- Opowiadanie: marazimka - Kilka chwil przed początkiem

Kilka chwil przed początkiem

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Kilka chwil przed początkiem

Siedziałam przed jasnym biurkiem, nad którym jaśniała cienka, przezroczysta platforma, sterująca urządzeniem ogrzewającym cały statek. Tego dnia nudziłam się potwornie. Właśnie dlatego gdy przełożona z jakimś niewyjaśnionym zmartwieniem w oczach poprosiła mnie, żebym sprawdziła czy z temperaturą wszystko w porządku, nie ociągałam się ani chwili. Teraz, gdy wpatrywałam się we wskaźniki, nie zauważyłam nic niepokojącego.

 

– I co Akila? – usłyszałam za plecami głos koleżanki, z którą często plotkowałyśmy w wolniejszych chwilach.

 

– Co, co? Oczywiście stara Baobi jak zawsze przesadza. Ona się robi już za miękka do tej roboty – odwróciłam się. – A ty, Równa, co właściwie tutaj robisz? Ja bym nie ryzykowała. Przecież wiesz, że jak starej się coś ubzdura, to robi się zrzędliwa. Chyba nie chcesz, żeby ci zrobiła wykład o stosunku do pracy.

 

Równa – tak zwykłam ją nazywać. Kiedyś – zresztą nie po raz pierwszy, nie ostatni – jak przyszło jej rozdać dodatkową żywność dla naszej ekipy sterującej, jedną połowę podzieliła idealnie jednakowo na wszystkich, by drugą zostawić dla siebie. Taka była równiutka. O tym dowiedziałam się tylko ja, a że okazałam się godna zaufania, później na tym skorzystałam. Podłe prawda? Ale trzeba sobie w życiu radzić. Co prawda Równą znano z jej egoizmu, i choć to głupie, nie wiadomo czemu ludzie ją za to lubili.

 

– Wiesz dziwię się, że jeszcze tego nie zauważyłaś… chyba jako jedyna w ekipie. Właśnie gdy stara jest zajęta jakąś awarią, to nie zauważa rzeczy, które są widoczne na pierwszy rzut oka, jak na przykład tego, że nie ma mnie. – Oparła się niedbale o jeden z nieużywanych paneli sterujących i wyciągnęła z bocznej kieszeni kombinezonu beżową szminkę. Nastawiła ją na soczystą czerwień, która raziła po oczach przy białym kolorze prostego, codziennego stroju.

 

– A co zrobisz jeśli jednak to zauważy? – zapytałam.

 

Równa machnęła ręką.

 

– Coś się wymyśli. Jak zawsze – puściła do mnie oko, po czym pociągnęła czerwoną szminką po pełnych ustach. Nie była zbyt piękna, ale i tak umiała przekonać do siebie facetów. Z resztą równie zręcznie jak i kobiety. – Tak sobie myślę… – powiedziała chowając szminkę, która znów przybrała beżową barwę – że gdy jakaś z obaw starej się sprawdzi, to wszyscy zginiemy, bo wtedy będzie musiała być to prawdziwa katastrofa…

 

To co powiedziała może i by mnie rozbawiło, ale jak na ironię właśnie wtedy usłyszałam dźwięk alarmu, tak głośny i nieprzyjemny, jakby miał wywiercić mi dziurę w czaszce. Odwróciłam się gwałtownie, aby spojrzeć na panel. Wiedziałam co zobaczę, ale to nie zmniejszyło mojej paniki. A jednak wskaźniki temperatury zdołały mnie zaskoczyć. To nie miało sensu, mimo to w najniższych sektorach temperatura zamiast wzrastać, stawała się granicznie niska. Wszystko wręcz zamarzało.

 

Równa, która stała teraz obok i zobaczyła to samo, nie dała mi czasu do zastanowienia. Złapała mnie za ramię i pociągnęła za sobą do hali głównej. Tam przekonałyśmy się, że wszystkie ćwiczenia ewakuacyjne z jakiegoś powodu szlak trafił. Jakaś niezrozumiała histeria wstrząsnęła wszystkimi. Ludzie biegali pomiędzy stanowiskami, część chyba próbowała zaradzić awarii. Znaczna większość właśnie wybiegała z dużej, centralnej hali górnego statku, w której znajdowało się – przynajmniej jak do tej pory – główne dowodzenie. Przez chwilę stałam nie dowierzając własnym oczom. Stopy same rwały się do biegu i pewnie reszta ciała by ich posłuchała, gdyby nie silna ręka Równej, mocno zaciśnięta na moim ramieniu. Drugą ręką koleżanka złapała biegnącego młodzika, który zapewne debiutował w centrum dowodzenia. Chłopak z twarzą białą jak papier najwyraźniej uciekał i nie bardzo chciał się zatrzymywać.

 

– Co się dzieje?! – zapytała pospiesznie Równa nim młodzik zdołał jej się wyrwać.

 

– Nie wiadomo! – odpowiedział spanikowany. – Tracimy kontrolę nad statkiem! – krzycząc to zdanie biegł już do wyjścia.

 

Równa puściła mnie. Jej twarz wyglądała tak, jak jeszcze nigdy do tej pory. Zniknęła z niej dawna pewność siebie, która nigdy nie opuszczała dziewczyny.

 

– Uciekaj! – krzyknęła nagle. – Uciekaj do kapsuł!

 

– A ty?

 

– Muszę coś jeszcze zobaczyć!

 

Spojrzałam na nią jak na obłąkaną.

 

– Odbiło ci?! Musisz?! Właśnie teraz?!

 

– Tak właśnie teraz! – odpowiedziała dobitnie. – Akila biegnij! No już! – ostatnie zdanie wypowiedziała przez zęby, co niewątpliwie podziałało w połączeniu z silnym pchnięciem mnie w plecy w stronę drzwi.

 

Jakby napędzona siłą ręki koleżanki, pobiegłam przez znajome korytarze prosto do luku mieszczącego w sobie kapsuły ewakuacyjne. Wokół panowało istne szaleństwo. Ludzie biegali potykając się, uderzając w siebie nawzajem. Czasami krzyczeli coś niezrozumiałego. Momentami ich czoła, skórę, białe kombinezony pokrywała krew. Przemierzali tunele środkowej części statku, szukając najlepszej drogi do miejsca, gdzie sama chciałam się znaleźć. Niestety z marnym skutkiem biorąc pod uwagę to, co działo się wokół. Światła gasiły się i zapalały. Z megafonów do moich uszu docierały nagrania, które słyszałam codziennie. Głos, który dobrze znałam informował o tym, że wszyscy oficerowie mają się udać na naradę, by za chwilę ogłosić ciszę nocną. W końcu przerwał w połowie zdania o zatrzymaniu się przy jakiejś stacji badawczej i zaczął wymieniać nazwiska osób proszonych o stawienie się w głównej hali dowodzenia. Brzmiało to tak jakby ktoś dla żartu puszczał wszystkie te nagrania nie po kolei i bez potrzeby.

 

Nagle minęła mnie wrzeszcząca kobieta trzymająca się za zakrwawiony kikut ręki. Dopiero po chwili z przerażeniem przekonałam się, co jej się stało. Ciężki właz sterowany automatycznie rozsuwał się i na odwrót w najmniej spodziewanych momentach. Ludzie i tak ryzykowali przebiegając przez tworzące się na kilka sekund wyjście. Ja nigdy nie byłam na tyle odważna, choć teraz może i bym spróbowała pokonać przeszkodę, gdyby nie wcześniejszy obraz krwawiącego kikuta. Znałam zresztą inną drogę.

 

Brnęłam przez ciemne korytarze, modląc się w duchu, że tym razem nie natrafię na żadną przeszkodę. Tutaj było znacznie ciszej. Właściwie nie spotkałam prawie nikogo na mojej drodze. Na kilka sekund w moich myślach pojawiła się Równa. Krótkie, mało znaczące zmartwienie, szybko zniknęło zastąpione obawą o moje własne życie. Co tu kryć. Ono w tej chwili bardziej się liczyło. A jednak widok opartej o ziemię rannej kobiety sprawił, że się zatrzymałam. To był jakiś impuls, nawet nie umiem go wytłumaczyć, ale nie myślałam zbyt wiele. Chciałam ją podnieść. Gdy się nachyliłam kobieta nagle otworzyła szeroko oczy.

 

– Co tu robisz? To nie miałaś być ty! – W jej spojrzeniu kryło się szaleństwo. Z rany płynęło teraz więcej krwi. – Trudno. Nie ma już wyjścia. Daj rękę!

 

– O czym ty mówisz? – byłam pewna, że bredzi. To pewnie z powodu obrażeń. – Wstań, musimy cię stąd zabrać!

 

– Nie. Posłuchaj. Daj mi rękę! – właściwie sięgnęła po nią bez ostrzeżenia tak, że nie za bardzo miałam jak się wyrwać i zanim zorientowałam się co robi, przyłożyła mi do nadgarstka dziwny, owalny, spłaszczony amulet, który cały czas zwisał jej z szyi. Przyciskała go lekko wnętrzem swojej dłoni, aż amulet pojaśniał. Zszokowana odruchowo chciałam zabrać rękę, ale dziewczyna trzymała ją bardzo mocno. Po chwili było już po wszystkim, a korytarz znów pociemniał, rozjaśniany jedynie błyskami energii gdzieś z oddali.

 

– Teraz musisz żyć – wysapała. Opadła na podłogę. Najwyraźniej dziwny zabieg z amuletem wyczerpał jej ostatnie pokłady energii. Zabrałam dłoń, na której nie pozostał żaden ślad tego co wydarzyło się przed chwilą. – Musisz przeżyć ty i ja w tobie.

 

Kolejne majaki przerwał straszliwy kaszel z krwią. Złapałam ją mocno.

 

– Biegnij. Tam są kapsuły – wskazała resztkami sił zakręt w lewą stronę. – Będziesz szybciej.

 

– Mam cię tu zostawić? – wreszcie się odezwałam pokonawszy szok spowodowany tym, co mi zrobiła.

 

– Nie martw się. Ja przeżyje… – uśmiechnęła się, a chwilę potem jej oczy stały się puste. Położyłam ją ostrożnie i nim zdążyłam zastanowić się nad tym, co przed chwilą przeżyłam, pobiegłam tak szybko jak jeszcze nigdy w całym moim życiu. Pędziłam w stronę, w którą mi wskazała.

 

Dotarłam do kapsuł kilka minut później. Było ciemno. Postanowiłam uruchomić pierwszą z nich. „No dalej!” – powtarzałam w myślach. „Rusz się pieprzony złomie!”. Wreszcie usłyszałam upragniony dźwięk programu startowego. Kapsuła otworzyła się niczym trumna. Teraz wystarczyło wejść, zamknąć i modlić, by tak często omawiany plan ewakuacji, który każdy z nas lekceważył, zadziałał. Nagle zobaczyłam światło zza uchylonego włazu. Ta jasność była nienaturalnie przenikliwa. Przynosiła ze sobą chłód dużo bardziej złowrogi niż ten, jaki czekał mnie w kapsule. Widziałam, jak coraz większe obszary podłogi i ścian pogrywa cienka warstwa białego szronu, wdzierająca się do pomieszczenia coraz bliżej moich stóp. Strach wywołał u mnie adrenalinę. Wskoczyłam do kapsuły z łoskotem. Na szczęście ta zamknęła się bez oporów.

 

Od razu poczułam, że odpływam. Na mojej skórze, mięśniach, żyłach doświadczałam tego niepowstrzymanego chłodu, ale już mnie nie było. Zaraz przed zamknięciem oczu dostrzegłam coś, jak cień świadomości. Obcej duszy, której nie znałam. Lecz chwilę później wszystko spowiła jasność, a mój oddech się uspokoił. Złapałam mocniej lodowatego powietrza w płuca. Kłuło w gardło tylko przez chwilę, bo zaraz potem rozgrzało się jakby dotknięte ciepłem słońca. Sen przyszedł nagle. A gdy otworzyłam oczy już wiedziałam, że moje życie odeszło, a teraz to właśnie jej życie pozostało we mnie… i że już od niego nie ucieknę.

 

 

Koniec

Komentarze

Z góry bardzo dziękuję za opinię i od razu przepraszam za błędy. Jest to mój pierwszy wysłany tekst i właściwie jestem  początkująca pod tym względem, dlatego nie spodziewam się, że jest on dobry. Jednak bardzo chciałam się sprawdzić i przeczytać co robię nie tak, ponieważ chcę mieć możliwość ćwiczeń i poprawy. Jeszcze raz dziękuję.

Póki co przejrzałem sobie tekst pobieżnie (widząc komentarz autorki), i muszę przyznać, że rzeczywiście, będzie co wytknąć, ale nie oto przecież chodzi. Z tego co widziałem, takie np. dialogi są zapisane poprawnie, a to znaczy, że się starałaś : )

Wrócę tu później.

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

No dobrze, jednak nie wszystkie dialogi są poprawnie zapisane : )

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Dotarłam do końca i... i co?

 

Niestety jednak, dialogi nie są poprawnie zapisane. Jeśli po kwestii dialogowej następuje odrebny opis, to dialog kończymy kropkę, a opis po myślniku zaczynamy wielką literą.

Nie tak:

- Biegnij. Tam są kapsuły – wskazała resztkami sił zakręt w lewą stronę.

Tylko tak:

- Biegnij. Tam są kapsuły.Wskazała resztkami sił zakręt w lewą stronę.

I analogicznie w podobnych przypadkach.

 

Jest też sporo powtórzeń (bardzo lubisz słowo "jasny, jasnieć", ale chyba nie tak bardzo jak wariacje "wszystkiego"). Jest też kilka literowek - najładniej wyszły "szlak by to trafił" oraz cienka warstwa szronu "pogrywająca" ze ścianami ; )

 

Niektóre zdania są dość niejasne i niezgrabne.

 

Najbardziej mnie jesdnak frapuje zakończenie - o co chodzi? Bo w tej chwili jak dla mnie tekst (razem z kapsułą) zmierza donikąd, niestety...

 

Pozdrawiam.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Bardzo żle nie jest, ale niezgrabności są.

Co prawda Równą znano z jej egoizmu, i choć to głupie, nie wiadomo czemu ludzie ją za to lubili. -- zostaw albo "choć to głupie" albo "nie wiadomo czemu" bo oba przekazują mniej więcej to samo.


Nastawiła ją na soczystą czerwień, która raziła po oczach przy białym kolorze prostego, codziennego stroju. -- Która kotrastowała z kolorem stroju.

 

Ciężki właz sterowany automatycznie rozsuwał się i na odwrót(...) -- co to znaczy "rozsuwał się i na odwrót"? Chyba rozsuwał się i zasuwał

A jak zobaczyłam "szlak" aż zazgrzytałam zębami. Mam nadzieję, że to tylko literówka. To tak z grubsza.

Co do fabuły, to nie bardzo wiem kto, gdzie i dlaczego, co mi trochę przeszkadza. No i to wygląda na niedokończone. Masz jakąś drugą część czy to tak się kończy?

 

Dziękuję za komentarze. Bardzo mi pomogły. Wiem, że czeka mnie jeszcze dużo pracy i spodziewałam się, że błędów jest sporo i to niestety takich, których ja przez własną niewiedzę jeszcze nie dostrzegłam. Faktycznie jest to fragment. Właściwie taka jakby pierwsza część historii, którą chciałam napisać, ale nigdy nie wiedziałam jak się za to zabrać. Wysłałam ten tekst bo bardzo mi zależało, aby ktoś w pewien sposób mi pomógł, dlatego naprawdę jestem wdzięczna za wasze uwagi. Nie wiem czy przyślę dalszy ciąg. Jednak chciałabym dalej ćwiczyć.

Językowo tragedii nie ma, jakieś tam drobiazgi są do poprawienia tylko, ale myślę, że lepiej byłoby gdybyś wrzuciła jakąś zamkniętą całość, bo jak na razie nic z tego nie wynika. Nie wiadomo o co chodzi z tym amuletem, skąd nagła awaria. W zasadzie nic nie wiadomo. Ale czytało się dobrze, więc czekam na drugą część.

Pozdrawiam

Pisz dalej, od czegoś trzeba zacząć. Jeśli nie wiesz jak, zajrzyj tu. Powodzenia!

Chwilunia, protestuję, jak to nie wiesz, czy prześlesz dalszy ciąg?! Ja chcę wiedzieć, co dalej! Bardzo mi się spodobało, błędy wcale nie zakłócały lektury... :) Weny życzę!

Kilka błędów rzeczywiście się znalazło. Rzeczy niewielkie, więc możesz potraktować mnie, autorko, jako czepiacza, ale wychodzę z założenia, że pewne rzeczy najlepiej poprawiać na początku drogi, niż później pozbywać się złych przyzwyczajeń.

" Z resztą równie zręcznie jak i kobiety" - powinno być "zresztą", a sam błąd mnie dziwi, bo kilka linijek wyżej napisałaś to poprawnie.

" tak głośny i nieprzyjemny, jakby miał wywiercić mi dziurę w czaszce" - czy nie uważasz, że lepiej wyglądałaby tu konstrukcja "tak, że" zamiast "tak, jakby"? Mam na myśli coś w stylu "tak głośny, że prawie wywiercił mi dziurę w czaszce"? Ot, sugestia.

"Wiedziałam co zobaczę, ale to nie zmniejszyło mojej paniki. A jednak wskaźniki temperatury zdołały mnie zaskoczyć" - czyli jednak nie wiedziała, co zobaczy. A może coś w stylu "Myślałam, że wiem, co zobaczę, ale jednak wskaźniki zdołały mnie zaskoczyć"

"To nie miało sensu, mimo to w najniższych sektorach temperatura zamiast wzrastać, stawała się granicznie niska" - to, że coś nie ma sensu, jest subiektywną oceną zjawiska, nie czymś, co dzieje się pomimo tego zjawiska. Czy: "Temperatura w najniższych sektorach, zamiast wzrastać, stawała się granicznie niska. To nie miało sensu" nie brzmi trochę lepiej?

"szlak trafił" - szlag

"krzycząc to zdanie biegł już do wyjścia." - generalnie, jeśli ktoś krzyczy, nie musisz pisać, że krzyczy właśnie swoją kwestię/zdanie. Wystarczy samo "krzyczy", tzn. "krzycząc, biegł już do wyjścia", albo "wykrzyczał, biegnąć już do wyjścia"

"Światła gasiły się i zapalały" - odwrotnie, "gasły i zapalały się". "Gasić się" można, gdy aktualnie przeżywa się skutki samozapłonu.

"rozsuwał się i na odwrót" - czy nie łatwiej byłoby napisać "rozsuwał się i zamykał"?

"modląc się w duchu, że tym razem nie natrafię na żadną przeszkodę" - z "modlić się" jest trochę jak z "prosić". "Modlisz się o coś" tak, jak "prosisz o coś". Innymi słowy: "modląc się w duchu, by tym razem nie natrafić na żadną przeszkodę"

"zastąpione obawą o moje własne życie" - w tym przypadku "moje" = "własne", więc nie ma potrzeby używać obydwu tych zwrotów. Wybierz jeden. Starczy.


Tyle wyhaczyłem. Potraktuj to wszystko jako rady starszego stażem kolegi i się nie zniechęcaj. Albo inaczej. Jeśli zamierzasz faktycznie włożyć wiele pracy i wysiłku w swoje pisanie - nie zniechęcaj się - bo czeka cię sporo ćwiczeń, zanim z twojego pisania wyjdzie coś fajnego. Tak więc, albo zaciśnij pięści i przygotuj się do walki, albo odpuść sobie już na starcie. 

A teraz o tekście:

Po pierwsze, są problemy techniczne. Poza powyższymi uwagami, muszę wspomnieć, że masz problem z interpunkcją. Nie będę wypowiadał się szerzej na ten temat, bo wielu zrobiło to już lepiej, niż ja byłbym w stanie. Dlatego polecam zapoznać się z zasadami interpunkcji w języku polskim - chociażby w internecie - przed podjęciem dalszych prób pisarskich. 

Po drugie, są problemy stylistyczne. Sama wspomniałaś, że to twój pierwszy tekst, więc nikt nie będzie wymagał od ciebie cudów. Widziałem tu już gorsze debiuty. Widziałem również lepsze. Ze stylem jest jednak ten problem, że bardzo trudno wytłumaczyć autorowi, w jaki sposób powinien go poprawić. Oczywiście mogę powiedzieć ci, że w twoim tekście pojawiają się nieprawdopodobne zwroty fabuły i narracja, która nie stosuje emocji w odpowiedni sposób, ale nawet jeśli posiądziesz teraz tę wiedzę, nie posiadasz narzędzi do jej wykorzystania. Tak więc udzielę ci tej samej rady, której udzielałem wielokrotnie innym użytkownikom - czytaj. Najlepszym sposobem na wyrobienie stylu jest oczywiście ciągłe ćwiczenie pisania, ale warto zaglądać do dobrych książek i patrzeć, w jaki sposób prowadzą fabułę poczytni pisarze. W jaki sposób tworzą postacie, jak grają na emocjach. Wszystkiego można się nauczyć - potrzeba jedynie czasu i chęci.

 

To tyle z mojej strony. Pozdrawiam i kłaniam się nisko. 

Podpisując się pod uwagami wcześniej komentujących, od siebie dodam, że chętnie przeczytam ciąg dalszy Twojego opowiadania. ;-)

 

„Siedziałam przed jasnym biurkiem, nad którym jaśniała cienka…” –– Powtórzenie.

Może: Siedziałam przed biurkiem, nad którym jaśniała cienka

 

„…że jak starej się coś ubzdura, to robi się zrzędliwa. Chyba nie chcesz, żeby ci zrobiła wykład o stosunku do pracy”. –– Może: …że jak starej coś wpadnie do głowy, to staje się zrzędliwa. Chyba nie chcesz, żeby ci zrobiła wykład o stosunku do pracy.

 

„Wiesz dziwię się, że jeszcze tego nie zauważyłaś… chyba jako jedyna w ekipie. Właśnie gdy stara jest zajęta jakąś awarią, to nie zauważa rzeczy…” –– Może: Wiesz dziwię się, że jeszcze tego nie zauważyłaś… chyba jako jedyna w ekipie. Właśnie gdy stara jest zajęta jakąś awarią, to nie dostrzega rzeczy

 

„Nastawiła ją na soczystą czerwień, która raziła po oczach przy białym kolorze prostego…” –– Jeśli już, to raziła w oczy, choć moim zdaniem wiadomo, że rażące różnice widzimy oczami, dlatego uważam, że wystarczy: Nastawiła ją na soczystą czerwień, która raziła przy białym kolorze prostego

 

„Ludzie biegali potykając się, uderzając w siebie nawzajem”. –– Ja napisałabym: Ludzie biegali potykając się i wpadając na siebie.

Momentami ich czoła, skórę, białe kombinezony pokrywała krew”. –– Momentami, to tak jakby krew pojawiała się na chwilę i zaraz znikała. Proponuję: Miejscami ich czoła, skórę, białe kombinezony pokrywała krew.

 

„…szukając najlepszej drogi do miejsca, gdzie sama chciałam się znaleźć”. –– …szukając najlepszej drogi do miejsca, w którym sama chciałam się znaleźć.

 

„Z megafonów do moich uszu docierały nagrania, które słyszałam codziennie”. –– To chyba oczywiste, że głos z megafonu dociera do uszu. Wiemy, że do uszu narratorki, bo mówi, że słyszała komunikaty.

Moim zdaniem wystarczy: Z megafonów docierały nagrania, które słyszałam codziennie.

 

„Głos, który dobrze znałam informował o tym, że wszyscy oficerowie mają się udać na naradę, by za chwilę ogłosić ciszę nocną”. –– Pierwszy raz słyszę o zwołaniu narady z w sprawie ogłoszenia ciszy nocnej. ;-)

Myślę, że zdanie mogłoby brzmieć: Głos, który dobrze znałam, wezwał wszystkich oficerów na naradę, po czym ogłosił ciszę nocną.

 

„Właściwie nie spotkałam prawie nikogo na mojej drodze. Na kilka sekund w moich myślach pojawiła się Równa. Krótkie, mało znaczące zmartwienie, szybko zniknęło zastąpione obawą o moje własne życie”. –– Nadmiar zaimków. Ponadto masło maślane –– moje życie i własne życie, to synonimy.

Ja napisałabym: Właściwie na drodze nie spotkałam prawie nikogo. Przez kilka sekund pomyślałam o Równej. Krótkie, mało znaczące zmartwienie, szybko zniknęło zastąpione obawą o własne życie.

 

„To był jakiś impuls, nawet nie umiem go wytłumaczyć, ale nie myślałam zbyt wiele”.  –– Ja napisałabym: To był jakiś impuls, nawet nie umiem go wytłumaczyć, ale nie myślałam zbyt jasno/zbyt logicznie/zbyt racjonalnie.

 

„Pędziłam w stronę, w którą mi wskazała”. –– Pędziłam w stronę, którą mi wskazała.

„Teraz wystarczyło wejść, zamknąć i modlić, by tak często omawiany plan ewakuacji, który każdy z nas lekceważył, zadziałał”. –– Teraz wystarczyło wejść, zamknąć i modlić się, by tak często omawiany plan ewakuacji, który każdy z nas lekceważył, zadziałał.

 

„Strach wywołał u mnie adrenalinę”. –– Ja napisałabym: Strach spowodował wydzielanie się adrenaliny.

Wiemy, że narratorka mówi o sobie, nie musi dodawać, że coś dzieje się u niej/w niej.

 

„Wskoczyłam do kapsuły z łoskotem”. –– Czy to znaczy, że kapsuła nie była pusta, że już siedział w niej łoskot? ;-)

Proponuję: Z łoskotem wskoczyłam do kapsuły.

 

„Złapałam mocniej lodowatego powietrza w płuca”. –– Nie do końca wiem, co Autorka miała na myśli.

Czy: Złapałam mocno lodowatego powietrza w płuca. –– w sensie bardzo zimnego?

Czy: Złapałam więcej lodowatego powietrza w płuca. –– w sensie zrobiła duży wdech, wchłaniając dużo powietrza?

A może: Zrobiłam głęboki wdech, nabierając lodowatego powietrza.

Wiemy, że wchłonięte powietrze trafia do płuc, szczególnie przy głębokim wdechu.

 

Pozdrawiam.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Narratorkę, zarazem bohaterkę opowiadania, opanowała cudza osobowość. Co dalej, Autorko?   

O błędach nie piszę, po Koleżankach i Kolegach powtarzać nie ma potrzeby, rad innych od już wymienionych też nie podsuwam, jedynie zachęcam do zakasania rękawów. Co te słowa znaczą, na pewno wiesz.

Nowa Fantastyka