacje dotyczące rzeczywistości, a choćby i ich strzępki, bo czytelnik chętnie poukłada je sobie w całość. Dialogi świetnie prezentują postacie, budują między nimi relacje, na takie samej zasadzie, jak w filmach – rzeczy w stylu, dajmy na to, "Zabójcza broń" ogląda się świetnie głównie za sprawą dialogów; czasem luźnych i śmiesznych, czasem poważnych, ale zawsze bogatych w treść. Oczywiście tworzy się też więź z czytelnikiem, w rezultacie czego sceny takie, jak śmierć Mychy, nie powodują tylko wzruszenia ramion. Faktycznie, tekst robi się dłuższy. Ale wcale nie nudniejszy.

Opisy również warto ograniczać (w miarę możliwości oczywiście, to wszak wciąż jest słowo pisane, nie film, więc momentów "infodumpowych" czasem nie da się, a nawet nie powinno, unikać) do tego, co właśnie widzi oko kamery. Dosłownie – co widać, nie co się dzieje. To ogromna różnica, choć bezbłędne jej wyczajenie to nie byle jaka umiejętność i wielu autorów, nawet doświadczonych, ma z tym kłopot. I znów opowiadanie rośnie objętościowo, ale to nic złego.

I ty zaczynasz naprawdę nieźle – scena ze starcem, akcja w klubie – dobre dialogi i fajne opisy. Tekst chwyta i wzbudza zainteresowanie, choć nie wiadomo jeszcze o co chodzi. Ale potem wszystko zaczyna sprawiać wrażenie, że przestraszyłaś się tego, jak bardzo rzecz może utyć i postanowiłaś się śpieszyć. Informacje czerpiemy głównie z infodumpów (które, powtarzam, czasem są niezbędne i nie należy unikać ich za wszelką cenę ani demonizować, a raczej starać się, by stanowiły jeno ułamek źródeł wiedzy o świecie), opisujesz wydarzenia, nie obrazy, oraz pojawiają się niewykorzystane wątki. Na przykład motyw Lunety – wałkowany już przez przedpiśców. Opisujesz go w sposób, który sugeruje (nawet jeśli takiej sugestii nie zamierzałaś) że facet będzie miał swoje, istotne dla fabuły, pięć minut. I rzeczywście, jakąś rolę odgrywa, ale gdybym nie przeczytał Twojego wyjaśnienia, to nie wiedziałbym jaką. A jeśli już naprawdę miałby mieć za zadanie jedynie "unaocznienie" potęgi przeciwnika, to trzeba było nie ograniczać się do zdawkowego skwitowania jego śmierci, a raczej pozwolić mu spektakularnie zginąć na oczach swoich ludzi (i czytelnika). Gwarantowane dużo większe wrażenie.

Albo pistolet, który znika ściany. Niby wiem, że służył temu, by pokazać, iż w jatce maczał palce ktoś o nieporównywalnie większych możliwościach, niż Stalowe Plomby, czy jak oni tam mieli, oraz że Szef zna tę broń, więc jest szemrany. Ale gdy wprowadzasz tak wyróżniający się gadżet i poświęcasz mu sporo uwagi, sugerujesz mi (choć może tylko mi) że ma on dużo większe znaczenie fabularne. 

No dobra, muszę się zrywać i dodać komentarz, bo piszę bezpośrednio na stronie fantastyki, a ta pożera baterię mojego telefonu, jak Nicość Fantazję. Wrócę później, bo chcę jeszcze trochę pomędzić.

Okej, pochwały też będą :-)

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Czy Jaskier jest młodszy, czy nie, nie ma to żadnego znaczenia.

To nie tak, chodziło mi o to, że jedną z cech wiedźmińskiej mutacji było spowolnienie procesu starzenia. W czasie, gdy Jaskier byłby dziadkiem, Geralt wciąż nie posunąłby się mocno :-) 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

No, już jestem :-)

Podsumowując – niezły tekst, dobry językowo, nienachalnie archaizowany, klimatyczny, z ciekawym pomysłem i interesującym przekazem. 

Ale powinien być, moim zdaniem, znacznie krótszy, mniej przegadany oraz nie tak jasny i oczywisty. Nie jestem fanem niedomówień, ale fajnie jest, gdy czytelnik może trochę pomyśleć nad treścią :-)

Aha, no i ten drobiazg, o którym wcześniej zapomniałem:

Wiedźmin się tak szybko nie starzeje. Ja wiem – Twoje opowiadanie, Twój Geralt i tak dalej. Ale korzystasz z konkretnej, znanej postaci o określonych cechach, umieszczasz akcję w konkretnym, stworzonym już dawno świecie. Więc Geralt powinien osiągnąć plugawą jesień życia zdecydowanie później, niż Jaskier. 

Niby pierdoła, ale przez całą lekturę mnie uwierało :-)

Pozdrawiam!

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Witam!

Ach, fajnie jest znów poczytać sobie teksty na Fantastyce, mięsisty komentarz zostawić, znów usłyszeć ten, jakże miły dla ucha, zgrzyt zębów wkurzonego autora, poczuć swąd palonych piór…

Ekhm, do rzeczy.

Jestem pewien, że czytałam poprzednią wersję tekstu, ale pamiętam ją słabo; tekst nie chwycił, chyba nawet nie dotarłem do zakończenia. Jest więc obecna postać opowiadania dla mnie świeżą – nieskażoną problemami reboota, czyli wtórnością i brakiem wyjścia naprzeciw wygórowanym wymaganiom, wynikającym z sentymentu do oryginału. 

Znaczy – czytało się przyjemnie :-) 

Tekst jest porządny, solidnie napisany, bez zgrzytów, kłujących me niewyrobione, czytelnicze ucho. Oko. Archaizmy zastosowane prawidłowo – budują klimat i budzą skojarzenia z wiedźmińskim pierwowzorem. Zresztą, doświadczonym autorem jesteś i z niejednej klawiatury już siódme kurze wydmuchiwałeś, więc nie dziwota, że opowiadanie wyszło Ci językowo i stylistycznie bardzo dobrze. 

No i podoba mi się pomysł na przekaz – stary, zmenelały wiedźmin jako symbol nostalgii za (no właśnie, nostalgii za, czy nostalgii do – nie mogę tego zapamiętać :-)) na wpół mitycznymi "dawnymi czasami", kiedy to wszystko było lepsze, jako przyczynek zrywu przeciwko Polskiemu… Tfu, to jest, chciałem napisać – Nowemu Ładowi; zrywu tyleż bezsensownego, co zgubnego w skutkach. No, może nie dla bohatera, który jednak dzięki całej hecy obudził się ze śmiertelnego, pijackiego marazmu. Tylko on tu coś ugrał, wszak świat nie zmienia się przecież na gorsze, to starcze, zasnute bielmem tęsknoty oko takim go widzi. A że w ogóle się zmienia to fakt, z którym nie da się walczyć…

Niejednoznaczność postaci to mocna strona tekstu. Trudno czuć sympatię do Geralta i Jaskra, z kolei antagonista, Tymoteusz, choć przedstawiasz go raczej nieprzychylnie, na zwykłego złola też nie wyszedł. Fakt, robotniczo-chłopską krwawicą się żywi, obszarnik jeden, lud pracujący miast i wsi (głównie wsi) wyzyskuje, ale postęp napędza, innowacje wprowadza, które będą owocować jeszcze długo po jego śmierci…

Ale.

Tekst jest okropnie przegadany. Poświęcasz mnóstwo czasu i miejsca na opis (bardzo dobry i obrazowy, a jakże) pożałowania godnej kondycji bohaterów, dublujesz ów opis słowami Jaskra, który przez kilka tysięcy początkowych znaków ględzi, jak fatalnie wygląda sytuacja, a potem jeszcze wprowadzasz Fulka, który po raz trzeci, apiać od nowa, że ongiś wiedźminowi była chwała, a teraz jest chała i tak dalej. Aż mam ochotę zębami zgrzytnąć: "Tak, wiem! Czytam o tym od dwudziestu minut, przestań ględzić i do rzeczy, Fulko (Autorze)!" Fulko rzeczywiście przechodzi wnet do rzeczy, ale robi to bawiąc się w socjologa i psychologa, szczegółowo nakreślając nastroje społeczne, fatalną sytuację Geralta i Jaskra (a jakże!) działania Tymoteusza i owych działań motywy, oraz mniej i bardziej dalekosiężne plany władyki. Po co? Aż tyle trzeba, by przekonać rozpijaczonego ramola, by siedział cicho i we względnym dostatku uprawiał orzechy? Czy może po to, by czytelnik miał pełny obraz sytuacji?

Wierz mi, to drugiej jest zupełnie niepotrzebne, wystarczająco wiele można wynieść z wydarzeń i opisów, których przecież nie skąpisz. Rozsądny czytelnik nie potrzebuje aż takiej łopatologii, a większość gadania bohaterów o łopatologię niebezpiecznie się obija. Czego niechlubnym ukoronowaniem jest Geralt, wygłaszający przaśne morały:

My, zwycięzcy! Ci, których wyzwoliłem, ochoczo pragną nałożyć sobie nowe jarzmo niewoli…

Rozumiem, że chciałeś dobitnie podkreślić przekaz oraz jasno przedstawić motywacje i sposób myślenia bohaterów, ale przegiąłeś. Ten skądinąd udany tekst mógł być naprawdę dobry, gdyby dokonać solidnych cięć, przede wszystkim na rozmemłanej tkance niepotrzebnej gadaniny.

Bo do scen dynamicznych nie mam zastrzeżeń – jest mocno, konkretnie i plastycznie, trochę jakby bardziej gore, niż u Sapkowskiego, ale to pasuje do ponurego klimatu całości. Opisy… Okej, tu też czasem przesadzasz. Ot, choćby kąpiel Tymoteusza – Geralt napada kąpiącego się faceta, do postaci owego pasowałoby, gdyby ten się aktywnie bronił. A do tego potrzebna jest broń. Więc starasz się uzasadnić i uprawdopodobnić sytuację, w której komes ma tę broń przy sobie. Tracąc czas i energię na wymyślanie i opisywanie tego, iż Tymoteusz wstydzi się brzuszka, więc nie całkiem się rozbiera, więc ma do czego przypasać ostrze, więc może mieć ową broń… Faktycznie, czytelnicy portalu uwielbiają czepiać się każdej pierdoły, ale obsesyjne wyjaśnianie każdego zjawiska i pomysłu w tekście razi sztucznością. Takie czasy i realia, panie, że bez kindżała do jeziorka ani rusz, bo jak nic jakiś utopiec wyskoczy, albo, co gorsza, rusałka. Co mnie obchodzi, na czym sobie facet kosę zawiesi.

Krótko mówiąc – cięcia sporo pomogłyby opowiadaniu. I jeszcze jedno, ale o tym później, bo telefon mi pada i muszę dodać komentarz, inaczej przepadnie…

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

O dyskusja trwa :-)

 

Widzisz zdarzają się szybkie kliki bez słowa komentarza…

Okej, tu masz rację, to ma sens, takie sprawdzenie jak tekst poradzi sobie bez wpływu znanego nicka, taki krok w górę hiperboli obiektywności oceny… Czuję nieuzasadnioną niechęć do anonimowego publikowania, ale nawet nosiłem się niegdyś z zamiarem przeprowadzenia pojedynku, nie takiego ogłoszonego i otrąbionego wszem i wobec w odpowiednim wątku, ale z cichacza. Wiedzą o nim tylko pojedynkujący się, w mniej więcej tym samym czasie publikują teksty jako anonimy i wygrywa ten, którego tekst w określonym czasie zdobędzie lepsze oceny, albo dalej zajdzie…

Chciałoby się zapytać, czy naprawdę uważasz zabicie pięciu osób za szlachetność i bohaterskość?

Zabijanie nigdy nie jest dobre. "Szlachetność i bohaterskość" miała wybrzmieć nieco przekoloryzowanie i ironicznie, ale wiadomo jak to jest ze słowem pisanym :-) Nie zmienia to faktu, iż uważam, że zwykły koleś z osiedla, którego głównym hobby są mecze i bójki, który robi sporo złego, ale bardziej przez porywczość niż bycie skończonym bydlakiem, najprawdopodobniej stuknąłby pięć osób, uratował syna, po czym wrócił do rodziny, zostawiając sprawę pięciu ofiar swojemu, nie tak znów wrażliwemu, sumieniu i nie myślał zbytnio o tym, że za X lat czeka go najprawdopodobniej piekło. Ja bym tak zrobił.

Natomiast Damian świadomie skazuje się na życie w ukryciu, na zerwanie jakichkolwiek kontaktów z rodziną i uratowanym synem, po to, by uzdrawiać i ratować obcych ludzi. To jest poświęcenie, i to z gatunku tych bohaterskich, czyli takich, o których nikt się nie dowie, nikt pomnika nie postawi, ba, raczej grubym słowem na wspomnienie rzuci. 

Tego mi w tekście brakuje, jakiegoś głębszego wejścia w głowę Damiana, które rzucałoby trochę światła i odrobinę choć motywowałoby niezwykłą decyzję, którą podjął "chłopak", jakim Damiana przedstawiasz. To oczywiście bardzo subiektywna opinia, ale uważam, że tekstowi przydałoby się więcej psychologii, bo teraz średnio kupuję postać Damiana.

No chyba, że on rodzinę i tak miał gdzieś, swoje życie też, dziecko ocalił, bo tak w sumie należało, mama go tak wychowała, a ratowaniem ludzi zajął się tylko dlatego, by spróbować wymigać się od piekła.

Ale to raczej wydumana interpretacja, bez podparcia w tekście :-)

 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Trzeba mieć jakieś hobby :-)

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Wracam, jak obiecałem :-)

Nie musi Ci się podobać, może Cię zniechęcać, to ludzkie, ale staraj się akceptować.

Jasne. Napisałem "zmień", bo to krócej, niż "uważam, że powinieneś zmienić", ale masz rację – może mi się nie podobać, lecz to Twój cyrk, Twoje małpy i Twój tekst, więc Twoja decyzja, jak się będzie nazywał. No i źle się wyraziłem; nie powinienem pisać, że zniechęca (bo to subiektywna, czytelnicza sprawa) tylko pozostać przy tym, iż myślę, że nie pasuje do treści. Bo niezależnie od tego, jak wyraziłby się Damian (oraz tego, co powiedział Diabeł – "Ale mnie wyruchałeś" czy jakoś tak) to tytuł pasuje do charakteru tekstu jak szalik Lecha do szyi Wrocławianina. Albo inaczej – to trochę tak, jakbyś napisał "Zbrodnię i karę" i zatytułował ją "Jak zajebać staruchę".

"Chłopak" – okej, rozumiem, przyjmuję. Po prostu odniosłem wrażenie, że Damian wydoroślał i przestał być "chłopakiem" jeszcze zanim spotkał Diabła, może jeszcze nie wtedy, gdy pojawiło się dzieko, ale z pewnością już, gdy zachorowało. 

Cóż, to, że słowo "chłopak" nijak nie pasuje mi do opisu Damiana, to… No właśnie, mi nie pasuje. Inni nie muszą mieć tego problemu.

No dobra, do rzeczy.

Motyw kontraktu z diabłem był oczywiście wałkowany na więcej sposobów, niż Jenna Jameson w ciągu całej swojej kariery. I Ty w dużej mierze powielasz ograne patenty. Choć są powiewy świeżości i to się chwali. O ile przedstawienie Szatana jako postaci z krwi i kości, kogoś, kogo może i nie da się lubić ale z pewnością można zrozumieć, nie jest jeszcze specjalnie nowatorskie, to już zakończenie, gdy stawiasz Diabła przed koniecznością beznadziejnej walki o przedłużenie istnienia nieuchronnie zanikającego zła, jest bardzo ciekawe. Można się oczywiście z tym zgadzać, lub nie – bo czy da się w miarę obiektywnie stwierdzić, że dzisiejszy świat jest mniej skażony złem, niż wczorajszy? Zważywszy skalę, populację? Kulturową, mieszającą się różnorodność? Polemizowałbym, ale to nie temat na krótki komentarz :-)

Ważne jest to, że tekst, który zaczyna się sztampowo, niespodziewanie zmierza w kierunku ciekawych przemyśleń i wniosków. To dobrze, nawet jeśli wciąż uważam końcową scenę za przegadaną, oraz nie kupuję postaci Damiana – facet, który ledwie odrósł (co sam podkreślasz) od gówniażerskich, kibolowo – knajpianych akcji nagle, bez żadnej walki, bez wątpliwości, bez błądzenia, znalazł w sobie tak nieprawdopodobne pokłady szlachetności, bohaterstwa i gotowości do poświęcenia? Trzeba było chociaż pokazać, że niezwykle trudno mu to przyszło, że musiał ze sobą walczyć bardziej, niż Vader w "Powrocie Jedi"… O czym to ja… Aha. Opowiadanie nie zachwyca, ale jest napisane porządnie, sprawnie, odrobinę zaskakuje i skłania do kilku pseudofilozoficznych przemyśleń. A to oznacza, że czas przeznaczony na lekturę absolutnie nie był stracony.

No i jeszcze jedno, tak z innej beczki:

Po cholerę ten Anonim? Nigdy nie zrozumiem chęci do anonimowienia….

Pozdrawiam!

 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Wcisnął dłonie w kieszenie i zacisnął pięści.

Nie jest to rażące powtórzenie (poprzednia wersja była dużo gorsza) ale można je zupełnie usunąć bez szkody dla wymowy zdania.

"Włożył dłonie w kieszenie i zacisnął pięści."

"Włożył" jest emocjonalnie słabsze, niż "wcisnął", ale samo "zacisnął pięści" ma wystarczająco silny ładunek, nie trzeba go już podbijać.

 

Iza położyła głowę…

Tutaj zbędny enter przed "Iza". Wystarczy zwykły akapit, niepotrzebna dodatkowa linijka odstępu.

 

Chłopak wyciągnął papierosy i odpalił jednego, tym razem nie poczęstował rozmówcy.

Kilkukrotnie nazywasz Damiana "chłopakiem". Oczywiście są sytuacje, gdy każdego mężczyznę, nawet wiekowego, można określić mianem chłopaka, ale tutaj, niezależnie od wieku Damiana, mowa jest i mężu i ojcu, który "chłopięce" lata (stadionowe bójki, knajpiane mordobicia) ma za sobą. Dlatego "chłopak" tu nie gra. Zwłaszcza, że to słowo nie jest dokładnym synonimem "mężczyzny" czy "faceta" , niesie trochę inne znaczenia i skojarzenia.

– Mógł pan zauważyć w toalecie albo gdzieś indziej – padła szybka odpowiedź.

Choć Damian był pewien, że kurtki nigdzie nie ściągał.

Ja bym to połączył w jedno zdanie:

"Mógł pan zauważyć w toalecie albo gdzieś indziej – padła szybka odpowiedź, choć Damian był pewien, że kurtki nigdzie nie ściągał."

Wcale nie było tak, jak pokazują w filmach, że tysiące myśli przelatuje przez głowę, że uciekasz, albo zaprzeczasz z przejęciem.

Wydaje mi się, że tak odrobinę zgrabniej.

 

A dokładnie między jedną łyżką zupy a drugą.

To zdanie niepotrzebne.

 

– Nie, nic z tych rzeczy. – Diabeł machnął ręką, bagatelizując sprawę.

No nie wiem w sumie. Przecież niczego nie zbagatelizował. Może lepiej:

" – Nie, nic z tych rzeczy. – Diabeł machnął ręką, jakby chciał zbagatelizować sprawę."

 

Słońce powoli chyliło się ku zachodowi.

Tu też niepotrzebna linijka odstępu.

 

– I co teraz będzie.

Znak zapytania, zamiast kropki, będzie lepszy.

 

No i jeszcze tytuł :-)

W obecnej formie pasuje raczej do wesołej, uliczno – chuligańskiej wersji klasycznej ludowej opowiastki w stylu ”Jak Antek Socha czarta wycyckał", niż do stonowanego, słodko-gorzkiego tekstu, który właśnie przeczytałem. Zmień, bo bardziej zniechęca do lektury, niż nakłania.

Mam też drobne zastrzeżenia co do kompozycji. Ostatnia rozmowa Damiana i Diabła jest za długa, skracałbym. Tam istotne są dwie rzeczy – wyjaśnienie czego dokonał Damian, oraz konkluzja dotycząca ilości zła na świecie. Natomiast wykład na temat spowiedzi bym sobie darował. W zupełności wystarczyłoby, gdyby pytanie Damiana o spowiedź zostało skwitowane krótkim "Trzeba być dobrym całe życie, nie ostatnie pół roku" czy coś w ten deseń. Rozpatrywanie, że jedni księża spowiadają bo to, inni bo tamto, a grzesznicy się boją, albo wierzą, albo nie wierzą nic do tekstu nie wnosi, tylko przedłuża.

Okej, na razie tyle, z ogólną opinią wpadnę niedługo. Teraz muszę dodać komentarz, bo klepię z komórki i zaraz mi się na pewno strona odświeży. A wszystko, co napisałem, pójdzie się, jak to ładnie określiłeś, ruchać :-)

 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Fajne.

Od technicznej strony oczywiście nie ma się do czego przyczepić. Cóż, Finkla to instytucja.

Fabularnie też mi się podoba, a przede wszystkim lubię pomysł na wirtuodrynę i konsekwencje jej stosowania. Rzecz wydaje się odjechana, ale to całkiem logiczny i prawdopodobny kolejny krok w rozwoju wirtualnego świata. 

Czego mi brakuje? Końcówki. Tekst kończy się kwestią Kniaziewicza, i niby wszystko zostało powiedziane, ale mam wrażenie, że opowiadanie urywa się, jakby zabrakło ostatniego akapitu. Jakiegoś opisowego, nie dialogu, czegoś, co ładnie by zamknęło, a może nawet spuentowało opowieść. Najlepiej przeskok do głowy Roksany, tak myślę. Jakiego charakteru przeskok, to już wszystko jedno. Może sugestia, że dziewczyna ma w owej głowie nieco więcej i może stać się graczem, nie pionkiem… No dobrze, bez życzeniowego gdybania :-), o takich rzeczach decyduje autor, nie czytelnik. Ale, niezależnie od jego treści, tam naprawdę brakuje ostatniego akapitu, z czysto kompozycyjnych względów.

Ale to drobiazg, opowiadanie jest finklowo udane. Nie może być inaczej :-)

(kurczę, w sumie fajnie byłoby przeczytać gniota od Finkli. I się poznęcać… Ech, marzenia… ;-)

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Tutaj tylko do uwagi thargone o niezgrabnym wstępie, jak u początkującego autora się odniosę.

Nie chodziło mi oczywiście o to, że niezgrabnie piszesz, tylko o to, że celowe napakowanie akapitu podtekstami sprawia, że brzmi on niezgrabnie, bo podteksty owe nie są czytelne. Dopiero kiedy już wiadomo o co chodzi w tekście, wszystko wskakuje na swoje miejsce. Ale pierwsze wrażenie to pierwsze wrażenie, rozumiesz. Może lepiej byłoby bez tych stęków i białych smug, strzelających z górnej części. 

Ale to w sumie pierdółka, więc się nie przejmuj :-) 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

To sobie sympatyczny kawałek wybrałem na zmartwychwstaniowy komentarz :-)

Co prawda pierwszy akapit wrażenia nie zrobił. Dziwnie niezgrabny wydał mi się ten opis lądowania, niby bez błędów, ale dobór porównań wprowadzał jakąś taką siermiężność, jak u początkującego autora. Potem było już lepiej, choć nie bez drobnych uchybień ( Jeroh zrobił znakomitą robotę, większość moich zastrzeżeń się pokrywa z jego sugestiami poprawek, więc nie będę powtarzał), czytało się całkiem nieźle. I już chciałem się ponabijać z klasycznej literówki ("Jizz!") gdy dotarło do mnie, że to wcale nie literówka, a cała scena lądowania wygląda jak wygląda zupełnie celowo.

Żeby nie było – i tak mi się nie podoba ów pierwszy akapit, świadomość seksualnych odniesień tegoż nie zmazuje wrażenia toporności opisu. Dałoby się lżej i subtelniej.

Ale nie będę mędził o drobiazgach technicznych, gdy smażę pierwszy komentarz od pół roku prawie. Skupię się więc na pozytywach. Otóż znajduję ten tekst wielce pozytywnym i optymistycznym. Niekoniecznie zabawnym, ale właśnie optymistycznym. Dlaczego?

Otóż w dobie niemal nieograniczonego i darmowego dostępu do porno, w czasie dominacji krótkich scenek z samą biologią i bez erotycznej otoczki, kompilacji jedynie najmocniejszych momentów, wszechobecnego homemade'u i tandetnej amatorki, taniości i ilości, przy których produkcje z czasów oryginalnego Rona wypadają jak niemal dzieła kinematografii, sugerujesz, że w niedalekiej przyszłości wciąż będzie miejsce na wysokobudżetową erotykę, wymagającą pracy, zaangażowania, pomysłu, oryginalnego settingu, konkretnej ekipy, tabunu techników i tak dalej, a ludzie wciąż chętnie będą za to płacić. A jeśli będzie profesjonalne porno, to będzie i profesjonalna muzyka, której nie można zrobić w domu na własnym pececie, tym bardziej będzie literatura, sztuki plastyczne, film… Ha, właśnie ukułem teorię – poziom pornografii odnosi się wprost do poziomu kultury społeczeństwa ;-)

No dobra, teraz bardziej serio. 

Rzecz jest nieźle napisana, dość pomysłowa, choć bez odkrywczych fajerwerków (seks z kosmitką? Była już porn-parodia Gwiezdnych Wojen, żeby przytoczyć najbardziej znane "dzieło") i uroczo nostalgiczna (nawiązania do czasów, gdy kręcenie porno było naprawdę kręceniem filmu, imiona postaci, nadmiar silikonu – ach te lata dziewięćdziesiąte!) i całkiem miła do czytania. Oraz, jak pisałem wcześniej, pozytywna. 

I to wystarczy, dzięki za parę chwil niezłej zabawy.

Pozdrawiam!

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Gratulacje dla wybranych!

I dla prawie wybranych też!

Chrościsko w loży, no nareszcie!

Oraz wielkie dzięki dla wszystkich, którzy oddali głos na mnie, choć się poddałem, zrejterowałem, poległem i od sierpnia przebywałem w muminkowej Dolinie Cienia i nawet na lożowe głosowanie się nie pojawiłem. Bardzo doceniam i wzruszon jestem!

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Dziękuję! :-)

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Dość zakrętasowa sytuacja w ostatnim czasie spowodowała, że nie mogę poświęcić wystarczająco dużo uwagi forum. Kurde, przez ostatni miesiąc praktycznie tu nie zaglądałem. Obawiam się więc, że muszę zrezygnować z funkcji dyżurnego. W tym momencie jestem użyteczny jak wartownik – somnambulik. 

Sorki. 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Okej, dzięki! 

W sumie wydawało mi się, że kawałek nudny. Do momentu złamania tempa i pojawienia się trąbki :-) I nagle okazało się, że jest ciekawie i dynamicznie. 

Natomiast ja będę wciąż podążał w dół, wąską ścieżką pozytywnego myślenia, do bagna dobrego samopoczucia. Tym razem będzie nie tylko pozytywnie, ale też słodko - Vision of Atlantis. 

Już ich kiedyś podrzucałem, ale to mój ulubiony przedstawiciel nurtu Eurowizja Metal :-) 

https://youtu.be/mNn_7COkKj0

 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

No, nie mogę powiedzieć, że czytało się źle. W zasadzie, to całkiem przyjemnie :-) 

Co prawda mam zastrzeżenia do języka. I sprawa jest dość trudna, bo gdyby chodziło o jakieś błędy, literówki, wtopy gramatyczne, które łatwo wychwycić i poprawić, to pół biedy. Ale w Twoim tekście są momenty… jakby to nazwać… Drobnych niezręczności, zgrzycików, miejsc, w których trudno wskazać konkretny błąd, ale coś jakby nie grało. Może szyk, może jakaś niezbyt fortunna konstrukcja, może niewłaściwie użyte słowo… Nie wiem od jak dawna piszesz i ile tekstów masz na koncie, ale dla mnie to wygląda jak styl kogoś, kto ma spory potencjał do pisania pięknego, zachwycającego formalnie, co więcej kogoś kto chce tak pisać, ale jeszcze brak mu doświadczenia i wprawy. Jak młody zespół, który nie brzmi najlepiej, ale doskonale słychać, że jeszcze jeden, dwa albumy i będzie wymiatał :-) 

Rzeczywiście, sporo tych opisów przyrody. Ma to sens, bo tworzy bardzo wyrazisty klimat: wakacyjna, łagodna sielanka, ale gdzieś tam, pod powierzchnią błękitnego morza, w głosach cykad czai się niepokój, smutek, odbicie zimnego dystansu, który narasta między Alexem i Aśką. Fakt, jest owych opisów za dużo w stosunku do samej akcji, więc nic dziwnego, że tekst może się czytelnikom dłużyć. Warto byłoby nieco zmienić proporcje. Ale jako niejasna metafora stanu ducha Aśki, sprawdzają się znakomicie. 

Gorzko autentyczna jest Aśka w swojej bierności i obojętności – woli śmierć Alexa niż konieczność konfrontacji i kłopot z rozstaniem, i odczuwa ulgę, gdy Alex umiera. Cholernie prawdziwa śmierć uczucia. 

Tylko kompletnie nie rozumiem zachowania bohaterów, zwłaszcza Alexa, po kontakcie z wiedźmą. Alex traktuje opowieści chorwackiego kolegi jako zabawny i niemądry folklor. Ale kiedy widzi nagą, nieprzytomną (prawdopodobnie martwą) kobietę na plaży, nawet nie myśli o wzywaniu policji, wszczynaniu alarmu, zgłaszania tego… Nie, po prostu z miejsca stwierdza, że wiedźma i już. Nieracjonalne, ba, idiotyczne, zwłaszcza w świecie nieskażonym magią, czy choćby tchnięciem realizmu magicznego… Okropnie psuje mi to odbiór całego tekstu, sprzedaje autentyczności opowiadania kopa prosto w klejnoty. Tak się, na Srygława i Twaroga, nie robi :-) 

Ale widzę, że pojawiło się w poczekalni Twoje nowe opowiadanie. Będę musiał zerknąć, bo talent widzę tu nielichy :-) 

Pozdrawiam! 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Pomijając wyłapane przez innych (i nie poprawione) babole, to czytało się całkiem nieźle. Lekko, luźno i ze swadą. Całkiem udatnie trzymałaś zainteresowanie czytelnika – chciałem dowiedzieć się o co w tym wszystkim chodzi. 

Jednak myślę, że byłoby lepiej dla tekstu, gdybyś poszła w klasyczny absurd, zamiast starać się wyjaśnić rzeczy "naturalnie". Niechby Agnieszka rzeczywiście powstała z martwych, druga Agnieszka pojawiła się w sposób nadnaturalny, a nie z bidula, niech jej zabójstwo nie pozostawi żadnych śladów w szkolnej toalecie… Wtedy całość można by było odbierać w sposób trochę symboliczny, trochę metaforyczny, a przede wszystkim mocno fantastyczny. W tym momencie tekst stoi w nieprzyjemnym rozkroku między fajnym, szalonym absurdem (kostnica, spotkanie drugiej Agi i rozmowa z rodzicami) a dziurawą logicznie i mało przekonującą opowieścią o niesympatycznej nastolatce, której przytrafiło się coś skrajnie nieprzyjemnego (zakończenie, wyjaśnienia). Stąd krytyka. 

Było się nie czaić i iść w totalne szaleństwo, to byśmy pokiwali z uznaniem :-) 

Pozdrawiam! 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Wiesz, że ja jestem trochę chory?

Yep, coś mi się obiło o uszy. Jednakowoż, biorąc pod uwagę Twoją zupełnie normalną aktywność na forum, nie uznałem, że powinienem Cię komentarzowo traktować inaczej, niż wszystkich innych użytkowników. Choć zdaję sobie sprawę, że – być może – typowe rady w stylu "cierpliwie szlifuj swój tekst" mogą być w Twoim przypadku średnio pomocne, bo taka mrówcza praca może kosztować Cię znacznie więcej sił, niż innych. 

Ale poważnie myślę napisać książkę o mojej chorobie

I jest to bardzo dobry pomysł, bo to może być kawał świetnej literatury. Zwłaszcza za te kilka lat, gdy będziesz miał już solidny, wypracowany warsztat. 

Pozdrawiam! 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Istotnie, babolki zostały. A szkoda, bo tekst króciutki, poprawić łatwo. Gdybyś zadbała o łagodniejszy wygląd, to nie straszyłby wspólokatorów. To znaczy czytelników. 

A ogólnie to mam jak Śniąca. Trochę neutralnie. Bo pomysł w sumie fajny, ale jego prezentacja nie do końca do mnie przemówiła. To jak w końcu jest – żywy jest bohater szorta, czy sam szort? Bo z zakończenia wynika, że bohater – te wszystkie Wiedźminy, Bagginsy, duchy i seryjni mordercy "mieszkający w naszych domach". Ale gdzie indziej piszesz, że to same książki (w tym wypadku powyższy szort) są żywe u świadome. To skąd ci bohaterowie w naszych domach? I dlaczego szort był pięcioletnim chłopcem (czyli utożsamia się ze swoim bohaterem)? 

No dobra, może niepotrzebnie drążę :-) 

To w sumie przyjemna lektura. Choć wskazane błędy naprawdę warto poprawić. 

Pozdrawiawiam! 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

To jeszcze linka popraw, bo na razie nie wiem na co patrzy :-) 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Okej, jakiś postęp jest. Styl jest porządniejszy, mało błędów (choć to też pewnie zasługa bety) zdania, choć wciąż wyrafinowane jak ręczny agregat omłotowy, nie ranią nadmiernie zgrzytami. Kompozycyjnie również rzecz jest bardziej przemyślana i nie przypomina już pierwszych literackich prób zafascynowanego horrorami późnopodstawówkowicza. Znaczy – da się czytać. 

Mimo wszystko pozostaje główny problem – czas. I cierpliwość. 

Są na świecie genialni muzycy, którzy pisywali symfonie w wieku pięciu lat albo potrafili zagrać solówkę na instrumencie, który trzymali pierwszy raz w rękach. Są i pisarze o talencie wrodzonym, "wgranym" przez bogów genetyki. Choćby Fun, który w pierwszym roku życia nie napisał polskiej odpowiedzi na "Buszującego w zbożu" tylko dlatego, że wolał buszować w cyckach. Takim może i łatwiej osiągnąć sukces, choć i tak nie obywa się bez ciężkiej pracy. 

Natomiast 99% pozostałych twórców musi na jakiś w miarę satysfakcjonujący efekt zdrowo zasuwać. A i tak zajmuje to lata. 

Ty z pewnością urodzonym talentem nie jesteś, więc musisz zapieprzać w pocie czoła. A zapieprzanie zaczyna się od polerowania i pieszczenia pojedynczego tekstu. Do czysta, do bólu, do obrzydzenia. Gitarzysta ma ćwiczyć tak, że na gryfie zostają krwawe ślady. Ty masz tak męczyć swój tekst, że dostaniesz wytrzeszczu jak Arnold w Pamięci Absolutnej, a staroegipscy balsamiści będą mieli z Tobą mniej roboty, bo mózg sam wypłynie Ci nosem. 

Po skończeniu tekst powinien odleżeć przynajmniej dwa tygodnie, to wiesz. Potem całość trzeba przeczytać, poprawić błędy i wyprostować krzywe zdania, ale nie tylko. Należy sprawdzić, czy bohaterowie nie zachowują się idiotycznie, czy nie ma dziur logicznych, czy emocje nie zblakły, czy są choć pozory autentyczności… Coś nie gra? To poprawiamy i znowu do lodówki na tydzień, dwa. A potem apiać czytamy i zastanawiamy się, czy tekst ma w ogóle ręce, nogi i sens. Nie bardzo ma? No to dupa. Na pochyłej patelni nawet Salomon nie usmaży, więc wyrzucamy w cholerę efekt naszej ciężkiej pracy, zaciskamy zęby i piszemy od nowa. Cierpliwie. Do skutku. 

Przechlapane, prawda? 

Cóż, wymagające hobby sobie wybrałeś :-) 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Mamy tu ani chybi do czynienia z tekstem w stylu retro :-) 

Użycie autentycznych postaci lub wydarzeń i dorzucenie fantastycznego elementu po to, by przedstawić czytelnikowi jakiś złożony i odjechany, ale prawdziwy naukowo problem, to wypisz wymaluj klasyka opowiadań SF sprzed kilku dekad. Pachnie latami siedemdziesiątymi i osiemdziesiątymi na dobre piętnaście parseków. Nie jest to jednak odgrzewanie pięćdziesięcioletnich kotletów, a raczej twórcze podejście w stylu, jaki samochodziarze nazywają "restomod" – reaktywacja klasyki z nowoczesnym sznytem i udogodnieniami. 

Na temat jakości tekstu rozwodzić się nie będę. Jesteś na specyficznym (i być może dość trudnym dla autora) poziomie twórczym – gdy autor taki napisze znakomity tekst, nie wypada krzyczeć z zachwytu, chwalić i bić gromkie brawa, tylko co najwyżej skinąć głową z uznaniem i stwierdzić, że wykonał dobrą, godną jego renomy robotę. Ale jeśli ma chwilową zniżkę formy i stworzy coś odrobinę słabszego… ;-) 

Zniżki nie ma, tekst jest coboldowo gładki i świetny w formie, bogaty w treść i zdradzający nieprzeciętną erudycję autora. 

Więc nie ma co chwalić.

Pozdrawiam! 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Cóż mogę powiedzieć… To bardzo sprawnie napisana, inteligentna zabawa motywami biblijnymi i mitologicznymi, pełna mniej lub bardziej ukrytych smaczków i sprytnych odniesień. 

Właściwie do niczego nie mogę się przyczepić – styl jest bardzo dobry, opisy obrazowe, bez abstrakcyjnego zadęcia, o co nietrudno w przypadku takiej treści. Rozwiązanie dostarcza czytelniczej satysfakcji :-) 

Zachwycać się nie będę, ale nie z powodu jakości tekstu, która jest wysoka; raczej przez moje przejedzenie biblijno-religijnymi retellingami i "originami". Oczywiście nie krytykuję Cię za pójście w tę stronę – w przypadku tak ograniczonej objętości tekstu użycie motywów i postaci funkcjonujących w świadomości każdego czytelnika (okej, nie każdy zna się na Mazdaiźmie, ale też nie wymagasz więcej niż pobieżnej wiedzy) to dobre posunięcie, bo odpada przynajmniej połowa roboty (i przede wszystkim miejsca) poświęconych na worldbuilding. 

Po prostu takie rzeczy nieco mnie zmęczyły (choć nie aż tak, jak odmieniane przez wszystkie przypadki i czasy ugrofińskiej gramatyki, nordyckie mity) Ale to zupełnie nie umniejsza wartości Twojego tekstu. Jest bardzo dobry :-) 

Pozdrawiam! 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Niezłe, niezłe :-) 

Zazwyczaj filozofowanie, zwłaszcza takie na wysokim C, z szalejącą ontologią i tak dalej, raczej mnie męczy. A jeśli tekst zasadniczo tylko do tego się sprowadza, to już w ogóle. Twój szort "czytał się" jednak zaskakująco dobrze. Trochę dzięki solidnemu warsztatowi oczywiście, trochę dzięki wprowadzeniu dynamiki (konkretny bohater, który do czegoś dąży) trochę przez to, że od początku czytelnik spodziewa się jakiegoś zaskoczenia, jakiegoś tłista. 

I gdy ów tłist następuje, mimo że spodziewany, odczułem satysfakcję – okej, takie gwałtowne sprowadzenie na ziemię, nagłe skrócenie skomplikowanego równania to zabieg znany i wielokrotnie stosowany, ale tutaj jak najbardziej na miejscu. 

Jest to więc tekst udany – dobrze napisany, odpowiednio skrojony kompozycyjnie, niegłupi, sprawiający satysfakcję. I fantastyczny w dobrym, nieco okdskulowym stylu. 

Jedna sprawa – nie wydaje mi się, że imię Maurice jest trafione. Zbytnio antropomorfizuje nieszczęsnego grzyba. To znaczy zdaję sobie sprawę z tego, że to celowe – Twoi zgrzybiali bohaterowie mieli być ludzcy – ale sam początek tak mocno sugeruje jakąś międzygwiezdną wyprawę z nie tak znów odległej przyszłości (bo przecież ktoś o swojskim imieniu Maurice nie może żyć w odległości milleniów; to swój chłopak, tu i teraz) że solidnie przyssałem się do takiego obrazu i cały tekst, aż do tłista, odruchowo starałem się przepuszczać przez filtr klasycznego settingu SF – długa wyprawa do innego systemu gwiezdnego poszła źle. Dlatego, gdy owe filozoficzne jazdy sukcesywnie pięły się na coraz wyższe poziomy abstrakcji, rosło we mnie zniecierpliwienie – o co, na Srygława i Twaroga, autorowi chodzi?! 

Na szczęście (jak pisałem na początku) długość tekstu, zwartość i pewna dynamika narracji spowodowała, że nie zdążyłem się zmęczyć, nim dotarłem do satysfakcjonującego zakończenia. 

To oczywiście pierdółka, ale fajny przykład, że jeden pozornie nieistotny szczegół (imię) może mocno wpłynąć na odbiór tekstu, wpychając umysł czytelnika w jakieś konkretne koleiny :-) 

W ogóle to proponowałbym, zamiast swojskiego Maurycego (właściwie czemu nie Zenek ;-)) użyć czegoś, co wprowadziłoby jednak pewien element obcości, co nie mówiłoby jednoznacznie, że mamy do czynienia z człowiekiem bliskiego zasięgu. Nie mówię oczywiście o "Ooonnghamuthpha", bo to przegięcie w drugą stronę, ale raczej o czymś, co nie jest imieniem (w każdym razie nie tak powszechnie rozpoznawalnym) ale mogłoby nim być. Coś w stylu nicka któregoś z tutejszych użytkowników, na przykład :-) 

Dobra, dość ględzenia o mało istotnych pierdołach. To bardzo dobry tekst i tyle. 

Pozdrawiam! 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

I znowu przychodzi mi tylko zgodzić się z tym, co napisali wcześniej komentujący. 

Pomysł jest całkiem niezły, ale na szorta, nie solidne opowiadanie, zwłaszcza takie, które składa się właściwie z referatu. Stylistycznie nie jest kiepsko, bo mimo praktycznego braku akapitów i jakiejkolwiek dynamiki w narracji tekst czyta się bez większych potknięć (pomijając interpunkcję – zadbaj o nią zwłaszcza, gdy lubisz konstruować długie i skomplikowane zdania).

Forma sprawia, że tekst jawi się zbyt rozwlekłym, długim i mało interesującym. Czytelnik dość szybko orientuje się do czego to wszystko zmierza i niezwykle trudno zmusić się do uważnego czytania monotonnego, historycznego wykładu, którego cały przekaz i treść można z powodzeniem zmieścić w jednym akapicie. Przeciętnej długości akapicie, ma się rozumieć :-) Popełniasz też typowe błędy "początkującego": liczebniki cyframi, zwroty do konkretnych osób (pan, pani itp) pisane wielką literą. 

Z pewnością umiesz budować poprawne zdania (pomijając interpunkcję) ale to za mało, by skłonić czytelnika do brnięcia przez ogromne bloki tekstu, zawierające w zasadzie tylko suche informacje. Do tego potrzebna jest maestria stylu i zdolność do zachwycenia samą formą. Czego trochę Ci jeszcze brakuje. Póki co, proponuję skupić się na dynamicznej narracji, dialogach i odrobinie akcji. 

Pozdrawiam! 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Z wielką satysfakcją (i z czystym sumieniem) oddam się mentalnemu lenistwu – nie muszę wymyślać komentarza, bo i tak nie dodałbym niczego do wyczerpujących opinii moich przedpiśców. 

Mają rację. To nie jest dobry tekst. I tak jak to najczęściej bywa w przypadku początkujących autorów, pomysł nawet całkiem niezły, ale wykonanie go kładzie. 

I to bardzo kładzie. Interpunkcja, styl, gramatyka, ortografy, źle dobrane słowa, brak dbałości. Wszystko. Cóż, czeka Cię jeszcze dużo pracy, bo tekstów w takiej formie i w takim wykonaniu publikować się nie da. Ale to nic. Dziesięć złych tekstów i w końcu będzie ten pierwszy dobry. Niemal każdy tak zaczynał, najważniejsze, to się nie poddawać! 

Pozdrawiam! 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Potwierdzam. 

Znaczy – jest pomysł. Ale prezentacja – zarówno oparcie tekstu na cytowaniu artykułu z portalu informacyjnego, jak i fatalne wykonanie – bardzo utrudnia odbiór. Myślę, że tekst należałoby napisać od nowa, być może poprosić portalowiczów o betę przed publikacją. Bo potencjał jest, tylko… No, warsztat niedomaga. Dużo jeszcze pracy przed Tobą, Anonimie.

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Rzeczywiście, jest miło i sympatycznie. Trudno tam doszukiwać się jakiejś odkrywczości i oryginalności, ale czytało się przyjemnie, gładko, a o jakieś zgrzyty się nie potykałem (zapewne przeszlifowałeś tekst po komentarzach przedpiśców) Fabuła prościutka, i faktycznie – jakoś wyjątkowo łatwo i sprawnie udało się bohaterom rozwiązać zagadkę kradzieży. Tyle, że w takiej objętości raczej trudno jest zaprezentować satysfakcjonująco złożoną, kryminalną fabułę. Do tego trzeba dwa, trzy razy dłuższego tekstu. W dwudziestu tysiącach znaków nie ma miejsca na mylenie tropów, wielowątkowość, wątpliwości i tym podobne. A wielu czytelników traktuje prostotę kryminalnej historii jako wadę. 

Mimo wszystko, jako opowiastka "feel good" tekst sprawdza się bardzo dobrze. No i podoba mi się to, że nie padają trupy – nic więc nie zakłóca lekkości :-) 

Ode mnie więc biblioteczny klik. 

A teraz jeszcze jedna sprawa. Rzecz ma charakter ogólny (będę ględził o banałach) zatem nie bierz tego co napiszę, broń Srygławie i Twarogu, jako krytyki swojego tekstu. 

Odnoszę się do znikomej ilości fantasy w fantasy – gdyby zmienić opisy bohaterów, użyć autentycznej lokacji (choćby nazwy rzeczywistego miasta) to tekst byłby właściwie taki sam. 

Istotnie, tak by było. I tak jak wspominałem, nie krytykuję powyższego tekstu za totalne podłożenie się pod brzytwę Lema (takie teksty jak Twój mają swoje miejsce i czytelników) ale pojawia się tu wrażenie (być może tylko moje) pójścia na łatwiznę i lenistwa. Bo można napisać tekst bez orków, goblinów, krasnoludów i tym pobobnych, bez niepotrzebej (w tym wypadku) fantastyki, wymyślić kryminalną intrygę, umieścić akcję w konkretnym okresie, gdzieś w późnym średniowieczu, oraz w prawdziwym mieście… i byłoby super. Tyle, że trzeba by było trzymać się realiów, zrobić solidny risercz, dbać o autentyczność szczegółów, żeby jakiś miłośnik historii nie zwymyślał autora od ignorantów, słowem – odwalić kawał roboty. Tylko po co, skoro wystarczy parę zdań o krasnoludach i smokach, i mamy quasiśredniowiecze zamiast średniowiecza, nikt więc złego słowa powiedzieć nie może. 

Stąd bierze się (w dużej mierze stąd, ale nie tylko) lekceważący stosunek wielu czytelników do "generic fantasy". I tu leży trudność w tworzeniu naprawdę dobrego fantasy – przekonać czytelnika, że autor nie idzie na łatwiznę. 

Oczywiście w przypadku takiego tekstu jak Twój – lekkiej, krótkiej, niezobowiązującej historyjki rozrywkowej – rzecz nie ma większego znaczenia. Ale odnosi się niestety do całych tysięcy poważniejszych i większych "dzieł", mocno zaniżając poziom lubianego przeze mnie, typowego, posttolkienowskiego fantasy. 

Należy więc dbać, by fantasy nie było tylko leniwą wersją literatury historyczno-przygodowej, ale miało do zaoferowania coś, czego inne gatunki nie mają. 

Pozdrawiam! 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

O, dobrze, że jesteś, bo już robiło się bardzo intymnie, japkowiczowo – targonnie :-) 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Tym razem, dla odmiany, coś pozytywnego. Bo w poniedziałkowy poranek każdy powinien być pozytywny. Emocjonalnie oczywiście, nie – dajmy na to – mikrobiologicznie. 

Kabanos – Buraki. 

https://youtu.be/skPjiSzR9n4

 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Dziękuję, Tsole! 

Skoro pojedynkowy żarcik okazał się udany pod względem pomysłu, to może uda mi się w końcu coś na poważnie napisać :-) 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Ano, legenda :-) I jeden z wyjątków potwierdzających regułę, że irlandzka scena miała (ma) niewiele do zaoferowania :-) 

Lata temu byłem na koncercie Sunn0))) w małym klubie. Rzeczywiście, przypominało to trochę masaż rdzenia kręgowego :-) Choć muszę przyznać, ze najfajniejszą rzeczą, jaką zrobił Stephen O'Malley jest Burning Witch. Żałuję, że nie pociągnęli tematu. 

https://youtu.be/ugDT_5wxSpo

 

No i, kontynuując wątek "Życie jest piękne": Moonspell – Future is dark

https://youtu.be/lCu5mlHFs5s

 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Dzięki ANDO. Bardzo się cieszę, że widzisz plusy, mimo że to nie Twoja bajka :-) 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Coil znałem wcześniej tylko z nazwy, ale teraz pewnie zainteresuję się bliżej. Fajny kawałek, rzeczywiście depresyjny, a folkowa nuta nadaje mu odrobinę rytualnego, prymitywnego brzmienia. (bardzo odległe) skojarzenia z lubianym przeze mnie Myrkur. 

Okej, pozostajemy w krainie łagodności i kryzysów egzystencjalnych. 

Wyjaśnienie, dlaczego takie miałkie mędzenie tak bardzo mi się podoba, wymagałoby napisania opowiadania, albo szorta przynajmniej. Dlatego nie będę niepotrzebnie strzępił kciuków. 

 

Aleah – My Will 

https://youtu.be/OM1w-oe_ois

P. S. 

Nie pomyślałem o tym dodając tę piosenkę – wokalistka też nie żyje, ale nic tak buntowniczo-rockandrollowego jak wypadnięcie z balkonu. Orydynarny rak. Album złożony do kupy przez jej partnera z ponagrywanych tu i ówdzie kilka lat temu kawałków. 

Sie depresyjnie zrobiło. 

 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Jeśli wolno mi się wypowiedzieć za Tarninę – cała przyjemność po naszej stronie, Asylum! 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

I pewnie każe mi napisać sto razy "Rzymianie do domu!" 

 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Dziękuję za rozbudowany komentarz, który, w klasycznie CMowym stylu, rozmachem przyćmiewa komentowany tekst! 

To bardzo deprecjonuje Twoją pracę, wysiłek, który włożyłeś w napisanie tego szorta i wszystkie elementy, które zdołałeś w nim zawrzeć.

Niezupełnie się zgadzam.

Właściwie – zupełnie się nie zgadzam. Zwłaszcza, że napisałeś wcześniej:

To jest chyba pierwszy tekst pojedynkowy, jaki mam okazję czytać, gdzie udało się ukryć pośpiech. Tego tu kompletnie nie widać. Opowiadanie wydaje się być przemyślane w każdym calu, skrojone pod limit. Żadnych widocznych cięć, dróg na skróty.

Nie przepadam za szortami. Czytanie szortów rzadko sprawia mi przyjemność, a pisać ich (wciąż tak myślę) nie umiem. To przez ograniczenia objętości, które są dla tekstów jak Żniwiarze dla galaktycznych cywilizacji. Zatem to co napisałeś oznacza, że odniosłem sukces i żaden wysiłek i praca nie poszła na marne. 

Że w pamięci pozostaje jeno zartobliwy wydźwięk… Cóż, pomysł na tekst taki właśnie był. Wykorzystać "czepliwość" muzyki, oraz motyw piosenki tak złej, że potrafi zepsuć wszechświat. Nic głębokiego ;-) Cała reszta pojawia się głównie dlatego, żeby jakoś w miarę sensownie "zaistnieć" ów pomysł. Nie dziwię sie więc, że nic większego w pamięci nie zostaje. Właściwie sam fakt, że coś jeszcze tam dostrzegłeś, nawet na chwilę, to powód do mojego zadowolenia.

A przede wszystkim mam nadzieję, że ten skromny, acz w miarę udany szort slingszotuje (o, fajne słowo wymyśliłem) moje motywacje do "normalnego" pisania. 

Pozdrawiam! 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Obawiałem się trochę, że wpadnę w pułapkę zbyt wysokich wymagań, jak w przypadku tekstu Szyszkowego z poprzedniego miesiąca. "Bardzo dobry tekst, no ale to przecież Szyszkowy, to powinno być coś więcej." Popatrzyłem na opowiadanie przed pryzmat autora, dałem NIE (czego żałuję) ale na szczęście tekst i tak piórko dostał. 

Dlatego podchodziłem do "Siania" jak pies do jeża i długo się zastanawiałem co zrobić. 

Choć tekst nie jest najnowszy, bezbłędnie da się rozpoznać znakomity, dojrzały, funowy styl – opowiadanie ubrane jest w zdania zdałoby się oszczędne, ale tak bogate w treść i eleganckie w formie, że aż dziw bierze, iż autor nie ma co najmniej trzydziestoletniego doświadczenia pisarskiego. 

Opowiadanie to również przykład jak napisać dobrą obyczajówkę. Wymyśloną fabułę i postaci podbija się tu i ówdzie kilkoma prawdziwymi, odautorskimi wydarzeniami, wspomnieniami i emocjami, i w rezultacie mamy poczucie autentyzmu jak się patrzy ;-) 

Do końca zadowolony jednak nie jestem. Nie przez skojarzenia z Shepardem – wychowałem się na fantastyce lat osiemdziesiątych, do tekstów z tego okresu mam podejście sentymentalne i z pewnością siedzą mi w głowie mocniej, niż większości czytelników, automatycznie wszystko do tamtych opowiadań porównuję – więc nie mogę odmówić Twojemu smokowi dużej dozy oryginalności. To raczej przez dwie inne sprawy. 

Po pierwsze – stosujesz tu zestaw ogranych, obyczajówkowych chwytów. Nostalgiczna podróż do dzieciństwa, zwłaszcza w wakacyjne rejony, odpala u większości czytelników konkretne skojarzenia. A potem dziecko przestaje być dzieckiem, zmienia się (na gorsze) i rzeczywistość się zmienia; a może po prostu okazuje się inna (gorsza) widziana oczami już dorosłego. Klasyk, panie! Doceniam oczywiście smaczki, takie jak zaskakująco mocna scena z szesnastoletnim Wojtkiem i Sarą, w lesie, po pogrzebie kuzynów, nie potępiam też używania w rozrywkowej literaturze typowych motywów – na zasadzie prostej prawdy, że najbardziej podobają mi się piosenki, które znamy – ale cała warstwa obyczajowa sprawia wrażenie skrojonej ze standardowych patentów po to, by wywołać u czytelnika takie a nie inne emocje. Powtarzam – to wcale nie jest złe (zwłaszcza, że wykonane w świetnym stylu) ale w zestawieniu z, było nie było, niezwykle ciekawym i oryginalnym pomysłem na smoka jednak odstaje. 

I druga rzecz – zakończenie. Tutaj niezbyt odpowiada mi forma – o ile pigułkowo streszczeniowe wstawki z międzywakacyjnych, międzysmoczych okresów życia Wojtka są jak najbardziej na miejscu – dynamizują tempo narracji, poza tym inaczej by się dało, chcąc opowiedzieć założoną historię i zachować rozsądny rozmiar tekstu, to zakończenie, w takim samym, skrótowym stylu, gdzie bohater wymyśla sobie skomplikowaną teorię na temat pochodzenia smoka i po prostu prezentuje ją czytelnikowi jak bezdyskusyjną prawdę, robi wrażenie, jak gdyby autorowi się już odechciało i zapragnął tekst szybko i sprawnie zakończyć. Na charakter owego zakończenia też kręcę nosem. Okej – taki jest autorski pomysł i trudno się z nim kłócić, ale przez cały tekst konsekwentnie budowała się (zamierzenie czy nie) atmosfera… jak by to nazwać… metafizyki, metafory, która została zupełnie rozwalona tym smokiem z krwi i kości pod polaną. Uważam, że niedopowiedzenie, że niepewność, zarówno Wojtka jak i czytelnika, co do tego, czy ów smok naprawdę istniał, zrobiłaby tekstowi dużo dobrego. 

I w rezultacie wygląda na to, że będę głosował NIE. Być może znów nie umiem podejść do tekstu "na czysto" i wpływ na werdykt ma osoba autora, ale w porównaniu do (świeżo przecież w mojej pamięci) tekstu o klaunie, opowiadanie o smoku i kwiatach wypada bladawo. Cóż, w końcu – w świetle niedawnej dyskusji – wybieramy najlepsze teksty portalu, nie danego miesiąca. Sumienia sobie więc za bardzo tym NIE nie obciążę. 

Pozdrawiam! 

 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Cóż, naturalnie cieszę się z wygranej, ale gdy przeczytałem Twój tekst, jeszcze przed pierwszymi głosami, to mina mi zrzedła. Jest lepiej napisany niż mój, płynniej, ładniejszymi zdaniami, w których czuć rytm, melodię. Może i u mnie sam pomysł bardziej wykorzystywał muzykę, ale u Ciebie muzyka siedziała w stylu, w samej konstrukcji tekstu, na poziomie zdania. 

I gdyby nie tajemnicze, balkonowo-pawlaczowe wory, to zapewne zebrałbym zdrowe cięgi. Tym bardziej pokłony dla Cię, że zgodziłaś się w zabawie wziąć udział. 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Wielkie dzięki wszystkim czytającym, oczywiście niezależnie od tego, jak głosowali :-) Tym bardziej się cieszę, bo szorcik ten może sprawić, że się w końcu zawezmę i napiszę coś prawdziwego. Najwyższy czas. 

Muszę przyznać, że byłem zaskoczony wynikiem, bo zdawałem sobie sprawę, że zakończenie może wszystko popsuć. Rzecz w tym, że wymyśliłem je sobie dużo wcześniej, niż zacząłem obijać się o limit. Właściwie to nawet najpierw było zakończenie, a potem dopisałem resztę :-) 

Choć gdybyśmy ustalili sobie limit na dziesięć tysięcy, to pewnie rozpisałbym je solidniej i głębiej, więc efekt nie byłby jak końcówki wersji demo. 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Thargonie Waleczne Serce ;)

Żarty na bok – stanięcie przeciwko Tarninie wymaga odwagi! 

I wielkie dzięki dla niej, za ochocze wzięcie udział w zabawie, mimo czasoprzestrzennej ciasnoty, z jaką musiała się borykać. 

Jeszcze raz dzięki wszystkim za czytanie i głosowanie! 

My chyba mamy zaległy rewanż nawet

Ano mamy. Choć po ostatnich wcirach od Ciebie to nie wiem, czy tak odważnie będę stawał :-) 

Trzydziestominutówka jest fajna, bo da się to rozegrać w czasie rzeczywistym właściwie. Ale każda inna forma (nie, rymy jednak odpadają) też pasuje :-) 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Wielkie dzięki. Przyznam, że bałem się Tarniny.

Wygląda w ogóle na to, że jestem najczęściej pojedynkującym się użytkownikiem.

Zatem:

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Aha, najważniejsze – coś, na co z pewnością wszyscy czekali. Albo i nie. 

Muzyka duszy należy do Tarniny, a Muzyka sfer do Thargona. 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

No dobra, północ, nawet ta nieco naciągnięta, minęła. Czas dokonać ostatecznego podliczenia punktów:

Muzyka duszy 4 2/3

Muzyka sfer.    16 1/3

 

SF (z mocno umownym S) wygrywa z fantasy. Technika pokonała magię. Rewolwer wygrał z mieczem. 

 

Ale oba teksty były bardzo dobre i chwała obu pojedyntakantom. Dualistom. Duelistom. No, wiadomo komu. Tarninie i Thargoninie. 

 

 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Dzięki za głosy na ostatnią chwilę! Północ za dwadzieścia minut (subiektywnie, ale co tam, nie precyzowaliśmy, czy chodzi o moją północ, czy tarninią północ) to jeszcze te dwadzieścia minut poczekamy. 

U Kam_mod to pewnie będzie coś około 5842 godziny, bo tyle trwa doba na Wenus, czy gdzie ona tam teraz jest… Więc czasu mamy dostatek :-) 

EDIT (23.50): dziesięć minut :-) 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Nie powinno się jeść po północy. Od tego rośnie <3

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

A pewnie, że można! 

Właściwie to nawet czekamy na Wilka, ale gdzieś go ponieśli… 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

A zatem czas na przedostatnie podsumowanie! 

Niecałe trzy godziny do Grande Finale! Finalissima Monstrosa! 

Kto nie czytał, ten biegusiem do lektury. I do urny, ma się rozumieć! 

 

Muzyka duszy 3 2/3

Muzyka sfer     15 1/3

 

Niby wszystko jasne, ale czyż nie znajdziesz w Sodomie choć dziesięciu sprawiedliwych? Znaczy, ekhmm.. Dwunastu fanów fantasy na portalu? 

Do roboty! 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

OK, spróbuję podkreślić, że wilki wcale nie są dobre. Ale nie widzę dobrego miejsca na te demonstracje…

W tej chwili języczek wagi rzeczywiście jest po stronie "dobre wilki, przyjaźń, zły leśniczy" I niby można starać się go przesunąć – na przykład zaznaczając, że wilki polowały też na owce, więc leśniczy nie strzelał do nich dla zabawy, albo mocniej sugerując, że śmierć Kurtki wcale nie musiała być efektem niepowodzenia planu… Ale łatwo przesadzić i wtedy z pewnością wielu czytelników narzekałoby, że wszystko zbyt oczywiste. 

Taki trudny balans sobie wymyśliłaś, to teraz masz ;-) 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Mama nie sprecyzowała na czym polega dźwiękowe okropieństwo jego śmiechu, ale obawiam się, że oto mamy właśnie pierwszą recenzję: "Ależ te bałwany bzdury powypisywały!" 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Ale z zabawnością to chyba próbujesz mnie wkurzyć. ;-)

Tak :-) 

Druga forma Syndromu Finklinskiego – człowiek pisze serio, a czytelnicy się śmieją. Pisze żartobliwie, a oni, że dramaty jakieś :-) 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

No, fajna baśń. I fajny tekst. Jak to u Finkli – lekko, intigentnie i zabawnie. 

No dobra, może niezupełnie zabawnie :-) A i ciężar jest, trup się ściele i to nawet niejednoznaczny moralnie. 

Do samego końca kręciłem nosem – oj, dała się Finkla ponieść eko-hippie-Gaja-rządzi-ach-jakie-te-wilki-wspaniałe-wolne-niezależne-mądre-istoty pierdołom i przyzwoitego Czerwonego Kapturka na New Age przerabia. Bleee. 

I w pierś uderzyć się musiałem, moja mea culpa, żem we Finklę zwątpił, albowiem zakończenie bardzo ładnie (i dramatycznie, że ho, ho – a Thargony lubią dramatyzm) uwypukla to, co przez cały tekst mi umykało; że przewrotność tego tekstu nie polega na zamianie dziewczynki na chłopczyka, babci w dziadka oraz czarnego charakteru w biały, białego w czarny i vice versa, ale na rozmyciu zerojedynkowego charakteru europeskiej baśni w dalekowschodnią szarość (a właściwie kolorowość) Nikt nie jest jednoznacznie dobry ani zły, nie ma stuprocentowej racji ani zupełnie nie błądzi. Nieźle. 

Jeśli miałbym się czepiać… A właściwie nie będę się czepiać. Przy piorkowch głosowaniach muszę się czepiać, więc teraz odpoczywam :-) Bo chciałem napisać, że niezupełnie czyste zamiary wilków nie zostały należycie wyeksponowane, bo dopiero po zakończeniu lektury (a i nie od razu) dotarły do mnie intencje watahy. Ale z drugiej strony, gdy tak teraz o tekście myślę, śladów było tam sporo, tylko tropiciel ze mnie do bani. I za bardzo zafiksowałem się na opcję "pry, Finkla pisze poprawnego politycznie, genderowo, światopoglądowo i ekologicznie Czerwonego Kapturka. Zgroza!" żeby je dostrzec i właściwie zinterpretować… Ale jak pisałem, żadnego czepiania się. Bardzo niezły tekst! 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Do mnie też dotarły. Książki oczywiście, nie stokrotki i koniczynki. I właściwie nie do mnie, tylko do taty, ale to dobrze. Tata właśnie czyta i podobno (według słów mamy) okropne się śmieje. A to już nie wiem, czy tak dobrze. 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Te czerwone serduszka w poście Reg, oglądane z pewnej odległości, układają się w klasyczne terminatorowe (regulatorowe) "I'll be back" 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

ETA: A tak wyglądaliśmy z Thargonem :D

Dokładnie tak. Jeśli ktoś nie miał przyjemności poznać nas na żywo, to już przynajmniej wie, jak wyglądamy (Thargone to ten z blond fryzurką, żeby nie bylo wątpliwości) 

A smyczek Tarniny jest najlepszy na świecie. 

 

Ale do rzeczy: kolejne podsumiwanie.

 

Muzyka duszy       3.666666677

Muzyka sfer           3 20646/1998

 

Czyli mamy właściwie remis. Bo kto by się przejmował tym, co po przecinku. 

 

I raz jeszcze dziękujemy wszystkim czytającym i głosującym! A Ci, którzy jeszcze nie czytali i nie głosowali – do roboty! Czas do północy w niedzielę. 

Zegar tyłka! 

 

 

EDIT:

Tyka, psia jego mać! Gupia ałtokorekta. 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Chyba sobie posłucham tego więcej.

Cóż, to raczej odstający kawałek, bo reszta jest zdecydowanie wyraźniej blackmetalowa :-) Choć sporo tam jakby punkowej/coldwave estetyki (Siekiera?) 

I masz rację co do inspiracji – w innych kawałkach pojawiają się nawet cytaty z Manaamu i Republiki :-) 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Dobra, tym razem łagodnie. Co nie znaczy, że lekko i przyjemnie. Ale czasami trzeba utytłać się w brudzie. 

Gruzja – Kamera Dionizosa 

https://youtu.be/CHci09hlAu0

 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

A żeby Was pogięło z tymi ułamkami. 

No dobra, ile to będzie… 

 

Muzyka duszy 2 2/3

Muzyka sfer.    10 4/3     a nie, zaraz…   11 1/3

 

 

 

 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Kawał tekstu! 

Znaczy, dobry kawał tekstu. 

Właściwie – kawał dobrego tekstu! 

Od strony estetycznej to majstersztyk. Pokazujesz pomysłowy, nieprawdopodobnie bogaty świat o niemal onirycznym pięknie, przy pomocy spokojnej narracji i stonowanego stylu, świetnie pasujących do nieśpiesznej wędrówki bohaterów. Jest tam odrobina poezji – ale tylko odrobina, tak dla nastroju, bez żadnych wydumanych metafor. Niby oszczędnie, ale niebywale plastycznie, nie miałem najmniejszych problemów z dokładnym wyobrażeniem sobie opisywanych miejsc. Brawo. Znać profesjonała :-) 

Reszty nie kupuję. 

Gdybyś w jakiś sposób ustalił na początku zasady gry, gdybyś w jakiś sposób dał czytelnikowi do zrozumienia, że oto wkraczamy do krainy baśniodziwności, gdzie próżno szukać zasad opartych o naszą rzeczywistość… Albo skonstruowałbyś bohaterów, którzy są z tym baśniowo-onirycznym światem bardziej związani, są tam "u siebie" i wiedzą jak działa, to mógłbym spokojnie cieszyć się Twoją pomysłowością w kreowaniu czegoś obcego, innego, nieprzystającego do oczywistych ram. I nie czekać na wyjaśnienia. 

Ale stworzyłeś postaci, które są ludźmi, myślą jak ludzie, zachowują się jak ludzie, a o świecie, który przemierzają, wiedzą niewiele więcej niż czytelnik. Są z innej, "naszej" rzeczywistości. Co więcej przez cały czas podkreślasz, że świat jeszcze nie tak dawno wyglądał zupełnie jak nasz, tylko COŚ zaszło. No i jeszcze klasyczny chwyt z podróżą… 

Zupełnie naturalnie nastawiłem się więc, że razem z bohaterami będę odkrywał przedziwną i smutną (ale piękną) rzeczywistość, że dowiem się co w tym świecie zaszło, że (w ograniczonym zakresie – nie wymagam kawy na ławie) poznam zasady rządzące Twoją kreacją. 

Tymczasem świat coraz bardziej odjeżdżał w surrealizm, pojawiały się coraz to nowe, mgliście zarysowane elementy (ludzie w podziemiach, zamki w chmurach) a ja coraz bardziej tupałem z podekscytowania, nie mogąc doczekać się momentu, gdy autor pozwoli, przepraszam za obrazowe porównanie, zerknąć sobie pod spódnicę. Niezmiernie więc się ucieszyłem, gdy narracja przeskoczyła do Oku… 

No i lipa. Dostałem tylko niedookreślone bóstwa, które kierując się niezrozumiałymi dla mnie motywami robią niezrozumiałe rzeczy, poddając ludzi jakimś próbom w bóg wie (dokładnie!) jakim celu, w świecie, który rządzi się sennymi zasadami i logiką. 

Oglądanie Twojej rzeczywistości było fascynujące, bohaterowie, mimo ich prostoty i pewnej "typowości" ciekawi i żywi, ale poczucie niedosytu na końcu było jak półświata. Nie tyle nawet niedosytu – gdzieś w latach osiemdziesiątych, jako kilkulatek, dorwałem nagrane na VHS jakieś anime, z takich raczej niekoniecznie dla dzieci (nie, nie hentai :-)) Zapowiadało się fantastycznie – nieziemsko animowane, kolorowe, normalnie kosmiczny pokaz fajerwerków. Oczywiście niczego nie zrozumiałem i na końcu zostałem z nieprzyjemnym uczuciem, że ktoś mnie zrobił w bambuko. 

Powiem tak – jeśli to fragment powieści, to owacje na stojąco i ochota na więcej. Jeśli to zamknięta całość, do której nie masz zamiaru wracać, to mina skonfudowanego kilkulatka. 

I teraz czeka mnie trudne zadanie. Bo tak jak nie bardzo należy winić twórców owego anime za to, że nie wziąłem się za Wilka i Zająca, tak może i Ciebie nie powinienem winić za to, że spodziewałem się innej gry, oraz że nie bardzo dotarła do mnie złożona warstwa symboliczna i emocjonalna tekstu. Być może, zupełnie poza wrażeniem, jakie odniosłem, tekst jest genialny, a nieodkrywanie kart na końcu to śmiałe wystąpienie poza utarte schematy fantastyki. Muszę to ocenić i mam na to czas do osiemnastego :-) 

Pozdrawiam! 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

No to kolejnego podsumowowywuwanie:

 

Muzyka duszy 2 1/3

Muzyka sfer     9 2/3

 

Czytajcie, a podziękują Wam! Głosujcie, a będzie Wam dane! 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Nowa Fantastyka