- Opowiadanie: Kowal - Bogoteka

Bogoteka

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Bogoteka

Bogoteka

 

Przed początkiem była siła. Ona była dźwiękiem a dźwięk był przy Bogu. Wtedy rzekł Bóg: Początku, stań się! I tak się stało. Nadał Pan dźwięku słowami brzmienie a dźwięk pod ciśnieniem głosu bożego zadrżał i rozpalił się. Dokładnie wymówił słowa wszystkie, które do stworzenia czasów, dni i nocy były mu potrzebne. Rozgadał się Wszechmogący, a tak się upajał głosem swym niesłychanym i bezmiernym, taki hałas robił i jazgot, tak huczał, buczał przez całe sześć dni, że o mało nie ogłuchł. Tak brzmiało stworzenie. I słyszał Bóg, że wszystko co powiedział, brzmiało zajebiście. A dnia siódmego odpoczywał, bo od wysiłku ochrypł i strasznie go bolało gardło. W ogniu boskiego głosu wykute stworzenie ochładzało się powoli. Zaś dźwięk brzmiał dalej słowami niezliczonymi, które płodne były i mnożyły się nieustannie. A Bóg im błogosławił, jak tylko gardło sobie podleczył. Najpłodniejszym słowem było słowo człowiek, albowiem wymyślili sobie ludzie mnóstwo własnych słów. Ilość nowych wyrazów stworzyła głośny szum, w którym człowiek się zagubił i o Bogu swym zapomniał. Lecz Bóg o swych słowach pamiętał i słyszał, że wiele z tego, co brzmiało na Ziemi, było bardzo wkurwiające. I Wszechsłyszący napełnił ósmą czaszę gniewem swym i postawił ją do siedmiu innych, które stały przy księdze zapisanej wewnątrz i na odwrocie, zapieczętowanej na siedem pieczęci. Bardzo go korciło, by potopem je uczynić następnym i rozlać wszystkie czaszy po Ziemi. Jednak nie powiodło się już raz, a sprzątanie popotopowe też nie było uciechą. I postanowił Bóg wytańczyć gniew swój cały. Wtedy zszedł Bóg na Ziemię aby się zabawić, ponieważ brzmiało coś w ludzkim szumie, co było wykurwiste. Po ogniu słowa swego poruszał się zchodząć do ludzi a brykę miał wypasioną: rydwan jego onyksowy ciągneły cztery konie: biały, rydzy, wrony i płowy. I wóz z zaprzęgiem gnał niczym kometa w noc ludzką.

Przed dyskoteką Spirit stała kolejka miłośników mocnej muzyki. Metale łapczywie wypijali swoje piwa i śmiali się z gotów, tańce ich przedrzeźniając, które bardziej do walki im się wydawały podobne niż do tańca. Goci zaś podśmiewali się z sztywności i prostactwie metali, co głowami tylko machali w rytm muzyki. Jeszcze było paru hardcorowców, którzy łączyli headbang z wzajemnym tanecznym poszturchiwaniem. Każdy mógł znaleść coś dla siebie, a wybory innych ze zrozumieniem tolerował, choćby i go śmieszyły – w końcu wszyscy byli dziećmi ciemności.

Nagle ogromny hałas zwrócił uwagę czekających. Rżenie koni i ognisty huk rozerwały noc, płomienny filar z niebios przemocą światła w proch obrócił kolejkę i klubowych ochroniarzy. Nie chciało się Bogowi czekać na wstęp. Ogień przygasł a z płomienia wyłoniła się potężna postać starożytnego władcy z grubą, czarną babilońską brodą z szarą nasadą i gęstymi już nie całkiem czarnymi włosami, zplecionymi w długi warkocz. Trzeba przyznać: dobrze trzymał się Bóg jak na wiek swój i siłą oczy mu iskrzyły. Nosił długi popielaty płaszcz bez rękawów ze skóry upolowanych nefilim. Wykute ze skały srogie rysy oblicza jego rozjaśniły się nieco – E nomine spiritus sancti – Pobłogosławił uległych. Wracający do niebios wąż ognisty rozwiał popiół, ciemność pożarła swoje dzieci.

Wkroczył do klubu i został przywitany przez dzwięk, przemieniający się w róznorodne brzmienie: elektryczne, archaiczne, cięszkie. Wszechsłyszący chciał się zanużyć w kolorowych, silnych nutach, w uderzeniach bębnach i wykrzyków, jak kiedyś przed murami Jerycha. W Spiricie było kilka barów i sal, z każdej płyneły różne fale dźwiękowe, które stwarzały delikatną kakofonię, która Pana przyjemnie mrowiła i orzeźwiała. I Bóg uznał, że to było zajebiste. Schody prowadziły w górę. To mu się już nie podobało za bardzo, bo on zawsze w dół schodzi z wysokości. Wtedy zmienił nieco geometrie euklidesową żeby móc się poruszać w swoim ulubionym kierunku – znaczy w dół. Na dole, niegdyś będącym górą, przy kasie żądano od niego pieniędzy za wstęp. Zatrzymał się, spojrzał groźnie na mężczyznę, który ośmielił się żądać od Boga kasy. Wzrokiem swym niepojętym ujawnił duszy faceta przy kasie odległe gwiazdy i mgławice, odprowadzając ją coraz dalej od jądra galaktyki, w której należające do niej ciało się znajdowało. Zanim ona jednak mogła pęknąć, tuż przed złotym tronem otoczonym przez cheruby niebieskie i serafy białe, Wrzechmogący powrócił z nią.

„Dzi.. dziś za darmo… zapraszam.” – powiedział facet po powrocie duszy do jego ciała.

„Jakże miło, dziękuję!” – oddał Bóg z nieprzyjemnym uśmieszkiem i poruszył się dalej w górne podziemia dźwiękowe. Zbliżał się do zamkniętych metalowych drzwi, które drżały w rytm muzyki. Z zadowoleniem stwierdził, że to jedna z jego ulubionych piosenek, więc szybko wszedł. Stanął i patrzył na ludzi na parkiecie. Kolorowe światła barwiły lecące przez powiertze włosy, sztuczna mgła połykała ekstatycznie rzucający się do rytmu kolektyw ciał. Atmosfera hipnotyzowała gitarą elektryczną i obfitą perkusją. Piosenka biła powoli ale bezkompromisowo waląc w uszy jak pięść w mordę.

 

BLOOD FOR THE BLOODGOD

 

I Bóg wyluzował się. Przeszedł przez parkiet do baru i zamówił najlepszą gorzałkę, jaką mieli. Postawiono mu kieliszek z nieschłodzoną wódką i zażądano odpowiedniej kwoty. Bóg nie lubi żądań, ale już nie chciał się denerwować, więc machną tylko ręką i przemieścił się do męskiej toalety. Znajdowali się tam dwaj metale, gotka i wiking.

„Ej dziadzio, dziś nie gra ZZ Top.” – zaryczał się jeden z metalów, sikający do pisuaru. Wiking nie odezwał się patrząc tylko na imponującego starca. Drugi metal wnikliwie spojrzał na kumpla, który najwyraźniej nie poją, jaki popełnil błąd. Gniew Pana zagęszczał się i miał już osiągnąć gęstość czarnej dziury, kiedy dziewczyna spytała, wskazując na tatuaż na jego prawej ręce.

אלוהים

„Co to znaczy?”

„To hebrajskie określenie dla Boga” – odrzekł Pan.

„Wierzący jesteś?”

„Można tak powiedzieć” – po czym krzykną do metala

„A kto dziś będzie grać, to się jeszcze okaże, smarkaczu!”

I zrobił Bóg to, co zamierzał zrobić wchodząc do ubikacji.

„Wódko, stań się!” rzekł, i tak się stało. Muszle klosetowe i zlewy stały się fontanami lodowatej wódki. Zanurzył Bóg głowę w strumień wyśmienitej gorzałki. Obecni, choć nie wierzący też ze zdziwieniem jej posmakowali i niebiańska rozkosz oczy im otworzyła. I rozpoznali, kim był cudotwórca. Klękneli przed nim pełni serdecznej wdzięczności, bo pragnieli zbawienia od trzeźwego myślenia. I Pan błogosławił trunek nad trunkami, aby smakował jeszcze lepiej, i łykną sobie całe morze boskiej wódy. I szumiało one zadawalająco w głowie jego. Wtedy Bóg zamknął źródło i wyszedł z toalety, a jego nowi wyznawcy zatoczyli się do baru.

Gdy Wrzechmogący powrócił na parkiet, zabrzmiała dzika herezja pantery i tłum został opętany jej grzmotami, które biły z całą siła w szybkim takcie. Fale dźwięku porwały ludzi, zmuszały ich do ruchu i krzyku. To podobały się Panu. Wtedy On rozplótł warkocz swój i zagłebił się w masie ciał. Wymiatał kaskadami włosów swych tak, że nikt nie odważył się do niego zbliżyć. Huragan szalał po oceanie dźwięków, który zarówno rodził brzmienia jak i je niszczył. Ocean zaczął krążyć w circle pit, ciała i siła zjednoczyły się, a Bóg okiem był tanecznego sztormu. Gdy szał się skończył a ludzie w napięciu na kolejny utwór czekali, mrugnął Pan na DJa. I już po chwili było słychać łagodniejsze brzmienie. Atmosfera się odprężyła.

 

GIMME ALL YOUR LOVIN’

ALL YOUR HUGS AND KISSES TOO

 

Nie jeden brodacz przypomniał sobie melodię sprzed lat. Młodzi się zdziwili i docenili pieśń. Bóg roześmiał się tryumfalnie i pomyślał, czy by nie wymienić stary rydwan na czerwonego Forda Hot Roda z 1933ego, przynajmniej na jakiś czas.

 

GIMME ALL YOUR LOVIN’

DON’T LET UP UNTIL WE’ RE THROUGH

 

I Bóg tańczył. A muzyka płyneła przez ciała do dusz, ożywiając je jak kiedyś Piszon, Gichon, Chiddekel i Perat ożywiały Eden. Ludzie rozkwitali w tańcu. Powietrze pulsowało z odgłosów elektrycznzch instrumentów, archaicznych bębnów i dud. Głośny chór śpiewrzeszczał wiele baśń o starych dziejach, a oświetlenie grało melodie kolorowymi promieniami i błyskawicami stroboskopowymi. Święta euforia. I myślał sobie Pan: ludziom trudno przestrzegać choćby dziesięciu przekazań, a jednak bez wątpienia stworzyłem ich na obraz i podobieństwo swoje. W tańcu oszalałym jesteśmy sobie równi. Wtedy Bóg rzekł: „Zaprawdę powiadam wam, nadejdzie symfonia desktrukcji i zagram wam polkę-rozpierdolkę, abyście tańczyli saltatio mortis na wieczność. Albowiem kto tańczy, ten staje się. Ale dziś bawmy się!”

I tańczył Bóg do świtu, aż cały gniew swój wytańczył, a potem jeszcze wracał wiele razy aby posmakować mocy brzmienia.

Koniec

Komentarze

Niezłe. Dobrze użyta stylizacja.

Aaaale kupa

Nie lubię tekstów szydzących z Boga i wiary. Niezależnie czy chodzi o chrześcijan, muzułmanów, żydów, buddystów...

Abstrahując  - czasem zastanawiam się, dlaczego nikt nie próbuje szydzić z muzułmanów czy żydów, a w odniesieniu do chrześcijan, zwłaszcza tych rzymsko-katolickich, jest tego pełno.

Homar, bo to wynika ze zwykłego tchórzostwa. Gdyby, dajmy na to, Madonna szydziła z islamu, to wielce prawdopodobne, iż nie dożyłaby kolejnego koncertu. Z chrześcijan z kolei kpić sobie może do woli, co tylko świadczy o jej głupocie i braku odwagi.

A o powyższym tekściku nie chce mi się nawet wypowiadać.

Źle się to czyta. Jakieś takie chaotyczne to trochę, a poza tym brakuje wielu przecinków oraz zapis dialogu kuleje. Nie podobało mi się.

 

Pozdrawiam

 

Do homar: według Ciebie powyższt tekst nie ma nic wspólnego z judaizmem? Ciekawe, bardzo ciekawe.

Mastiff

No ma, oczywiście, że ma, ale narzuca się coś innego.

"czasem zastanawiam się, dlaczego nikt nie próbuje szydzić z muzułmanów czy żydów, a w odniesieniu do chrześcijan, zwłaszcza tych rzymsko-katolickich, jest tego pełno" - bo żyjemy w kraju, gdzie chrześcijan rzymsko-katolickich jest pełno? Satyra musi być skierowana na coś lokalnie znanego - np. żartowanie z bóstw hinduistycznych byłoby w Polsce zbyt hermetyczne.

Achika - Ale to dotyczy całej Europy  - we Francji czy Szwecji jest mnóstwo muzułmanów i tam wręcz zabronione jest dotykanie takich tematów w odniesieniu do  nich oczywiście..

Chrześcijan rzymsko-katolickich w Polsce jest mnej niż ateistów, ale z nich też nikt się nie śmieje. 

Ale OK każdy się smieje z czego chce :)

Pozdrawiam :)

Poza tym, to nie końca prawda. Zmam wielu Polaków, które szydzą z obyczajów muzułmanów czy, a nawet przede wszystkim, Żydów. Przecież jest mnóswo krążących dowcipów o Żydach, nawet bardzo często niesmacznych dowcipów. Ale przyznaję, o Hindusach nie słyszałem żadnego.

 

Pozdrawiam

Mastiff

Ależ to jest słabe, bez pomysłu, prymitywne... Szkoda klawiszy, szkoda oczu - odradzam czytanie.

Tja.. Beznadziejne.

Wydaje mi się, że tekst ten miał być i odważny, i śmieszny zarazem, ale tak jakoś mi się wydaje, że jest takim praktycznie jedynie dla Autora. Mnie niczym nie poruszył.

Naprawdę sporo błędów wszelkiego rodzaju, literówek, brakujących przecinków, nieprawidłowych odmian. To znacznie zmniejsza przyjemność czytania i nie pozwala skupić się na fabule, więc proponuję przeczytać tekst jeszcze raz i poprawić. Co do samej historii - jak powiedziała Achika - niezła stylizacja biblijna, natomiast sama fabuła nie powala.

zajebiste :) a teraz popraw literówki :)

"Przychodzę tu od lat, obserwować cud gwiazdki nad kolejnym opowiadaniem. W tym roku przyprowadziłam dzieci.” – Gość Poniedziałków, 07.10.2066

Kowalu, uważam, że Twój tekst jest tak beznadziejny, że nawet nie chce mi się poprawiać w nim cokolwiek, bo szkoda mojego czasu. A zrobiłeś naprawdę sporo błędów. Wszelakich.

Uważam, że żartować można ze wszystkiego, pod warunkiem zachowania umiaru i taktu. Należy wykazać się dobrym smakiem i wyczuciem sytuacji, pokazać klasę i, na koniec, prawdziwy drobiazg – kultura. Powinno się mieć jej choć trochę.  

Twój dowcip, Kowalu, jest ciężki jak kowadło w kuźni.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

TO JA POKAŻĘ ŻE MAM JAJA I OD JUTRO SZYDZĘ TYLKO Z ŻYDÓW, MUZUŁMAN I AMISZÓW.

 

Zapamiętają mnie przyszłe pokolenia, taki to wielki człowiek ze mnie.

Ja odporna jestem na religiopodobne żarty, więc ze swojej strony powiem, że takie złe to znowu nie jest, tyle że rzeczywiście, tematykę i język sobie wybrałeś wielce kontrowersyjne. I żarty żartami, ale niecenzuralne wyrazy uważam tutaj za zbędne - można zachować sens i się pobawić nie rzucając jebaniem na prawo i lewo.

 

Widać, że masz podstawowe problemy z językiem. Mamy schody, a nie zchody, więc czemu napisałeś: zchodząc? (Właściwie napisałeś zchodząć, więc jeszcze dodatkowa literówka...). Poza tym "schodzenie w dół" to masło maślane, bo w górę zejść się nie da.

Tak samo splecionymi, a nie zplecionymi.

Przed "a" na ogół stawiamy przecinek.

ze sztywności, a nie z sztywności

ciężkie, a nie cięszkie

literówek typu brakujące ogonki w polskich literach też jest kilka

pojął a nie poją, krzyknął a nie krzykną, fontannami przez dwa n, pragnęli a nie pragnieli, "niejeden" łącznie, a wielokropek ma zawsze trzy kropki, nie dwie.

 

To taki krótki przegląd, bo wszystkiego na tacy podawać nie będę.

 

Najpierw słownik, Kowalu. Potem pięciokrotne przeczytanie tekstu przed pokazaniem go komukolwiek. Potem niech ten ktokolwiek się wypowie. A dopiero potem publikacja. Bo na tak podstawowych błędach daleko nie zajedziesz.

 

Pozdrawiam.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Dziękuję za rady, zapamiętam je. Pracuję również nad problemami językowymy, które niestety w moim przypadku są liczne. Nie miałem intencji szydzić z czyjkolwiek wiary (chyba że z mojej osobistej), ale rozumiem, że tekst może być w taki sposób interpretowany, trudno. 

 

Pozdrawiam

Jak się ktoś uprze to za wszystko można się obrazić, jak dla mnie to fajny pomysł, nie wykonany idealnie, balansujący na granicy przyzwoitości, ale obrazić się nie ma za co.

Może osoba, której poświęcone jest to opowiadanie mogłaby :)

"Przychodzę tu od lat, obserwować cud gwiazdki nad kolejnym opowiadaniem. W tym roku przyprowadziłam dzieci.” – Gość Poniedziałków, 07.10.2066

Nowa Fantastyka