- Opowiadanie: Hesta - Narodziny

Narodziny

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Narodziny

//Poniższe opowiadanie jest jedynie prologiem (a raczej częścią prologu). Jednakże chciałem się podzielić, zebrać opinie i rady.//

 

 

 

 

 

 

Z początku wydawało się, że to będzie kolejny jesienny dzień. Jak większość jesiennych dni ten się wiele nie różnił. Silny wiatr, burza z dużą ilością piorunów i jeszcze większą ilością rzęsistego deszczu. Lecz ten dzień, dzień kiedy Księżyc był przyćmiony, nie był kolejnym zwyczajnym dniem. Owej nocy rozpoczęła się nowa era, czas, w którym równowaga sił miała zostać przeciągnięta na jedną ze stron. Tak głosiły legendy. Nie były to tylko legendy, które powtarzały miejscowi wariaci i dewotki. Była to legenda, której obawiał się On. Legenda, przed którą królowie drżeli, zabezpieczali się szykując skarbce i szkoląc armie. Każdy, kto wiedział o tym dniu, mógł się bać, ale tylko wtedy, kiedy jego sumienie było splamione przez zło.

 

 

 

 

– Lionel! – okrzyk rozniósł się po drewnianej chacie budząc mężczyznę. – Zaczęło się.

 

Mężczyzna o imieniu Lionel zerwał się na równe nogi, doskoczył do miecza i przewiesił go przez ramię. Odgarniając długie, czarne włosy powiedział:

 

– Zajmę się wozem, weź Mary, płótno i wody. Przyjadę pod drzwi i ci z tym pomogę. – Drugi mężczyzna wybiegł do sąsiedniego pokoju, z którego dochodziły kobiece krzyki.

 

Lionel stał przed domem małżeństwa, zobaczył, że otwierają się drzwi wyjściowe więc zeskoczył z bryczki i podbiegł do nich.

 

– Lionel, jesteś silniejszy, weź Mary do wozu, ja zajmę się kocami i wodą.

 

Mężczyzna wziął brzemienną kobietę pod rękę i powoli wsiedli na przyczepę wozu.

 

– Alex – mężczyzna odprowadzający kobietę przesiadł się na miejsce woźnicy. – Będziesz musiał ją asekurować, ja zajmę się powożeniem.

 

Mężczyzna wziął lejce i popędził konie. Dwa czarne niczym kruk wierzchowce ruszyły.

 

Cała trójka była bardzo zdeterminowana by dotrzeć cało i szybko do specjalnego miejsca. Tylko cztery razy w roku była okazja, żeby szamanka oceniła dziecko. Poprzez rozgłaszaną legendę każdy władca sprawdzał dzieci, które przychodziły na świat, myśląc, że może posiąść władzę lub znajdzie sposób na ochronę przed Wybranym. Szamanki były najbardziej szanowanymi osobami w królestwach. Niewiele od nich zależało, ale tajemnice, które były przekazywane w ich rodzinach od pokoleń były bezcenne. Gdyby nie one, to żadne z królestw nie przetrwałoby dłużej niż dwa lub trzy pokolenia.

 

Szanse na dostanie się do nich były niewielkie. Wybredne, niesłuchające się innych, dbały tylko o swój zysk. Z każdą próbą zmuszania ich do współpracy działo się tylko coraz gorzej. Działanie wbrew nim nie miało sensu. Jeśli władca był na tyle mądry, aby przyznać się do swojej winy umierał szybko. Jeśli nie – jego bliscy umierali, a przyszłe potomstwo przesiąknięte było niedoskonałościami, arogancją i kompleksem Edypa.

 

Jedynie one mogły odróżnić zwyczajnych od tych utalentowanych. Szarych od Zielonych, Czerwonych, Niebieskich a nawet najbardziej pożądanych Srebrnych.

 

– Alex – tym razem odezwała się do niego Mary. – Musimy stanąć. Czuję, że on się zbliża, to już ta chwila.

 

To samo usłyszał Lionel, odpowiedział uprzedzając ojca dziecka:

 

– Jesteśmy za blisko żeby stanąć. Sami wiecie, że to ostatni z trzech dni tego kwartału. Musimy zdążyć.

 

– Lionel – wykrzyczała Mary. – Muszę teraz urodzić. Zaraz będziemy przejeżdżać koło stodoły, którą posiadają nasi rodzice. Zatrzymaj się tam.

 

Kierujący mężczyzna nie chciał się na to zgodzić. Wiedział, jakie będą skutki jeśli Mary spróbuje porodu bez pomocy szamanki. Nie mógł na to pozwolić, nie w tę noc. Ale ogarnęło go coś w rodzaju dobrego przeczucia.

 

Zamknęli drzwi od stodoły. Lionel ułożył koce, nie zważając na szalejącą pogodę i datę chciał odebrać poród tutaj. Alex pomógł żonie zejść z wozu. Mary krzyczała, ale jej głos był tłumiony przez ogłuszający huk piorunów.

 

– Mary, musisz się przygotować, połóż się i oddychaj spokojnie. – Lionel już raz odbierał poród, ale nie taki jak ten.

 

– Alex – kobieta zwróciła się do swojego męża. – Musisz dowieźć go do Szamanki. – Uniosła się na łokciach, jakby chciała coś dodać, lecz opadła bezwładnie. W tym samym momencie burza przycichła, lecz nie był to jej koniec.

 

– Mary! – obaj mężczyźni dopadli jej, lecz z kobiety uszło życie. Starali się ją ocucić, niestety nic z tego nie wyszło.

 

– Lionel, czy ta legenda jest prawdziwa? Czy to musiało się stać?

 

Mężczyzna obejmował zmarłą kobietę, jedną ręką pod głową, drugą trzymał na jej brzuchu. Drugi mężczyzna spuścił wzrok i pokiwał głową. Alex wyszeptał:

 

– Dlaczego bogowie musieli mi ją zabrać? Dlaczego nie oszczędzili dziecka?

 

Lionel podniósł wzrok z ziemi i wydusił z siebie jedno słowo:

 

– Dziecko – z pochwy przy bucie wyciągnął sztylet. W oczach Alexa było widać strach i zapytanie. – Możemy jeszcze je uratować, szybko, pomóż mi.

 

Lionel był Zielony, nie oznaczało to bynajmniej jego nieudolności. W młodości przeszedł szkolenie królewskie i był aktywnym członkiem gwardii Kólestwa Langesleind. Wszyscy rekrutowani przechodzili główny kurs odpowiadający ich klasie i pobieżne kursy przygotowujące w innych dziedzinach, w tym w medycynie.

 

– Co chcesz zrobić? – zapytał zapłakany Alex.

 

– Nie ma czasu opowiadać, rób co każę a twoje dziecko przeżyje.

 

Lionel nie miał pewności co do ostatniej części zdania. W teorii wiedział jak wydostać dziecko z matki bez tradycyjnego porodu. Niestety jedyna wiedza na ten temat pochodziła od jednego z nadwornych lekarzy. Jedyne źródło informacji było starym, zgrzybiałym i zapijaczonym nadwornym lekarzem o wątpliwej reputacji. Nie miał jednak innego wyjścia jeśli chciał ocalić to dziecko.

 

Lionel rozciął suknie nieżywej Mary. Na widok jej brzucha zrobiło mu się słabo. Pomimo dziesiątek bitew, setek zleceń i niezliczonej ilości tortur na każdej formie życia, kobieta w ciąży to było coś innego. W dodatku była to jego własna siostra.

 

– Alex, podaj płótno i wodę z wozu.

 

Lionel przyłożył sztylet do podbrzusza kobiety. Musiał uważać aby nie przeciąć za głęboko, bo mógł uszkodzić dziecko. Nie mógł też przeciąć za płytko, żeby nie trzeba było tego powtarzać, nie zniósłby tego. Już po trzech centymetrach zorientował się, że dobrze oszacował nacisk z jakim trzeba było wykonać cięcie. Wbrew pozorom nóż do przecinania stawów i podrzynania gardeł bardzo dobrze się do tego nadawał.

 

Przeciął właśnie pępek kiedy zobaczył jak z nacięcia wylewa się krew. Nie mógł sobie pozwolić na dekoncentrację i z lekarską precyzją dokończył nacięcie, od podbrzusza aż po splot słoneczny. Musiał wykonać jeszcze jedno nacięcie, na całą szerokość podbrzusza. Takiej ilości krwi nie widział nawet zabijając trolla górskiego, przy użyciu tego samego noża, który teraz daje życie jego siostrzeńcowi. Przynajmniej taką miał nadzieję.

 

Lionel rozchylił skórę z brzucha kobiety i zobaczył błonę z płynem a w nim dziecko. To był ten moment, w którym pijak-lekarz powiedział mu:

 

– Zobaczyłbyś chłopie, taki widok jest niezapomniany. Warto dla niego było poderżnąć gardło matce, na której zrobiłem mój mały eksperyment. – Lekarz zaśmiał się po czym wychylił szklankę samogonu.

 

To zdecydowanie nie był widok, dla którego warto zabić. Ta scena pozostanie mu w pamięci, ale nie w takich samych barwach jak to opisywał lekarz. Osobiście dla Lionela był to jeden z najgorszych możliwych widoków jaki ktokolwiek mógł zobaczyć.

 

Przypomnienie sobie sceny z nadwornym doktorem nie trwało dłużej niż mrugnięcie okiem. Lionel otarł sztylet o rękaw.

 

– Alex, choć tutaj, zaraz uwolnię chłopca. Nie miał jeszcze pewności czy on żyje, ale w tej samej chwili dziecko otworzyło oczy.

 

Lionelowi serce zabiło zdecydowanie mocniej. Jeśli wcześniejsze tętno można było porównać do tempa ataku suhiljańskich łowców, które było szybkie, to teraz miało tempo galopującego konia.

 

Lekko przeciął błonę i wylała się maź.

 

– Alex, płótno – dziecko było w dłoniach Lionela. Ten przeciął pępowinę i oblał go wodą z wiadra. Następnie owinął go płótnem tak, że twarz dziecka była widoczna. Mężczyzna pomyślał sobie:

 

– Musisz zapłakać, odetchnąć lub cokolwiek. Daj nam znać, że żyjesz.

 

Alex zamarł w bezruchu.

 

Piorun uderzył w dach ich stodoły, po czym zapaliła się słoma. Obaj mężczyźni wciąż wpatrywali się w dziecko. W tym samym momencie dziecko wydało z siebie krzyk, głośniejszy i donioślejszy niż uderzenie pioruna.

 

Od chwili śmierci matki do czasu zapłakania dziecka minęła może minuta. Dziecko żyło, lecz mieli teraz drugi problem. Pożar, który ogarnął połowę stodoły był już bardzo blisko nich. Wyszkolone konie stały jak zaczarowane, posłusznie czekając na rozkaz od swojego pana.

 

– Alex, musimy uciekać – Lionel wydał koniom komendę, żeby zrobiły nawrót w stronę wyjścia. – Nie mamy czasu na zabranie ze sobą Mary, bardzo mi przykro, ale musimy uciekać, wsiadaj – Czarnowłosy przekazał dziecko ojcu i wskoczył na miejsce powożącego.

 

Mężczyzna z dzieckiem na rękach wyglądał jak oszołomiony.

 

– Wsiadaj, bo na nic będzie jej poświęcenie. – Ponaglił go Lionel.

 

Alex otrząsnął się, spojrzał na zakrwawione i rozcięte ciało żony. Zwinnie wskoczył na wóz. Lionel pociągnął lejce i wydał komendę nakazującą koniom wyważenie drzwi i galop. Konie posłusznie wykonały polecenie mężczyzny, po chwili znaleźli się poza stodołą. Alex patrzył jak ogień ogarnia ciało Mary, a wkrótce potem stodoła zawala się cała w ogniu. Wydusił z siebie jedno zdanie:

 

– Zabierz nas do Szamanki – Lionel pomyślał o tym wcześniej i mężczyźni byli już w drodze do niej.

Koniec

Komentarze

Hm...

no, hm... A może na konkurs?

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Poziom konkursu rośnie. :/

"Pierwszy raz w życiu dałem się zabić we śnie. "

Uważaj na powtórzenia!

Ludzie, autor prosi o rady i opinie, a nie zgryźliwe komentarze.

Ode mnie tak:
- Poćwicz zapis dialogów, w Hyde Parku jest poradnik który wszystko wyjaśnia.
- Czytaj na głos te dialogi. Niektóre brzmią sztucznie, niektóre natomiast bardzo, ale to bardzo dziwacznie.
- Popracuj nad logiką zdań. Dla przykładu:
" Lionel pociągnął lejce i wydał komendę nakazującą koniom wyważenie drzwi i galop"
Słyszał ktoś kiedykolwiek o czymś takim?
- Nie używaj słów, których znaczenia nie jesteś pewien, albo gdy brzmi ci ono obco.
- Nie powtarzaj, przede wszystkim przymiotników.

Opisom też poświęć trochę czasu, czytaj je i analizuj - czy tak powinien brzmieć ten opis? Czy mogę napisać to lepiej?
Ogólnie są całkiem całkiem, tylko właśnie albo logika w nich leży, albo wykorzystujesz słowa i określenia które nie pasują do reszty.

No i rady, całe trzy:
1. Nie przejmuj się
2. Czytaj
3. Pisz

Przeczytałem pierwszy akapit. Pierwsze zdanie całkiem w porządku, ale potem zaczyna się armageddon. pomijając powtórzenia...

Jak większość jesiennych dni ten się wiele nie różnił - nie różnił od czego? lepiej będzie "ten nie wyróżniał się niczym szczególnym"

Silny wiatr, burza z dużą ilością piorunów i jeszcze większą ilością rzęsistego deszczu - to nie jest zwykły jesienny dzień. takie burze nigdzie nie są normą. a jeśli gdzieś są, to wątpię by to miejsce nadawało się do życia.

Lecz ten dzień, dzień kiedy Księżyc był przyćmiony, nie był kolejnym zwyczajnym dniem. - podoba mi się stanowcze podkreślenie, że był akurat dzień, a nie noc. Czasem widać księżyc za dnia, ale żeby był przycmiony? Chodzi jednak o to, że go nie było widać?

Owej nocy rozpoczęła się nowa era, czas, w którym równowaga sił miała zostać przeciągnięta na jedną ze stron. Tak głosiły legendy. - "owej" sugeruje, że wcześniej była już mowa o nocy, chociaż słowo dzień zostało podkreślone dość dobitnie. No i ta równowaga sił. Pomiędzy czym? królestwami? Dobrem a złem? Niebem a piekłem? Legendy głosiły, że rozpoczęła się nowa era? Nowe ery rozpoczynają się od przełomowych odkryć czy też bardzo znaczących wydarzeń, nie od legend.

Nie były to tylko legendy, które powtarzały miejscowi wariaci i dewotki. Była to legenda, której obawiał się On. Legenda, przed którą królowie drżeli - więc były to legendy (lub tylko jedna legenda. ale w kilku wersjach) i były tak poważne, że nawet włądza się ich bała. No, niech będzie.

zabezpieczali się szykując skarbce i szkoląc armie - to oznacza, że spodziewali się kryzysu militarno-gospodarczego. masowa mobilizacja wojsk i gromadzenie dóbr w skarbcach na trudne czasy. wszystkie królestwa szykowały się do wielkiej wojny, którą zapowiadała legenda - dotyczyła wszystkich władców, więc według przepowiedni miało dojść do zakłócenia równowagi sił między królestwami i każdy bał się o własne dobro. Nie było jednak wiadomo czy to zadziała mroczna siła czy też jakieś królestwo się wyłamie i zaatakuje. dyplomacja mogłaby poprawić sytuację. no i w jaki sposób szykowali skarbce? napełniali je? gromadzili dobra? budowali, żeby dopiero zacząć gromadzić dobra?

Każdy, kto wiedział o tym dniu, mógł się bać, ale tylko wtedy, kiedy jego sumienie było splamione przez zło. - tajemniczy On i królowie byli splugawieni przez zło? Dżizas. W tym świecie musiało często dochodzić do buntów czy powstań. Skoro wszyscy tak bardzo wierzyli w legendę, że aż przed nią drżeli, to nie łatwiej byłoby tego uniknąć i po prostu być dobrym? Bo jesli świadomie byli źli i jednocześnie wierzyli w przepowiednie, to na pewno nie drżeli przed nią, bo byli gotowi przyjąć konsekwencje na klatę. Chyba, że zło było jak wirus, przed którym nie można było się w żaden sposób uchronić. Wtedy każdy kto się z nim zetknął, nie ważne w jakich okolicznościach, był przez nie splamiony. Ale z drugiej strony co znaczy mieć sumienie splamione przez zło? To znaczy wypaczone? Że czerpie się nadość z bycia złym? Każdy ma wybór - albo jest dobry, albo zły. 

Będzie tylko lepiej:)

Powodzenia.

A to na bank! Zresztą, wszystko to nic, w porównaniu z meczem, który widziałem...

"Pierwszy raz w życiu dałem się zabić we śnie. "

Nowa Fantastyka