- Opowiadanie: Haskeer - Duża syrenka

Duża syrenka

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Duża syrenka

Opowiadanie pierwotnie ukazało się na portalu Niedobre Literki – polskiego centrum bizarro.

 

 

 

Drżąc po spotkaniu z lodowatą wodą, powolnym krokiem wróciłem do miejsca na plaży, gdzie leżał pozostawiony przeze mnie rozłożony ręcznik i torba z podręcznymi rzeczami. Usiadłem na brzegu oblepionego piaskiem materiału i spojrzałem na spokojne morze, po powierzchni którego przemykały malutkie, niemal niewidoczne z tej odległości fale. Ich obecność zdradzały jedynie niskie, lekko spienione bałwanki. Na dłuższą chwilę pochłoną mnie ten piękny widok. Dopiero, gdy słona woda wyparowała z niemal całej powierzchni skóry, wstałem i ociężałymi ruchami zwinąłem ręcznik, po czym wsadziłem go do torby. Nie ubierałem się. Wolałem wrócić do samochodu nago. Nadal było ciepło, a lekki wietrzyk przyjemnie owiewał te rejony ciała, które zazwyczaj skazane były na ciemność i osamotnienie.

 

Piasek przyjemnie świszczał pod stopami, kiedy skierowałem się do najbliższego zejścia z plaży. Na skrzyżowaniu ścieżek skręciłem w prawo, zamiast iść prosto, do samochodu. Jeszcze choćby przez moment chciałem nacieszyć wzrok pięknem oddalającego się za zaroślami morza, które co kilka metrów niknęło za jakąś wydmą bądź gęstszymi krzakami. Co prawda mogłem iść plażą, jednak chciałem sprawdzić, co tak naprawdę robi tamta para za parawanem w paski. I gdy dotarłem na niewielką skarpę bez zarośli, skąd było ich doskonale widać, to dopiero piętnaście minut później wstałem z klęczek, oderwałem od nich wzrok, strzepnąłem resztki spermy z penisa i brzucha, po czym wróciłem na ścieżkę.

 

Uwielbiałem lato. Uwielbiałem momenty, kiedy opuszczałem plaże z powodu nadciągającego wieczoru, jednak jeszcze przez kilka długich chwil podglądałem kochające się pary, nie narażając się na powrót do samochodu po ciemku.

 

Przeszedłem kolejne kilkaset metrów, gdy niespodziewanie ziemia osunęła mi się pod prawą stopą, na którą właśnie przerzucałem ciężar ciała. Zachwiałem się i poleciałem na twarz. Wyciągnąłem ręce do przodu i poczułem jak jakiś duży kamień wbija mi się w prawy policzek, inny w bark i lewą dłoń.

 

Szybko pozbierałem się z ziemi, otrzepałem włosy z piasku i liści, po czym spojrzałem na przyczynę mego upadku. Niby nic szczególnego: podłużna dziura w ziemi, o długości może pół metra. Poszedłbym dalej i zapomniał o cały zdarzeniu, gdyby nie to, że dziura miała kształt stopy posiadającej sześć palców – jednego ogromnego po lewej stronie i pięć malutkich z boku.

 

Przez kilka długich sekund zastanowiłem się, czy na pewno widzę to, co widzę, przekonałem się jednak, że moja wyobraźnia nie płata mi figli: dokładnie obmacałem każdy fragment wyrwy w ziemi i utwierdziłem się w przekonaniu, że zmęczony wzrok przesyła do mózgu autentyczny obraz świata. Wszystko się zgadzało, jeżeli tak to w ogóle mogę określić.

 

No dobra, jakiś dzieciak bawił się i wykopał dziurę w kształcie stopy. Najwyraźniej miał dużo czasu, gdyż wykonał kilkanaście kolejnych wykopów, o takim samym kształcie i głębokości, które prowadziły w stronę wysokiego klifu, ciągnącego się przynajmniej do połowy plaży i sięgającego najniższych gałęzi wysokich sosen.

 

Jako nieustraszony turysta (takie określenie przyszło mi do głowy, gdy przypomniałem sobie oglądany ostatnio horror) postanowiłem to sprawdzić. Ruszyłem zastanawiającym tropem. Przedarłem się przez wygniecione chaszcze i zszedłem na plażę z prawej strony klifu, gdzie prowadziły ślady.

 

Kilka razy potknąłem się na stromym zejściu. Sztywna, szorstka i kłująca trawa nieprzyjemnie wdarła mi się w odbyt i jeszcze mocniej podrażniła otarte już od piasku jadra i pośladki.

 

W końcu stanąłem przy ścianie klifu. I wtedy ujrzałem JĄ. Wielką, nagą, półleżącą na plecach, z prawą nogą zgiętą w kolanie i stojącą pionowo, a lewą spoczywającą na piasku. Z tego miejsca nie byłem niestety w stanie dojrzeć miejsca, w którym łączyły się dwa pulchne uda. Widziałem tylko piękne, nabrzmiałe piersi rozlewające się na obie strony ciała olbrzymki, która podpierała się na kościstych łokciach, a głowę złożyła na kamiennej poduszce, wystającej ze skały klifowej.

 

Jej ciało było olśniewające, mlecznobiałe i bez jakichkolwiek skaz. W kilku miejscach uwydatniały się jedynie drobne wypukłości żył oraz ciemniejsze punkciki czarnych pieprzyków, widocznych obok ucha, między mokrymi włosami, na szczycie piersi i w okolicy pępka.

 

Ślady, po których tu dotarłem, z pewnością należały do smukłych stóp olbrzymiej kobiety, jednak te z kolei były częścią nie nogi, a czegoś nad wyraz dziwnego. Zamiast piszczeli miała ona coś w rodzaju przepołowionej na pół rybiej płetwy.

 

– Syrena – szepnąłem do siebie, mimowolnie robiąc mały krok do przodu.

 

Lekko chropowate odnóża, których dziwna faktura była ledwo dostrzegalna w świetle uciekającego już dnia, składały się z połyskujących łusek, wdzierających się także na dolną część pośladków i kończących w połowie rowka miedzy nimi. Ciekawiło mnie, czy w miejscu układu rozrodczego ma to, co każda kobieta, czy coś zupełnie innego.

 

Nie poruszała się. Najwyraźniej spała, jednak po długich obserwacjach, podczas powolnego kroczenia w jej stronę, byłem pewny, że jej klatka piersiowa ani razu się jeszcze nie poruszyła. Wzmagający się wiatr nie targał jej włosów. Cały czas pozostawały one mokre, przylepione do szyi i skały, na której ta opierała swą śliczną główkę.

 

Niespodziewanie rozległo się dziwne stukanie, dobiegające ze strony syreny. Z szybciej bijącym sercem robiłem coraz dłuższe i szybsze kroki. Gdy do kobiety-ryby pozostało mi może sto metrów, spomiędzy jej nóg wyszedł jakiś mężczyzna. Najpierw wychylił głowę, potem rozejrzał się, obrzucił mnie badawczym spojrzeniem, wrzucił jakieś metalowe narzędzie do spoczywającego na piasku czarno-pomarańczowego pudełka, po czym ruszył w stronę fal, które z każdym powiewem wiatru robiły się coraz wyższe. Gdy dotarłem do leżącego ciała, facet obmywał sobie brzuch i nogi w lodowatej wodzie.

 

Dotknąłem pośladka syreny. Był zimny i twardy. Ale przede wszystkim martwy.

 

– Podoba się? – zakrzyknął mężczyzna, idąc w moją stronę.

 

Mimowolnie spojrzałem na jego odkryte krocze i niczym nieskrępowanego penisa, który obijał mu się o nogi w okolicach kolan. Jakby przerzucając wzrok na kobietę, spojrzałem na swojego. Mój był przynajmniej trzy razy krótszy.

 

– Podoba, podoba. To pana dzieło?

 

– Ma się rozumieć, że moje. – Poklepał skałę po udzie i stanął tuż obok mnie. Starałem się nie patrzeć na jego przyrodzenie, czując, jak moje klejnoty poruszają się, pęcznieją.

 

– Janusz jestem. – Wyciągnął dłoń, którą niechętnie uścisnąłem, przypominając sobie, jak mył w morzu brzuch. I zapewne nie tylko to.

 

– Maciej – odparłem. – Kiedy żeś pan to zrobił?

 

– To znaczy?

 

– Jeszcze wczoraj jej tutaj nie było.

 

– A, wystarczyło postawić główny, niemal w pełni wymodelowany już blok na wyciętej skale klifu, przymocować go do niego i gotowe. Dzisiaj wykończyłem ostanie partie i voilà

 

Zastanowiłem się nad kolejnym pytaniem. Łatwo mi przyszło do głowy.

 

– Co to właściwie jest?

 

Spojrzał na mnie jak na debila. Wcale mnie to nie zdziwiło.

 

– Kobieta. A konkretnie syrena. Lądowa. To dlatego ma rozciętą na dwoje płetwę i posiada stopy.

 

– Tamto, to też pańskie dzieło? – Wskazałem na ślady, odciśnięte w spoczywających pod klifem kamieniach i zwałach ziemi.

 

– Niezły wabik, co?

 

– Tak, zęby sobie prawie przez niego wybiłem.

 

Tego już nie skomentował.

 

Korzystając z chwili zakłopotania, odszedłem od artysty, minąłem prawą nogę syreny i oniemiałem. Oto zobaczyłem coś, co, nie wiadomo, czy było piękne, czy obrzydliwe, ale z pewnością niesamowite i budzące mimowolne pożądanie, o czym świadczył mój sztywniejący penis.

 

Rozmyślając wcześniej nad tym, co syrena ma między nogami, myliłem się sądząc, że to, co każda kobieta. Olbrzymka miała coś o wiele… większego. To, co wcześniej wziąłem za pępek, okazało się nadzwyczaj realnie wyglądającą łechtaczką, wieńczącą wargi sromowe, rozszerzające się aż do końca pachwin i kończące w miejscu, gdzie powinien być odbyt, który natomiast wdzierał się w głąb ciała w połowie jedynego widocznego pośladka. Między wargami widniało mokre wejście do ogromnej pochwy.

 

– Prawda, że piękna wagina?

 

– Ogromna.

 

– Ale piękna. – Rzeźbiarz znów stał koło mnie. – Dzisiaj ją skończyłem jako ostatni element. Podoba się?

 

– Podoba się, podoba – odparłem jak poprzednim razem.

 

Artysta usiadł na piasku, westchnął i zaczął opowiadać, zanim zdążyłem odejść czy chociażby zaprotestować.

 

– Ale tylko tutaj ją chcieli. Nigdzie indziej, a próbowałem w tylu miejscach, w których tak wspaniale by się prezentowała, eksponowała swoje wdzięki, ozdabiała okolicę. Mogło być tak cudownie, a teraz? Leży na plaży, nikt jej nie będzie oglądał, klif w końcu się zawali, albo morze zmyje rzeźbę i tyle będzie po niej i po mnie. Głupi ten kraj.

 

– A gdzie pan chciał ją umieścić?

 

Spojrzał na mnie wzorkiem pełnym wyrzutu, a może i nawet złości.

 

– Jak to „gdzie”? W którym miejscu można by było syrenę postawić? To chyba logiczne, że w Warszawie, na Starówce, wylegującą się na słońcu lub przy Wiśle, leżącą opodal brzegu. Przydałoby się zamienić tamte kupy złomu na coś nowego, nowoczesnego.

 

Zaśmiałem się w myślach.

 

– Jak mniemam nie spodobał się pański pomysł?

 

– Czy widzisz pan tę syrenę na plaży czy w Warszawie? Proponowałem też, żeby może obok tamtych syrenek postawić, ale nie…

 

– No cóż, niestety… – Westchnąłem, zarzuciłem torbę na ramię i odwróciłem się, by odejść. Artysta poderwał się nagle z piasku, sypiąc nim na wszystkie strony. Na pośladkach i udach zostały mu poprzylepiane do wilgotnego ciała, jasne ziarenka piasku, układające się w jajowate kształty.

 

– A może rzuciłby pan okiem na moje najnowsze dzieło? – Facet chyba ostatnio nie miał z kim pogadać.

 

– Jasne… – mruknąłem niechętnie, widząc, jak szybko sięga do ustawionego przy stopie syreny plastikowego pudełka na narzędzia i wydobywa z niego trochę niewyraźny wydruk komputerowy. Podał mi go i wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu.

 

Spojrzałem na ogromną waginę syreny i wróciłem wzrokiem na zrobione w jakiejś dużej sali zdjęcie strasznie grubego mężczyzny. Gdy już do mnie dotarło, co widzę, skomentowałem:

 

– No… Nawet… – Nie mogłem się zdecydować, który wariant odpowiedzi wybrać. – A gdzie ma pan zamiar postawić tę rzeźbę?

 

Było to niemal niemożliwe, on jednak uśmiechnął się jeszcze szerzej, po czym odparł:

 

– Też w Warszawie, obok budynku parlamentu. Zamiast masztu.

 

 

 

 

Styczeń 2013

Koniec

Komentarze

Znów te cycki!

Znów się nie podoba? :)

Nie... cyc jak ryc! :D

A coś konkretniej?

Co to niby jest?! Tinto Brass dla ubogich? Chłopczyku, znajdź sobie koleżankę w podobnym wieku... i zacznij uprawiać coś... co nie jest fantastyką. :) 

To jest opowiadanie w określonym stylu, które należy czytać z lekkim przymrużeniem oka. Moim zdaniem niezłe. Udana konstrukcja, zabawne zakończenie, a całość trochę pachnie absurdem.

Dostrzegłam kilka wpadek językowych, ale to tylko duperele.

hej Maciek :)
Akurat też dzisiaj postanowiłem coś wrzucić na NF :P
 Syrenkę czytałem na Niedobrych, jako bizarro fajnie wyszło i nieźle sie czyta, chociaż jak ktoś liczy na typową fantastykę, to faktycznie może się przejechać ;)

Gemmei, błagam Cię. Tu jest portal dla osób poważnych i takich samych odpowiedzi oczekuję pod swoim tekstem. Twoje odzywki świadczą jedynie o Tobie.

 

A ciesze się, że reszcie sie podobało.

Hej, Arek! Miło mi, że w jednym dniu mój tekst spotyka się z Twoim zacnym szortem :)

 Nie wiem, czy zacytuję tu Wikipedię na swoją korzyść, czy niekorzyść, ale...

 Bizarro-fiction jest zbliżone do szeroko pojmowanej fantastyki, a jego autorzy najczęściej używają w swojej prozie motywów i schematów wywiedzionych z science-fiction, horroru czy fantasy. Podstawową różnicą jest występowanie w pozycjach bizarro-fiction nieodłącznego pierwiastka „dziwności”, osiąganego takimi środkami jak absurdalne zestawienia postaci i sytuacji, czarny humor, elementy pastiszu, kreowanie surrealistycznego świata przedstawionego.

 

W sumie racja - tu nie ma fantastyki, ale na samym początku chciałem wprowadzić chociaż jej złudzenie i uważam, że to również powinno zostać zaliczone :)

Olu, dzięki za pozytwny głos.

 

Mam nadzieję, że w tym jakże przebiegłym absurdzie :) można wyraźnie dostrzec powiązanie między imieniem "Artysty" z jego planami wobec swoich rzeźb i ich lokalizacji.

Wlaśnie to mialem na myśli :)
jako bizarro w "szeroko pojmowaną" fantastykę wg mnie wchodzi, natomiast jeśli ktoś spodziewa się tej typowej, że tak powiem "wąskiej" ;) to może się zdziwić :P
ale tekst dobry, na początku uprzedziłeś, że bizarro więc, jak to nie lubi -- niech omija :)

Tak, no uprzedzić wypada, a tytułu już nie chciałem oszpecać, dlatego dałem na początek tekstu.

A co do samej fantastyki na naszym forum: uważam, że przydałoby się poszerzyć horyzont naszych wyobrażeń o fantastyce. Bo jeszcze niedługo ktoś komuś zarzuci, że napisał horror, a to przecież nie posiada żadnych elementów fantastycznych, bo np. była jedynie groza. Ech...

Noo... może byłem ciut za szorstki – w końcu to nie moje klimaty. Każdemu podoba się coś innego. Ale na przykład pierwsze zdanie to „killer”, który z miejsca odstrasza czytelnika.

 

 

„Drżąc po spotkaniu z lodowatą wodą, powolnym krokiem wróciłem do miejsca na plaży, gdzie leżał pozostawiony przeze mnie rozłożony ręcznik i torba z podręcznymi rzeczami.”

 

 

Tak, wiem – czepiam się i mam kompleksy :) Ale taka drobna rada, nie pisz takich długich zdań, bo nic z tego nie wynika. Skup się na bohaterze i posuwaj – bez skojarzeń - akcję na przód. Unikaj rzeczy w stylu: Ich obecność zdradzały jedynie niskie, lekko spienione bałwanki... Ruszyłem zastanawiającym tropem...

 

„Tu jest portal dla osób poważnych...”, pomyślała czternastolatka przeczytawszy:

 

...strzepnąłem resztki spermy z penisa i brzucha, po czym wróciłem na ścieżkę.

 

Pornografia to czy sztuka – nie mnie to oceniać.

 

Wiśniewski sprzedał więcej płyt od Niemena...

 

pochłoną --- ł zeżarłeś,

I gdy dotarłem na niewielką skarpę bez zarośli, skąd było ich doskonale widać, to dopiero piętnaście minut później wstałem z klęczek, oderwałem od nich wzrok --- to musisz przerobić,

Uwielbiałem momenty, kiedy opuszczałem plaże z powodu nadciągającego wieczoru, jednak jeszcze przez kilka długich chwil podglądałem kochające się pary --- także zgrzyta,

gdy niespodziewanie ziemia osunęła mi się pod prawą stopą, na którą właśnie przerzucałem ciężar ciała --- to samo,

Dobra historia. Z pewnością musisz ją jednak przejrzeć i poprawić buble językowe. Ponadto wydaje mi się, że usubtelnienie trzepacza i analnych fiksacji --- opisanie ich mniej dosłownym językiem --- wyszłoby tekstowi na zdrowie.

pozdrawiam

I po co to było?

Moje prywatne zdanie jest takie, że tylko biografie, dokumenty, kroniki historyczne itp. nie posiadają elementów fantastycznych (chociaż też pewnie -- nie zawsze ;), a całą resztę historii w literaturze, te wszystkie" niecodzienne trudności"," niespotykane przeszkody" i" zaskakujące zbiegi okoliczności"  ktoś sobie przecież wymyślił, bądź też pozbierał do kupy, tworząc opowieść, która może zwykłemu Kowalskiemu, przytrafić się równie dobrze co porwanie przez UFO :)
Teraz dostanę bana, albo oskarżą mnie o herezję :P

Geenee, masz rację. Nie zapominaj jednak o tym, że jest coś takiego jak kanon :)

Gemmei: pornografia, sztuka - jedno drugiego nie wyklucza.

 

Syf - dzięki za wypisanie błedów. W powyższym tekście już tego nie będę zmieniał, bo to byłoby nieuczciwe wobec czytelników, jednak już spieszę, aby poprawić je w tekście oryginalnym.

 

A z Tobą :) Geenee :) oczywiście się zgadzam. Fantastyką jest przecież każde zdanie, które wyssaliśmy z palca.

Nie mylcie fikcji z fantastyką :)

 

A cóż to za różnica... Ważne, że zmyślone i, często, w ogóle niemożliwe :)

Gemmei, ja rozumiem, że kanon itd. :)
Ale w fantastyce lubię najbardziej te historie, które łączą różne style, horror, dramat, komedię, romans czy nawet obyczajówkę, (tak mi przyszło teraz do glowy, że w zasadzie w fantastyka, daje największe możliwości do ich połączenia ;) i właśniie te opowieści wydają się mi najbardziej prawdziwe, bo w życiu przecież trafia się nam wszystkiego po trochu, a samo pisanie pod dany kanon wymusza tworzenie zgodnych z nim wydarzeń, może to źle zabrzmi, ale "na siłę".
(Oj Maćku, jak zwykle prowokujesz dyskusje ;)

Jeszcze w kwestii ewentualnych treści pornograficznych...

Jak czytałam "Kompleks Portnoya", to cierpiałam.  Niemniej w różnych tekstach literackich określone motywy pojawiają się, bo mają w określony sposób działać na czytelnika. Tak jest u Rotha, niekoniecznie w wielu innych przypadkach. Autorom przyświecają różne cele. To tak na marginesie, już nie do końca w związku z opowiadaniem powyżej.

 

Cóż, przecież poprzez dyskusję poznajemy innych ludzi, a zarazem resztę otaczającego nas świata, którego my może nie rozumiemy, a którego istotę ktoś inny byłby w stanie nam wytłumaczyć :)

 

A dlatego, że zgadzam się z Twoim powyższym stwierdzeniem, iż " Te opowieści wydaąa sie najbardziej prawdziwe" przerzuciłem sie na bizarro, i to nie tylko w pisaniu, ale i lekturze. To pomieszanie stylów wydaje mi sie właśnie najbardziej atrakcyjne, niż zamykanie się w "kanonach", poza które autor nawet sie lekko nie wychyla, żeby nie zboczyć ze ścieżki danego gatunku. Takie postępowanie wydaje mi sie całkowicie błędne.

No, a te "określone motywy" w bizarro są wyszczególnione, bo... na tym polega bizarro :) Czytelnik ma w mniejszy lub większy sposób zostać zdegustowany i zniesmaczony. A ja przecież tylko troszeczkę zniesmaczam.

Bizzarro, nie bizarro - nieważne.

Masz określony zamysł i go sobie realizujesz - twoje prawo. W końcu gdyby bohater zbierał mlecze na tych wydmach, ten tekst nie byłby już taki sam :)

No właśnie bizarro, nie bizzarro.

 

Prawda, że syreny są lepsze od mleczyków? :)

Haha, nie poprawiałam Ci literówki, tylko chodziło mi o to, że to nieistotne, czy to bizarro czy inny gatunek :) Akurat w tym kontekście. A to "z" nie wiem skąd się wzieło :D

Jeśli chodzi o pornografię i sztukę - polecam Henry'ego Millera i "Zwrotnik Raka". Szkoda tylko, że facet nie mógł do końca życia uwolnić się od łatki pornografa. Może nie chciał? Z drugiej strony wątpię, by kiedykolwiek taka sława czekała kogoś z nas, chociaż nigdy nic nie wiadomo.

Ja się z kolei zniesmaczona nie poczułam: i nawet mile zaskoczna, bo z definicji bizarro swojej kojarzy mi się z czymś aż nazbyt udziwnionym i na siłę obrzydliwym. Tymczasem tutaj surrealizm i udziwnienie trzymają się kupy, element satyryczny nienachalny, a zauważalny, elementy "pornograficzne" mieszczą się w samej... hmmm, dekonstrukcji syrenowatości? Podobało się.

Seleno - przepraszam, nie załapałem :)

 

Piotrze - nie wiem, czy taka sława byłaby czymś wspaniałym :) czy wręcz przeciwnie. Pożyjemy, zobaczymy.

 

Ciesze się, An-Nah, że się podobało. I to bardzo!

Nowa Fantastyka