- Opowiadanie: szisza - Strefa Mgły

Strefa Mgły

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Strefa Mgły

 

Tak wiele osób boi się choćby krótkiego życia w ciemności i ciszy. Ja nie. Przyzwyczaiłam się do egzystencji w miejscu, które przez większość czasu okryte jest mrocznym całunem mgły i nieprzeniknionej ciszy. Mieszkam w nim. Jestem Przewodnikiem po Strefie Mgły. To moja kara i przekleństwo. Ale też podobno jedyny sposób na odkupienie. Strefa Mgły to miejsce ostatecznego rozstrzygnięcia pomiędzy Czyśćcem a Piekłem. Trafiają tu dusze, które w swojej ziemskim życiu zasłużyły na zesłanie w otchłań piekielną, ale podczas Sądu w ich sercu pojawiła się iskierka szczerego zrozumienia swych błędów. Takie dusze Pan w Miłosierdziu Swoim odsyła do miejsca "kontemplacji", które ja nazwałam Strefą Mgły. Uważam, że jako jedyna zamieszkująca tą ziemię niczyją, mam prawo do jej nazwania.

Mówienie o mieszkaniu to trochę takie naciągniecie prawdy. Bo ja tu po prostu przebywam, egzystuję. Jak bowiem nazwać miejsce, w którym nie istnieją ograniczenia czasowe (czas płata tu rożne figle – rok ziemski może tu trwać sekundę, lub dwa miliardy lat), ani nie obowiązują żadne prawa tak znane nam z Ziemi? Ja nie śpię. Nie jem. Nawet nie muszę chodzić czy oddychać. Co prawda robię to, ale tylko z przyzwyczajenia. Takie moje ludzkie odruchy bawią Risusa – anioła ciemności, który często mnie tu odwiedza.

 

Strefa Mgły to przystanek w trakcie rozstrzygnięcia, gdzie dana dusza ma trafić. To miejsce, gdzie jest poddana ostatecznej próbie na drodze określenia, czy jest w niej na tyle dużo dobra, aby mogła w Czyśćcu starać się

o miejsce w Raju/Edenie/na Polach Elizejskich (czy jak kto woli je tam nazywać). I tu zaczyna się moja rola jako przewodnika. W skrócie wygląda to tak, że spotykam samotnego delikwenta stojącego na środku polany i prowadzę go w mglisty las, gdzie czeka go zmierzenie się z własnymi demonami. Nie wolno mi ingerować w te zmagania. Mam po prostu przedstawić mu istniejące opcje i prowadzić naprzód ku wejściu do Czyśćca lub Piekielnych czeluści. Najlepsze w tym wszystkim jest to, że droga sama prowadzi pod właściwą bramę. Nieważne czy zacznie się iść w przeciwnym kierunku, określone wejście i tak znajdzie się przed nami. Takie paradoksalne przeżycie, gdy dana dusza zrozumie, że czeka ją otchłań i próbuje uciekać w stronę skąd przyszła, a i tak na końcu znów wraca pod bramę Piekieł. Nieważne ile razy to widzę, zawsze czuję dziwną wesołość w sobie. Nie cieszy mnie upadek danego Animusa (tak zwą tutaj duszę), ale po prostu to taka zabawna sytuacja, gdy biegają bezradnie i uciekają mimo wewnętrznej świadomości, że już nie unikną otchłani.

Mój żywot mimo mgły i częstej ciszy nie jest prosty ani całkiem nudny. Choć przyznam się, że nieraz "umieram z nudów". W czasie liczonym zgodnie z czasem ziemskich jest XXI wiek, a ja tu "zabawiam" od wieku XIV. I nie raz bywa, że spędzam tu lata świetlne w samotności, bo nawet kupcy z Domu Mroku – przygranicznego miasta należącego do Piekieł, czy Risus, albo któryś z Białych Braci (tytuł należący do aniołów posłańców) do mnie nie zaglądają. Ale są też takie gorące okresy, że wydaje mi się iż przez to miejsce wiedzie jakaś ważna autostrada międzynarodowa. Ostatnie tygodnie należą właśnie do takich ciekawszych. A wszystko zaczęło się od ucieczki kilku dusz z Piekieł…

 

***

Gęsta mgła owija mnie niczym koc. Jest lepka, ciepła i wilgotna. Jak zwykle dusza trafia do mnie w środku nocy. Bo w Strefie Mgły wiecznie panuje noc. Jedyne światło dają dwa księżyce na niebie. Wpatruję się w nią spomiędzy drzew otaczających polanę, na której stoi. Oświetla ją blask księżyca. To młoda dziewczyna. Animusy danego człowieka nie odpowiadają wyglądowi jego powłoki ziemskiej. Istnieje wśród dusz dalej podział na płci, a formą nie różnią się dużo od kształtu ciała ludzkiego. Animusy osób zasługujących na niebo są nieskazitelnie piękne. Jakby stworzone z pulsującego pod cienką błoną światła. Przypominają wręcz anioły, tylko brak im majestatycznych skrzydeł. Natomiast reszta dusz wygląda wspaniale tylko z daleka.

Dziewczyna niespokojnie poruszyła się. A jej tłukące się myśli atakują mnie z ogromną mocą.

– Co się dzieje? Czy to piekło? Mówili o jakiejś szansie… Jak tu upiornie. Dlaczego nie potrafiłam oprzeć się korzystaniu z życia? jak mogłam doprowadzić do tego że w moim życiu nie zrobiłam niczego dla kogoś poza mną.. – Jej myśli są jak lawina. Nieuporządkowane, chaotyczne i jak dla mnie totalnie standardowe. Dusze nie potrafią ukrywać swoich myśli przed mieszkańcami Zaświatów. Za to anioły i ich sługusy – w tym ja – możemy je ukrywać, ale za to nie możemy kłamać. Zasada dotycząca kłamstwa nie obowiązuje natomiast niektórych kreatur z Otchłani.

– Jest tu ktoś? – drżący głos dziewczyny zakłóca jeszcze bardziej spokój tego miejsca – Czy ktoś mnie słyszy?

Teraz mogłabym odezwać się i uspokoić nerwy tej duszyczki, ale zawsze wolę poczekać aż goście bardziej – że tak powiem – skruszeją. Dziewczyna rozgląda się zdenerwowana i jeszcze kilka razy nawołuje. Myśli bombardują mnie ze zdwojoną siłą.

– To jednak musi być Piekło. Zasłużyłam przecież sobie! To najbardziej mroczne miejsce jakie można sobie wyobrazić – hmm jak dla mnie ma słabą wyobraźnie – Nie chcę tu zostać na wieczność, nie chcę zostać sama! Tak się boję… – Zaczyna dygotać – Ja tu umrę..

– Już przecież nie żyjesz idiotko – nie wytrzymuję.

– Kto tu jest? – pyta nie zwracając uwagi na mój wzgardliwy ton ani wyzwisko. Bowiem w środku wzdycha z ulgą że nie jest tu sama.

Wychodzę z ukrycia i bezszelestnym krokiem przybliżam się do niej. To wzdrygnięcie na mój widok – bezcenne. Za każdym razem, gdy nagle, powoli wyłaniam się z mgły przybyłe dusze nie potrafią ukryć dreszczu nieuzasadnionego lęku. Potem zwykle przyglądają mi się bacznie. Dziewczyna reaguje tak samo. Lustruje mnie ze strachem i zdenerwowaniem. Dobra rozumiem, że mój znoszony płaszcz utkany z mgły nie budzi zaufania, ale żeby tak od razu bezczelnie się gapić?

– Kiim jeesteś? – szepcze wpatrując się w moje oczy. Nadmienić należy, że jest to jedyna dostrzegalna część mnie, gdyż resztę szczelnie zakrywa płaszcz i jego kaptur.

– Twoim Przewodnikiem duszyczko – mówię żartobliwym tonem. A co tam, trochę rozluźnimy atmosferę.

– Wyyyglądaasz jaakk duuchh – dalej się jąka.

– I kto to mówi? Patrzyłaś ostatnio w lustro? – Animus ten mimo, że wyglądem przypominał człowieka na pewno nim już nie był. Po pierwsze; ludzie tu nie trafiają tylko ich dusze. A po drugie; Animuisa poznać można po prawie przezroczystej skórze, pod którą sprawne oko dostrzec potrafi pulsowanie energi. Wygląda to, jakby wnętrze ciała pełne było wijących się fioletowych robaków. Szata kroju nijakiego i koloru zżółkłej bieli. Do tego te jej oczy ziejące ogromną pustką i nicością. Blee. A raczej jak dla mnie norma. Jednakże zauważyłam w nich coś jeszcze, jakby iskierkę. To smutek. Przygnębienie nad sprowadzeniem na siebie takiego losu. Ciekawe czy ta iskierka jest w stanie zapłonąć niebiańskim światłem…

– Eee..

– Uwielbiam elokwentne rozmowy, ale czas nagli i musimy ruszyć w drogę. Pogaduszki możemy urządzić idąc.

– Mam z tobą iść? – pyta a po głowie tłucze się jej myśl – skąd mogę wiedzieć czy mogę tej zjawie zaufać? Czy mnie nie zwiedzie na manowce?

– Och duszyczko, sama już się udałaś na manowce i to bez mojej pomocy. I wolę być nazywana Przewodnikiem lub Mgłowym Widmem a nie zjawą. Chodź! – nakazuję.

– Ty słyszysz co myślę? Jak to możliwe? – to standardowe zaskoczenie na jej twarzy. Dla mnie nuda.

– Tu prawie wszystko jest możliwe – uśmiecham się do siebie.

Po tych słowach ruszam w stronę mgły. Nie muszę się oglądać by wiedzieć, że Animus podąża za mną.

 

***

Idziemy już jakiś czas, który tak trudno tu określić. Zdążyłam jej krótko przybliżyć to co ją teraz czeka (tzn. zostanie poddana testowi czy jest już zepsuta do końca a może jest dla niej szansa na odkupienie). Teraz podążamy w ciszy. Cisza jest jednak tylko na zewnątrz. W głowie słyszę bowiem piskliwy dźwięk głosu wewnętrznego Animusa.

– Nawet nie spytała mnie jak mi na imię! – oburza się w myślach dziewczyna – Nie obchodzi ją to czy co. Co z niej za przewodnik? Nie udzieliła mi żadnej rady. Zimna jak ryba. Traktuje mnie przedmiotowo. Wredna suka z niej i tyle. – Oj żeby wiedziała jak bardzo bliska jest prawdy – Kurde, zapomniałam. A jeśli w tej chwili też mi czyta w myślach. Kurna muszę przestać o niej myśleć. Myśl o czymś przyjemnym. O na przykład o tej pięknej torebce od Prady, którą kupiłaś na wyprzedaży w lumpie. Była jak nowa. Wszystkie koleżanki mi zazdrościły. Pamiętam ich zaskoczenie i zazdrosne spojrzenia. – W jej umyśle rodzi się obraz torebki i pojawiają wspomnienia z pracy. Jaka ona płytka.

Nie cierpię tego jak nagle ze Strefy Mgły przerzucona zostaję we wnętrze wspomnień danej duszy. W jednej chwili stoję we mgle a już w następnej w biurze bankowym. Rozglądam się z ciekawością. Wnętrze dość luksusowo urządzone i nowoczesne. Ładnie, elegancko ubrane pracownice spoglądają właśnie na niewysoką brunetkę, która wchodzi lekko spóźniona. Ubrana na szaro, w dobrze skrojony żakiet i ołówkową, uwydatniającą zgrabne pośladki spódnicę. Jednak w oczy najbardziej rzuca się przewieszona przez ramię torebka w panterkę. Od Prady. Że ja muszę to oglądać! Torebka ni w ząb jak dla mnie nie pasuje do reszty. Ale chyba tylko ja tak myślę. Umysły pracownic mimo, że to wspomnienia Animusa nie mają przede mną tajemnic. Czuję w nich zawiść i zazdrość. O torebkę?!

Brunetka z wyższością spogląda na koleżanki. Duma ją rozsadza od środka.

– Wow, Jenny jaka świetna torebka. Od Prady prawda? Ależ musiała kosztować… – mówi jedna z koleżanek.

– Zaoszczędziłam trochę no i mam – kłamie brunetka.

– Chyba całą wypłatę na to straciłaś, co?

– Ej, ale ona nie jest z jakiegoś dawnego sezonu? – dodaje spostrzegawczo inna.

– Od kiedy to znasz się na modzie? Od roku chodzisz na zmianę w tym samym. Jakbyś tylko te trzy komplety miała w swojej szafie. – odpowiada przesłodzonym tonem Jenny – Wystarczy spojrzeć na ciebie i wiadomo, że nie znasz się na modzie. Więc stul dziób i nie komentuj. To się nazywa styl retro.

Koleżanka czerwieni się. A brunetka w duszy śmieje się z niej. Uwielbia pokazywać innym gdzie – według niej – jest ich miejsce. Bo gdzie tym głupim kurom do niej. Ona jest piękna, inteligentna i to na nią wszyscy patrzą z podziwem.

Znów stoję w zamglonym lesie. Animus koło mnie uśmiecha się w myślach do swoich wspomnień. Dziewczyna za grosz nie żałuje swojego zachowania i postawy wobec innych.

– No cóż pierwszy test za nami – stwierdzam chłodno.

– Jak to za nami? – dziwi się Jenny – Przecież nic się nie działo… A już wiem! Testem było milczenie? Tak? – a w myślach dodaje – czyli udało mi się. Przeszłam pierwszy test pomyślnie.

– Zależy co uważasz za pomyślne – spoglądam na nią z kpiącym uśmiechem, którego ona oczywiście nie może zobaczyć.

– No że nie trafię do piekła. Milczałam przecież.

– Ha, ha – prycham ubawiona – To nie milczenie było sprawdzianem.

– A co? – zdumiona spogląda na mnie.

– Wspomnienie, to o torebce – odpowiadam a ona milknie na moment.

– O Boże! Ona widzi moje wspomnienia. – kołacze jej w głowie, a głośno oznajmia – Aale to przecież byyło dawno. Nie powinny się liczyć moje grzeszki z kiedyś… Za to byłam sądzona przecież, prawda?

– Za to tak. Ale chodzi o to co poczułaś wspominając to zdarzenie. No więc? Co czułaś Jenny?

– Jaa… – prawda dociera do niej – Przepraszam..

Teraz to już zupełnie chce mi się śmiać. Mnie przeprasza?

– Jedna wskazówka – mówię. – To Twój los się waży nie mój. Więc nie przepraszaj. Idziemy dalej.

Ruszamy. Ona zamyślona oraz kajająca się w myślach i ja lekko rozbawiona jej postawą. Nie uszłyśmy jednak za daleko, gdy nagle czuję anielską (tylko nie wiem jeszcze, którą niebiańską czy piekielną) obecność we mgle. Co jest niedopuszczalne w chwili gdy przebywam tu z podopieczną. Co gorsza poczułam też obecność Animusów przy wrotach do piekieł.

– Co tu się dzieje do licha?! – klnę cicho pod nosem, tak aby moja duszyczka nie słyszała.

 

Teleportuję się z moją podopieczną najpierw na polanę spotkań, gdzie wyczuwam obecność anielską. W świetle księżyców widzę czekającego tam na mnie Risusa. I już wiem, że czekają mnie problemy…

– Pozdrawiam Cię Nebula – rzuca na powitanie anioł ciemności z radosnym wyrazem twarzy. Na widok jego uśmiechu moja podopieczna aż wzdycha z podziwu, a w jej myślach słyszę lawinę zachwytów na temat nowego gościa. Risus jak na anioła ciemności przystało jest bardzo urodziwy. Wysoki, dobrze zbudowany, z majestatycznymi czarnymi skrzydłami, z zabójczo czarującym uśmiechem na twarzy, o wesołych, łobuzerskich iskierkach w błękitnych oczach oraz zawadiacko opadającej na czoło blond grzywce. Cały promienieje mrocznym urokiem. Jego cera ma kolor ciemnego miodu. Jednak podchodząc doprawdy bardzo blisko można dopiero zauważyć, przelatujące pod skórą czerwone płomienie charakterystyczne dla aniołów ciemności. Wygląda tak, że na pewno w mig oczarowuje niejedną anielice (a co tu mówić o innych istotach). Dlatego zachwyt Jenny nie zaskakuje mnie. Niespodzianką natomiast jest to, że w ogóle się tu pojawił.

– Co ty tu u licha robisz?

– Widzę, że nie trzymasz się anielskiej etykiety? Nieładnie z twojej strony – mówi z tym swoim szelmowskim uśmiechem. – Przedstawisz mnie swojej podopiecznej?

– Nie!

– Krótko i zwięźle. Zazwyczaj bywa bardziej wylewna – stwierdza zwracając się do Animusa – Nazywam się Amens Risus, ale mów mi po prostu Risus – mruga flirciarsko do Jenny. – Wybacz swojej przewodniczce jej zachowanie, ale po prostu nie lubi się mną dzielić z takimi ślicznotkami…

"Co ty u licha wyprawiasz?!" – wysyłam mu myśl naładowaną irytacją. – "Wiesz przecież, że nie wolno ci tu przebywać w chwili oprowadzania duszyczki!"

Wszystkie anioły (oraz ku mojej radości ja) mogą się komunikować ze sobą poprzez przesyłanie myśli. Działa to w ten sposób, że dana wypowiedź trafia tylko do wybranego przez nas rozmówcy. Przy czym można konwersację taką prowadzić nie tylko z jednym aniołem. Co oczywiście jest bardzo wygodne. A co najistotniejsze – takich rozmów nie da się podsłuchać. Jedyną wadą jest to, że rozmówcy nie mogą przebywać od siebie zbyt daleko, oraz muszą znajdować się w tej samej strefie. Niemożliwe jest więc komunikowanie się w ten sposób na przykład z Nieba do Czyśćca, czy do Piekła

"Nie denerwuj się Nebula, złość piękności szkodzi" – słyszę jego drwiący głos w głowie, który jednak po chwili poważnieje – "Gdybym nie musiał to bym nie przeszkadzał. To sytuacja kryzysowa, że tak powiem. A raczej pomyślę". – dodaje wysyłając mi uśmiech.

Prawda jest taka, że w mojej "umowie o pracę" istnieje zapis małym druczkiem o nagłych sytuacjach, w których to aniołowie mogą mi tu wpadać bez ograniczeń. Ale jak na razie ten kruczek w "umowie" nie był wykorzystywany. Widocznie, aż do dziś.

"To co bunt czy ucieczka?" – pytam drwiąco, bo nadal nie wierzę, że coś takiego może mieć miejsce.

"Ucieczka" – odpowiada patrząc mi w oczy. – "Sześć z najbardziej plugawych duszyczek wyrwało się z Piekieł. Powiedzmy, że kilku Calo (pogardliwie o niższych kastach w Piekłach) ułatwiło im ucieczkę. Chcąc w ten sposób urozmaicić i uatrakcyjnić sobie dzień. Jednakże sprawy posunęły się za daleko i dwóch z Animusów dotarło tutaj, a…"

– Słucham?! – wyrywa mi się na głos.

– Przecież nikt nic nie mówił – stwierdza Animus patrząc na mnie ze zdziwieniem.

Tak skupiam się na naszej wymianie myśli, że dopiero teraz przypomina sobie o obecności Jenny. Tymczasem ona okazuje się znów zaskakująco zabawna. Po wysłuchaniu kilku jej myśli stwierdzam, że ubzdurała sobie iż jest to kolejny etap zmagań na jej drodze do którejś z Bram. A test jej zdaniem polega na tym, że ten spotkany przystojniak będzie chciał ją uwieść. Okazuje się też, że chyba nie tylko ja zwróciłam uwagę na myśli Animusa, bo nagle Risus wybucha szaleńczym chichotem.

"Zawsze masz takie zabawne duszyczki?" – wysyła mi myśl nadal chichocząc – "Niech opowiem o tym w Domu Mroku, ale będzie rechot…"

Jego chichot jest strasznie zaraźliwy więc po chwili i ja zanoszę się śmiechem. Tymczasem Jenny zagryza usta bojąc się, że pozwalając sobie na dołączenie do naszego (jak dla niej bezsensownego, lecz zakaźnego) rechotu straci możliwość zbawienia. Co rozśmiesza nas jeszcze mocniej. Najpewniej śmialibyśmy się jeszcze długo, gdyby nie pojawienie się kolejnego gościa.

– Pozdrawiam cię Amensie Risusie i Ciebie Erro! – wygłasza przywitanie gość, którym jest niezwykle przystojny szatyn o pięknych srebrnobiałych piórach. W odróżnieniu od anioła ciemności, pod jego skórą pulsuje światło. Jest ono tak silne, że tworzy poświatę wokół naszego gościa. Należy on do Białych Braci (w skrócie B.B.), a moja Strefa Mgły wchodzi w skład jego "rewiru". Bo z niego taki niby listonosz.

– Pozdrawiamy cię Humilisie Anculusie! – odpowiadamy zgodnym chórem.

"Listonosz jak zwykle w porę" – zaśmiewa się mi w głowie głos Risusa. Nie reaguje, udając, że go nie słyszę.

– Przyszedłem po Animusa – mówi szatyn wręczając mi Nuntiusa.

Nuntius z wyglądu przypomina niebieski, owalny kamień. Jest to jednak przedmiot służący przekazywaniu wiadomości. Wytłumaczę to używając terminów pocztowych. "Nadawca" chcąc przesłać "list" dotyka tego kamienia (ale ma on wtedy czarny kolor) i wlewa do niego swoje myśli, które chce przekazać (wtedy kamień staje się niebieski). Następnie kamień przekazuje się jednemu z B.B., a oni mają za zadanie dostarczyć go do adresata. B.B. wyczuwają kiedy następuje zmiana koloru kamienia na niebieski i natychmiast pojawiają się w miejscu przebywania Nuntiusa. Przekaz zawarty w kamieniu aktywuje się jedynie przy dotknięciu go przez tą istotę, do której jest zaadresowana jego treść. Tak więc tylko "adresat" może poznać co zawiera wiadomość. Po przekazaniu zawartych w sobie wieści kamień staje się czarny, aż do kolejnego użycia. To tyle o – że tak powiem – "Anielskiej Poczcie". Treść przekazu Nuntiusa zaadresowanego do mnie jest krótka i jasna: "Animusem zajmie się Humilis. Pomóż posprzątać powstały bałagan ale pamiętaj o swojej duszy".

– Jak zwykle Gabryś jest konkretny – rzucam ironicznie. Na co Risus parska śmiechem, natomiast Humilis gromi mnie wzrokiem.

– Dobrze listonoszu, rób co do ciebie należy – uśmiecha się kpiarsko blondyn. Po czym zwraca się teatralnym szeptem do ucha Jenny, która do tej pory stała wlepiając w nas ślepia – Uważaj mała, teraz ten szatyn będzie się tobą opiekował. I nie wiadomo czy przypadkiem nie zechce sprawić, że omdlejesz mu w ramionach.

Na te słowa Animus się czerwieni, zaś Biały Brat blednie ze zgorszenia. Po czym podchodzi szybkim krokiem do duszy i łapie ją za ramię.

– Żegnam – rzuca zimnym, oficjalnym tonem. Po czym wysyła mi cieplejszą myśl – "Bądź ostrożna i uważaj na swoją dusze Erro".

Chcę mu odpowiedzieć, że szybko załatwimy sprawę i wszystko wróci na miejsce, ale on po prostu znika wraz z Jenny.

– To na placu boju zostaliśmy tylko my, co Nebula? – wesoło pyta blond anioł. – Myy. Ty i ja.

– Mgliście to widzę – szepczę.

– Słucham? To tylko dwie dusze. A po za tym to twoja strefa. To jak mecz na własnym podwórku.

– Nie chodziło mi o to, tylko o nas – odpowiadam z lekkim rozbawieniem. – Do dzieła!

Jestem dobrej myśli i pełna zapału. Nie co dzień bowiem zaganiać mam piekielnych zbiegów z powrotem do czeluści. Nowa przygoda zapowiada się tym bardziej ciekawie, że przeczuwam iż w tym meczu ostateczną stawką może być moja dusza. A nic tak nie podnosi adrenaliny niż taniec na granicy piekielnej otchłani…

Koniec

Komentarze

Wstawianie w tekst tłumaczeń łacińskich imion własnych jest kiepskim zabiegiem. Przerzuć wstawki w nawiasach do przypisów, albo zamieść wykaz / listę na końcu.

Dziękuję za podpowiedź - już poprawiłam.

"Trafiają tu dusze, które w swojej ziemskim życiu zasłużyły na trafienie" - niefortunne powtórzenie.

"zamieszkująca tą ziemie niczyją" - tę ziemię.

"Bo ja tu po prostu przebywam, istnieje" - istnieję.

"Bo ja tu po prostu przebywam, istnieje. Jak bowiem nazwać miejsce gdzie nie istnieją ograniczenia czasowe" - kolejne  niefortunne powtórzenie.

"(czas płata tu rożne figle - rok na Ziemi może tu trwać sekundę lub dwa miliardy lat), ani nie obowiązują żadne prawa tak znane nam z Ziemi" - i znowu. Synonimy są fajne. Naprawdę.

"Polach elizejskich" - nazwa własna. Duże litery.

"ku bramie do Czyśćca lub Piekielnych czeluści. Najlepsze w tym wszystkim jest to, że droga sama prowadzi pod właściwą bramę" - i jeszcze jedno niefortunne powtórzenie. Dobra, koniec, przestaję je wypisywać.

 

Tyle jeśli chodzi o wyłapywanie błędów. Na więcej nie mam specjalni ochoty. 

Jeśli chodzi o kwestie techniczne, dużo spraw jest do przemeblowania. Przede wszystkim powtórzenia - tekst naprawdę czyta się łatwiej, jeśli nie natyka się co chwila na ten sam zwrot. Synonimy są przyjaciółmi ludzkości i bardzo lubią, kiedy korzysta się z ich usług. Poza tym, techniczne nieścisłości - kiedy narrator zwraca się bezpośrednio do czytelnika czasem pisze "Was", czasem "was" - proponowałbym zdecydować się i wybrać jedną opcję. 

 

Jeśli chodzi o fabułę, ze smutkiem stwierdzam, że wstęp jest do kompletnego przemeblowania. Względnie usunięcia. Tak się nie robi - jeśli chcesz przedstawić swoją wizję świata, po prostu ulokuj w nim postaci, a wiadomości o nim przemycaj mimochodem (w dialogach, itp.). W ten sposób zainteresujesz czytelnika. Tworzenie oddzielnego wstępu dla kreacji świata generalnie nie jest dobrym pomysłem. Nudzi, a znudzony czytelnik szybko odchodzi. Oczywiście można by napisać światotwórczy wstęp i ujść z tym na sucho, ale do tego trzeba mieć bardzo dobry pomysł i bardzo duże umiejętności (swoją drogą, podobało mi się to poczucie tajemniczości i patosu w pierwszym akapicie, szkoda, że tak szybko zniknęło - gdybyś pociągnęła w ten sposób resztę wstępu, byłby o wiele bardziej wciągający). Jednak najbardziej kardynalny błąd w tym tekście (moim zdaniem przynajmniej) to powtarzanie informacji. Na przykład, we wstępie narrator opisuje świat, po czym robi dygresję, po której stwierdza: "wróćmy jednak do opisu" i powtarza to, co powiedział przed chwilą. W ten sposób sztucznie zapełnia się miejsce i robi z czytelnika idiotę.

 

Tyle ode mnie. Nam nadzieję, że moje uwagi były pomocnę i nie zraniły za bardzo twojego literackiego ego.

Pozdrawiam i kłaniam się nisko.

Dobry Wieczór.

Rozumiem że to jeszcze nie koniec. Póki co dobrze, ciekawie się czyta i pewnie nie przerywałbym czytać pomimo już wczesnej pory wtorkowej :D Dobry pomysł i wykonanie. Zauważyłem małe połkniecie literki, kupowanie torebki w "lumpie" nieco zabawnie wyszło.

Pozdrawiam.

     Pomysł niezły, wykonanie bardzo dalekie od dobrego.

     Lektura nie dostarczyła mi spodziewanej przyjemności, bowiem liczne błędy bardzo utrudniły skupienie się na tekście. Wiele zdań skonstruowano niezbyt poprawnie, co również nie umiliło czytania.

     Mam wrażenie, że w kilku miejscach Autorka nie nadążała za wyobraźnią, skutkiem czego opisy niektórych sytuacji są dość niejasne i nie do końca czytelne.

 

„Uważam, że jako jedyna zamieszkująca tą ziemie niczyją mam prawo do jej nazwania”. –– Uważam, że jako jedyna zamieszkująca tę ziemię niczyją, mam prawo do jej nazwania.

 

„Bo ja tu po prostu przebywam, istnieje”. –– Literówka.

 

„Jak bowiem nazwać miejsce gdzie nie istnieją ograniczenia czasowe…” –– Jak bowiem nazwać miejsce, w którym nie istnieją ograniczenia czasowe

„(czas płata tu rożne figle - rok na Ziemi może tu trwać sekundę lub dwa miliardy lat)” –– Rożne figle to mogą płatać piłkarze nożni w czasie meczu. ;-)

Czy mówisz o roku na Ziemi, czy o roku w Strefie?

Ja napisałabym: …rok ziemski może tu trwać sekundę, lub dwa miliardy lat

 

„Ale wróćmy do wytłumaczenia Wam czym jest Strefa Mgły”. –– Domyślam się, Autorko, że chcesz okazać szacunek czytelnikom, ale napisałaś opowiadanie, nie list. Dlatego zwracanie się do nas wielką literą, jest błędem.

 

„…miejsce w Raju/Edenie/na Polach elizejskich…” –– Pola Elizejskie piszemy wielką literą.

 

„W skrócie wygląda to tak, że spotykam samotnego delikwenta stojącego na środku polany i prowadzę go w mglisty las, gdzie każdego czeka zmierzenie się z własnymi demonami”. –– Autorka spotyka samotnego delikwenta, który w drodze do mglistego lasu ulega rozmnożeniu, a kiedy jest go kilku, każdy mierzy się z własnymi demonami? ;-)

 

Nie ważne czy zacznie się iść w przeciwnym kierunku…” –– Nieważne czy zacznie się iść w przeciwnym kierunku

 

Nie ważne ile razy to widzę…” –– Nieważne ile razy to widzę

 

„Choć przyznam się, że nie raz "umieram z nudów". –– Choć przyznam się, że nieraz "umieram z nudów".

 

„Wpatruję się na nią z pomiędzy drzew otaczających polanę…” –– Wpatruję się w nią spomiędzy drzew otaczających polanę...

 

Oświetl ją blask księżyca”. –– Literówka.

 

„Istnieje wśród dusz dalej podział na płci, a kształtem nie różnią się dużo od kształtu ciała ludzkiego”. –– Powtórzenie.

 

A no tak, zapomniałam chyba wspomnieć…” –– Ano tak…,

zapomnieć wspomnieć brzmi, moim zdaniem, dość osobliwie.

 

„Nie chce tu zostać na wieczność, nie chcę zostać sama!” –– Literówka.

 

Wychodzę z ukrycia i podchodzę bezszelestnym krokiem do niej”. –– Powtórzenie.

 

„A po drugie; poznać można po tym, że pod jej skórą dostrzec szło szybkie ruchy, jakby wijących się pod nią robaków”. –– A tak przede wszystkim –– to po czym można poznać, co szło pod jej skórą, by dostrzec szybkie ruchy jakby wijących się pod nią robaków? Czy pod tą dziewczyną były jakby wijące się robaki? ;-)

 

„Wyglądało to tak jakby w środku wiło się jakieś ich gniazdo”. –– Czyje gniazdo wiło się w środku? Samo się wiło, czy ktoś je wił? ;-)

 

„Szata koloru nijakiego, jakby zżółkłej bieli”. –– Skoro w drugiej części zdania Autorka określa kolor szaty, to czemu na początku twierdzi, że jest on nijaki? ;-)

 

„To smutek. Smutek nad sobą”. –– Czy można być smutnym nad sobą? ;-)

 

„Mam z Tobą iść?” –– Czy duszyczka zadaje pytanie listownie? ;-)

 

„Ty słyszysz co myślę? Jak to możliwe? – to standardowe dla nich zaskoczenie na twarzy. Nuda”. –– Myślę, że zaskoczenie jest standardowe nie dla duszyczki, a dla Przewodniczki.

 

„…i ołówkową, uwydatniającą zgrabne pośladki spódnice”. –– Literówka.

 

„Wystarczy spojrzeć na Ciebie i wiadomo, że nie znasz się na modzie”. –– Panie w biurze również rozmawiają listownie. ;-)

 

Haha – prycham ubawiona…” –– Ha, ha – prycham ubawiona

 

Teleportuje się z moją podopieczną najpierw na polane spotkań…” –– Literówki.

 

„…rzuca na powitanie anioł ciemności z uśmiechem pokłoniwszy głowę. Na widok tego uśmiechu moja podopieczna aż wzdycha z zachwytu, a w jej myślach słyszę lawinę zachwytów na temat nowego gościa”. –– Powtórzenia.

 

„Wygląda tak, że na pewno w mig oczarowuje nie jedną anielice…” –– Wygląda tak, że na pewno w mig oczarowuje niejedną anielicę

 

Za zwyczaj bywa bardziej wylewna…” –– Zazwyczaj bywa bardziej wylewna

 

Przyczym można konwersację taką prowadzić nie tylko z jednym aniołem”. –– Przy czym można taką konwersację prowadzić nie tylko z jednym aniołem.

 

Nie możliwe jest więc komunikowanie się w ten sposób…” –– Niemożliwe jest więc komunikowanie się w ten sposób

 

„Prawda jest taka, że w mojej "umowie o prace"…” –– Literówka.

 

„Chcąc w ten sposób urozmaić i uatrakcyjnić sobie dzień”. –– Pewnie miało być: Chcąc w ten sposób urozmaicić i uatrakcyjnić sobie dzień.

 

„Tak skupiam się na naszej wymianie myśli, że dopiero teraz przypomina mi się o obecności Jenny”. –– Tak skupiam się na wymianie naszych myśli, że dopiero teraz przypominam sobie o obecności Jenny.

 

"Niech opowiem o tym w Domie Mroku, ale będzie rechot..." –– "Niech opowiem o tym w Domu Mroku, ale będzie rechot..."

 

„bo nagle Risus wybucha szaleńczym chichotem. "Zawsze masz takie zabawne duszyczki?" – wysyła mi myśl nadal chichocząc - "Niech opowiem o tym w Domie Mroku, ale będzie rechot..." Jego chichot jest strasznie zaraźliwy…” –– Powtórzenia.

 

„(jak dla niej bez sensownego…” –– (jak dla niej bezsensownego

 

„Dobrze listonoszu, rób co do Ciebie należy…” –– Do listonosza, a jakże, Przewodniczka zwraca się także listownie. ;-)

 

„A po za tym to Twoja strefa”. –– A poza tym to twoja strefa.

I cały czas strefa wymiany listów. ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dziękuję za pomoc :) jak tylko znajdę chwilę zabiorę się za poprawkę. Pozdrawiam

    Nie za bardzo rozumiem, czemu drugi wyraz tytułu jest pisany dużą literą. To miasto? Kraina? Nazwa własna jakiegoś miejsca ?

tak, to nazwa własna "miejsca" w którym zaczyna się akcja...

    Doczytalem się na początku. Zabrakło o tym w tekście jednego zdania, że to miejsce nazywam / nazywamy / okreśłam Strefą Mgly. Bo --- na tej zasadzie mglisty  las  kawałek dalej, to  już nie mglisty las, tyko Mglisty Las.

    Pozdrawiam.

Widzę tu kilka naprawdę ciekawych pomysłów wartych rozwinięcia, ale niestety mam wrażenie, że trochę się w nich pogubiłaś. Niektóre wątki wymagają rozwinięcia, inne przy tej długości opowiadania wydają się być wklejone na siłę (jak ten o poczcie), choć w formie dłuższej miałyby sens. Generalnie źle nie jest i czekam na kolejne Twoje teksty.

Pozdrawiam.

Całkiem fajne do momentu teleportacji z podopieczną. Jakoś nie pasuje mi dobrze poukładany "świat" z ucieczka, jaką później opisujesz i opisem poszczególnych aniołów. Pomysł jednak ma potencjał.

Dziękuję za liczne podpowiedzi, które postaram się (oczywiście w ramach możliwości) uwzględnić pisząc. Pozdrawiam serdecznie.

Hm, przyznam, że generalnie przejadły mi się powieści o aniołach - czy to upadłych, czy ciemności, czy innych takich... ale (!) Twoje opowiadanie mnie wciągnęło, jestem ciekawa, jak je rozwiniesz. Powodzenia! ;)

Nowa Fantastyka