- Opowiadanie: goddog - Nowa Ewolucja

Nowa Ewolucja

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Nowa Ewolucja

N o w a E w o l u c j a

 

Nieznane dotąd formy życia pojawiły się na Ziemi nie – jak oczekiwałby zapatrzony w teleskop dwudziestowieczny miłośnik fantastyki naukowej – z kosmosu, lecz zrodziła je postępująca w niespodziewanych krokach ewolucja, ślepa siła przypadku – a może wyrafinowana, eksplodująca różnorodnością siła sprawcza życia. Od początku istnienia systematyki zwierząt i roślin, biologowie doskonalący ciągle swoje katalogi istniejących istot natrafiali czasem na zupełnie nowe żywe stwory. Kładziono to na karb niedokładności badaczy, istnienia obszarów niedostępnych człowiekowi lub bogactwa występujących na naszej planecie form życia. Jednak częstotliwość odkrywania nowych gatunków przedstawicieli fauny i flory zwiększała się stopniowo począwszy od początku XXI wieku, aby w końcu kilkaset lat później przewrócić do góry nogami istniejącą dotąd wiedzę na temat zasad ewolucji i spowodować całkowite przekształcenie relacji między rodzajem ludzkim a siłami natury. Wzbudziło to niekończące się dysputy filozofów, biologów, fizyków a nawet badaczy świadomości. Podczas gdy jedni optowali za teorią inteligentnego przyspieszenia ewolucji – będącą w swojej istocie przeformułowaną pseudonaukową koncepcją Inteligentnego Projektu pochodzącą sprzed kilkuset lat – inni skłaniali się raczej ku poszukiwaniom źródeł dziwacznego zjawiska w destrukcyjnej działalności naszego własnego gatunku. Faktem jest że poczynając od początków XXII wieku nie istniała już nawet jedna istota której komórki byłyby wolne od mikroskopijnych włókien i cząstek tworzyw sztucznych pochodzących z odpadów. Skutki ich obecności w każdej żywej istocie rodzącej się i rozmnażającej na zanieczyszczonej Ziemi były niewiadome. Klimat zmienił się, a rozległe miejsca planety były skażone. Coraz słabiej kontrolowane eksperymenty genetyczne stały się faktem, a nieuchronnym ich skutkiem było wypuszczenie na swobodę zmutowanych wirusów, bakterii, owadów i roślin. Badacze nie byli jednak zgodni co do przyczyn zmian, które ogarnęły planetę. Sam gatunek ludzki wydawał się całkowicie odporny na niezwykłe szaleństwo ogarniające ożywionych mieszkańców naszej planety… Chociaż oczywiście nieznanych wcześniej genetycznych chorób, przypadków raka i nie mających szans na przeżycie wcześniaków było coraz więcej, to jednak dziwaczna zmiana porządku świata nie obejmowała ludzi.

Zjawisko zwane Nową Ewolucją nie sprawiało wrażenia, jakby kierowało się się doborem naturalnym owocującym przetrwaniem najlepiej przystosowanych – owszem, zdarzały się takie gatunki, którym z powodu własnej skuteczności w przeżywaniu udało się zająć znaczącej wielkości nisze ekologiczne, jednak większość przypominała wymysły szalonego kreatora, nowotworowe anomalie, upiorne żarty natury. Bogactwo nieznanych rodzajów żywych istot, nie do końca przystosowanych do istnienia, ułomnych – czyniło Ziemię miejscem niewyobrażalnego cierpienia, zarówno dla fizycznie zniekształconych i emocjonalnie niestabilnych zwierząt, jak i dla ludzi. Chociaż trzeba przyznać że, jeśli chodzi o ludzi – zamienili oni tylko jedno piekło na inne. Teraz nie chodziło o nudę i beznadziejność przeludnionego i ogarniętego wojnami i szałem konsumpcji świata, ale o codzienną walkę o przetrwanie w niegościnnym świecie oszalałej natury mającej już za nic granice ustanowione na przestrzeni czasu przez rodzaj ludzki.

 

Sklepienie betonowego korytarza oświetlonego skąpym światłem na wpół zużytych diod pokryte było białym dywanem cuchnącej, toksycznej pleśni. Xe odruchowo poprawił maskę. Nieszczelność maski lub kombinezonu kosztować mogła życie, dlatego już małe dzieci wdrażano do odruchowego zakładania strojów ochronnych przed wyjściem z oniboxu – jedynego miejsca w którym dzisiejszy mieszkaniec Ziemi mógł rozluźnić się na parę godzin, wolny od obaw zaatakowania przez jakieś zwierzę lub roślinę, bakterię lub wirusa. Oniboxy służyły do odpoczynku i snu, kosztowały majątek a technologia w której zostały wykonane stanowiła wielką tajemnicę. Alternatywą dla oniboxów – dostępną wyłącznie dla bardzo majętnych rodzin – stały się budynki z litej stali zaopatrzone w systemy filtrowania powietrza i pomieszczenia do odkażania. W takich budynkach mieściło się większość oficjalnych instytucji na wpół podziemnego miasta. Xe, schylony pod ciężarem plecaka, szedł korytarzem, starając się omijać kałuże wody. Powstrzymywał irracjonalną chęć uklęknięcia i zanurzenia ust w chłodnej cieczy. Był spragniony, ale wiedział że jeden łyk tej wody zabiłby go w kilka godzin. Korytarz kończył się ścianą w którą wmontowane były metalowe, pokryte rysami i rdzą wrota. Xe stanął na wprost kamery mrugającej czerwoną diodą.

– Xe Volvap – wypowiedział swoje nazwisko, unosząc głowę w stronę skanera siatkówki. Po dłuższej chwili metalowe płyty stęknęły głucho rozsuwając się trochę – ledwie tyle by z trudem wcisnął się tam człowiek. Gdy Xe wszedł do ciasnego pomieszczenia pełniącego rolę komory dezynfekcyjnej, wrota natychmiast zasunęły się szczelnie. Rozpoczął się proces odkażania, automatyczne zawory spryskiwały kombinezon stojącego nieruchomo człowieka mgiełką szeleszczących kropel.

Pusty betonowy tunel utonął w ciszy, jednak już po kilku chwilach wypełnił się szelestem i spomiędzy pęknięć betonowej posadzki zaczęły wypełzać dziesiątki małych, błyskawicznie poruszających się jaszczurek o cielistym zabarwieniu. Pokryły prawie w całości spojenie dwóch metalowych płyt tworzących wrota i miejsca ich styku z posadzką, próbując za pomocą ostrych zębów dostać się do środka. Płyty były precyzyjnie spasowane, zaprojektowane specjalnie po to by nawet najmniejsza żywa istota nie mogła się przez nie przedrzeć, ale zęby jaszczurek zostawiały na stali płytkie wyżłobienia, kiedy stworzonka zwabione zapachem ludzkiej siedziby uparcie i przez wiele minut, próbowały osiągnąć swój cel – dostać się do źródła pożywienia. Lubiły jeść ludzi: ich stada liczące czasem i kilkaset sztuk były największą plagą Miasta – rozległej sieci podziemnych bunkrów połączonych korytarzami i kilkudziesięciu hermetycznych kopuł znajdujących się na powierzchni. Kilka tysięcy ludzi zamieszkiwało w trudnych warunkach tę ostoję cywilizacji – jedno z niewielu miast które pozostały na planecie, odgrodzonych od dżungli stalą i ogniem.

Xe należał do ludzi uprzywilejowanych ze względu na zawód który uprawiał: jego profesja polegała na wychodzeniu ze strefy Miasta i kolekcjonowaniu próbek biologicznych: równało się to wkraczaniu w świat rządzony niepodzielnie przez rośliny i zwierzęta (trzeba jednak powiedzieć, ze granica pomiędzy jednymi a drugimi stawała się z upływem czasu coraz mniej wyraźna). Hermetyczne laboratorium z wyjściem prowadzącym poza obszar ludzkiego mrowiska, możliwość swobodnego opuszczania miasta (tylko nieliczni mieszkańcy mieli takie prawo), wreszcie spore dochody – z tych wszystkich możliwości młody poszukiwacz najbardziej cenił sobie wygodę jaką dawało zamieszkiwanie sterylnej pracowni: wspominał mękę codziennego korzystania z oniboxu; jego ciasne zwoje chroniące śpiącego człowieka przed owadami, wirusami i bakteriami zapewniały przeżycie – ale nie komfort. Poranki wyglądały podobnie: ostrożne rozhermetyzowanie klapy oniboxu, po uprzednim założeniu na usta i nos pochłaniacza i uważne rozglądanie się po pokoju z miotaczem trujacego żelu w ręce, oglądanie podłogi przed postawieniem na nich stóp, wreszcie pospieszne naciąganie na siebie wielu warstw ochronnej odzieży. Dziś często, leżąc w półmroku rozmyślał o rozkoszy jaką poczuł, gdy po raz pierwszy – tutaj, w laboratorium – skorzystał z możliwości swobodnego snu. Zdał sobie wtedy sprawę, że komfort wynikający z całkowitego fizycznego bezpieczeństwa – tak niedostępny dla większości ludzi w obecnych czasach – stanowi podstawę dobrego samopoczucia i tym bardziej docenił przywileje którymi go obdarzono.

W jeszcze gorszej sytuacji byli biedacy pozbawieni źródeł zarobku – a co za tym idzie nie mogący pozwolić sobie na onibox dla siebie czy dla swoich dzieci: bez niego nie miałeś gwarancji czy po przespanej nocy nie obudzisz się na przykład jako przetrwalnik wypełniony milionami jajeczek jakiegoś owada, jednego spośród setek gatunków które nawet nie miały nazw. Oczywiście finansowe elity tego świata przeżywały swój czas we wnętrzach hermetycznych, ogromnych kopuł, skutecznie odgrodzeni od trudów życia pod niegościnnym niebem. Legenda głosiła że podobno w jednym z Miast całą kopułę dla siebie i swojej rodziny wykupił wynalazca i producent oniboxów… Śmiertelność wśród najbiedniejszych warstw społecznych była bardzo wysoka, przeżywało co dwudzieste dziecko. Jednak te które przeżyły, miały szansę na odmianę swojego losu. Niezwykła odporność – w świecie w którym dożycie do czterdziestki stanowiło znaczące osiągnięcie – była obietnicą stałości, zwycięstwa nad nieprzyjazną naturą i zapowiedzią silnego potomstwa.

W tym sensie nasza planeta wyzdrowiała, rozmyślał Xe przeciągając się leniwie w zszarzałej pościeli. Witalność i zdolność przeżycia stały się wartością najwyższą; piosenki i opowieści znów wielbią łowców, obrońców i wojowników. Słabi umrą, pozostaną tylko najsilniejsi lub najsprytniejsi. Może to właśnie plan jakiegoś rządzącego wszechświatem bóstwa: stworzyć tu piekło, by w ogniu walki o przeżycie wypaliły się najsłabsze ogniwa naszego rodzaju, plan uzdrowienia zdegenerowanego, rozleniwionego rozwojem cywilizacji i zdobyczami medycyny człowieka? W pewnym sensie poprzedni plan owego hipotetycznego,wyimaginowanego stwórcy zakładał to samo: stopniowe pojawienie się samoświadomości i doskonalenie jej: jednak plan ów okazał się zbyt dobry: biegłość rodzaju ludzkiego w wymyślaniu sposobów na zapewnienie sobie bezpieczeństwa i przedłużenie życia spowodowały przeżywanie słabych, chorych, niepełnowartościowych pod względem biologicznym jednostek.

Jednak Xe nie wierzył w intencjonalne działanie świadomego stworzyciela Wszechświata, podobnie nie uważał też, że powstanie życia jest przypadkiem. podobne rozważania były według niego stratą czasu i prowadziły do pozornych – bo znajdujących się wyłącznie w obszarze języka – rozwiązań. Filozofię i rozważania teologiczne w swoim życiu zastąpił kontemplacją własnych wrażeń i zachwytem nad przerażającym żywiołem przyrody, która każdego dnia ukazywała mu swoje nowe, nieznane dotąd oblicze. Ziewnął, na wpół drzemiąc. Postanowił przespać się kilka godzin, wiedząc że jutro czeka go wyczerpująca wyprawa: kilka tygodni temu, prowadząc badania kilka kilometrów od Miasta natrafił na skupiska niewidzianych wcześniej roślin: rozłożyste łodygi i i wielkie kwiaty o interesującym kształcie zaciekawiły go; niestety zapadał już zmrok, więc nie było możliwości pobrania próbek czy zrobienia zdjęć. Postanowił wyruszyć o świcie aby mieć wystarczająco dużo czasu na drobiazgowe badanie i niespieszny powrót.

Xe przedzierał się przez zarośla pełne nawoływań, pisków, kląskań i szmerów żyjących w nich stworzeń. Chmary unoszących się w powietrzu owadów omijały go, ponieważ przed wyjściem spryskał swój ochronny kombinezon toksycznym żelem – była to standardowa procedura dla osób decydujących się na wyjście poza ochronną strefę miasta. Po wyczerpującym, piętnastominutowym marszu zgodnie z wskazaniami kompasu dostrzegł wreszcie kolonię roślin która była jego celem. Były to splątane, płożące, grube łodygi ozdobione czerwonymi, zamkniętymi szczelnie kielichami kwiatów o średnicy około pół metra. Rozglądając się ostrożnie Xe zbliżył się do kwiatów. Wśród pokręconych, włochatych łodyg tętniło życie, insekty niezliczonych kształtów i kolorów obsiadły rośliny, gorączkowo grając w odwieczną grę istnienia: jadły, kopulowały, składały jaja i pożerały się wzajemnie. Biolog odniósł wrażenie że wielkie czerwone kielichy cieszą się szczególnym zainteresowaniem owadów. Chociaż cała dżungla zdawała się być wypełniona nieustannym brzęczeniem błoniastych skrzydełek, ponad kielichami unosiły się wyjątkowo gęste skupiska ożywionych, trzepoczących gwałtownie istot. Wydawało się że owady chcąc dostać się do środka kwiatów – jednak te pozostawały szczelnie zamknięte.

Xe Volvap kilkoma energicznymi ruchami rąk odgonił rojące się insekty, pochylił się nad jednym z kwiatów i na kilka sekund uchylił pochłaniacz zakrywający nos i usta aby powąchać roślinę. Było to poważne przekroczenie zasad bezpieczeństwa nakazujących maksymalną ostrożność w kontakcie z nieznanymi obiektami – jednak Xe uwielbiał wąchać nowo odkryte kwiaty, napawać się ich nieznanymi dotąd zapachami. Bogate wonie dżungli budziły w nim wspomnienia z dzieciństwa, w takich chwilach czuł się prawie zjednoczony z nieprzyjazną zazwyczaj i nieustannie zagrażającą człowiekowi przyrodą. Zapach był zachwycający: słodkawy, intensywny, prawie duszący. Biolog szybko podniósł się, dokładnie poprawiając pochłaniacz. Szczypczykami oddzielił mały fragment mięsistej, włochatej łodygi i wsadził do szklanej fiolki którą zamknął szczelnie i schował do kieszeni. Sięgał właśnie po aparat fotograficzny gdy czerwone kwiaty drgnęły. Powolnymi ruchami zwróciły się ku stojącemu obok badaczowi, a czerwone płatki ryjkowatych kielichów, dotąd szczelnie przylegające do siebie, rozchyliły się nieco. Zdumiony Xe na wszelki wypadek cofnął się powoli o dwa kroki. Nieoczekiwana reakcja rośliny zaskoczyła go, ale też zaciekawiła.Wtedy usłyszał głos.

– Witaj, człowieku – głos nie dobiegał z żadnej strony, rozbrzmiewał jakby w środku głowy zdumionego naukowca – nie lękaj się, to coś w rodzaju bezzmysłowgo kontaktu dwóch inteligentnych istot. Wy, ludzie nazwalibyście to zapewne telepatią. Dla mnie, rośliny którą widzisz przed sobą jest to naturalny sposób porozumiewania się – Czerwone kwiaty zakołysały się, jakby potakując.

– Jesteś pierwszą istotą ludzką która tu przybyła, więc to ty otrzymasz ode mnie przesłanie pochodzące od całego świata natury. Na pewno zastanawiasz się, a wraz z tobą inni ludzie, jaka była przyczyna Zmiany która spowodowała tak dogłębne przekształcenie się świata roślin i zwierząt. Wcześniej postrzegaliście samych siebie jako władców planety i najważniejsze istoty w waszym świecie, teraz jednak nadszedł czas aby dorównały wam inne stworzenia, dotąd postrzegane przez was jako niższe, mniej doskonałe. To jest cel Nowej Ewolucji (jak wy, homo sapiens nazywacie Zmianę), cel ten ogniskuje się właśnie we mnie – Czerwone kielichy zbliżyły się jeszcze bardziej do oniemiałego Xe wpatrującego się w nie przez szybki gogli ochronnych. Głos w jego głowie wibrował, potężniał, stawał się coraz lepiej słyszalny, głęboki i uroczysty:

– Po to właśnie potrzebna była Zmiana: aby rośliny i zwierzęta całej naszej planety zyskały samoświadomość, i nauczyły się porozumiewać z wami – ludźmi. To stworzy podstawy nowego świata w którym wszyscy będziemy współistnieć w porozumieniu, bez walki. W ten sposób wzniesiemy się razem na wyżyny ewolucji, gdzie nie będzie już walki o przetrwanie, a tylko wspólnota szanujących się wzajemnie czujących istot.

W bezkresnej dżungli zapadła nagle cisza; szelesty, piski i trzepot niezliczonych skrzydeł urwały się, jak gdyby wszystkie zwierzęta zaprzestały swojej aktywności słysząc przekaz skierowany do przedstawiciela ludzkiego rodzaju. Owady rojące się dotąd niezliczonymi chmarami zniknęły i Xe z zachwytem dostrzegł jak otaczające go niebosiężne drzewa pochylają się nad nim, delikatnie, wręcz pieszczotliwie muskając go gałęziami, szeleszcząc przyjaźnie, a dziesiątki rodzajów kwiatów otwierają się nagle prezentując kolory i kształty – olśniewająco piękne! – których Xe nie widział jeszcze nigdy w takim bogactwie, tworząc jedyne w swoim rodzaju widowisko będące hołdem dla pierwszego człowieka otrzymującego wiadomość od zjednoczonego świata swoich braci – dawniejszych wrogów. Setki różnokolorowych oczu zalśniły w gęstwinach, zwierzęta łagodnie podchodziły coraz bliżej, ufnie i uważnie patrząc na drżącego z ekscytacji człowieka. Xe nie mógł powstrzymać wzruszenia, łzy napłynęły mu do oczu, zerwał maskę i pochłaniacz, odrzucił je na bok.

– Witajcie – wyszeptał. Wtedy jeden z kwiatów otworzył się szeroko ukazując wnętrze pełne ostrych kolców i błyskawicznie wystrzelił w górę zaciskając się na twarzy biologa. Palący ból spowodowany przez soki trawienne mięsożernej rośliny był ostatnim doznaniem nieszczęsnego człowieka, kilka sekund później jego wstrząsane konwulsjami ciało upadło na ziemię, wciąż połączone z kwiatem zajętym konsumpcją…

Kilka tygodni później współpracownicy biologa odnaleźli jego szczątki – poszarpany kombinezon wypełniony objedzonymi do czysta kośćmi. Analiza próbki znalezionej w kieszeni badacza zaowocowała odkryciem nieznanego dotąd alkaloidu o niezwykle silnym, psychoaktywnym działaniu. Obecność w organizmie zaledwie kilku cząsteczek tej lotnej substancji wydzielanej przez czerwone kwiaty nieznanej rośliny powodowało silne, trwające wiele godzin halucynacje i całkowitą, graniczącą z ciężką psychozą dezorientację. U niektórych osób zetknięcie się z substancją było mechanizmem spustowym głębokich zaburzeń schizoafektywnych, i to w formie wyjątkowo przewlekłej i odpornej na leki. Mimo to wkrótce alkaloid ten (zwany xevolvapiną) stał się popularnym narkotykiem za który w miastach płacono wysokie sumy.

K O N I E C

 

 

Koniec

Komentarze

No, no, jestem pod wrażeniem. Kojarzy się z Planetą Śmierci Harrisona, ale mimo to czyta się dobrze. Zakończenie zaskakuje podwójnie, i pozostaje pytanie: czy ewolucja to tylko wzajemna konsumpcja? Może jednak fauna i flora ma coś więcej do zaoferowania?

Jak na mój gust opowiadanie jest za bardzo bezosobowe. Jestem pewien, że znajdą się ludzie, którym odpowiada taki naukowo-badawczy styl pisania, niemniej jednak, ja do nich nie należę.

Mój osąd bedzie jeszcze surowszy. To opowiadanie jest bezpłciowe. Pomimo podjęcia tematu po równi interesującego i dającego pole do popisu nie budzi emocji.  

Jestem zdania, że gdyby nadać mu klasyczną formę, zyskałoby, i to bardzo dużo.

tyko pomysł. świetny. ale tylko pomysł. zrób z tego prawdziwe opowiadanie. albo i powieść.

Powiem tak. To bardzo dobrze napisany konspekt do opowiadania, i dobry pomysł. Ale rozwiń to. Bo tutaj brakuje akcji, sunspensu, klimatu i psychologii bohaterów. I to wszystko, co w chwili obecnej mogę powiedzieć dobrego o tym tekście. Pozdrawiam

"Wszyscy jesteśmy zwierzętami, które chcą przejść na drugą stronę ulicy, tylko coś, czego nie zauważyliśmy, rozjeżdża nas w połowie drogi." - Philip K. Dick

Podobało mi się - pomysł świetny, ale rzeczywiście chyba lepiej sprawdziłby się, gdyby go bardziej rozbudować.

 

Pozdrawiam.

Trochę za duzo wyjaśnień jak na tak krótki tekst. Zakończenie po spotkaniu z kwiatem przewidywalne.No i bezosobowe. Tego Xe mogłoby w ogóle nie być.

Wykonanie bardzo dobre, choć zabrakło paru przecinków i pojawiło się trochę powtórzeń. Ale to drugie w żadnym stopniu nie wpłynęło na odbiór tekstu.

Oczywiśćie zgadzam się, że to bardziej rozbudowany konspekt niż pełnoprawne opowiadanie.

Podejmujesz temat, który od dawna bardzo mnie interesuje - ewolucję. Jej teorię przemodelowujesz, jednak robiąc to bardzo powierzchownie, osiągasz efekt taki sobie. Ledwie muskasz coś, co ma przeogromny potencjał. Chciałbym, żeby było w tym więcej fiction. Ale to moje zdanie i moje preferencje.

Pozdrawiam :)

Tak patrze na mój komentarz... i miało być science, a nie fiction, oczywiśćie :)

Dziękuję pięknie za wszystkie komentarze;)

Pozdrawiam

Nowa Fantastyka