- Opowiadanie: Visenya - Sen o zagładzie

Sen o zagładzie

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Sen o zagładzie

 

Słowem wstępu – opowiadanie, do którego należy ten fragment, napisałam na podstawie "Pieśni lodu i ognia", jednak nie nawiązuje bezpośrednio do treści, więc osoby niewtajemniczone nie powinny mieć żadnych problemów ze zrozumieniem akcji. Życzę miłej lektury ;)

 

 

 

 

 

 

 

Stałam na jednym z wielu wzniesień otaczających zatokę, która wraz z pierwszymi promieniami wschodzącego słońca, w normalnych okolicznościach, właśnie budziła by się do życia. Dziś jednak, za moją sprawą, morską wodę mąciły kolejne dzioby ogromnych drakkarów z godłem mego rodu widniejącym na żaglach. Na plaży setki wojowników załadowywały na statki prowiant i zaopatrzenie, brodząc w drobnym piasku ciężkimi od wilgoci butami. Kawałek dalej, w bezpiecznej odległości od zamieszania przygotowań, stała grupa kobiet, nucąc do bogów modlitwy o bezpieczny powrót mężów, synów i ojców. Przez chwilę wydawało mi się nawet, że słyszę ich głosy mącące ciszę, jaka zapadła nagle, gdy ziemię przeciął ogromy cień, posuwający się wzdłuż wybrzeża. Za nim wkrótce pojawiły się cztery kolejne, wypełniając powietrze swą niezwykłą muzyką.

 

Młody smok, zwinięty u mych nóg, podniósł swój niewielki łepek pokryty ciemnymi jak noc łuskami, które zalśniły w blasku słońca. Widząc swoich wzbijających się do lotu pobratymców, rozłożył błoniaste skrzydła zakończone czerwonymi pazurami i nieumiejętnie zatrzepotał nimi na wietrze. Pogładziłam go po głowie w uspakajającym geście, choć sama nie mogłam wyzbyć się niepokoju, jaki na dobre zagnieździł się w mym żołądku, nie dając się zwalczyć najszczerszymi zapewnieniami o rychłym zwycięstwie. Mimo, iż poranek był wyjątkowo chłodny jak na tę część świata, ubrałam swą najlepszą suknię z lekkiego, niebieskiego jedwabiu wyszywaną srebrną nicią, oraz drogą biżuterię z kryształów górskich. Kolejne miesiące miały ostatecznie zadecydować o przyszłości moich ludzi, ocalić ich przed zagładą i teraz, kiedy mój ojciec wraz z bratem wyruszali w świat, to ja musiałam stać się ich oparciem. Nawet jeśli sama obawiałam się tego, co przyniesie kolejny dzień.

 

Z tęsknotą spojrzałam za siebie, na ogromny, stary zamek, stojący na wysokim wzniesieniu z czarnej, chropowatej skały, niespotykanej nigdzie indziej. Wszystkie jego mury wyłożone były płytami smoczego szkła, które odbijając kolory morza i nieba dawały wrażenie, iż cała budowla błyszczy wszystkimi odcieniami błękitu. Wysokie, łukowate mosty nad alejami i ogrodami skonstruowane zostały za pomocą nieznanej mi magii, tak samo jak plątanina podziemnych przejść, do których dostęp miały tylko osoby ku temu upoważnione. Nie należałam do nich. Rzeźbionych bram strzegły starożytne runy, a każda z komnat posiadała przynajmniej jeden balkon oraz kilka wielkich okien, wpuszczających do środka światło, które ożywiało widniejące na ścianach i podłogach mozaiki. Było to najwspanialsze miejsce stworzone przez człowieka i w mych oczach wzbierały łzy na myśl o jego opuszczeniu.Wychowałam się wśród pełnych kolumn korytarzy. Hale z wysokim, kopulastym stropem były moim domem. Do teraz.Na jednej z licznych, strzelistych wież przysiadła Maythaya, ogromny smok mego ojca o złocistych łuskach, z zaciekawieniem obserwując całe zamieszanie. Była ona najstarszym z gadów, matką reszty z nich. Kilka miesięcy temu złożyła ona trzy kolejne jaja, z których niedawno wykluły się pisklęta, w tym zwijający się u mych stóp podrostek.

 

Jedno z nich od początku było przypisane dla mnie, jako że wraz z moim bliźniaczym bratem jako ostatni z rodu nie posiadaliśmy własnych. Gdy ojciec po raz pierwszy pokazał mi legowisko, pisnęłam z radości.

 

– Ten będzie mój. – Gaemon podniósł z leżyska owal w mieszaninie barw: jasnobrązowej i rdzawoczerwonej. Było największe ze wszystkich i prawdopodobnie miało wykluć się jako pierwsze. Ja jednak zawahałam się chwilę.

 

– Wybierz któreś, Daenys – powiedział z uśmiechem, przepuszczając mnie przodem przez żelazne drzwi. Świeżo upieczona matka poruszyła się niespokojnie wyczuwając mój zapach, jednak po uspokajających słowach króla znów umościła się wygodnie na posłaniu, pozwalając mi się zbliżyć. Niepewnie podeszłam i rozgarnęłam palcami ściółkę. Już po chwili moim oczom ukazały się dwa pozostałe jaja. Wzięłam jedno do rąk. Pokryte było błyszczącymi, czarnymi łuskami na środku i krwistoczerwonymi od zewnątrz. Widocznie odstawało od reszty swoim niewielkim rozmiarem i obawiałam się, że znajdujące się w nim pisklę jest już martwe i nigdy się nie wykluje. Jednak może właśnie dlatego od razu przycisnęłam je do piersi w obronnym geście, nie chcąc nawet patrzeć na ostatnie.

 

– Wybieram tego – szepnęłam, gładząc je delikatnie.

 

Od tamtego czasu minęło zaledwie kilka tygodni, a mój wybranek, wbrew oczekiwaniom, zdążył przerosnąć swego brata i siostrę niemal dwukrotnie, choć nadal nie był większy od żadnego z zamkowych hartów.

 

– Daenys! – Usłyszałam za sobą wołanie. Gdy się odwróciłam, ujrzałam Gaemona w pełnym rynsztunku bojowym, biegnącego w moim kierunku. Wtedy właśnie wszystkie bariery, które utrzymywały mnie we względnym spokoju – pękły i ze łzami w oczach wpadłam bratu w ramiona.

 

– Co ty tu robisz? Flota już szykuje się do rejsu, słyszę ostatnie przemowy!

 

– Nie mógłbym zostawić cię bez pożegnania – szepnął, przytulając policzek do moich splecionych włosów, tak samo srebrzystych jak jego.

 

Miał dopiero dziesięć lat, a już wyruszał na wojnę. Podbój obcych krain, w poszukiwaniu nowego miejsca do życia. A wszystko to za moją sprawą.

 

Sprawą snu, który śniłam.

 

***

 

– Widziałam śmierć i zniszczenie. Czarne chmury, tak niepodobne do żadnych, jakie oglądały ludzkie oczy, zaścieliły niebo, odcinając ziemię od słońca i pogrążając ją w nieprzeniknionych ciemnościach. Wtedy to zginie wszystko, co stworzyli dla człowieka bogowie. Każda najlichsza istota odda się szaleństwu, starając się po omacku ratować liche życie, nie szczędząc cudzej krwi i biada temu, kto zadaniu podoła. Reszta zezwierzęconych, zdziczałych grozą istnień doświadczy straszliwej zemsty Baleriona, który pod najwspanialszym z grodów rozewrze skały, a miast krwi tryśnie z nich czysty ogień i siarka.

 

Każda budowla rozsypie się w proch i przykryje szarymi popiołami, a legenda o niezwykłej cywilizacji zatrze się wraz z czasem i jego mieszkańcami. Najdoskonalsza rasa, która w ogniu dostrzega swój początek – w ogniu zginie. Jej srebrzyste włosy strawią czerwone płomienie, fiołkowe oczy wypłyną od żaru, czerniącego węglem białą skórę, a wielkie smoki zapłaczą nad losem swych ludzkich pobratymców.

 

Nie ma ratunku.

 

Tymi słowy kilka dni temu opisałam swą marę ojcu, od zawsze ufającego moim wizjom, które niezmiennie się sprawdzały.

 

– Kiedy? – spytał ktoś, gdy powtórzyłam to na forum całego dworu.

 

– Za dwanaście lat od dzisiejszej nocy.

 

W sali zaległa nie zmącona najmniejszym szmerem cisza, a siedzący na wysokim tronie mężczyzna nawet nie drgnął. Coś się jednak zmieniło. Niewielka wariacja, jaką dostrzegłam tylko ja, a która wprawiła mnie w niezwykły lęk. Byłam jednak krwią smoka i większa część tam obecnych skupiała na mnie pełne niepokoju spojrzenia, oczekując choćby promyczka nadziei, więc nie spuściłam nawet wzroku, kiedy w oczach mego ojca dostrzegłam pierwsze zarzewie szaleństwa.

 

-Wprowadźcie róg – powiedział cicho lodowatym głosem, od którego przeszły mnie ciarki na plecach. Z bardziej odległych końców sali dosłyszałam zaniepokojone szepty, kiedy pięciu sługusów wniosło na drewnianych noszach ogromną konstrukcję z kości, zdobioną jasnym złotem, na którym wyryte zostały runy zaklęć, jakich nie odważyłam się przeczytać.

 

-Kto? – zapytał ostro król, piorunując wzrokiem tłum – Kto?!

 

Po dłuższej chwili milczenia, z ciżby wyłonił się młody mężczyzna w wieku około dwudziestu lat. Kiedy przyjrzałam się bliżej jego twarzy, rozpoznałam go. Miał na imię Aegon. Pamiętałam z czasów dzieciństwa jego niezwykle długie jak na chłopca włosy, w srebrzysto-złotym kolorze, tak typowym dla mych krajan.

 

Kiedyś pobieraliśmy razem nauki i spędzaliśmy czas na zabawach w ogrodzie.

 

Kilka księżyców temu mianowano go jednym z generałów armii.

 

Teraz, szedł w kierunku tronu na pewną śmierć.

 

Z wysoko uniesioną brodą i niesamowitym światłem w oczach, przypominał mi Azora Ahai, znanego z opowieści nauczyciela – niezwykłego herosa, który zstąpił na ziemię z mieczem nazwanym Światłonośną w ręku by rozproszyć ciemność.

 

Odziany w skórzane spodnie i dwa pasy ze smoczej skóry, przecinające tors na krzyż, młodzieniec powagą klęknął przed obliczem władcy, jednak przed jedną setną chwili zdawało mi się, że posyła mi nieco figlarny, zadziorny uśmieszek, który tak dobrze znałam.

 

Jeśli się pomylisz – wygram i będziesz musiała spełnić jedną moją zachciankę.

 

Jednak moje sny jeszcze nigdy mnie nie zwiodły i mimo jego usilnych starań, zawsze to ja byłam górą. Pewnego dnia przepowiedziałam mu, że w najbliższym czasie stanie mu się krzywda, więc całe dwa dni spędził uparcie w łóżku, zarzekając się, że będzie bezpieczny. Kiedy zaczynałam już tracić pewność, obsługująca go pokojówka potknęła się o leżące na ziemi prześcieradło i oblała go wrzątkiem, po czym do dziś ma bliznę. Po tym wydarzeniu w żartach nazwał mnie Śniącą, które to określenie rozniosło się po pałacu z prędkością wiatru i przylgnęło do mnie na stałe.

 

Teraz jednak, po raz pierwszy zaczęłam wątpić. Co jeśli to nie wielka Meraxes zesłała mi wizje, lecz była to zwyczajna mara? Jeśli on umrze na darmo, właśnie przeze mnie? Czy historia zapamięta jego imię?

 

Wtem, powietrze przeszył ogłuszające zawodzenie, nieporównywalny z żadnym innym dźwiękiem. Ziemia zadrżała, a ja padłam na kolana, zasłaniając dłońmi uczy. Dopiero kiedy ustał, odważyłam się otworzyć zaciśnięte do tej pory powieki i ujrzała wokół siebie ludzi kulących się na ziemi. Setki otwartych ust, z których kolejno wydobywały się zaskoczone westchnienia, gdy ich oczy padły na długą rysę w rogu i bezwładne ciało leżące obok niego.

 

– Co teraz? – spytał ktoś, jednak musiał powtórzyć to kilkakrotnie, zanim przytępiony słuch zebranych dokładnie odczytał przekaz.

 

– Pozostaje czekać – szepnął mój brat.

 

***

 

– Zaopiekujesz się Vhaegarem, kiedy mnie nie będzie? – Z zamyślenia wyrwał mnie głos Gaemona, który nadal trzymał mnie za ręce. Jego smok, tak jak i mój, był zbyt młody by brać udział w bitwie, więc wraz z ich siostrą pozostawały na zamku, w czasie gdy reszta została zabrana na podbój.

 

– Możesz być o niego spokojny.

 

Trwaliśmy tak jeszcze przez dłuższy czas, zanim nie rozległy się nawoływania.

 

– Uważaj na siebie, dobrze? – krzyknęłam, gdy odchodził. Posłał mi jedynie krzepiący uśmiech i zniknął za jednym z skalistych wzgórz Valyrii. Gad przy moich nogach postąpił kilka kroków do przodu, a z jego pyska uleciał niewielki obłoczek dymu, który poszybował z wiatrem ku niebu by wkrótce rozpłynąć się na wysokości.

– On wróci, Balerioie – zapewniłam go – Znajdzie nam nowy dom.

Koniec

Komentarze

    Tradycyjnie --- nadmiar wyrazu "który" i czasownika "być".  Naprawdę nie ma innych? 

Na samym początku muszę przyznać, że "Pieśń Lodu i Ognia" znam tylko i wyłącznie z pierwszej serii HBOwskiej produkcji (bardzo nad tym boleję, ale niestey, wszystkie okoliczne biblioteki od dłuższego czasu skutecznie uniemożliwiają mi zapoznanie się z książką), nie mogę zatem ocenić powiązań z książką. Jednak z tego, co mogę powiedzieć: widać, że jest to fragment --- akcja się dopiero zawiązuje. Gdzie reszta? Przeczytałem wstęp i samiuśki początek rozwinięcia. Gdzie reszta rozwinięcia i zakończenie?

 

Co do błędów, to były jakieś powtórzenia, jakieś niezgrabności, ale nie będę wracał, pewno i tak ktoś je wytknie.

W całości opowiadania jest to tylko prolog. ;) Bez sensu byłoby wstawiać całe, bo to kawał tekstu, którego i tak by pewnie nikt nie przeczytał. Umieściłam bardziej dla podszlifowania swoich umiejętności, bom dopiero początkująca. Dziękuję za oba komentarze. 

A ile gdzieś liczy ten kawał tekstu, jeśli można wiedzieć?

Jestem przy 8 rozdziale - razem 34 storny.  ;)

Jesteś pewna, że to jeszcze opowiadanie? ;)

W każdym razie, mam nadzieję, że, gdy już doszlifujesz, pozwolisz nam poznać dalszy ciąg. Jednak wiem z doświadcznia, że szlifować umiejętności najlepiej jest na krótkich tekstach. 

Dziś jednak, za moją sprawą, morską wodę mąciły kolejne dzioby ogromnych drakkarów z godłem mego rodu widniejącym na żaglach. Na plaży setki wojowników załadowywały na statki prowiant i zaopatrzenie, brodząc w drobnym piasku ciężkimi od wilgoci butami.  ---> wydaje mi się, że dzioby jakichkolwiek statków nie mącą wody, lecz tę wodę tną, rozcinają itp. Dalej: opisujesz scenę ładowania ekwipunku na drakkary, a więc drakkary jeszcze nie odpływają --- co zatem robią żagle na ich masztach? Żeby ładniej było? Poza tym prowiant i zaopatrzenie za bliskie są znaczeniami, proponuję prowiant i broń, zapasy na drogę i broń, coś w tym stylu. Raczej nie brodzi się w piachu --- brnie się, miesi się piach ciężkimi od wilgoci butami.  

(...)  stała grupa kobiet, nucąc do bogów modlitwy o bezpieczny powrót mężów, synów i ojców.   ---> modlitwy zwykle kieruje się do bogów, więc do doprecyzowanie jest zbędne.  

(...)  mącące ciszę, jaka zapadła nagle, gdy ziemię przeciął ogromy cień, posuwający się wzdłuż wybrzeża. Za nim wkrótce pojawiły się cztery kolejne, wypełniając powietrze swą niezwykłą muzyką.  ---> cień ziemię przecina, czy cień na ziemię pada? Cienie wypełniają powietrze muzyką? Coś mi się wydaje, że piszesz, aby było ładnie, ale niekoniecznie z sensem...  

Widząc swoich wzbijających się do lotu pobratymców, (...)  ---> chwila moment. Na ziemię padły cienie, znaczy, smoki już były w górze, czyli leciały. Jakim sposobem dopiero teraz wzbijają się do lotu??  

Mimo, iż poranek (...)  ---> nie zawsze przed "że" stawiamy przecinki, nie zawsze...  

Do teraz.Na jednej (...)  ---> spacja.  

Jedno z nich od początku było przypisane dla mnie, jako że wraz z moim bliźniaczym bratem jako ostatni z rodu nie posiadaliśmy własnych. ---> Zawczasu przepraszam za brzmienie komentarza. W poprzednim zdaniku mowa o zniesieniu przez smoczyce jaj. Jedno z nich było przypisane, czy przeznaczone? Przypisujemy coś do kogoś, dla kogoś przeznaczamy. No i czego bohaterka i jej brat bliźniak nie posiadali własnych? Jaj? Czy jednak smoków? Popraw to. Zaimki potrafią, gdy ich nie pilnować, namieszać...  

===============  

Myślę, że te kilka uwag wystarczy jako podpowiedź, na co powinnaś uważać podczas pisania.  

Ogólnie nie jest źle. Nawet jest stosunkowo, w porównaniu do wielu innych debiutów na stronie, całkiem całkiem. Ale nie spiesz się, sprawdzaj po trzy razy...

O ile mi wiadomo to pisze się "chart" a nie "hart".

To tak jakby ktoś wetknął nóż pod żebro przy czytaniu.

A o co chodzi w tym opowiadaniu?

"Nóż pod żebro", "zgrzytanie zębów", "gwałcenie oczu".... macie bardzo barwną paletę porównań w komentarzach. ;) To chyba tutejsza moda.

Nie potrafię ci wyjaśnić sensu, bo nie rozumiem, czego nie rozumiesz.

W sumie to nie ma niczego do rozumienia albo nierozumienia, po prostu wstęp do dłuższej całości i tyle.

Publikowanie wstepów, fragmentów i tym podobnych jest ryzykowne i, szczerze powiedziawszy, przeważnie niezbyt mile tu widziane ;) Z kolei pisanie utworów jawnie czymś inspirowanych i do czegoś nawiązujących jest jeszcze bardziej ryzykowne. Jeśli ktoś nie zna utworu do którego nawiązujesz może się znięchęcic, natomiast jeśli zna, zawsze będzie do niego porównywał. I raczej niestety wiadomo na czyją korzyść zawsze takie porównanie wypadnie...Ale jeśli się tego nie boisz, to próbuj, czemuż by nie? ;)

Tak więc, o ile ktoś już wcześniej tego nie napisał, to moja rada jest taka - napisz coś, może być i krótkiego, ale kompletnego. Z początkiem i zakończeniem. Bo tylko do takiego utworu można naprawdę się jakoś odnieść.

Wstęp wygląda zachęcająco, ale masz rację jak wstawisz bardzo długi tekst to niestety zyskasz niewielu czytelników.

Zdania są przeładowane informacjami oraz nie udało ci się uniknąć zaimkolozy.

pozdrawiam

I po co to było?

Prolog taki sam jak setki innych, niczym nie przyciągnął mojej uwagi. Błędy wymienili przedmówcy.

 

Pozdrawiam.

Nowa Fantastyka