- Opowiadanie: MarcinKasica - LEA (WOJNA PŁCI) - Lowelas z Eufonii

LEA (WOJNA PŁCI) - Lowelas z Eufonii

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

LEA (WOJNA PŁCI) - Lowelas z Eufonii

 

ilustracja: Edward Burne Jones – Szaleństwo Tristana

 

*

– Magowie to świnie, chamy i prostaki. Tyle wam powiem drogie koleżanki. Nie radzę się z tymi kmiotami zadawać, bo nie warci są nawet plwociny, którą spluwam na samą myśl o kolejnym szpiczastym kapelusiku w niebieskie gwiazdeczki. Na pohybel tym kozogrzmotom w atłasowych kalesonach, wypachnionym jak lafirynda z burdelu przy bulwarze w Villa Nova! Nienawidzę! Nie cierpię! Nie znoszę! Wolałabym mieć kolkę wątrobową, albo pijawkę w uchu, niż wpuścić do alkowy, któregoś z tych obrzydliwych ,,ą i ę”, psia ich nędza, czarodziejów.

(aplauz)

-Słówka, czułe słówka, miliardy czułych słówek. Jak bym była słownikiem kadzenia i słodzenia, to bym się sama spaliła na stosie ksiąg zakazanych. Wiecie dlaczego, drogie koleżanki? Bo wszystkie te umizgi, ochy i achy, prowadzą do jednego. Każdy z tych na boczek czesanych specjalistów od magii, składa usta w dziubek, cedząc przez zęby wyuczone formułki po to, by przy pierwszej, nadarzającej się okazji wsadzić nam łapę pod kieckę!

(aplauz)

-Dlatego namawiam was drogie koleżanki do podpisania petycji, która będzie naszym kobiecym votum separatum dla takich praktyk i pozwoli nam godnie reprezentować fach czarodziejski, bez konieczności obcowania z tym plugastwem i obrzydlistwem. Gildia Magiczna musi się podzielić na męską i żeńską. Wtedy dopiero pokażemy, na co nas stać! Precz z seksizmem! Precz z molestowaniem młodych czarownic! Precz z czarodziejami! Niech żyje Magiczna Liga Kobiet!

 

Pod mównicą było coraz bardziej gorąco. Tłum napierał z taką mocą, że zrobiło się duszno. Vivianna nachyliła mi się do ucha.

– Wyjdźmy z tej ciżby, bo zaraz walnę hafta – powiedziała, jakby czytając w moich myślach.

Nie cierpię sabatów czarownic. Przyjeżdżam tu tylko po to, by podłapać trochę nowości, zerknąć na to, co się teraz nosi w wielkim świecie i posłuchać koncertów trubadurów. Wszystko inne mierzi mnie i nudzi.

– Już nie mogłam zdzierżyć tej baby – powiedziałam do przyjaciółki. – Co to za pomysł z tym podziałem gildii?

Vivianna zaśmiała się.

– Stary babsztyl. Dawno nie miała chłopa pod kołdrą i świruje, jak mruczek po kocimiętce. Zresztą, kto by ją chciał. Widziałaś jak ona jest ubrana? Przydrożny strach na wróble wygląda atrakcyjniej. „Precz z czarodziejami”. Takie hasła zawsze wydawały mi się podejrzane. Dobre sobie. Pajęczynę ma między nogami i krew jej chyba przestała dopływać do mózgu.

Mówiąc to wyjęła z kieszeni małą, zieloną makówkę i zaczęła ją ssać jak cukrowego lizaka.

Przeszłyśmy kilkadziesiąt metrów. Minęłyśmy kramy z błyskotkami, stoiska z pieczonymi żabami, całą cepelię sprzedawców skrzydeł nietoperzy i zwietrzałych ziół. Kiedyś sabaty miały swój klimat, teraz przypominają bardziej targ, gdzie można kupić wszystko, zaczynając od suszonego zaskrońca, na nielegalnych ziołach skończywszy. To ostatnie akurat bardzo sobie ceniłam, ale ryzyko wpadki było spore. Król Mandragores wprowadził kilka lat temu prohibicję na niektóre gatunki roślin i grzybów i trzeba było uważać, by nie wpaść w czasie kontroli. A sankcje były spore, z utraceniem patentu czarodziejskiego włącznie. Przyznam jednak, że wszystkie królewskie nakazy i zakazy obchodziły nas tyle, co zeszłoroczny śnieg.

Miałyśmy w krwiobiegu zacną mieszankę mocnego, pszenicznego piwa, kilku ziarenek piołunu i paru kropek z muchomora. Do tego, w czasie przemówienia czarodziejki z Ligi Kobiet, wyssałyśmy po makówce. Potępiacie nas? O ludzie! Wszak ja mam siedemnaście wiosen a Vivianna szesnaście! Czego od nas oczekujecie? Że będziemy w bamboszach siedzieć , w lipowych dziuplach i wróżyć z kuli, albo pichcić jakąś miksturę na zatwardzenie? Dobre sobie! Nawet czarodziejka potrzebuje czasami chwili relaksu w doborowym towarzystwie. Uważacie, że to szkodliwe? Za przeproszeniem, gówno prawda. Po za tym pamiętajcie, że co jak co, ale my wiedźmy znamy się na ziołach.

Tak więc kilka szczypt tego i owego wprawiło mnie w wyśmienity humor. Po kolejnej makówce przestał mi przeszkadzać nawet tłum czarownic przelewający się od kramu do kramu, jak na najbardziej zatłoczonej arterii stołecznego miasta.

Usiadłyśmy na dużym głazie, tuż obok stoiska z cudownymi specyfikami do ciała i eliksirami młodości. Idealne miejsce do obserwacji. Vivianna co chwilę nachylała mi się do ucha i wskazywała palcem na jakąś złowioną wzrokiem wiedźmę.

– Popatrz na nią – mówiła. – Jak można założyć czerwone trzewiki do błękitnej sukni? Co to za moda? Widać, że dawno nie opuszczała swojej chatki na kurzej stopce. Elegantka jak z koziej dupy trąba. Albo zerknij na tę drugą. Założę się, że wypchała sobie stanik onucami. W zeszłym roku była płaska jak naleśnik. W takim tempie urosnąć może, co najwyżej dług u lichwiarza.

Chichotałyśmy jak dwie wariatki. Kropki z muchomora zaczynały działać.

– A słyszałaś, że Almeria z Gór rozstała się z czarodziejem Vitem? – zapytałam. – Podobno nakryła go w alkowie z czterema karlicami z Morgii.

Vivianna splunęła z obrzydzeniem.

– Ludzie gadają, że ona wcale nie była lepsza. Ponoć jej sypialnia pod względem częstotliwości odwiedzin mogłaby konkurować z głównym traktem do stolicy. A wiesz, czemu karlice z Morgii mają płaskie głowy? Żeby w trakcie zabawy było gdzie postawić dzban z piwem.

Roześmiałam się, choć dowcip miał dłuższą brodę niż rzeczone liliputki.

Piołun wyostrzył mi humor. Dodatkowo sprawił, że wszystko dookoła nasyciło się kolorami. Tlenione fryzury czarownic połyskiwały z oddali jak złote precjoza. Czerwone pomady, czernidła na rzęsach, lisie kołnierze, szale, woalki, pudry, kapelusze, hafty, brosze, wisiory, wszystko to migotało feerią barw. Przez chwilę wydawało mi się, że patrzę w kalejdoskop. Kontury wyostrzyły się jak na obrazach mistyków z Hannigen. Mocne pociągnięcia pędzla. Granat nieba złamany czerwienią zachodzącego słońca. Wszystko w trójwymiarze . Przestrzeń, raz po raz nadymała się jak balon i wydawała się nie mieć końca. Po chwili zmniejszała się do rozmiarów drobinki kurzu i miałam wrażenie, że wpada mi do oka jak fruwający w powietrzu paproch.

– Czuję mrowienie w stopach – powiedziała Vivianna. – To znak, że wszystko pięknie połączyło się w krwiobiegu. Zbierajmy się. Szkoda marnować nasz czas na przyglądanie się temu targowisku próżności. Słońce już zachodzi. Za chwilę zaczną się występy bardów. Nie możemy tego przegapić.

Wstała i wzięła mnie za rękę.

– Zgadnij kogo zaproszono, jako główną gwiazdę wieczoru.

Podniosłam się z kamienia. Towarzyszył mi przy tym lekki zawrót głowy. Szybko jednak ustąpił uczuciu euforii. Rzuciłam się w ramiona przyjaciółki. Zaczęłyśmy podskakiwać z radości i krzyczeć wniebogłosy, przykuwając uwagę przechodniów.

– Lowelas z Eufonii! Lowelas z Eufonii! Najprzystojniejszy trubadur na świecie!

 

*

 

Wiele osób myśli, że sabaty czarownic całkowicie wykluczają jakąkolwiek obecność mężczyzn. Ta błędna opinia utarła się wśród pospólstwa i przyjęto ją za pewnik. Ale powiedzcie sami, co to by była za atrakcja, przebywać przez trzy dni w towarzystwie samych bab? Taka sytuacja na milę zalatuje drętwymi gadkami o gotowaniu, przekwitaniu i nerwicy natręctw. Prawo sabatowe dopuszczało więc do udziału w zgromadzeniu kilka kategorii przedstawicieli płci przeciwnej.

Pierwszą stanowili goście honorowi. Zwykle byli to magowie z Centralnej Gildii, zaproszeni z odczytami naukowymi, bądź wybitni zielarze odbierający na sabacie nagrody i wyróżnienia w dziedzinie aptekarstwa. Czasami pojawiały się jakieś urzędowe szychy, albowiem Laura de Vour, przewodnicząca sabatu starała się mieć poprawne stosunki z królewskim dworem. Trzy lata temu przybył nawet sam Mandragores z orędziem do swoich poddanych parających się sztukami magicznymi. Byłam wtedy jeszcze zbyt młoda, by uczestniczyć w zgromadzeniu, ale naoczni świadkowie relacjonowali później, że król był tak gruby, że w biesiadnym stole trzeba było wycinać specjalny, półkolisty fragment by zmieścił się tam jego brzuch.

Druga kategoria mężczyzn, to kramarze, sprzedawcy, kuglarze, wędrowni grajkowie, osiłki z królewskiej straży wynajęci do pilnowania porządku, mimowie potrafiący godzinami stać bez ruchu, malarze, którzy za kilka miedziaków potrafią strzelić ci taką podobiznę, że potem tygodniami leczysz się kompleksu wielkiego nosa, albo odstających uszu, trefnisie fikający na zawołanie koziołki, karły poprzebierane za postacie z bajek, jednym słowem: całe mrowie ludzi pragnących wypełnić sakiewkę w jak najprostszy i jak najszybszy sposób.

I trzecia kategoria: różnej maści drobni złodzieje i sprzedawcy zakazanych ziół.

Tych, najtrudniej było wyłowić z tłumu, ponieważ, jak wiadomo podstawą ich fachu jest umiejętność kamuflażu. Istniały jednak pewne kody, dzięki którym można było sprawnie i bezproblemowo zaopatrzyć się w niezbędne ziółka i grzyby. Vivianna była w tym mistrzynią. Miała szósty zmysł, który pozwalał jej w pozornie neutralnym przechodniu dostrzec handlarza makówkami i szałwią. Podchodziła, jak gdyby nigdy nic, do kręcącego się przy straganach młodziana i rozmawiając niby o pogodzie, mimochodem ubijała interes. Nawet stojąc pól metra od niej, nie dało się dostrzec, w jaki sposób paczuszka z tajemniczą zawartością ląduje w kieszeni jej kubraczka.

Przedzierałyśmy się więc przez tą ciżbę, zahaczając co chwila o czyjeś ramię, potykając się o jakąś nogę, ocierając się o plecy, barki i brzuchy. Vivianna nagle zatrzymała się i wskazała palcem na migającą w oddali czarną czuprynę.

– Popatrz– powiedziała.– Czyż to nie Dobrosław? Poznam tego chudzielca na dziesięć mil. Sabat całkiem zszedł na psy, skoro nawet ta łajza się tu pojawiła.

Rzadko zdarza się, by imię tak bardzo nie pasowało do osobowości jego właściciela. Jedyną rzeczą jaką sławił posiadacz kruczoczarnej fryzury było wrodzone sukinsyństwo. Znałyśmy go jeszcze z czasów szkoły. Nie było w mieście drugiego chłopaka, który bardziej by nam dokuczył. Dobrosław, oficjalnie dorabiał jako chłopak na posyłki. W rzeczywistości parał się drobnymi kradzieżami i kieszonkowstwem. Miałyśmy prawdziwe utrapienie z tym urwisem. Zaczepiał nas przy każdej okazji, naigrywając się z naszych płaskich biustów i chudych kończyn. Stojąc w bramie niedaleko budynku naszej szkoły, w towarzystwie podobnych sobie młokosów, nazywał nas szczudlarkami, strachami na wróble, patyczakami. Nienawidziłam go serdecznie. Na samo wspomnienie tamtych czasów poczułam niesmak i obrzydzenie. Ukradkiem zerknęłam na swój odsłonięty dekolt. Materiał sukni ciasno opinał sporych rozmiarów piersi. Ciekawe co byś teraz powiedział cwaniaku? – pomyślałam. Czy nadal miałbyś czelność nazywać mnie chudą szkapą? Niewiele brakowało a nie byłoby okazji, by się o tym przekonać bo Dobrosław, choć także nas zauważył, odwrócił się na pięcie i zanurkował w tłumie.

Nagle, jakaś stara wiedźma zaczęła krzyczeć na całe gardło:

– Mój złoty łańcuch z szafirowym wisiorem! Skradziono go! Na pomoc!

W tłumie zakotłowało się. Ktoś zaczął szarpać łysego, bogu ducha winnego karła, ktoś inny wzywał straże. Kolejna, natapirowana czarodziejka, także zauważyła brak jakiegoś souveniru i wrzeszczała, klnąc i złorzecząc jak szewc. Zamieszanie spowodowało, że czarna czupryna Dobrosława zniknęła nam z oczu. Nie trudno się domyślić, kto był głównym sprawcą tego rwetesu. Nasz szkolny prześladowca, zapewne zwęszył interes i postanowił wykorzystać nieuwagę zajętych zakupami kobiet.

Jak spod ziemi wyrośli strażnicy ubrani w skórzane, nabijane ćwiekami kaftany. Jakiś męski głos odezwał się z tłumu:

– Tu cię mamy bratku!

Ciżba rozstąpiła się i po chwili prowadzono schwytanego Dobrosława, który szamotał się i próbował wyrwać z żelaznego uścisku ramion jakiegoś osiłka.

Vivianna skrzyżowała palce w znaku telekinezy. Skierowała dłonie w stronę chłopaka.

– Dlaczego to robisz? – zapytałam.

– Mam słabość do tego chłystka – powiedziała i cichutko wymamrotała odpowiednie zaklęcie.

– Mój wisior! Znalazł się! To cud! – krzyknęła stara wiedźma.– Przez cały czas miałam go w kieszeni!

Natapirowana czarodziejka, także odnalazła swoja zgubę. Strażnicy jak niepyszni puścili chłopaka. Tłum gapiów zaczął się powoli rozchodzić pomstując na obie czarodziejki, które obwiniono za całe zamieszanie. Łysy karzeł masował obolałe ramię, zastanawiając się głośno, dlaczego zawsze w takich sytuacjach mali ludzie dostają po mordzie jako pierwsi. Wszystko rozeszło się po kościach.

Dobrosław podszedł do nas, domyślając się zapewne, komu zawdzięcza uratowanie rzyci.

Przyglądałam mu się uważnie. Od czasu ostatniego spotkania bardzo się zmienił. Zmężniał, wyrósł, jego twarz nabrała ostrych rysów. W niczym nie przypominał chudego wyrostka, który zaczepiał nas w drodze do szkoły. Zbliżył się i podniósł na nas swoje czarne jak smoła oczy. Przez chwile wydawało mi się, że szacuje wzrokiem nasze wdzięki, zaskoczony tym jak bardzo zmieniłyśmy się przez ten czas. Poczułam satysfakcję.

– Czy to wasza sprawka? – zapytał.

– Nie twój zasmarkany interes – odpowiedziałam. – Gdyby to od nas zależało, byłybyśmy pierwszymi osobami, które oddałyby cię w ręce strażników.

A Vivianna dodała:

– Powinieneś znaleźć sobie jakieś inne zajęcie, bo złodziejski fach wyraźnie ci nie służy.

I odwróciłyśmy się na piętach, zostawiając osłupiałego chłopaka na samym środku placu. Dumnym krokiem ruszyłyśmy w stronę sceny, na której za chwilę miały się rozpocząć koncerty trubadurów. Po drodze wymieniłyśmy znaczące spojrzenia.

-Wariatka– powiedziałam, wymierzając Viviannie solidnego kuksańca.

– Widziałaś jego minę? – zapytała – Patrzył jak pies przyłapany na lizaniu własnego siusiaka.

 

*

 

Pamiętam pewną rzeźbę stojącą w kruchcie Świątyni Odkupienia. Wytrawny artysta przedstawił nagiego mężczyznę z lutnią przewieszoną przez ramię. Jako podlotek, przychodziłam tam często i oglądałam kamienną figurę, zafascynowana precyzją z jaką rzeźbiarz oddał piękno męskiego ciała. Wspomnienie silnie zarysowanych barków, potężnego męskiego torsu, mocnych ud i zgrabnych bioder nawet teraz przyprawia mnie o gęsią skórkę. Czasami, gdy nikt nie patrzył dotykałam zimnej faktury marmurowego posągu. Błądziłam dłońmi po gładkiej powierzchni wyobrażając sobie, że nagle jakaś czarodziejska moc wypełnia rzeźbę ciepłem ludzkiego ciała. Marzyłam by kalcytowe żyłki pokrywające kamień wypełniły się krwią, by jakiś boski podmuch dał mężczyźnie siłę pozwalającą zejść z postumentu i wciągnąć mnie na chwilę w jakiś ciemny zakamarek kruchty.

Zastanawiacie się zapewne, dlaczego wam teraz o tym opowiadam. Przypomniałam sobie o tej rzeźbie chwilę po tym, gdy udało nam się przedrzeć z Vivianną przez tłum dziewcząt okupujących plac przed główną sceną, na której za chwilę mieli wystąpić wędrowni pieśniarze. Młode czarodziejki ciasno otoczyły drewnianą estradę i z obłędem w oczach wpatrywały się w Lowelasa z Eufonii, który siedział na podwyższeniu i stroił swoją lutnię. Niektóre piszczały wniebogłosy za każdym razem, gdy wydobywał dźwięki z instrumentu, inne mdlały ostentacyjnie, gdy podnosił głowę i odrzucając do tyłu swoje długie blond włosy patrzył niebieskimi oczami na ciżbę dziewcząt.

– Jaki on jest piękny – westchnęła Vivianna i idąc za przykładem koleżanek zaczęła skandować na całe gardło imię trubadura.

Miała rację. Lowelas, wypisz -wymaluj przypominał ową postać z postumentu w Świątyni Odkupienia. Poczułam ten sam impuls, co wtedy, gdy gładziłam dłońmi marmurową powierzchnię rzeźby. Zamknęłam oczy i przez chwilę wyobrażałam sobie, że bard odkłada lutnię, schodzi ze sceny i wyławiając mnie z tłumu, prowadzi do dużego namiotu, który służył mu za garderobę. Poczułam, że miękną mi nogi i tylko bliskość ramienia przyjaciółki sprawiła, że nie dołączyłam do grona młodych czarodziejek mdlejących na widok trubadura.

Vivianna zaśmiała się na cały głos.

– Poczekaj z tą utratą przytomności, bo jeszcze nie powiedziałam ci najlepszego.

Mówiąc to, sięgnęła do kieszeni i wyciągnęła z niej dwa medaliony ozdobione złotymi topazami.

– Wiesz, co to jest? – zapytała.

Pokręciłam przecząco głową.

– To nasze przepustki do strefy dla muzyków. Wiesz, co to oznacza? Że tuż po występie będziemy mogły, bez najmniejszych problemów dostać się do namiotu naszego jasnowłosego księcia. Wiem, jestem genialna. Nie dziękuj. Pożyczysz mi kiedyś ten twój malachitowy gorsecik ze smoczej łuski i będziemy kwita. Więc powiedz mi, kogo dziś złowią dwie najfajniejsze dziewczyny na tym sabacie?

Znów chwyciłyśmy się za ręce i zaczęłyśmy podskakiwać ze szczęścia w takt pierwszych dźwięków lutni trubadura.

– Lowelasa z Eufonii! Lowelasa z Eufonii! Najprzystojniejszego barda na świecie! – wrzeszczałyśmy na całe gardło nie mogąc pohamować radości.

 

*

 

Dwie godziny później trubadur zakończył swój występ. Byłyśmy zachwycone. Niskim barytonem śpiewał wspaniałe ballady o miłości. Z emfazą interpretował poezję Vernesa z Kados i liryki Wespazjana Młodszego. Nie odrywał przy tym wzroku od publiczności, uwodząc oczyma stojące w pierwszych rzędach czarodziejki. To był prawdziwy spektakl męskiego wdzięku i szarmu. Gdy schodził ze sceny po kolejnym bisie i do wszystkich dotarło, że to już koniec, tłum oszalał. Dziewczęta piszczały i krzyczały, ile sił w płucach, by zaśpiewał jeszcze jedną balladę. Na próżno. Osiłki odpowiedzialne za bezpieczeństwo sabatu, co rusz wyławiały z ciżby, jakąś omdlałą wielbicielkę, by uchronić ją przed stratowaniem. Lowelas podszedł do barierki oddzielającej scenę od widowni i wyciągnąwszy przed siebie dłoń pozdrawiał rozgorączkowany tłum. Las rąk wyrósł przed nim z nadzieją, że uda się, choć musnąć fragment ciała idola. W jego kierunku poleciały elementy dziewczęcej garderoby.

Na scenie pojawiła się Laura de Vour. Przewodnicząca sabatu, pełniąca jednocześnie rolę konferansjera. Za pomocą specjalnej tuby wzmacniającej głos zaczęła przekrzykiwać się z tłumem.

– Drogie koleżanki proszę o spokój! Nasz gość jest już zapewne zmęczony występem. Proszę o opanowanie emocji! Takie zachowanie nie przystoi młodym adeptkom sztuk magicznych. Przypominam też, że to nie koniec atrakcji dzisiejszego wieczoru. Zapraszam wszystkich bardzo serdecznie na występ kuglarzy i pokaz sztucznych ogni. Jutro kolejny fascynujący dzień sabatu. Od białego rana będą trwały odczyty w niebieskim namiocie wiedzy. Po południu odbędzie się prelekcja na temat przyszłości ziołolecznictwa a wieczorem kolejna muzyczna gwiazda! Przypominam też, że w oficjalnym, sabatowym stoisku można nabyć figurki przedstawiające naszego dzisiejszego gościa i ryciny z jego wizerunkiem.

Odpowiedziały jej gwizdy i pomruk niezadowolenia. Lowelas zniknął w strefie dla gości i tłum powoli zaczął się rozpraszać. Na scenie pojawili się ubrani w pstrokate stroje kuglarze i rozpoczęli pokaz żonglerki. Vivianna chwyciła mnie za rękę.

– Zmykamy stąd. Jeszcze jakaś paniusia gotowa nas uprzedzić. Pamiętaj, że nie tylko my posiadamy medaliony z topazem. Chyba, że chcesz zostać i oglądać tych pajaców w kolorowych wdziankach. Ja osobiście, zdecydowanie bardziej od kuglarstwa wolę woltyżerkę. Najchętniej z naszym jasnowłosym księciem w roli głównej.

Spojrzałam na nią. Miała obłęd w oczach. Nigdy wcześniej nie widziałam, by była w takim stanie. Ssała kolejną makówkę a jej źrenice przypominały dwa czarne słońca, zasłaniające zupełnie niebieskie niebo tęczówki. W czasie koncertu przygryzała z wrażenia wargi ij usta miała teraz krwiście czerwone, kontrastujące z bielą zębów. Długie, rude włosy, wcześniej staranie spięte do góry srebrnymi wsuwkami, wyswobodziły się teraz, opadając na czoło niesfornym lokiem. Wyglądała jak szalona, drapieżna driada, zamierzająca za chwilę rzucić się na śmiałka, który odważył się przekroczyć granice świętego lasu. Musiałam wyglądać podobnie, ponieważ ludzie przyglądali nam się z zaciekawieniem.

 

Mieszanka zakazanych substancji i emocji, które towarzyszyły nam w czasie występu sprawiła, że czułam się lekka jak piórko. Stan euforii potęgowała świadomość, że już za chwilę staniemy oko w oko z naszym idolem. Czysta poezja. On, piękny i wrażliwy, uduchowiony artysta i my, młode, niewinne dziewczątka, razem, w zamkniętej przestrzeni garderoby. Może wyrecytuje dla nas jakiś erotyk Wespazjana Młodszego? Może zaśpiewa balladę o miłości swoim zniewalającym barytonem? A może przerzuci lutnię prze nagie ramie i ukaże nam się w pełnej krasie, jak postać z owej rzeźby w Świątyni Odkupienia? Biegłyśmy na złamanie karku, trzymając się za ręce. Pędziłyśmy ile sił w nogach, by przypadkiem nie uprzedziła nas jakaś inna wielbicielka.

 

 

Ogromny mężczyzny pilnujący wejścia do strefy dla gości długo oglądał nasze medaliony, poddając w wątpliwość ich autentyczność. Robiłyśmy poważne miny, by dodać sobie kilka wiosen. Na poczekaniu wymyśliłam bajeczkę o tym, że jesteśmy kronikarkami sabatu i musimy koniecznie porozmawiać z trubadurem. Negocjacje trwały prawie godzinę. Byłyśmy tak zniecierpliwione, że wydawało nam się, iż minęła wieczność, zmarnowana na bezpłodne dyskusję z półgłówkiem, który nie potrafił odróżnić szlachetnego topazu od cegły. W końcu, pod naporem naszych argumentów strażnik ustąpił i wpuścił nas do środka.

 

Od garderoby dla artystów dzieliło nas kilkadziesiąt metrów. Pokonałyśmy tę odległość z prędkością strzały. Duży, niebieski namiot barda był na wyciagnięcie ręki. Nagle Vivianna zatrzymała się i zapytała:

– Jak wyglądam?

– Czyżby strach cię obleciał? – zaśmiałam się, widząc niepewność w oczach przyjaciółki.

– Zawsze mam pietra w takich sytuacjach. Gdy już przychodzi co do czego, dopadają mnie kompleksy – mówiąc to obróciła się wokół własnej osi. – Powiedz mi tak szczerze. Nie mam wielkiego tyłka w tej sukience?

 

*

 

Drogę do namiotu zastąpiła nam Kriss de Large, czarodziejka z Villa Nova. Poznałam ją po parszywej mordzie karczemnej dziwki. Mimo, że nałożyła na siebie kilka rodzajów odmładzających zaklęć, nie udało jej się ukryć wrodzonej szpetoty. Podły charakter zawsze widać w oczach a tego nie zmienią nawet najbardziej wyszukane czary. Stała przy wejściu do garderoby trubadura i ćmiła coś w długiej, drewnianej fajce. Miała na sobie seledynową suknię z gorsetem podnoszącym wielkie, obwisłe piersi. Popatrzyła na nas z niechęcią.

– Czego tu szukacie?– zapytała zaciągając się dymem.– Nie ma tu żadnych atrakcji dla dzieci.

Vivianna sięgnęła do kieszeni i wyciągnęła z niej medalion z topazem.

– Wiesz co to jest, prawda? – powiedziała okręcając sobie łańcuszek wokół palca. – Mamy prawo wejść do środka, nie pytając nikogo o zgodę. Zdaje się, że to namiot trubadura a nie jakiś obszczany szalet w Villa Nova, w którym mogłabyś mieć cokolwiek do powiedzenia.

Kriss de Large odłożyła fajkę i powoli zbliżyła się do Vivianny. Spojrzała dziewczynie głęboko w oczy, próbując zbić ją z tropu. Miała wzrok bazyliszka. Każdy, w takim momencie, spuściłby głowę i uciekł, gdzie pieprz rośnie. Każdy, ale nie Vivianna. Młoda czarodziejka wytrzymała tę próbę bez mrugnięcia oka.

– Myślisz, że twoje żabie ślepia robią na mnie jakiekolwiek wrażenie?– powiedziała przez zaciśnięte zęby.– Każdy kto posiada medalion, może wejść do środka. Zabieraj więc stąd swój tłusty zad, bo chciałabym już zapytać Lowelasa, co taka raszpla robi przed jego namiotem.

Wiedźma nie wytrzymała. Syknęła jak żmija i zamachnęła się gwałtownie, by chwycić Viviannę za włosy.

 

W ostatniej chwili powstrzymał ją męski głos dobiegający z wnętrza garderoby.

– Co tam się dzieje? Kriss, co to za hałasy?

Po chwili w wejściu pojawiła się sylwetka trubadura. Miał na sobie tylko obcisłe pantalony. W ręku trzymał kielich wypełniony winem. Jego nagi tors z miejsca przywołał skojarzenie z rzeźbą w Świątyni Odkupienia. Bard zmierzył nas wzrokiem. Stałyśmy jak sparaliżowane. Najpierw podszedł do Vivianny i nachylając się lekko, przyłożył twarz do jej policzka. Wydawało się, że wącha jej skórę, bo zamknął oczy i zastygł w tym geście na kilka sekund. Po chwili zbliżył się do mnie. Położył dłoń na moim biodrze i przyciągnął mocno do siebie. Poczułam ciepło jego nagiej piersi. Przeszedł mnie dreszcz od czubka głowy do pięt. Trubadur odwrócił i spojrzał w stronę Kriss de Large.

– Chciałaś mnie pozbawić takich smacznych kąsków?– zapytał niskim, zmysłowym głosem.– Nieładnie. Bardzo nieładnie.

 

*

 

W namiocie panował półmrok. W kącie stały dwa lichtarze przysłonięte kloszami z grubo ciętego szkła. W powietrzu unosił się gesty dym. Po zapachu poznałam, że to mieszanka haszyszu i opium. W szarościach majaczyły sylwetki kilku osób. Lowelas wskazał na miejsce po prawej stronie. Usiadłyśmy na miękkim kobiercu a bard podał nam kielichy wypełnione winem. Kriss usiadła kilka metrów dalej, na miękkim fotelu wyłożonym tkaniną w kolorze khaki. Nie spuszczała z nas wzroku, jak żmija która uważnie obserwuję swoją ofiarę, by zadać decydujący cios. Powoli rozpoznawałam poszczególne sylwetki osób znajdujących się w środku. Nasza obecność nie zwróciła niczyjej uwagi. Wszyscy zajęci byli paleniem haszyszu. Na dużym łożu, w rogu namiotu leżał czarodziej Vit. Ten sam, o którym krążyła plotka, że zabawiał się z karlicami z Morgii. Był prawie nagi. Obok leżała kobieta w sukni zsuniętej z ramion, z odsłoniętymi piersiami. Zaciągała się dymem, od czasu do czasu podając fajkę czarodziejowi. Ten, wciągał w płuca dawkę narkotyku, zamykał na chwilę oczy i wpuszczał z ust szarą chmurę, która przybierała w powietrzu przeróżne kształty, w zależności od fantazji maga. Kilka metrów dalej rozłożono kobierce haftowane złotymi nićmi, na których w przeróżnych konfiguracjach usadowili się goście trubadura. W półmroku można było rozpoznać sylwetki Arii z Lorduess, nadwornej czarownicy Mandragoresa, Lorda Swędziwora, szefa królewskiej straży i Lolę Vi autorkę podręczników do czarnej magii. Z niemałym przerażeniem odkryłam, że naga, kobieca postać, zwinięta w kłębek, leżąca w samym kącie namiotu, to Laura de Vour, przewodnicząca sabatu. Jeszcze większą sensację sprawił fakt, że mężczyzną, który pochylał się nad nią, próbując dotknąć językiem jej nagich piersi, okazał się brodaty przeor Świątyni Odkupienia.

Poczułam przerażenie i niesmak. Spodziewałam się poetyckiej atmosfery i wspólnego śpiewania miłosnych ballad w towarzystwie przystojnego wędrownego grajka a nie narkotycznej orgii. Spojrzałam na Viviannę. Podwinęła nogi i z kwaśną miną przyglądała się towarzystwu pochłoniętemu lubieżną zabawą. Mimo całej buńczuczności charakteru, wyglądała na równie przestraszoną, jak ja.

– Co tu się u licha dzieje? – zapytała przytulając się mocno do mojego ramienia.

Wino zaszumiało nam w głowach. Strzępki rozmów, śmiechy docierały do naszych uszu w zniekształconej formie. Z każdym łykiem wszystko wydawało się coraz bardziej nierealne, rozmyte. Coś jest nie tak – pomyślałam. Vivianna spojrzała na mnie nieprzytomnym wzrokiem. Jej źrenice powiększyły się, wypełniając całą tęczówkę. Poczułam silny zawrót głowy. Popatrzyłam w stronę Kriss de Large. Siedziała na kolanach barda, gładząc dłońmi jego tors. Oboje zerkali w naszą strone, jakby na coś czekając. Wypiłam kolejny łyk wina i nagle zrozumiałam. Cisnęłam kielichem przed siebie. Potoczył się po podłodze i zatrzymał tuż przy nodze Lowelasa. Kriss de Large zarechotała na cały głos. I gdy jej śmiech zdawał się wypełniać namiot, poczułam , że opuszczają mnie zmysły i tracę przytomność. Próbowałam się podnieść z miękkiego kobierca, ale opuściły mnie wszystkie moce. Nie byłam w stanie ruszyć się z miejsca. Zapadła ciemność a ja runęłam w nią bezwiednie jak spadająca gwiazda w sztolnię nocy.

 

*

 

Nie jestem w stanie powiedzieć, jak długo pozostawałam bez zmysłów. Może godzinę? Może dwie? Pamiętam strzępki obrazów, które nie układają się w żadną spójna całość. Jakby ktoś pociął płótna mistyków z Hannigen i posklejał je w chaotyczną układankę, bez ładu i składu. Pamiętam kłębowiska ciał wijących się w przeróżnych konfiguracjach. Pamiętam kwaśny zapach potu i gorzki odór dymu.

Gdy się ocknęłam, poczułam, że ktoś dotyka moich piersi. Leżałam na kobiercu, półnaga. W bladym świetle świec dostrzegłam twarz Lowelasa. Jego dłonie błądziły po moim ciele. Zsunął mi suknie do pasa, odsłaniając dekolt. Odzyskałam przytomność dokładnie w tym momencie, gdy próbował wsunąć ręce miedzy moje uda. Kriss de Large siedziała na fotelu. Naga. Z rozchylonymi nogami. Patrzyła lubieżnie w naszą stronę, czerpiąc wyraźną satysfakcje z tego, co widzi. Poza nami w namiocie nie było nikogo. Wyparowali lubieżni goście. Zniknęła Vivianna. Lowelas nachylił mi się do ucha.

– Twoja przyjaciółka uciekła jak spłoszona sikoreczka, ale ty mi się nie wymkniesz. – szeptał charczącym głosem, mocując się z zapięciem pantalonów.– Wszyscy już poszli, ale ciebie zostawiłem sobie na deser.

Mówiąc to jednym ruchem zdarł ze mnie bieliznę. Chciałam krzyczeć, ale potężną dłonią zasłonił mi usta. Całym ciężarem ciała przycisnął mnie do podłogi.

Kriss de Large wykonała w powietrzu znak magiczny i nad nami rozpostarł się niewidzialny, dźwiękoszczelny parasol. Bard złagodził uścisk.

-Teraz możesz krzyczeć do woli – zaśmiał się lubieżnie. – Nawet diabli w piekle cię nie usłyszą.

I wtedy ponownie straciłam przytomność. Tym razem z przerażenia i bezsilności.

 

*

 

Obudził mnie chłód nocy. Czyjeś silne ramiona trzymały moje ciało. Ktoś niósł mnie w ciemnościach na rękach. Postać była w kapturze i nie potrafiłam rozpoznać jej twarzy. Obok szła druga, niższa, także zamaskowana. Zaczęłam krzyczeć:

– Zostawcie mnie! Co chcecie ze mną zrobić! Nie wystarczy ci skurwysynie, że pohańbiłeś moją niewinność! Gdzie mnie niesiesz?! Puść mnie natychmiast!

– Uspokój się– odpowiedział mi męski głos i nie był to baryton Lowelasa z Eufonii.– Jesteś już bezpieczna. Nic ci nie grozi.

Po chwili odgłos parskania koni uświadomił mi, że zbliżamy się do stajni.

– Siodłaj konie– powiedział mężczyzna w stronę niższej z postaci– a ja będę pilnował, czy nie zbliżają się strażnicy.

Położył mnie na ziemi i odszedł. W świetle księżyca rozpoznałam jego sylwetkę. Mogłabym ją rozpoznać z dziesięciu mil.

– Dobrosław? – wyszeptałam cicho.

Mniejsza postać nachyliła się nade mną. Zdjęła kaptur.

– Vivianna? – powiedziałam jeszcze cichszym głosem, czując, że znowu tracę zmysły.

– Tak – odpowiedziała dziewczyna.– Przybyliśmy w ostatnim momencie.

– A Lowelas? A Kriss de Large? Co z nimi?

Czarodziejka dotknęła ciepłą dłonią mojego policzka.

– Oboje nie żyją. Ale to nie czas na wyjaśnienia. Musimy uciekać. Lada chwila, ktoś zorientuje się, co się stało. Im szybciej wyruszymy, tym mniejsza szansa, że pościg nas dopadnie. Dasz radę utrzymać się w siodle?

-Postaram się – odpowiedziałam i dopiero po chwili dotarło do mnie, że koszmar się skończył.

 

 

 

Jak zakończy się ucieczka naszych bohaterów? Czy Lowelas i Kriss de Large na prawdę zginęli? Czy giganci są rzeczywiście tacy straszni, jak gadają prości ludzie? Czy można wypić duszkiem butelkę gorzałki pozostając całkowicie trzeźwym?

 

Na te i na inne pytania znajdziecie odpowiedź drodzy czytelnicy, w kolejnej części przygód czarodziejki Lei, która ukaże się niebawem na portalu jako tekst w kongursie "GIGANT"

 

Pozdrawiam

 

 

 

Koniec

Komentarze

Wohoho! Gratka! Czekam z zapartym tchem.

Wciągające! Poniżej wyłapałem parę bezspacyjności i bezprzecinkowości, ale przy tak długim opku to normalka. Jest ich trochę więcej, ale zaczytałem się i nie zwracałem na niektóre uwagi :)
Pisałeś z perspektywy muzyka...? ;) Czekam na Leię na Gigancie! Świetny opek.

"Czy nadal miałbyś czelność nazywać mnie chuda szkapą? Niewiele brakowało a nie byłoby okazji, by się o tym przekonać bo Dobrosław, choć także nas zauważył, odwrócił się na pięcie i zanurkował w tłumie."

"To cud! – krzyknęła stara wiedźma.- Przez cały czas miałam go w kieszeni!"

"-Wariatka- powiedziałam, wymierzając Viviannie solidnego kuksańca."

"Lowelas, wypisz -wymaluj przypominał ową postać z postumentu"

"A może przerzuci lutnie prze nagie ramie i..."

"- Czego tu szukacie?- zapytała zaciągając się dymem.- Nie ma tu żadnych atrakcji dla dzieci."

"Ten, wciągał w płuca dawkę narkotyku, zamykał na chwile oczy"

"wypełniać namiot, poczułam , że opuszczają mnie zmysły i tracę przytomność."

"- Uspokój się- odpowiedział mi męski głos i nie był to baryton Lowelasa z Eufonii."

Spędziłem mile czas na tym sabacie; powodzenia w konkursie!

"Pierwszy raz w życiu dałem się zabić we śnie. "

O, koniec? Szkoda, czekam na ciąg dalszy:). Podobało mi się bardzo, chociaż ta interpunkcja... (ha, ha, mogę się do czegoś przyczepić!!! ha, ha :)). Ale na początku się wkurzyłam - gadki o tym, że lekiem na całe zło jest chłop pod kołdrą do szału mnie doprowadzają :). Fajnie, że ten lekki ton na końcu się załamał i nagle przestało być miło. Wypatruję dalszych przygód z niecierpliwością.

Czy można wypić duszkiem butelkę gorzałki pozostając całkowicie trzeźwym? - to pytanie mnie naprawdę zastanowiło. Pozdrawiam

Może to bezalkoholowa gorzałka;).

 

Byłem, przeczytałem.

Znakomite.

Jedno z lepszych opowiadań jakie przeczytałem na tym portalu:))))))

Chyba będzie piórko:)))

Super Marcin. Tak trzymaj!

"...inne mdlały ostentacyjnie, gdy podnosił do góry głowę i..." - następnie podnosił ją do dołu jednocześnie cofając się do tyłu, hm?

"...z gorsetem podnoszącym do góry..." - wybacz, jestem uczulony na takie masło maślane.

Brak niezbędnych przecinków, szczególnie boleśnie rzucający się w oczy przed, wyraźnie oddzielającym od siebie części zdania, "a" - w zbyt wielu miejscach by wymieniać. Może to jakaś nowa moda :(

Poza tym, co wymieniłem powyżej przyznam, że czytało się dobrze i nie było nudno, mimo że praktycznie nic się nie działo (i to świadczy o sprawności pióra), a kiedy już w końcu zaczęło, to się skończyło, niestety.

Zachęcony tym opowiadaniem czekam na kolejny odcinek sagi o naćpanych nastolatkach, w ramach innego konkursu.

Pozdrawiam.

Sorry, taki mamy klimat.

Pobawiłam się trochę w korektę, a to dlatego, że mi się podobało. 

Wiecie, dlaczego drogie koleżanki? - po "dlaczego" przecinek

Liga rządzi, Liga radzi, Liga nigdy Was nbie zdradzi? To chyba Seksmisja? 

Pod mównicą było coraz goręcej.- jakieś dla mnie niezręczne

Król Mandragores wprowadził kilka lat temu prohibicje - prohibicję?

Wszak ja mam siedemnaście wiosen a Vivianna szesnaście!  - przed "a Vivianna" zdaje się powinien b yć przecinek

Uważacie że to szkodliwe? - przed Że przecine

kVivianna, co chwilę nachylała mi się do ucha - a tu chyba nie powinno go być

Albo zerknij na tą drugą - mimo, że jest to mowa potoczna to raczej powinno być

Za chwile zaczną się występy bardów - chwilę

 Trzy lata temu przybył nawet sam Mandragores z orędziem do swoich poddawanych - chyba poddanych?

karły poprzebierane za postaci z bajek, -- postacie? 

Jak spod ziemi wyrośli strażnicy ubrani w skurzane, - skórzane

Strażnicy jak niepyszni pościli chłopaka - puścili

Patrzył jak zbity pies przyłapany na lizaniu własnego siusiaka. - ten zbity to chyba zbędne

wciągnąć mnie na chwile w jakiś ciemny zakamarek kruchty. - chwilę

Spojrzałam na nią. Miała obłęd w oczach. Nigdy wcześniej nie widziałam jej w takim stanie. Ssała kolejną makówkę a jej źrenice przypominały dwa czarne słońca, zasłaniające zupełnie niebieskie niebo tęczówki. W czasie koncertu przygryzała z wrażenia wargi i jej usta były teraz krwiście czerwone, kontrastując z bielą zębów. Jej długie, rude włosy, wcześniej staranie spięte do góry srebrnymi wsuwkam 

A może przerzuci lutnie prze nagie ramie  - lutn przez

zamykał na chwile oczy i wpuszczał  - chwilę

Nie byłam w stanie ruszyć żadną częścią ciała - dość niezręczne sformułowanie 

Odpuściłam sobie trochę przeciniki - ichj brak lub nadmiar. 

Jak pisałam - fajne i wciągające.

Jedno zastrzeżenie - I wtedy ponownie straciłam przytomność. Tym razem z przerażenia i bezsilności. - nie wydaje mi się, żeby młoda i zdrowa dziewucha z takich przyczyn omdlewała. Wprowadziłaby,m albo rozwiązanie siłowe - Lowelas wali ją w głowę, albo element magiczny - rzuca zaklęcie.

Czekam na ciąg dalszy! 

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Wiecie, dlaczego drogie koleżanki? - po "dlaczego" przecinek, a przed  usunąć

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

    Ilustracją jest chyba obraz, a nie rysunek...

RogerRedey... really?

rys: Edward Burne Jones – Szaleństwo Tristana

Roger - to od Majatmajaja było raczej ironiczne. Plus dla Ciebie za spostrzegawczość. Minus - za czepialstwo  zamiast komentarza do opowiadania.

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

    A to nie jest bynajmniej czepialstwo... Między obrazem a rysunkiem istnieje zasadnicza, a nawet fundamentalna  różnica.  Autor nie przemyślał  podpisu pod ilustracją do tekstu. Zrobił do na "odwal". A podpis pod ilustracją  jest pierwszą linijką tekstu. Tak jest.  

    I mi ta linijka wystarczyła. Musiałem się zastanowić, o co Autorowi idzie. A potem wzruszyłem ramionami.  To tak, jakby napisać, że autoportret --- znakomity --- Diego Velazgueza jest rysinkiem.  

    I to jst najzupelniej wystarczająca, choc nieco domyślna, ocena staranności Autora w sprawie przyciągnięcia uwagi tylko nieco bardziej wymagającego czytelnika --- bo zwykle czytam ze zrozumieniem tekstu. 

    Rysunek... Hm... 

    Pozdrówko.   

Spory kawałek tekstu - a nadal brak komentarza w stosunku do opowiadania. A Autor między innymi po to zamieszcza opowiadanie, żeby uzyskać ocenę swojej pracy. I oczywiście również wytknięcie błędów. I Twoja uwaga byłaby ok, gdyby nie pozostała jedyną i to na dodatek nie całkiem związaną z tekstem.

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

    Jest związana  z tekstem. Dobór ilustracji i staranne wskazanie, co posłuzyło za ilustrację  ma duże znaczenie --- i nie powinna rozśmieszać.  Ja po prostu dalej nie czytałem, bo podpis pod ilustracją mnie rozśmieszył. I tyle. 

    Jeden, drobny szczegól może polożyć tekst. I często kladzie. Wystarczy, że ktoś wymienia magazynek w rewolwerze ---i dalej juz czytać nie warto. 

    A ten portal literacki to chyba nie jest towarzystwa wzajemnej adoracji?  

    Oczywiście, zależy  to też od tego, na co kto zwraca uwagę --- i czy  zwraca uwagę na   wszystko.

    Milo było.   

Moi drodzy. Dzięki wielkie za uwagi. Poprawiłem wg Waszych wskazówek:) Macie oko do wyłapywania błędów!!!

Przecinkozy się chyba nigdy nie pozbędę, ale obiecuję posiedzieć nad interpunkcją. Słowo zucha.

Roger. Napisz opowiadanie na konkurs. Mam dla Ciebie bohaterkę: Stara, jędzowata, zrzędliwa sekutnica;)

Nie, bynajmniej nie jest to towarzystwi wzajemnej adoacji. Przekonałam się o tym. Ale Marcin zmienił na " ilustracje". Panie Rogerze. To co? Czyta Pan i da Mu szanse?:)

Nuda. Probowalam dwa razy nie da sie czytac. Mam wrazenie ze to napisal chlop z zabitej dechami wsi ktory chcial udawac dame.

Ałć!

Jaka łyżka dziegciu przy niedzielnym obiedzie:)

A co konkretnie Lea42 skłoniło Cię do takiej głeboko antropologicznej analizy?

Rozwiń myśl, może dzięki temu uda mi się na przyszłość ukryć moją małomiasteczkowość, nieobycie i prostotę osobowości...

Ps: Twój nick przypadkowo koresponduje z imieniem mojej bohaterki?

Lea42 - zważ, że Autor wcielił się w siedemnastolatkę, egzaltowaną i na dodatek bogato wyposażoną przez naturę w talenty (magia). Gdzie tu  widzisz ze to napisal chlop z zabitej dechami wsi ktory chcial udawac dame.???

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Dwa razy, to może też bym nie czytał, ale raz na pewno... :)

"Pierwszy raz w życiu dałem się zabić we śnie. "

Muszę pomyśleć nad zmianą zdjęcia profilowego:((

Myślę, że to moja morda mogła mieć wpływ na taką ocenę ;)

To widać, słychać i... czuć. I jeszcze raz!

"Pierwszy raz w życiu dałem się zabić we śnie. "

Marcinie, to chyba kokieteria!

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Chyba... ale nie celowa.;)

Przypadkowa;) Ad personam Lei42 kazał mi szukać powodów w kwestiach pozaliterackich ;)

Czyli jednak pochodzenie... :D

"Pierwszy raz w życiu dałem się zabić we śnie. "

Hej 

A oto przyklad :

-wyjdzmy z tej cizby bo zaraz walne hafta, 

-dawno nie miala chlopa pod koldra i swiruje, jak mruczek po kocimietce,

-pajeczyne ma miedzy nogami i krew jej chyba przestala doplywac do mozgu

-a wiesz,czemu karlice z Morgi maja plaskie glowy? Zeby w trakcie zabawy bylo gdzie postawic piwo, wiecej nie moge przytoczyc nie doczytalam.

Dla mnie te teksty sa na poziomie kiboli.

Na nowo poznajemy kiboli:)

Lea48, ale przecież to słowa bohetarki!

Czego oczekujesz od 15 letniej dziewczyny nacpanej makówką? Że będzie roztrząsac Haideggera?

A to w większości mówiła Vivianna, a nie główna bohaterka. Nie masz takich znajomych, których teksty Cię rażą (przynajmniej od czasu do czasu) a i tak się z nimi spotykasz. Lea znała tę dziweczynę od dzieciństwa i trzymała się jej. Być może sama jest bardziej subtelna i dleikatna, a Autor użył tej drugiej postaci dla kontrastu? A może to poza Vivianny, żeby ukryć słabości?

Nie pójdę na noże w obronie tego opowiadanka, bo tu nie ma miejsca na ani potrzeby analizy psychologicznej. To lekka historyjka, która ma się jeszcze rozwinąć.  Nie chcę dopisywać teorii do tego opowiadanka, ale Lea42 czepnęłaś się mocno i to samego początku, bo do końca nie doczytałaś. Jak napisała Ocha (i nie tylko ona) Fajnie, że ten lekki ton na końcu się załamał i nagle przestało być miło. Wypatruję dalszych przygód z niecierpliwości

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Lea42 - tak, cytaty, które podałaś, są koszmarne, ale to wypowiedzi bohaterów opowiadania, z którymi autor wcale utożsamiać się nie musi (Marcin, napisz proszę, że mam rację!!!). Tak jak napisałam już wcześniej, na samą wzmiankę o tym, że przyczyną wszystkich kobiecych problemów jest brak faceta, szlag mnie trafia. Ale to tylko słowa nastoletniej pannicy, a takie (zresztą nie tylko dziewczyny) mówią różne dziwne rzeczy.

Potwierdzam Ocha:) Wypowiedzi i poglądy bohaterów bywają skrajnie odmienne od tego co tak na prawde myśli autor:)

Vivianna to postrzelony podlotek,zgrywa hardą, w rzeczywistości to dobra dziewczyna (pomogła Dobrosławowi itp), jest trochę pyskata i plecie trzy po trzy...Lea wydaje się byc bardziej subtelna...A może to tylko pozory? Trudno oceniac dwie nastolatki po tak krótkiej znajomości. Ja osobiście poznałem je dopiero tydzień temu, a Państwo wczoraj ;)

bemik dlatego nie doczytalam bo bylo nudno. Nie podoba mi sie to opowiadanie i tyle. Nie wszysctkim musi sie wszystko podobac. Podtrzymuje swoja poprzednia opinie.

Ocha dlaczego szukasz wsparcia w Marcinie jak sie ma racje to nie trzeba szukac poparcia.

Lea - oczywiście, nie wszystkim musi się podobać. To jest Twoja opinia, mnie też wiele tekstów, które są tutaj chwalone nie przypadło do gustu. Kwestia upodobań i tyle, nie ma co o tym dyskutować. Nie będę się teraz tłumaczyć z mojego poprzedniego komentarza, bo napiszesz, że tylko winni się tłumaczą :))).

Marcinie - wybacz, ale dla mnie komentarz Lei pod Twoim tekstem okazał się pewnym testem - rzadko się zdarza, aby negatywna opinia wywołała taką falę poparcia dla autora, zazwyczaj to autor musi się bronić, a tu - proszę :). Z ciekawością przeczytałam tę dyskusję; moim zdaniem dobrze świadczy to o Twoich tekstach i emocjach, które wywołują (nie chodzi mi tylko o to opowiadanie, oczywiście). A Lea42 ma prawo do swojego zdania, więc z niego korzysta. I bardzo dobrze:).

Pozdrawiam wszystkich.

Tez pozdrawiam wszystkich.

Tak Ocha! Trafiłaś w sedno. Urok osobisty Macina ma duże pole rażenia.

Ja w takim razie, korzystając z okazji, też chciałbym kogoś pozdrowić, nie wiem jednak kogo, zatem pozdrawiam wszystkich. Dziekuje za uwagę. Dobranoc.

Sorry, taki mamy klimat.

I podziękować Akademii! :)

"Pierwszy raz w życiu dałem się zabić we śnie. "

Dobranoc, Sethrael. Słodkich snów.

Dobranoc Marcin, dobranoc Bemik, dobranoc Roger, dobranoc Koik (Konik), dobranoc Maja (chyba Maja, nie jestem pewna), dobranoc Lea, dobranoc Ramona i dobranoc Lassar. Chyba nikogo nie pominęłam, a jeśli tak, to proszę o wybaczenie. Jutro poniedziałek, w Krakowie jest taka ulica, nazywa się Poniedziałkowy Dół. Mam nadzieję, że nikogo tutaj takie zjawisko nie dotyczy :).

Nie wiem czy kiedykolwiek było mi milej!

Dziękuję:)

Byłem, czytałem, zaciekawiło, a nawet spodobało się.

Przychylam się jednak do opinii Lei42. Zacytowane przez nią teksty, a zwłaszcza ten ostatni, to typowe męskie (typ- męska szowinistyczna świnia ) podejście, chociaż z drugiej strony, ta dzisiejsza młodzież...

Homar:) zapraszam do Lublina. Siądziemy na ławeczce na Lubartowskiej. Posłuchasz o czym rozmawiają 16stolatki z bramy:)

Oj to to, Marcinie. Zgadzam się. Nie raz i nie dwa więdły mi uszy w autobusie, kiedy śliczne panienki wrażały opinie na temat swoich koleżanek lub kolegów.

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

No właśnie:) Chciałem zerwac ze schematem słodkich czarodziejek z Księżyca...Poza tym świat króla Mandragoresa nie jest wcale wesoły...powiedziałbym że jest brutalny...dziewczyny mogły miec trudne dzieciństwo...może trafiły do szkoły dla czarownic prosto z ulicy? Może z jakiegoś sierocińca? Dużo czasu poświęciłem konstrukcjom psychologicznym bohaterów.Często młodzi ludzie takimi rozmowami jak w tym opku maskują pewne rzeczy...

Vivianna gada swoje rynsztokowe dyrdymały, a w rzeczywistości jest dobrym dzieciakiem...

Zresztąjestem pewien, że w przyszłości nabierze ogłady...wszak w literaturze chodzi nie tylko o akcję, aleteż o pokazanie pewnych przemian psychologicznych bohaterów...nie będę się bawił w pozytywistów, czy Strinberga, ale dużo wysiłku wkładam by postacie nie były płaskie jak naleśnik...

@Lea - Piszesz o poziomie opowiadania, więc pilnuj poziomu swoich komentarzy, bo one świadczą o Tobie.

 

@Marcin - przeczytałam. Pierwszy konkursowy tekst, który nie polecial po stereotypie blondynki, mimo wszystko ; P

 

Lea to imię bohaterki? Gdyby nie komentarze, nie domyśliłabym się. ; P Padlo to gdzieś w tekście? ; p

 

Leżą Ci przecinki, Marcinie, jest parę drobiazgów typu brakujące spacje przy myślnikach w dialogach, lietrówki itp.

 

Trzecia kategorią mężczyzn dopuszczonych do sabatu byli złodzieje i handlarze narkotyków? I zlodziei dopuszczano świadomie, znaczy? Dziwne.

 

TĘ ciżbę a nie tą.

 

Tyle na szybko, opinia przy wynikach ; )

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Joseheim co masz na mysli elaborate?

@joseheim - Moja "Ania" jest brunetką! :p

:)

"Pierwszy raz w życiu dałem się zabić we śnie. "

Wow! Jak się dyskusja rozwinęła:)))))

Bardzo pouczająca. Marcin - mozna sie z tobą jakoś umówic na dłuzszą rozmowę o psychologii postaci? A może masz jakąs książke na ten temat?

Tak jak powiedziałam - nominuję to opowiadanie jako jedno z lepszych w styczniu:)))) Pokazałam kolezankom.Przeczytałam drugi raz, jest suuupeeer! Nie zgadzam się z opinią Lea42. Wiele moich znajomych mówi gorsze rzeczy. a już po czymś mocniejszym to uszy więdną.

Dziękim Joseheim, już nie uda mi się poprawić, ale do wersji roboczej wskoczyły Twoje podpowiedzi.

Tak -Lea to imię, ale nie padło w tekście ani razu.

Ramona - Wysyłam Ci na maila ciekawy link. Dzieki za nominację - jest mi bardzo miło.

Zmeczylem to cos.Bede okrotny.To bylo jak tani venezuelski pornol:))l,te romantyczne imiona LOWELAS,DOBROSLAW,LEA:))) no i ta ilosc narkotykow.Czy na zlocie czarownic palono haszysz?Nie sadze,mysle ze potrafia wyczarowac sobie cos lepszego.Nuda,nuda i jeszcze raz nuda.Musialem wypic cztery kawy zeby dotrwac do konca.

Zachodzę w głowę - skąd nagle taki wysyp osób które zakładają nowe konta by dac upust swojej frustracji ,akurat przy tym opowiadaniu? A po chwili sobie przypominam, że to przecież Polska :) 

Dzieki wiśnia666 za poświęcenie...natchnałeś mnie tym venezuelskim pornolem.

...i nie pij tyle kawy.

 

Normalka...

Z doświadczeń przy okazji grania w kapeli wiem, że jak się zaczynaja pojawiac hejterzy, to znaczy że wszystko zmierza w odpowiednim kierunku :)

Marcinie, Marcinie. Nie wdawaj się lepiej w takie dyskusje i idź coś zjeść. Jak jesteś głodny zaczynasz gwiazd... eee niepotrzebnie rzucac się do Bogu ducha winnych antyfanów Twojej twórczości, zapominając o skromności, która powinna cechować prawdziwego artystę! :P

Sorry, taki mamy klimat.

Zawsze się znajdzie jakiś zazdrośnik. Nawet Małysza kopali jak przestał skakać.

Mi twój sposób narracji  wchodzi. Nigdzie się nie spieszysz dzięki temu dokładnie można sobie wyobrazic tło. Teraz łepki są wychowane na grach, Jak komuś nie urwie łba w pierwszym akapicie to od razu że nuda.

Masz rację Sethrael. Idę coś zjeść :)))

Serhael, zgrabnie to ująłeś. Myślę, że Marcinowi nie uderzy woda sodowa. Spokojnie. Ramona, tak już mamy, cóż więc począć? A zresztą. Piętnaście lat to złyyyy wieeek. Wiem. :) Teraz to dzieję się tylko gorzej i gorzej z tą młodzieżą... Za kilkanaście lat obudzimy się. Zobaczymy jak dziecko w wieku pięciu lat będzie podpierać monopolowy, a pierwszym słowem niemowlaków będzie przekleństwo. Toż to nawet nie fantastyka. To co, piszemy opowiadanko?

Piszemy! Może wspólnie się wybierzemy na wojnę płci? :))))

Heh, czemu nie... :D Wspólnie mamy 30. Tym już można jakoś zwojować.

Jak już kiedyś będę sławna i bogata (bo piękna jestem już teraz ; P) i będę miała własny portal, będę banować za pewne rzeczy bez litości... Hejters gonna hejt.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

A do Wojny płci serdecznie zapraszam ; )

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

.Panie MarcinKasica .Nie jestem sfrustrowany,poprostu czytam fantastyke od 20 lat i jest mi przykro ze nie potrafisz przyjac krytyki ,moze zajmij sie pisaniem tekstow piosenek dla black metalowych kapel.I po co w to wszystko mieszac Polske i Malysza.Niezle Cie porownali,z Malyszem:)))

Chyba Ci wisnia pierwsze zdanie wcięło, bo ino kropka się ostała.
Być może już czas sięgnąć po drugą książkę?

"Pierwszy raz w życiu dałem się zabić we śnie. "

Josehim nalezysz do Lozy NF masz prawo zgadzac lub nie z  moim komentarzem ale z racji jaka masz funkcje nie wolno ci go oceniac. Oceniac moja opinie pokazjuje ze twoj obiektywizm zagubil sie gdzies po drodze.

MarcinKasica a zeby sprawiedliwosci stalo sie zadosc zamiescilam linka na FB zobaczymy jakie beda komentarze.

Pozdrawiam

"Josehim nalezysz do Lozy NF masz prawo zgadzac lub nie z  moim komentarzem ale z racji jaka masz funkcje nie wolno ci go oceniac." - a to mnie zaintrygowało. Powiedz mi w którym miejscu została sformułowana powyższa zasada funkcjonowania Loży? Nie jest to złośliwe pytanie, po prostu chciałbym to wiedzieć. Moją intencja nie jest obrona lub atakowanie kogokolwiek, chodzi mi jedynie o podstawę do cytowanego twierdzenia. Proszę tylko nie przepisywać tych punktów "zasad działania Loży" (bo z nich wynika coś innego):

2. W swoich decyzjach Mistrz jest obiektywny, bezstronny i w wyborach swoich bierze pod uwagę jedynie wartość literacką tekstu.  - tekstu, nie komentarza.
3. Mistrz poświęca swój czas na komentowanie i ocenianie opowiadań ze strony fantastyka.pl. Komentarze i oceny wystawione przez Mistrza liczą się na równi z komentarzami innych użytkowników i redakcji „NF", jednakże Mistrz jest świadomy wagi swoich decyzji. - może komentować jak inni użytkownicy, tyle że z większym wyważeniem. Skąd wzięłaś informacje, że członek Loży nie ma prawa oceniać komentarza?

Pozdrawiam

Sorry, taki mamy klimat.

Lea, jestem wolnym człowiekiem i mam prawo oceniać, co mi się żywnie podoba. Ty oczywiście też.

 

Przynależność do Loży nie ma tu nic do rzeczy, bo obiektywnie to ja powinnam oceniać opowiadania, a nie komentarze innych użytkowników.

Tylko że jak dla mnie porównanie Autora do chłopa z zabitej dechami wiochy jest zwykłym chamstwem. Nie znamy Cię tu za dobrze, by wiedzieć, czy żartujesz, więc przyjmujemy to, co piszesz, poważnie. A to, że opowiadanie Ci się nie podoba, nie uprawnia do obrażania kogokolwiek. To jest portal literacki, a nie blog czy FB. Mimo wszystko oczekujemy od użytkowników zachowania pewnego poziomu.

 

Jesteś nowym, mało znanym użytkownikiem i jako taki wyrabiasz sobie reklamę na podstawie tego, co piszesz w komentarzach. Póki co nie jest to dobra reklama.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

A ja czekam na jakiekolwiek opowiadanie Pani lea42 i Pana wisnia666. Może rzucą nas na kolana i ujrzymy przepaść, jak dzieli nas, amatorów od nich, profesjonalistów?

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Bemik ja nie pisze i nigdy nie bede, nie znaczy to ze nie umiem ocenic czy opowiadanie mi sie podoba czy nie. Jak wczesniej gdzies zaznaczylam jestem cztelnikiem.

Joseheim zgadzam sie z toba powinnas oceniac opowiadania, niestety ocenilas moj komentarz tez. Dlatego wytknelam ci to. Nie musisz mnie znac zebym opisala co czuje po przeczytaniu opowiadania. Szersze grono czytelnikow moze nie byc tak laskawe dla autora jak ja. 

Pozdrawiam

Ok. Lea42 - przekonałaś mnie. Nie musisz pisać, żeby oceniać. Ale... właśnie, wydaje mi się, że nawet opinię negatywną można wyrazić  nieco ... ja wiem? Łagodniej, bez jadu? Właściwie w całej dyskusji chyba tylko o to chodziło.

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Bemik ma rację. Lea56, Wiśnia999, wrzuccie coś na konkurs.To uczciwsza forma rywalizacji niż trolling w komentarzach.

A krytykę przyjmuję z największą przyjemnością, bo pomaga się rozwijac...ale musi byc konstruktywna...co mi po wrzutkach typu " nuda, wenezuelski pornol" skoro to nie jest rzeczowe...

Lea42 nadal nie uzyskałem odpowiedzi na zadane pytanie :(

Sorry, taki mamy klimat.

Boemik -Tak wiem nie naleze do najbardziej subtelnych osob w wyrazaniu swoich opini. To moja wada. Ale wlasnie na minie to opowiadanie tak  podzialalo nie moglam uzyc innych slow. Chyba autorom chodzi o to zeby wywolac rozne  emocje u czytelnikow. Czy moze sie myle?

Sethrael odpowiedz jest w  punkcie drugim jaki zamiescilas.

MarcinKasica- moj mozg dzial tak. Gdy cos czytam widze to w 3D. Czytajac twoje opowiadanie widzialam zamiast dwoch peitnastolatek, dwoch podlotkow z poczatkami karkownicy (to od karkow) ktorzy siedza na lawce nacpani, rechocza i  zaczepiaja innych (moj przypisek) i bardzo sie staralam zablokowac ten obraz w gowie nie dalam rady.

Rozumiem. I to jest argument rzeczowy:)

Starałem sie jak mogłem uruchomić empatię i stać się na chwilę narratorką-dziewczyną. O tym jak trudna to materia - wie każdy, kto postanowił sie zmierzyć z tym konkursem. O tym czy młode dziewczyny mogłyby tak rozmawiać już dyskutowaliśmy.

Ja też wole świat w wersji subtelnej, pełen nimf i delikatnych osobowości...ale w rzeczywistości takim nie jest. Ja zdążyłem polubic moje bohaterki i będę tę historię kontynuował. Wierzę Lea42, że uda się dostzreć ciekawą przemianę bohaterek od "syndromu karkownicy" po przyjaźń, miłośc i szlachetność...

Argument nudy: to opowiadanie jest pierwszym z serii - skupiłem sie więc na opisie tła i bohaterów. Na wykreowaniu języka narracji itp...przygód tu mało, ale osobiście wzoruję sie na twórcach którzy sie nigdzie nie spieszą :)) (Hrabal, Iredyński, Bułhakow, Gogol) i raczej tego tempa będę sie trzymał, więc jeśli pozostaniesz moją czytelniczke - radze zaopatrzyć się w ekspres do kawy, fotel i ciepły kocyk.

pozdrawiam :)

Powodzenia i pozdrawiam tez.

Mi się podobało.

Marcin, nie przejmuj się negatywnymi komentarzami osób, które nawet nie potrafią poprawnie pisać.

Szable w dłoń MarcinieKasico, najlepszą obroną jest atak. Machnij ciąg dalszy a my chętnie przeczytamy i będzie nowe miejsce na spory i kłótnie :))

Ja, idąc za tym co napisała Lea42 - postaram się napisac opowiadanie 3D :)

Nie wiem jeszcze czy to możliwe - ale warto spóbować :)

Nie wiem czemu, ale miałem wrażenie, jakby napisał(a) to krzyżówka Sapkowskiego i Pratchetta. :)

Dla wszystkich dyskutujących w tym wątku - sympatyczne  info :)

jesteśmy na piątym miejscu wśród najcześciej komentowanych opków :)

prowadzi "Harlequin? Harem?" Seleny, przed "Rebelią" Rogera i "ACTA Genesis" Dzika:)))

 

A skąd takie rzeczy wiecie?

No to opek rozemocjonował tłumy! Gratuluję! ;)

"Pierwszy raz w życiu dałem się zabić we śnie. "

Z ciekawości kliknąłem na " najcześciej komentowane" :)

Warto zerknść do "pierwszych trzech" bo i dyskusje ciekawe i teksty zacne :)

Ta, z ciekawosci kliknęłam. To co, gadamy dalej? Koik dedykował Tobie i mnie opowiadanie. Jestem zaszczycona! :).

Ja też! Własnie przeczytałem - Mistrz! Ta zabawa w "nową fantastykę" sprawia mi coraz więcej frajdy :)

Lea42 - w punkcie drugim, który zacytowałem, wbrew temu co piszesz, nie ma niestety odpowiedzi na moje pytanie, to już jednak nieważne. Nie będę dociekał gdzie to wyczytałaś (wiem, że nigdzie ale cięzko się przyznać), bo zaraz się dowiem, że nie widzę zasad funkcjonowania Loży właściwie - czyli w 3D, a z taka argumentacją nie zamierzam polemizować.

Pozdrawiam bardziej niż serdecznie.

Sorry, taki mamy klimat.

"Pozdrawiam bardziej niż serdecznie" - wyrafowany cynizm, czy mi się tylko tak zdaje...?

Skądże.

Sorry, taki mamy klimat.

Sethrael- ach, chyba mnie ponioslo dobranoc wszystkim.

Kolorowych.

Sorry, taki mamy klimat.

i zapanowała zgoda w krainie nowej fantastyki:)

Z wisienką na torcie :)

"Pierwszy raz w życiu dałem się zabić we śnie. "

No to na początek mała prośba do pani Lea42 i pana Wiśnia666. Zakładam, że są państwo ludźmi inteligentnymi i oczytanymi, niemniej chciałbym przypomnieć, że "wolność jednego człowieka kończy się tam, gdzie znajduje się drugi człowiek", a "prawo do posiadania własnej opinii nie jest równe prawu do obrażania innych". Zaprezentowaliście mi państwo serię najbardziej bezcelowych, niemądrych i niegrzecznych komentarzy, jakie czytałem tu od dłuższego czasu. Odwiedzający ten portal uczniowie szkół podstawowych i gimnazjów mają więcej kultury osobistej i pokory niż państwo. Jeśli mają państwo ochotę komentować czy krytykować opowiadanie, proszę bardzo. Taka jest idea. Nie życzę sobie jednak komentarzy wulgarnych. Nie życzę sobie również komentarzy na tak niskim poziomie. Pewnych rzeczy po prostu nie wypada robić. Jeśli natomiast ktoś twierdzi, że nie potrafi z jakichś względów pisać inaczej, uprzejmie proszę o to, by nie wyjawiał swojej opinii, dopóki nie nauczy się pisać w odpowiedni sposób. Zapewniam, że umiejętność pisania z zachowaniem zasad dobrego wychowania nie jest ponad poziomem niczyich możliwości. Mam też nadzieję, że przeczytają państwo ten komentarz. Jestem o tym wręcz przekonany. Jak głosi stare prawidło, trolle zawsze wracają na miejsce zbrodni.

 

A teraz do rzeczy. Marcinie, w gruncie rzeczy powinienem ci chyba pogratulować. Wszakże, trzeba przecież osiągnąć pewien poziom sławy, by dorobić się antyfanów i personalnych trollów. Więc "always look at the bright side of life". Przyjamniej gdy wydasz własną książkę w notce o autorze będzie można śmiało napiać, że "Marcin Kasica jest autorem kontrowersyjnym".

 

Jeśli chodzi o sam tekst, przeczytałem bez problemu i kilkukrotnie uśmiechnąłem się po drodze. Nie jest źle. Opowiadanie nie ma być może (przynajmniej na razie) zastraszającej warstwy fabularnej, ale jest skonstruowane rzetelnie. Nie będę zagłębiał się w psychikę bohaterów, bo nie widzę takiej potrzeby, ale muszę stwierdzić, że pomysł przedstawienia nowoczesnych, stereotypowych nastolatek w realiach magicznego świata fantasy uważam za ciekawy. Ubolewam jedynie nad tym, że opowiadanie jest niedokończone. Szkoda, nie lubię niedokończonych opowiadań.

Niemniej, lekturę uważam za udaną. Czas za spożytkowany należycie. Tak więc do zobaczenia w następnym tekście.

Vyzard - Mam pytanie czy to jest twoj prywatny blog? 

Prosze o przytoczenie przykladow mojej wulgarnosci? Nigdzie nie uzylam wulgarnych wyrazow. 

Niestety nie mam wprawy w obrazaniu innych w tak ladny sposob jak ty.

I ja! (osioł ze Shreka).

Pani Lea42, nie jest to mój prywatny blog. Nie prowadzę takowego. Czuję się jednak w pewien sposób związany z tym portalem i pewnych rzeczy sobie nie życzę. Wulgarność odnosiła się oczywiście do komentarza pana Wiśnia666, nie do pani. Przepraszam, jeśli nie wyraziłem się wystarczająco jasno. Uważam jednak, że coś w stylu: "Mam wrazenie ze to napisal chlop z zabitej dechami wsi ktory chcial udawac dame" nie poparte żadną konkretną argumentacją (i do tego napisane bez polskich znaków, bez znaków interpunkcyjnych, co jednak trochę nie przystoi na portalu literackim) jest komentarzem na niskim poziomie, który jest na dodatek obraźliwy. Takich właśnie rzeczy sobie nie życzę. Ponadto, odpowiadając na prowokację, nie obraziłem pani ani razu. W razie wątpliwości proszę przeczytać mój komentarz jeszcze raz. Przy okazji ponownego przeczytania prosiłbym o zastosowanie się - przynajmniej częściowo - do jego postulatów w przyszłości.

Pozostaje mi jedynie uśmiechnąć się w duchu. Miałem racje. Trolle zawsze wracają na miejsce zbrodni.  

Vyzard-  I 've read it once more. Apologe accepted.

I've a reason to smile too, as you said 'Trolle zawsze wracaja na miejsce zbrodni' You come back too;-)

Will get to your stories now:-)

Regards

Z pewnym opóźnieniem, ale jestem. Przeczytałam, bo przecież nie mogłam darować sobie Twojego opowiadania, i niniejszym wyznaję, że targają mną uczucia. Pozytywne.    

 

Z jednej strony – napisałeś ten tekst sprawnie, z właściwym sobie poczuciem humoru i wykorzystaniem doświadczeń, jak mniemam, osobistych. W dodatku jakbyś mężczyzną wcale nie był. To niewątpliwy plus.

 

Z drugiej strony szereg scen początkowych, dość szczegółowych, pozwala dobrze poznać obyczaje panujące podczas sabatu czarownic i towarzyszących mu imprez. To też zapisuję Ci na plus.

 

Strona trzecia – postaci. Nie mam zastrzeżeń do sposobu w jaki pokazałeś młodziutkie czarowniczki. Ona takie teraz są, czy tego chcemy, czy nie. I mówią tak. I jakkolwiek nieco mnie to razi, wiem, że z tego luzu wyrosną. Nie skreślajmy ich. Mam wrażenie, że minął już czas, kiedy czarownice zwabiały dzieci do chatek z pierników a utuczywszy, pożerały pacholęta. Czarownice zazdrosne o urodę, już nie podsyłają konkurentkom zatrutych jabłuszek. Nastały bowiem takie czasy, że wszystkie czarownice są śliczne i miłe. Chyba, że ktoś tego nie widzi. Ja to wiem, bo mam same ładne i miłe koleżanki. Tedy stronę trzecią również ozdabiam plusem.

 

Podsumowując – nie mam się do czego przyczepić. Mogę tylko cierpliwie czekać na mój ulubiony ciąg dalszy.

 

Została mi strona czwarta – ostatnia. Tak sobie myślę, że może to i dobrze, iż poznałam Leę dopiero dzisiaj. Ominęła mnie wielka burza z piorunami, przychodzę z własną opinią i wpisuję ją jako  SETNY  KOMENTARZ! Jeszcze tylko kilka osób odniesie się do tego co tu napisałam i Marcin wskakuje na sam początek listy!

Z tego powodu stawiam czwarty plus. I żeby nikomu nie przyszło do głowy, że postawiłam krzyżyk!

 

Pozdrawiam.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Brakowało mi Twojego komentarza Regulatorzy :) Cieszę się że już wróciłaś :)

Sielanka przeradza się w coś mrocznego. Niezły tekst, może nie od razu piórkowy, ale czytało się dobrze i czekam na ciąg dalszy.

Pozdrawiam.

Ostatnio mam sporo zajęć, więc przeczytałem dopiero teraz. 

Dwie beztroskie nastolatki, bujające w obłokach, szukając zabawy popadają w tarapaty. Wkraczają w dorosły świat dostając ciężką rzeczywistością po głowie. Chciałoby się rzec - samo życie. Może dlatego bieg wydarzeń był troszkę przewidywalny.

Podobało mi się. Przeczytałem z przyjemnością.

Marcinie, odezwij się do mnie na maila w sprawie Ryszarda.

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Na początku sie przestraszyłem, że coś się stało...serce mi na chwile zamarło....

ufff...

 

POGŁOSKI O MEJ SMIERCI SA PRZESADZONE.

Ale obaj macie pomysły!!! A niech Was... Sama się wystraszyłam.

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

 

A w swoich opowiadaniach, Basiu, tak hojnie szafujesz śmiercią...

Fajne :)

Przynoszę radość :)

Nowa Fantastyka