- Opowiadanie: KaelGorann - Świetny pomysł

Świetny pomysł

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Świetny pomysł

Był całkowicie zwyczajny i nudny wieczór. Oczywiście, dla odpowiedniego nastroju powinien być raczej ponury i bezksiężycowy albo przynajmniej mroczny i burzowy, ale tym razem jakoś nie miał na to ochoty. Cóż, tak to już w życiu bywa, że nie wszystkie opowieści mogą rozgrywać się podczas spektakularnych burz, przy akompaniamencie piorunów obdarzonych doskonałym wyczuciem dramatyzmu. Czasem wieczór musi być zwyczajny, bo inaczej ludzie by powariowali od nadmiaru klimatu odpowiedniego dla opowieści.

Maurice Cutrick, jeden z ostatnich zdrowo myślących nekromantów, toczył z Tysiąc Niezbędnych Drobiazgów Geoffreyem jedną z niezliczonych partyjek osobliwej gry. Z grubsza polegała ona na tym, że Tysiąc Drobiazgów próbował wcisnąć Cutrickowi kolejną unikatową księgę po naprawdę atrakcyjnej cenie, a nekromanta starał się ze wszystkich sił jej nie kupić.

– Maurice, tam chyba się coś dzieje. – Tysiąc Drobiazgów, wyraźnie czymś zaniepokojony, wstał i podszedł do okna.

– Naprawdę? – zapytał Cutrick, który właśnie kombinował, jak tu zbić argument „założę się, że takiego okazu nie masz jeszcze w swojej kolekcji”. Dobrze wiedział, że kontrargument: „ale ja naprawdę nie potrzebuję »Stu domowych sposobów na udaną lobotomię«” nie jest żadnym kontrargumentem, lecz powoli wyczerpywały mu się pomysły.

Tysiąc Drobiazgów wyjrzał na zewnątrz. Cutrick, korzystając z chwili nieuwagi handlarza, wyrwał kilka pierwszych stron ze „Stu domowych sposobów…”.

– Słuchaj, nie chciałbym cię martwić, ale zbliża się jakiś tłum.

– Tak? – zapytał bez większego zainteresowania Cutrick, pospiesznie chowając wyrwane kartki do kieszeni.

– Mają pochodnie. I widły. Chyba zresztą kupione ode mnie.

– Och.

– Nie żebym wpadał w panikę, ale nie sądzisz, że powinniśmy wiać?

– Nie ma potrzeby. Oni tak okazują szacunek.

– Że niby jak?

– No tymi pochodniami i widłami. Myślę, że to kwestia tradycji.

Zarówno Cutrick, jak i Tysiąc Niezbędnych Drobiazgów Geoffrey wiedzieli, że tradycji nie trzeba rozumieć, ale trzeba ją uszanować. Dla własnego bezpieczeństwa.

– Kiedyś chcieli mnie zgładzić. To było po tym, jak Konstanty ograł połowę okolicznych chłopów w pokera. Nie chciałbyś wiedzieć, co wtedy ze sobą przynieśli… – Konstanty był ożywionym szkieletem i, jak przystało na kogoś całkowicie pozbawionego mimiki, wyśmienitym hazardzistą. Wygrał oczywiście całkowicie uczciwie, a przynajmniej bardziej uczciwie, niż chłopi przegrali. To jednak wcale nie umniejszało ich poczucia krzywdy, a ponieważ Konstanty był szkieletem ożywionym przez Cutricka, to on został jednogłośnie okrzyknięty głównym winowajcą.

– Maurice – oznajmiła czaszka Konstantego, która właśnie wsunęła się do pokoju. – Chłopi z Koziego Zadu mają chyba do ciebie jakąś sprawę.

 

***

 

– Dobrzy ludzie – zaczął niepewnie Cutrick. Czuł się nieco dziwnie, stojąc przed tłumem wyposażonym w przedmioty potencjalnie niebezpieczne, nawet jeżeli miały wyrażać szacunek. – Czego chcecie?

Chłopi wymienili między sobą zakłopotane spojrzenia. Nigdy nie byli dobrzy w organizacji komitetów.

– Tego… – Olbrzymi kowal wysunął się niepewnie przed grupę, zdjął czapkę i machnął nią bez większego przekonania. – My, chłopi z Koziego Zadu – zaczął, czując, że tak właśnie powinno zaczynać się przemowy – żądamy… eee… domagamy się, znaczy… prosimy… Znaczy… bestia się przyplątała, mistrzu.

– Pożera nam kury! – odezwał się głos z tłumu.

– I porywa dzieci – dodał drugi głos, który dał się ponieść nastrojowi.

– Naprawdę? Ile już porwała?

– No… Jeszcze żadnego – wyjaśnił kowal. – Ale zawsze może jakieś porwać. Kto wie, może nawet w tej chwili porywa.

– A moją żonę to tak przestraszyła, że postradała rozum – odezwał się następny głos z głębi tłumu.

– Bestia? – zapytał Cutrick, który zaczynał się już gubić.

– Moja żona. Znaczy postradała rozum – odpowiedział głos.

– Twoja stara i wprzódy niewiele go miała, to i strata nieduża – odezwał się inny.

– A chcesz w gębę? – Pierwszy głos był wyraźnie urażony uszczypliwą uwagą na temat swojej połowicy.

– Cisza, chłopy! – ryknął kowal. – To jak będzie, mistrzu? Pomożecie? Pozbędziecie się bestii?

– No… To chyba nie jest zadanie dla nekromanty…

– Bardzo prosimy – dodał jeden z chłopów, potrząsając znacząco czterozębnym narzędziem do wyrażania szacunku.

– Nie żebym straszył – powiedział kowal takim tonem, jakim człowiek trzymający odbezpieczoną broń mówi, że naprawdę nie chce, żeby komukolwiek stała się krzywda – ale jak się nie zgodzicie, mistrzu, to ci z Koziego Łba powiedzieli, że jutro przyjdą poprosić.

Cutrick znał się trochę na miejscowej etnografii i wiedział, że wszyscy okoliczni chłopi okazują szacunek dokładnie tymi samymi przyrządami, ale ci z Koziego Łba robią to zdecydowanie najwylewniej. Gdy ostatnio chcieli mu pokazać, jak bardzo go cenią, ledwo udało mu się ujść z życiem.

 

***

 

Bohaterowie zazwyczaj są potężni, muskularni i półnadzy. Do tego silni jak stado byków i nieludzko przebiegli. Chłopi z Koziego Zadu musieli zadowolić się Mauricem Cutrickiem wyposażonym w kolczugę sięgającą mu do kolan, stale opadający na oczy hełm i miecz, który ledwo dawał radę utrzymać. Poprzedni właściciel bohaterskiego rynsztunku z całą pewnością nie był nekromantą.

– Podrzucisz mnie? – spytał Cutrick, spoglądając żałośnie spod hełmu na Geoffreya.

– Jasne. A będę mógł po wszystkim zabrać twoje rzeczy?

 

***

 

Geoffreyowi odnalezienie kryjówki bestii nie zajęło dużo czasu. Cutrick liczył, że może będą kluczyć po okolicy przez kilka dni i w końcu dadzą sobie spokój, nic nie znalazłszy. Niestety, w pobliżu było tylko jedno odpowiednie miejsce, które zresztą aż prosiło się o zasiedlenie przez jakąś straszliwą kreaturę.

Cutrick chciał zeskoczyć z wózka, lecz zamiast tego zaplątał się w kolczugę i zleciał na ziemię z głośnym łoskotem. Gdy już udało mu się podnieść do pozycji mniej więcej pionowej, spojrzał w czarną otchłań domniemanego siedliska bestii. Przełknął głośno ślinę. Do pełni efektu brakowało tylko walających się tu i ówdzie kości. Widocznie bestia połykała ofiary w całości.

– Geoffrey? – Cutrick spojrzał na handlarza.

– Hm?

– Może poszedłbyś ze mną?

– Za żadne skarby świata

– Tak myślałem.

 

***

 

Nieprzeniknione ciemności panujące w jaskini nawet podobały się Cutrickowi. Kiedy człowiek znajdzie się w jamie, w której przypuszczalnie mieszka bestia, zawsze lepiej jest niczego nie widzieć. Można wtedy na przykład wmówić sobie, że źle się trafiło, że to wcale nie ta jaskinia, że może bestia zniknęła i nigdy nie wróci. Ku rozpaczy nekromanty, w oddali zamajaczyło światełko. Cutrick wiedział, że światełko na końcu ciemnego tunelu nie wróży zbyt dobrze. Zazwyczaj oznacza, że się nie żyje. Tym razem jednak oznaczało coś gorszego – że Cutrick dobrze trafił. Nie żeby bał się śmierci. Był w końcu nekromantą, więc była dla niego dość pospolitą sprawą. Bał się wszystkiego, co mogłoby go spotkać jeszcze przed samą śmiercią.

Cutrick przełknął głośno ślinę i ułożył miecz w dłoni tak, żeby łatwiej się go ciągnęło po ziemi. Nie wiedział w sumie, do czego może przydać mu się oręż, którego nawet nie jest w stanie utrzymać we względnym pionie, ale coś mu podpowiadało, że stając przed bestią lepiej jest być uzbrojonym w cokolwiek.

Bohater powinien wskoczyć do leża bestii, wymachując mieczem i wrzeszcząc dziko. Cutrick był beznadziejnym bohaterem, więc wychylił się tylko ostrożnie zza nacieku wapiennego. Zamiast oczekiwanej góry morderczego mięsa z przynajmniej jedną wygłodniałą paszczą, jego oczom ukazało się wytwornie urządzone pomieszczenie. Co prawda u większości ludzi wywołałoby dreszcze i niepokojące uczucie w żołądku, ale nekromanckiemu poczuciu estetyki przypadło do gustu. Zawierało wszystko, co powinno zawierać prawdziwie szykowne wnętrze – masywne kandelabry, ciężkie, aksamitne kotary, potężne meble ze starego i zapewne niewyobrażalnie drogiego drewna, olbrzymi regał wypełniony opasłymi tomiszczami… Miało nawet wampira w nieskazitelnym fraku, siedzącego w wysokim fotelu i czytającego gazetę.

Cutrick chciał po cichu wyjść z ukrycia, lecz fantazyjne formy krasowe miały co do niego inne plany. Zaczepiwszy o wyjątkowo złośliwy naciek, nekromanta wywalił się, powodując swą osobą niemały hałas.

Wampir podniósł wzrok znad gazety i spojrzał na ciekawe indywiduum, składające się ze zbroi nieporadnie zawieszonej na o wiele za małym nekromancie. Dziwadło usiłowało podnieść się z ziemi.

– Dobhy wieczóh – powiedział wampir z manierą właściwą sferom, w których do stołu podaje się więcej sztućców niż jedzenia. – Czym mogę służyć, dobhy człowieku?

Cutrickowi udało się jakoś pozbierać z ziemi, ale żadnym sposobem nie udało mu się pozbierać myśli, które w opętańczym szale obijały mu ściany umysłu.

– Przepraszam bardzo, przechodziłem akurat w pobliżu i tak się zastanawiałem… Czy jest pan może bestią? – Cutrick nie potrafił wymyślić żadnego usprawiedliwienia, więc postanowił zrobić z siebie kompletnego idiotę.

– Bestią? Nic mi o tym nie wiadomo. – Wampir wyglądał na prawdziwie zaskoczonego.

– Aha. – Cutrick już chciał wychodzić, ale uświadomił sobie, że taka bestia właściwie byłaby mu bardzo na rękę. Nie musiałby szukać czegoś, co z lubością rozszarpałoby go na drobne kawałeczki. – Czyli to nie pan kradnie kury chłopom z okolicznych wsi?

– Tylko nie khadnie, dhogi panie. – Wampir złożył gazetę. – Zawsze zostawiałem godziwą zapłatę.

– Obawiam się, że tutejsza ludność ma dość, hmm… konserwatywne podejście do handlu…

– A myśli pan, że gdybym pojawił się w środku wsi w ciągu dnia, to dobrzy ludzie sprzedaliby mi kuhę? Jestem wampihem, phosty lud osoby mojego pokhoju przebija kołkami i obrzuca czosnkiem, a nie handluje z nimi dhobiem. A przecież wampih też człowiek… To znaczy wampih też wampih… nie, to też nie… no w każdym hazie wampih też musi coś jeść.

– Hmm… Rozumiem. – Cutrick pokiwał głową. – Nie chciałbym być niegrzeczny, ale nurtuje mnie pewne pytanie. Co pan właściwie tutaj robi? Myślałem, że wampiry mieszkają raczej w opuszczonych, posępnych zamczyskach.

– Cóż, ta jaskinia jest wystahczająco opuszczona i posępna. Choć rzeczywiście, to nie to samo, co mój stahy zamek.

– Więc dlaczego mieszka pan w tym… miejscu? – Cutrick starał się znaleźć jakieś wygodniejsze słowo, ale nie bardzo mu wychodziło.

– Ech… Nie miałem tam już życia. Dawniej, owszem, było cicho, ponuho i spokojnie… Od czasu do czasu pojawiał się jakiś łowca wiedźm z phopozycją wyleczenia mnie z wampihyzmu za pomocą dhewnianego kołka, a tak to miałem życie, o jakim marzy każdy wampih… No ale jakiś czas temu zaczęła mnie nękać młodzież.

– Młodzież? – zdziwił się Cutrick.

– Tak, młodzież. Wie pan, nawet nie chcieli mnie zgładzić. Chcieli, żebym ich ughyzł, bo phagnęli stać się wampihami. Opędzić się od nich nie mogłem.

– To może trzeba było po prostu ugryźć któregoś dzieciaka. Co panu szkodziło?

– Niestety, haz sphóbowałem. Jeden młodzieniec tak mnie dhęczył, że w końcu go ughyzłem. Wtedy dopieho się zaczęło! Zewsząd oskahżenia, phtensje, że takie biedne dziecko, że jestem potwóh, element przestępczy i osobnik aspołeczny i że trzeba mnie na stosie spalić… Panie kochany, żyć mi nie dawali, musiałem się wyphowadzić. Mówię panu, żywot wampiha nie jest łatwy. Zupełnie nie hozumiem, co tę młodzież tak pociąga.

– No tak… Obawiam się jednak, że nie może pan dłużej kupować kur w taki sposób. – Cutrick postanowił powrócić do bardziej przyziemnych spraw. – Ich właściciele nie są zbyt zadowoleni. I zaczynają się trochę lękać.

– Więc uważa pan, że powinienem się ujawnić i wyjaśnić, że nie jestem ghoźny?

Cutrick chciał podrapać się po głowie, ale wyszło na to, że podrapał się po hełmie. Ujawnienie się nie było chyba najlepszym wyjściem z sytuacji. Okoliczni chłopi i tak ledwo akceptowali jego i Konstantego. Wampir mógł znacznie nadwyrężyć zasoby tolerancji miejscowej ludności. Miejscowa ludność nie lubiła, gdy nadwyrężało jej się cokolwiek.

– Wie pan, mam pewien pomysł.

 

***

 

Wózek Tysiąc Niezbędnych Drobiazgów Geoffreya toczył się leniwie brukowanym traktem. Handlarz był bardzo zadowolony. Co prawda nie udało mu się wepchnąć Cutrickowi „Stu domowych sposobów na udaną lobotomię”, ale zawarł bardzo intratny kontrakt, choć trzeba przyznać, że była to dość dziwna umowa. Nie co dzień w końcu podpisuje się dokumenty mówiące, że „Niżey na podpisie wyrażony tygodniowo iedną beczkę krwi dostarczać się zobowiązuie…” Jednak Tysiąc Niezbędnych Drobiazgów nigdy nie dziwił się niczemu, co mogło przynosić zyski i potrafił znaleźć dojście do wszystkiego, co dało się sprzedać.

I jeszcze ten medalion, który dostał jako zaliczkę… Geoffrey wyciągnął z kieszeni masywny, srebrny wisior i przyjrzał mu się badawczo w promieniach wschodzącego słońca. Bez wątpienia wampirzy. Taak… Dzieciaki nieźle zapłacą za taką ozdóbkę. Tysiąc Niezbędnych Drobiazgów wiedział, że rozpowszechnienie tej mody na wampiry wśród bogatych smarkaczy to był naprawdę świetny pomysł.

Koniec

Komentarze

Ktoś tutaj Terrego czytuje... :) Wydaje mi się, że już czytałem coś Twojego z tymi samymi bohaterami (nekromanta + Goeffrey).

Spodobało mi się. I parę razy się uśmiechnąłem. Dzięki.

Pozdrawiam.

"Pierwszy raz w życiu dałem się zabić we śnie. "

Para Tysiąc Drobiazgów + Cutrick pojawiła się w Złocie dla niziołków, a sam Cutrick jest bohaterem szorta Przybysze ;)

Cieszę się, że się podobało.

Lubię Twoje opowiadania, są lekkie, ciekawe i zabawne - muszę się tego od Ciebie uczyć. Naprawdę szkoda, że nie chcesz "zapukać" w drzwi jakiejś firmy, która by wydała Twoją książkę. Mielibyśmy swojego polskiego Terrego.

Bardzo, bardzo fajne opowiadanie.

Dobhy wieczóh — powiedział wampir z manierą właściwą sferom, w których do stołu podaje się więcej sztućców niż jedzenia - to zdanie jest bezbłędne.

Zresztą jest więcej takich perełek. Super! 

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

No, niestety, drogi Kolego! Nie chcę; nie lubię, ale muszę to napisać. Przeczytałem Twoje opowiadanie, i jestem zmuszony nominować ten tekst w tym miesiącu. Bardzo dobra robota. Są błędy, ale na tyle drobiazgowe, że pominąłem podczas czytania, bo tak mnie historia wkręciła, że zapomniałem sobie wynotować. Pozdrawiam :)

"Wszyscy jesteśmy zwierzętami, które chcą przejść na drugą stronę ulicy, tylko coś, czego nie zauważyliśmy, rozjeżdża nas w połowie drogi." - Philip K. Dick

Cutrick przełknął głośno ślinę i ułożył miecz w dłoni tak, żeby łatwiej się go ciągnęło po ziemi - pierwsza salwa śmiechu.


Bohater powinien wskoczyć do leża bestii, wymachując mieczem i wrzeszcząc dziko. Cutrick był beznadziejnym bohaterem, więc wychylił się tylko ostrożnie zza nacieku wapiennego. - druga


Cutrick chciał po cichu wyjść z ukrycia, lecz fantazyjne formy krasowe miały co do niego inne plany - trzecia


Poza fragmentami, którym towarzyszyły salwy śmiechu, reszta opowiadania okazała się... przeurocza i dowcipna.

Pozdrawiam.

Sorry, taki mamy klimat.

Jakże miło czyta się porządnie napisane opowiadanie, a w tym przypadku także zabawne, dzięki humorowi znakomitej jakości.

Kilka powtórzeń i drobne potknięcia nie zepsuły mi lektury. Nadal mam nadzieję na Twoje kolejne opowiadania. ;-)

 

„Chłopi wymienili między sobą niepewne spojrzenia. Nigdy nie byli dobrzy w organizacji komitetów. — Tego… — Olbrzymi kowal wysunął się niepewnie przed grupę…” –– Powtórzenie.

Może w pierwszym zdaniu: Chłopi wymienili między sobą niezdecydowane/zakłopotane spojrzenia.

 

„Pierwszy głos był wyraźnie urażony uszczypliwą uwagą na temat jego połowicy”. –– Ja napisałabym: Pierwszy głos był wyraźnie urażony uszczypliwą uwagą na temat swojej połowicy.

 

„Chłopi z Koziego Zadu musieli zadowolić się Mauricem Cutrickiem wyposażonym w kolczugę sięgającą mu do kolan, stale opadający na oczy hełm i miecz, który ledwo udawało mu się utrzymać”. –– Powtórzenie. Ponieważ wiadomo, że piszesz o Cutricku, proponuję: Chłopi z Koziego Zadu musieli zadowolić się Mauricem Cutrickiem wyposażonym w kolczugę sięgającą do kolan, stale opadający na oczy hełm i miecz, który ledwo zdołał/dawał radę utrzymać.

 

„Poprzedni właściciel bohaterskiego rynsztunku z całą pewnością nie był nekromantą”. –– Myślę, że rynsztunek nie był bohaterski, bohaterski mógł być poprzedni właściciel. Proponuję: Poprzedni właściciel rynsztunku godnego bohatera, z całą pewnością nie był nekromantą.

 

„…spytał Cutrick, spoglądając żałośnie na Geoffreya spod hełmu”. –– To Geoffrey był osobnikiem spod hełmu? Wcześniej o tym nie wspomniałeś. ;-)

Może: …spytał Cutrick, spoglądając żałośnie spod hełmu na Geoffreya.

 

„Geoffreyowi nie zajęło dużo czasu odnalezienie kryjówki bestii”. –– Ja napisałabym:  Odnalezienie kryjówki bestii nie zajęło Geoffreyowi dużo czasu.

 

„Potknąwszy się o wyjątkowo złośliwy naciek, nekromanta wywalił się, powodując swą osobą niemały hałas”. –– Powtórzenie. Może: Potknąwszy się o wyjątkowo złośliwy naciek, nekromanta legł jak długi, powodując swą osobą niemały hałas. Lub: Zaczepiwszy o wyjątkowo złośliwy naciek, nekromanta wywalił się, powodując swą osobą niemały hałas.

 

„Cutrickowi udało się jakoś pozbierać z ziemi, ale żadnym sposobem nie udało mu się pozbierać myśli, które obijały mu się o ściany umysłu w opętańczym szale”. –– Powtórzenia. Rozumiem, że pierwsze jest zamierzone.

Może: Cutrickowi udało się jakoś pozbierać z ziemi, ale żadnym sposobem nie udało mu się pozbierać myśli, które w opętańczym szale obijały mu ściany umysłu.

 

„Cutrick nie potrafił wymyślić sobie żadnego usprawiedliwienia, więc postanowił zrobić z siebie kompletnego idiotę”. –– Ja napisałabym: Cutrick nie potrafił wymyślić żadnego usprawiedliwienia, więc postanowił zrobić z siebie kompletnego idiotę.

 

„Jednak Tysiąc Niezbędnych Drobiazgów nigdy nie dziwił się się niczemu…” –– Zbędne jedno się.

 

Pozdrawiam.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dzięki, regulatorzy, na Was zawsze można liczyć (nie żeby na innych nie można było) ;) Poprawki naniesione.

 

Dzięki również majatmajaji, bemik, mkmorgothowi Sethraelowi. Miło mi niezmiernie, że opowiadanie przypadło Wam do gustu. Szczerze mówiąc, nie spodziewałem się aż tak pozytywnego odbioru, miałem trochę wątpliwości co do tekstu.

 

Majatmajaju, zapewniam, że jak napiszę kiedyś jakąś książkę, to będę pukał do wszystkich możliwych drzwi ;)

Bardzo lubię taki humor. Czytałem z zainteresowaniem, chociaż zabrakło mi ciekawszego zakończenia. Jeden moment troszkę mi zgrzytnšł:

"— Twoja żona to akurat nie miała wiele do stracenia — odezwał się inny." - wydaje mi się, że to powinno być powiedziane bardziej chłopskim językiem, toż w końcu chłop to gada.

Czym mogę panu służyć, dobhy człowieku?  ---> alibo bez dobrego człowieka, czyli "czym mogę panu służyć", alibo bez pana, czyli "czym mogę służyć, dobhy człowieku". Z panem --- pełny szacunek. Z dobrym człowiekiem --- uprzejmie, ale protekcjonalnie. Stawiam na to drugie, bo na widok takiej ofermy, jak Cutrick...  

Proszę mnie dołączyć do listy tych, którym się spodobało. Nie do końca wiadomo, dlaczego, ale jednak... :-) :-)

Szkapo (?), z tą kwestią miałem akurat sporo problemów, bo w pierwszej wersji nie pasowała jeszcze bardziej i nie udało mi się nic lepszego wymyślić. Może coś mi się uda z tym jeszcze zrobić. Dzięki za opinię ;)

 

Adamie, dzięki, już poprawiam.

Chodziło oczywiście o tę uprzejmą protekcjonalność, więc "pan" wylatuje ;)

    Twoja stara/ twoja połowica... A nawet: twoja stara framuga...

Twoja żona to akurat nie miała wiele do stracenia — odezwał się inny. - a może  A miała w ogóle coś takiego jak rozum?

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Kaelu, a może: — Twoja żona/stara i wprzódy niewiele go miała, to i dużo nie straciła  — odezwał się inny.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Coś spróbowałem wydumać w oparciu o sugestie. Dzięki.

...Drogi Goranie u ciebie jednego duchy, nekromanci i wampiry mi się podobają. Są tacy...sympatyczni. Pozdrawiam.

...Drogi Goranie u ciebie jednego duchy, nekromanci i wampiry mi się podobają. Są tacy...sympatyczni. Pozdrawiam.

Mnie również się spodobało. Antybohaterstwo Cutricka bardzo przypadło mi do gustu.

Chciałam się Ciebie zapytać, czy można tu przeczytać jakieś Twoje poważniejsze opowiadanie, ale w trakcie czytania straciłam zainteresowanie odpowiedzią. Nie potrzebuję poważniejszych. Takie jak to jest w sam raz :).

Wszystkie (z jednym wyjątkiem) moje opowiadania są tutaj, na portalu. Pierwsze moje teksty były zdecydowanie poważniejsze, nawet próbowałem pastiszy lovecraftowych, ale warsztatowo nie było z nimi (z opowiadaniami, nie tylko z pastiszami) najlepiej ;)

    Wszystko jest dobrze niby, ale skąd wiadomo, że gosciu na czele chlopow jest kowalem? Jednego zdanai zabrakło. Sympatyczne, choć fabula bez ikry. Dluższa seria takich opowiastek o faceciku, dajacym sie ciagle robić przez Geoffreya  w mambo, byłaby jednak mocno nużąca. 

Zasadniczo Cutrick dobrze znał okolicznych chłopów, ale może faktycznie nie zaznaczyłem tego dość wyraźnie. Spokojnie, dłuższej serii nie planuję ;)

Dłuższa seria opowiastek o faceciku i tak dalej, jeśli umiejętnie dozowana, nie dla wszystkich byłaby nużąca.

    Ależ, Autorze, jeżeli to lubisz,  spokojnie pisz i publikuj dalej. Zawsze jest popyt na opowiastki lekkie, latwe i  przyjemne.

...Napisać lekki, dowcipny tekst, to wielka sztuka. Ty to robisz coraz lepiej Lekkości Twego pióra za parę lat będą Ci zazdrościć, albo ja nic nie wiem o literaturze. Pozdrawiam.

Dzięki Ci, ryszardzie. Nawet nie wiesz, jak Twoje słowa motywują mnie do dalszej pracy ;)

Owszem, Ryszard potrafi motywować :).

Hej, dopiero poznaję ten portal i przyglądam się Wam, piszącym. To bardzo mi się podobało. Śmieszne! A raczej zabawne. Ciągle się śmiałam. Co do błędów, podobnie muszę stwierdzić, jak kóryś poprzednik - wciągło mnie na tyle, że jeśli jakieś niedociągnięcia tam były - zupełnie ich nie zauważyłam:) Gratuluję i pozdrawiam.

Aprzecież wampih też człowiek… To znaczy wampih też wampih… nie, to też nie… no w każdym hazie wampih też musi coś jeść. - Umarłam :D:D

 

Próbowałam skopiować kilka innych fragmentów, przy których umarłam, ale za dużo tego było :D

Zresztą, umiera się raz ;)

Generalnie - prosimy o więcej! Świetne, zabawne i NA CZASIE :D

Małe "ale" - tak tylko, gwoli ścisłości, abyś uważał na przyszłość i aby następny tekst był idealny. W pierwszym akapicie powtarza się "opowieść". Może to zamierzone, ale nawet jeśli - nie brzmi zręcznie. Wygląda jak przeoczone powtórzenie, na mój gust :)

Pozdrawiam i czekam na następne.

Podobało mi się. I to bardzo. Zajechało mi Pratchettem [szkielet Konstanty ~ szkielet Charlie; nekromanta Cutrick ~ nekromanta Hix zmieszany z Rincewindem; Tysiąc Niezbędnych Drobiazgów Geoffrey ~ Gardło Sobie Podrzynam Dibbler; ogólna kreacja wampira i sposób jego wypowiedzi - to żywcem wzięte z książek pana Terry'ego], niemniej bardzo mi się podobało, bo lubię ten typ humoru.

Jedno zastrzeżenie: "Panie kochany"? Dystyngowany wampir mówiący "Panie kochany"? Prawie usłuszałam brzęk pękającego ideału opowiadania. A reszta - świetna.

Antono, jako fanowi Pratchetta, trochę wstyd mi się przyznać, ale nie znam ani szkieleta Charliego, ani nekromanty Hixa ;) Wiem, wstyd, ale znam może jedną czwartą Świata Dysku ;)

Agatę i fantę zdaje się zignorowałem ;) A zatem: cieszę się, że wam się podobało. Fanto, powtórzenie było na początkowym etapie zamierzone, ale, znowu wstyd, potem, przy poprawianiu tekstu o nim zapomniałem i zostało, jak zostało ;)

KaelGorannie, widocznie Ty i Pratchett nadajecie na tych samych falach ;)

Nie czułam się zignorowana. Dzięki za grzeczność tak czy tak:)

A Charliego i Hixa znajdziesz w "Niewidocznych Akademikach" i w "Świecie finansjery". Bardzo polecam obie książki. Jedne z lepszych w serii Świata Dysku. [Z tym, że jak będziesz chciał przeczytać "Świat finanjery", to w pierwszej kolejności złap za "Piekło pocztowe", bo obie powieści ściśle się łączą i po prostu człowiek jest zapoznany z tematem.] :)

A wiesz, Antono, że miewam tak, że czytając książkę Pratchetta, muszę usuwać ze swoich opowiadań całe wątki, bo okazuje się, że napisałem nieświadomie dokładnie to samo, co już było ;) O, Świat Finansjery czytałem i nie przypominam sobie takiej postaci (oczywiście Piekła nie czytałem ;))

Nawet z opowiadaniem na Twój konkurs miałem takie problemy, bo jak zacząłem pisać o muzykalnych olbrzymach, Yoss powiedział "to przeczytaj Muzykę Duszy". Przeczytałem i musiałem nieźle się gimanstykować, żeby usunąć nieświadome kalki z "Jedenastej pracy Niedźwiedzia McKaya" ;)

Charliego w "Świecie finansjery" nie jestem w stu procentach pewna, za to Hix był na bank - to on wywołał ducha tego specjalisty od golemów :)

Irytujące, jak jakiś znany pisarz kradnie nam nasze pomysły, prawda? ;)

No, tak, rzeczywiście, też miałam skojarzenia, ale zrzuciłam je na karb Twego stylu, który jest do pratchettowskiego podobny. Ale żeby nie było: to nie wada, to zaleta :)

Antona, brawo za to zdanie o kradzieży pomysłów :D. Bardzo dobre :D

Całkiem przyjemnie się czytało :)

Znakomite opowiadanie, Goranie :) Fragmenty o narzędziach okazywania szacunku, uroczy akcent wampira i kilka innych fragmentów szczególnie mi się podobało. Aż zajrzę do poprzednich opowiadań o Cutricku. U mnie skojarzenia bardziej z Mileną Wójtowicz niż z Pratchettem, ale bardzo lubię taki typ humoru ;)
Pozdrawiam.

Przyznam, że nie znam twórczości Mileny Wójtowicz, ale w takim wypadku chyba będę musiał się zaznajomić ;)

Przeczytałem chyba z połowę książek z cyklu Świat Dysku , więc styl skojarzył mi się z Pratchettem już po pierwszym zdaniu. Na szczęście to opowiadanko to nie fanfiction, a do tego jeszcze to skojarzenie z wampirzymi nastolatkami...bardzo mi się podobało!

Nie będę orginalna. Bardzo mi się podobało! W szczególności humor ujęty w opowiadaniu. 

hehe, świetne :)

Sympatyczna opowieść. Widzę, że trzymasz się swoich bohaterów.Złoto...było chyba jednak lepsze.

pozdrawiam

I po co to było?

Fajne. Lekko się czyta, choć pewnie szybko zapomina.

 

Za często używasz "nie żeby" i to bez przecinka po "nie" (przecinek musi być, bo to taki skrót od "nie dlatego, żeby coś tam...")

Był w końcu nekromantą, więc była dla niego dość pospolitą sprawą.

 

pzdrwm

Zabawna i lekkostrawna lektura. Szkoda, że takie krótkie, bo jeszcze poczytałbym sobie:).

 

Pozdrawiam

Mastiff

Lektura rzeczywiście zabawna, napisana z inteligentnym i wyważonym poczuciem humoru. Szkoda tylko, że błyskotliwemu dowcipowi nie towarzyszy równie błyskotliwa fabuła. Rozumiem, że miało to być lekkie i przyjemne, ale poza tym mogłoby również być mniej sztampowe w kwestiach fabularnych. Nie wspominając o tym, że żartowanie z wampirów już dawno przestało być śmieszne.

Lekki i przyjemne, ale raczej z rodzjaju do przeczytania i zapomnienia ; ) Mnie aż tak jak niektórych nie porwało. Niemniej, czytało się dobrze.

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Do poczytania.

Nowa Fantastyka