Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
Mam na imię Asia i jestem nekromantką.
Mam pewien dar, który odziedziczyłam po dziadku.
Jego syn, czyli mój tata, go nie posiada.
Dziadek mówi że takie cechy dziedziczy się co drugie pokolenie.
Więc wypadło na mnie…
Zaczęło się odkąd miałam trzy lata.
Nie, nie zobaczyłam zmarłego pradziadka, wujka bądź przyjaciela domu.
Przeżyłam i przeżywam nadal coś innego…
Aj! Budzik znowu mnie zaskoczył. Popularna z telewizji i radia muzyka, wydobyła się nagle z mojej komórki i wzywała mnie do rozpoczęcia nowego dnia. Po omacku znalazłam telefon i wyłączyłam nieznośny budzik. Odrzuciłam, walający się pod kołdrą opasły tom medycznej wiedzy, kiedyś będzie trzeba pójść na te studia. Ale to później.
Teraz czas na kąpiel i wybranie kreacji na dziś. Ułożenie włosów w coś takiego co będzie zarówno przeciętne, bez żadnych wariacji, ale trochę przykuwające oko. Dobra, teraz trzeba coś zjeść. Minęłam pokój rodziców i… moja młodsza siostra znowu zostawiła swoje klamoty na podłodze. Aj!, jak boli. Takiego fikołka to nawet na WF-ie nie zrobiłam.
Zobaczyłam go, stał tam gdzie go wczoraj zostawiłam. Trzy i pół konna maszyna stała oparta o ścianę garażu, gotowa do podboju dróg. Inni śmieją się że to tylko skuter, ale dla mnie jet to maszyna wyższych lotów. Jest to przecież Romet, na jego logo widnieje koń z skrzydłami, a ja podczas jazdy czuję jakbym nie na skuterze, a na owym koniku jechała. To prawdziwe cudeńko…
Poza kaszlaniem silnika doszedł do mnie odgłos rytmicznej pracy kosiarki. To pan Edziu znowu kosi trawnik z rana.
Dziewczyna wstała od biurka i podeszła do stołu. Poniosła wiszącą na nim kartę informacyjną. Czytając, co róż spoglądała na białe płótno leżące na stole, a raczej na to co było pod nim schowane.
Dziwny ten świat. Człowiek parę godzin temu umarł a już rodzina każe go skremować. Mieli dać czas do jutra, a tu nagle okazało się że dziś będzie jeszcze spalony…
No nic, jeszcze godzinka i koniec zmiany.
O tej wrzawy na korytarzu aż mi uszy bolą. Krzyczą, biegają, płaczą. No będzie trzeba pójść kiedyś na te studia i skończyć z pielęgniarską fuchą. Wszystko było by nawet znośne, ale te trupy, nieraz można przez nich oszaleć. A ten Kondrat, krzyczy normalnie wniebogłosy. Zresztą trochę strach. Jak trup za głośno krzyczy, to nieraz do ludzi dociera, w postaci przesłyszeń, czy jakiś innych szeptów. O już jesteśmy przy drzwiach krematorium. Dziwne, zaledwie rok temu reforma weszła, pół roku temu założyli ją w tym szpitalu, a już takim zainteresowaniem się cieszy.
Alfred Kończynski, Bank SPKa, znam ten bank. Jest jedna placówka w Nowym Sączu. Kondrat jest stąd, więc pewnie i o miejscowy bank chodzi.
Aj! Ale dziś do pracy trzeba iść. Do kuzynki zadzwonię, może weźmie za mnie tę zmianę. Hm, w sumie dobrze że jej o tym powiedziałam. Dziadek zresztą też miał grono swoich, zaufanych, pomocników. No nic, chyba mam jej nowy numer…
Ale w pierwszej kolejności powinny stać rzeczy najważniejsze. Więc po odłożeniu opasłego tomu wiedzy medycznej, oddała się porannej toalecie i to w zawrotnej prędkości. Bo w zaledwie dwadzieścia minut była już gotowa.
Wybrała numer w komórce i zadzwoniła do kuzynki, która także pracowała z nią w szpitalu.
Praca detektywa nie jest taka prosta. Ah, stoję pod tym bankiem już dobre pół godziny i nadal tego Konrada ani widu, ani słychu… Jak każdy mężczyzna się spóźnia. Nudzę się.
Dziewczyna stała jeszcze chwile oparta o murek, okalający bank, aż w końcu, jednym, płynnym ruchem wyjęła komórkę. Weszła w książkę adresową i zadzwoniła do…
Gdzie tak pędzi? Musiał się coś ważnego i złego dowiedzieć. Jak wchodził, wyglądał na przybitego. A teraz to dopiero wygląda jak siedem nieszczęść. Ciekawe o czym rozmawiali? Widziałam jak ten blondyn z którym rozmawiał, napisał mu na wizytówce ten numer.
Hm, zginie zaraz pod kołami samochodu. Albo ktoś go pod nie wrzuci. No jak będzie tak po mieście krążył, to nic dziwnego że taka ewentualność może się zdarzyć. Dzisiaj się nachodzę, to pewne. A tym bardziej po skuter, który został na parkingu pod bankiem.
O skręca, wchodzi do baru. Club Dinensa Szkapy. Dziwna nazwa. I sam za ciekawie nie wygląda. Chyba naoglądałam się za dużo filmów…
Dziewczyna weszła do klubu. Zastała w nim ściszoną muzykę i półmrok. Za barem stał barman, który wyglądał na takiego, któremu siłownia jest drugim domem, a suplementy obiadem. Ogólnie wyglądało to nieco dziwnie. Wprawdzie za barmanem rozciągał się rząd butelek, a przy stolikach siedzieli sobie normalnie ludzie, niektórzy nawet w jej wieku ale jednak, dziewczyna nie mogła pozbyć się złego przeczucia.
Konrad jednak nie poszedł ani do stolika, ani do barmana. Poszedł w głąb lokalu. Dziewczyna poszła za nim. Widziała jak dosiada się do gróbki mężczyzn. Siedzieli oni przy stole, w takim boksie, oddzielonym od reszty klubu ścianką. Sąsiedni boks był wolny. Nie został jej duży wybór. Dyskretnie usiadła i zaczęła nasłuchiwać. Wiele nie usłyszała, a jeszcze mniej zrozumiała.
Przez chwile bezradnie rozglądała się po sali. Widziała jak barman realizuje kolejne zamówienie, a kelnerka wychodziła na dwór zapalić. Mam podobny żakiet do jej uniformu – pomyślała. Ale coś się jej przypomniało. Pod stołem leżał pijany kompan tej gróbki. Tak, to mogło się udać. Skupiła się i usiadła się bokiem do sali, by nikt nie widział wysiłku wyrytego na jej twarzy. Tak, stary pomysł dziadka. Ludzie pijani wchodzą w stan, podobny do stanu świeżych trupów. A z takimi jest się najłatwiej skontaktować.
W zaułku, pomiędzy dwoma ceglanymi domami, na ulicy Grodzkiej, panował ruch. Jeden z gróbki młodych ludzi stał u wejścia do uliczki. Dwóch pozostałych krzątało się między kartonami, które były rozłożone po całym zaułku. Nagle na ulicy pojawił się człowiek, znany temu stojącemu na czatach. Z początku udawał że go nie zauważył. Ale jak ten się zbliżył i odezwał się hasłem do nie go, to musiał zareagować.
Nagle dało się słychać pisk, kobiet, jęki jednego z rannych, kroki uciekającego i szloch mężczyzny. Konrad odrzucił od siebie pistolet. Padł na kolana i ryczał jak przysłowiowa baba. Asia zrozumiała z jego szlochów jedynie pojedyncze słowa o tym że on przecież tego nie chciał… Co on zrobił…
Dziewczyna bądź co bądź, była pielęgniarką. I pchana zawodowym instynktem, doskoczyła szybko do rannego. Walał się na ulice, w kałuży własnej krwi. Przeżyje. Dostał w biodro. Próbowała zatamować krwotok. Co do drugiego, to był już martwy. Jej wykształcenie, upoważniało ją do stwierdzania zgonów. Dwie kulki w krtań i w serce. Nawet się nie męczył.
Gdy rana zdawała się być zatamowana, odezwał się telefon dziewczyny.
Asia aż podskoczyła, gdy usłyszała melodie, wydobywającą się z komórki.
Ten dzień był faktycznie wyjątkowy. Tym bardziej że po niespełna dziesięciu minutach, była już w garażu i odpalała skuter. Ale pewne rzeczy pozostają niezmienne…
Sprawdziła godzinę na komórce. Tak, było trzeba już iść pod bank.
Weszła do banku, chwile przed Konradem. I z miejsca poszła do stolika, obok którego, chwile później zasiadł Konrad.
Pracownica banku tłumaczyła jej jak to właściwie, według banku, wygląda rozsądne i korzystne oszczędzanie przy oprocentowaniu kapitału na dwa procent. Oczywiście nie słuchała jej, tylko potakiwała, by ta dalej mówiła. Ciekawsze było to co było słychać za jej plecami.
Wszystko układało się w spójną całość. Ale nadal nie wiedział tych najważniejszych rzeczy, tych napędzających to całe przedstawienie. Co może mieć wspólnego mafia i jakiś towar, chyba narkotyki i jakaś Julia? Będę miała co wnuką opowiadać…
Konrad wszedł do poznanego już wcześniej klubu. Z miejsca poszedł do stolika przy którym siedziała gróbka łebków.
Końcówkę ich rozmowy już słyszała, zostało tylko poznać początek… Kelnerka Odniosła ostatnie brudne szklanki na blat baru i wyszła na zewnątrz zapalić. Dziewczyna zdjęła z siebie kurtkę, osłaniając żakiet, który specjalnie na tą okazję ubrała. Mijając kelnerkę, upewniła się że jej przebranie w odpowiednim stopniu imituje uniform personelu. Efekt był zadowalający.
Podeszła do stolika i zabierając dopite butelki po Martini, zapytała się czy coś jeszcze podać. Po negatywnej odpowiedzi oddaliła się. Odstawiła butelki gdzieś z boku i dalej poczęła się kręcić wokół tego stolika. Dzięki przebraniu nie rzucała na siebie uwagę.
Gangsterzy byli u siebie więc się nie krępowali, a poza tym Konrad był zdenerwowany, więc też, w miarę głośno rozmawiał.
Po rozmowie, trzydziestoczterolatek wyszedł szybko na dwór, wyjął wizytówkę i zaczął przepisywać numer na komórkę. Po chwili zadzwonił. Wtedy już dziewczyna zdążyła ubrać kurtkę i wyjść za nim na dwór.
Konrad krążył chwile po mieście aż w końcu zatrzymał się Na jednej z ulic. Stał tak w miejscu, przez chwile jakby nad czymś głęboko myślał. Dziewczyna chciała już do niego podejść. Powiedzieć mu co by się stało gdyby… Ale nie. Konrad nagle ruszył dalej drogą. Skręcił nagle w lewo i wszedł do sklepu.
Dziewczyna, poczuła zimno w kręgosłupie, ale mimo strachu podeszła do drzwi sklepu. Zanim weszła spojrzała przez szybę co on planuje.
Był to mały spożywczak. Nawet nie było w nim samoobsługi, tylko za ladą stał sprzedawca, który wszystko podawał.
Konrad chwycił dłonie ekspedienta w żelaznym uścisku i przydusił go do lady. Jego pistolet, który nadal ściskał w dłoniach, przeszkadzał mu bardzo w tym. Ale w końcu unieruchomił sprzedawce. Dziewczyna biła go po plecach i krzyczała coś. Tak trwała chwila, aż pistolet wystrzelił. Nie, nie sprzedawcy, ten drugi…
Sprzedawca sunął się na podłogę, a Konrad znieruchomiał. Asia, jako pielęgniarka odsunęła mężczyznę na bok i doskoczyła do drugiego, potrzebującego pomocy.
Wśród krzyku umierającego sprzedawcy, dziewczyna usłyszała jak pistolet Konrada upada na ziemie. Mężczyzna stoi. Nie bierze pieniędzy, nie ucieka ani tym bardziej nie celuje w pielęgniarkę.
Po niespełna chwili później, w sklepie znaleźli się dwaj funkcjonariusze policji. Kręcili się bezradnie po sklepie, nie wiedząc jeszcze do końca co się stało. Jeden mężczyzna martwy za ladą, drugi siedzi oparty o ścianę i szlochając coś mamrocze i do tego dziewczyna. Ta klęczała nad martwym i jakby coś mruczała…
Już nie tak ulubiona piosenka, obudziła Asie. Leżała w swoim łóżku i nie kwapiła się by wyłączyć budzik. Myślała i to nawet długo.
… Staram się z tym żyć normalnie
Ale jak można nazwać normalnym, nadludzki wysiłek
Który kończy się śmiercią pozytywnego bohatera?
Pijany kierowca chwile później zakończył życie Konrada.
Lecz ten sam los który tak urządził tego człowieka
Sprawił że zdążył napisać swoją własną krwią ostatnią wole.
Julia przeżyła transplantacje i ma się dobrze.
Nieraz ją odwiedzam i staram się jak ona, żyć normalnie…
O nie, w życiu! Nie z tak zapisanymi partiami dialogowymi. I serdecznie proszę bez zasłon dymnych, że eksperyment, że estetyka nowa...
A do tego takie kFJatki:
zagrodziła drogę mężczyźnie w ciemnych włosach. // Będąc trupę prosiłeś mnie o pomoc // mówiła do niego te rzeczy. // mężczyźnie zawahał się na chwile głos. // Lekarstwo nie pomorze. // wyją komórkę // ...
Jeżu potrójnie kolczasty,,,
No, nie powinienem tu zaglądać przed snem!
"Przychodzę tu od lat, obserwować cud gwiazdki nad kolejnym opowiadaniem. W tym roku przyprowadziłam dzieci.” – Gość Poniedziałków, 07.10.2066
Tego się nie da czytać. Fatalne formatowanie tesktu. Głównie te kropki w dialogach kłują w oczy. A błędy mogą doprowadzić do zniszczenia wzroku u czytelnika.
"Wszyscy jesteśmy zwierzętami, które chcą przejść na drugą stronę ulicy, tylko coś, czego nie zauważyliśmy, rozjeżdża nas w połowie drogi." - Philip K. Dick
Popularna z telewizji i radia muzyka… – Popularna muzyka nadawana w telewizji i radiu…
…ale trochę przykuwające oko. – …ale trochę przykuwające wzrok. Oczu się nie da przykuć.
Weź tak nie hałasuj… – Co należy wziąć i jak, by nie hałasować?
W kuchni ściszone radyjko grało przyjemną dla ucha muzykę metalową, że aż dziw że niektórzy nie dostrzegają w niej piękna. Poranna kawunia i przepyszne kanapki, przed robotą. Czego można chcieć więcej? Końca zmiany, owej roboty – odpowiedziała sobie w myślach. – Od tego fragmentu pojawia się narrator. Potem powraca dziewczyna, znowu narrator i tak na zmianę, a zależy to wyłącznie od widzimisię Autora. Dlaczego?
Trzy i pół konna maszyna stała oparta o ścianę garażu… – Trzyipółkonna …
…na jego logo widnieje koń z skrzydłami… – …jego logo, to koń ze skrzydłami…
Wyprowadzę go na dwór i spróbuje odpalić w ruchu. – Czy będzie próbować odpalić w kiosku Ruchu, czy włączając się w ruch uliczny, czy z tak zwanego „pychu”?
…pewnie przez nią udaje mi się nadal utrzymać linie. – …pewnie dzięki niej udaje mi się nadal utrzymać linię.
…doszedł do mnie odgłos rytmicznej pracy kosiarki. To pan Edziu znowu kosi trawnik z rana. – Odgłos pracujących kosiarek to okropny warkot. Nigdy w życiu nie słyszałam rytmicznie pracującej kosiarki – może nie miałam szczęścia. Trawnik kosił pan Edzio.
…do gazować i można jechać. – …dogazować i można jechać. A jeszcze lepiej …dodać gazu…
…dać mu tą jedyną… – …dać mu tę jedyną…
…dać mu tą jedyną… prawdę? – …tę jedyną…
Pisk opon skutera przewyższył głos kosiarki i dziewczyna wjechała na jezdnie. – …jezdnię. Chciałabym usłyszeć jak pisk opon skuterka zagłusza warkot kosiarki.
Kondrat Miałczyński. – Kondrat – to nazwisko aktora. Imię, którego używasz wielokrotnie, brzmi Konrad.
Czytając, co róż spoglądała na białe płótno… – …co rusz…
Zobaczyła ciemne włosy i rysujące się pod nimi łagodne rysy twarzy. – Czy ciemne włosy porastały całą twarz, ale były na tyle rzadkie, że widać było spod nich rysujące się, łagodne rysy oblicza?
…ale te limo pod okiem… – …ale to limo pod okiem…
No i zresztą połamane kończyny też lat mu nie odejmowały. – A ile lat dodaje każde złamanie kończyn?
O tej wrzawy na korytarzu aż mi uszy bolą. – A ja patrzę na to co czytam i aż „oczom nie widzę, uszom nie słyszę”. …aż mnie uszy bolą.
Wszystko było by nawet znośne, ale te trupy, nieraz można przez nich oszaleć. – Przez „tych trupów”, oczywiście. …można przez nie oszaleć.
O już jesteśmy przy drzwiach krematorium. Dziwne, zaledwie rok temu reforma weszła, pół roku temu założyli ją w tym szpitalu, a już takim zainteresowaniem się cieszy. – Co robiła reforma przez pół roku – to znaczy od chwili kiedy weszła, do momentu kiedy ją założyli w szpitalu i czemu takim zainteresowaniem się cieszy?
Doczytałam do tego momentu i teraz sama siebie podziwiam za dzielność. I także za to, że chciało mi się te byki wypisać. Pomyślałam jednak – ten tekst nie zniszczył we mnie zdolności myślenia – że może Autor dzięki temu coś zrozumie. Nadzieja umiera ostatnia.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Niepoprawna optymistka. Jeszcze nie było przypadku, żeby tak piszący i stosujący taką typografię powrócili z następnymi, lepszymi tekstami.
No to może Autor choć trochę się zdziwi, że całe jury jest na NIE. Potem wkurzy, a na koniec "ulegnie" zastanowieniu.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Zawsze mamy nadzieję, że ktoś tu się czegoś nauczy :)
"Przychodzę tu od lat, obserwować cud gwiazdki nad kolejnym opowiadaniem. W tym roku przyprowadziłam dzieci.” – Gość Poniedziałków, 07.10.2066
Ża błędy przepraszam i zabieram się do poprawek. A co do kropek w dialogach, to pomuście mi. Pojawiły się w czasie kopiowania tekstu. I właśnie prubuje umieścić kolejny tekst, gdzie tez pojawia się ten sam problem. Jak powino się poprawnie kopiować tekst, bo w swoim edytorze tekstu, w którym pracuje mam normalne myślniki przy dialogach.
Trudno cokolwiek radzić w ciemno.
Tak od końca: posługuję się Wordem i wklejam tekst poprzez schowek systemowy. Nie miałem przypadku podmienienia czegokolwiek, występowało jedynie gubienie wcięcia pierwszego wiersza nowego akapitu oraz zmiana pisma pochyłego na pismo proste. Kilka osób "przyznało" się do pracy na Open Offisie i Libra Offisie, ale też nie miało specjalnych problemów. Więc może najpierw dokładnie przyjrzyj się ustawieniom swojego programu. Czy nie piszesz dialogów jako listy wypunktowanej. U Ciebie mogą punktorami być myślniki, ten natomiast edytor może je zmieniać na kółka. Na dodatek pismo w dialogach masz tu na stronie mniejsze od pisma w narracji. Też nie wiadomo, z jakiego powodu... Na Twoim miejscu zacząłbym, jak już napisałem, od ustawienia w programie podstawowych opcji i tylko takich --- żadnych pól tekstowych, żadnych list, nic poza szerokością i wysokością kolumny, wielkością i rodzajem pisma, pojedyńczą interlinią --- i nic poza tym. Enterem tylko i wyłącznie kończysz akapit, bo tylko do tego enter służy. Napisz coś na dwie strony i wstaw metodą kopiuj / wklej. Oczywiście kopiujesz w swoim edytorze, wklejasz w przeglądarce. Zobaczymy, co będzie...
Trudno ocenić... Posłuchaj rad regulatorów.
Twoje opowiadanie zostało zanalizowane przez Niezatapialną Armadę Kolonasa Waazona pod adresem: http://niezatapialna-armada.blogspot.com/2012/09/192-cae-zdanie-nieboszczyka-czyli-dzien.html
O błędach wypowiedzieli się już inni, ja tylko zapytam - dlaczego nie zostało wspomnianie, że opowiadanie to jeden z odcinków serialu "Prawdziwe powołanie", przeniesiony w polskie realia? Tego nie można nazwać inspiracją - zdolności bohaterki i praktycznie cała fabuła (nie licząc kosmetycznych zmian) to zrzynka z serialu.
Jeśli Seves ma rację, no to piękny początek, Autorze, piękny...
Opowiadanie przed publikacja trzeba komus dac do przeczytania, a takze samemu sprawdzic. Inaczej wyjdzie taka jak ta kaszanka.
Pozdrawiam
I po co to było?
Cudownie, że Armada to wzięła.
Cudownie? Jak dla kogo...
Jak już skojarzyłam, o jaki serial chodzi, to znalezienie odcinka nie było niczym trudnym, bo nawet tytuł jest ściągnięty. Gdyby ktoś chciał sprawdzić, chodzi o odcinek 11 pierwszego sezonu. Jest tam wszystko - dziewczynka chora na serce, rodzina z problemami finansowymi, napad na sklep spożywczy, bohaterka ostrzegająca, że lek nie zadziała, wielokrotne powtarzanie dnia, a na końcu bohater umiera a jego serce zostaje przeszczepione dziewczynce. Inwencją Autora są polskie realia i słowa, które bohaterka wypowiada przy kontakcie ze zmarłym. A, i zmiana sąsiada komponującego piosenkę na układającego wiersz. ;)
Niezbyt ładnie sobie Autor pogrywa z czytelnikami.
AdamieKB moim zdaniem Armada odwala kawał roboty w sposób, którego mnie by się nie chciało uskuteczniać, chociaż czasami mam na to ochotę.
Pisanie to świetna sprawa, ale należy mieć chociaż odrobinę szacunku do czytelnika - tyle chociaż, ile czytelnik do autora. Ja z zasady każdego autora darzę szacunkiem (mniejszym lub większym).
Kawał roboty, i to dobrej oraz potrzebnej --- przy spojrzeniu z naszej, czytelników, strony. Brani na warsztat tFÓrcy raczej nie rozkoszują się tym faktem. Dlatego napisałem: jak dla kogo...
Też miewam przypływy chęci, żeby tak bez litości, pod oba obcasy, ale po chwili przychodzi refleksja: a czy w ten sposób można pomóc danej osobie? Inni będą mieli trochę uciechy, ale ten ktoś tylko się na amen zniechęci. Więc tak balansuję na styku porywów złości na bałwaństwo i niechlujstwo oraz próby zrozumienia, bo wiem, że nie od razu...
Cóż, ja osobiście znam dziewczynę, której dzieło parę lat temu zanalizowano... Po tym fakcie wzięła się ostro do roboty i pisze naprawdę ciekawe teksty, a niedługo wydaje własną książkę - w wydawnictwie niszowym i półamatorskim, ale jednak, z kawałków, które czytałam wiem, że to kawałek niezłej literatury będzie. Da się? Oczywiście, że się da :)
Byle działało!