- Opowiadanie: bzyk91 - Dziecko boże

Dziecko boże

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Oceny

Dziecko boże

 

 

Normal is not the norm

It's just a uniform

We are the others

Forget about the norm

We're the outsiders

Take off your uniform

We are the others

We are all beautiful

We are the others

 

 

 

“ …Panie Boże, proszę Cię, żeby tata więcej nie pił wódki, ani piwa . Niech nie bije więcej mnie, mamy, Ani, Moniki i Tomka. Chciałbym przez jeden dzień mieszkać w domu takim jak ten Jarek z mojej klasy. On ma w domu wszystko co tylko chce. Chociaż przez jeden dzień. W imię Ojca i Syna i Ducha Świętego. Amen”

 

 

* * *

 

 

Dziesięcioletni Jacek obudził się i spojrzał na zegarek stojący na szafce obok.. Trzy po ósmej. Podniósł głowę i w tym momencie promieniujący ból lewego policzka przypomniał mu o tym, co działo się poprzedniego wieczora. Ojciec jak zwykle wrócił pijany spod sklepu i, jak zwykle, było mu mało. Domagał się kolejnej flaszki, a spełnieniem życzenia miała się zająć żona. Ta jednak śmiała odpowiedzieć, że nie ma żadnej wódki. Mąż złapał ją za włosy, brutalnie pchnął na regał i zaczął wyzywać od najgorszych. Wszystkiemu przyglądał się Jacek. Kiedy ojciec go zauważył, w pijackim amoku uderzył w twarz i kazał wypierdalać.

„Całe szczęście, że tata uderzył otwartą ręką. Przynajmniej nie mam rozciętego policzka. Może nie będą się ze mnie znowu śmiać w szkole.”

Włożył na siebie naszykowane ubrania i poszedł do kuchni, a raczej czegoś, co miało ją przypominać. W malutkim pomieszczeniu, które robiło jednocześnie za kuchnię, łazienkę i pokój dzienny, siedziały jego młodsze siostry: pięcioletnia Ania i sześcioletnia Monika. Wokół nich krzątała się mama. Jacek usiadł obok dziewczynek, a mama podała mu kanapki z masłem i pomidorem.

– Pokaż policzek synku. Bardzo boli?

– Nieraz bolało gorzej – odparł zgodnie z prawdą chłopiec

– Masz, przyłóż zimną ścierkę na razie. Zaraz poszukam jakiejś maści, to posmarujemy. Może opuchlizna zejdzie chociaż trochę przed pierwszą lekcją.

– Dzięki mamo.

Kiedy kończył ostatnią kanapkę, wróciła matka i delikatnie zaczęła nacierać siny policzek jakąś maścią. Chłopieć mimowolnie syknął z bólu, a na jago twarzy pojawił się grymas walki ze łzami napływającymi do oczu.

„Tylko nie płacz, tylko nie płacz.”

Udało się. Młody mężczyzna wygrał walkę ze łzami, co sprawiło mu niemałą satysfakcję. Chociaż tyle. Umył ręce w misce pełnej zimnej wody, wytarł i założył znoszone trampki odziedziczone po starszym bracie.

– Jacuś, w tornis…

– Mamo, nie mów do mnie Jacuś. Jestem już duży – z udawanym niezadowoleniem odpowiedział syn.

– Przepraszam. Cały czas zapominam. W tornistrze masz kanapkę ale gdybyś był głodny to poproś Tomka, żeby oddał ci swoją.

– Dam sobie radę.

– Wiem. No leć już, bo się spóźnisz.

Dochodząc do drzwi wyjściowych, Jacek zauważył śpiącego na tapczanie ojca. Chłopak wiedział, że będzie on spał jeszcze przez kilka godzin. Tak samo jak wiedział, że później wszystko zacznie się jeszcze raz. No, ale na razie mama i dziewczynki będą miały spokój. Wyszedł przed dom, gdzie za rogiem stał drewniany, rozpadający się kibel. Nie wyglądał wcale gorzej niż reszta gospodarstwa. Dach od kilku miesięcy przeciekał, okna były nieszczelne co sprawiało, że zimą było niewyobrażalnie zimno, a drewniany dom obłaził z resztek pomarańczowej farby.

„ No, ale mamy kwiecień. Do pewnego czasu jedno zmartwienie mniej”

Chłopiec ruszył w drogę.

 

 

* * *

 

Dziesięciolatek miał do pokonania blisko cztery kilometry. Droga początkowo wiodła żużlówką przez wieś, później szosą, a bliżej szkoły zaczynała się, jak to mawiał brat Jacka, dzielnica bananowej młodzieży. Łatwo było zauważyć, gdzie się zaczyna. Jadąc w stronę szkoły, nagle drogę pełną dziur, zastępował asfalt równy niczym tafla lodu. Budynki chylące się pod ciężarem starości, zastępowały wille, garaże i drogie samochody. Chłopak zawsze szedł do szkoły razem z dwoma kolegami. Tego dnia, jeden z nich się rozchorował, a drugi musiał zostać w domu z młodszym bratem. Kiedyś dyrekcja szkoły wyszła z inicjatywą, aby dzieciakom z odleglejszych wiosek zorganizować transport. Idea była jak najbardziej słuszna. Często zdarzało się, że dzieci wracały do domu podczas gdy na dworze panował już totalny mrok, a o latarniach można było co najwyżej pomarzyć. Pomysł ten jednak umarł niemal natychmiast po tym, jak rodzice, głównie, a może przede wszystkim ci, z grubymi portfelami zaprotestowali że „oni nie będą płacili za wygody biedaków, niedorozwojów, jebanych inwalidów społecznych i cały ten margines społeczeństwa, który nie powinien mieć prawa bytu.” Jacek nie rozumiał za bardzo co to, czy jesteś bogaty czy biedny, czy pełnosprawny czy nie, gruby czy chudy, ma do tego, że jesteś gorszy bądź lepszy. Wszyscy jesteśmy równi, tak przynajmniej on myślał. To jego myślenie Tomek zawsze kwitował słowami „Oj młody, młody, ale ty naiwny jesteś. Podrośniesz to sam się przekonasz.” Wierzył bratu na słowo. Bracia, jak to bracia. Mogli się bić, skarżyć na siebie, ale jak przyszło co do czego, starszy szedł za młodszym w ogień.

Będąc mniej więcej w połowie drogi, czwartoklasista zastanawiał się na czym może polegać „dawanie dupy”, gdyż Tomek twierdził że właśnie w ten sposób matki bogatych dzieciaków ze szkoły, dorobiły się pieniędzy. Jacek nigdy nie był mocny we właściwym interpretowaniu słów, ani tego co ktoś miał na myśli, więc szybko dał za wygraną. Chłopak miał ewidentnie smykałkę do przedmiotów ścisłych, choć na obecnym etapie edukacji, do takich przedmiotów można było zaliczyć jedynie matematykę. Lubił gdy dwa plus dwa dawało cztery. A w matematyce było tak zawsze. Nie przepadał zaś… To za mało powiedziane. Nie znosił po prostu zajęć z języka polskiego. Nie pomagała mu w tym również nauczycielka. Zamiast mu pomóc, podpowiedzieć kiedy czegoś nie rozumiał, pastwiła się nad nim do upadłego. Sytuacja ta stanowiła wspaniały powód do śmiechu i drwin części klasy. A poniedziałek zaczynał od… języka polskiego.

„Jezuuuu, znowuuu. Może jakoś przeżyję”

Zwiesił nos na kwintę i przyspieszył kroku. W oddali widać było już czerwoną tablicę z napisem SZKOŁA PODSTAWOWA im. HENRYKA SIENKIEWICZA W KLWATCE. Nie wiedział, że dzisiejszą lekcję będzie wspominał inaczej…

 

 

* * *

 

Chłopiec dotarł pod salę lekcyjną pięć minut przed dzwonkiem. Jego uwagę od razu przykuła młoda kobieta, która stała oparta plecami o ścianę. Długie, rude włosy, duże, zielone oczy, delikatny uśmiech i radość emanująca od tej postaci sprawiały, że Jackowi, mimo braku doświadczenia na myśl przyszło tylko jedno.

„Piękna”

– Patrzcie, znowu dostał od ojca w mordę! – rozległo się z drugiego końca korytarza.

– Coś słabo gardę trzymałeś, haha. Matce też się pewnie oberwało. A może i siostrzyczki miały zabawę, co? Jak było tym razem?

– Odwalcie się. Dajcie mi spokój.

– Dajcie mi spokój, bo jak nie, to się popłaczę. – Ironicznie rzucił dowódca klasowych goryli.

– Hej! Zostawcie chłopaka! – W tym momencie wtrąciła się rudowłosa piękność.

Młodzieńcy mieli już gotową ripostę ale nie ujrzała ona światła dziennego, bo w tym samym momencie nauczycielka języka polskiego otworzyła drzwi i zaprosiła grupę do środka.

– Wszystko w porządku? – zapytała młoda kobieta Jacka.

– Tak. Dziękuję.

– Nie ma sprawy. – Skwitowała uśmiechem rudowłosa i, o dziwo, weszła za chłopcem do klasy.

Nauczycielka zamiast, jak zawsze zacząć od sprawdzenia listy, wskazała na stojącą na środku dziewczynę.

– To jest pani Kasia. Ma praktyki u nas w szkole i to ona poprowadzi kilka waszych następnych lekcji polskiego.

Klasa zareagowała na tę wiadomość z wielkim optymizmem. Praktykantka oznaczała luzy na lekcji. Wraz z upływem czasu, do dzieciaków dotarło, że trochę się przeliczyli. Lecz mimo wszystko, byli zadowoleni. Jacek również. Do pewnego momentu.

– Dobrze. Kto nam powie, co w tym wierszu oznaczają niebieskie zasłony? – Nowa nauczycielka powiodła wzrokiem po ławkach. – Może ty? – Wskazała na Jacka.

„No nie, co za fart”

– Nie wiem, proszę pani.

– Spokojnie. Zastanów się chwilę.

– Hmmm… Dla mnie niebieskie zasłony to, po prostu, niebieskie zasłony.

– Boże, co za debil. No ja nie mogę – rozległo się z ostatniej ławki.

– Spokój. W gruncie rzeczy Jacek ma rację, ale skoro ty, chłopcze, masz coś więcej do powiedzenia na temat tego wiersza, to z chęcią wszyscy posłuchamy, prawda?

Wszyscy w sali zgodnie i ochoczo pokiwali głowami. Jednak kolega nie miał nic do dodania i przez dłuższą chwilę panowała kompletna cisza.

– Skoro tak, to pozwolisz, że będziemy kontynuować – zakończyła praktykantka.

Dalsza część lekcji jak i kolejne upłynęły, o dziwo, spokojnie. Upokorzenie, którego doznał przywódca goryli, sprawiło, że nie był już taki cwany. Jackowi tego dnia rzadziej dokuczał więc chłopiec miał nadzieję na godzinę spokojnej zabawy przed kółkiem matematycznym.

 

 

* * *

 

Jacek siedział na huśtawce, kiedy podeszła do niego pani Kasia. Zaskoczony ledwie zdołał wydukać „dzień dobry”.

– Ci chłopcy z twojej klasy, bardzo ci dokuczają? – zapytała z troską w głosie.

– Praktycznie codziennie. Ale już się przyzwyczaiłem.

– I inni nauczyciele nie zwracają im uwagi?

– Innych wcale to nie obchodzi. Boją się rodziców tych chłopaków. A ci cały czas śmieją ze mnie, że jestem biedny, że mam ubrania po starszym bracie… ale zresztą co to panią obchodzi.

– Obchodzi. I to bardzo – dziewczyna odpowiedziała z przekonaniem.– Wiem, że masz dwie młodsze, śliczne siostrzyczki i starszego brata. Trochę łobuz ale dobry chłopak. Mama bardzo was kocha. Tylko ojciec, jest jaki jest.

– Ale skąd pani to wszystko wie?! – Nie dowierzał dziesięciolatek.

– Powiedzmy, że mam pewien dar. I myślę, że mogę spełnić jedno z twoich życzeń.

– Jakie życzenie?

– A o co modliłeś się wczoraj wieczorem?

– Żeby tata przes… Skąd pani wie, że się w ogóle o coś modliłem? – zauważył coraz bardziej przestraszony chłopak.

– Nie bój się. Już ci tłumaczę – rzekła uspokajającym tonem Kasia. – Jestem aniołem.

Do Jacka jakby nie dotarło to co przed chwilą powiedziała dziewczyna.

„Nie rób ze mnie głupka, ani idioty”

Wstał z zamiarem odejścia, kiedy nauczycielka złapała go delikatnie za ramię.

– Nie robię z Ciebie głupka, ani idioty. Udowodnię ci, co ty na to?

Jacek nie za bardzo wiedział, co w tej sytuacji zrobić. Nie wierzyłw to, co powiadał jego rozmówca, ale co mu pozostało? Skinął głową. W tym momencie rudowłosa pstryknęła palcami i wszystko dookoła… zamarło. Dosłownie zamarło. Wszystko oprócz Jacka i Kasi. Chłopiec nie wierzył własnym oczom. Dziewczynki kręcące się chwilę wcześniej na karuzeli, teraz siedziały na niej w bezruchu. Chłopcy na boisku stali jak zamurowani a nad nimi wisiała piłka, jakby była zawieszona w próżni. Drzewa przed minutą smagane wiosennym wiatrem, stały lekko wygięte. Nawet pierwsze liście wisiały nieruchomo. Chłopiec podbiegł do karuzeli z nadzieją, że wszyscy tylko udają, lecz nikt nie zwracał na niego najmniejszej uwagi. Nikt nie udawał.

„To niemożliwe. Ja chyba śnię”

– Nie śnisz. Zdaję sobie sprawę, że ciężko to pojąć, ale to co widzisz, dzieje się naprawdę.

– A umie pani jeszcze jakieś… – Jacek zawahał się.

– Sztuczki? Sporo tego jest – zawadiacko odpowiedział anioł. – Nie wszystko mogę ci zdradzić, ale oprócz tego, że czytam w myślach rozmówcy, potrafię między innymi to.

Anioł nagle znikł. Wyparował. Było i ni ma, Fatima. Sekundę później pojawił się z drugiej strony huśtawki. Wyglądał jednak inaczej. Zamiast białej koszuli i czarnej sukienki, kobieta miała na sobie śnieżnobiały płaszcz, a od istoty emanowała potężna moc. Moc ta jednak nie przerażała, a dodawała otuchy.

– Niesamowite.

– Takie trochę pod publikę ale rzeczywiście robi wrażenie, nie?

– I to jakie! Ale pani Kasiu, zawsze kiedy czyta się o aniołach, są to mężczyźni. A pani jest dziewczyną.

– Zaskoczony, co? A znasz powiedzenie: gdzie diabeł nie może tam babę pośle? Z szefem, znaczy się, z Bogiem, jest tak samo. Co prawdą trójka archaniołów, taka nasza elita, to Michał, Gabriel i Rafał, ale później kobiet w niebie jest coraz więcej. Taka ciekawostka: anioł śmierci to kobieta. Lepiej żebyś jej nie spotkał, bo zazwyczaj jest to ostatnia osobą jaką się widzi. A, i jeszcze jedno. Tak naprawdę mam na imię Sharon.

– Ładnie – stwierdził chłopiec.

– Dziękuję. Dość tych opowieści. Pamiętasz o co modliłeś się wczoraj wieczorem?

– Tak. Żeby tata przestał pić i bić nas wszystkich. Czy to znaczy? – spytał z nadzieją w głosie.

– Niestety – odparła smutno anielica. – W niektórych przypadkach, bez ludzkich chęci, wytrwałości i silnej woli, nawet i anioł nic nie zdziała. Przykro mi. Jednak chciałeś czegoś jeszcze, pamiętasz?

– Przez jeden dzień mieszkać w bogatym, ładnym domu. Chciałem zobaczyć, jak to jest.

– Jak Jarek?

– Tak.

– To da się wykonać. Jesteś zainteresowany?

– Pewnie. Byłoby super! – ucieszył się Jacek.

– A więc umowa stoi. Jeden dzień, tak jak Twój kolega. Jutro.

– A czy pani chce czegoś ode mnie w zamian?

– Hmmm… Pomyślmy. Na łące, niedaleko twojego domu, rosną ładne kwiaty. Może mogłabym dostać ich trochę w ramach podziękowań?

– Nie ma sprawy. Tylko, że kwiatki są dla mięczaków.

– Kto ci tak powiedział? – zdziwiła się.

– Nieważne.

– Powiedz temu komuś, niech dobrze puknie się w czoło, bo głupoty gada. Kwiaty są dla mięczaków, też coś! Jestem aniołem więc chyba wiem lepiej, nie?

– Racja.

– No to teraz zmykaj na kółko. I pamiętaj, żeby pod żadnym pozorem, nie mówić nikomu o naszej rozmowie. Nikt ci nie uwierzy w to, że spotkałeś anioła i to w dodatku babę. Lepiej dmuchać na zimne.

Sharon ponownie pstryknęła w palce i otoczenie wróciło do normy.

 

 

* * *

 

Chłopcu nie w głowie było teraz koło matematyczne. Czym prędzej pobiegł w stronę domu. Serce waliło jak szalone.

„Widziałem anioła. Naprawdę widziałem anioła!”

A to nie zdarza się codziennie. Przez chwilę zastanawiał się, czy mimo wszystko nie powiedzieć o całym zdarzeniu mamie, ale po przemyśleniu sprawy, zrezygnował. Chociaż nie wiadomo jakby się starał, nie uwierzy. Nawet ona. Po drugie, i najważniejsze, skoro anielica prosiła żeby nikomu nie mówił, to nie powie. Lepiej nie zdenerwować anioła. Wpadł do domu niczym rakieta.

– Spokojnie, spokojnie, Schumacherze. – Zatrzymał go w drzwiach brat.

– Zjeżdżaj.

– A to niby czemu?

– Bo nie ma dżemu – zripostował Jacek i przecisnął się obok Tomka, do małego pokoju, zamykając za sobą drzwi.

Siadł przy stoliku, wyjął zeszyty i zaczął udawać, że odrabia lekcje. Udawał, bo tak naprawdę był pochłonięty myśleniem o dniu jutrzejszym. Nie za bardzo wiedział w jaki sposób ma się spełnić jego życzenie. Czy jego dom stanie się jutro piękny i duży?

„Jakie będzie to jutro? Nie mam pojęcia. No ale skoro pani Kasia, znaczy się Sharon, obiecała, to musi się spełnić. Anioły nie kłamią. Chyba. ”Z zamyślenia wyrwał go krzyk ojca.

– Do jasnej cholery, za ile będzie ten pieprzony obiad?!

– Uspokój się. Dziewczynki cię słyszą. – Próbowała udobruchać go żona. – Już nalewam.

Po chwili drzwi od pokoju uchyliły się i Ania zawołała Jacka na obiad. W kuchni siedzieli już wszyscy w komplecie. Dosiadł się do nich.

– Dzwoniła ciotka Halina. Mówiła, że jak da radę, to na Wielkanoc weźmie was do siebie, do Chełma – zwróciła się matka do dzieci.

– Hurra!!! – zawołały zgodnie córki.

Jacek też się ucieszył. Lubił ciotkę. Do tej pory tylko raz był u niej, ale bardzo mu się podobało w Chełmie. Było to miasto pełne atrakcji, których próżno szukać na wsi Przypomniał sobie jak zwiedzał podziemne korytarze w których podobno straszy duch Bieluch. Ostatnim razem nie zdążył zobaczyć Chełmskiego Parku Krajobrazowego, więc miał nadzieję, że teraz nadrobi zaległości. Jednym słowem, a właściwie czterema, ucieczka od szarej rzeczywistości.

– Gówniarze niech siedzą i coś robią w domu! – ryknął ojciec.

– Odezwał się, ten co najwięcej robi. – Tomek spojrzał na ojca z pogardą.

– Coś ci nie pasuje smarkaczu?!

– A czy ja coś mówię?

Jacek był niemal pewien, że zaraz zacznie się kolejna awantura, jednak się mylił, na szczęście. Tata odburknął coś pod nosem i dokończył zupę.

– Marek, może pożyczyłbyś od sąsiadów kosiarkę i skosił trawę?

– Daj mi spokój. Niech Tomek skosi. Ja nie mam czasu. Idę na piwo. – Wstał, wyszedł z domu i tyle było go widać.

– Dobra, mamo, ja skoszę.

– Idę na łąkę. Hej, idziecie ze mną? – zwrócił się do sióstr Jacek.

– Pewnie!!! – odparły piskliwie.

– Dobrze, to idźcie. Tylko uważajcie na siebie.

Trójka dzieciaków wyszła na zewnątrz i ruszyła w kierunku łąk. Dziewczynki otrzymały za zadanie nazrywać jak najładniejszych kwiatów i ułożyć z nich bukiet. Wykonały go z największą dokładnością i zadowoleniem. Efekt przeszedł najśmielsze oczekiwania Jacka. Czas minął im jak z bicza strzelił i ani się spostrzegli, jak zaczęło robić się ciemno. Dziesięciolatek nawet na chwilę zapomniał o tym, co ma się wydarzyć jutro. Po powrocie do domu, chłopiec włożył bukiet do wody, a mamie wytłumaczył, że kwiaty potrzebne mu są na lekcje przyrody do szkoły. Szybko się umył i czym prądzej chciał pójść spać.. Jak na złość sen nie przychodził. Leżąc tak w łóżku, usłyszał trzask. Domyślił się, że tata wrócił. Po chwili zaczęły się wrzaski taty, przeplatane płaczem mamy.

„Byle do jutra”

W końcu chłopiec zasnął.

 

 

* * *

 

Jacek przetarł dłonią zaspane oczy, podniósł się z łóżka i… zaniemówił. Leżał w łóżku, tylko że to nie było jego łóżko, ani jego pokój. Obejrzał ręce, które, z całą pewnością, były inne. Wstał z wielkiego łoża i przeszedł się po pokoju. Pokój wyglądał obłędnie. Biurko, na nim komputer. Obok stał wielki telewizor a na podłodze konsola do gier. Ostrożnie wyjrzał na korytarz. Dostrzegł w nim wielkie lustro. Podszedł do niego i aż pisnął. Z lustra patrzył na niego Jarek. Obrócił się dookoła, a postać w lustrze zrobiła dokładnie to samo. Wyglądało na to, że wyglądał jak jego kolega, ale wewnątrz na pewno był sobą czyli Jackiem.

„Kurcze, myślałem, że takie rzeczy to tylko w Harry’m Potterze”

– Dobrze, że już wstałeś. Chodź na śniadanie.

Chłopak podskoczył z zaskoczenia. Mówiła do niego jakaś nieznana kobieta. Kilka razy widział mamę Jarka i to z pewnością nie była ona. Ale nie mógł przecież zapytać: kim jesteś? Posłusznie podreptał na dół, do kuchni i usiadł na krześle. Na stole nie było śniadania. To była prawdziwa uczta. Parówki, jajka na miękko, płatki na mleku, na dużym talerzu sery, wędliny, kiełbasy. Na drugim talerzu pokrojony pomidor i ogórek. Nigdy nie widział na oczy tyle jedzenia. Nie chciał, żeby kobieta zobaczyła, jak bardzo jest głodny. Lecz kiedy ta wyszła, nie mógł się opanować. Na jego talerzu wylądowały trzy parówki, które szybko zniknęły w brzuchu Jacka. Chwilę później ich los podzieliły jajka i talerz płatków.

– Nigdy nie miałeś takiego apetytu – zauważyła nieznajoma kobieta.

– Eeee. Jakoś wyjątkowo głodny jestem.

– Dobra, idź się szykuj do szkoły.

Jackowi momentalnie zrzedła mina. Już teraz ciężko było mu się w tym wszystkim połapać, a co dopiero, gdy pójdzie na lekcje nie jako Jacek, tylko Jarek. Musiałby się na każdym kroku pilnować. Dlatego też, postanowił zaryzykować.

– Proszę pani. Głowa mnie strasznie boli. Mógłbym zostać dzisiaj w domu?

– Rób jak chcesz – odparła po chwili zastanowienia kobieta.

Chłopiec ucieszył się, ale nie dał po sobie tego poznać. Wstał z krzesła. Kiedy był w drzwiach, zatrzymał się.

– A kiedy będą rodzice? – zapytał.

– Ojciec ma z Warszawy wrócić w sobotę, a matka, z delegacji z Paryża, dopiero pod koniec miesiąca. Przecież ci już mówiłam. Nie pamiętasz?

– Ano tak. Zapomniałem.

Chłopiec, do obiadu przebywał w swoim, a właściwie, chwilowo swoim pokoju. Grał na przemian na konsoli i na komputerze. Trochę go dziwiło, że kobieta wcale się nim nie interesuje. Doszedł do wniosku, że w sumie to i lepiej. Mógł się swobodnie nacieszyć różnymi gadżetami, które miał do dyspozycji. Z pokoju wyszedł, kiedy został zawołany na obiad. Komputer komputerem, ale posiłki były dla chłopca główną atrakcją. Pomidorowa i schabowy z buraczkami były przepyszne. A na deser dostał wielki kawał ciasta. Po obiedzie gosposia wyszła do sklepu, więc Jacek wykorzystał ten czas, aby poznać układ wszystkich pomieszczeń w domu. Trochę mu to zajęło, bo dom był ogromny. Po powrocie gosposi, Jacek wyszedł do ogrodu. Był on proporcjonalny w stosunku do domu. Tylko co z tego? Nie było w nim nic do roboty. Chłopiec musiał przyznać sam przed sobą ze po prostu, najzwyczajniej w świecie, nudzi się.

„Jejku. Żadnego psa, ani nawet kota.”

Nie miał więc wyjścia i wrócił do domu. Tam przez dwie godziny grał na konsoli, co chwila zmieniając gry. Żadna nie przykuła jego uwagi na dłużej. Zdał sobie sprawę, że tęskni za swoim domem. Swoim prawdziwym domem. Tęsknił za mamą, Tomkiem, za siostrami, które wiecznie mu dokuczały. Zawsze coś się działo. Nie tęsknił tylko za ojcem, ale to zrozumiałe. Kolacja i kąpiel na chwilę przegoniły ponure myśli. Jednak kiedy położył się do łóżka, znów myślał tylko o jednym.

„Byle do jutra.”

 

 

* * *

 

– Jacek obudź się. Wstawaj, słyszysz?!

Jacek zobaczył siedzącą na nim Anię.

– Co się stało? – spytał zaspany.

– Mama kazała cię obudzić bo spóźnisz się do szkoły. Wstawaj, ale już!

– Dobra, dobra.

Chłopiec wstał i spojrzał na zegarek. Rzeczywiście było już późno. Ubrał się w pośpiechu i wyszedł do sieni.

– Dobrze się dziś czujesz? – spytała mama.

– Tak. A czemu się pytasz?

– Wczoraj zachowywałeś się jakoś dziwnie. Jakbyś nie był sobą.

– Wydaje ci się.

Dopiero teraz przypomniał sobie, co działo się wczoraj. Jednak bardziej przeraził się na widok mamy. Miała rozciętą wargę i prawą rękę całą owiniętą bandażem. W kuchni zobaczył Tomka z podbitym okiem i Monikę z wielkim siniakiem na nodze. Miał wyrzuty sumienia.

c

Matka zauważyła jego minę.

– Nie martw się. Damy sobie radę. Teraz szybko jedz i zasuwaj do szkoły.

Chłopiec nie miał ochoty na posiłek. Przypomniał sobie wczorajsze śniadanie i jeszcze bardziej zaczęły go męczyć wyrzuty sumienia. Zjadł na siłę jedną kanapkę, popił herbatą. Założył kurtkę przeciwdeszczową, porwał parasol, bukiet kwiatów i wybiegł na dwór. Deszcz lał jak z cebra. Niebo było tak zachmurzone, że gdyby nie to, iż niedawno wstał, myślałby, że zbliża się wieczór. Parasolka niewiele pomagała, głównie dlatego, że Jacek bardziej przed deszczem osłaniał bukiet, niż samego siebie.

„Anielica nie może dostać ochłapów.”

Nagle wiatr potężnie dmuchnął i o mało co, nie wyrwał chłopcu parasolki. Kiedy wydawało się, że ten opanował już sytuację, kątem oka dostrzegł samochód wpadający w poślizg tuż przed nim. Jacek nie zdążył zareagować. Poczuł piekielnie mocne uderzenie i niewyobrażalny ból przenikający go do szpiku kości. Nie czuł nawet jak upada na mokrą ziemię. Resztkami świadomości zarejestrował ubraną na czarno postać, która zbliżała się w jego kierunku.

 

 

* * *

 

 Kobieta o czarnych włosach opadających na ramiona, ubrana w białe trampki, jeansy i czarną bluzę z napisem MY TREASURE na kapturze, spokojnie szła w stronę młodego chłopca, leżącego nieprzytomnie na poboczu. Gdyby ktoś ją spotkał, nawet przez myśl by mu nie przeszło, że może ona być aniołem śmierci. A jednak. Amrat właśnie nim była. Rzuciła okiem w stronę uciekającego samochodu lecz nie zareagowała.

„Na niego też przyjdzie pora.”

Pochyliła się nad młodym blondynem. Zazwyczaj takie obrazki nie robiły na niej żadnego wrażenia. Wszyscy w niebie uważali ją za wypraną z emocji, chłodną i opanowaną istotę. Ona też się za taką uważała. Jednak teraz, kiedy zobaczyła tego młodego człowieka i leżące obok niego kwiaty, coś się w niej ruszyło. Nie poleciały jej łzy. Na to anioł śmierci nie mógł sobie pozwolić. Ale chyba się wzruszyła. Mogła wyjąć telefon i zadzwonić na pogotowie. Były jeszcze resztki szans, że chłopca da się uratować. Jednak nie zrobiła tego. Uklęknęła obok niego, położyła swoją dłoń na jego czole i wyszeptała:

– A teraz śpij, teraz śpij i zapomnij o tym, co widziałeś, co słyszałeś, co przeżyłeś i pomyśl, że to sen, że to nigdy nie działo się. Tak będzie lepiej. Śpij.

Koniec

Komentarze

Dlaczego tak nagle zniknęła reszta tekstu? Zdążyłem przeczytać, przypomniałem sobie Twoje poprzednie opowiadanie, wróciłem, a tu tylko pierwszy akapit pozostał...

Przepraszam bardzo. Chciałem zedytować tekst, żeby to jakoś wyglądało ale przyznam szczerze, że nie ogarniam tego edytora. Musi zostać tak jak jest. Chyba, że ktoś wie jak to odpowiednie zedytować?

Na chwilę bieżącą, jak to się (nie) ładnie mówi, nikt nie wie, bo nikt nie ogarnia. Edytora z jego ustawieniami. Ale nie narzekaj, teraz już tekst wygląda osiemnaście i trzy czwarte raza lepiej.

Uważam, że to opowiadanie jest trochę jak anioł. Bezpłciowe jakieś. Wielokrotnie już wykorzystywany pomysł posłańca niebios, który z jakąś misją pojawia się na ziemi, tym razem nic nowego nie wnosi. Anioł niczego nie naprawia, nikomu nie pomaga, demonstruje tylko, jak jakiś kuglarz, swoje sztuczki. Spełnia jedno z marzeń chłopca, by mu uświadomić, że to niedobre marzenie było. Wszystko co było złe, w życiu Jacka, takim pozostało. Także potem.  

 

…przez dłuższą chwilę zapanowała kompletna cisza.Przez dłuższą chwilę panowała kompletna cisza.

 

Niedowierzał dziesięciolatek.Nie dowierzał dziesięciolatek.

 

Już ci wytłumaczę.Już ci tłumaczę. Lub: Zaraz ci wytłumaczę.

 

Nie wierzył w treść rozmowy… – Chyba nie można nie wierzyć w treść rozmowy. Można nie wierzyć w to co rozmówca powiada.

 

Szybko się umył i czym prącej chciał pójść spać.. – …i czym prędzej

 

Na ta anioł śmierci nie mógł sobie pozwolić.Na to anioł

 

Ponadto jest wiele powtórzeń, których można było uniknąć. Oto przykłady:

Jacek zauważył śpiącego na tapczanie ojca. Chłopak wiedział, że ojciec będzie spał

Droga początkowo wiodła żużlówką przez wieś, później wiejską szosą

Chłopak zawsze szedł do szkoły razem z dwoma kolegami. Tego dnia jednak szedł sam ponieważ jeden z nich się rozchorował, a drugi musiał zostać w domu z młodszym bratem. Szedł, nie jechał.

Kiedyś dyrekcja szkoły wyszła z inicjatywą, aby dzieciakom z odleglejszych wiosek zorganizować transport do szkoły.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Melodramat rodem z Pani Domu. Sztampa na sztampie sztampę pogania, a warstwa językowa nie powala absolutnie.

regulatorzy, jak bezpłciowe?:) przecież w tym wypadku anioł to kobita:)

Powtórek dużo, co już wspomniane wyżej, ale ogólnie opowiadanie bardzo złe nie jest-troszkę naiwne może, ale narracja z punktu widzenia dziecka, więc to jakieś usprawiedliwienie. Takie smutne. Nie moje klimaty, jednak czyta się w miarę dobrze. 

MaKneZa.  Anioły nie są istotami płciowymi. Ten z opowiadania „stał się Kasią”, za sprawą Autora, na potrzeby tego opowiadania.

To nie strój decyduje o naszej płci – mimo, że noszę niemal wyłącznie spodnie, nie przestaję być kobietą. :-)

Pozdrawiam.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Właśnie napisałam, że w tym wypadku:) W ogóle bardzo mi się spodobało Twoje porównanie:)

Przeczytałem opowiadanie ponownie i przestałem zgadzać się z opiniami, że naiwne, że sztampowe. Neguję tego typu zarzuty z bardzo prostego powodu: dlaczego anioł, zaprezentowawszy swoje możliwości, nie sprawił cudu potrzebnego, oczekiwanego przez nie tylko Jacka, lecz poprzestał na spełnieniu marginalnej zachcianki?  

Może Autorowi przypadkiem "tak wyszło", ale pokazał coś ważnego. Tak uważam.

Byłam, przeczytałam. Nie mogę powiedzieć, że to sztampa ani że źle napisane, po prostu nie zrobiło na mnie wrażenia.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Opowiadanie zupełnie o niczym.

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Beznadziejnie nudne. I nie będę się doszukiwała glębi tam, gdzie raczej jej nie ma. Napisane sztywno, zapewne ważne dla autora, ale jednak nudne.

Z drugiej strony widać, że to nie pierwsze lepsze opko, więc jest nadzieja.

Ryzykowałabym w stronę realizmu magicznego - i nie na tym portalu. Z drugiej strony nikt indziej tak przyjaźnie autora nie spierze jak my, więc może niech będzie i tutaj. Byle było widać postępy.

Coś bezsilny ten anioł.

Mam wrażenie, że w tekście bardzo lecisz po wszystkich sztampowych krzywdach dziecka. Rodzina patologiczna, do szkoły daleko, koledzy wredni, jeszcze tylko zabrakło jakiejś śmiertelnej choroby wśród najbliższych.

Babska logika rządzi!

Cóż… 

Bardzo czarno-białe. Przydałaby się korekta.

Przynoszę radość :)

Nowa Fantastyka