Profil użytkownika


komentarze: 39, w dziale opowiadań: 39, opowiadania: 28

Ostatnie sto komentarzy

Jutro Wielkanoc, więc trafiłam akurat na dobry tematycznie tekst :). W opowiadaniu jest kilka bardzo trafionych żartów słownych. Tekst lekki i przyjemny, ale posiada swój niewątpliwy (mocno “jajeczny i chrzanowaty”) urok ^^.

 

[…] a ten – ujrzawszy przypatrującego mu się wielkimi oczyma szaraka, który z pyska toczył pianę (o smaku mięty i eukaliptusa) – tak się przestraszył, że rzucił we mnie swoim koszykiem i uciekł. Kosz ten stał się moim trofeum, a wkrótce też i znakiem rozpoznawczym.

Ten fragment jest super, nie mogłam się nie uśmiechnąć. Bohaterski zajączek, ot co! ;)

Ekscytujące, zdecydowanie wciąga. Podoba mi się język, sposób w jaki formułujesz opisy dotyczące wrażeń węchowych i czuciowych. Spodziewałam się nieco więcej dreszczyku, ale opowiadanie jest godne uwagi; ma w sobie nutkę czegoś drażniącego i z małymi pazurkami, które wczepiają się w umysł mieszaniną niepokoju i prostego pytania: A jak ty zachowałbyś się w sytuacji głównego bohatera?

 

Pozdrawiam i chyba z ciekawości sięgnę do Twoich innych tekstów, Cieniu Burzy ;).

Bardzo dobre opowiadanie, choć na początku nie byłam zbyt przekonana do dalszej lektury. Jednak akcja rozwinęła się wartko i okazała się wciągająca. Ciekawy kontekst i to w jaki sposób scaliłaś całą treść. Ciekawie dobrana problematyka.

 

Ja jestem raczej za upiększaniem języka, a przez to unikaniem wulgaryzmów itp. – jednak “barwne” wypowiedzi są chyba zjednoczone z postaciami krasnoludów w Twoich opowieściach, Emelkali, więc nie powinnam się czepiać ;).

 

Zdecydowanie na plus :).

Kolejne nowe spojrzenie na jedną z ciekawych baśni, tym razem ze zbioru Andersena. Włączenie do akcji Uri i rozwinięcie wątku z wcześniejszego opowiadania nadało całym wydarzeniom ekscytującego smaczku. Dodatkowo – w końcu miałam swój motyw ludzkiej słabości Yasy, co ciekawe przyczyną tego była Rosa.

Dopiero w tym opowiadaniu poznałam Rosę (przegapiłam „Zakonną – Mediację”, więc będę musiała to nadrobić). Nie wiem czy cenisz sobie twórczość Sapkowskiego, Emelkali (w końcu autor „Wiedźmina” również czerpie inspiracje z niektórych baśni), ale mam wrażenie, że relacja Yasa-Rosa-Likal jest łudząco podobna do relacji Geralt-Yennefer-Ciri (szczególnie Likal i Ciri są niezwykle podobne z charakteru i obie były silnie związane ze swoimi opiekunami). Uczuciowy związek między Rosą a Pierwotnym jest dla mnie dosyć pokrewny do relacji jakie panowały między Geraltem a Yen, tyle, że czarodziejka wykorzystywała wiedźmina i grała na jego uczuciach, natomiast Rosa wydaje mi się o wiele uczciwsza i w moim mniemaniu jest postacią pozytywną, czuję do niej pewną sympatię, lecz z ostatecznym osądem poczekam do czasu aż dowiem się jak Yasa i Rosa właściwie się poznali i jakie wydarzenie ich połączyło.

Tekst „Dziewczynka” chyba bardziej wewnętrznie mną wstrząsnął i zachwycił, ale tym razem również się nie zawiodłam, dlatego mogę teraz oficjalnie to napisać – Emelkali, jestem Twoją fanką ;). Za bardzo spodobał mi się humor Sodiego, powaga Yasy i niesforność Likal, by nie śledzić dalszych losów tej drużyny. Szczególnie, że chcę się dowiedzieć co stanie się z podopieczną Pierwotnego.

 

Wybacz, tym razem również skupiałam się bardziej na fabule, niż na poprawianiu drobnych błędów lub literówek. Zresztą jest wielu, którzy lepiej ode mnie się do tego nadadzą ;). Natomiast jeśli chodzi o zarzut „rozczarowującego zakończenia”, to w wielu „Bajkach…” wspaniale rozwijasz akcję, wplatasz wątki, które podtrzymują napięcie, jednak masz dość dużą tendencje do skracania finałowych scen, przeważnie dość szybko kończysz akcję, Emelkali (chociaż w „Wilczycy”, „Lustereczku” i „Dziewczynce” bardzo podobał mi się finał a jego długość była optymalna). Myślę, że następnym razem spróbuj rozbudować zakończenie, dodając, np. nagły zwrot akcji, przeszkodę natury magicznej lub całkiem zwyczajnej i pospolitej (kłoda, chłop wracający z pola – brzmi banalnie, ale chodzi o to, żeby pobawić się daną sceną i obrazem, który tworzysz). Myślę, że pewna nieprzewidywalność się przyda, a Sodi, Yasa i Liakl poradzą sobie nawet wtedy, gdy utrudnisz im dane zadanie ;).

 

Miałabym jeszcze prośbę, czy mogłabyś podać tytuły wszystkich dotychczasowych „Bajek krasnoludzkich” albo chociaż ich dotychczasową liczbę? Przeczytałam już 11 z nich, ale przypuszczam, że jest ich więcej, dlatego taka informacja byłaby dla mnie niezwykle przydatna.

 

Pozdrawiam i z niecierpliwością czekam na kolejne "Bajki…" :D.

 

W komentarzach widzę dużo uwag na temat poprawności, ale wiadomo, że tylko dzięki konfrontacji z własnymi pomyłkami i przeoczeniami możemy się stawać lepsi. Ja skupiłam się na treści , opisach i ciekawym podłożu na jakim umieściłaś historię spotkania Yasy i Sodiego. Chodzi o pewną niedokładność tekstu (od razu zaznaczam, że mam na myśli aspekt pozytywny) – wydarzenia nie są przedstawione idealnie klarownie i jasno, jest tam dużo miejsca na wyobraźnię czytelnika. Na przykład sytuacja z Arthe; skończyłam czytać tekst i zaczęłam się intensywnie zastanawiać nad tym, co mogło doprowadzić do sytuacji, w której Yasa użył tak okrutnego przekleństwa (zresztą użytego bez świadomości dramatycznych konsekwencji). Zwykła kłótnia? Urażona duma? A może wyjaśnienie znajduje się w opowiadaniu, które akurat przeoczyłam? Takie tam wewnętrzne dywagacje.

 

I na koniec jeszcze jedno – „wróżki to niegłupie niewiasty” – zapamiętam, jeśli jakąś spotkam, to wezmę sobie jej przestrogę do serca ;).

 

To opowiadania akurat niezbyt mnie oczarowało. Trochę mało akcji i treści, a zbyt dużo romansu między Yasą a Smoczycą. Niemniej bardzo dobrze ukazałaś część charteru Sodiego, to jak możliwość szybkiego zarobku zmobilizowała go do działania, a groźba prawdziwego niebezpieczeństwa w mgnieniu oka zdemobilizowała ;).

To będzie trochę nieczułe, ale nie żywię współczucia dla Pierwotnego. Najpierw ładuje się wprost w ramiona Smoczycy, korzysta z jej wdzięków i myśli, że nie będzie to miało żadnych konsekwencji. Normalnie sztampowy okaz nieodpowiedzialnego mężczyzny. Następnym razem może nie będzie rozdawał swojego materiału genetycznego na prawo i lewo ;P. Dużo bardziej podobało mi się to w jaki sposób ukazałaś Yasę w opowiadaniu „Mroczny okruch” :D.

 

Wreszcie miałam trochę czasu, żeby nadrobić kolejną porcję lektury "Bajek krasnoludzkich”. Podoba mi się ta idea z czarem Siedem Zea, to nadaje stosunkowo schematycznemu (z racji tematu) opowiadaniu odpowiedniego czaru i tajemniczości. Intrygujący był sposób w jaki wprowadziłaś Likal, na początku nie rozpoznałam tej bohaterki w roli służącej, a przecież czytałam już inne opowiadania, w których Likal odgrywała znaczącą rolę ;). Duży plus za dialog między Likal i Yasą po tym jak łańcuch Siedmiu Zea został przerwany.

Oczywiście nie mogłabym nie zwrócić uwagi na wielce sugestywne zakończenie opowiadania, czerwona pelerynka po babci była jak najbardziej adekwatna i stała się humorystycznym ukoronowaniem całego tekstu.

Dobre te kobitki, nie pozwolą sobie w kaszę dmuchać – jedna blizna i statek pełen trupów. Podobało mi się. Do tego imię Mordechaj zawsze wzbudza cień uśmiechu na mojej twarzy.

Jak na razie ta bajka i “Dziewczynka” są moimi ulubionymi tekstami z serii “Bajek krasnoludzkich”. Od pewnego momentu dosłownie nie mogłam się oderwać od czytania. Tak się zaczytałam, że prawie autobus mi dzisiaj zwiał sprzed nosa ;P, a to już świadczy samo za siebie.

 

Całkiem zgrabnie wprowadziłaś do akcji Pierwotnego. “Senne spotkanie” Yasy i Uri bardzo poczytne ;). Zresztą tak samo jak scena z nagle uśpioną kurtyzaną, ta reakcja Sodiego…

 

Jedyne co troszkę mnie zawiodło to to, że wmieszała się jednak Likal. Po cichu liczyłam tym razem na bezwzględną dominację Sodiego i Yasy, szczególnie, że Pierwotny był dosyć silnie związany z Uri pod względem emocjonalnym. Spodobało mi się to, że jednak nie unicestwił jej duszy i ten tekst o byciu ostatnim Pierwotnym – wyczułam w tym lekką nutę samotności, która zwiększyła moją sympatię do maga (ma dosyć trudny charakter, ale momentami mi go szkoda).

Sodi jak zwykle mnie nie zawiódł. Mogłabym mu pogrozić palcem za taką wulgarność, jednak jego humor jest tak plastyczny, a niektóre porównania nader oryginalne, choć zwykle zachaczają o temat kurtyzan :).

W tej bajce najbardziej podobał mi się opis przekazania mocy, gdy Likal stała się Kotwicą.

Trochę się rozczarowałam czytając jak w tych lochach świetnie idzie Pierwotnemu, gdyby tak choć raz rzeczywiście był skazany na bezwzględną pomoc osób trzecich. Tutaj: owszem potrzebował Likal, ale tylko do samego przekroczenia bram więzienia, z wcześniejszymi problemami bez większego trudu poradził sobie sam. Przydałoby mu się przypomnienie odwiecznej kwestii: Zawsze jest ktoś silniejszy od ciebie.

“Ośla skórka” to bajka mojego dzieciństwa, uwielbiam ją. Ta nowa interpretacja jest całkiem ciekawa, bardzo podobają mi się niektóre wstawki (jak choćby fragmenty z “de Gra”). Niektóre z Twoich bajek mają bardziej wartką i wciągającą fabułę, jednak ten fragment z lunaparami to absolutnie perełka w tym opowiadaniu. Te krany w ścianie ;). Za zakończenie ogromny plus :).

 

W nagiej kobiecie trudno dojrzeć pochodzenie.

Czysta prawda.

Nie musisz dziękować za moje komentarze do Twoich tekstów, to raczej ja powinnam podziękować Tobie za twórczość, bo to zazwyczaj “moje klimaty” i wspaniale się przy nich relaksuje, nie mówiąc o tym, że wyciągam też z nich treściwe wnioski i pewne życiowe prawdy, a to dla mnie bardzo ważne. Dlatego to ja – dziękuję :D.

Rozumiem. Pasjonujesz się ciekawymi koncepcjami – formy starożytnych tragedii, gdzie (bez względu na wybory bohaterów) rolę pana i władcy losu sprawowało fatum. Jeżeli lubisz z lekka “klasyczne” klimaty, to może spróbowałbyś skrobnąć opowiadanko w dawnym duchu mitologicznych frazesów i tragicznych splotów zdarzeń, którymi kierują zapomniani już bogowie ;).

Bardzo dobrze skomponowana fabuła, prowadząca do ciekawego zakończenia. I tutaj nie mogę się powstrzymać, żeby nie wyróżnić dwóch świetnych tekstów wypowiedzianych przez Sodiego:

– Nie ob­raź­cie się, ale gówno wie­cie. To nie wasze flaki wy­ry­wa­ją się gar­dłem na ze­wnątrz.

– No, co? Zda­rzy się i dzie­wi­ca w pod­miej­skiej karcz­mie, zda­rzy się i mnie cze­goś nie wie­dzieć, nie?

Jedno trzeba krasnoludowi przyznać: umie być nadzwyczaj dosadny ;), nie mówiąc o tym, że niektóre jego wypowiedzi obfitują w arcyciekawe porównania (zwykle wadzące o temat panien lekkich obyczajów), o czym przekonałam się podczas lektury kilku innych opowiadań z serii “Bajek krasnoludzkich”.

 

Na baczniejszą uwagę zasługuje ten fragment w chatce wiedźmy. To takie życiowe – za życzliwość odpłacać złem, ale w końcu i wiedźma otrzyma swoją karę i to zapewne z rąk Zerderana ;).

 

– Prze­ka­żę De­id­ghe, że szu­kasz – w lo­do­wa­tym gło­sie try­to­na cza­iła się groź­ba.

Tutaj: … jej szukasz

Powoli nadrabiam Twoje dawniejsze bajki, ale jakoś wolno mi to idzie (przydałyby się jeszcze jakieś dodatkowe miniwakacje ;D).

To opowiadanie również mi się podoba. Ciekawy motyw z tym “uśpionym” królestwem i bardzo adekwatna czarodziejska intryga z Keurie (jak zwykle chodziło o faceta ;P). Do tego ten opis unicestwienia Keurie – naprawdę oryginalny. Fajna była ta mnogość “perłowych” motywów.

 

Zakończenie jest naprawdę świetne, szczególnie ten fragment dialogu:

– Praw­dzi­we – zdu­miał się. Potem spoj­rzał na przy­ja­cie­la kal­ku­lu­jąc in­ten­syw­nie. – Jak je po­zbie­ram, to suka nie od­ży­je?

– Nie. – Uśmiech­nął się Yasa.

– To po­zbie­ram. Co się mają mar­no­wać. Przy­naj­mniej jakąś re­kom­pen­sa­tę bę­dziem mieli… za czas stra­co­ny.

Odpowiadając na pytanie z czapką: wiek podałam szacunkowo, więc ma wyrażać tezę ogólną. Jakoś niezręcznie mi było napisać: nosić czapkę z pomponem aż do śmierci ;). Z drugiej strony w pewnym wieku taką czapkę można zastąpić ciepłym, kultowym beretem z moheru :D.

Uważam, że czapki z pomponem można nosić i do osiemdziesiątki, jeżeli ktoś ma w sobie na tyle młodego ducha ;). Dopiero teraz zwróciłam uwagę na to, jak zgrabnie zakamuflowałaś dokładne informację o wieku bohaterów i ich wcześniejszej sytuacji życiowej. Warte pochwalenia :).

 

[…] Nie można mieć wiecznie dziewiętnastu lat.

Chociaż, Boże drogi, byłoby cudnie :)

Zmiany też są fajne. Wszystkiego trzeba w życiu spróbować, nawet starości ;).

 

Czas to piękny temat – pełny względności i odrębnych punktów widzenia, chyba dlatego właśnie tak bardzo nas fascynuje.

Myślę, że to dobry tekst. Podoba mi się język. Zakończenie może i jest trochę przewidywalne, ale nie wyobrażałam sobie żadnego innego – tak po prostu musiało być ;).

 

Zastanawiam się czy ten psychiatra musiał koniecznie wyjeżdżać i potem wypominać sobie, że nie ani razu zadzwonił? Co gdyby wyszedł z pracy w pewien deszczowy wieczór, tuż po rozmowie z pacjentem o imieniu John… W drodze do domu stanąłby przed przejściem przez ruchliwą drogę i nagle sam usłyszał głos Innego, a potem zrobił krok. Bez tego pijaństwa – bo przecież chodzi o lekką nutę horroru i zaszczepienie niepokoju w przeciętnym “Kowalskim”.

 

Pozdrawiam i chętnie sięgnę po kolejne teksty Twojego autorstwa :).

Myje się i kładzie makijaż.

Myślę, że “nakłada” będzie bardziej adekwatne ;).

 

Nie mój klimat. Smoki kojarzą mi się z majestatem i wiekową mądrością, a nie z kopulacją międzygatunkową ;). Po początkowym opisie bohaterka od razu skojarzyła mi się z “puściutką lalunią” i drażniła mnie już do końca.

Cytat na początku jest dla mnie naprawdę smutny – aż mi szkoda rumuńskich kobiet.

Poza tym nie do końca złapałam motywacje umieszczenia w tekście lubieżnego diabła i chciałabym zapytać o jakieś szczegóły – Czy miał coś symbolizować? Jak łączy się z motywem smoka?

 

Jednakże opowiadanie ma kilka interesujących fragmentów i pewien potencjał.

Spróbuj jednak bardziej wczuć się w sytuację i budować napięcie, szczególnie na końcu – czułam się trochę rozczarowana i skołowana – jeżeli smok miał ją zjeść – to fajny byłby jakiś dodatek typu: “Ostatnie co zobaczyła to rząd połyskujących, trójkątnych kłów”, a jeżeli smok miał być rzeczywiście jej przeznaczony to np. “Poczuła pod palcami twardą, rogowatą łuskę. To za tym dotykiem tęskniła przez tyle dni”. Czy coś w ten deseń ;).

Ostatni fragment zaburza mi klimat tekstu, ale rozumiem, że chodziło o pewne urozmaicenie formy. Pozdrawiam i życzę powodzenia w pisaniu kolejnych tekstów!

Pięknie napisane, klimatyczne, obrazowe. To krótki tekst, a czytelnik sam stopniowo zatapia się w tym nieskończonym oczekiwaniu bohatera. Najbardziej ujął mnie chyba ten pierścionek z malutkim brylancikiem i te ślady palców na zdjęciach :D.

 

Jeszcze tylko moja dygresja: W książkach, opowiadaniach, filmach itp. bardzo często mówi się, że młodzi nie myślą o śmierci. Zaliczam się jeszcze do “młodych”, ale o śmierci myślę niemal codziennie – w końcu to główny cel naszego ziemskiego życia ;). Rozumiem, że OGÓLNIE młodzi starają się nie pamiętać o tym, że każdy dzień może być ich ostatnim (co się tyczy również większości dojrzałych osób), ale ostatnio zastanawia mnie właśnie to “oględne” patrzenie na młodych ludzi. Młodzież jest taka i taka… ale przecież ona też wykazuje odstępstwa i cechy indywidualne. Tak mi jakoś przyszło teraz na myśl ;).

Ale to nie jest istotne w kontekście Twojego tekstu, więc jeszcze raz napiszę – piękne, wartościowe opowiadanie.

Już się robi ;). Mam nadzieję, że teraz będzie już lepiej.

…! Normalnie zacznę każdego ranka dziękować, że zostało mi jeszcze sporo owocu młodości, którego jednak nigdy nie wykorzystywałam na 15-centymetrowe imitacje próbujące wcisnąć się pod miano “spódnicy” ;D.

Emelkali, potrafisz przerazić kobietę :). Może to dobrze, bo młodsze czytelniczki w końcu uświadomią sobie, że powinny cieszyć się chwilą, a nie zadręczać całym tabunem wydumanych problemów (co nota bene zdarza się również czasem i mnie ;P).

Myślę, że w tekście przewija się zbyt duży pesymizm, bo przecież być kobietą to niezwykły przywilej – nawet gdy ciało zaczyna odbiegać od tego “młodzieńczego”. Każdy wiek ma swoje szarości i róże, a to jak szerokie jest nasze spektrum postrzegania barw, zależy od ukształtowania psychiki. Także: umysł ponad materią i żaden wiek nie będzie wywoływał dzikich spazmów przy patrzeniu w lustro.

Dziękuję wszystkim za szczere opinie :). Widzę, że rzeczywiście zabrakło mi w tym tekście dobrego szlifu. Tekst po “***” pełnił funkcję stricte precyzującą, gdyż założeniem było przekazanie nieco bardziej szczegółowej wiedzy, ale chyba macie rację, że skrajnie zaburza to baśniową konwencję.

Co do tych wielkich liter, joseheim, to miałam co to go duże wątpliwości, ale w końcu zdecydowałam, że zastosuje je dla podkreślenia wagi owej “nowej istoty”.

Cóż, tekst do poprawy, ale cieszę się, że chociaż niektóre fragmenty były pouczające ;).

Historia “pośrednia”, oczami dziecka, a czułam jakbyś pisała ją w sposób bezpośredni i bardzo wymowny. Śmierć towarzyszy nam od początku życia i jest naszym ostatecznym celem (jeżeli chodzi o powłokę materialną), ale malutkie dziecko przecież nie jest w stanie tego pojąć (ba, wielu dorosłych ludzi również), dlatego tego typu sytuacja wzbudza to we mnie wewnętrzny sprzeciw i poczucie bezsilności – w ludzkiej sile nie leży możność przywrócenia owej małej ukochanego tatusia.

To mądry, treściwy tekst.

Oryginalne, z mroczną, turpistyczną nutą i dużą dozą humoru. Podoba mi się narracja.

Ciekawy podkład muzyczny ;). Dociekania policji co do tajnych, konspiracyjnych haseł wkomponowanych w pismo NF – świetne. Jeśli chodzi o zakończenie i pomysł z “tajemnicą zawodową” to motyw mi znany, ale pasuje do klimatu opowiadania. Chciałabym zobaczyć minę tego księdza ;D.

Zabrakło mi jakiegoś momentu kulminacyjnego lub takiego, w którym śledczy minęliby się z Kicią, nie orientując się, że właśnie spotkali poszukiwanego mordercę (w sensie: łącznika między podanymi fragmentami).

Na początku przeraziło mnie imię – Bogumiła. Jakoś nie mogę go powiązać z moją szufladką w umyśle, która jest oznaczona etykietą “literatura fantastyczna” :). Po przeczytaniu opowiadania, zrozumiałam, dlaczego wybrałaś akurat to imię.

 

Jeżeli chodzi o elementy erotyki, to ja traktuję je raczej jako konieczne dodatki do właściwego tekstu ;), więc napiszę tylko, że moim zdaniem opisy są w porządku. Może następnym razem pokusiłabyś się o bardziej metaforyczny opis zbliżenia, by silniej pobudzić wyobraźnię czytelnika, a nie podawać mu proste, dosłowne obrazy, które są odrobinę jak relacja i nie pobudzają tak silnie zmysłów.

 

W tym tekście podoba mi się początkowa wstawka o tych magazynach oraz te fragmenty o pretensjach i podszeptach pod adresem Bogumiły, a już szczególnie ostatnie zdania. Byłam ciekawa tego drugiego imienia, ale to, że go na koniec nie podałaś, tylko zwiększyło tajemniczość i “demoniczność” tekstu.

 

Mój ulubiony fragment:

Sunęła dłonią po chropowatych cegłach. Przez ten dotyk była jakby bliżej niego. Krok po kroku pokonywała betonowe schody. Zamknęła oczy, pozwoliła prowadzić się ręce. Tak spotkała go pierwszy raz. Dotknął i wybrał ją. Tylko ją. Wiedziała, że jest dla niego wyjątkowa, tak samo, jak on dla niej.

Przez te “chropowate cegły” normalnie mam ciarki na plecach, uwielbiam takie wyraziste, oddziałujące na zmysły (w tym wypadku dotyku) zestawienia słów.

 

Tak sobie myślę, że ktoś może mnie oskarżyć o znieczulicę – ledwie napomina w komentarzu o scenach zbliżenia, a entuzjazmuje się chropowatością cegieł ;P. Cóż, każdy w inny sposób smakuje słowo pisane ;).

Rozumiem, dziękuję, że wyjaśniłaś, bo wcześniej nie spojrzałam na zakończenie w taki sposób. W końcu i autor, i każdy poszczególny czytelnik buduje tak naprawdę swoją wizję danego opowiadania. Wszystko zależy od osobistej percepcji, życiowych doświadczeń i sposobu postrzegania świata :).

Wyszedł mi trochę przydługi ten komentarz, ale myślę, że czasem warto się dłużej rozwodzić nad czymś, co jest tego naprawdę godne ;). Serdecznie pozdrawiam!

Tyle tu komentarzy, że aż strach powiększać ich liczbę, b nie wiem czy przypadkiem po kimś nie powtórzę ;). Jednak chciałabym wyrazić moje uznanie dla Twojego opowiadania, Emelkali. Uwielbiam baśnie, legendy, tolkienowski świat, elfy i dobrze napisane teksty o zabarwieniu psychologiczno-moralnym, z etycznymi problemami w tle. Tu mamy większość tych wyznaczników + oryginalne imiona, które moim zdaniem nadają opowiadaniu odpowiedniego charakteru. Nie czytałam Twoich wcześniejszych opowiadań, jednak jeśli są tak dobre jak to, to z wielką ochotą to nadrobię.

 

Chciałabym wyróżnić trzy fragmenty, które dla mnie są naprawdę świetne i godne uwagi (pomijając te sceny z dziewczynką, która szuka tatusia, bo one są skomponowane nadzwyczaj umiejętnie, niemal widziałam jak ta biedaczka przykłada wychudzone paluszki do ściany, sprawdzając ile jest na niej kreseczek.)

Na po­la­nie po­now­nie za­pa­no­wa­ła cisza, prze­ry­wa­na tylko dźwię­kiem trza­ska­ją­ce­go ognia.

– No, tośmy se po­gwa­rzy­li, aż miło – sap­nął kra­sno­lud, wy­cie­ra­jąc ręce w spodnie. – Że zaś sił mnie brak, co by tą waszą kon­wer­sa­cję prze­krzy­czeć, po­zwo­li­cie, że się kimnę nieco? – Uni­ka­jąc wzro­ku wo­jow­nicz­ki, owi­nął się w szarą derkę i po­ło­żył.

…a dzia­du­nio – niech dobre bogi mio­dem go raczą w za­świa­tach – zwykł ma­wiać, że nie ma jak so­lid­na por­cja ćwi­czeń po ob­fi­tym śnia­da­niu, wnuk jego uznał, że, a co tam, może i czar­no­wło­sej wła­ści­ciel­ce atrak­cyj­ne­go zadka nieco pomóc.

Sre­bro wy­kla­ski­wa­ło po­że­gnal­ne dźwię­ki el­fiej ża­łob­nej pie­śni. Pie­śni bez słów, bez łez.

I bez prze­ba­cze­nia.

Za to głęboki ukłon :). Charakter, cechy wyglądu i sposób wysławiania się krasnoluda jest bardzo dobrze skomponowany, raczej w kierunku schematu Sapkowskiego (ogólnie czuję w Twoim opowiadaniu podobne “tony”, szczególnie z racji tematyki prześladowania elfów). Yasa jest intrygującą postacią, choć trochę się zawiodłam w momencie, gdy jednak przespał się z tą elfką (chyba ”wczułam się” w sytuację Likal ;D).

 

 

Mam kilka drobnych uwag, ale notowałam je wcześniej, więc mogły już zostać poprawione.

Cie­ka­we, czy tacy cisi bę­dzie­cie, jak coś zara z tych krza­czo­rów wy­le­zie i za dupę was chyci.

chyci – chwyci

Likal już otwie­ra­ła usta, żeby za­sy­pać wo­jow­nicz­kę gra­dem pytań – a w za­da­wa­niu pytań Likal była mi­strzy­nią

może lepiej “…a w tym była mistrzynią”, żeby nie powtarzać dwa razy imienia, bo to średnio brzmi.

Tria wsta­ła, po­de­szła do srebr­ne­go el­fie­go wierz­chow­ca i zdję­ła z jego grzbie­tu sakwy. […] A potem usia­dła i wy­cią­gnę­ła ręce ku pło­mie­niom.

A potem na powrót usiadła/ ponownie usiadła

– […] Re­in­ghart po­zwa­la Czar­nym Elfom na kul­ty­wo­wa­nie wa­szych praw, bo boi się prze­ciw­sta­wić sio­strze Agrah Erra, boi się stra­cić reszt­ki jej sza­cun­ku.

Lepiej by brzmiało: “boi się przeciwstawić siostrze Agrah Erra i stracić resztki jej szacunku.”

Yasa uśmiech­nął się, ale nie od­po­wie­dział. Kiedy się­gnął po mięso, szczu­pła mocna dłoń za­mknę­ła się wokół jego ręki.

Bardziej obrazowo byłoby, gdyby zamknęła się wokół nadgarstka Yasy.

Spo­dzie­wał się też, że Likal za­ci­śnie usta i od­wró­ci wzrok. Do­kład­nie tak, jak to zro­bi­ła.

Może lepiej zastąpić zdaniem typu: “W istocie postąpiła dokładnie tak, jak przewidział.”

 

To tylko moje sugestię, ale tekst jest naprawdę dobry. Czułam się jakbym czytała dobrze napisane opowiadanie w jednej z antologii fantasy. Właściwie to przyznam, że nawet chętnie sięgnęłabym w sklepie po zbiór tego typu opowiadań, bo to jak najbardziej “moje klimaty” ;).

Nadzwyczaj optymistyczne. Bardzo przyjemnie się czyta, a później pozostaje w człowieku ten niezwykły rodzaj ciepła – bajkowa świadomość, że miłość może rozkwitnąć w każdym miejscu i czasie oraz że jest w stanie pokonać każdą przeszkodę :).

Niezwykle wyrazista i schematyczna sylwetka nadinspektora Hardo i pani Schwarzenbaum. Można by uznać, że to typowe charaktery z opowieści lub seriali kryminalnych. Jednak myślę, że ta „przewidywalność” ciekawie wpisuje się w całą fabułę tekstu.

Muszę przyznać, że najbardziej podobał mi się początek – niezbyt udana akcja dywersyjna dwóch niesfornych uczniów; okrutna prowokacja nadinspektora. Określiłabym to jako idealną ilustrację do słów: „Cel uświęca środki” – chcesz wojny, licz się z ofiarami również po twojej stronie barykady. Tu oczywiście zabieg wpasowujący się w charakter Hardo – traktowanie własnych ludzi jak narzędzia, które po utracie przydatności po prostu się wymienia.

Duży plus za opis płonącego budynku i koncepcję „Szeptu” jako aktywatora magii. 

Czuję się do głębi oczarowana tym opowiadaniem. Słowa, które tworzą ten tekst, są niezwykle chciwe – wpijają się w umysł, łączą z synapsami, jak strzępki grzyba, które oplatają korzenie drzew ;). Jestem pod wielkim wrażeniem, szczególnie że fascynuje mnie biologia, natura i woda. Ten początek… Lekko mroczny, smakujący dreszczykiem, strachem i chciwością (pragnieniem by znów zatopić się w „mrokospadaniu”).

Podoba mi się to, że tekst nie jest dosłowny. Został tak skomponowany, aby czytelnik potrafił połączyć pewne fakty, domyślić się powiązań między fragmentami opowiadania, lecz do końca nie był pewny, czy jego przypuszczenia i interpretacja jest tą właściwą.

Duży ukłon za „botaniczny aspekt”, bo jego rozbudowana i różnorodna forma niezwykle ubogaca tekst.

Dziękuję, bo naprawdę warto było to przeczytać :D.

Bardzo podobają mi się obrazowe opisy przeżyć w tym opowiadaniu. Podczas czytania, niemal czuje się owy słodko-gorzki zapach, zimny podmuch wiatru na karku itp. Miejsce akcji i język dialogów zostały bardzo dobrze dobrane – czytelnik od razu „wczuwa się” w klimat i „oczami wyobraźni” widzi  dane sceny.

Na koniec zabrakło mi odniesienia do narratora. W stylu: “Potem obróciła się w moją stronę. Po bladej twarzy Marysi…”

“Kuragehime” – nie oglądałam, ale po przeczytaniu krótkiego opisu o tym anime, zrozumiałam co masz na myśli AlexFagus :).

Myślę, że pałam entuzjazmem raczej do ogólnie pojętej biologii, nie żywiąc mani skierowanej ku jednemu, konkretnemu gatunkowi. Choć przyznam, że meduzy to fascynujące stworzenia. 

Również serdecznie pozdrawiam.

Dla bardziej dociekliwych:

 

Aurelia Aurita (w języku polskim: chełbia modra) to gatunek meduzy, u którego zachodzi przemiana pokoleń, czyli tzw. metageneza (forma osiadła – polip, forma aktywna – meduza).

Kolejne stadia życia formy aktywnej to: planula – efyra – młoda meduza – dorosła meduza.

Miano zakonu pochodzi od nazwy gromady, w języku polskim Scyphozoa to krążkopławy.

Ropalium to taki rodzaj skupiska komórek czułych na barwę, a statocysty pomagają meduzie w orientacji (mówiąc dosłownie: pozwalają jej wyczuć czy płynie w normalnej pozycji, tj. otworem gębowym do dołu ;D).

Musiałabym spojrzeć na nie krytycznym okiem i być może w najbliższym czasie je tutaj umieścić :). Jednak to była pewna forma wyzwania i oderwania od codziennej formy, więc to tylko kilka tekstów. Na ogół hołduję bardziej klasycznej formie fantastyki ;).

Przyznam również, że byłam ciekawa opinii innych, bo jak dotąd nie dzieliłam się tekstami na szerszym forum. Teraz widzę, że zmusza to do głębszej refleksji nad własnym tekstem i zdecydowanie uczy uważniejszego, bardziej krytycznego spojrzenia na własną twórczość. Nie mówiąc o tym, że można się wspaniale ubogacić czytając opowiadania innych autorów umieszczone na tym portalu. 

Tutaj prawdziwie uwidacznia się magia zawarta w słowie pisanym. Tak wiele osób, które mają odmienne patrzenie na świat i każda stara się przekazać swoją wizję świata, swój odrębny skrawek własnej imaginacji.

Dziękuję za uwagi dotyczące błędów w tekście, będę baczniej przyglądać się swojej prozie. Z tym “ubrała” rzeczywiście nie zwróciłam uwagi, już się zakuwam w dyby ;).

 

W pierwszej chwili ciśnie się pod palce pytanie: no fajnie, ale o co chodzi? Potrzeba drugiej chwili, by odpowiedzieć: o pochwałę stabilności w przemijaniu i vice versa. Cała reszta to ozdobna maseczka.

Zgadłem?

Na pewno jest to jeden z pośrednich zamysłów. Jednak szczególnie chciałam zwrócić uwagę na fakt, że każde nawet najbardziej niepozorne lub pospolite zjawisko na tym świecie sprowadza się zazwyczaj do całej gamy fascynujących procesów. Ludzie bardzo często patrzą “płasko”, nie zastanawiają się nad głębią, która dżemie w różnorodnych aspektach natury.

 

Jeżeli chodzi o “resztę jako ozdobną otoczkę”, to w istocie można tak to odczytać i wtedy mnogość nieznanych nazw odchodzi na dalszy plan. “Królestwo Metageneza” zrodziło się jednak z idei twórczego wykorzystania podręcznikowej wiedzy z biologii. Taka literacka zabawa, którą uskuteczniałam wraz z kumpelą. Wytłumaczenie: uczęszczałam do liceum o profilu biol-chem-fiz, duchem pozostając humanistką :). Powstało z tego kilka specyficznych, nietuzinkowych tekstów. To właściwie taki niewielki dowód na to, że każde (nawet “podręcznikowe”) słowo może być plastyczne i stać się inspiracją.

Nowa Fantastyka