- Opowiadanie: Dzio - Nora i Beniek (cz. I)

Nora i Beniek (cz. I)

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Nora i Beniek (cz. I)

Od wczesnego ranka padał śnieg. Prószył tak intensywnie, że w kilka godzin pokrył szare, brudne otoczenie swoją bielą. Nora uwielbiała takie chwile. Najczęściej siadała wtedy na parapecie okna z kubkiem gorącej, aromatycznie pachnącej herbaty i obserwowała zmagania ludzi z siłami natury, a trzeba przyznać, że w takie dni jak dzisiejszy było co obserwować. Łopatoludzie pracowali niczym maszyny, by odśnieżyć chodniki, a co odśnieżyli, to na to miejsce po chwili biały puch znowu osiadał grubą warstwą. Pchajblaszaki, nieczęsto ujawniający się, dziś, co kilka chwil pomagali samochodom, by te mogły pełnić swą powinność.

 

Popijając gorący napój, uśmiechała się do swojego ledwo widocznego w szybie odbicia. Nie był to złośliwy uśmiech, raczej spokojny i odprężający. Cieszyło ją, że nie słyszy ciągłych narzekań wiecznie zabieganych białych bałwanów. To były jedyne z nielicznych okoliczności, w których dziewczyna potrafiła się wyciszyć.

 

Po chwili zauważyła przypatrującego się jej jednego z bałwanów. Zaczął machać rękami w różne strony i podskakiwać. Rozpoczął to swoje wydziwianie w chwili, gdy zaczerpnęła łyk herbaty, a że wyglądało to zgoła komicznie i mimo, że uwielbiała smak napoju, to nie mógł on jej przejść przez gardło, przez co wylądował na szybie.

 

– A cóż to za tańce ten kretyn wyprawia!? Jak go dorwę, to mu nogi z dupy powyrywam – mruczała do siebie nerwowo jednocześnie wycierając szybę rękawem swetra. Po chwili chwyciła za telefon i wystukała dobrze znany sobie numer. Słuchając sygnału połączenia, patrzyła nienawistnym wzrokiem na wydurniającego się pajaca.

 

– Beniek! Czyś Ty do końca zgłupiał? Szaleju się najadłeś, czy co cię opętało, takie cyrki odstawiać pod moim blokiem!

 

– Halo…

 

– Jakie Halo! Przez ciebie, idioto musiałam szybę ścierać.

 

– Mnie też jest miło, a szybę to powinnaś sobie umyć, a nie ścierać jakąś brudna szmatą – odpowiedział jej spokojnie, jak zwykł to robić.

 

– Ty pawianie! To nie szmata tylko mój sweter. Czego rżniesz pajaca? Nie możesz normalnie wleźć na górę i powiedzieć, o co Ci chodzi?

 

– Po pierwsze, niech będzie, że sweter, to i tak nie zmienia faktu, że szyby byś sobie mogła porządnie wyczyścić. Po drugie, nikogo nie rżnę, bo nie noszę przy sobie takiego sprzętu. Po trzecie…

 

– A masz taki sprzęt? – spytała zdziwiona.

 

– Nie przerywaj mi jak mówię, bo to nieładnie. – Nora zacisnęła zęby. Wiedziała, że nie ma sensu przerywać mu wykładów, bo będą trwały dwa, a co bardziej prawdopodobne cztery razy dłużej. – Tak nie robią dobrze wychowane panienki. – Kontynuował powoli i spokojnie. – Po trzecie, właśnie chciałem przyjść do Ciebie, ale masz popsuty domofon. Zauważyłem, że siedzisz, znowu, jak jakieś zwierzę na tym swoim parapecie, więc pokazywałem na migi, że nie mogę się dostać do Twojego mieszkania.

 

– Skończyłeś?

 

– Tak.

 

– To teraz ja Ci coś powiem. Zamiast pajacować, nie lepiej było Ci zadzwonić na telefon, żebym zlazła i Ci te pieprzone wrota do mojego pałacu odemkła!?

 

– Nie mówi się „odemkła”, tylko otworzyła.

 

– Och, zamknij się wreszcie! – wrzasnęła i rzuciła telefon na fotel. Tak jak stała, wybiegła na klatkę schodową. – Za co mnie to wszystko spotyka – marudziła – tyram z czwartego, żeby temu kretynowi drzwi otworzyć. Zachciało mu się cyrki odprawiać, a wszystko było takie wspaniałe. Było, bo poszło sobie ryby łowić latem…

 

Pierwsze, co ujrzała po otworzeniu drzwi, to ogromne oburzenie malujące się na twarzy przyjaciela.

 

– Dziewczyno! Czy ty lustra w domu nie masz? Wszak wyglądasz jak jakiś lump.

 

– Czego się czepiasz? Właź, bo zimno.

 

– Czy Twoje włosy spotkały dzisiaj grzebień? A ten, jak go nazwałaś, sweter, dalej na sobie masz!? Już dawno powinnaś go ściągnąć i szczerze, to nie pierz, lepiej się tego pozbądź na dobre.

 

– Nie denerwuj mnie, nie mam ochoty stroić się w piórka jak jakiś pawian!

 

– Paw. Pawian, to małpa, nie ma piór.

 

– Taaaa, faktycznie, nie masz piór – odgryzła się.

 

– Zamierzasz tak tu stać i dyskutować o ptactwie i małpach, czy zaprosisz mnie w końcu do mieszkania?

 

– Wchodź i milcz! Ani jednego słowa więcej.

 

W takiej atmosferze dotarli do mieszkania i weszli do pokoju, w którym uprzednio urzędowała Nora.

 

– No, więc czego? – spytała po dłuższej chwili zniecierpliwiona dziewczyna.

 

– Jak widzę, mieszkanie też nie pamięta dobrych czasów zwanych porządkami.

 

– Przecież sprzątałam.

 

– Kiedy? Dziesięć lat temu?

 

– Nie! W sobotę.

 

– W tą, co była ostatnio?

 

– Nie. W tę, co była, przed tą, co była ostatnio.

 

– To widać – kręcąc głową z niezadowoleniem zaczął zbierać jej fatałaszki z kanapy i układać w stosik.

 

– Zostaw to! Przylazłeś mi tu sprzątać, czy czego chcesz? – Wyrwała mu z ręki swój ciuszek.

 

– Przecież nawet nie mam gdzie usiąść. Poza tym powinnaś zaproponować mi herbatę, tego wymaga grzeczność.

 

– Siadaj sobie gdzie chcesz, nawet na lampie, a o herbacie raczej mi nie przypominaj, ty pedanciku cholerny.

 

– Odezwał się niechluj – warknął.

 

– Przestań się mnie czepiać! Ty pożeraczu wszystkich rozumów.

 

– Wariatka!

 

– Idiota!

 

– Flejtuch!

 

– Imbecyl!

 

– Ty, Ty, Eleonoro!

 

– Benjamin! Dość już tego! – krzyknęła rozwścieczona. Po chwili dodała już spokojniej – Wystarczy?

 

– Wystarczy – odburknął.

 

Powoli wracali do równowagi. Trzeba bowiem wspomnieć, iż mimo tak różnych charakterów i tylu sprzeczności, co do jednego byli oboje zgodni. Nienawidzili swoich imion. Wypowiedzenie ich na głos stanowiło najgorszą obelgę, jaką byli w stanie wymyślić. Zawsze po tych słowach następował rozejm.

 

– Dobra. Może i nienajlepiej wygląda mieszkanie i ja też, ale przecież na tyle mnie znasz, żeby wiedzieć, że tak już ze mną bywa. Czepiasz się dziś mnie i wszystkiego, co tylko masz w zasięgu wzroku. Czyli coś Cie mocno zdezorientowało, wyprowadziło z równowagi, wytrąciło z rytmu, jakbyś dostał czymś w łeb, oszołomiło…

 

– Skończ już z tym potokiem słów! Zrozumiałam za pierwszym razem.

 

– No więc? Gadajże w końcu, a nie zamykaj się w sobie, czy coś.

 

– Ech… – westchnął i rozejrzał się jeszcze raz za jakimś wolnym miejscem. W końcu przycupnął na skraju kanapy, jeszcze raz westchnął i spojrzał błagalnym wzrokiem na przyjaciółkę.

 

– Nie wzdychaj mi tu jak stara matrona, tylko nawijaj. Co się dzieje, bo zaczynam się martwić o twoją psychikę.

 

– Bo to wszystko nie jest takie proste. Życie, ludzie…

 

– Ty przestań mi tu filozofować! Nie przerywaj co dwa słowa, tylko nawijaj.

 

– No dobrze już, tylko usiądź, bo mnie rozpraszasz, stercząc mi nad głową.

 

Nora spojrzała na przyjaciela przymrużonymi oczami, zacisnęła zęby, po czym udała się na ulubione miejsce i usadowiła na parapecie. Milczała, tylko wlepiła wzrok w chłopaka.

 

– Rodzice wrobili mnie i muszę się przez kilka godzin nim zająć – wyrzucił w końcu to z siebie niczym pocisk z pistoletu i spojrzał błagalnym wzrokiem w oczy słuchacza – pomożesz mi? – Po chwili wstał i zaczął zdenerwowanym krokiem przemierzać tam i z powrotem pokój – Ja nie wiem, jak to się robi. To wszystko mi się nie podobna. Nie nadaję się do tego…

 

– Chwilunia, Beniek, kim zająć? W czym mam Ci pomóc? Ty zacznij od początku i ze szczegółami. Tak, jak zawsze to robisz, bo nic nie rozumiem. I siądźże wreszcie, bo to twoje chodzenie doprowadza mnie do obłędu.

 

– No dobrze, – usiadł na poprzednie miejsce – ale obiecaj, że mi pomożesz. Obiecaj!

 

– Dobra, dobra, pomogę, a teraz nawijaj.

 

– Nie wiem, czy ci kiedyś o tym wspominałem, ale moja mama ma przyrodnią siostrę cioteczną, która dwa lata temu wyjechała do Australii razem z mężem i trójką dzieci…

 

– Co to ma być? Saga twojej rodziny? W czym ci mam pomóc? Gadajże z sensem, bo jak nie będziesz, to zanudzisz mnie że hej życiorysem twojej przyrodniej siostry.

 

– To przyrodnia, cioteczna siostra mojej mamy, nie moja.

 

– Mniejsza z tym! Przewiń te pierdoły i do sedna!

 

– Wczoraj się dowiedziałem, że przylatuje ona do Polski i dziś ma przyjść w odwiedziny do nas.

 

– No iii… Ależ Ciebie trzeba ciągnąć za język. Człowieku, gadaj, w czym problem?

 

– Ona przychodzi w odwiedziny ze swoim najmłodszym synem i ja mam się nim zająć.

 

– Że co!? Będziesz robił za niańkę? Ty!? – wybuchnęła śmiechem omal nie spadając z parapetu – Nie nooo, ha ha ha, trzymajcie mnie, bo pęknę. Beniek niańką!

 

– Śmiem zauważyć, że zgodziłaś się pomóc mi w tym.

 

– Dobra, przecież nic nie mówię, że nie pomogę – mówiła dalej podśmiechując się co chwila. – Co w tym takiego strasznego? Opieka nad dzieciakiem przez kilka godzin, co może się stać? Nie rozumiem, czego Ty się tak cykasz?

 

– Zbyt dużo nasłuchałem się o Zygfrydzie, żeby teraz być opanowanym.

 

– Zygfrydzie!? – Powtórzyła z wielkim zdziwieniem – O trzymajcie mnie wszyscy ludkowie na tym świecie, a cóż to ma być za imię!? Jaka istota o zdrowych zmysłach tak krzywdzi własne dziecko? Za takie rzeczy powinni karać!

 

– Och przestań, nas też w tej dziedzinie nie rozpieszczono.

 

– Dlatego właśnie mówię przecież, że za takie coś powinny być kary! Oduczyłoby to niektórych od takich durnowactw!

 

– Trzeba żyć z tym, co się ma.

 

– Dobra skończmy ten temat, bo to jak gaszenie pożaru benzyną. Lepiej mi powiedz, ile ten dzieciak ma lat i czego się tak boisz?

 

– Z tego, co mi wiadomo, to ma tak z pięć, sześć lat. Słyszałem, że jest trochę dziwny, ale nie wiem, co to dokładnie oznacza. Wiem natomiast, że ciotka wychowuje go bezstresowo.

 

– O rety. To pewno nieźle daje w kość i oczywiście jest nietykalny.

 

– Niezupełnie. Ponoć to grzeczne dziecko, tylko dziwne.

 

– Co znaczy, dziwne?

 

– Nie wiem i to mnie przeraża.

 

– Wiesz, co ja o tym sądzę? Panikujesz jak kura na złotych jajkach. Myślę, że to wcale nie będzie takie straszne, znaczy się ta opieka nad dzieciakiem. We dwoje sobie poradzimy. Nie widzę problemu, więc przestań zachowywać się jak płochliwy trusiek, weź się w garść chłopie i ruszajmy do Ciebie. Tam zaczekamy na Bogu ducha winnego Zygfryda.

 

Po dość długiej wymianie zdań, dla świętego spokoju i ku uciesze przyjaciela, Nora w końcu zmieniła sweter. Zapięci po ostatni guzik i omotani szalikami ruszyli skrótami, brnąc po kolana w śniegu do mieszkania Beńka. Dotarłszy na miejsce zdołali jedynie zdjąć rękawiczki, gdyż dalsze czynności przerwał im dzwonek do drzwi.

 

(c.d.n.)

Koniec

Komentarze

Super, że przypomniałaś mi o herbatce, czekającej na mnie w kuchni! Stygła już ;)

 

Pisać umiesz, to się zgadza, nawet fajnie, bo dynamicznie, tyle że w tym fragmencie nie wydarzyło się nic ciekawego, to po pierwsze, a po drugie i ważniejsze, nie ma tu fantastyki. Może dalej będzie? Podpowiem, że jest obowiązkowa :) 

Ależ proszę bardzo, przynajmniej wynikło coś pożytecznego z pierwszych wersów.

Pisać umiem, lecz z bykami. Wszelka pomoc w ich łapaniu mile widziana ;D

Dalej będzie coś, co można zaliczyć do fantastyki (wg mnie, oczywiście). Dzięki za podpowiedź.

8-)

Ja zawsze mam rację. Nawet gdy nie mam racji, to ją mam.

Trochę śniegu za oknem i wariacka rozmowa dziewczyny z chłopakiem, to dla mnie trochę na mało. Dialog, podejrzewam, miał być dowcipny, a moim zdaniem jest w nim mnóstwo bałaganu, i – co mnie dość wkurza – idiotyczne przerywanie rozmówcy i poganianie – mów dalej, mów szybciej. Jakby przerywanie i poganianie mogło cokolwiek przyśpieszyć. Mnie to nie bawi, niestety. Mam nadzieję, że druga część poprawi wrażenie po fragmencie właśnie przeczytanym.  

 

Prószył tak intensywnie, że w kilka godzin pokrył szare, brudne otoczenie swoją bielą. – Otoczenie czego pokrył śnieg? Opuściłabym też swoją, bo śnieg nie ma cudzej bieli. 

 

…z kubkiem gorącej, aromatycznie pachnącej herbaty… – Ja napisałabym: …z kubkiem gorącej, aromatycznej herbaty… Aromat i zapach są synonimami.

 

Nie był to złośliwy uśmiech, raczej spokojny i odprężający. – Dziewczyna była zadowolona, więc odprężona. Uśmiech już jej nie odprężał. 

 

Zaczął machać rękami w różne strony i podskakiwać. Rozpoczął to swoje wydziwianie w chwili… – Wydziwianie, to kapryszenie, grymaszenie. Machanie rękami i podskakiwanie, wydziwianiem nie jest.

 

Przylazłeś mi tu sprzątać, czy czego chcesz?Przylazłeś mi tu sprzątać, czy czegoś chcesz?

 

Może i nienajlepiej wygląda mieszkanie…Może i nie najlepiej wygląda mieszkanie

 

Czyli coś Cie mocno zdezorientowało – Dziewczyna nie pisze listu, tylko mówi do chłopaka, więc cię niepotrzebnie napisane jest wielką literą. Ponadto literówka.

 

Zrozumiałam za pierwszym razem. – Literówka.

 

…i spojrzał błagalnym wzrokiem w oczy słuchacza – Moim zdaniem w oczy słuchaczki.

 

Po chwili wstał i zaczął zdenerwowanym krokiem przemierzać… – Jednym krokiem, czy wieloma? Kroki się nie denerwują. Mógł nerwowo przemierzać pokój…

 

…ale moja mama ma przyrodnią siostrę cioteczną – Przyrodnią siostrę cioteczną mamy wtedy, gdy nasz ojciec zmajstruje siostrze naszej mamy, dziecko płci żeńskiej. Nieczęsto spotykane pokrewieństwo, ale nie niemożliwe. I wszystko zostaje w rodzinie. ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Za mało? Nie dziwię się, to dopiero początek. Całe opowiadanie jest podzielone na części, które obecnie edytuję, bądź dopiero tworzę. Jedną z głównych funkcji dialogu miało być przedstawienie charakteru postaci, dlatego występuje poganianie rozmówcy, czy też przerywanie. Innymi słowy niezbyt dobrze idzie mi strona opisowa, dlatego nadrabiam dialogiem.

Dziękuję za wyłapanie byków. Jednak dwa z nich skomentuję. Pierwszy; dialog dziewczyny z użyciem „czego” jest zamierzony. To sposób jej wypowiadania i nie podlega edycji. Drugi; odnośnie przyrodniej siostry ciotecznej. W moim środowisku pierwsze kuzynostwo nazywane jest niekiedy „siostra cioteczna”, „brat stryjeczny” itp. W tym przypadku miała to być dziewczyna, której ojciec ożenił się z siostrą matki bohatera. Twoje tłumaczenie nieco mnie zaskoczyło. Innymi słowy muszę popracować nad opisami, żeby było bardziej wyraźnie, co, jak, kto i z kim.                                        8-)

Ja zawsze mam rację. Nawet gdy nie mam racji, to ją mam.

Jeżeli mój ojciec ożeni się z siostrą mojej mamy, to istotnie – potomstwo z nowego związku będzie moim przyrodnim rodzeństwem ciotecznym, czyli napisałaś słusznie.

 

Rodzeństwo cioteczne, to dzieci sióstr i braci naszej matki.

 

Rodzeństwo stryjeczne, to dzieci sióstr i braci naszego ojca.

 

Rodzeństwo przyrodnie ma jedną matkę ale różnych ojców, lub jednego ojca, ale różne matki. 

 

Kuzyni są dalszymi krewnymi, np. potomstwo siostry czy brata naszej babci.

 

Pozdrawiam.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

fajnie się czyta, ale brakuje tego czegoś, dopiero pod koniec to widzę, kiedy muszę zastanowić się nad "dziwnością" Zygfryda, poczytam kolejne części

Przeczytałam.

W tym fragmencie nic się nie dzieje, zaś rozmowy głównych bohgaterów wydają mi się bardzo chaotyczne i drażniące, zwłaszcza że lwia ich część naprawdę nic nie wnosi.

Zwroty bezpośrednie typu "ty", "ciebie" itp. w tekstach literackich piszemy małymi literami.

Paskudne powtórzenie ze "wzdychaniem jeszcze raz".

Do tego dochodzi nieprawidłowy zapis dialogów - możesz sprawdzić, jak to działa, w dowolnej napisanej po polsku książce lub w wątku z poradami dla piszących, który jest podpięty w dziale Hyde Park.

Co to jest "zdenerwowany krok"?

Tyle tak na szybko.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Nowa Fantastyka