- Opowiadanie: Tregard - Pierwsi ludzie na Księżycu

Pierwsi ludzie na Księżycu

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Oceny

Pierwsi ludzie na Księżycu

– Gdzie my jesteśmy? – zapytał Fabio rozglądając się po okolicy.

– Zaiste, nie mam pojęcia – przyznał Basilio, także lustrując wzrokiem krajobraz.

– Możemy chyba jednak bezpiecznie założyć, że to nie jest internat szkoły krawiectwa – dodał Fabio.

Basilio powoli kiwnął głową.

– Zaiste.

– Skończ z tymi zaistymi, nie jesteśmy na zajęciach profesora Nicodemusa.

– Za… Racja.

– Gdzie myśmy trafili? – spytał Fabio ponownie, obracając się wokół własnej osi.

Basilio nie odpowiedział. Na pewno nie znajdowali się tam, gdzie zamierzali, co do tego nie było wątpliwości. Dookoła, jak okiem sięgnąć, ciągnęła się szara równina, sam pył i kamienie. Nad ich głowami wisiało rozgwieżdżone niebo. Nagle poczuł szturchnięcie Fabia.

– Co? – rzucił, odwracając się. – Powiedziałem przecież, że nie wiem.

– Popatrz. Czy to…?

Basilio podążył spojrzeniem na obiekt, który wskazywała drżąca ręka przyjaciela. Przed nimi, zawieszona w próżni, unosiła się błękitno-zielona kula, poprzecinana białymi pasmami.

– Czy to Ziemia? – wykrztusił w końcu Fabio.

– Nonsens – skarcił go Basilio. – Wszyscy wiedzą, że Ziemia jest płaska. Jesteś studentem nauk magicznych, nie powinieneś nawet tak myśleć. Poza tym spójrz, linie brzegowe nie zgadzają się z naszymi mapami. A gdyby jakimś cudem to rzeczywiście byłaby Ziemia, to to musiałby być…

Umilkł w pół słowa. Fabio dokończył za niego.

– Księżyc. O bogowie, jesteśmy na Księżycu!

– Nie pleć bzdur, to niemożliwe.

– Tak? Więc gdzie twoim zdaniem jesteśmy?! – wykrzyknął sfrustrowany Fabio i kopnął leżący w pobliżu kamień.

Niewielki kawałek skały poleciał wysoko w górę, zrykoszetował od niewidocznej bariery, uderzył o ziemię wzbijając tuman pyłu i odbił się od niej kilkakrotnie niczym piłka, nim wreszcie znieruchomiał.

– Tak nie zachowują się kamienie na Ziemi – skonstatował Fabio.

Basilio ruszył w kierunku kamienia i ze zdziwieniem odkrył, że przy każdym kroku unosi się lekko nad powierzchnią gruntu. Na próbę podskoczył lekko, w konsekwencji dając susa większego, niż kiedykolwiek w życiu. Wykrzyknął coś niezrozumiale i zaczął wściekle wymachiwać rękoma, nie mogąc zapanować nad niespodziewanym lotem. W końcu wylądował nieopodal kamienia i z trudem wyhamował.

– Nic mi nie jest! – zawołał, słysząc paniczne krzyki towarzysza. Odwrócił się i z uśmiecham dodał: – To było niesamowite.

– Bogowie, z kim ja się zadaję… – jęknął Fabio.

Basilio wyciągnął dłoń i natrafił na barierę. Spróbował pchnąć mocniej, ale niewidzialna ściana nie ustąpiła. Jak by się nie zapierał, nie mógł się przez nią przecisnąć. Obmacując ją wokół doszedł do wniosku, że są zamknięci w swego rodzaju bąblu. Podzielił się tym spostrzeżeniem z Fabiem.

– Myślisz, że w kosmosie jest powietrze? – zapytał ten.

– Nie wiem. Czemu pytasz?

– Bo jeśli to jest Księżyc i nie ma na nim atmosfery, to może znajdujemy się w bąblu powietrza, które przeniosło się tu z nami? A wiesz, co będzie, gdy się skończy?

– Udusimy się – stwierdził grobowym głosem Basilio, przyskakując z powrotem do przyjaciela.

– Co się tak naprawdę stało?

 

***

 

Wszystko to, jak zwykle, było winą kobiet. Konkretnie dwóch, Luizy i Mariny, uczennic szkoły krawiectwa z internatem, mieszczącej się nieopodal Akademii Sztuk Wszelakich, na której tajniki magii zgłębiali Fabio i Basilio.

Któregoś dnia dziewczyny zaprosiły niedoszłych magów na prywatkę.

– Robimy taką małą, babską imprezę w internacie – powiedziała Marina. – Przyjdźcie, będzie wesoło.

– Będzie marynowana papryka – Luiza puściła oko.

– Kocham marynowaną paprykę! – zawołał Basilio.

– Nienawidzisz marynowanej papryki – przypomniał mu Fabio.

– Cicho bądź. Uwielbiam marynowaną paprykę. Zwłaszcza w miłym towarzystwie.

Dziewczęta zachichotały.

Były dwa problemy do przezwyciężenia. Pierwszy był taki, że zarówno akademik, w którym mieszkali Basilio i Fabio, jak i internat szkoły krawieckiej wymagały, aby wszyscy podopieczni wracali najpóźniej do godziny dziesiątej wieczorem pod groźbą surowych sankcji. W przypadku studentów Akademii Sztuk Wszelakich z wydaleniem z uczelni włącznie. Aby otrzymać prawo noszenia długiej brody, spiczastego kapelusza oraz miana czarodzieja, należało przestrzegać wielu surowych norm.

Drugi problem to strażnicy. Stary woźny w przypadku akademika i, stanowiąca o wiele większe wyzwanie, matrona pilnująca cnoty przyszłych krawcowych. Błędem byłoby ich nie doceniać.

Basilio wpadł na genialny pomysł.

– Pamiętasz ostatni wykład z wyższej magii profesora Nicodemusa?

– Nie zamierzasz chyba…

– Dlaczego nie? -wyszczerzył się Basilio.

– Ale jak?

– Pozwól, że zacytuję z pamięci: „Azaliż prawdą jest, że zdolność kształtowania rzeczywistości wedle naszego życzenia zależna jeno od woli jest, wielce pomocne bywają inkantacje, wzmagające skupienie na celu, który zamierza się osiągnąć”.

– To znaczy?

– To znaczy, że w bibliotece jest księga, w której zapisano zaklęcie teleportacji!

– O, bogowie…

To było łatwiejsze, niż przypuszczali. Podkradli klucz bibliotekarzowi, gdy ten poszedł do wygódki. Fabio stanął na czatach, a Basilio zakradł się do podziemi. Tam, na końcu korytarza, znajdowały się drzwi, za którymi ukryte były najcenniejsze księgi i manuskrypty, zawierające wiedzę dostępną tylko dla najwyższych magów.

Drzwi skrzypnęły, gdy przekręcał klucz w zamku i w nozdrza uderzył go zapach kurzu i starego pergaminu. Ujrzał komnatę wypełnioną księgami i zwojami od podłogi po sufit. Oczy mu się zaszkliły na ten widok. Ile by dał, żeby móc tam spędzić choć dzień! Musiał się jednak spieszyć. Przemaszerował więc szybkim krokiem wzdłuż regałów, szukając odpowiedniego działu. W końcu znalazł interesujący go wolumin.

– Mam – szepnął Basilio stojącemu przy drzwiach do piwnicy Fabiowi.

Raźnym krokiem ruszyli do wyjścia. Mijając biurko bibliotekarza, Basilio rzucił na blat klucz za słowami:

– Znaleźliśmy go między regałami. To pana?

Nie czekając na odpowiedź poszedł dalej. Pobladły ze strachu Fabio podreptał za nim. Staruszek śledził ich podejrzliwym wzrokiem, ale nic nie powiedział.

Wieczorem spotkali się w pokoju Basilia.

– Szybko się uwinąłeś w bibliotece – powiedział Fabio.

– Wiem. Tez się tego nie spodziewałem – Basilio wzruszył ramionami. – Zaczynamy?

– Spisałeś zaklęcie?

– Nie. Mam wszystko tu – Basilio popukał się w głowę. – Mówiłem przecież, że mam doskonałą pamięć.

Fabio westchnął.

– Dobra, złap mnie za rękę i ruszamy do internatu.

Towarzysze chwycili swoje dłonie. Basilio doniosłym, uroczystym głosem wypowiedział słowa zaklęcia. Przez przymknięte powieki spoglądał na Księżyc w pełni. Gdy z ust studenta nauk magicznych padło ostatnie słowo, zniknęli.

 

***

 

– Mamy przechlapane – stwierdził Fabio.

– Czemu tak myślisz?

– Powietrza jest coraz mniej.

– Skąd wiesz?

– Bo kiedy ty wspominałeś, ja co jakiś czas rzucałem kamieniami w barierę. Zmniejsza się szybko.

– Jak bardzo?

Fabio zastanowił się.

– Na oko mamy czwartą część tego, co mieliśmy na początku.

– W sumie powinniśmy się cieszyć z tego, że w ogóle mamy czym oddychać.

– Taa… Wygląda na to, że przy teleportacji utworzyła się jakaś bańka ochronna. Jeszcze się utrzymuje, ale to nie potrwa długo. Dużo bym dał, żeby zrozumieć jak to się stało…

– Z tego wniosek, że na Księżycu nie ma powietrza – podsumował Basilio.

– Wspaniałe odkrycie, wielki magu. Szkoda, że nie będziesz miał okazji się nim podzielić.

– Nie bądź taki pewien – zęby Basilia zalśniły w uśmiechu.

– Liczysz na to, że ktoś nas tu znajdzie?

– Nie bądź głupi. Nikt się nie domyśli, że możemy być na Księżycu.

– Bo też nikt nie jest na tyle głupi, żeby się tu teleportować – mruknął Fabio.

– Wciąż jednak zastanawia mnie, jak tu trafiliśmy…

– Przypomnij mi, jak brzmiało zaklęcie.

Basilio przypomniał.

– To ostatnie słowo – wycedził Fabio. – Wiesz, co oznacza w pospolitej mowie?

– Internat, oczywiście.

– Nie, idioto. Oznacza Księżyc. W wysokiej mowie internat to jokhli, a nie jakhili!

– Więc to dlatego… – zadumał się Basilio.

– Tak! – krzyczał Fabio. – Dlatego! Dlatego, że nie znasz wysokiej mowy i myślisz wciąż o dziewczynach!

– Chodziło o marynowaną paprykę… – bronił się Basilio.

– Wiesz, jest powód, dla którego większość magów to starzy kawalerowie. Kobiety to same kłopoty! Należy się od nich trzymać z daleka! O, bogowie, zginiemy tu…

– Nie łam się! – Basilio klepnął przyjaciela w plecy, aż ten wypuścił powietrze. – Teraz, gdy wiem już, gdzie popełniłem błąd, mogę go łatwo naprawić.

– Chyba żartujesz?

– Chcesz tu zostać i się udusić? Poza tym pomyśl, jaki zaszczyt przyniesie nam to odkrycie! Jesteśmy pierwszymi ludźmi na Księżycu!

– Najpierw nas wydalą z Akademii…

– Nie bądź takim pesymistą. Chwyć mnie za rękę. Jeszcze się załapiemy na tę marynowaną paprykę.

 

***

 

– Fajnie, że wpadliście, chłopaki – Luiza uśmiechnęła się promiennie. – Właśnie przygotowałam marynowane śledzie. Niestety, na targu zabrakło papryki.

Koniec

Komentarze

Mój pierwszy tekst pisany na zamówienie. Większość warunków, wydaje mi się, spełniłem. W większym bądź mniejszym stopniu... Czy wszystkie? Nie wiem. Oceńcie sami.

Całość mi się podobała, zabawna i na dodatek nie zauważyłam większych błędów (co jest bardzo miłą odmianą). Ciekawy pomysł z tą bańką powietrza. Tylko zakończenie jakieś takie... zwyczajne.

A co znaczy: [W/Z] ?

Kudłaczu, jeszcze zdążysz coś splodzić na konkurs Niezgody.b...  A oto link:-->http://www.fantastyka.pl/10,7677.html 

Fajne. Podobalo mi się. Fajny pomysł i dobra realizacja. I wszystkie reguły zamówienia spełnione. Ciekawe -- Niezgoda.b będzie miała klopot z ustaleniem zdobywcy ciastek na maśle z 1937r. i pocztówki, osobiście przez nią ręcznie malowanej...   

Basilio podążył spojrzeniem na obiekt, który wskazywała drżąca ręka przyjaciela.- przed nimi, zawieszona w próżni, unosiła się błękitno-zielona kula, poprzecinana białymi pasmami. ---  kropka do usunięcia przed myślnikiem. Może jeszcze coś tam z literówek w tekście było, ale absolutnie nie utrudniają czytania.

Pozdrówko.

Miło mi, że się podoba. Ciekaw jestem, co powie sama zamawiająca :-)

Bardzo miłe opowiadanko. Lekkie, łatwe i przyjemne. W sam raz na koniec wakacji, by, odbywszy nieplanowaną podróż, zdążyć na czas do Akademii i do internatu.  

 

Niewielki kawałek skały poleciał wysoko w górę, zrykoszetował od niewidocznej bariery, uderzył o ziemię wzbijając tuman pyłu… – Skoro poleciał wysoko, to oczywiste jest, że w górę. Czy to możliwe, by na Księżycu kamień uderzył o ziemię? Może: …zrykoszetował od niewidocznej bariery i uderzył o powierzchnię, wzbijając tuman pyłu…  

 

Dobra, złap mnie za rękę i ruszamy do internatu. Towarzysze chwycili swoje dłonie. – Skoro towarzysze chwycili swoje dłonie, nie mogli złapać się wzajemnie za ręce.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Bardzo fajny humor. Opowiadanie, mimo, że proste, to niezwykle ciekawe. Nie znalazłem żadnych błędów, jakieś drobne już ktoś wypisał. Dlaczego na początku tekstu wstawiłeś jeszcze raz tytuł? Kłaniam się nisko i gratuluję kunsztu literackiego!

niemoto

Tekst bardzo mi się spodoba (nie przegięty, nie przegadany, taki w sam raz), a że w ostatnich latach ciężko mi wchodzą utwory humorystyczne, więc potraktuj to jako tym wiekszy komplement. :-)

Niezłe niezłe.

Nie wiedziałem, Achiko, że jesteś prekognitką.  :-)  

A tekst istotnie lekki i przyjemny.

Czepialstwo:

"Basilio nie odpowiedział. Na pewno nie znajdowali się tam, gdzie zamierzali, co do tego nie było wątpliwości. Dookoła, jak okiem sięgnąć, ciągnęła się szara równina, sam pył i kamienie. Nad ich głowami wisiało rozgwieżdżone niebo. Nagle poczuł szturchnięcie Fabia." - Kto poczuł szturchnięcie? Ostatnimi podmiotami byli "oni", przedtem "równina".

 

Popieram Regulatorów, na Księżycu raczej nie ma ziemi w naszym "ziemskim" rozumieniu.

 

"- Dlaczego nie? -wyszczerzył się Basilio." - brak spacji przed myślnikiem

 

"- Wiem. Tez się tego nie spodziewałem – Basilio wzruszył ramionami." - Literówka: też. Po "spodziewałem" kropka.

 

Całkiem sympatyczne ; )

 

Pozdrawiam.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Jak tak dalej pójdzie, to ciastka zjem sama, bo dla wszystkich nie starczy...

Wnioskuję, niezgodo.b, że Ci się podobało? ;-)

Skoro musisz wnioskować...

Sympatyczne opowiadanko. A jakie właściwie były te warunki? Miałam trochę wątpliwości do szkoły krawiectwa. W rasowym (średniowiecznym) fantasy uczeń/ czeladnik uczył się fachu od mistrza, szkół rzemiosła raczej nie było. Może pensja? Też może być z internatem. Ale w sumie, też chyba mało średniowieczna…

Babska logika rządzi!

Ha! Pamiętam to opowiadanie. Choć mego śladu jak zwykle brak. Szalenie sympatyczne. I fajnie wpleciona obowiązkowa marynowana papryka.

”Kto się myli w windzie, myli się na wielu poziomach (SPCh)

Rzeczywiście przyjemny tekścik, taki na odprężenie :)

Fajne :)

Przynoszę radość :)

Miś lubi marynowane śledzie z papryką prawie jak eukaliptus. :) Szkoda, że pewnie nie możesz zdradzić zaklęcia. Pozdrowienia

Nowa Fantastyka