- Opowiadanie: Światłocień - Kraina wiecznej młodości

Kraina wiecznej młodości

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Kraina wiecznej młodości

Dzisiaj były jego trzydzieste urodziny.

 

Locke załamał ręce.

 

Leżąc na wznak na łóżku w swoim własnym pokoju omiótł jeszcze raz posępnym spojrzeniem ściany dookoła siebie. Na zewnątrz panowała pochmurna, ciemna szarówka i radosny, błękitny odcień pokoju był teraz zimny i przygnębiający. Przywodził na myśl sam środek wzburzonego, zimnego oceanu, który lada chwila miał pogrążyć w swojej toni wszystko, co ostatkiem sił unosiło się na jego powierzchni.

 

Mężczyzna usiadł ze spuszczona głową, podrapał się po swoim kilkudniowym zaroście, po czym powolnym ruchem wstał i podszedł do okna. Osiedle, na którym się wychowywał wyglądało tak jak zwykle. Nie zmieniło się, od kiedy sięgał pamięcią. Jednakowe, szare, obdrapane betonowe klocki mieszczące kilkadziesiąt mieszkań stały nieprzerwanie jeden za drugim, zgodnie z zamierzchłymi planami władz socjalistycznych. Od kiedy jednak runęła komuna, a następnie demokracja ów krajobraz uległ nieznacznemu upiększeniu. Kolorowe grafitti wszelkiej maści – od prostych napisów po istne arcydzieła plastyczne krzyczały ze wszystkich w miarę dostępnych, murowanych powierzchni – Locke’a zawsze fascynował zielony, zdeformowany krasnolud patrzący złowrogo z bocznej ściany ostatnich kilku pięter pobliskiego wieżowca. Pomiędzy blokami, w miejscu gdzie kiedyś bardzo dawno temu znajdował się sklep spożywczy, na prostokątnym placu stały w sąsiedztwie dwa domki. Jeden z nich ułożony był ze starych, czerwonych fabrycznych cegieł, niemniej starannie wymierzony i skonstruowany. Spadzisty dach został stworzony za pomocą dwóch blaszanych płyt pokrytych dla zabezpieczenia papą. Drugi domek, stojący tuż obok za rachitycznym płotkiem sklecony był niedbale z sosnowych desek, kawałków falowanej blachy i betonowych płyt połączonych w jedną wielką karkołomną architektoniczną hybrydę. W zapuszczonym ogródku zagospodarowanym zaraz przed domem w małym zagajniku pasło się kilka kóz. A gdzieś w oddali, znad zarysów innych osiedli i centrum metropolii, niemalże na samym horyzoncie wystawał podłużny kontur ogromnego komina miejskiego krematorium. Długi kłąb czarnego dymu snuł się powoli w górę nieba raz jeszcze uderzając mocno Locke’a swoim makabrycznym, ponurym przesłaniem.

 

Teraz Locke z jeszcze większą odrazą patrzył na ten dym. Z jeszcze większą nienawiścią i większym lękiem.

 

Do pokoju wszedł młodszy brat Locke’a – Ziemomysł. Zastał swoje jedyne rodzeństwo z rękami złączonymi na plecach, w milczeniu i bezruchu patrzące przez okno. Nie powiedział nic, jedynie spuścił lekko wzrok i przeszedł lekkim krokiem przez niewielki pokój, siadając na łóżku.

 

Nastało po części przerażające, po części niezręczne milczenie.

 

-To już dziś… – westchnął Ziemomysł i już po chwili zorientował się, że była to najbardziej idiotyczna rzecz, jaką mógł z siebie w tym momencie z siebie wydusić.

 

-Tak, wiem. Wyobraź sobie, że wiem. Ciężko nie pamiętać o dacie, w której idzie się na pierdolony ubój…

 

-Zrozum… nic się nie da zrobić.

 

Sylwetka Locke’a pochyliła się lekko. Mężczyzna cichym, niemalże niesłyszalnym głosem wyszeptał:

 

-Ukryjcie mnie.

 

-Locke, kurwa, takie rzeczy nigdy dobrze się nie kończą! Myślisz, że oni nie prowadzą cholernej ewidencji? Prędzej czy później skapną się, że nie jesteś martwy i i tak cię zabiją, być może jeszcze nas przy okazji ciężko skatują!

 

-Nie mogliśmy sfałszować dokumentów…? Nie wiem, powiedzieć, że jest błąd i urodziłem się w październiku, a nie w lutym…. albo rok później… kurwa, ja nie chce umierać!

 

Ziemomysł opuścił głowę. Locke zatrząsł się gwałtownie, ale w dalszym ciągu stał w miejscu patrząc przez okno, ani razu nie spoglądając na brata.

 

– I tak naprawdę jest lepiej? Czy starzy ludzie naprawdę tak bardzo przeszkadzają? – Zapytał nagle

 

-Powstał nowy świat. Skoro już zaczęto jego tworzenie nie możemy teraz tak nagle przestać.

 

-To… to jest chore. Po prostu kurwa chore.

 

-Uwierz mi. Świat w rękach młodzieży staje się naprawdę wspaniałym miejscem. Już widać poprawę! Zniknęły problemy z konfliktem pokoleń. Jest jasny system wartości, wszystkim zależy na tym samym: by być wolnym, niezależnym i by czuć świat całym sobą, a nie tylko doświadczać go zmysłami…

 

-Skąd wiesz, że lepiej? – Przerwał mu Locke – Pamiętasz czasy, gdy żyli dorośli? Ja ich nie pamiętam!

 

-Przecież mamy nagrania, materiały, źródła historyczne…

 

-Jebana propaganda! Nigdzie nie jest dobrze… świat idealny nie istnieje – rzekł oschle Locke i z panicznym rozbawieniem odkrył, że to typowa myśl osoby dojrzałej, doświadczonej przez życie. Ziemomysł też to zauważył, gdyż nic nie odpowiedział, jedynie zlustrował brata powłóczystym spojrzeniem.

 

Wstał i podszedł do starszego brata. Przez chwilę zamierzał położyć mu rękę na ramieniu, zaraz jednak zrezygnował z tego pomysłu. Wskazał dłonią krajobraz, który Locke obserwował już od dobrych kilkunastu minut.

 

-Zobacz! Czy to nie cudowne? Pamiętaj, że ty też byłeś zadowolony z tego jak wygląda nasza rzeczywistość. Nasz ojciec, który współtworzył to wszystko, z honorem poddał się ubojowi, gdy doczekał trzydziestego roku życia. Był ideowcem! Tą zażartość w walce o lepsze jutro przekazał tobie, a ty mi! Przyjrzyj się tylko: na ulicy ludzie. Nie jacyś szarzy, jak na tych smutnych, czarno-białych filmach sprzed stu lat tylko różni. Każdy inny, każdy wyjątkowy, będący sobą w stu procentach! Mimo różnic dogadują się, co najmniej dobrze – o wiele lepiej niż miało to miejsce w zamierzchłych epokach. I jedynym problemem jest zaraza…

 

Urwał, czując niemal czarną próżnię, jaką wytwarzał wokół siebie jego brat. Cieszył się, że Locke stoi przodem do okna i nie musi teraz oglądać jego wyrazu twarzy. Po krótkiej pauzie kontynuował:

 

-Zaraza, która dotknęła każdego z nas. Od momentu narodzin. Z każdym dniem rośnie w siłę, staje się coraz potężniejsza… nie ma lekarstwa. Jedynym wyjściem jest ograniczenie jej zasięgu… utylizacja nosicieli…

 

-Jesteś pojebany. Pojebany nastolatek, zaślepiony propagandą dla mas, z którą tyle nastoletnich pokoleń walczyło! Zjadamy swój własny ogon! Kiedyś tego nie rozumiałem, ale teraz już widzę. Widzę, ogrom zła, jakie się rozpanoszyło! Ty jak podrośniesz, też zrozumiesz.

 

-Nie. – odrzekł szybko Ziemomysł z mdłym, psychopatycznym wręcz uśmiechem– nie chcę tego zrozumieć i prędzej umrę niż zrozumiem…

 

Urwał i zachichotał lekko, rozbawiony dwuznacznością swoich ostatnich słów. Locke stał chwilę przygarbiony, trzymając ręce wzdłuż tułowia i zaciskając w nerwowym amoku dłonie. Śmiech jego brata, choć cichy, ranił uszy stokroć bardziej niż pisk igieł szorujących o kamień… śmiech rodzonego brata w obliczu jego śmierci wdzierał się do podświadomości degradując psychikę do poziomu naturalnych instynktów.

 

Gdy Ziemomysł zasłonił usta dłonią, próbując właśnie się uspokoić, Locke jak oparzony rzucił się do drzwi. Ziemomysł niewiele myśląc doskoczył do niego i wyjmując nóż z ulokowanej przy pasie kabury pchnął brata pod żebra. Locke zawył przeraźliwie i runął, uderzając głową o klamkę. Osunął się, zostawiając na framudze i drzwiach ogromną smugę krwi i patrząc z najczystszym przerażeniem na brata usiłował coś wrzasnąć, lecz z jego gardła wydobyła się tylko krwistoczerwona piana i nieprzyjemny gulgot. Ziemomysł z opętańczym, niezmiennym spojrzeniem pchnął brata jeszcze raz między żebra, a następnie definitywnie zakończył jego żywot celnie wciskając czubek ostrza w lewą skroń Locke’a. Podniósł się, wytarł ostrze o swoja koszulkę, przeciągnął zwłoki na środek pokoju i otworzył drzwi. Wrzasnął od progu do swojej siostry:

 

-Lilian! Chodź, trzeba posprzątać! Już po wszystkim!

 

Przez chwilę wahał się czy najpierw pójść do łazienki czy mimo wszystko najpierw zameldować telefonicznie wypełnienie obywatelskiego obowiązku. Po niewiele trwającym namyśle wybrał tą druga opcję. Po prostu chciał jak najszybciej mieć to z głowy i po raz kolejny wykazać się wzorową postawą obywatela świata wiecznej młodości.

Koniec

Komentarze

Cóż, pomysł na świat przedstawiony bardzo ciekawy (choć mam dziwne wrażenie, że już to gdzieś widziałem), niestety fabuła jakaś taka sobie.
Zastał swoje jedyne rodzeństwo - nie jestem przekonany co do poprawności tej formy, ale jak rozumiem, chodzi o to, że był to jego jedyny brat/siostra. Jeśli tak, to jak się ma do tego: Wrzasnął od progu do swojej siostry?

Podobał mi się klimat opowiadania - czuć było tę powszechną szarość, którą na początku opisujesz. Zauważyłam kilka literówek - brakujące kropki albo ogonki czy przecinki. Przykład:

-To… to jest chore. Po prostu, kurwa, chore. - wtrącenia oddzielamy przecinkami (no, chyba że traktujemy 'kurwa' jako przecinek sam w sobie ;))

Ale generalnie - przyjemne, nie za długie i daje powód do refleksji :)

Na zewnątrz panowała pochmurna, ciemna szarówka i radosny, błękitny odcień pokoju był teraz zimny i przygnębiający. 

Czasami rozumiem, co Jakub ma na myśli, gdy mówi, że przymiotników może być za dużo.

Mężczyzna usiadł ze spuszczona głową, podrapał się po swoim kilkudniowym zaroście, po czym powolnym ruchem wstał i podszedł do okna.

Nie podoba mi się, że kogoś kogo nazwałeś przed chwilą Locke teraz nazywasz mężczyzną. Nie widzę tu sensu. Gdybyś powtórzył imię, nic by się nie stało.

Zastał swoje jedyne rodzeństwo z rękami złączonymi na plecach, w milczeniu i bezruchu patrzące przez okno.

Co złego w słowie brat?

 

Co do świata, pomysłu itp. Fajnie. Mamy świat, w którym trzydziestolatków zarzyna się jak zwierzęta, nawet nazywa się to ubojem, a ludzie chętnie się temu poddają i uważają, że to normalne. Jakbyś może więcej wyjaśnił, jak i po co, to może spróbowałbym dać się kupić. Tak to trochę kręcę głową.

 

Mam podobne odczucia jak Clayman. Lubię antyutopijne klimaty, ale tutaj czegoś zabrakło. Pomysł ciekawy, należałoby go jednak bardziej rozwinąć i szerzej nakkreślić tło takiej, a nie innej sytuacji.

 

Pozdrawiam.

"..wybrał tą drugą..." - tę. Na "tą" w bierniku mam istną alergię.

Mnie się w zasadzie spodobało, ale sposób wprowadzania informacji jest trochę toporny: rozmawiają i dyskutują o czymś, co doskonale znają. Z drugiej strony, kłócą się buntownik i fanatyk, zupełnie różne osoby myślące innymi schematami, więc jeden może drugiemu tłumaczyć świat, w którym żyją...

   Locke, Ziemomysł i Lilian. A nie można imion z jednej menażerii? Tym bardziej, że piszesz o mieszkańcach osiedla , zbudowanego za czasów socjalizmu. Więc nie w Anglii, nie w Stanach... Trochę konsekwencji by się przydało, myślę. 

   gdzie kiedyś bardzo dawno temu znajdował się sklep spożywczy,  --- Twój Locke ma trzydzieści lat i pamięta ten sklep. Trzydzieści lat to jeszcze nie kiedyś, bardzo dawno temu. 

   Opis drugiego z domków powala niczym nie skrępowaną fantazją (nie chcę pisać o braku logiki). Sosnowe deski, falista blacha i betonowe płyty. Ile wziął operator dźwigu za ustawianie tych płyt?  

   W zapuszczonym ogródku zagospodarowanym zaraz przed domem w małym zagajniku pasło się kilka kóz.  ---> coś niesłychanie pięknego. Zapuszczony i zagospodarowany --- oksymoron jak się patrzy. Zagajnik w tymże ogródku i kozy... 

   Pomysł jak pomysł, klimat jak klimat, ale realizacja do niczego. Beznamiętna relacja pół na pół z wykładem o konieczności i wyższości. Dodam, że granica trzydziestu lat oznacza praktyczny brak nie tylko postępu w czymkolwiek, ale nawet brak stazy --- przez dwie trzecie dopuszczalnego wieku jest się, prawdę mówiąc, nieproduktywnym smarkaczem, którego trzeba w coś ubrać, czymś trzeba go nakarmić. I tak dalej. 

   Było takie opowiadanie, analogiczne w założeniu, ale z rozsądnie wyznaczoną granicą. Fantastyka nie fantastyka, zdziebko logiki jest wskazane.

AdamKB,

Specjalnie użyłem trzech zupełnie różnych imion żeby podkreślić właściwości świata, w którym panuje swoboda obyczajów, charakterystyczna dla ludzi młodych.

Skąd wiadomo, że Locke pamięta sklep? Słowa te wypowiada narrator wszechwiedzący, a nie Locke.

Jeżeli mierzi Cię wizja prowizorycznego domku, hybrydy skleconej z tego co jest pod ręką to ja nie mam pytań. Trochę wyobraźni... chodnikowych płyt nie trzeba przenosić dźwigiem.

zagospodarowaćzagospodarowywać

1. «racjonalnie wykorzystać teren lub zasoby»

2. «objąć kogoś lub coś swoim wpływem»

Jeżeli nigdy nie widziałeś czegoś co jest zapuszczone, zniszczone, ale mimo to użytkowane, zagospodarowane w konretnym celu to ja Ci chętnie pokażę, dużo mam takich zagajników na osiedlu.

O granicę wieku już się sprzeczałem na DeviantArcie - powiem tylko, że przed ustaleniem ostatecznej wersji opowiadania wielokrotnie ją zmieniałem. Widać nie wstzreliłem się, skoro jesteś już drugą osoba którą to razi - mój błąd.

Pozdrawiam,

Światłocień

Pozwolę sobie wyjaśnić uwagi Adama. Co do tego, że mówi narrator, a nie Locke, to owszem, mówi narrator, ale stosujesz, Autorze narrację trzecioosobową bliską, więc narrator opisuje doznania bohatera (tak jakby siedzi w jego głowie). Co do betonowych płyt, to nie sprecyzowałeś, że są chodnikowe, mi się od razu skojarzyło (przypuszczam, że Adamowi też) z tzw. elementami prefabrykowanymi.

Pozdrawiam.

zagospodarować dk IV, ~ruję, ~rujesz, ~ruj, ~ował, ~owany   zagospodarowywać ndk VIIIa, ~owuję, ~owujesz, ~owuj, ~ywał, ~ywany
zorganizować coś, urządzić pod względem gospodarczym, uczynić produkcyjnym
Zagospodarować nieużytki.
Dobrze zagospodarowany majątek.
zagospodarować się   zagospodarowywać się urządzić się na własnym gospodarstwie; poprowadzić swoje gospodarstwo; zaopatrzyć się w to, co jest potrzebne do gospodarstwa
Zagospodarować się w nowym mieszkaniu, w nowej posiadłości.  

Ten cytat, dla porównania, ze słownika PWN. Ode mnie, poza słownikami, taka drobna uwaga: zagospodarowanie intuicyjnie stoi w opozycji do bałaganu i zapuszczenia.

Resztę wyjaśnił Kael.  

 

Tak czy owak zdanie te nie brzmi dobrze, bo "zapuszczonym" i "zagospodarowanym" są przedzielone zaledwie jednym słowem, co kłuje w oczy i daje niejasny efekt. Jeśli już, to trzeba było w następnym zdaniu napisać, że ogródek mimo to starano się zagospodarować, czego efektem były pasące się tam kozy.

Zabawne.

Klimat, owszem, swietny, ale fabula wydaje sie byc jedynie pretekstem do pokazania pomyslu na swiat. Tekstu jest zwyczajnie za malo, zeby porwal, a jezykowo tez zgrzyta.

Pozdrawiam

I po co to było?

Nowa Fantastyka