- Opowiadanie: Marcin Robert - Magiczna wieża

Magiczna wieża

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Magiczna wieża

(Pamięci Roberta E. Howarda)

 

 

Zbliżała się północ, Zamora jednak – zwana Miastem Złodziei – nie spała. W zgiełku przekupniów, prostytutek i rozmaitych podejrzanych typów przeciskający się przez tłum Kimeryjczyk nie budził niczyjego zdziwienia. Jego potężna sylwetka oraz wielki miecz przytroczony do pleców sprawiały, że nawet miejscy strażnicy czuli respekt i nie próbowali zaczepiać barbarzyńcy, choć wypchany worek, który niósł on na ramieniu, mógł budzić podejrzenia. Krzesimir zmierzał w kierunku widocznej ponad dachami, błyszczącej w świetle księżyca wieży. Wieść niosła, że ukryto w niej magiczny eliksir, sama zaś wieża, chroniona mocnymi zaklęciami, miała być niezdobyta. Opowieści te pobudziły jednak tylko zapał barbarzyńcy, aby zagarnąć jej skarby. Przecież większość tego rodzaju historii to tylko bajdy, obliczone na odstraszenie przesądnych intruzów.

 

Gdy Krzesimir znalazł się pod okalającym wieżę niewysokim murem, przez pewien czas nasłuchiwał odgłosów straży. Niczego podejrzanego jednak nie usłyszał, sprawnie więc sforsował przeszkodę i już po chwili znalazł się po drugiej stronie, na szerokim, porośniętym rzadką trawą placu. Spojrzał w górę i dostrzegł okalający wieżę balkon. Wyciągnął z worka zwój sznura o wielu węzłach, zakończony stalowym hakiem, rozhuśtał go nad głową i zręcznym rzutem zaczepił o balustradę. Kiedy wreszcie wspiął się na balkon, znalazł się przed rzeźbionymi drzwiami, pokrytymi wizerunkami dziwacznych stworów. Wojownik zdjął z pleców miecz, pociągnął za kołatkę w kształcie lwiej głowy i ostrożnie wszedł do środka.

 

Komnata oświetlona była magicznymi kwiatami, rosnącymi w donicach. Poza tym była pusta, pozbawiona najskromniejszych choćby mebli, naprzeciw wejścia zaś znajdowały się kolejne, także pokryte płaskorzeźbami drzwi. Gdy barbarzyńca do nich podszedł, nagle poczuł za plecami czyjś ruch. Odwrócił się w jednej chwili. Przed nim, dzierżąc w dłoniach dwuręczny miecz, stało ogromne, czerwone jabłko, o nogach i rękach przypominających grube kiełki. Barbarzyńca zachował zimną krew, instynktownie czuł jednak, że ma do czynienia z mocnym przeciwnikiem. Stwór nie miał wprawdzie niczego, co przypominałoby oczy, mimo to ruszył wprost na Kimeryjczyka, który z ledwością sparował potężny cios napastnika. Siła uderzenia zdumiała go, lecz otrząsnął się szybko i zaatakował, zadając przeciwnikowi ranę, z której zaczął sączyć się na podłogę lepki sok. Stwór chyba jednak nie był jabłkiem. Pokrywająca go łupina była skórzasta i twarda. Owoc granatu! – przemknęło Krzesimirowi przez głowę. Nagłym wypadem odrąbał kawałek ciała napastnika, tak iż zaczęły wysypywać się z niego czerwone, lepkie wnętrzności. Komnatę wypełnił słodki, owocowy odór. Granat zatoczył się i upadł, a wtedy barbarzyńca rozrąbał go na kawałki.

 

Więcej nie było tu nic do roboty. Krzesimir wyszedł przez drugie drzwi na klatkę schodową i zbiegł pokonując po kilka stopni na raz. Piętro niżej znalazł się przed dużymi, metalowymi wrotami. Uchylił je powoli, zaglądając ostrożnie do środka. Sala była większa od poprzedniej. W świetle magicznych kwiatów dostrzegł kamienny stół, na którym stała wielka, przezroczysta butla, wypełniona bezbarwnym płynem. Był u celu.

 

Podszedł do stołu i sięgał po eliksir, gdy został zaatakowany. Pomarańcza, banan i kiwi były godnymi przeciwnikami, barbarzyńca okazał się jednak silniejszy. Już po chwili podłogę sali wypełniały wnętrzności napastników, wymieszane z ich sokiem. Z odciętego boku pomarańczy wystawały postrzępione farfocle, kawałki banana przekształciły się w czerniejącą breję, kiwi zaś – pod ciosami kimeryjskiego miecza – zamieniło się w zieloną miazgę. Krzesimir, ślizgając się po wypełnionej owocowymi trzewiami podłodze, chwycił butlę ze stołu, wypadł z komnaty i popędził w dół wieży, niezaczepiany więcej przez żadnego stwora.

 

Kilka dni później, daleko od Zamory, Kimeryjczyk zatrzymał się w podrzędnej gospodzie. Kazał służącej przynieść do pokoju miskę wody, a potem wlał do niej odrobinę zawartości butli, usiadł na krześle i z błogim uśmiechem zanurzył stopy w letnim płynie. W końcu cóż może być przyjemniejszego dla blisko dwumetrowego ziemniaka od wymoczenia nóg w pierwszorzędnym nawozie.

Koniec

Komentarze

Przeczytałem. Zadziałało, w środku zaliczyłem wtf'a, a na końcu krótkiego lol'a.

Czepnąłbym się, ale za bardzo nie ma czego. Pozdrawiam :) 

Dzięki za komentarz. :) Troszeczkę poprawiłem przedostatni akapit.

Mam podobne odczucia co i McDb, choć, gdy ziemniak zaczął walczyć z granatem, powoli domyślałem się, cóż może zawierać puenta. W każdym razie czytało się przyjemne, bez zgrzytów, no i z uśmiechem na twarzy :)

Pozdrawiam!

Dzięki za drugi komentarz. :) W międzyczasie wprowadziłem kolejne poprawki w drugim, trzecim i czwartym akapicie.

Według mnie super- i pomysł i wykonanie. Ja nie domyśliłabym się końcówki.Ziemniaki już nigdy nie będą takie same:)

Za dużo oglądania filmików z "Annoying Orange" na youtubie?... :)

@Dreammy: Prawdę mówiąc, pierwszy raz o tym słyszę. :)

Do nadrobienia :-)

I jeszcze to :P

Myślałam że zemsta twojego bohatera na pomarańczy i innych owocach została tymi filmikami zainspirowana :) O ziemniaku też coś tam zresztą było...

Jeśli już, to bardziej zainspirowały mnie teksty Fasolettiego. Taki owocowy gore. :D

A poza tym, oczywiście, cykl o Conanie Barbarzyńcy, z którego wprawdzie sobie zażartowałem, ale który - nie będę tego ukrywał - lubię. Ciekaw jestem, kto zgadnie, jakie opowiadanie Howarda było dla mnie bezpośrednią inspiracją? :)

Jak na inspirację tekstami Fasolettiego strasznie lightowo:) Opowiadanie ogólnie oceniam in plus, choć bez specjalnego rozentuzjazmowania (ale przy końcówce się uśmiechnąłem).

Ziemniaki albowiem zdrowe są i smaczne.

Dobre. Urzekło mnie zakończenie :)

Dobra historyjka.

pozdrawiam

I po co to było?

O bohaterze walczącym z granatem czytało się przyjemnie, ale końcówka mnie rozczarowała. Być może czegoś nie zrozumiałam, bo Conana nie znam ni w ząb.

Po co Ci te odstępy między akapitami?

Babska logika rządzi!

Zabawne, ale dlaczego bizarro…

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dzięki za komentarz. Faktycznie, będę musiał poprawić te tagi w swoich opkach.

 

PS Gdzie się podział mój wpis, który zamieściłem po komentarzu Finkli? Pamiętam, że niczego nie kasowałem.

Czy sugerujesz, że umieściłam swój post w miejsce Twojego???!!! ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Nie wiem, co się stało. Gdyby był dj Jajko, pewnie mógłby to sprawdzić.

Wczoraj, przed 19:21, pod wpisem Finkli było pusto. ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Spraw­dzi­łem. Ten post, o któ­rym my­śla­łem, znaj­du­je się pod innym opo­wia­da­niem. ;-)

No tak, jak się ma spory dorobek, to i pogubić się można. ;D

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

To prawda. ;D

Nowa Fantastyka