Profil użytkownika

 

 

 

 

 


komentarze: 101, w dziale opowiadań: 100, opowiadania: 31

Ostatnie sto komentarzy

No i czemu ta znakomita powieść jest taka krótka? Skończyłam właśnie lekturę i mam poczucie niedosytu, tyle tu wątków zarysowanych (po mistrzowsku) i nie pociągniętych dalej… Jakby autor sam postanowił swoją wizję streścić, takie miałam odczucie.  Mimo to warto przeczytać i to koniecznie. Dukaj jest jak zawsze o krok do przodu, szczerze go podziwiam za tę zdolność kreowania nowych światów bez powtarzania gotowych klisz.

Czytnika nie mam, czytałam w pdf-ie, żałując nieco, że nie mogę się zwinąć z książką pod kocem (laptop nieporęczny…). Tym samym o formie nie mam najlepszego zdania – ale może to też jakaś nowa droga, tylko jeszcze niewykorzystana. Póki co, dostajemy książkę, co prawda z bajerami, niemniej jest to książka, jak dla mnie – zupełnie tradycyjna (no, może tylko z zastrzeżeniem, że tradycyjnie zamiast hiperlinków używamy przypisów – ale co to za różnica? :) ) 

Do połowy mi się nie podobało: dużo abstrakcyjnych słów, mało obrazów, mało konkretów – to coś, czego nie lubię ani w wierszach, ani w prozie. Szaleństwo, miłość, pustka, wszechświat, prawda, etc. – dużo wielkich słów… Jedno takie słowo ma znaczenie, koncentruje na sobie uwagę czytelnika. Ktoś mądrzejszy ode mnie porównał takie “wielkie” słowa do kwiatów – jedna róża na pustyni zwraca uwagę. Ich nadmiar sprawia, że wiersz czy opowiadanie zaczyna się unosić w powietrzu. Jeśli czytelnik sam nie podłoży sobie własnych emocji, to nie zatrzyma się nad takim tekstem.

Ale z kolei druga połowa – podobała mi się bardzo. Jest mocna, skłania do przemyśleń, porusza.  Do bohatera czuję tylko i wyłącznie antypatię – skoro nie kochał do tej pory i już to wie, to czemu nie postarał się pokochać? Może warto byłoby wrócić do tych emocji w jakimś dłuższym tekście. 

Tyle ode mnie smiley

Bardzo przyjemna lektura, zabawne – jak zawsze, podoba mi się też, że tak zgrabnie zamknęłaś całą historyjkę. Niniejszym dopisuję się do Fanklubu Fryderyka Frączka i czekam na następne przygody smiley

@Finkla: Tak, gapa ze mnie. Wypełniłam już pole z fragmentem, ale nie wiem, czy nie po czasie…  Dopiero się uczę obsługi portalu, nie doczytałam wszystkich instrukcji…

 

@Cień Burzy: Mam nadzieję, że moja biblioteka okaże się łaskawa, ale dziękuję (znowu!) za (nieczęsty w dzisiejszych brutalnych czasach…wink) gest życzliwości.

 

 

Ooooo, jaka radość! Odtańczyłam taniec zwycięstwa wokół laptopa smiley

Dzięki, Cieniu Burzy. Cieszę się, że parę osób uznało opowiadanie za warte polecenia.

 

ps. Znalazłam opis “Wszczepu” na sieci… Chyba sama się skuszę i przeczytam, jeśli nikt nie podciągnie mi tego jednego jedynego egzemplarza z biblioteki uniwersyteckiej…

Pozdrawiam!

@śniąca: Ciekawy pomysł z tymi niestarzejącymi się ciałami… Chociaż zupełnie nie kombinowałam w tę stronę. Co i rusz zaskakuje mnie jakiś komentarz… Bardzo to wszystko inspirujące.

 

@AdamKB: zgadzam się w kwestii głupoty, ostatnio zadziwia mnie nie tylko ludzka, ale i moja własna (to dygresja). Co do zakończenia, to starałam się zasygnalizować, że w życiu Mony szykowała się już jakaś zmiana, chociaż ona sama przed sobą nie chciała się do tego przyznać – w rozmowie z Luizą wspomina o “jednym takim chłopaku” i szybko zmienia temat. Aczkolwiek zakończenie miało być zaskakujące dla biednej Luizy i, jak miałam nadzieję, również dla czytelników.

 

@Ryszard: Dziękuję za tak miły komentarz smiley

 

@Wicked G: Też myślałam o bokserach… Raczej nie oglądam walk i pamiętam, że byłam mocno zaskoczona, gdy zobaczyłam ten nowy sposób na reklamę. Dzięki za gwiazdki!

I na czole, i na całej twarzy, i ciuszki założyć reklamujące swoją firmę też można, nawet należy… I do klimatyzowanego klubu/kawiarni/galerii się przespacerować… Nawet zimą reklama na mieście nie zginie. 

Na marginesie – ale trafnie.

Myślę, że w takim świecie istniałyby duże, a przynajmniej pewne, możliwości modyfikowania tatuaży (zwłaszcza, że muszą być modne i na topie…) i inne techniki ich wykonania, pewnie też w którymś momencie pracownicy udawaliby się na emeryturę… Za krótki tekst, żeby to wszystko uwzględnić, ale masz rację, że są to kwestie do rozważenia.

(A na pewno byłyby, gdybym planowała rozwinąć tę miniaturkę – chociaż zupełnie o tym nie myślę wink). Tak czy inaczej, cieszę się, że w sumie tekst Ci się podobał smiley.

@Morgiana: o, bardzo się cieszę…! I również pozdrawiam (pełna obaw o przyszłość świata wink)

@Bellatrix: Fabułę starałam się okroić do minimum, żeby napisać krótki tekścik, a nie początek powieści (do kolekcji początków). Nie wiem, czy jest przewidywalna, moi znajomi twierdzili, że zakończenie zaskakuje, no ale znajomi to znajomi, wiadomo ;)

 

@Ocha: Przy zamawianiu kawy było jeszcze takie milczące założenie, że dziewczyny zawsze były punktualne (tacy ludzie podobno się zdarzają). Może powinnam o tym wspomnieć w jednym zdaniu… A świat jest w dużej mierze naszym światem, już dziś niektóre stanowiska pracy wymagają nienagannej prezencji i właściwego wyglądu… Myślałam też o bokserach, którzy często występują obklejeni reklamami… No, o różnych rzeczach myślałam, mam nadzieję, że chociaż część z tego udało się przekazać w tekście.

 

@Tensza: dziękuję za poprawki! Dałyście mi do myślenia uwagami o “nierealności” świata. Co prawda nie do końca się zgadzam, ale widzę, że różne rzeczy mogą być dyskusyjne.

Koturn – chyba jednak “ten koturn”, nie “ta koturn”… Jeszcze się upewnię. O, patrz, słownik mówi, że najpoprawniej będzie: na niewysokich koturnach… Już poprawiam :)

Swoją drogą, nawet nie wiedziałam, że istnieje coś takiego jak “semipowtórzenie”. Muszę na nie uważać w przyszłości…

Dziękuję! Za miłe słowo i za nominację (czy jak to się zwie) do biblioteki :). Tym razem świat na opowiadanie, nie na powieść, tak paskudnej powieści nie chciałabym pisać… Literówkę już naprawiam.

Ojej, mam nadzieję, że lubisz swoją pracę ;)

 

A w kwestii pracy, to sporo jej jeszcze przed nami. Chcemy potraktować opublikowany tu cykl jako wstępną wersję powieści, a po ukończeniu wersji finalnej – spróbować szczęścia w jakimś wydawnictwie. (Może to będzie falstart, ale mamy większą motywację, żeby dopracować całość, zanim odłożymy ją na bok i weźmiemy się za kolejną książkę…) 

 

Pozdrawiam raz jeszcze :)

 

 

Cieszę się, że czytasz dalej smiley. No tak, te powtarzające się powtórzenia… Tak się staram, a czasem jakoś mi umykają. A to aż głupio – szczególnie z tym nieszczęsnym “byciem”.

 

Pułkownik to również jedna z naszych ulubionych postaci. Będziemy jeszcze chcieli rozwinąć ten fragment – i przy okazji lepiej pokazać bohaterów. (W zasadzie zamierzamy rozwinąć wszystkie fragmenty i dodać głębi wszystkim ważnym postaciom, więc to taka ogólna uwaga… Ale ta część szczególnie głośno woła o dodatkowe znaki.) 

 

Dziękuję za uwagi (i kilka pochwał) i pozdrawiam serdecznie smiley.

Kwestię latających kóz trzeba będzie przemyśleć… Dziękuję za tę i za inne uwagi. Z perspektywy czasu wydaje mi się, że w pierwszych częściach bohaterowie są zarysowani jeszcze dosyć topornie, to jedna z rzeczy, nad którymi przede wszystkim trzeba będzie popracować, żeby wydobyć ich motywacje, uczucia i wzajemne relacje. Anna nie jest taka straszna, kiedy zna się ją lepiej… Ale pisząc ten fragment sama jej jeszcze dobrze nie znałam. 

Pozdrawiam :)

Jak miło, dziękuję za krzepiący komentarz!

Dołożymy wszelkich (niespiesznych) starań, aby dopracować książkę… A potem (niezależnie od efektu polowania na wydawcę) mamy w planach spisać kolejne przygody naszych bohaterów… Polubiliśmy ich, nawet Annę, zwłaszcza Koziołka, a Stara Ziemia kryje wiele tajemnic, wymyślanych, póki co, na bieżąco i notowanych, póki co, byle gdzie.

Pozdrawiam ciepło smiley

Dziękuję, Regulatorzy! Muszę się w końcu oduczyć tego mrugania oczami… ;) Jeśli ta część jest najsłabsza, trzeba jej będzie poświęcić więcej uwagi przy pracy nad wersją poprawioną… To w każdym razie cenna uwaga. Pozdrawiam smiley

Dziękuję. No tak, i jeszcze kilka zagubionych kropeczek się znalazło…

 

Relacja Łowcy i Anny od początku do końca jest niejednoznaczna – ale jest to też jeden z wątków, który trzeba będzie pogłębić i rozwinąć (chociaż nie: ujednoznacznić). 

 

Niefrasobliwe zachowanie Anny nieco tłumaczy fakt, że wychowała się na Nowej Ziemi, w świecie, gdzie niemal wszystko jest wirtualne, a więc bezpieczne… Aleksander kiedyś zachowywał się podobnie, aczkolwiek już tego nie pamięta. Przyznam, że sama zaczęłam lubić naszą bohaterkę dopiero kiedy oddałam jej narrację – czyli tak w okolicach szóstej części.

Ryszardzie, dziękuję za miłe słowa.

W swoim czasie zdążyłam już rozesłać debiutancką powieść do wydawnictw – i dziś, z perspektywy czasu, nawet się cieszę, że nie była tą jedną książką na tysiąc i nie ukazała się drukiem. Tak więc pierwsze niepowodzenia mam już za sobą, zorientowałam się też, że to, co podoba się czytelnikom, zwłaszcza zaprzyjaźnionym, niekoniecznie powali na kolana wydawcę… (Czy wydawcy w ogóle mają kolana…?) I że wydawnictwa z zasady nie odpisują na maile. Ale będę próbować – jeśli nie ta powieść, to może kolejna (skoro już tak dobrze nam się pisze…), albo jeszcze następna, a może opowiadanie… Jak nie na papierze, to może e-book, podobno łatwiej o taką publikację… Pożyjemy, zobaczymy. wink

@Bemik: nie bardzo jeszcze wiem, jak działają piórka – ale i tak się ucieszyłam. Szczególnie z Twojej oceny naszej opowieści.

Może dodamy trochę seksu i przemocy do wersji końcowej… (Nie, raczej żartuję ;) )

 

@Beryl: autorka źle oznaczyła, bo jest gapa. Zaraz poprawię (przy wszystkich trzynastu fragmentach).

 

@Ryszard: Zaczynając od końca – myślimy o drugim tomie. Nie tyle o bezpośredniej kontynuacji, co o osobnej książce, niemniej z tymi samymi bohaterami. Na tyle poważnie myślimy, że mamy już rozpisaną fabułę, zbieramy też materiały.

 

Myślę, że masz rację: zanim wyślemy tekst do wydawnictw, będzie wypadało zdjąć tę “pierwszą wersję” z portalu. Ale na razie niech tu jeszcze posiedzi, nie chciałabym przerywać lektury osobom, które chciałyby doczytać tę historię.  Zresztą, jak sam zauważyłeś, przed nami jeszcze miesiące pracy i sądzę, że gotowa książka może mocno odbiegać od tej wstępnej wersji; zwłaszcza pierwsze części, pisane jeszcze bez dogłębnej znajomości świata i bohaterów.

 

Muszę przeczytać w końcu “Paradyzję”, zdaje się, że to najważniejsza rzecz Zajdla, a moja znajomość jego twórczości ogranicza się póki co do dość przypadkowo wybranego “Wyjścia z cienia”.

 

Mam nadzieję, że nasze wirtualne rzeczywistości spotkają się kiedyś na półce w empiku smiley

Dziękuję :)

No i zobacz, jeszcze dwa zagubione przecinki! Człowiek uczy się całe życie… Patrząc na pierwsze części Opowieści też widzę sporą zmianę na lepsze – tym bardziej warto do nich wrócić i dopracować tekst.

Pisałyśmy częściowo o tym samym… Jaki Twój tekst przegapiłam? Gdzie można przeczytać? 

O, jak to miło, że ktoś jeszcze zaczął czytać ten cykl – i to od początku! Dziękuję za opinię i ciekawa jestem wrażeń z całości (trochę już się tego zebrało…). Pozdrawiam smiley

Ponieważ to już ostatni fragment, pozwolę sobie skreślić parę słów na koniec smiley

 

Po pierwsze, dziękuję tym wszystkim dobrym ludziom (szczególnie Finkli, Regulatorzy, Bemikowi, AdamowiKB, a ostatnio też Ryszardowi), którzy wspierali naszą twórczość konstruktywną krytyką i refleksyjnymi uwagami. Dzięki Wam niemal udało się poskromić przecinki… A tak poważnie, to nie spodziewałam się aż tyle nauczyć, wrzucając teksty na forum NF.

 

Z tekstu, który miał być opowiadankiem (”Liście brzóz”) powstało ostatecznie coś długości książki… Planujemy dopracować naszą Opowieść, żeby rzeczywiście można było ją tak nazwać. W planach jest dopisywanie, wykreślanie, pogłębianie bohaterów (spłycanie chyba nie) i rozwijanie scen akcji. Przed nami jeszcze duuużo pracy, dlatego będę szczególnie wdzięczna za uwagi i dobre rady na koniec.

 

Nie wiem, czy – w swojej ostatecznej wersji – Opowieść będzie na tyle dobra, aby ukazać się gdzieś drukiem…  Ale możliwe, że zaryzykujemy i wyślemy ją tu czy tam. (Swoją drogą, czy potencjalnego wydawcę może zniechęcić wiadomość, że pierwsza wersja tekstu była publikowana na forum? I tak trzeba będzie się do tego przyznać…)

A winorośl… No taaak, racja, nie wyrośnie po ciemku… Winorośl wylatuje, posadzę tam jakiś mech. Dziękuję smiley

Tragedia optymistyczna? Nie wiem, czy sobie ze mnie nie żartujecie wink

 

Niemniej cieszę się, Ryszardzie, że tak odbierasz ten tekst, staram się tchnąć jak najwięcej życia i takiego właśnie ludzkiego ciepła w naszą opowieść.

Swoją drogą, zlodowacenie to chyba jeszcze nie wyeksploatowany temat, kojarzy mi się, póki co, tylko ze “Snowpiercer”.

Miała być jedna część, właściwie opowiadanko… Potem sześć… Osiem… Później stanęło na jedenastu, dwunastu… Broniłam się przed trzynastą, naprawdę, ale okazało się, że jest potrzebna, bo spina całą opowieść jak klamerka. 

smiley

Dziękuję, Bemiku. Wraz z ostatnim fragmentem, który niedługo wrzucę na forum, mamy 270 tys. znaków i troszkę, a to po przeliczeniu 150 znormalizowanych stron.

(Więc chyba można uznać, że opowiadanie rozwinęło się w niewielką powieść, a w każdym razie w pierwszą wersję powieści…)

Kolejne fragmenty, składające się na jedną opowieść – niektóre radzą sobie jako samodzielne teksty, ten powyżej chyba raczej niekoniecznie…

A czy jakiś fragmencik powieści się pojawi na forum? Tak z ciekawości zapytuję.

Regulatorzy, dziękuję za trafne uwagi. Nie wiedziałam, co zrobić z tym kołującym kozłem, w końcu zostawiłam powtórzenie, licząc, że nikt nie zauważy… A jednak wink Cieszę się, że znajdujesz czas na lekturę kolejnych fragmencików.

 

No i odpowiadając na pytanie Bemika: mamy nie tylko przemyślane, ale i napisane do końca. Szlifujemy właśnie ostatnie dwie części historii, więc lada dzień wrzucę już całość.

Dziękuję, ryszardzie, również za nominację (czy jakkolwiek to się określa). Dukaj to dla mnie geniusz i wizjoner.

Nie wiem, które części Opowieści czytałeś, historia szaleństwa Króla jest w dużej mierze wyjaśniona w “Braciszku”: http://www.fantastyka.pl/opowiadania/pokaz/11956 . Zaczynając pisać tę opowieść, nie spodziewałam się, że powstanie z tego książka w odcinkach (co jest częściowo spowodowane tym, że od pewnego czasu piszemy ją we dwoje). Wiem, że to spore utrudnienie dla czytelnika, ale postanowiłam już konsekwentnie opublikować całość.

 

Mogę tylko życzyć powodzenia w pisaniu o alternatywnej rzeczywistości. Czytałam już przynajmniej jedno Twoje opowiadanie, więc nie wątpię, że powstanie dobrze przemyślany i intrygujący świat. 

Pozdrawiam smiley

Coraz bardziej lubię Pana Fryderyka, a i jego przygody są coraz dziwniejsze i ciekawsze. Podoba mi się pomysł zagubienia bohatera w wymyślonej rzeczywistości, okazującej się pułapką bez wyjścia… Gdyby nie Genuchna. No, znakomity pomysł.

 

“Pan Fryderyk Frączek postanowił powrócić do początków, albowiem należy ustalić genezę powstania, by metodą dedukcji dojść do właściwych wniosków końcowych”. – może: “genezę powstania problemu” albo “genezę problemu”? Bo teraz nie jest jasne, do czego odnosi się powstanie. Chyba wink

 

 

 

Tak, cząstka pomarańczy jak najbardziej, cudzysłów też dorzucę… (Już nie wspominając o znakach interpunkcyjnych.) Tym dzięciołom zdarza się też dopadać ofiary bezpośrednio, nie gardzą małymi zwierzątkami, mięsożerne są, bestyjki… 

Bardzo przypadł mi do gustu przemyślany opis księżycowej rzeczywistości, dopracowany – jak dla mnie – w każdym szczególe. I, jak się zastanowić, chyba dość prawdopodobny… To dla mnie największy plus tekstu.

Do samej historii miłosnej mam podobne uwagi jak Ocha. Trochę zabrakło mi pogłębienia relacji między bohaterami, można odnieść wrażenie, że bohater w gruncie rzeczy nie zna tej swojej wybranki. Poza tym, że podziwia jej urodę i żywiołowość. Myślę, że warto byłoby trochę rozwinąć ten wątek,  dodając choćby parę zdań. Ale możliwe, że czepiam się dlatego, że jestem kobietą. smiley

 

Dziękuję, Bemiku. 

No tak, bo król poszedł spać wcześniej, potem wszyscy inni… W domyśle było, że w tej samej komnacie… Masz rację, zdecydowanie trzeba ten fragment wyprostować, bo się pokrzywił.

Aaa, bo Kapitan stracił oko w starciu ze stadem takich kozłów. Poza tym, one są groźne – ten jeden dał się oswoić, też nie wiadomo, czy na dobre, czy tylko na trochę.

@Finkla: Nie, koziołek nadal jest mały, chociaż Kapitan widzi w nim raczej rogatą bestię, niż słodkiego malucha. A czy coś sugeruje, że urósł? Jeśli tak, to natychmiast poprawię. 

Zeżartą spację już odkładam na miejsce.

Króla poznamy jeszcze bliżej – po namyśle oddaliśmy mu narrację następnego fragmentu.

 

@ryszard: Wszystkich części jest sporo, ale łatwo je znaleźć na moim profilu, bo wrzucałam teksty po kolei, w miarę pisania. Początkowo miało to być niewielkie opowiadanie: 

http://www.fantastyka.pl/opowiadania/pokaz/11343

…a potem tak wyszło, że zaczęliśmy wymyślać i pisać tę historię we dwójkę. Podejrzewam, że to dlatego podwójnie się rozrasta.

 

@regulatorzy: Bardzo dziękuję, także za bezcenne poprawki ;-). Powoli zbliżamy się do zakończenia, historia ucieczki Anny (a taki jest główny wątek) została już niemal opowiedziana. Natomiast  mamy dużo pomysłów na kolejne wesołe przygody… A tak zupełnie szczerze, to myślimy intensywnie o rozbudowanej historii z tymi samymi bohaterami, mnóstwem tajemnic, refleksji i z drugim dnem… A ponieważ ta fabuła już się tutaj nie zmieści, to bardzo możliwe, że w długie zimowe wieczory będziemy pisać książkę. Mam nadzieję, że to nie będzie falstart, na razie staramy się wszystko przemyśleć i zebrać materiały.

 

@Wroniec: dziękuję, cieszę się, że spodobała Ci się opowieść. Na wypadek gdybyś chciał przeczytać całość, wklejam raz jeszcze link do pierwszej części. Pozostałe są na moim profilu, ustawione w kolejności pisania:

http://www.fantastyka.pl/opowiadania/pokaz/11343

 

 

Nie, ani troszkę. Przypomniałam sobie za to, że dawno się niczego nie domagałam, czas nadrobić zaległości… :D

Zainteresowało mnie na tyle, że przeczytałam do końca – to na plus. Ale obawiam się, że nie zrozumiałam zakończenia. Spodziewałam się rozwiązania tajemnicy, a tymczasem wydarzenia robią wrażenie nieco jakby przypadkowych. Ale skoro to debiut, to spodziewam się, że następny tekst będzie dużo lepszy i bardziej przemyślany, początki zawsze są pod górę…

 

Pewnym problemem, do przemyślenia, jest też narracja. Generalnie historię opowiada chłopak, ale pewne fragmenty robią wrażenie “widzianych oczami” Mileny. Robi to wrażenie niekonsekwencji. Oczywiście chłopak może znać wydarzenia, zreferowane mu przez dziewczynę – ale wtedy snute przez niego opisy nie byłyby aż tak szczegółowe, prawda?

 

A bo to chyba jedna z lżejszych części historii… O ile potrafię to ocenić z perspektywy wytwórcy tekstu wink. Pozdrowienia dla miłego czytelnika! 

 

Mogli nie mieć… Skoro alkohol w świecie przyszłości funkcjonowałby podobnie jak współcześnie narkotyki, to nastolatkowie z dobrego domu mogli się z nim nigdy nie zetknąć i pomysł cofnięcia się do świata, gdzie jest on powszechnie dostępny… No, dla mnie to trzyma się kupy. Ale nie będę się kłócić z Autorką, jeśli uważasz inaczej ;)

To może wspomnieć w tekście, że dzieciaki nie tyle marzyły o spróbowaniu alkoholu, co o odwiedzeniu świata pełnego ludzi zachowujących się jak te myszki od wujka? I przy okazji chcą sprawdzić, jak to jest, żyć w takich czasach (czyli: odwiedzić pub). Mała zmiana, a problem zniknie.

Fajny szorcik, przeczytałam z przyjemnością.

@ Bemik, Mela: bardzo Wam dziękuję! Miło przeczytać takie opinie pod swoim tekstem. Zwłaszcza, że obawiałam się, że ta część będzie, jako mniej akcyjna i odbiegająca od głównego wątku opowieści, również mniej wciągająca.

 

@Adam, właściwie miałam na myśli to samo, tylko inaczej to wyraziłam. Dla mnie “rozwój techniki” obejmuje i to, co nazwałeś jej zastosowaniem. Natomiast sam rozwój nauk, ludzkie dążenie do poznania, do wynajdowania nowych rzeczy i ulepszania starych – to jest piękne, wspaniałe i po części właśnie czyni nas ludźmi, że tak to nieco pompatycznie ujmę.

@Regulatorzy, bardzo się cieszę. Dalszy ciąg niedługo, szlifujemy kolejny tekścik.

 

@Adam, znów przyznam Ci rację… Aczkolwiek mam wrażenie, że ludzi, u których rozwój techniki budzi negatywne emocje, jest bardzo wielu (nie potrafię ocenić, czy większość, czy mniejszość). Współcześnie zmienia się sposób, w jaki człowiek myśli, odnosi się do innych, zbiera informacje… Intuicyjnie wyczuwamy, że mogą się z tym wiązać jakieś zagrożenia. Poza tym, dawno minął ten czas, kiedy technikę można było zrozumieć… Maszynę do pisania mogłam pojąć, a komputerów już za groma, chociaż bardzo się starałam. (W sumie, mogłabym na ten temat długo i barwnie, lepiej chyba, jeśli przemycę jakąś refleksję w tekście.)

Adamie, to ciekawa uwaga… I bardzo prawdziwa. Pisząc o wirtualnej rzeczywistości mam przed oczami naszą codzienność, tyle że spotęgowaną. Już teraz, korzystając z Internetu, sama nie wiem, na ile spłacam, a na ile podtrzymuję więzi z ludźmi. A wszyscy zgodnie wspominamy z nostalgią dzieciństwo i podwórko, na którym zawsze wszyscy byli, a jak kogoś brakowało, to wydzwaniało się domofonem albo krzyczało pod oknem. Bardzo rzeczywiste.

A ta część opowieści jest troszeczkę bardziej refleksyjna, wcześniej było dużo biegania i statków kosmicznych.

Nastrój jest, chociaż burzą go niezręcznie zbudowane zdania. Dajmy na to: “Potrafią spojrzeniem, bez zbędnych słów, przekazać proste słowa”.

Warto skrócić i doszlifować. Sam pomysł ukazania nieznaczącej – chociaż znaczącej – chwili jest bardzo ładny, ale przy takim temacie trzeba poświęcić dużo uwagi drobiazgom.

Dziękuję, już poprawiam niedociągnięcia. Te literówki, znowu się przyplątały całym stadkiem…

Urocza historia, podobała mi się nawet bardziej niż mini-ratki… Ciekawa jestem następnych części. 

“Większy pokój, zwany szumnie salonem, w którym umieszczony był na poczesnym miejscu ogromny telewizor – prezent na dwudziestolecie ślubu – okupowali z reguły wspólnie oraz mniejszy, który przeznaczony został na małżeńską sypialnię”. – czy w tym zdaniu czegoś nie brakuje? 

Cieszę się, dziękuję! Tak, Kapitan będzie narratorem, chociaż (chyba) jeszcze nie w następnej części… Chcemy, żeby narratorzy się nie powtarzali – każdy ma dla siebie tych kilka-kilkanaście stron i wystarczy smiley.

Bemiku, dziękuję. “Za krótkie” to chyba najmilszy komplement, jaki mogą usłyszeć autorzy :) 

Thargone, wszystkie części są na moim profilu, wrzucane po kolei. Jeśli mi się uda, to pod spodem wkleję link do “Liści brzóz”. Miło mi, że dobrze się czyta, robimy, co możemy… 

http://www.fantastyka.pl/opowiadania/pokaz/11343

 

Klimatyczny, ciekawy tekst, cieszę się, że go przeczytałam. Bardzo podoba mi się sposób, w jaki pokazujesz bohaterów, potrafisz tchnąć w nich życie… Nawet w tą martwą (?) dziewczynę. 

Trochę zabrakło mi dopowiedzenia, co takiego naprawdę ją spotkało, dlaczego atakuje mężczyzn, kim teraz jest, czy może… Stara się pomścić przyjaciół? Miałam skojarzenie z wampirem, ale to chyba zbyt proste… W sumie, przyznam, że nie wiem, czy tekst by zyskał, gdyby był jaśniejszy, to ja tak mam, że lubię zawsze wiedzieć dokładnie, o co chodzi, a czasem przegapiam właściwą interpretację. Tak czy inaczej, jest świetnie i chętnie przeczytam następną mroczną opowieść… :)

@Bemik: trafiłaś. Na Nowej Ziemi każdy dostaje z przydziału potrzebną ilość kalorii i składników odżywczych (i całej reszty) w formie syntetycznej, natomiast wirtualne jedzenie, tak jak i różnego rodzaju używki, ma służyć wyłącznie przyjemności. Cieszę się, że Ci się podobało!

Kolejne części są “w pisaniu”, więc na tym opowieść się nie kończy. Sama ucieczka, która tutaj jest zarysowana w kilku zdaniach, jeszcze się pojawi w następnej części. Zastanawiałam się nawet nad urwaniem tekstu dużo wcześniej (po tym, jak Filip wyrusza ze swoją torbą), ale szkoda było pozostawiać w zawieszeniu opowieść o Kolekcjonerze, czekającym na Katedrę… Poza tym może uda się jakoś fajnie wygrać kontrast między zdawkową opowieścią Filipa, a relacją z pierwszej ręki.

 

No dobrze, wiem, że odsyłanie do następnej, w dodatku jeszcze nieopublikowanej, części może być nieco irytujące. Dodam więc tylko, że kiedy będziemy mieli już całość tekstu, to weźmiemy się energicznie do poprawiania najsłabszych fragmentów – więc nawet jeśli teraz nie uwzględniam wszystkich uwag, edytując tekst, to mam je w pamięci, niektóre nawet wynotowane smiley

 

Dziękuję też za różne pomniejsze poprawki, już je wprowadzam… smiley

Zważywszy na wiek autora, to początki są całkiem niezłe. Językowo można tekst poprawić, natomiast w kwestii treści, to mam jedną radę: 

Seluti, czy zastanawiałeś się, dlaczego wilk pomaga chłopcu? Czy jest takim zwyczajnym zwierzęciem? Co Twoi bohaterowie robili przez kolejne lata, razem wędrując? Czy nie sądzisz, że mężczyzna wybudowałby w lesie jakieś schronienie, może zaczęliby polować we dwójkę, żeby się wyżywić? Warto zadawać sobie podobne pytania, wymyślając swoje historie. W krótkich tekstach nie musisz zamieszczać potem wszystkich informacji, ale im lepiej przemyślisz świat i postacie, tym lepsze będą kolejne opowiadania.

Zgrabna historia, chociaż nie wiem czemu powtórzona tyle razy…? Podobają mi się sugestywne opisy. Tu sroka, tam gałązka i klimat tekstu zapada w pamięć. Sama historia rozkręca się powoli, dopiero po paru akapitach naprawdę wciąga – chociaż może to tylko moje odczucie.

Z przecinkami trzeba zrobić porządek, skoro nawet ja widzę, że stoją w dziwnych miejscach, to musi być naprawdę fatalnie.

No tak, te powtórzenia są karygodne. Tyle razy przeglądałam tekst, że już nie powinny się zdarzać. Co do reszty, muszę się zastanowić… Wydaje mi się, że palce mogą zsinieć z zimna, obserwowałam to na sobie… Ale może “sine” brzmiałoby zręczniej, niż “zsiniałe”. 

Dziękuję!

Pomalutku, ale się zbliżamy – mamy w planach jeszcze dwie części, jeśli historia nie potoczy się nagle w jakimś niespodziewanym kierunku. Miło mi, że się podobało :)

Kapitalny pomysł, oczarowało mnie to opowiadanie. 

Jeden drobiazg z drugiego akapitu: “rozwodnionych błękitem oczach” – może: oczach w kolorze rozwodnionego błękitu? Jeśli się nie mylę, to oczy “rozwodnione błękitem” musiałyby mieć wyjściowo jakiś inny kolor.

@sfun, fajnie, że fajnesmiley

W kwestii satelity: plany budowy istniały już wcześniej, nawet rozpoczęto prace… Stąd można założyć, że budowniczowie nie zaczynają od zera.

Odnośnie aligatora, spójrz zdanie wcześniej: Pomiar pola elektromagnetycznego wskazywał na brak urządzeń mechanicznych i większych organizmów żywych w promieniu metra, dwóch, trzech… Sonda bada teren w coraz szerszym promieniu (hm, chyba to nie jest najzręczniejsze wyrażenie, ale wiemy o co chodzi…) i w odległości około czterech-pięciu metrów od miejsca, w którym stoi bohater, wykrywa zagrożenie – w ostatniej chwili. 

Wciągające opowiadanie, przeczytałam na jednym oddechu. Szkoda, że tak to się kończy, taką prostą i brutalną puentą. Ale to takie moje westchnienie raczej, niż uwaga do tekstu. Chociaż… Zostaje jakiś niedosyt, po tym zakończeniu. Spodziewałabym się w ostatnich akapitach Królowej, jest najważniejsza w całym mieście, a w końcu nie widzimy nawet kawałka niebieskiej sukienki… I tajemnica, kto stworzył te lalki, pozostaje tajemnicą…

Tak czy inaczej, jeśli autor coś jeszcze wrzuci na portal, to przeczytam z dużą ciekawością. Mam nadzieję, że to nie jest jedno jedyne opowiadanie.

No… na razie nie gryzie. Ma piękne wielkie oczy i miłą mordkę. Ale z drugiej strony, jest spora szansa, że wyrośnie na ludojada…

Ooo, dostrzegam już jakiś porządek w moich błędach stylistycznych… Niektóre można nawet określić jako “ulubione”. Ok, biorę się za porządki. Dziękuję, regulatorzy ! 

@regulatorzy, dziękuję! Miło mi, że chcesz zapoznać się z pozostałymi częściami, ciekawa jestem, czy polubisz koziołka smiley

 

Nie, nie, nie jestem człowiekiem, który uwsteczniałby dla wygody, przysięgam. Po prostu jestem przekonana, że żołnierze nie podsłuchują Łowcy i Anny przy użyciu najnowszego sprzętu. Chociaż oczywiście masz rację, że mogliby dysponować czymś takim. Zoom – tak. Gogle – nie, nie w każdej przyszłości muszą być gogle.

Może od drugiej strony:

żołnierze pojmali uciekiniera. Eskortują go do statku. Mają zbiegów cały czas na oku. Łowca i Anna zasadniczo nie rozmawiają – w całej scenie padły tylko, ukradkiem rzucone, dwa zdania: jedno Artura (do Łowcy) i Łowcy – do Anny. Pilnuje ich zaufany żołnierz. Wszyscy koncentrują się na tym, żeby dotrzeć bezpiecznie do domu, pojmani idą grzecznie i nie sprawiają kłopotów. Zadanie zostało wykonane. Zbiegów przeszukano, zabrano im broń. Moim zdaniem żołnierze nie mają powodu, żeby przez cały czas uważnie ich podsłuchiwać, skoro, tak na oko sądząc, wszystko jest ok.  

Hmmm, z tym że tak: sondy służą do mapowania obszaru, po którym porusza się żołnierz (plus-minus w promieniu kilkunastu metrów), dostarczają informacji odnośnie obecności potencjalnych zagrożeń – istot żywych, urządzeń etc. Widać to na tych małych ekranikach, które żołnierze mają na nadgarstkach. Sonda nie jest super-kamerą, obraz jest orientacyjny, trochę lepszy niż na sonarze – różne zagrożenia są zaznaczone różnymi kolorami. Wcześniejsze modele dawały jeszcze gorszy obraz, bo bazowały tylko na obecności ciepła. Zbieranie dźwięków z takiego obszaru – no cóż, moim zdaniem to mija się z celem, efektem byłaby kakofonia. Poza tym one służą do zorientowania się w terenie, nie do nasłuchiwania. Na Starej Ziemi, dodam jeszcze, zagrożeniem jest głównie przyroda, nie wróg, którego należałoby podsłuchiwać.

 

Oczywiście można założyć (chociaż nie jestem tego pewna), że sondy posiadają również opcję nasłuchu, ale wtedy musiałyby znajdować się tuż nad źródłem dźwięku, żeby nie nagrywać całego lasu.  Takie latające mikrofoniki… Gdyby np. kapitan Nelson kapitan podejrzewał, że więźniowie mogą opracować jakiś tajny plan, mógłby puścić swoją sondę tuż nad ich głowami i podsłuchiwać (obok ekranu na ręce dodajemy mu wtedy jakieś słuchawki…). Tylko że pojmani są pojmani, eskortowani przez zaufanego żołnierza do transportowca, reszta oddziału idzie tuż za nimi, a kapitan (tak jak i żołnierze, jeśli mają trochę oleju w głowach) koncentruje się przede wszystkim, jeśli nie wyłącznie, na obserwowaniu terenu, żeby nie wpaść na sam koniec wycieczki na jakieś stado wściekłych sów…  

 

Więc chyba uda im się wymienić te dwa zdania szeptem. Schody tak naprawdę zaczną się później, przy ucieczce z Nowej Ziemi… 

@AdamKB, dzięki za zaznaczenie dwóch ważnych kwestii: budowy satelity i wojska. Masz rację, że to musi być przemyślane – i mniej-więcej jest, chociaż wielu rzeczy nie zasygnalizowałam jeszcze w tym tekście. Na Starej Ziemi pozostały niedobitki ludzkości – i całkiem nieźle trzymający się rząd (przede wszystkim interesują nas tutaj władze Zjednoczonych Ameryk i Paneuropy). Przy rządzie siedzą naukowcy i specjaliści – przynajmniej część, tacy ludzie byli zbyt cenni, żeby ryzykować ich życiem. Natomiast, co najważniejsze, plany budowy Nowej Ziemi istniały jeszcze przed wojnami, nawet zaczęto szykować się do budowy. Zaznaczyłam to w tekście, ale jednym czy dwoma zdaniami, gdzieś w połowie propagandowego pokazu. Odnośnie wojska – ponieważ oficjalnie jest tak miło i bezpiecznie, to żołnierze są przypisani do “Departamentu Pokoju”. Ich zadaniem jest utrzymanie takiego stanu rzeczy. Ponieważ rzadko mają okazję się wykazać, to trening stał się dla nich trochę celem samym w sobie; zdobywają punkty i miejsca w rankingu… Natomiast władze Nowej Ziemi zdają sobie sprawę, że posiadanie wojska, nawet nielicznego, ma znaczenie. Na satelicie zwykle jest spokojnie, ale Stara Ziemia pozostaje o rzut kamieniem… I to chyba tyle w temacie. Bardzo mi miło, że kibicujesz tej opowieści.

@Finkla, myślimy tutaj podobnie. Sondy, których używają żołnierze, nie służą do podsłuchiwania, więc inni wojskowi nie wiedzą, co szepce Artur do Łowcy czy Łowca do Anny. Nasi uciekinierzy zdążą wymienić parę słów. Zresztą, taki jest główny pomysł na tę część: dzięki temu, że Artur zwątpił w system, nasi bohaterowie dostają szansę ucieczki. Adam ma rację o tyle, że zakończenie (w obecnym kształcie, ale za chwileczkę będę poprawiać, więc feralne zdanie zniknie bezpowrotnie!) sugeruje, że więźniowie po prostu swobodnie sobie rozmawiali na oczach wojskowych.

A odnośnie Nowej Ziemi, to tak: plany budowy istniały wcześniej. Wspomniałam o tym w tekście, chociaż tam jest tyle informacji, że łatwo przegapić tę jedną.

@Nazgul, cieszę się, że nie jest takie złe i da się czytać mimo pierwszoosobowej narracji. Zapraszam do lektury smiley laugh

@Nazgul: Paradoksalnie lubię czasem zastosować pierwszoosobową narrację… Zwłaszcza w cyklu tekstów, pisanych z punktu widzenia różnych osób. Chociaż w sumie nie wiem, czemu miałby to być paradoks..? Mam nadzieję, że narracja nie zniszczyła tekstu. laugh

ps. “Dlaczegóż”devil.

@AdamKB, dziękuję jak zawsze – i biorę się za poprawki. Natomiast w kwestiach merytorycznych już spieszę z wyjaśnieniami (w każdym razie w tych kwestiach, których można bronić…)

Tak, Departament rekrutuje już dziesięciolatków. Poza treningami czeka ich solidna porcja edukacji… I prania mózgów, jak trafnie to określiła Finkla.

Artur zastanawiał się, czy też tak wyglądał – tj. czy robił takie nieporadne wrażenie. Sam siebie nie widział, teraz patrząc na rekrutów może sobie wyobrażać, że patrzy na siebie, takiego małego chłopaka, osiem lat wcześniej.

Nową Ziemię zbudowano w czasie dwóch i pół roku. Stara, po wojnach, wyglądała jak ruina – i ludzi do uratowania nie liczyło się już ani w miliardach, ani nawet w milionach… Zdradzę jedną tajemnicę: tak naprawdę nie zawracano sobie głowy ewakuacją wszystkich – wbrew oficjalnej propagandzie.

Jak trafnie zauważyłeś, Departament Obrony nie orientuje we wszystkim, co dzieje się na Starej Ziemi. To kawał planety, oficjalnie niezamieszkany. W gruncie rzeczy żołnierze z Departamentu Pokoju poza treningami i zdobywaniem wysokich pozycji w wewnętrznych rankingach nie mają za dużo roboty – Nowa Ziemia jest pod kontrolą, na Starej nic się nie dzieje… Sporadyczne akcje, jak ta powyżej, są dużą atrakcją. Ale wirtualne przeszkolenie, chociaż bezpieczne (a to chyba największa wartość na Nowej Ziemi) ma swoje mankamenty. Np. zimno – pomimo specjalnych strojów żołnierze są zdezorientowani, bo nie znają tego odczucia, na satelicie zawsze panuje komfortowa temperatura.

Kościół chrześcijański – żołnierz myślał, stosując kalkę. Wojna Trójstronna była też wojną trzech religii. Jak Paneuropa – to chrześcijaństwo. Zresztą, trafił.

Co do sów i pułkownika, to tak – załatwił wszystkie, bo był superbohaterem wink A poważnie: żołnierz, uciekając, z sowami tuż za sobą, nie miał możliwości, żeby się odwrócić, wymierzyć i oddać precyzyjny strzał. Te dranie szybko się przemieszczają. Może którąś trafił, nie był pewien, bo skoncentrował się na ratowaniu własnego życia. Kiedy upadł na śnieg, pułkownik miał przed sobą czystą sytuację: żołnierz leży, sowy lecą z naprzeciwka. Załatwił je wszystkie (całe trzy) bronią falową, ustawioną na szeroką wiązkę.

I odnośnie zakończenia: moje niedopatrzenie, wyobrażałam sobie jak Łowca z Anną wymieniają ukradkiem co najwyżej jedno, dwa zdania. Tyle im się uda, skoro “zaprzyjaźniony” żołnierz idzie za nimi, pozostali są nieco dalej. I tyle też wystarczy, co się okaże w następnej części… No i właśnie, zwrot “naradzali się półgłosem” sugeruje, że gadali przez całą drogę, a to rzeczywiście byłoby niemożliwe. Poprawię.

Raz jeszcze dziękuję za uważną lekturę. smiley

 

Mmm, chyba nie będę oryginalna: mnie się podoba, świetny tekst oparty na zaskakującym koncepcie. Miałam wrażenie, że pod koniec opowiadanie trochę za szybko zmierza do zakończenia (ok: nie patrzyłam na pasek po prawej i zupełnie zaskoczył mnie pojawiający się nagle napis “epilog”). Może dlatego zmiana nastawienia bohaterki (na początku zdecydowanie brzydzącej się kuzynem) robiła wrażenie nie do końca umotywowanej.  Chociaż i tak nietrudno się domyślić, co nią kierowało.

Ale najbardziej mnie urzekło, że ludziom z przyszłości chce się poświęcać długie godziny na rozmowy z przodkami, którzy przecież nie posiadają aktualnych informacji o świecie, a mimo to ich wiedza i porady są tak cenne… Taki urzekający, ludzki akcent.

@AlexFagus: kopuła! Tak, tam miała być kopuła, ostatecznie zapomniałam i o kopule, i o całym problemie. Czarne niebo nad głową to właśnie efekt braku atmosfery z prawdziwego zdarzenia – jest warstwa powietrza pod kopułą, a powyżej tylko pustka kosmiczna… Nie wiem, czy już tutaj wplotę info o “kopulastej” konstrukcji tego świata – ale w którymś miejscu trzeba będzie to zrobić. 

Znalazłam wreszcie wolny wieczór na poprawienie tekstu. Uff! Dziękuję Wam jeszcze raz za bezcenne uwagi. Teraz mogę z czystym sumieniem pisać ciąg dalszy… Już niemal skończyliśmy go wymyślać. Wspominałam, że myślimy w duecie? Ponieważ wzięłam na siebie spisywanie historii, to odpowiadam za wszystkie głupie błędy… I pogłębioną psychologię postaci. Zwłaszcza Anny.

@Iluzja: Nie będę wrzucała niczego nie związanego z Nową Ziemią, dopóki nie zamknę cyklu. Więc bałagan nam nie grozi. Kozę ciężko zabić, a dziadek przetrwał nawet koniec świata…

@Bemik: Też chciałabym, żeby już był dalszy ciąg. Pogróżki to dla początkującego autora najpiękniejszy komplement, dziękuję!

@AdamKB, nie czuję się gnębiona, wprost przeciwnie, Twoje uwagi to cenna pomoc smiley Na tym etapie przemyślenie kwestii wieku pułkownika, szczelności włazu, działania płaszczy termicznych czy ubioru Anny (na który zwracały mi uwagę Bemik i Iluzja) to niewielki problem… Kilkanaście stron później (czy w połowie drugiego tomu) któryś z tych nie przemyślanych drobiazgów może nagle urosnąć do rangi katastrofy… Pogubione przecinki może mniej, ale nie zaszkodzi im, jak będą stały na właściwym miejscu.

@regulatorzy: no proszę, jeszcze parę niedopatrzeń językowych… Dziękuję i oczywiście zapraszam do lektury poprzednich części, są całe trzy smiley

@ruda08, Aeli – wielkie dzięki za miłe słowa! Szalenie się cieszę, że ten cykl napotyka na swojej drodze czytelników i do tego zadowolonych z lektury. Radość, radość! :)

@AdamKB – uff, będę musiała przejrzeć i przemyśleć te uwagi. Dziękuję za wyczerpującą listę – nie spodziewałam się, że tyle niedociągnięć jeszcze grasuje powyżej… Naprawdę nie mówi się “wyrwać do odpowiedzi”? Już wiem (po latach poznałam tę prawdę, po latach!), że nie “przerabia się” lektur szkolnych, ale że “wyrywanie do odpowiedzi” też jest błędne, to dla mnie zaskoczenie dnia…

W kwestii chłodnego podmuchu powietrza, to zakładałam, że właz jest średnio szczelny… Ale może to mało przekonujące, zważywszy, że rzecz dotyczy podziemnego schronu…

Pułkownik Maks Darango jest wiekowy, przekroczył już setkę. Awansował szybko, bo było wtedy zapotrzebowanie na bohaterów – w następnym tekście wyjaśni się trochę więcej. 

Dorzuciłam całe mnóstwo kropek, złapałam parę literówek i powtórzeń. Gdzie one były, kiedy sczytywałam ten tekst, to ja nie wiem… Czy istnieje coś takiego, jak ślepota na znaki przestankowe?

Tak, zamiast sukienki jest koszmarny ale praktyczny kombinezon smiley

Będą kolejne poprawki… Zwłaszcza w kwestii ubioru bohaterki. Opisałam go w poprzedniej części, więc tam też wprowadzę zmiany. Dziękuję ślicznie, Iluzjo :) 

Dziękuję, Iluzjo :) To ja się biorę za poprawki ;)

Nadtytuł (ew. podtytuł) to chyba najzgrabniejsze rozwiązanie… I jakie proste! (Tak proste, że na nie nie wpadłam…)

PsychoFish, dzięki za wnikliwą lekturę smiley Trafna uwaga, z tą niekonsekwencją, podumam, jak to wyprostować. 

Tak, to jest fragment. Wrzuciłam już ciąg dalszy, pt. “W dół strumienia”, niemniej zakończenie (takie rzeczywiście coś kończące) pojawi się dopiero wraz z ostatnią częścią. To się powinno zdarzyć za trzy czy cztery fragmenty… Chociaż prawda jest taka, że od pewnego czasu wymyślamy tę historię we dwoje, więc rozrasta się, ewoluuje i zaczyna obfitować w rozliczne wątki, więc nie mam pewności, czy naprawdę tak będzie.

Hm, może powinnam zaznaczać przy tych fragmentach, gdzieś w okolicy tytułów, że są “częścią pierwszą” “drugą” czy “piętnastą” “czegoś-tam-większego”, żeby nie było niejasności..? Starałam się sygnalizować ten fakt w tych małych wstępach na górze, ale chyba nikt tam nie patrzy indecision 

Bo nie bardzo wiem, jak połączyć do kupy wrzucone już teksty. Wolałabym, żeby zostały tak, jak są.

 

Btw, zajrzę do tego krasnoludzkiego cyklu smiley

No tak, pisząc o drzewach na chwilę zapomniałam, że jest zima. Dęby muszą sobie pójść na rzecz, hm, może sosen?

@Finkla: jakieś 80 lat odkąd ludzie przenieśli się na Nową Ziemię, ale część terenów wyludniła się wcześniej… Więc las jest plus-minus stuletni.

@syf: tekst jest częścią cyklu tekstów – cieszę się, że przyzwoitą. Sądziłam, że zamknę całość w pięciu częściach, ale widzę, że będzie tego trochę więcej… Dwie poprzednie części (rozdziały? fragmenty?) to Liście brzóz i Koziołek. 

@Bemik: fajnie, że patrzysz, co koło Ciebie rośnie i jak to robi :) Mam na osiedlu kilka kasztanowców i dopiero w zeszłym roku odkryłam, że małe kasztany pojawiają się jeszcze przed wakacjami (już teraz!). Kto by pomyślał.

Hmmm, ci ze Starej Ziemi nie specjalnie sympatyzują z władzami i elitą Nowej, za to wobec siebie są lojalni. Miałam jakieś zdanie na ten temat w tekście, wyrzuciłam je, skracając, może niepotrzebnie. Co do “powtórzenia” – masz rację, Hubert co prawda już wcześniej wspominał, że warto byłoby uciekać, ale jest to na tyle odległe, że umyka przy lekturze. 

Nie opisywałam dokładnie stroju Anny, oczywiście miała cały czas jakieś buciki, które najpewniej zdjęła, zanim Hubert pomógł jej rozmasować stopy, zapewne też z jego pomocą. Jeśli to nie jest jasne, to będę musiała jeszcze z pół zdania dopisać.

Cieszę się, że dalej dobrze się czyta. :)

Bemiku, pisałam z punktu widzenia pracoholika – irytujące jest to, że musiał przerwać pracę (a pracował siedząc nad dziennikiem i popijając kawkę), a nie to, że ktoś mu przerwał przerwę. smiley

A mnie się wydało logicznie zbudowane i raczej jasne, w każdym razie w ogólnych zarysach. Na początku nie zrozumiałam, po co Yuna poinformowała ITR o spotkaniu – potrzebna była ekstremalna sytuacja zagrożenia, żeby Zyck zgodził się na przepisanie do Akwenu, tak? Czy jednak coś mi umknęło? W każdym razie opowiadanie musi być że wciągające, skoro przeczytałem mimo (ogromnej) niechęci do neologizmów. Zabawne, że świat tak poszedł do przodu, a Szczecin nadal pozostał Szczecinem :) 

Hmmm, to prawda, właściwie zgadzam się z zarzutem. Aczkolwiek, no właśnie, kolejne teksty są trochę zbyt osobne, żeby traktować je jako “części opowiadania” i trochę za mało samodzielne, żeby ze spokojnym sumieniem określić je jako “opowiadania”. Określenie “cykl opowiadań” wydawało mi się dobre, ale już w nie zwątpiłam. Teraz podoba mi się zwrot “kolejne części minipowieści”. O ile całość nie okaże się za krótka na minipowieść…

Zresztą, może problem definicyjny sam się jakoś rozwiąże, jak już będzie całość całości. Tymczasem dzięki za cenne uwagi i za wnikliwą lekturę też  smiley

Ciąg dalszy dalszego ciągu już niebawem, ale muszę go jeszcze przeczytać parę razy i zlustrować pod kątem śmiesznych błędów językowych… :) Żeby się nie okazało potem, że błędy wyszły mi najlepiej.

@PsychoFish: Tak, Łowca i jemu podobni zajmują się zbieraniem nagrań. Rozwinęłam ten wątek w drugim opowiadaniu. To ciężka i niebezpieczna praca, zwłaszcza, kiedy ma się w drużynie obywatelkę Nowej Ziemi, która dopiero co uciekła ze swojego wirtualnego świata. 

Cały cykl został już w międzyczasie rozplanowany na pięć opowiadań. Jeśli ostatnie z nich nie rozrośnie się nagle do trzech ostatnich, to powinny razem tworzyć w miarę zwartą całość (na co po cichu liczę). 

 

Spokojnie, jest na tyle ładna, że zawsze ją jakiś ogarnięty facet uratuje. smiley

Kombinowałam, kombinowałam i w końcu pożegnałam się z orbitami. Uff!

 

W wolnych chwilach dłubię pomału następne opowiadania z cyklu, mam nadzieję, że będzie lepiej, nie gorzej. Tymczasem wielkie dzięki za kolejne miłe słowa :) Tak, Anna nie jest zbyt lotna, ale wychowała się w wirtualnym świecie, a to gorsze, niż zwykły Internet… Liczę na nią, że zmądrzeje wraz z rozwojem wydarzeń. Oby!

Dziękuję za miłe komentarze… I za uwagi. To jakaś magia musi być, że człowiek nie dostrzega byków we własnym tekście. Zwłaszcza tych śmiesznych.

Nie jestem tylko pewna odnośnie orbit/torów… Muszę się jeszcze zastanowić, co tutaj pasuje/ nie pasuje.

 

Ciąg dalszy będzie, a w każdym razie jest w planach. Dołożę starań, żeby dało się te teksty czytać  także osobno, bez znajomości wszystkich poprzednich. Póki co, to ma być cykl opowiadań, a nie początek książki wink

 

Pozdrawiam Wszystkich, hej! smiley

Uff, dobrze, że można tutaj edytować tekst. Znalazłam jeszcze trochę niezręczności językowych, mam nadzieję, że już się z nimi rozprawiłam.

Dziękuję za wytknięcie “dostarczonoby” – wyleciało w pierwszej kolejności.

Pozdrawiam :)

Nowa Fantastyka