- Opowiadanie: Karmelek - Zlecenie

Zlecenie

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Zlecenie

Mimo że karczma Między Młotem A Kowadłem znajdowała się spory kawałek od portu, to nawet tu czuć było odór ryb. Frryan stanął w progu, nie zważając na to, że zimne strużki deszczu spływają mu po plecach. I tak był cały przemoczony, a nie miał zamiaru wpakować się w jeszcze większe bagno niż to, w którym teraz siedział.

– Zamykaj te cholerne drzwi! – wrzasnął ktoś z tłumu.

Mężczyzna pospiesznie spełnił żądanie, w obawie, żeby nie zwrócić uwagi większej ilości osób. Westchnął ciężko, ściągając ciężki płaszcz. Rozejrzał się za wolnym miejscem.

Wszystkie przy kominku były już zajęte, pozostały tylko te najbliżej drzwi. Zajął ostatni wolny stolik, z boku sali. Było tu głośno i tłoczno. Nigdy nie wybrałby podobnego miejsca na spotkanie, jednak nie miał wyboru. Włożył rękę do kieszeni i spróbował się opanować.

Chłodny metal broszki przypomniał mu, po co tu przyszedł.

Zamówił piwo i czekał. Przybył sporo przed umówioną godziną, żeby zorientować się w ewentualnych drogach ucieczki.

Były tu dwa okna zasłonięte okiennicami, drzwi i przejście koło lichej lady, za którą stał karczmarz. Zapewne do pokojów na piętrze i kuchni z której dobiegał ten błogi zapach. Frryan przełknął ślinę na myśl o potrawce, ale zaraz pokręcił głową. Zacisnął pięści, skupiając się na otoczeniu. Nie przyszedł tu przecież, żeby jeść i pić!

Nagle ktoś usiadł obok niego, stawiając na stole własny talerz z kawałkiem udźca i kromką czerstwego chleba. Frryan nie widział jego twarzy, bo skrywał ją kaptur. Kto normalny siedzi w płaszczu, w pomieszczeniu?

– Przepraszam, ale to miejsce jest zajęte, czekam na… – zaczął Frryan, jednak urwał, czując lekkie ukłucie. Zdumiony spojrzał na czubek sztyletu, który nieznajomy przystawił mu do boku.

– Ani drgnij – szepnął mężczyzna, wolną ręką chwytając mięso. – Masz pieniądze?

– M-mam. – Frryan czuł się jak sparaliżowany. Przecież było jeszcze sporo przed spotkaniem! Skąd… jak? Czekał tu na niego? Przyszedł sam, czy z kimś? A może śledził go od początku?

– Spokojnie, hrabio – powiedział łagodnie złodziej, zabierając sztylet. – Nie masz powodów do obaw. Zdaje się, że w sakiewce rzeczywiście jest umówiona kwota. – Zaskoczony Frryan sięgnął do pasa, jednak nie znalazł tego, czego szukał. Złodziej parsknął cicho, widząc jego reakcję. – Nie masz jej już od pewnego czasu. W takich miejscach, jak to, trzeba uważać na cenne rzeczy. – Na poparcie swoich słów, położył na stole złotą broszkę, którą jeszcze chwilę temu Frryan miał w kieszeni.

– Jak…?

– To jak zabranie dzieciakowi miedziaka – odparł złodziej. – Więc to jest powodem twoich zmartwień?

– Jesteś magiem? – zapytał hrabia.

– Można tak powiedzieć. – Roześmiał się. – Więc jaka jest treść mojego zlecenia? – zapytał po chwili.

– Znajdź tę kobietę i przyprowadź do mnie… żywą. Broszka ma magiczne działanie, powinna powstrzymać jej moc.

– Jednak nie masz pewności, czy tak będzie, co hrabio?

– Nie mieliśmy okazji tego sprawdzić – przyznał Frryan, wzruszając ramionami. – Nie powinno to stanowić problemu, prawda? Tysiąc zaliczki i dwa razy tyle po skończonej robocie.

Złodziej nie odpowiedział. Chwycił nietknięty kufel hrabiego i pociągnął z niego spory łyk. Otarł usta, wzdychając z zadowoleniem.

– Niech tak będzie – powiedział w końcu. – Przyjmuję.

Nagle drzwi do gospody otwarły się z hukiem. Hrabia spojrzał w tamtą stronę i zobaczył kilku żołnierzy z własnej gwardii. Zdumiony szybko naciągnął kaptur na głowę. Już miał coś powiedzieć, jednak złodzieja nie było. Pozostał po nim sztylet i obgryziona kość.

Koniec

Komentarze

Były tu dwa okna zasłonięte okiennicami, drzwi i przejście koło lady barmana. - lada i barman raczej nie pasują do przedstawionego uniwersum

 

Zaskoczony Frryan sięgnął do pasa, jednak znalazł tego, czego szukał. - znalazł czy nie? Oto jest pytanie.

 

Pozostał po nim sztylet i obgryzioną z mięsa kość. - po pierwsze ogryziona, a po drugie "z mięsa" zupełnie zbędne. Z czego miał ją ogryźć ? Z cukru?

 

I co? I to wszystko? To chyba raczej wstęp do czegoś, bo jeśli tak się kończy to opowiadanie, to raczej słabo.

Pozdrawiam

 

 

Mastiff

Przed pierwszym "niż" niepotrzebny przecinek.

"...kilka kromkami..."

Jeżeli to jest wstęp, to chyba za krótki, żeby wstawiać jako samodzielną część? Jeżeli nie, to opowiadanie nie ma sensu.

Dziękuję pięknie. Już poprawione :)

Z założenia miał być to właśnie krótki tekst. Chciałam w nim zawrzeć głównie klimat, a nie akcję. Zaciekawić, bo owszem, jest to wstęp i mam zamiar napisać coś dłuższego, dalej.

A głównym powodem, dlaczego to tutaj dałam jest moja ciekawość. Zastanawiam się, ile jeszcze mi brakuje do napisania dobrego opowiadania.

    Scenka - w sumie wstęp.

Stosunkowo niewiele.

Przydałoby się więcej, po tak krótkim fragmencie trudno napisać coś konkretnego. Śmiało, dodaj coś jeszcze ;)

Karmelko, mój wpis odnosił się do ostatniego zdania Twojego wpisu.  

Mimo że Między Młotem A Kowadłem znajdowało się spory kawałek od portu (...).   ---> wbiłaś sobie samobója. Popatrz:  

Mimo że (karczma/gospoda/spelunka o nazwie) Między Młotem A Kowadłem znajdowała się spory kawałek od portu (...).  

Mimo że (zajazd/szynk o nazwie) Między Młotem A Kowadłem znajdował się spory kawałek od portu (...).   

Albo zmień nazwę "lokalu", albo dodaj określenie, bo tak, jak jest, w żadnej konfiguracji nie czyta się płynnie. Aha --- spójnik, wyrażający przeciwieństwo bez przeczenia, minuskułą.

Klimat taki Zambochowo-Sapkowskowaty. Niewiele więcej można o tym powiedzieć. Napisane raczej dobrze niż źle. Fabuła się nie rozwinęła, a na razie mamy scenę w karczmie, a takich w literaturze fantasy są setki tysięcy. Pokaż fabułę, to coś konkretniejszego powiemy.

Nie jestem pewna, czy zrozumiałam. Długa nazwa karczmy psuje tempo czytania, o to chodzi?

Zastanawiałam się za czymś innym. "Pod Pijanym Kucykiem", czy "Pod Syrenami". Ale mam pewien pomysł, którego nie chcę porzucać.

Czy da się zrobić wcięcia na początku akapitu? Straszliwie mnie drażni ich brak.

   Nie tylko Autora "Zlecenia" drażni --- między innymi --- niemożność edycji opoiwadań i artykułów z wcięciami tekstu od lewej strony, niemożność centrowania gwiazdek, tytułów rozdziałów i fatalny  brak justowania tekstu do prawej krawędzi. 

   To jeden z postulatów drugiego pakietu zmian w urządzeniu portalu. A temat w tej   sprawie to "Rewolucja w ocenach?" Każdy wpis popierajacy postulat zmiany edytora albo ponownej konfirguracji edytora jest cenny.

    Oto link:---> http://www.fantastyka.pl/10,7550.html

 

Chodzi o dysonans. Brak wyróżnika rodzaju --- sama nazwa "Między Młotem a Kowadłem" nie mówi nic o rodzaju, męski, żeński czy nijaki --- więc czy znajdował się, czy znajdowała się, czy nawet znajdowało się, "stopuje" percepcję. Dlatego proponowałem wprowadzenie konkretnego określenia rodzaju lokalu, bo tenże rodzaj "z automatu" poinformuje o rodzaju gramatycznym i narzuci odpowiednią do niego końcowkę: znajdował, znajdowała się...  

Nie tylko Ciebie drażni brak wcięć akapitowych. Ale to skutki zapatrzenia się panów programistów i informatyków na angielszczyznę plus pójście na łatwiznę (bo to przecież tylko Internet, nie skład DTP) plus nieznajomość reguł i wymogów języka polskiego wyższego poziomu. czyli literackiego.

Ok. Zaczynam rozumieć. Dzięuję! Teraz to widzę.

Muszę sie jeszcze dużo nauczyć, bo na razie sporej ilości błędów nie zauważam.

Początek jakich wiele, ale od czegoś trzeba zacząć. Mam nadzieję, że dalszy ciąg będzie indywidualnym, całkiem nowym podejściem do tematu.  

 

Westchnął ciężko, ściągając ciężki płaszcz. – Powtórzenie.

Może: Westchnął ciężko, ściągając przemoczony płaszcz.

 

Rozejrzał się za wolnym miejscem. – Dlaczego się rozglądał, jeśli wolne miejsce było przed nim, skoro stał za nim?

Ja napisałabym: Rozejrzał się, szukając wolnego miejsca.

 

Włożył rękę do kieszeni i spróbował się opanować. – Dlaczego włożenie ręki do kieszeni uspokaja?

Wkurzyłam się dziś rano, bo zamiast na miękko, dwa jajka ugotowały mi się na półtwardo i nie miałam ulubionego śniadania. Aby opanować rozdrażnienie, włożyłam rękę do kieszeni i trwałam tak jakiś czas. I nic. Niesmak pozostał. ;-)  

 

Chłodny metal broszki przypomniał mu, po co tu przyszedł. – Czy nasz bohater miewał zaniki pamięci? Wszedł do karczmy, rozejrzał się i już musiał sobie przypomnieć po co przyszedł? ;-)

 

…przejście koło lichej ladyLicha lada, to w dalszym ciągu lada. Myślę, że w „Między Młotem A Kowadłem” dobrze spisałby się szynkwas.

 

Zapewne do pokojów na piętrze i kuchni… – Wnoszę z opisu, że kuchnia także była na piętrze, obok pokojów.

 

…stawiając na stole własny talerz z kawałkiem udźca i kromką czerstwego chleba. – Skoro na koniec, po posiłku, na talerzu zostaje kość, myślę, że to był raczej kawał udźca, jeśli nie cały udziec.

Miał ze sobą własny talerz?

 

Zdumiony spojrzał na czubek sztyletu, który nieznajomy przystawił mu do boku. – Jeśli poczuł ukłucie, raczej nie mógł dostrzec czubka sztyletu, tonącego w warstwach odzieży i dźgającego go w bok.

Ja napisałabym: Zdumiony spojrzał na sztylet

 

Pozostał po nim sztylet i obgryziona kość. –  …ogryziona kość.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

<<Początek jakich wiele, ale od czegoś trzeba zacząć. Mam nadzieję, że dalszy ciąg będzie indywidualnym, całkiem nowym podejściem do tematu. >>

Wątpię, czy są jeszcze jakieś niewykorzystane, oryginalne tematy. Mogę jedynie zapewnić, że cały tekst pisałam sama... boję się tylko wpływów książek pana Sullivana - uwielbiam tego autora. W pewnym momencie zauważyłam, że mój złodziej (jeszcze nie ma imienia) wyrasta na podróbę Royce'a (postać pana Sullivana... oczywiście, że złodziej). Teraz cały czas się boję, czy tak się nie stanie.
 
<<„Westchnął ciężko, ściągając ciężki płaszcz.” – Powtórzenie. Może: Westchnął ciężko, ściągając przemoczony płaszcz.  >>

Po prostu westchnie. Nie musi wzdychać ciężko :)

(nie mogę już edytować, więc napiszę w komentarzu, jak poprawię)

 
<<„Rozejrzał się za wolnym miejscem.” – Dlaczego się rozglądał, jeśli wolne miejsce było przed nim, skoro stał za nim?
Ja napisałabym: Rozejrzał się, szukając wolnego miejsca.>>

Tego nie rozumiem :) Nie widzę nic złego w rozglądaniu się za wolnym miejscem :)


<<„Włożył rękę do kieszeni i spróbował się opanować.” – Dlaczego włożenie ręki do kieszeni uspokaja? Wkurzyłam się dziś rano, bo zamiast na miękko, dwa jajka ugotowały mi się na półtwardo i nie miałam ulubionego śniadania. Aby opanować rozdrażnienie włożyłam rękę do kieszeni, i trwałam tak jakiś czas. I nic. Niesmak pozostał. ;-)  >>

Chodziło mi o upewnianie się, czy broszka z którą przyszedł, jest na miejscu. Hmm... rzeczywiście dziwnie brzmi, a przynajmniej do momentu, aż przeczyta się kolejne zdanie. Chyba. Usunę akapit, żeby je przybliżyć.

 
<<„Chłodny metal broszki przypomniał mu, po co tu przyszedł.” – Czy nasz bohater miewał zaniki pamięci? Wszedł do karczmy, rozejrzał się, i już musiał sobie przypomnieć po co przyszedł? ;-) >>

Chodziło mi tu o napięcie :D Nie jestem jeszcze zbyt dobra w pisaniu, więc staram się pomagać sobie, jak tylko mogę :)


<<„…przejście koło lichej lady…”Licha lada, to w dalszym ciągu lada. Myślę, że w „Między Młotem A Kowadłem” dobrze spisałby się szynkwas.>>

Dziękuję. Brakowało mi tego słowa! Jest tak rzadko używane w książkach, że kompletnie mi uleciało! Głowiłam się nad tym trochę, po czym poleciałam dalej z tekstem i zapomniałam. Przy sprawdzaniu tak samo. Jej... jakie mam ubogie słownictwo :(


 
<<„Zapewne do pokojów na piętrze i kuchni…” – Wnoszę z opisu, że kuchnia także była na piętrze, obok pokojów.>>

Przerzucę kuchnię przed pokoje na piętrze :) bo innego pomysłu nie mam.


 
<<„…stawiając na stole własny talerz z kawałkiem udźca i kromką czerstwego chleba.” – Skoro na koniec, po posiłku, na talerzu zostaje kość, myślę, że to był raczej kawał udźca, jeśli nie cały udziec. >>

Z całym udźcem jeden człowiek by sobie nie poradził :) Ale zamienię na udko z kurczaka, bo podoba mi się wizja jedzenia udka z kurczaka... tak. Wiem, że to dziwne :P


 
<<„Zdumiony spojrzał na czubek sztyletu, który nieznajomy przystawił mu do boku.” – Jeśli poczuł ukłucie, raczej nie mógł dostrzec czubka sztyletu, tonącego w warstwach odzieży i dźgającego go w bok.
Ja napisałabym: Zdumiony spojrzał na sztylet… >>

Chodziło mi o danie do zrozumienia, że nie został dźgnięty. Poza tym, przecież złodziej mógł go lekko ukłuć, po czym oddalić sztylet. Żeby tam był, ale niekoniecznie tuż przy jego boku. Tak więc zostaje :)


<<„Pozostał po nim sztylet i obgryziona kość.” -  …ogryziona kość.>>

Słownik powiedział, że to jedno i to samo :) Przy "obgryźć" podał nawet przykład, że można obgryźć koniec ołówka. Myślę, że się nadaje :)

Dobrze. Oczywiście, że kilka razy zmieniałam zdanie :)

Akapitami, jak poprawiłam:

 

"Wszystkie przy kominku były już zajęte, pozostały tylko te najbliżej drzwi. Zajął ostatni wolny stolik, z boku sali. Było tu głośno i tłoczno. Nigdy nie wybrałby podobnego miejsca na spotkanie, jednak nie miał wyboru. Włożył rękę do kieszeni i namacał broszkę. Chłodny metal dodał mu odwagi i pozwolił skupić na zadaniu."

 

"Były tu dwa okna zasłonięte okiennicami, drzwi i przejście koło szynkwasu, za którym stał karczmarz. Zapewne prowadziło do kuchni z której dobiegał ten błogi zapach i pokojów na piętrze. Frryan przełknął ślinę na myśl o potrawce, ale zaraz pokręcił głową. Zacisnął pięści, skupiając się na otoczeniu. Nie przyszedł tu przecież, żeby jeść i pić!

Nagle ktoś usiadł obok niego, stawiając na stole własny talerz z udkiem kurczaka i kromką czerstwego chleba. Frryan nie widział jego twarzy, bo skrywał ją kaptur. Kto normalny siedzi w płaszczu, w pomieszczeniu?"

 

No i chyba tyle.

Dziękuję pięknie za wskazanie błędów :)

Jeszcze sporo mozna poprawić ... I brakuje dwóch przecinkow w drugim zdaniu.

"Były tu dwa okna zasłonięte okiennicami, drzwi i przejście koło szynkwasu, za którym stał karczmarz. Zapewne prowadziło do kuchni z której dobiegał ten błogi zapach i pokojów na piętrze

Były tu dwa okna zasłonięte okiennicami, drzwi i przejście koło szynkwasu, za którym stał karczmarz.   ---> OK.

Zapewne prowadziło do kuchni z której dobiegał ten błogi zapach i pokojów na piętrze.  ---> "Przejście" uprzejmie, ale usilnie doprasza się wstawienia na początku tego zdania.  Dlatego, że nie za dobrze wiadomo, co prowadziło do kuchni i tak dalej. A nie wiadomo, ponieważ zdanie podrzędne, kończące się rzeczownikiem, skutecznie miesza w odgadywaniu podmiotu.  

Frryan przełknął ślinę na myśl o potrawce, ale zaraz pokręcił głową. Zacisnął pięści, skupiając się na otoczeniu. Nie przyszedł tu przecież, żeby jeść i pić!   --->   OK.  

Nagle ktoś usiadł obok niego, stawiając na stole własny talerz z udkiem kurczaka i kromką czerstwego chleba. Frryan nie widział jego twarzy, bo skrywał ją kaptur. Kto normalny siedzi w płaszczu, w pomieszczeniu?   ---> Ten ktoś przyszedł do karczmy z własnym talerzem?*) Frryan nie widział twarzy ani udka, ani kromki chleba?**) No właśnie, kaptury, nieśmiertelne kaptury... Jak ten facet jadł, skoro kaptur zasłaniał mu twarz? Wygodnie to mu nie było, sądzę...  

*) takich informacji nie ma potrzeby podawać, bo nikogo nie interesuje, do kogo należy naczynie (domyślnie: inwentarz lokalu). Chyba że wnosi to coś istotnego do akcji.  

**) pułapka zaimkowa. polega to na tym, że zaimek (tu: jego) odsyła do ostatniego rzeczownika w poprzedzającym zdaniu. To oznacza, że Frryan nie widział twarzy kromki czerstwego chleba...   

No cóż, poprawiaj ponownie... I nie łam się. To normalne na początku.
 

Troszkę się podłamałam, bo myślałam, że już w miarę dobrze piszę. No dobra. Do poprawiania! :)

Jestem ciekawa, jak wyjdzie mi coś dłuższego... bo jeśli w jednej stronie tyle tego... :P

 

"Były tu dwa okna zasłonięte okiennicami, drzwi i przejście koło szynkwasu, które z całą pewnością prowadziło do kuchni i pokojów na piętrze. W pomieszczeniu unosił siły się błogie zapachy. Frryan przełknął ślinę na myśl o potrawce, ale zaraz pokręcił głową. Zacisnął pięści, skupiając się na otoczeniu. Nie przyszedł tu przecież, żeby jeść i pić!

Nagle ktoś usiadł obok niego, stawiając na stole własny talerz z udkiem kurczaka i kromką czerstwego chleba. Frryan nie widział skrytej w cieniu kaptura twarzy. Kto normalny siedzi w płaszczu, w pomieszczeniu?"

Nieśmiertelne kaptury rządzą ;)

Nagle ktoś usiadł obok niego, stawiając na stole własny talerz z udkiem kurczaka i kromką czerstwego chleba. Frryan nie widział skrytej w cieniu kaptura twarzy. Kto normalny siedzi w płaszczu, w pomieszczeniu?  

Znowu ten własny talerz? Brrr, wrrr...  

Nagle ktoś usiadł obok niego, stawiając na stole talerz z udkiem kurczaka i kromką czerstwego chleba. Frryan nie widział skrytej w cieniu kaptura twarzy sąsiada. Kto normalny siedzi w płaszczu, w pomieszczeniu?  

Krok za krokiem ku doskonałości, Karmelko.  :-)

Mnie zastanawia, dlaczego złodziej zostawił sztylet. No i ten czerstwy chleb, w karczmie by serwowano czerstwy chleb? W tamtych czasach chleb musiał być pyszny i na pewno nie psuto sobie przyjemności, zjadając go czerstwym.

Ojej. Już wykreślam! Nie załapałam wcześniej. Masakra.
A zamiast "sąsiada" chciałam dać "mężczyzny", ale bałam się: "skąd wiadomo, że to mężczyzna".
Doskonałość nie istnieje :D Ale zaczynam się bać...
Dziękuję! :)

 

Złodziej zostawił sztylet celowo ;) (może było to jakieś przesłanie, może sugestia... a może chciał mu zrobić na złość. Kto wie~~)

A chleb był czerstwy, bo... to był ten rodzaj karczmy, gdzie świeży chlebek nie gości zbyt często.

(Łatwiej kupić stary chleb za mniejszą cenę, niż w małej, zawalonej kuchni upiec własny. Ta karczma ma własną, niezbyt porywającą historię.)

Karmelku, napisałaś „Nie widzę nic złego w rozglądaniu się za wolnym miejscem :)”. Szkoda, bo to paskudny, moim zdaniem, kolokwializm. Tak mówić można wyłącznie w języku potocznym, choć ja tego nie pochwalam. Dlatego zamiast „rozglądać się za pracą” – szukam pracy, zamiast „czekać za kimś” – czekam na kogoś, i na koniec – nie rozglądam się „za wolnym miejscem”,  tylko rozglądam się w szukając wolnego miejsca.

W literaturze kolokwializmy nie uchodzą. Chyba, że użycie ich jest uzasadnione, np. kiedy akcja opowiadania toczy się w środowisku, gdzie nikt nie dba o poprawne wysławianie się.

Życzę coraz doskonalszego warsztatu i wiele przyjemności z pisania.

Pozdrawiam.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Chciałam napisać: rozglądam się szukając wolnego miejsca. "w" wepchnęło sie złośliwie i wbrew mojej woli.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dziękuję za wyjaśnienie i wezmę to do serca.

Rzeczywiście. Jeśli się nad tym zastanowić, to jest to tak często używane, że nie zauważyłam, że coś nie gra. Tak samo z "tu pisze", czy "z dużej litery". Nie są może aż tak podobne, ale chodzi mi tu o zasadę.
Zapytam o to na zajęciach. Może wykładowcy będą mogli coś na ten temat powiedzieć. Ciekawe, czy na "kulturze języka" coś takiego będzie :3 (wybrałam się zaocznie na drugi kierunek, chcąc poprawić warsztat. Wiem. Jestem dziwna).

Przed "szukając" przecinek?

"Rozejrzał się, szukając wolnego miejsca."?

Lecę to zamienić.

Jeszcze raz dziękuję :)

Karmelku, nie jesteś dziwna. Jesteś ambitna, wiesz, co chcesz robić i podchodzisz do tego poważnie.

Pozdrawiam.  

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Przecinek koniecznie. Imiesłowy współczesne i uprzednie tak bardzo kochają przecinki, że żyć bez nich nie mogą. Ale uwaga --- nie zawsze przecinek musi być "najbliższym sąsiadem" imiesłowu.  

Usiadłszy, zaczął czytać list.  

Rozsiadłszy się wygodnie, zaczął czytać list.  

I nie, nie jesteś dziwna. Jesteś nietypowa, ale nie dziwna.

Zapytałam doktora, z którym miałam zajęcia, o rozglądanie się za wolnym miejscem ;) Wyjaśniłam, o co mi chodzi i powiedział, że można tak było napisać. To chyba kwestia stylu pisania.

Z niejakim opóźnieniem, ale jestem. Wiesz co Karmelku? Długo się zastanawiałam, na czym właściwie chcę się skupić, wspomagając Cię dobrą myślą. Lubię fantasy, lubię karczmy i karczmarzy. Dlatego takie teksty, jak Twój czytam z prawdziwą przyjemnością. Niestety, takich tekstów jest już bardzo dużo, a niezwykle rzadko dzieje się w nich coś ciekawego. U Ciebie, niestety, nie wydarzyło się w zasadzie nic, ponad to, co jest już znane i oklepane. Ot, rozmowa w karczmie. Możliwe nawet, że ta przy stole obok była ciekawsza. Mam więc nadzieję, że to wstęp do czegoś większego, co będzie interesujące. Ten tekst nie broni się niczym. Ani tym, że (pomijając błędy) zgrabnie i płynnie idzie Ci narracja, ani nawet tym, że bardzo dobrze oddałaś nastrój jaki winien panować w karczmie. 

Pozdrawiam i mam nadzieję, że moja uwaga da Ci do myślenia. 

Dziękuję. Postaram się przy tym, co teraz piszę (w sumie to usiłuję zacząć pisać - ach te początki) :)

:-)  Miłe złego?  :-)

No to teraz zgłpiałam :P

A dlaczego? Miłe złego początki --- nie znasz?   :-)   

Dlatego miłe złego i tak dalej, bo im dalej w las, tym więcej drzew. Spodoba się Tobie tworzenie światów i postaci, zawiązywanie intryg coraz bardziej skomplikowanych i ani się obejrzysz, jak zagrzęźniesz po uszy w katorżniczej pracy nad tym, co miało być zabawą...  

Ale nie bierz powyższego jako ostrzeżenia. Chcącym nie dzieje się krzywda...

Hmm... miałam tak kiedyś. Na szczęście rozeszło się po kościach.

Z nudów zaczęłam pisać coś dziwnego, czego w innych okolicznościach bym nawet nie zaczynała. Ot takie bazgrały dla odmóżdżenia. Ok. Popisałam, miałam kilka stron, drugoplanową postać kota-ducha, który był... specyficzny (ale i tak go najbardziej lubiłam) i co? I popełniłam błąd.

Pokazałam to przyjaciółce.

Powiedzmy, że za bardzo się wczuła i w pewnym momencie, kiedy powiedziałam jej, że "nic w nocy nie napisałam" to na mnie nakrzyczała i kazała siadać i pisać. Na następny dzień dostała trzy strony... (i przeprowadziła monolog, kiedy nie spodobało jej się zachowanie nadopiekuńczego tatusia. Wczuła się, oj wczuła).

I tak oto na tydzień zostałam niewolnikiem do pisania. Dawało mi to swoistego rodzaju przyjemność, ale i tak odetchnęłam z ulgą, kiedy przyjaciółka na kilka dni musiała wyjechać (po powrocie dostała tylko parę stron, a mi niestety zapłon się skończył).

 

Jeśli takie mają być miłe złego początki, to ja się piszę :D
A knucie intryg? Nie potrafię za dobrze, przez co pisanie tamtego mi nie szło. Mam nadzieję, że się kiedyś naumiem :3

 

A co do ciężkiej pracy nad światami, to mi to sprawia niesamowitą przyjemność.

Właśnie usiłuję napisać pierwszą w życiu kosmologię i jest zabawnie (czyt. tragicznie). I to do tego świata, w którym ma miejsce "akcja" powyższego opowiadania.

Zaskakujace - wiecej komentarzy niz tekstu. Przeczytalam, jest dosc ciekawie. Mozna czytac dalej.

Nowa Fantastyka