- Opowiadanie: Fasoletti - Bolek Jarząbek i rewanż Kurwysuki

Bolek Jarząbek i rewanż Kurwysuki

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Bolek Jarząbek i rewanż Kurwysuki

Kolejna przygoda Bolka Jarząbka, będąca jednocześnie wstępem do rzucenia go w konkretną krainę. Co z tego wyjdzie, zobaczymy. Specjalnie dla kolegi Płotka motyw z cyckami :P Miłego czytania i proszę o konstruktywne opinie. Oceny niekoniecznie :P

 

 

 

 

Po tygodniu wędrówki las począł się wreszcie przerzedzać, aż w końcu Bolek wyszedł na ogromną polanę, porośniętą wysoką i gęstą trawą. Zaklął kilkakrotnie pod nosem i przysiadł na pobliskim pniu. Patrzył na latające wokół siebie owady, zabijając śmiałków, którzy próbowali go użreć. Z nieskrywaną satysfakcją zrzucał na ziemię coraz to nowe, zgniecione ofiary swojej żądzy mordu. W końcu stwierdził że tej bitwy nie wygra.

– Pierdolone moskity – powiedział do siebie, po czym wstał i jął rozgarniać rękoma ogromne, zielone łodygi.

Nagle przystanął i zaczął nasłuchiwać. Poprzez szum pochylanych wiatrem traw i brzęczenie robactwa usłyszał ludzkie głosy. W pobliżu musiała być jakaś osada lub miasto. Przyspieszył kroku i po godzinie morderczego wysiłku, z rękami pociętymi przez ciernie i licznymi śladami ukąszeń, wyszedł wreszcie poza obszar łąki. Zobaczył przed sobą trawiasty plac, na którym stało mnóstwo kolorowych namiotów. Fikuśnie ubrani sprzedawcy oferowali swoje towary, przekrzykując się jeden przez drugiego. Bolek otrzepując ubranie z liści i połamanych łodyg podszedł do jednego z takich kramików. Słysząc panujący tutaj gwar, stwierdził że chyba jednak woli brzęczenie komarów. Choć z drugiej strony ci ludzie przynajmniej nie gryźli.

– Witaj szlachetny panie! – zagaił brodaty sprzedawca – zechciej spróbować najwspanialszej czekolady, sprowadzonej wprost z odległego Kakaowego Oczka, najcudowniejszej plantacji kakaowców!

– Gdzie tutaj jest jakaś karczma? – spytał Bolek i spojrzał na oferowane przez kupca produkty. Nigdy nie jadł tej całej czekolady, ale przypominała mu to, co zwykle robi kucając w gęstych krzakach.

– Informacja kosztuje, szlachetny panie. Kup trochę moich pierwszorzędnych dóbr, a powiem Ci wszystko, co będziesz chciał wiedzieć.

– Mhm… – mruknął Jarząbek i rozejrzał się dookoła.

W pobliżu nie było nikogo, kto wyglądałby na strażnika. Błyskawicznie spoliczkował kupczyka, a gdy ten próbował wzywać pomocy, złapał go za włosy i wsadził mu twarz w czarną, kakaową masę. Biedaczyna wymachiwał rękoma i starał się uwolnić, ale nic to nie dało. W końcu jego ramiona opadły bezładnie, wtedy Bolek go puścił.

– Pojebało Cię?! – wrzasnął sprzedawca, wyglądający teraz niczym bies z chłopskich legend.

Jarząbek trzasnął go w gębę po raz drugi.

– To była zaliczka. A teraz zamknij ryj i mów gdzie jest jakaś karczma, albo za chwilę utopię cię w tym gównie – syknął.

– Miniesz bramę, potem prosto i na końcu ulicy w prawo. Wysoki, drewniany budynek. Nad drzwiami wisi szyld z napisem "Pod zbuczałym jajem". Nie sposób przeoczyć… – handlarz cały dygotał, więc Bolek postanowił dać mu już spokój.

Odszedł i przeciskając się przez spory tłumek gapiów, których zainteresowała kłótnia, skierował krok w stronę drewnianej bramy. Minął ją i wszedł na szeroka, ubitą ulicę, zatłoczoną jak mało która. Z oddali dochodził do niego szum wody. Więc w pobliżu było jezioro lub jakieś morze. W przekonaniu tym utwierdził go widok wznoszących się w oddali, ogromnych, białych żagli. Lawirując pomiędzy napierającym zewsząd tłumem, dotarł w końcu do rozwidlenia na końcu drogi. Skręcił we wskazanym przez tamtego kierunku i po chwili dotarł do "Zbuczałego jajka". Wszedł do środka i śledzony przez wzrok przebywających wewnątrz gości, usiadł na drewnianej ławie. Od razu poczuł swąd taniego wina i krasnoludzkiego piwska. Cycata szynkarka podbiegła do niego i szczerząc zęby czekała w milczeniu na zamówienie. Bolek chwilę spoglądał w jej dekolt.

– Kufel najlepszego piwa – rzekł w końcu i rzucił dziewczynie srebrną monetę.

Ta po chwili podsunęła mu pod nos spieniony napój. Jarząbek pociągnął spory łyk. Tak ohydnego trunku dawno nie miał okazji pić. Cuchnęło czymś dziwnym, a smakowało jakby naszczała do niego połowa karczmy. Jeśli taki był najlepszy, to wolał nie wiedzieć, co dostałby prosząc o najtańszy napitek. Momentalnie zobaczył przed oczyma tłustego, brudnego krasnoluda destylującego alkohol z pozbieranych z podłogi rzygów. Poczuł zawirowania w żołądku i z obrzydzeniem odegnał od siebie tę myśl. Z zadumy wyrwał go męski głos.

– Przepraszam, czy mam może przyjemność z niejakim Bolkiem Jarząbkiem?

Jarząbek zmierzył wzrokiem tajemniczego osobnika, zaciskając jednocześnie dłoń na rękojeści opartego o ławę miecza. Stał przed nim człowiek dość mizernego wzrostu, za to szeroki w barkach i pulchny. Nosił dziwną, szarozieloną koszulę, o kroju jakiego Bolek jeszcze nigdy nie widział, oraz spodnie z podobnego materiału. U pasa przypięty miał bicz, oraz rapier. Jego głowę chronił śmieszny, brązowy kapelusz. Człowiek ów miał może koło trzydziestu lat, ale blizny na twarzy świadczyły o wielu przeżytych przygodach, lub po prostu o nieudolności w walce.

– Zależy kto pyta – odparł Bolek dopijając do końca piwo.

– Gdzież moje maniery. – młodzieniec skłonił się nisko – jestem Rik Dangerus. Tutejszy poszukiwacz przygód. Mam do Ciebie pewien interes który powinien Cię zainteresować. Pozwolisz że się przysiądę?

Bolek skinął ręką, drugą trzymając na wszelki wypadek w gotowości.

– Jak mówiłem jestem lokalnym poszukiwaczem przygód, tak jak ty – zaczął Rik – i słyszałem o tobie trochę.

– Ciekawe skąd… – mruknął Bolek pstrykając palcami na cycastą oberżystkę, która szybko postawiła przed nim pełny kufel.

– Mam swoje źródła, których nie mogę ujawnić. Jednak twoje poczynania spodobały się pewnym ludziom, którzy chcą mieć takiego wojownika jak ty po swojej stronie. Chcą się jednak upewnić, że podołasz zleconym przez nich misjom. Dlatego musisz pomóc mi w pewnym zadaniu.

– Ja nic nie muszę – prawie szeptem odparł Bolek.

– Ekhm, źle to ująłem – chłopak zrobił zakłopotaną minę – pragnę prosić cię o pomoc w przeszukaniu pewnej świątyni, porzuconej przez starożytne plemię. Od dawna chodzą plotki że pełno tam wiekowych artefaktów, bronionych przez tajemne moce.

– A jeśli się nie zgodzę , to co? Bo skoro twoi przełożeni tyle o mnie słyszeli, to powinni wiedzieć też, że nie jestem kurwa jakimś pierdolonym najemnikiem. – Bolek wściekłym wzrokiem spojrzał Dangerusowi prosto w oczy.

Chłopaka przeszył dreszcz.

– Spokojnie – w jego głosie dała się słyszeć nutka ukrywanej paniki – nikt do niczego cię nie zmusza. To tylko propozycja.

– W takim razie odmawiam.

– Popełniasz błąd – głos chłopaka nabrał nagle dziwnego podźwięku, jakby dochodził z głębokiej studni.

Jego oczy całkowicie sczerniały. W karczmie w jednej chwili nastał przeraźliwy chłód. Choć na zewnątrz panował upał, tutaj wszystkim gościom para leciała z ust. Z przerażeniem spoglądali jak Rikiem wstrząsają straszliwe drgawki i jak po chwili pada pod stół. Bolek odskoczył, kopniakiem przewracając mebel na miotającego się po podłodze Dangerusa. Niektórzy z gości, krzycząc przeraźliwie skoczyli do drzwi. Ktoś popuścił i w oberży zaśmierdziało kałem. Bolek stał w pewnej odległości od wywróconego blatu. Nagle zza desek wystrzeliły w powietrze cztery czarne, oślizgłe macki zakończone ostrymi kolcami. Temperatura spadła już poniżej zera i kufle pokrył szron. Zaraz za mackami, wynurzyła się reszta ciała potwora. Bestia przypominała zbitą w kulkę galaretę. Skierowała się w stronę jednego z gości i oplotła go niczym anakonda. Uniosła w górę. Spanikowani wieśniacy patrzeli w milczeniu, jak z ogromną siłą uderza porwanym nieszczęśnikiem o kamienną posadzkę. Łupnęło głucho i mózg z roztrzaskanej głowy spryskał stojących najbliżej ludzi. Bolek doskoczył do potwora i jednym cięciem pozbawił go macki. Przed pozostałymi trzema uskoczył. Nowe wcielenie Rika splunęło w twarz kolejnego z bywalców szarobrunatną cieczą. Mężczyzna wrzasnął przeraźliwie i w konwulsjach upadł na ziemię. Zasłonił twarz rękoma, a gdy te opadły, zamiast lica miał tylko nagie, białe kości. Demoniczny śmiech bestii zmroził krew w żyłach świadków.

– To tylko namiastka tego co czeka żyjących tu ludzi Jarząbek! Moja pani oczekuje iż przybędziesz do świątyni. Jeśli odmówisz, z tego miejsca nie zostanie kamień na kamieniu! – tym razem potwór przemawiał na zmianę, raz męskim, raz kobiecym głosem, z dziwnym, metalicznym zabarwieniem.

– Pierdole w dupę ciebie i twoją panią poczwaro! – wrzasnął Bolek i rzucił kuflem w potwora.

Naczynie zamarzło nim osiągnęło cel, a jedna z potwornych kończyn roztrzaskała je w locie. Bestia zarechotała i zmieniła się w brązową maź, wcześniej przebijając macką brzuch kolejnego gościa. Ten zwymiotował brunatną posoką i skonał. Bolek stał po środku z wyciągniętym mieczem nie mogąc dojść do siebie. Stojący na zewnątrz ludzie zaglądali przez okna zwabieni krzykami i odgłosem bijatyki. Cycata szynkarka wymiotowała. Ktoś inny sikał w spodnie, a niektórzy hipnotycznie spoglądali na parującą powoli plamę śluzu.

– Ja pierdolę! – powiedział ktoś nagle – nie wiem panie z czym zadarłeś, ale mamy przejebane.

– Ja mam przejebane – odrzekł Bolek i pędem wybiegł z karczmy – acha – krzyknął jeszcze z oddali – w którą stronę do tej opuszczonej świątyni?

– Na wschód – wrzasnęli zgodnym chórem zgromadzeni.

 

Las tutaj był gęsty i podróż stawała się coraz bardziej uciążliwa. Znów ciernie drapały nogi Jarząbka, a moskity kąsały niemiłosiernie po całym ciele. Poplątane krzewy spowalniały marsz. W końcu, wśród ogromnych paproci ujrzał wejście do świątyni. Dwa ogromne, porośnięte mchem filary podtrzymywały sypiący się, trójkątny daszek. Na jego przedzie widoczne było wyrzeźbione w marmurze słońce.

– Co to do chuja jest… – rzekł do siebie Bolek mijając kolumny.

Ogarnęły go nieprzeniknione ciemności. Wyjął z przewieszonej przez ramię torby otrzymaną od krasnoludów ze Stomii pochodnię. W momencie zapłonęła oślepiająco jasnym blaskiem. Bolek znajdował się w szerokim korytarzu, na ścianach którego wisiały szkielety, ponabijane na kolce przez oczodoły. Coś mu to przypomniało i już wiedział z kim ma do czynienia. Kurwasuka odnalazła go w tej odległej krainie i szukała pomsty za mord na swoim pupilu. Bolek zarechotał głośno, a jego śmiech odbił się echem w tunelu. Sam nie wiedział co go tak bawiło. Chyba widok rozjuszonej bogini kroczącej po swoim przybytku i mordującej własnych wyznawców, z dziką furią krzyczącej imię martwego pupila. Teraz jednak nie było odwrotu. Nie chciał mieć na sumieniu całej wioski, więc ruszył na przód, wgłąb przejścia. W duchu dziękował Stalinowi za pochodnię. Świeciła dużo jaśniej niż cokolwiek co w życiu widział. Korytarz powoli począł się obniżać, a następnie skręcił w prawo. Powietrze było tu stęchłe i cuchnące mchem, oraz czymś jeszcze. Nie wiedział czym. Po kilku minutach wędrówki zobaczył w oddali blask. Pobiegł w jego kierunku. Wkroczył do ogromnej, oświetlonej betonowymi czarami, w których płonął ogień sali. Po środku klęczał Rik Dangerus w ludzkiej postaci, takiej, w jakiej zapamiętał go z karczmy. Za nim stała kamienna, bogato rzeźbiona obręcz.

– A więc jesteś – krzyknął demon, a było to bardziej stwierdzenie niż pytanie – wiedziałem że przyjdziesz. Jesteś zbyt cienki, by pozwolić na śmierć całej osady.

– Jestem, Rik i zaraz skopię Ci to cuchnące dupsko, tak jak już raz skopałem je twej zafajdanej pani.

– Przekonajmy się zatem – odrzekł potwór i ruszył w stronę Jarząbka, nie zmieniając jednak swego oblicza.

Stanął przed nim i jął zataczać rękami kręgi w powietrzu. Coraz szybciej i szybciej. Mamrotał pod nosem jakieś formuły i nagle ściany komnaty eksplodowały gradem kamieni. Za nimi Bolek zobaczył setki martwych, na wpół zgniłych ciał, oraz zaschniętych szkieletów. Gdy odłamki opadły, Jarząbek doskoczył do Rika i jednym cięciem miecza pozbawił go obu rąk. Odcięte kończyny spadły na ziemię, a z kikutów Dangerusa w powietrze wystrzeliły kilkumetrowe fontanny brązowej i śmierdzącej krwi.

– Tak!!! – ryknął swoim przeszywającym głosem – Tak!! Powstańcie niewolnicy!! Powstańcie!!

Krew bryzgająca z jego ran zalała wmurowane w ściany zwłoki i Bolek z przerażeniem zobaczył jak ożywają. Każdy z martwiaków trzymał w dłoni zardzewiałą broń. W ich oczach płonęły czerwone ogniki. Powoli i mozolnie demoniczna armia ruszyła w jego kierunku. Jarząbek zgasił pochodnię i zdjął z pleców miecz. Nagle ostrze rozpaliło się do czerwoności, więc wypuścił je z rąk.

– Myślisz że możesz stanąć przeciw mej pani z jej własną bronią głupcze? – Rik stał ciągle po środku sali oblewając idące na Bolka trupy swoją posoką.

Nieumarli ruszyli do ataku. Potwornie cuchnący i niebywale skuteczni, prawie niezniszczalni, pełzli pomału, wymachując zniszczonymi mieczami, zardzewiałymi toporami i spróchniałymi włóczniami. Bolek ściągnął z pleców łuk. Nałożył strzałę i strzelił wprost w środek czoła Dangerusa. Ten, nie spodziewający się takiego obrotu sprawy, padł z wywróconymi oczyma na ziemię. Strzała przebiła jego czaszkę na wylot. Miecz w momencie ostygł. Bolek porwał go z ziemi. Na jego twarzy zagościł delikatny uśmiech.

– Zatańczmy – krzyknął, po czym ruszył na wrogów.

Nie przejmował się ich przewagą liczebną, trupy były głupie, parły na wroga po najprostszej drodze. Jarząbek młócił przegniłe ciała i kruszył nagie kości. Ścinał głowy i zaganiał niewielkie grupki przeciwników w pułapki. W ferworze walki, nie spostrzegł jednak Rika, pełznącego ostatkiem sił w stronę tajemniczego kręgu. Zajęty eliminowaniem ożywionego legionu, za późno spostrzegł że demon swoje ostatnie tchnienie przelewa w kamienną obręcz. Ciało Dangerusa wyparowało, a salę rozświetlił oślepiający błysk.

– Ja pierdolę, tylko nie znowu to!! – załkał Jarząbek.

Niestety było za późno. Z powstałej wewnątrz obręczy, galaretowatej masy wynurzyła się rozjuszona Kurwasuka. Jej potworne wycie zatrzęsło budynkiem. Oczy świeciły przerażającą czerwienią. Kilkunastometrowa, czteroręka bogini wystrzeliła z oczu błyskawicę. Świetlistym ostrzem rozdarła ścianę świątyni. Bolek strzelił w jej stronę z łuku. Strzała spłonęła nim dotarła do celu. Za Kurwasuką z portalu jęły wyskakiwać różnorakie byty. Niektóre potwornie poskręcane, inne przypominające zmutowane harpie, kolejne zaś pełzające na oślizgłych kończynach. Skoczyły w stronę Jarząbka. Ten bronił się zaciekle, kładąc trupem każdego kto podszedł na zasięg ostrza. Z oczu Kurwysuki biły pioruny, a z każdym błyskiem na salę spadała lawina odłamków. Bolek jął cofać się w kierunku wyjścia. Gdy wszedł w wąski korytarz, ruszył biegiem przed siebie. Pędem, prawie na oślep przebył odległość dzielącą go od wyjścia i pobiegł w stronę wioski. Za sobą słyszał ryk i odgłos spadających głazów. Świątynia legła w gruzach. Jarząbek przystanął i z sadysfakcją spojrzał przez plecy. Po chwili jednak mina mu zrzedła. Z rumowiska wstawała oszalała ze złości bogini, a wraz z nią jej potworna armia. Widząc to pędem ruszył do wioski. Wparował przez wrota krzycząc:

– Spieeeerdaaaaaaalać kto żyw!!!!!

Ludzie patrzyli na niego jak na szaleńca, gdy wpadł do portu i zerwawszy cumy wparował na jeden z niewielkich okrętów. Przystawił miecz do gardła sternika.

– Płyń skurwysynu, albo Cię skrócę o głowę!

– Jesteś szalony! Na statku nie ma jeszcze załogi! Nie upłyniemy daleko!!

Bolek uderzył go pięścią w brzuch i wrzucił do wody. Sam rozwinął żagle, kilku żołnierzy chciało wejść na okręt, ale Jarząbek zrzucił ich z trapu i odpłynął. Był już dobrych kilkaset metrów od brzegu, gdy zobaczył jak bogini ze swoją armią wkracza do miasta. Burzyła budynki i spopielała ludzi. Jej martwa armia mordowała bez litości. Ci którzy zdołali rozpierzchli się po lesie. Jedna z błyskawic prawie dosięgła Bolkowego statku. Jarząbek stał na mostku wpatrzony w płonąca wioskę. W dłoni ściskał miecz.

– Nie wiem czy przez to mnie odnalazłaś, ale czas pożegnać się na zawsze – powiedział i rzucił ostrze w morskie odmęty.

Do jego uszu doszedł przeraźliwy ryk. Poczuł wyrzuty sumienia, że przez niego wioska została zniszczona. Szybko jednak o nich zapomniał. Zawsze marzył o wyprawie na zachód, skierował więc ster w tym kierunku z nadzieją, że tam gdzie dopłynie Kurwasuka nie będzie miała żadnych wyznawców.

Koniec

Komentarze

 

Bolek Jarząbek pewnie by się sprawdził, gdyby nie był tak kiepsko zrobiony i gdyby był czymś więcej niż tylko infantylną zgrywą. Pamiętaj, że siła serialu „South Park" czy, chociaż w dużo mniejszym stopniu, „Włatcy Móch" polegała przede wszystkim na próbie przewartościowania wartości, czyli wykazywaniu bezwartościowości tego, co uznane za wartości. Oczywiście te seriale robią to w sposób właściwy dla kultury masowej a tym samym daleki od sposobu filozofii, czy sztuki. I dobrze! Chociaż z osiągnięć jednej i drugiej, mniej lub bardziej świadomie, czerpią nieustannie.
Idzie mi o to, że te pozornie głupawe historyjki niosą w sobie pewien inspirujący i oczyszczający ładunek emocji, który pozwala nam spojrzeć na rzeczywistość w sposób inny niż ten, do którego przywykliśmy lub raczej, do którego nas przyzwyczajono.
Myślę, że twój Bolek Jarząbek ma taki potencjał. Ale w żadnym opowiadaniu go nie wykorzystałeś.
Pozdrawiam.

pierwsze zdanie od razu musisz zmienić.
"Po tygodniu wędrówki las począł się wreszcie przerzedzać"
to brzmi jakby las wędrował.

Lubię Bolka. To zgrywa, ale wierzę, że kiedyś to przestanie być jedynie zgrywa. Ode mnie 4.
Pozdrawiam. 

Podejrzewam że większość pisarzy zaczynała od takich właśnie zgryw, choć może ich nie publikowali. :P A z Bolkiem jakoś tak się zżyłem, pisanie o jego przygodach, to dla mnie naprawde wielka frajda i miło że są tu ludzie którzy to czytają. Forma może niezbyt ambitna, ale wole podszlifować się na takich infantylnych i prostych historyjkach, niż brać od razu za nie wiadomo jakie epopeje :P Thx za opinie i oceny.

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Jest zabawne i wcale nieźle napisane. Totalny random co prawda.

Zgrywów nie należy ignorować. Pilipiuk najlepiej przędzie chyba na Wędrowyczu, a nikt przecież nie powie, że sprawnym i fajnym pisarzem nie jest. Poza tym, ilu autorów sieciowych komiksów cieszy się popularnością właśnie dzięki takim wariacjom.

Plus za zdrowe podejście autora. I za kombinację uzbrojenia "bicz plus rapier". Tego to chyba nawet w anime jeszcze nie widzieli.

Nowa Fantastyka