- Opowiadanie: przeblysk - Zlodowacenie

Zlodowacenie

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Zlodowacenie

Pięćdziesiąty drugi rok po zlodowaceniu. Piąta epoka lodowcowa. Dzień – nieznany. Miesiąc – nieznany. Pora roku – trudna do określenia. Jeszcze pięć lat temu półtorametrowe zaspy wskazywałyby lato, ale obecnie nic nie jest tak oczywiste. Anomalie pogodowe stały się normą i P. przestał się zastanawiać jakie święta należy obchodzić, i czy w ogóle należy obchodzić. Dzień był podobny do dnia, nieodróżnialny na kartach kalendarza. Świtało. P. wracał z pracy przedzierając się przez świeże zaspy. Przedreptał przez podjazd rozganiając wygrzewające się koty i gołębie. Przestarzały system grzewczy wykazywał duże straty ciepła ku uciesze zwierząt. P. nie potrafił rozstawać się ze starociami, może z sentymentu dla minionych czasów, a może z przyzwyczajenia, sam nie wiedział. W przedsionku uderzył go podmuch ciepłego powietrza. Strzepnął z czapki kupkę śniegu i podszedł do panelu sterowniczego, by sczytać wewnątrznarządowy chip.

 

„Witamy w domu” – rozległ się przesłodzony damski głos. „Aktywuję standardowy protokół powitania: motyw – Sahara 140, soundtrack – Vivaldi – Lato.”

 

W pokoju zaatakowały go drobne ziarenka piasku. Pseudopiksele w ekspresowym tempie usypywały wydmy. Z kuchni nadciągała ściana pyłu. P. z irytacją spojrzał w tamtym kierunku zastanawiając się, gdzie mógłby się przed nią skryć. Jedynym rozsądnym miejscem wydał się stół, gdyż reszta mebli została rozpikselowana i zmieniona w sypkie kupki. Co gorsza, po nogawce wspinał się nibyskorpion. Wejdzie, ugryzie. Maksimum wrażeń we wszystkich wymiarach. Takie rzeczy tylko w quasi-rzeczywistości. Wirtualny świat już dawno przestał wzbudzać jakiekolwiek emocje. Teraz odczuwamy bardziej, mocniej, namacalnie. Zaczął skakać na jednej nodze próbując strzepnąć intruza. Wpadł na stół. Uderzył się o krzesło.

 

– Dwuwymiar – krzyczał. – Dwa D, Junona. Włącz grafikę dwuwymiarową!

 

„Włączono opcję dwuwymiarową” – zaszczebiotała od niechcenia.

 

Pseudopiksele zawirowały w powietrzu niczym rój spłoszonych much i zespoliły się ze ścianami. P. był pewny, że skorpiona rozczarowała niemożność wpuszczenia jadu w jego udo. Roztarł poobijane miejsca.

 

„Użytkownik ‘Listonosz’ prosi o umożliwienie dostępu”

 

– Wpuść go.

 

Przesunął palcem po ścianie z satysfakcją powodując lawinę w zminiaturyzowanej skali.

 

– Panie Janku, pan wejdzie. Straszny ziąb dzisiaj. Może kieliszeczek na rozgrzewkę?

 

– Ziąb, jak ziąb. W końcu mamy epokę lodowcową – zaśmiał się. – Paczka dla pana.

 

Wszedł, rozsiadł się wygodnie na krześle. P. rozstawił szklanki i wypełnił je ciemnoczerwoną nalewką.

 

– To książka, prawda?

 

– Słucham?

 

– Paczka.

 

– A, tak. Homer; w całkiem dobrym stanie.

 

– Pan to zawsze jakieś starocie wynajdzie. Nie pamiętam kiedy ostatnio miałem papier w rękach. Mogę?

 

P. rozpakował paczkę. Pan Jan z rozczuleniem obracał zadrukowane kartki. Zgrabiałe i poodmrażane palce nie radziły sobie z delikatnym papierem.

 

– Mój dziadek miał cały regał wypełniony książkami. Każda litera wydana w osobnym tomie. Wyobraża pan sobie? Na grzbietach błyszczały złote litery. Miałem wtedy dziewięć lat – powiedział jakby się tłumacząc. – Była wiosna. Pamięta pan wiosnę? Nie, nie może pan pamiętać. Za młody pan jest. – P. nie pamiętał.

 

Pan Jan wychylił kieliszek i kontynuował opowieść wpatrując się w burzę piaskową rozgrywającą się na ścianie.

 

– Zazwyczaj wyciągałem literę E, sam nie wiem dlaczego. Siadałem z książką pod stołem i czytałem hasło za hasłem. Babcia przynosiła mi mleko i ciasteczka. Wtedy myślałem, że tak będzie zawsze.

 

Listonosz na dobre przeniósł się w czasy przedlodowcowe. Wzrok utkwił gdzieś w przeszłości. P. uzupełnił puste szklanki.

 

– Pokażę coś panu – powiedział z figlarnym uśmiechem. – Junona przejdź na tryb wspomnień. Zapis z dzisiaj. Godzina 7.35.

 

„Odmowa dostępu.”

 

Podszedł do panelu sterowania, zeskanował chip, wpisał hasło. Pseudopiksele zaczęły odrywać się od ścian wybiórczo wygaszając pustynny krajobraz. W tle grał „Marsz imperium” Johna Williams’a. Drobinki w kształcie oktaedrów opadały na ziemię rozbryzgując się jak krople rtęci. W powietrzu unosiła się srebrzysta mgławica, która jak na komendę opadła nabierając barw i faktur. Wielościany ustawiały się jeden na drugim imitując obrazy, lampy, parkiet, komodę, a nawet zdjęcia poustawiane na kominku. Światło wpadało przez okno wychodzące na wielkomiejskie blokowisko. Pod nogami puszył się wyblakły perski dywan wyprodukowany w Zamościu. W pokoju panował ciężki zaduch. Warunki mikroklimatyczne nie spełniały stanowych norm klimatycznych. Było to działanie na pograniczu prawa, o czym informował czerwony alert irytująco migający na głównym panelu. Zmienił się soundtrack, choć słodki głos Junony 146 nie zasygnalizował tego. Doskonale słyszeli ciche pomruki dziadka oraz nucenie babci zakłócane przez krople z topniejącego śniegu rytmicznie uderzające o metalowy parapet. Z kuchni zaczął dochodzić zapach mleka, czekolady i otrębów. P. z dumą rozejrzał się po pokoju. W końcu zwrócił się w stronę pana Jana oczekując aprobaty, jednka jego reakcja była zupełnie odmienna. Listonosz wcisnął głowę głęboko między ramiona, które drżały w niepokojący sposób.

 

– Junona sprzątnij to wszystko – wykrzyknął P.

 

„Nie rozumiem polecenia”

 

– Wyłącz to, do cholery.

 

„Odmawiam”

 

– To…hibernacja! Stan wstrzymania! Uśpij to! Standby, Junona! Zmień tryb!

 

„Proszę czekać, przechodzę w stan wstrzymania. Temperatura pomieszczenia zostanie obniżona do dwóch stopni Celsjusza, aby anulować wciśnij C. Odcięcie zasilania pseudopikseli za dziesięć sekund, aby anulować wciśnij C…”– metaliczny głos wyraźnie wymieniał kolejne formułki, a dom zmieniał się w ciemny, betonowy bunkier.

 

Zniknęły meble, okna i zielone tapety. Pośrodku stał tylko drewniany stół i para krzeseł. Ciche łkanie odbijało się echem w pustych ścianach. P. czekał. Tak było lepiej. Po jakimś czasie pan Jan wstał i sięgnął po książkę leżącą na stole. Spojrzał pytająco na właściciela. P. skinął głowa i Homer zniknął w pojemnej torbie listonosza.

 

– Muszę już iść, do widzenia.

 

– Do widzenia.

 

P. usiadł na krześle wpatrując się w ciemność sufitu. Pozwalał, by zimno wnikało przez skórę. Długo zastanawiał się nad tym, co zaszło. W końcu wydał komendę. Pseudopiksele rozbiegły się po ścianach wybarwiając standardowy, pustynny motyw.

Koniec

Komentarze

Gratuluję tematu. To rzadkość. Zimno się robi przy czytaniu. Ten brak perspektyw.

Szkoda tylko, że nieco schematyczne. Po raz pierwszy chyba Lem to napisał.

Jedna uwaga: Według mnie powinno się pisać "zczytać" jak "zjeść"

Inne uwagi pozostawiam mającym akurat dyżur.

Podobało mi się. Aż zajrzałam do słownika, bo wydawało mi się, że "sczytać" jest poprawnie. No i wg SJP PWN - jest. Sczytać - jak sczeznąć :). Pozdrawiam. 

    Nadal bez nowego edytora i tekst wizualnie  wygląda źle. Im Westen nichts Neues.

Powstawiaj, Koleżanko, brakujące spacje. Przyjrzyj się interpunkcji --- nie jest bardzo źle, ale kilka przecinków "zjadłaś". Liczebniki (poza nielicznymi wyjątkami) zapisujemy w beletrystyce słownie. Pięćdziesiąty drugi rok po zlodowaceniu. Dwuwymiar, w dwóch wymiarach, nie 2D. Klawiatura nie rozsypie się z powodu wystukania na niej kilkunastu znaków więcej, Twoim palcom też nie zaszkodzi ta odrobina dodatkowej gimnastyki. Zdecyduj się, czy używasz dywizu, czy półpauzy w zastępstwie myślników.  

Sam tekst, pomysł, na jakim został oparty, i wykonanie w sumie są dobre. Obrazek, zbliżenie na szczegół, które to zbliżenie potrafi niejednokrotnie przekazać czytelnikom więcej, niżby przekazała panorama dziejów i postaci.

Ocha

A ja proponuję używać raczej rozumu niż słownika

Niestety to pierwsze jest typowo polskie + pouczanie

? Jest albo poprawnie, albo nie. I tyle.

Smutne. Podoba się.

Pozdrawiam :)

No, może być. Nie powala, ale może być.

No, może być. Nie powala, ale może być.

Całkiem udana scenka. Podobał mi się motyw z encyklopedią.

pozdrawiam

I po co to było?

Jedna uwaga: Według mnie powinno się pisać "zczytać" jak "zjeść"

To ja tak w ramach obowiązków Grammar Nazi: obecność przedrostka s lub z zależy od tego, czy słowo podstawowe zaczyna się na głoskę dźwięczną czy bezdźwięczną.

fioletowy - sfioletowieć

zielony - zzielenieć

idiotyczny - zidiocieć (samogłoski są dźwięczne).

To tak na przyszłość, może komuś się przyda. :-)

I wszystko jasne. :)
Opowiadanie dobre. Takie na zimę...

"Pierwszy raz w życiu dałem się zabić we śnie. "

Fajnie zbudowany klimat, dobrze się czytało. Fakt, w sam raz na mroźne dni :)

Nowa Fantastyka