- Opowiadanie: jedrek - Rewolucja przemysłowa 2.0

Rewolucja przemysłowa 2.0

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Rewolucja przemysłowa 2.0

Rok dwa tysiące pięćdziesiąty, w lokalu siedzi przy barze przygarbiony mężczyzna. Popija powoli kufel piwa, a po jego ruchach wyraźnie widać, że to nie pierwszy dzisiaj. Sączy złocisty napój, jakby w rytm tykającego na ścianie starego zegara. Dobiega powoli godzina dwudziesta trzecia. W tle słychać rozmowy nielicznych gości, w powietrzu unosi się ostra woń dymu papierosowego. Do tego przygrywa spokojna, powolna muzyka. Mężczyzna, mający ‘’na oko’’ siedemdziesiątkę, ewentualnie kilka lat więcej, nie poprzestaje tylko na tym trunku. Opróżnia naczynie, i zamawia u barmanki dolewkę. Dziewczyna spełnia jego życzenie, po czym wraca do porządkowania baru. Jako że ruch tego wieczoru jest raczej mizerny, uporządkowała już w zasadzie wszystko, i do końca dnia pracy jeszcze czeka ją ładnych parę godzin, postanawia więc dla zabicia czasu zamienić kilka słów z milczącym klientem. Z doświadczenia wie, że nawet największym milczkom alkohol rozluźnia język.

 

– Jak tam minął dzień? – rozpoczęła dziewczyna, starając się rozkręcić rozmowę.

 

– Aaa, jako tako – odparł znużony gość, już lekko podchmielony.

 

– Przydarzyło się panu coś interesującego, wartego uwagi? – ciągnęła barmanka.

 

– Droga pani, mnie już od lat nic interesującego nie spotyka, odkąd branża w której pracowałem stanęła na głowie. – odrzekł, z trudem maskując smutek. Rozmówczyni wyczuła, że trafiła w odpowiedni punkt, i trzeba iść dalej za ciosem, a klient zacznie się otwierać.

 

– A czym pan się zajmował, lub zajmuje, jeżeli oczywiście można wiedzieć?

 

– Pracowałem w branży reklamowej, ściśle powiązanej z modą. Kreowałem krótko mówiąc trendy. – mężczyzna powoli zaczyna się otwierać, co wyczuwa barmanka.

 

– Oo, to interesujące. A dlaczego pan już nie trudni się tym?

 

– Ehhh, Internet, a właściwie serwisy społecznościowe nas uziemiły. – westchnął głęboko, wyciągając z kieszeni paczkę papierosów, i nerwowo zapalając jednego.

 

– Jak to? Przecież wydaje się, że Internet powinien wam pomóc, przyciągnąć zainteresowanie klienteli, wypromować się – zdumiała się barmanka.

 

– Ano, my do pewnego czasu też tak uważaliśmy, lecz nim się zorientowaliśmy, zaczęło to żyć swoim życiem, i wymknęło się spod kontroli. A potem było za późno, żeby to przywrócić do dawnego stanu rzeczy. Jakby to powiedziała moja babcia – ‘’sami na siebie bata zwinęliśmy’’.

 

– Rozumiem, a kiedy właściwie wpadliście na ten pomysł? – dalej dopytuje się kobieta.

 

– Hm, o ile mnie pamięć nie myli, rozpoczęliśmy cały eksperyment gdzieś tak bodajże w dwa tysiące trzydziestym, lub niedługo później. Nie pamiętam dokładnie. Chcieliśmy przypodobać się młodym, co nas cholera naszło??!!! Kiedy coś dobrze prosperuje, nie ma co na siłę eksperymentować i tego ulepszać. Ale teraz to już płacz nad rozlanym mlekiem. Co się stało to się nie odstanie… Najgorsze, że to ja przyłożyłem do tego najbardziej rękę. Przyszedł mi do głowy pomysł, by zamiast tworzyć nowe mody i trendy samodzielnie, oszczędzić na czasie i pieniądzach poprzez zamieszczenie na stronie internetowej specjalnych narzędzi, które skopiują ludzie na portale społecznościowe. Następnie tam pracując w zorganizowanych grupach przygotują już samodzielnie projekt, przekażą nam, i pozostanie tylko go wcielić w życie.

 

– Sprytnie, ktoś za was odwali brudną robotę za darmochę, a wy przychodzicie na gotowe. Zgadza się?

 

– Mniej więcej.

 

– Skoro plan miał być tak genialny, co w nim zawiodło?

 

– Nie doceniliśmy płynności i dynamiki Internetu. Jak się okazało, to zbyt żywiołowe medium, żeby go okiełznać w sztywnych ramach schematów. Wymknęło się nam to spod kontroli. Internautom zaszczepiliśmy bakcyla, w postaci narzędzia do tworzenia reklam, ale im było mało. Dostali palec to chcą zaraz pokusili się na rękę. Przez to, że cała inicjatywa przeszła na – że tak powiem – ‘’tworzenie oddolne’’, straciliśmy monopol na mass kulturę. Właściwie to ona koło tak roku dwa tysiące trzydziestego piątego zaczęła zanikać, a wyparł ją indywidualizm. I tak oto cały rynek reklamy i mass kultury przejęły portale społecznościowe. Powstało na tej podstawie wielkie centrum opinii, gdzie użytkownicy Sieci wymieniali się uwagami o produktach, ideach. W takim świecie nie było już miejsca na masową reklamę, masową kulturę, wszystko uległo rozdrobnieniu skupione co najwyżej w koła zainteresowań. Już nie zarabialiśmy tyle co dawniej, o dwudziestym wieku w ogóle z litości nie wspominając. Zniknął tzw. ‘’owczy pęd’’, bowiem różnorodność użytkowników Sieci była tak duża, że nie dopuszczała sztywnego monopolu odgórnie narzucanego formatu. Nasza rola ograniczyła się krótko mówiąc z twórcy na jedynie wytwórcę np. produkcję odzieży na żądanie określonych grup. Powoli, lecz nieubłaganie, rynek reklamy zaczął się minimalizować, ograniczając do wąskich, specjalistycznych środowisk, takich, które jednak wymagały wykwalifikowanej wiedzy, a nie twórczej fantazji.

 

– A jak pan sobie z tym poradził?

 

– Całe szczęście dla mnie rozeszło się po kościach. Niedawno przeszedłem na emeryturę, w samą porę, bo za stary już jestem by zmieniać kwalifikacje. Rynek jest zbyt rozdrobniony i dynamiczny, mówiąc wprost nie nadążałbym za nim i pozostał w tyle. W sumie na emeryturze nie mam tak źle – zdrowie dopisuje, mam czas na moje pasje i zainteresowania, nie muszę ciągle się wszędzie spieszyć. Szkoda tylko, że to co tworzyłem przez tyle lat jeśli nie upadło całkowicie, to zmieniło się nie do poznania. Ale cóż, taki jest świat, non stop ewoluuje, zmienia się, a wskazówek zegara czasu się przecież nie zatrzyma.

 

– No tak, to prawda – przytaknęła kobieta.

 

– W każdym razie, to raczej nie była moja wina, gdy się nad tym głębiej zastanawiam. Patrzę teraz na to z perspektywy szału, który ogarnął ludzi na początku stulecia. Drukarki 3D zawładnęły ich wyobraźnią, ich umysłami. Producenci krótkowzrocznie sądzili, iż są to ‘’bajeranckie’’ gadżety, acz bez większego praktycznego zastosowania. Prędko okazały się dla nich przysłowiowym ‘’strzałem w stopę’’ – coraz więcej przedmiotów można było stworzyć samodzielnie, wydrukować, i to bez wychodzenia z domu. Dokonała się ‘’ rewolucja przemysłowa 2.0’’, czyli potocznie mówiąc znaczne przeniesienie produkcji z dużych koncernów, fabryk, zakładów, na pojedyncze gospodarstwa domowe. Historia w sumie zatoczyła koło, i powróciliśmy do czegoś na modłę ‘’fachów’’ rzemieślniczych, znanych chociażby ze Średniowiecza. Przemysł w dziewiętnastowiecznym rozumieniu tego słowa niemal przestał istnieć, odszedł do lamusa, a w najlepszym razie został ograniczony do minimum. Początkowo dzięki tym drukarkom tworzono w domowych zaciszu przedmioty typu naczynia. Potem wytwarzano już mniej złożone urządzenia, aż po skomplikowany sprzęt elektroniczny. Właściciele wielkich fabryk wpadli w panikę, załamywali ręce. Po kilku latach otrząsnęli się z szoku, i postanowili zmienić profil swojej działalności – innymi słowy zaczęli zarabiać na sprzedawaniu schematów wydruków urządzeń dla domowych odbiorców. Olbrzymie hale fabryczne niegdyś z rozmachem produkujące dobra dla szerokiej klienteli, przeistoczyły się w budynki mieszkalne, restauracje, bądź też magazyny albo muzea ‘’ techniki masowej’’. Nawet elektryczność w gospodarstwach domowych za sprawą rozmaitych baterii słonecznych, ubrań magazynujących energię z ruchów właściciela, i innych alternatywnych źródeł pozyskiwania prądu, uniezależniła się od dostaw z wielkich elektrowni. Jak wspomniałem wcześniej, rola wielkiego przemysłu została zmarginalizowana do wytwarzania wysoce wyspecjalizowanego i zaawansowanego sprzętu, takiego, którego nie dadzą rady stworzyć drukarki domowe. Społeczeństwo w dużej mierze stało się samowystarczalne, i różne dobra wytwarzało samodzielnie.

 

Nastała cisza, dziewczyna wiedziała, że klient już swoje powiedział, i zapewne mu ulżyło. Doświadczenie podpowiadało, iż w takich momentach nie należy ciągnąć gościa za język. Jeżeli będzie chciał coś dodać jeszcze od siebie, to sam to zrobi, bez prowokowania. Ale on już nic nie mówił, sączył tylko kufel piwa, i tak powoli im mijała godzina za godziną, ona czekając na zakończenie dnia pracy, on zaś na zamknięcie lokalu.

 

Staruszek jednak zdecydował się wyjść wcześniej. Pożegnał się z barmanką i opuścił pomieszczenie. Szedł ulicą, która wywoływała u niego dawne wspomnienia. Jako mały chłopiec bawił tu się często z kolegami, a panoramą były wielkie budynki miejskich zakładów mechanicznych. Wtedy myślał, że one będą trwać wiecznie, są niezniszczalne i ponadczasowe. Bo co może ruszyć coś tak monumentalnego, potężnego? Okazało się, że jest taka siła – pazur czasu, przed nim nic się nie uchroni. Wicher zmian drastycznie przemeblował jego dobrze znany świat, teraz to już zupełnie inna rzeczywistość. Ale czy gorsza? W sumie ma i swoje plusy – ludzie już nie są niewolnikami koncernów, skazanymi na ich ofertę, lub co najwyżej w niewielkim stopniu. Nawet te schematy, jeśli ktoś się uprze, może za darmo znaleźć w Internecie. Są zapaleńcy, co tworzą je bezpłatnie, lub za niewielką opłatą, pod warunkiem, że poleci się ich znajomym. Na dobrą sprawę rewolucyjne przemiany społeczno – cywilizacyjne nie są w historii niczym nowym. Zapewne gdyby miał nieco mniej wiosen na karku, prędko przystosował się do nowej rzeczywistości, wtopił w zrewolucjonizowane otoczenie. Starość niestety ma swoje prawa, i człowiek żyje głównie wspomnieniami dawnych lat. Ale co tam, niech tym zajmą się młodzi, on już swoje zrobił, tymczasem delektuje się urokiem majowej nocy wymieszanej z ckliwą i melancholijną wersją pamięci lat młodości. Każdy zakamarek przypomina mu minione perypetie, jest specyficznym wehikułem czasu do magii dziecięcych lat. Uliczka pomimo zmian, nadal posiada resztki tego klimatu, jaki kochał. Powoli zbliża się do budynku, gdzie znajduje się jego mieszkanie. Wchodzi do środka i pozostawia bagaż rozważań i wspomnień za sobą. Zdjąwszy ubranie kładzie się wygodnie na łóżku, i włącza emiter hologramów. Trójwymiarowe obrazy unoszą się nad nim, skrzętnie wybrane najlepsze fragmenty jego młodości. Co rusz wybiera ten, a następnie inny. Urządzenie go wprowadza w stan pomiędzy snem a jawą, umożliwiający przeżywanie najlepszych lat w nieskończoność. I tu rodzi się kuriozalna rzecz – technika, która tak wywróciła do góry nogami jego życie, pozwala zarazem delektować się na nowo smakiem młodości. Dawniej pozostałoby mu bazowanie na wspomnieniach z zawodnej już przecież pamięci leciwego człowieka. Teraz nowinki technologiczne ubarwiają je, dodają większej realności, przyjemnego kolorytu. Do momentu, gdy nie zamierza przywrócić wspomnień o zmarłej żonie. Z jednej strony cieszy się, że choć na tyle może z nią być, ekscytować się tą namiastką wspólnoty. Z drugiej zaś rozpala to jego poczucie samotności, braku najbliższej mu osoby. Technika niby coś oferuje, ale nie do końca. Daje łyk wody na pustyni, który tylko wzbudza pragnienie, acz paradoksalnie człowiek mimo tego, że wie co łyk oznacza, chce go za wszelką cenę. To taka ślepa uliczka ludzkiej duszy, poplątanie uczuć, podsycane dodatkowo oliwą do ognia w postaci narzędzia oferowanego przez nowoczesną, zaawansowaną naukę. Ciężko w tym galimatiasie znaleźć optymalne rozwiązanie. Lecz staruszek w to brnie, żeby choć wydrzeć tyle, ze szpon krnąbrnego czasu. Kiedyś i tak spotka się z żoną, przynajmniej ma taką nadzieję, a na razie musi zadowolić się tym półśrodkiem. A o przyszłości i tak zadecyduje przeznaczenie, więc trzeba wycisnąć z tej cytryny życia tyle soku, na ile jest to możliwe. Delektować się ulotnością chwili z wszystkimi jej smakami.

Koniec

Komentarze

"Popija powoli kufel piwa" - hola, hola. Popija chyba raczej piwo z kufla. "Popijać kufel" mógłby, jeśli rzekomy kufel byłby w stanie ciekłym. To zdanie byłoby porawne, gdyby istniał napój o nazwie "kufel piwa". W przeciwnym razie raczej nie bardzo. 


Ogólnie rzecz biorąc, lubię ciekawie wykreowane światy. Jednak zdecydowanie bardziej lubię, gdy ciekawa wizja świata jest tylko tłem dla fabuły i poczynań bohaterów. Tu jest dokładnie odwrotnie, przez co tekst jest odrobinę przynudnawy. Bo właściwie dzieje się tu niewiele - ot, krótka rozmowa, która nie jest jedynie wymówką, by autor mógł przedstawić własną ideę, wizję świata. Nie jest to być może nic złego, ale - jak już wcześniej wspomniałem - wolę czytać teksty o innych tendencjach.

Od strony technicznej rzuciło mi się jeszcze, że w ostatnim akapicie z niewiadomych względów narracja przechodzi w czas przeszły. Nie byłoby to niby nic złego, ale po kilku zdaniach wraca do czasu przeszłego, a to już jest dziwne. Poza tym, polecałbym zajrzeć tu i poznań tajniki poprawnego zapisywania dialogów.

Będę nieco dosadniejszy od vyzarta i napiszę, że przynudziłeś. Z powodów wymienionych przez przedpiścę. To raz. Dwa --- wskaż, co uzasadnia taką ekstrapolację linii rozwoju drukarek 3D, żeby wytwarzały praktycznie wszystko, jak założyłeś, a więc operowały wszystkimi dostępnymi i potrzebnymi materiałami, w tym metalami ziem rzadkich, metalami szlachetnymi też.

Producenci krótkowzrocznie sądzili, iż są to ‘’bajeranckie’’ gadżety, acz bez większego praktycznego zastosowania

Już dzisiaj, tworząc drukarki 3D, producenci tworzą je w taki sposób, aby mogły się w jak największym stopniu replikować. Obecnie najlepszy pod tym względem model może wydrukować prawie 80% własnych części. Ponadto -- tak samo jak drukarki atramentowe czy laserowe nie doprowadziły do upadku drukarni (mimo, że są tanie i ogólnodostępne) tak samo druk 3D nie ma szans zagrozić przemysłowi. Nie ta skala produkcji. :)

Model zarabiania na drukarkach 3D jest taki sam, jak przy każdej innej drukarce -- nie zarabiasz na sprzęcie, tylko na jego eksploatacji. W końcu każda maszyna, która coś tworzy potrzebuje surowca. Co do surowca -- nie wszystko można użyć do druku. Dzisiaj dostępnych jest kilka rodzajów polimerów, raczej tanich. Można z nich drukować rzeczy, ogólnie rzecz biorąc, "plastikowe". Niezbyt trwałe. Do tego dochodzi kwestia precyzji druku -- jeśli chcesz mieć druk w wysokiej jakości, musisz zwiększyć "rozdzielczość" -- zmniejszych strumień plastiku. To wydłuża proces drukowania. Zamiast czekać kilkanaście godzin na wydrukowanie zestawu plastikowych łyżek, lepiej pójść do sklepu i kupić metalowe.

Jeśli chodzi o drukarki drukujące w metalu -- jasne, takie też istnieją. Ale są potwornie drogie, wielkie i stosunkowo trudne w obsłudze. W dodatku drukują powoli, a na koniec wymagają obrzydliwie energożernego pieca do wypalenia drukowanego obiektu. Nie wyobrażam sobie, żeby takie coś kiedykolwiek zagościło pod strzechami z prostej przyczyny: sieć energetyczna by tego nie wytrzymała. 

Tworzenie elektroniki "od podstaw" nie ma szans na zaistnienie w warunkach mieszkalnych. Do wytworzenia procesora potrzeba sterylnych warunków, odpowiedniej temperatury i tak dalej. Część układów tworzy się nawet w warunkach częściowej próżni. Ponadto -- płytki krzemowej nie wydrukujesz, nie ma szans. Jakoś nie wyobrażam sobie domowych hodowli monokryształów krzemu, cięcia tego na wafle i polerowania na niemal atomowym poziomie. A wszystko to w garażu. ;)

 

Twoja wizja przyszłości jest bardzo uproszczona. Prawdę mówiąc, za bardzo jak dla mnie. Gdyby jednak drukarki 3D zastąpić innymi urządzeniami, na przykład "drukującymi" z cząstek elementarnych, może by się to obroniło.

Co do technikaliów -- popieram zdanie vyzarta.

Tekst z gatunku przynudzających. Przeczytałem, ale lektura nie dostarczyła mi wielkiej rozrywki.

 

Pozdrawiam

Mastiff

Wnioskując z wypowiedzi naukowców, to pokładają oni w drukarkach 3D wielkie nadzieje. W ich głowach rodzi się masa pomysłów na ich zastosowanie - począwszy od prostych przedmiotów, aż po te bardziej skomplikowane. Istnieje nawet obawa, że z ich pomocą... terroryści wydrukują sobie broń! Co ciekawe mogą one rzekomo wydrukować organy do celów medycznych, albo nawet żywność. I to bez potrzeby hodowli i uboju zwierząt. Te trzeba przyznać ambitne wizje skłoniły mnie do napisania tego opowiadania. Sądzę, że taka rewolucja przemysłowa może się ziści. Kto przed nastaniem XIX wieku myśłałby, że powstanie przemysł na masową skalę, wspierany za pomocą maszyn, a nie siły mięśni zwierząt czy ludzi? Jeżeli pokładane nadzieje w tych drukarkach choć w połowie się spełnią, to czeka nas znaczne ograniczenie roli przemysłu. Oczywiścię są dziedziny, w których zaawansowane produkty pozostaną domeną masowej produkcji ( o czym zresztą wspomniałem przecież w opowiadaniu), niemniej myślę, że gospodarstwa domowe w znacznej mierze staną się samowystarczalne. Do tego dochodzą jeszcze urządzenia np. wytwarzające prąd, które dopełnią całości.

Podobnej rangi naukowcy przewidywali nie tak dawno, że w roku 2000 będziemy żywić się jedzeniem w kapsułkach, a do pracy zabiorą nas latające samochody... Nie widzę żadnego latającego samochodu w okolicy, a w mojej lodówce nadal króluje konwencjonalna żywność. :)

Co do drukowania broni: taki projekt już istnieje. Można sobie w domu wydrukować karabin i wystrzelić z niego... jakieś 3-4 naboje, zanim się rozpadnie. Lepszy oczywiście możnaby stworzyć przy użyciu drukarki drukującej w metalu, ale o problemie z tym związanym wspominałem wyżej. :)

Z tymi latającymi samochodami to nie taka znowu bujda. Powstaje już coraz więcej modeli takich maszyn np. Moller Skycar, na razie są to tylko prototypy, ale kto wie, co będzie za kilka lub kilkanaście lat. Co ciekawe, projekt latającego samochodu powstał już w latach 40 lub 50 XX wieku w Ameryce ( bodajże nazywał się AutoGyro, jeśli mnie pamięć nie myli), lecz na tamte czasy był to pomysł zbyt rewolucyjny.  Niemniej naukowcy pracują nad tym, by latanie stało się czymś powszechnym dla ludzkości. W najbliższej przyszłości pilotowanie takich maszyn ma być na tyle proste, by nawet młodzież mogła wyrobić sobie licencje ( mam tu na myśli wizję ''powietrznych autostrad'' i system AGATHE), i ma się to stać czymś tak ogólniedostępnym jak obcenie prawo jazdy. Na upartego, jeśli ktoś chce, jest nawet... pojazd w kształcie latającego spodka - Moller MX 200. Możliwe zatem, że w nie tak odległej przyszłości czeka nas mała rewolucja w transporcie.

Autorze, poszedłeś po najmniejszej linii oporu, potraktowałeś "opowiadanie" zbyt dosłownie. W tym tekście jedyna dynamiczna scena to wędrujący z blatu baru do ust kufel! PRZEGADANY tekst. 

A szkoda, bo w gruncie rzeczy poruszyłeś bardzo ciekawy i bardzo na czasie temat. 

Nowa Fantastyka