- Opowiadanie: geenee - Ostatnia karta (szort)

Ostatnia karta (szort)

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Ostatnia karta (szort)

(Tekst ukazał się już jakiś czas temu na SZORTALU, może i tutaj komuś przypadnie do gustu ;)

 

Chyba powinienem jakoś inaczej zareagować, krzyknąć, uderzyć w coś pięścią, czy choć trzasnąć porządnie drzwiami. A jedyne, co mogłem zrobić, to stać w osłupieniu w przedpokoju i trząść się.

 

Pani Marta nie żyła.

 

Powiesiła się. Na klatce, przez szparę w drzwiach, przypadkowo widziałem jej wątłe ciało, zwisające z futryny i stare znoszone kapcie leżące bezładnie poniżej. Była odwrócona tyłem. I całe szczęście. Nie ujrzałem jej twarzy. Nigdy wcześniej nie widziałem ludzkiego trupa. A moja wyobraźnia i bez tego wykonała swoją robotę przerażająco dobrze. Hodowałem kiedyś szczury i chomiki, ale zwierzęce truchło to nie to samo. Ponoć wisielcom język sinieje i puchnie, wystając przy tym z ust. Nie chciałem sprawdzać.

 

Pchnąłem nogą przymknięte drzwi pokoju. Bezmyślnie skierowałem się w stronę barku, otwierając go. Zwykle nie piję, a barek jest raczej dekoracją, ale teraz musiałem uspokoić to nerwowe łomotanie serca. Waliło tak mocno, że zagłuszało mi cały świat. Spojrzałem do środka. Whisky, gin, tequila. Wziąłem to pierwsze i drżącą ręką zalałem szklankę po samą krawędź. Zły pomysł. Dygotałem tak, że przeszło połowę wylałem na dywan. Dodatkowo skojarzyłem perfumowany zapach z sąsiadką, smakoszką, i jeszcze bardziej upewniłem się – picie odpada. Może to lepiej, ale nadal nie mogłem się uspokoić.

 

Chwila.

 

Przecież gdzieś miałem prochy. Przetrząsnąłem szufladę biurka w poszukiwaniu, zdobytego „po znajomości”, valium. Spod sterty rachunków, wygrzebałem pogięty listek. Były jeszcze trzy tabletki. W drodze po coś do popicia, połknąłem od razu dwie.

 

Odczekałem jakieś pięć minut, aż ręce, choć trochę, przestaną się trząść. Musiałem to sobie wszystko poukładać. Na spokojnie.

 

Pani Marta.

 

Sympatyczna sąsiadka z naprzeciwka. Znałem ją bardzo dobrze. Można nawet rzec, przyjaźniliśmy się. Często wieczorami pokazywała mi tajemnice, które skrywają karty. Przy herbacie i jabłeczniku, dyskutowaliśmy o ich specyfice, mnogości interpretacji symboli i możliwych kooperacjach znaczeń. Wspólne zainteresowania zbliżyły nas jakoś.

 

Boże, przecież jeszcze wczoraj rozmawialiśmy! Pożyczyła mi świeżo zdobytą talię. Mówiła, że jest niesamowita i muszę ją wypróbować.

 

A dzisiaj już jej nie było… Zwisała na kawałku liny w drzwiach sypialni. W bezruchu. Oaza spokoju, wśród kręcących się, niczym stado zapracowanych mrówek, policjantów. Wyglądało to tak, jakby czas się dla niej zatrzymał. W pewnym sensie, chyba tak właśnie było. Czemu!?

 

Znów zacząłem dygotać.

 

Spojrzałem na szary listek i wycisnąłem ostatni tkwiący w nim krążek valium. Po chwili nerwy umknęły głębiej, a w głowie rozbrzmiał kojący, monotonny szum krwi.

 

Spokojnie.

 

Powiesiła się. Aha. JAK!?

 

Jak sparaliżowana od pasa w dół, przykuta na stałe do wózka, starsza kobieta, mogła to zrobić? Już nie mówiąc o tym, że nie była typem samobójcy. Pomimo kalectwa cieszyła się każdym dniem. Fakt, z tego, co wiedziałem, nie miała żadnych żyjących krewnych. W zasadzie oprócz mnie, pielęgniarki z opieki i listonosza, nie odwiedzał jej chyba nikt. Myślę jednak, że nie przeszkadzało jej to. Poznałbym gdyby coś było nie tak.

 

Więc?

 

Aby znaleźć odpowiedź, podszedłem do biurka i wyciągnąłem, pożyczoną mi wczoraj, talię…

***

Zostały trzy karty do zamknięcia układu „klucza”. Trzęsącą, mimo (potrójnej dawki!) valium, ręką, odkrywam pierwszą.

 

DIABEŁ.

 

Bies na karcie ma naprawdę realistyczny, paskudny uśmiech. Staruszka miała racje. Ta talia jest… INNA. Ma w sobie coś mrocznego i kuszącego zarazem. Przyciąga i hipnotyzuje. Ciężko mi zaprzestać wpatrywania się w grafikę i dopiero po chwili, ciut pewniej, lecz wciąż nerwowo, odwracam kolejną.

 

WISIELEC.

 

Przedstawia starszą kobietę, zwisającą z ościeżnicy, twarzą zwróconą w głąb komnaty, w tle stoi ogromne łoże…

Ramiona latają mi teraz, jak gałęzie podczas wichury (chyba niemożliwe po trzech tabletkach „dziesiątki”!?). Boję się, że wiem jak, udało się jej zawisnąć na futrynie, pomimo kalectwa.

 

Ale to nie jest prawda! Nie może być!

 

Chcę zrzucić cały układ ze stołu i wybiec. Gdzieś! Gdziekolwiek, byle dalej stąd! Ale ciało już mnie nie słucha. Wbrew sobie, nie przestaję gapić się w kartę.

 

Szukając ratunku w trzeźwym, logicznym myśleniu, uspokajam samego siebie, że to tylko przedobrzenie z valium. Majaczę. To wszystko.

 

Przyglądam się jak moja, nietrzęsąca się już, pewna i zdecydowana, dłoń, samoistnie, niczym u pociąganej za sznurki marionetki, podnosi ostatnią z kart. Nie chcę patrzeć. Próbuję zamknąć oczy i uświadamiam sobie, że nie mogę nimi, choćby mrugnąć. Przerażony, obserwuje biernie jak, kiedyś własna, a teraz obca ręka, unosi przeklęty kartonik, na wysokość moich oczu. Obraca. Powoli. Z premedytacją. I wreszcie odkrywa figurę.

 

GŁUPIEC.

 

Twarz trefnisia ma wyryte nieme cierpienie. Ma coś jeszcze… MOJE RYSY!

 

Nagle płuca i gardło wypełnia drażniący swąd spalenizny. Zza pleców dochodzi odgłos kroków. Choćbym mógł, i tak bałbym się odwrócić. Na ścianie przede mną pojawia się cień zbliżającej się, powolnym krokiem, postaci. Aż za wyraźnie widać rogi i gruby, zakończony pętlą, sznur…

Koniec

Komentarze

Ha! Czytałem już na Szortalu. I tam i tutaj przypadło mi do gustu ;)

Na klatce, przez szparę w drzwiach, przypadkowo widziałem jej wątłe ciało, - jeśli przypadkow to raczej zobaczyłem. I nie na klatce tylko z klatki, albo coś podobnego np. stojąc na klatce

Po chwili nerwy umknęły głębiej, a w głowie rozbrzmiał kojący, monotonny szum krwi. - raczej nie słychać szumu krwi w chwili, gdy człowiek jest spokojny

W paru miejscach bark przecinków, w paru miejscach sa, mimo że być ich nie powinno

Ostatnie zdanie - te rogi dla mnie za dosłownie 

Miło się czytało, ale dla mnie dość przewidywalne zakończenie. 

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Niezłe --- przynajmniej na początu. Czuć emocje. Zakończenie niestety do mnie nie przemawia.

pozdrawiam

I po co to było?

@bemik
Dzięki za koment i uwagi :) To teraz się pobronię trochę.
Co do zobaczyłem - pewnie brzmi lepiej, ale ma już 10 liter a nie 9 ;) a ja zmieściłem się niemal na styk w wymaganych 5000 znaków. Jeśli chodzi o znaczenie to nie widzę specjalniej różnicy, ale ja mam raczej umysł techniczny a nie humanistyczny więc mogę nie rozróżniać :)
Co do szumu krwi  - to valium sprawiło uspokojenie psychiczne, jednak jakimś sposobem ręce wciąż się trzęsły, więc reszta ciała, jakby kierowana podświadomością, była czyms przerażona.
Przecinki - wiem i walczę cały czas, ale nie dociera do mnie uparcie, że nie mogę wstawiać ich tam gdzie chcę :)
Rogi - zgadzam się, ale wtedy byłem zdania, że lepiej jak pokażę za dużo --  niż za mało.
Zakończenie - ech... w dzisiejszych czasach ciężko już czymkolwiek zaskoczyć :)

@syf. @KaelGorann
dzięki za dobre słowo :)

 

JAK!? - JAK?!

Czemu!? - Czemu?!

Najpierw znak zapytania

Podobał mi się.  Ale mnie  wystraszyłeś. Czytałem to około północy i wtedy nie skomentowałem, ale naprawdę...

@sullfur
dzięki :) faktycznie najpierw ? potem  !, nawet  lepiej wygląda :)

Własnie dla tego nie ruszam tarota :)

Nowa Fantastyka