- Opowiadanie: Stormbringer - Praktykant

Praktykant

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Praktykant

Samuel przybył na „Tanatosa” promem wypełnionym sprzętem pomiarowym i zapasami żywności na najbliższe pół roku. Większość podróży chłopak spędził w kajucie niewiele obszerniejszej od schowka na szczotki, z ulgą przyjął więc wiadomość o końcu udręki. W doku powitał go niewysoki, wąsaty mężczyzna w laboratoryjnym fartuchu.

– Doktor Petrucci – przedstawił się jegomość. Uścisk jego małej dłoni był zaskakująco silny. – Witamy na pokładzie.

– Samuel Adler, praktykant drugiej kategorii.

– Tak, czytałem pańskie dossier. Co pan nabroił, że przysłali pana aż tutaj? – uśmiechnął się naukowiec.

– Szukałem wyzwań i poprosiłem o ciężki przydział.

– Ach, lubi pan przygody? Mam nadzieję, że podpisał pan Klauzulę.

– Oczywiście. Powinienem zacząć się bać?

– Niekoniecznie – odparł Petrucci, poklepując gościa po ramieniu. – Chodźmy, oprowadzę pana po włościach.

 

***

 

„Tanatos” był statkiem badawczym, krążącym wokół niewielkiej czarnej dziury. Ta nosiła roboczą nazwę B53, a grupa kilkudziesięciu naukowców od ponad trzech lat badała zachodzące wokół niej zjawiska. Sam pojazd miał zaś kształt okręgu i z daleka przypominał raczej stację kosmiczną. Doktor zabrał Samuela na spacer po jego obwodzie – niekończącym się, zakrzywionym korytarzem.

– Tutaj mamy komory testowe – wskazał jedne drzwi – a tutaj stołówkę – machnął ręką na inne.

Co chwila mijali ich członkowie załogi, wszyscy w identycznych fartuchach, zerkając z zaciekawieniem na nowego przybysza. Ktoś pozdrowił Petrucciego, ktoś lekko się ukłonił. Samuel czuł się jak na porannym obchodzie w szpitalu.

Wtem z jednego z pomieszczeń wyłoniła się dziewczyna. Miała kasztanowe włosy spięte w koński ogon i chłopak byłby w stanie postawić wszystkie pieniądze na to, że na co dzień była uderzająco piękna. Była, bo w tej akurat chwili miała bladą, niezdrową cerę, sine usta i podkrążone oczy. Omiotła obu mężczyzn nieobecnym, przekrwionym spojrzeniem i powędrowała w swoją stronę.

Na widok nieodgadnionego wyrazu twarzy doktora, Samuel nie wytrzymał.

– Kto to był?

– Molly. Jest praktykantką, tak jak pan.

– Czy coś jej jest? Nie wyglądała najlepiej.

– Przechodzi żałobę. To ciężki okres.

– Och – zasępił się Samuel. – Przykra sprawa. Kto umarł?

– Jeden z członków załogi – odparł Petrucci. – Można tak powiedzieć…

– Rozumiem – odparł chłopak, w istocie nie rozumiejąc nic. Uznał jednak, że najlepiej zrobi zmieniając temat. Przesadne wścibstwo pierwszego dnia pracy raczej nie przysporzy mu przyjaciół. – A dokąd prowadzi to przejście? – wskazał na jedną z odnóg korytarza, wiodącą ku centrum statku.

– Do Wyrzutni. Tędy, pokażę panu.

 

***

 

Stanęli przy oknie, po wewnętrznej stronie „Tanatosa”. W samym środku okręgu, połączony z resztą statku jedynie dwoma korytarzami, znajdował się duży, owalny moduł.

– To właśnie nasza Wyrzutnia, czyli akcelerator punktowy De Harrisa. Wypuszczamy z niego sondy w kierunku czarnej dziury.

– Czy to bezpieczna odległość?

– Tak, jesteśmy poza zasięgiem działania B53. Ale tam – doktor wskazał bezgwiezdny fragment nieba, daleko w dole – dzieją się rzeczy fascynujące.

– Co konkretnie badacie? Zakładam, że nie wrzucacie tam żelastwa dla czystej przyjemności.

– Skąd – z rozbawieniem odparł Petrucci. – Aktualnie obserwujemy zjawiska zachodzące za horyzontem zdarzeń.

– Jak to? – oniemiał Samuel. – Przecież to niemożliwe, zza horyzontu zdarzeń nic nie wraca, nawet transmisja danych!

– A jednak znaleźliśmy sposób.

– Mianowicie?

– Cóż, Wyrzutnia jest w stanie rozpędzić sondę do poczwórnej prędkości przelotowej. To niewiele, ale gdy próbnik jest wystarczająco blisko czarnej dziury, wzmożona grawitacja zaczyna robić swoje. Na bardzo krótkim odcinku, w ciągu kilku sekund, sonda przyspiesza do niemal dziewięćdziesięciu pięciu procent prędkości światła. Dzięki temu zjawisku jesteśmy w stanie cofnąć ją w czasie, zanim ulegnie zniszczeniu.

Na chwilę zapadła kompletna cisza.

– Cofnąć? – wykrztusił w końcu chłopak.

– Właśnie tak. Wiem, że brzmi to osobliwie, ale zapewniam, że działa bez zarzutu. Stosujemy tę metodę od półtora roku i przynosi niesamowite rezultaty. Na moje oko pchnęliśmy kilka dziedzin fizyki o dziesięciolecia do przodu.

Samuel pokręcił głową ze zdumieniem.

– Przyznaję, że na razie nie potrafię tego ogarnąć. Chciałbym zobaczyć wasz sprzęt w akcji.

– Załatwię na jutro przepustkę. A tymczasem zaprowadzę pana do kajuty. Odrobina snu jeszcze nikomu nie zaszkodziła. Rano ruszamy do pracy.

 

***

 

Pokój Samuela był niewiele większy od klitki na promie, ale i tak sprawiał wrażenie apartamentu. Prawie całą ścianę zajmowało okno, za którym rozpościerał się widok na akcelerator i przeciwległą część statku. Chłopak podejrzewał, że gdyby miał lornetkę, mógłby zajrzeć do kajut innych mieszkańców „Tanatosa”. Niespecjalnie interesowało go ich życie intymne, ale nie mógł zasnąć i z nudów był już nawet gotów zabrać się za któryś z absurdalnych holoromansów, które ktoś porzucił pod jego łóżkiem.

Przez jakiś czas stał blisko szyby i obserwował czarny cień pożerający fragment nieba. Widok ten hipnotyzował, ale i przeszywał tak nieznośnym niepokojem, że Samuel w końcu cofnął się w głąb kajuty i spędził resztę nocy gapiąc się na poszycie Wyrzutni.

Petrucci pojawił się o dziewiątej czasu pokładowego. Wręczył chłopakowi identyfikator oraz fartuch i polecił iść za sobą.

Wędrując korytarzami Samuel zorientował się, iż podświadomie wypatruje Molly. Dziewczyny nigdzie jednak nie było widać, a i młodzieniec szybko o niej zapomniał, gdyż znalazł się w długim, przeszklonym tunelu prowadzącym wprost do akceleratora. Ta cześć spaceru niemal przyprawiła go o zawroty głowy, gdyż B53 ziała wprost pod ich stopami. Samuel czuł się jakby wędrował po wąskiej kładce nad czeluścią bezdennej studni. Na szczęście wrażenie szybko minęło. Znaleźli się w akceleratorze.

– Witamy w Wyrzutni – uroczyście rzekł doktor i poprowadził gościa do głównego pomieszczenia.

Było okrągłe i sterylnie białe. Przy rozstawionych tu i tam konsolach uwijało się kilku laborantów. Nie zwrócili na przybyszów najmniejszej uwagi.

Na środku sali, podwieszona na wysięgnikach, tkwiła sonda. Miała rozmiar niewielkiego ślizgacza, najeżonego dziesiątkami anten i czujników. Z boku maszyny Samuel dostrzegł obrys włazu. Właśnie miał zapytać o niego doktora, ale wtem poczuł za plecami czyjąś obecność. A następnie ukłucie w szyję.

Świat utonął w nieskazitelnej bieli.

 

***

 

Chłopak ocknął się w laboratoryjnym fotelu. Mimo zawrotów głowy niemal od razu zdał sobie sprawę, iż wciąż jest w tym samym pomieszczeniu. Dopiero po chwili uświadomił sobie, że nogi ma skrępowane, a nadgarstki przytwierdzono mu do poręczy skórzanymi pasami. Sekundę później tuż przed nim zmaterializował się Petrucci.

– Co pan wyprawia? – spytał go oszołomiony Samuel.

– Proszę się nie przejmować, to tylko środki zapobiegawcze. W pierwszej chwili praktykanci różnie reagują, więc wolimy się zabezpieczać.

– Przed czym, do diabła? – chłopak szarpnął rękami, ale więzy trzymały mocno.

– Przed brakiem chęci współpracy. Wiem, że wygląda to dość radykalnie, ale działamy w świetle przepisów. A teraz pozwoli pan, że opiszę mu przebieg naszej wspólnej pracy…

– Niech mnie pan nie rozśmiesza! Chcecie mnie wsadzić do sondy, prawda? Jakie przepisy wam na to pozwalają? To barbarzyństwo!

– Klauzula o Funkcjonowaniu Specjalnych Placówek Naukowych, paragraf siódmy, ustęp czternasty. Niżej podpisany we wszelkich kwestiach służbowych deklaruje podporządkowanie zwierzchnikowi placówki naukowej, a także zrzeka się roszczeń względem placówki, wynikających z błędnej oceny sytuacji – ze spokojem wyrecytował doktor. – Proszę mi wierzyć, tę sytuację ocenia pan błędnie.

– To naginanie prawa!

– Raczej pragmatyzm.

– Gówno prawda! – wrzasnął Samuel, miotając się na fotelu. – Nie dam się zabić! Chcę stąd wyjść!

– Widzę, że źle dobraliśmy środki uspokajające – rzekł do siebie Petrucci. A następnie skinął na kogoś za plecami praktykanta.

Kolejne ukłucie w szyję.

Chłopak poczuł jak stopniowo opuszcza go gniew, zastąpiony najpierw przez niepokój, a wreszcie przez otępienie.

– Jestem przekonany, że teraz jakoś się dogadamy – podjął doktor. – Po jakimś czasie praktykanci na ogół sami przyznają mi rację, że nie było innego wyjścia. A gdy jeszcze pokazuję im czek z premią naukową, natychmiast zapominają o dyskomforcie. Od razu chciałbym też zdementować zarzut: nie, nie zamierzamy nikogo wysyłać na tamten świat. Gdy będzie już po wszystkim, wróci pan do tego pomieszczenia i będziemy mogli wspólnie pożartować z pańskich obaw – uśmiechnął się pojednawczo.

Samuel, mimo nafaszerowania lekami, popatrzył nań z pogardą.

– Nie mam zamiaru o niczym z panem żartować – rzekł cicho.

– Trudno, zatem przejdźmy do rzeczy. Gdy już znajdzie się pan w próbniku, dostanie pan kilka drobnych zadań. Nic wielkiego, bo większości pomiarów i tak dokonuje komputer, ale część sprzętu wraca z wykasowaną pamięcią, byłbym więc wdzięczny, gdyby robił pan ręczne notatki. Od minięcia horyzontu zdarzeń do punktu krytycznego, w którym nastąpi przeniesienie powinno upłynąć około pięciu minut. To wystarczy na przeprowadzenie kilku testów, między innymi dlatego potrzebujemy do tej roboty ludzi. Oczywiście przez cały czas będzie pan podpięty do sprzętu monitorującego zachowanie organizmu. To, co dzieje się z ludzkim ciałem i umysłem tam, po drugiej stronie, dostarcza nam danych na całe tygodnie badań.

– Dobrze, że wstrzyknęliście mi to świństwo, bo już bym stąd zwiewał – Samuel próbował silić się na sarkazm, ale ton miał cokolwiek nieprzekonujący. – Co mi się tam stanie? Dostanę schizofrenii?

– Niezupełnie. Zaobserwowaliśmy pewne zjawisko. Człowiek nie zostaje przeniesiony w czasie z tego samego punktu, co jego świadomość.

– Czyli?

– Trudno to wyjaśnić prostymi słowami. Prawdopodobnie dochodzi do rozszczepienia czasoprzestrzeni. Z jednej z jej odnóg wraca kapsuła wraz z ciałem, ale umysł jeszcze przez kilka sekund tkwi w alternatywnej rzeczywistości, w której sonda nadal gwałtownie przyspiesza ku centrum czarnej dziury, aż zostaje zmiażdżona przez ciśnienie. Dopiero wtedy świadomość cofa się w przeszłość, by połączyć się z resztą. Efekt jest dość zaskakujący.

– Człowiek pamięta własną śmierć? – wymamrotał chłopak.

– Otóż to! Ciało jest nienaruszone, ale umysł w ułamku sekundy otrzymuje cały bagaż nowych doświadczeń. Ale bez obaw, podamy panu dawkę odpowiednich środków medycznych i całe przeżycie nie będzie tak straszne, na jakie wygląda. W trymiga będzie pan z powrotem. Więc jak, gotów przysłużyć się nauce?

– A mam jakiś pieprzony wybór?

 

***

 

Samuel poleciał. I wrócił.

Laboranci natychmiast zaopiekowali się praktykantem – przebadali go, podłączyli do aparatury, prześledzili wszystkie zmiany, jakie zaszły w ciele podczas podróży i sprawdzili reakcje organizmu na bodźce. Chłopak obserwował te zabiegi nieobecnym wzrokiem. Pozwolił przeprowadzić na sobie wszystkie testy, w tym czasie jednak nie odezwał się ani słowem.

By wyciągnąć zeń ustną relację, naukowcy musieli poddać go hipnozie. Wtedy opowiedział im o wszystkim, nie pomijając najdrobniejszych szczegółów. Laboranci byli przyzwyczajeni do podobnych historii, ale następnej nocy kilku z nich i tak nie mogło zasnąć. Skrupulatnie zaprotokołowali jednak całą rozmowę, zaaplikowali chłopakowi końską dawkę leków uspokajających i wysłali go do ambulatorium na zasłużony odpoczynek.

Tam następnego dnia odwiedził go Petrucci.

Samuel siedział na łóżku, wbijając wzrok w ścianę naprzeciwko. Miał bladą cerę i podkrążone oczy. Zdawał się nie zwracać na gościa uwagi, doktor przycupnął jednak na pobliskim stołku i przez kilka chwil obserwował praktykanta, na koniec zapisując coś w notesie.

– Dobrze się pan spisał – rzekł wreszcie. – Wiem, że nie było przyjemnie, ale czasem tak trzeba. Złożyłem już w Centrali wniosek o premię dla pana. Po powrocie na Ziemię, będzie pan mógł kawał życia spędzić na plaży pod palmami.

– Nie lubię piasku – szepnął chłopak, jakby sam do siebie.

– Więc pojedzie pan w góry. Ale na razie radzę odpoczywać, umysł potrzebuje spokoju, by wrócić do ładu po tym, czego doświadczył. Przez jakiś czas będzie się pan czuł otępiały, mogą też pojawić się problemy ze snem i stany depresyjne. Nazywamy ten okres żałobą. Przechodzą ją wszyscy, którzy wrócili z B53. Na pocieszenie mogę dodać, że za pierwszym razem jest najgorzej. Niektórzy praktykanci mówią, że potem można przywyknąć.

Samuel powoli obrócił głowę w stronę naukowca.

– Przywyknąć? – spytał cicho. – Mam lecieć jeszcze raz?

– Oczywiście – odparł Petrucci, wstając. – A teraz proszę się odprężyć. Ma pan tydzień wolnego.

 

Koniec

Komentarze

Dzień dobry / dobry wieczór
Uważam, że nie jest to opowiadanie (utwór zamknięty), lecz wstęp do czegoś większego. Cofanie w czasie, subiektywne przeżycie własnej śmierci --- sam pomyśl, co można z tego zrobić...

Dzięki za komentarz. Cóż, nie wykluczam, że kiedyś pobawię się jeszcze tym pomysłem. Póki co nie szedłem w ilość, bo Redakcja sama sugerowała, by teksty na nie-konkurs utrzymać w okolicach 5-12k znaków. :)

Tekst jak najbardziej na nie-konkurs. Dodaję do listy. :-)
Pozdrawiam. 

Podobało mi się i również uważam, że da rade z tego coś więcej wykrzesać. Zabrakło mi opisu śmierci bohatera. Szkoda, bo mogłobyć opowiadanie ciekawsze.

Opisu śmierci nie bylo, bo lubię niedopowiedzenia. ;) Ale jeśli w przyszłości rozbuduję tę historię, być może znajdzie się w niej miejsce także i dla paru mocniejszych fragmentów. :)

Po latach chciałbym tylko dodać, że opowiadanie rzeczywiście doczekało się rozwinięcia – w postaci tekstu “Praktykanci” ze zbioru “Zanieśmy im nasza wojnę”. :)

No to gratuluję, że z poświęcenia praktykanta urodziło się coś większego.

Pewnie to już musztarda po obiedzie, ale niepokoiła mnie kwestia sił pływowych – nie rozerwałyby praktykanta razem z sondą?

Sam pojazd miał zaś kształt okręgu

Okrąg to brzeg koła. Pojazd nie miał grubości ani szerokości? Niechże to będzie torus, opona, pierścień…

Babska logika rządzi!

Niezły pomysł, wykonanie nieco gorsze, ale gratuluję rozwinięcia. ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Podobało mi się :)

Przynoszę radość :)

Czytać co jest drobnym druczkiem :D

Witam.

Opowiadanie dość krótkie, bardzo dobrze że doczekało się rozwinięcia. Ciekawe pomysły do których spróbuję się odnieść.

Wyprawa naukowa wydawała mi się zorganizowana przez Rosjan lub Polaków, ale potem uznałem, że jest amerykańska, ponieważ metoda badawcza została wcześniej sprawdzona i nie istniało ryzyko dla młodego naukowca, poza tym przyniosła mu spore korzyści. Cofnięcie się o 5 minut w czasie to rewelacyjny wynik, również świetne rozwiązanie aby poznać naturę czarnej dziury, o której bardzo mało wiemy. To że udało się świadomość praktykanta cofnąć w czasie bardziej niż jego ciało i sondę kosmiczną wskazuje na istnienie czegoś więcej, niż procesy chemiczne i elektryczne w mózgu człowieka, co dla uproszczenia nazwę duszą. No i rewelacyjny pomysł na zbadanie śmierci człowieka, chociaż spotkałem się z rozwiązaniem które zakłada, że naukowcy powodują śmierć kliniczną jednego z nich, później się go reanimuje.

No i zakończenie, które skwituję powiedzonkiem, które zapamiętałem ze szkoły średniej: ,,Ochotnicy w Iraku”.

Pozdrawiam, Feniks 103.

audaces fortuna iuvat

Nowa Fantastyka