- Opowiadanie: homar - Akcja promocyjna

Akcja promocyjna

Dyżurni:

Finkla, joseheim, beryl

Oceny

Akcja promocyjna

 

Robert zadowolony wbiegał po schodach rodzinnego domu. Kolejny dzień jego pierwszej w życiu pracy zawodowej upłynął tak szybko, że nie miał czasu zjeść śniadania. Szef na koniec dnia pochwalił go i zapowiedział podwyżkę, pod warunkiem utrzymania tempa i sumienności. Do domu pędził jak na skrzydłach. Chciał opowiedzieć rodzicom swoje pierwsze wrażenia. Wpadł z rozpędem w drzwi wejściowe i od progu zawołał:

 

– Cześć mamo! Praca super! Jest obiad?

 

– Dobrze, że już przyszedłeś.– Głos matki jakby się załamywał.

 

– Co jest grane?

 

– Przyszedł list do ciebie. – Podała kopertę z dużą czerwoną pieczątką, która nie wróżyła nic dobrego.

 

Szybko wyjął i przeczytał drobno zadrukowane pismo. Cały dobry humor diabli wzięli.

 

– Wezwanie do wojska. – Stwierdził i spojrzał w załzawione oczy matki. – Jutro o 10 rano mam się stawić w punkcie rekrutacji.

 

– Gdzie?

 

– Na lotnisku. Tam będą testy i skierują mnie dalej.

 

– Podobno na granicy są jakieś zamieszki, terroryści zapowiedzieli koniec zawieszenia broni i nowe ataki – mamie głos załamywał się coraz bardziej.

 

– Mamo… nie płacz, przecież nie wszyscy jadą na granicę czy do walki z terrorystami, a wojsko jak to wojsko, trzeba przejść i już.

 

Nic nie odpowiedziała tylko przytuliła go mocno. Ojciec stanął w drzwiach i popatrzył na Roberta smutnymi oczami.

***

 

Javer już dawno nie był tak pewny, że ojciec będzie z niego zadowolony. Wchodził powoli do domu upajając się tą chwila. W salonie stanął przed ojcem i powiedział:

 

– Tato przyjęli mnie do armii. Przeszedłem testy jako najlepszy i zostałem skierowany do Gwardii Prezydenckiej.

 

Ojciec wstał spojrzał mu w oczy i powiedział:

 

-Jestem z Ciebie dumny. Na pewno przyniesiesz chlubę naszej rodzinie i narodowi.

 

Matka weszła do salonu i uśmiechnięta spytała:

 

-Kiedy wyjeżdżasz?

 

-Jutro. Zbieramy się o godzinie 17 na placu przed Mostem Zwycięstwa. Tam będzie oficjalne powitanie nowych bojowników.

 

-Ooo! To będzie duża uroczystość. Pójdziemy Cię pożegnać.

 

Uroczystość faktycznie była duża, a nawet wielka. Parada wojskowa z orkiestrą, przemówienie prezydenta, imienne przedstawienie 50 najlepszych rekrutów z przydziałem do poszczególnych oddziałów. O zmierzchu przeleciało nad nimi kilka samolotów i rozbłysły fajerwerki.

 

Prezydent podczas przemówienia określił powód mobilizacji:

 

-W zeszłym roku siły Hyvaronu zajęły naszą ziemię, odcięli nas od morza, zablokowali dojście do portów, i blokują nasz handel. Bez ich pozwolenia nie możemy sprowadzać z zagranicy lekarstw, żywności, niczego, co jest nam potrzebne. Skazują nas na biedę i głód. Za każdy transport każą sobie płacić olbrzymie kwoty. Budują tamę na rzece doprowadzającej wodę do naszego zagłębia przemysłowego, które z powodu nałożonych na nas sankcji jest na skraju upadłości. Chcą skierować rzekę w nowe koryto, przez co nasza największa elektrownia niedługo straci możliwości produkcyjne. Odcinają nas od świata. A wszystko to przez co? Przez złudne ideały, przeświadczenie, że mają monopol na słuszność. Chcą zniszczyć naszą kulturę. Mają nas za brudnych, zawszonych biedaków, którzy nie potrafią sobie poradzić w życiu. Nie chcemy ich giełd, akcji, obligacji, banków, narkotyków, zgnilizny moralnej, zakłamanych przywódców. Chcemy żyć w naszej tradycji. Wychowywać dzieci w poszanowaniu naszej kultury. Chcemy szacunku od świata, nie fałszywej litości, podszytej korporacyjnymi interesami. Jesteśmy godni szacunku i partnerskiego traktowania. Nie pozwolimy by sprowadzono nas do roli siły roboczej, której wartość jest mierzona jedynie tym ile godzin może pracować lub, co może kupić. Czas by uświadomili sobie, że człowiek to nie tylko maszyna do produkcji i kupowania tego, na czym oni chcą zarabiać. Przygotujemy dla nich gorzką niespodziankę! Nasi dzielni bojownicy przygotują grunt do uderzenia! Rzucimy ich na kolana i zmusimy do błagania o litość! To my będziemy dyktować warunki! A chcemy tylko jednego: żeby nam pozwolili żyć w poszanowaniu tradycji naszych ojców!

 

Cały tłum poniesiony gorącym sercem prezydenta długo skandował jego imię.

 

Na koniec uroczystości, rekruci z zapalonymi pochodniami, przeszli przez most do podstawionych po drugiej stronie samochodów wojskowych.

***

 

Wojsko jak wojsko, trzeba przejść i już. Ale zanim „już” nastąpi, to można pożałować, że nie jest się dziewczyną. Nie chodzi nawet o ciężkie ćwiczenia czy zaprawy. Najgorsze było podejście „starego wojska” do „młodzieży”. Pranie i prasowanie mundurów „starego wojska”, pastowanie ich butów, przynoszenie im jedzenia ze stołówki czy alkoholu w nocy, to normalka – standard. Nie było problemem czy to zrobić, ale czyja jest kolej. To jeszcze można w miarę spokojnie znieść. Najgorsze jednak były tzw. „ćwiczenia z konspektem”, np. pogrzeb komara w wykopanym przez pluton „kotów” grobie, do którego spokojnie wjechałyby w pełni uzbrojone transportery. Oddział Roberta pobił rekord – 23 minuty. Na pytanie oficera „Co to za wykopy sobie urządzamy?” „stare wojsko” w osobie kaprala Parkera odpowiedziało:

 

– Melduję, że ćwiczymy kopanie umocnień dla najnowszego modelu działa plazmowego panie kapitanie!

 

– A czy coś takiego jest w programie?

 

– Melduję, że wczoraj dowiedzieliśmy się o dostawie tych dział i napisałem konspekt na dodatkowe ćwiczenia! – Wyciągnął rękę z zabazgranym zeszytem.

 

– Dobra. Prowadźcie dalej ćwiczenia. Wymiary są odpowiednie?

 

– Tak jest panie kapitanie! Są odpowiednie!

 

– Ten sprzęt, co prawda okopuje się sam, ale nigdy nie wiadomo, jakie umiejętności będą przydatne „młodemu wojsku” – Kapitan „puścił oko” do kaprala.

 

Inne ćwiczenia wymyślone dla młodych to nocne alarmy przeciwpożarowe – trzeba wszystko wynieść z izby żołnierskiej i ustawić na placu tak jak w pokoju. Łącznie z naściennymi wywieszkami i oświetleniem.

 

Wyścigi żab – skoki po jednym stopniu z piwnicy na czwarte piętro i z powrotem w pełnym uzbrojeniu, mundurze zimowym i masce przeciwgazowej.

 

Szafy grające – dwaj młodzi śpiewają jak najgłośniej, klęcząc z głowami w blaszanej szafce ubraniowej, w którą co chwilę jakiś stary żołnierz rzuca butem żeby zmienić melodię.

 

Tego typu zabawy ciągnęły się w nieskończoność. Wyobraźnia „starego wojska” była ogromna.

 

Roberta spotkało to szczęście, że wszyscy po studiach kwalifikowali się do kadry podoficerskiej. Po dwu miesiącach, chudszy prawie o połowę, ale za to wyćwiczony

 

w różnorakich umiejętnościach wojskowych, został przeniesiony do innej kompanii w celu tzw. wyszkolenia na podoficera, a następnie jako wzorowego rekruta, skierowano go na przyspieszony kurs oficerski. Wszystko to trwało ponad dziesięć miesięcy. Do zajęć terenowych doszły wykłady z taktyki i metod dowodzenia pododdziałem. „Stare wojsko” już się na nich nie wyżywało, za to wieści z granicy były coraz gorsze: Dobar rozpoczął mobilizację wojsk. Coraz częściej udaremniano nielegalne przekroczenia granicy. Ale wiele grup przedzierało się w głąb kraju.

 

Wszystko zaczęło się od rozpoczęcia budowy tamy na rzece Basłada. Rzeka jest olbrzymia. Płynie przez niewielką część kraju, następnie przez olbrzymi kanion przecinający góry graniczne wpływa do Dobaru i tam po przepłynięciu znacznych obszarów, wpada do morza. Kiedyś rzeka w całości płynęła po stronie Havaronu, ale po powodzi tysiąclecia znalazła przejście przez góry do sąsiadów. Spowodowało to odcięcie od wody żyznych ziem Havaronu, które były głównym dostawcą żywności. A to z kolei było przyczyną zmniejszających się z roku na rok zbiorów. Ktoś zaproponował zbudowanie tamy i skierowanie rzeki do dawnego koryta. Pomysł podchwycono, zebrano fundusze i zaczęto budowę. Politycy mieli dopracować umowy z Dobarem, który miał stać się uczestnikiemi projektu. Oczywiście część wody dalej miała płynąć do sąsiadów. Rzeka była na tyle duża, że starczyłoby dla wszystkich. Ale Dobar nie chciał przejąć na siebie żadnych kosztów. Przywódcy państwa twierdzili, że opatrzność dała im wodę z rzeki i należy im się i już. Zagrozili działaniami wojennymi w przypadku rozpoczęcia budowy. Oba państwa nigdy nie pałały do siebie przyjaźnią i często w historii jedno było podbijane przez drugie. Teraz zapanowała miedzy nimi niemal kliniczna nienawiść.

 

Trzy miesiące po ogłoszeniu konkursu na projekt, miał miejsce pierwszy zamach terrorystyczny zorganizowany przez Dobar. Wysadzili siedzibę największej firmy projektowej. Zagrozili, że jeżeli rząd nie powstrzyma się od budowy, to zamachy sparaliżują całe państwo. Po roku nasilających się zamachów wojsko Havaronu błyskotliwą akcją desantową zajęło niewielki pas wybrzeża należący do Sąsiadów. Miało to spowodować odcięcie ich od dostaw broni. Pomogło na, tyle że Dobar wstrzymał akcje terrorystyczne oraz rozpoczął negocjacje. Nic z nich jednak nie wynikło. Rozejm się skończył i Dobar ogłosił wojnę religijną, uznając budowę tamy za sprzeciwianie się woli bożej, która skierowała rzekę do Dobaru. Terroryści coraz bardziej dawali się we znaki. Początkowo wzorem niektórych XX wiecznych ugrupowań terrorystycznych podkładali bomby, dzwonili na policję z informacją, co i o której wybuchnie. Można było ewakuować ludzi i czasem udawało się znaleźć i rozbroić bombę przed wybuchem. Teraz robili to tak żeby było jak najwięcej ofiar. Strzelaniny oddziałów antyterrorystycznych z bandytami były coraz częstsze i bardziej krwawe. Wzrastał chaos w kraju. Ludzie bali się jeździć pociągami, autobusami, nawet tramwajami. Linie lotnicze bankrutowały. Sklepy wielkopowierzchniowe świeciły pustkami. Imprezy sportowe czy kulturalne a nawet nabożeństwa – wszystko, co powodowało gromadzenie się większej ilości ludzi zostało odwołane. Dobar wykorzystując fanatyków religijnych i przekupnych urzędników powodował całkowity paraliż państwa. Firmy ochroniarskie musiały w sądzie spierać się, kto ma zająć się pilnowaniem poszczególnych urzędów państwowych. Przetargi na dostawy do wojska były 10 razy odwoływane z powodu „błędów” formalnych czy proceduralnych. Gdyby nie zaradność poszczególnych dowódców, paliwa do transporterów nie było by jeszcze przez rok. Kraj popadał w ruinę.

W sytuacji ogólnego chaosu ogarniającego kraj, armia szykowała się do działań wojennych. Robert zakończył szkolenie i został dowódcą baterii dział plazmowych, awansował na stopień podporucznika. Po promocji, w dniu, kiedy miał jechać po raz pierwszy do domu, przyszedł rozkaz wymarszu na granicę. Napisał króciutki list do rodziców i długi do dziewczyny. Rodzice szykowali małe przyjęcie dla niego i jego przyjaciół , ale niestety, to musi poczekać.

***

 

Javierowi dni na szkoleniach wstępnych szybko płynęły. Oczywiście była musztra, ale raczej na wesoło, ćwiczenia fizyczne i tu nie było litości. Wszyscy musieli dać z siebie maksimum możliwości. Słabi mieli dodatkowe zajęcia wzmacniające tężyznę. Codzienne strzelanie to był właściwie zabawa, w końcu każdy miał w domu jakiś rodzaj broni. Umiejętności strzeleckie to jedno z podstawowych umiejętności przekazanych przez rodziców. Javier bardzo polubił zajęcia z dywersji. Dotychczas nie zdawał sobie sprawy z ilości i rodzajów materiałów wybuchowych. Sposoby robienia prostych ładunków wybuchowych i wzmacniania siły rażenia przez najprostsze dodatki takie jak zwykłe gwoździe czy niewinne kulki od łożysk, przyciągały uwagę wszystkich. Tutaj skuteczność żołnierza nie zależała od siły fizycznej czy umiejętności strzeleckich, prawie każdy potrafił znaleźć jakiś nowy sposób wysadzenia czegoś, co mogło wyrządzić duże straty. Starsi koledzy chętnie dzielili się swoim doświadczeniem. Każdy z nowych miał opiekuna z pośród doświadczonych bojowników. Razem tworzyli zespół, który składał się z doświadczenia

i powiewu świeżości – jak mawiał dowódca. Wszyscy na równi uczestniczyli w zajęciach, sportowych czy militarnych.

 

Co kilka dnia przyjeżdżali partyzanci, z akcji przeprowadzonych na terenie Hywaronu. Relacjonowali i analizowali każdą akcję. Większość była zakończona sukcesem. Ale najważniejsze próby– wyeliminowania głównych postaci politycznych, zakończone były fiaskiem, co w zestawieniu z prostotą przeprowadzania innych zamachów świadczyło, że dbano tylko o bezpieczeństwo przywódców.

 

Przełożeni docenili zaangażowanie i uzdolnienia Javiera – przydzielili go do elitarnych oddziałów zabezpieczenia i dalekiego zwiadu. Po kolejnym okresie długich szkoleń został skierowany na granicę. Oficjalnie miały to być manewry, ale w tajemnicy dowiedział się, że jest to początek działań wojennych. Jego oddział miał zabezpieczać sztab operacji.

Na miejscu okazało się, że mieli uderzyć na Hywaron. Przyczyną ataku była tama, którą budowali w celu skierowania koryta rzeki w dawne koryto. Besłada płynie przez najbardziej uprzemysłowioną część Dobaru i jest głównym dostawca wody dla przemysłu, Problem z rzeką polega na tym, że jeszcze przed kilkudziesięciu laty, w ogóle nie płynęła przez ten kraj. Wtedy to nastąpiła początkowo katastrofalna a w efekcie zbawienna powódź. Rzeka znalazła nowe koryto przez Dobar, co dało możliwość przemysłowego rozwoju terenu, który do tej pory był wysuszonym stepem. Teraz Hywar wpadł na pomysł przegrodzenia kanionu tamą i skierowania rzeki w dawne koryto, tłumacząc to klęską urodzaju. Oczywiście politycy Hywaronu cały czas utrzymywali, że wody w rzece jest tyle, że starczy dla jednych i drugich. Ale Dobar uważał, że jest to pretekst do uzależnienia kraju od Hywaronu. Przemysł Dobaru rozwijał się dynamicznie. Kiedyś był to pustynnym kraj całkowicie uzależniony od bogatego sąsiada. Powódź, dzięki której zyskał olbrzymią rzekę, pozwoliła na rozwój kraju. Stał się prawie niezależnym państwem. Zwłaszcza rozwój przemysłu w ostatnich latach spowodował, że nie tylko był samowystarczalny, ale też zdobywał coraz większą cześć rynku zagranicznego. I to właśnie był powód budowy tamy. Chcieli zablokować możliwość handlu z zagranicą i sami przejąć intratne rynki. Główny inwestor budowy tamy to ponadnarodowa korporacja handlowa „Synergia”. Oczywiście nie bezpośrednio, ale po przez całą sieć firm córek. „Synergia” kontrolowała znaczną część światowego rynku paliw, metali oraz produktów przemysłu ciężkiego. Czyli tego, w czym Dobar też się specjalizował. Wniosek był prosty: chcą usunąć konkurencję z rynku.

***

 

Po przyjeździe na miejsce Robert został zapoznany z sytuacją, a ta przestawiała się bardzo ciekawie, choć nie wesoło: sąsiedzi zgrupowali znaczną ilość wojsk gotowych w każdej chwili do uderzenia.

 

Odprawę prowadził pułkownik Clark:

 

– Wywiad doniósł, że naprzeciwko naszego odcinka granicy znajdują się dwie dywizje. Analitycy twierdzą, że to działania pozoracyjne. Prowadzą coroczne manewry, ale nie jak zwykle w głębi kraju, lecz niemal nad samą granicą. Prawdopodobnie chcą odwrócić naszą uwagę od działań właściwych. Co planują jeszcze nie wiemy. Nie chcemy ich prowokować zbyt nerwowym działaniem, dlatego nasze oddziały przybywają stopniowo i bez hałasu. Mimo analizy otrzymanej z wywiadu, chcę być gotowy na najgorsze. Do zabezpieczenia mamy dość krótki przesmyk między skałami i bagnistym lasem. Jest to jedyne miejsce na przestrzeni100 kilometrównadające się do przekroczenia granicy przez wojsko. Wzmocnienie, które dzisiaj przyjechało otrzymuje kryptonim: „Zielony3”. Zajmiecie stanowiska po lewej stronie. Są tam skały, które osłonią was od ognia bezpośredniego. Jeżeli uderzą to będziecie mieli dość dobry ostrzał przedpola po naszej stronie rzeki. Wasza strona jest osłaniana przez baterią stojącą w lesie. Środek przez działa samobieżne. Chwilowo nie są to siły zdolne do odparcia zdecydowanego ataku, ale jutro sytuacja ma się zmienić. W nocy przybędzie wsparcie piechoty, a rano ma dotrzeć dywizja pancerna.

Jeżeli nastąpi uderzenie to tylko w tym kierunku. – przejechał palcem po mapie – z lewej osłaniają nas skały, z prawej gęsty las i bagno. Pozostaje środek. Który został zaminowany jeszcze w zeszłym roku. Pułk piechoty, który przybędzie w nocy, rozdysponujemy proporcjonalnie po każdej stronie. Będą nosić kryptonim „Biały”.

***

 

Javier został wyznaczony do bezpośredniej ochrony generała Ramireza, który był głównym dowódcą akcji. Punkt dowodzenia umiejscowiono w odległości1,5 kmod granicy. Podgląd na sytuację mieli dzięki zamaskowanym mikrokamerom. Całą ścianę wozu dowodzenia pokrywały monitory przekazujące obraz z pola przyszłej walki. Ponadto kilku obserwatorów ukrytych na skraju lasu na bieżąco miało meldować o sytuacji.

 

Noc poprzedzająca atak była wyjątkowo jasna. Żadna chmura nawet na chwilę nie zasłoniła wielkiego jak sylwestrowy balon księżyca, który oświetlał leniwie snującą się rzeczkę, przedzielającą wielką łąkę na dwie niemal równe części. Z lewej strony łąki czerniła się wielokilometrowa masa bagnistego lasu. Skały sterczące z prawej strony stanowiły przyczółek najwyższych gór na kontynencie. Miejsce ataku zostało wybrane ze względu na dogodną odległość do budowanej tamy. Szybki atak ma stworzyć możliwość dotarcia do budowy. Zniszczenie tamy, wycofanie wojsk i negocjacje wstrzymujące budowę. Javier dowiedział się na odprawie, że równolegle ma rozpocząć się akcja wyparcia Hywaronu z pasa nadmorskiego. Będzie to dosyć brutalny pokaz siły. Dobar pokaże, że nie da się zepchnąć do roli pokornego klienta.

***

 

 

 

Bateria Roberta składała się z 2 dział przeciwlotniczych stanowiących osłonę i 4 dział plazmowych stanowiących główną siłą uderzeniową. Były to najnowocześniejsze działa nigdy jeszcze nieużywane w warunkach bojowych. Na szkoleniu strzelali z tego cholerstwa. Efekt niesamowity. Kula energii wylatująca z lufy topi nawet najgrubszy pancerz, a całkowite wyładowanie następuje po przebiciu. Szybkostrzelność, jak na taką moc uderzeniową, też imponująca 50 strzałów na minutę. Ale za to energochłonność zatrważająca. Każde działo wyposażone było w agregat o znacznych rozmiarach.

 

Stanowisko obrony ukryte było między skałami a lasem. Z przodu rozpościerała się łąka, szerokości około kilometra, przecięta wąską, płytką rzeką wypływającą z lasu po prawej stronie i znikającą pomiędzy skałami z lewej strony. Pokryte drobnymi kamieniami brzegi rzeki po obu stronach łagodnie przechodziły w kwiecisty dywan. Tren znakomicie nadawał się do ataku – żadnych naturalnych przeszkód.

 

Żołnierze rozwiesili siatkę maskującą. Z góry byli praktycznie niewidoczni. Między skałami umieścili mikroradary i mikrokamery, które dawały pełen obraz przedpola. Teraz sami nie widoczni dokładnie widzieli całą łąkę. Działa okopały się automatycznie i wysunęły lufy ponad nasyp. Robert rozstawił wartowników i jeszcze raz sprawdził stanowiska bojowe, następnie rozsiadł się w fotelu dowodzenia i przeglądnął elektroniczny sprzęt wspomagający. Wszystko było w idealnym porządku. Przez radiotelefon zameldował gotowość bojową.

 

Późna pora dawała znać o sobie, zmęczenia wzięło górę, powoli pogrążył się objęciach morfeusza.

 

Obudziło go przybycie oddziału piechoty. Ich dowódca skierował się w jego stronę.

 

– Witam – Robert zerwał się z wyciągniętą do przywitania ręką.

 

– Kapitan Caroll – Chłodno odpowiedział dowódca piechoty. – Przypominam, że regulamin obowiązuje cały czas.

 

Robert stanął na baczność, przyłożył rękę do hełmu i zaczął się przedstawiać:

 

– Podporu….

 

Przerwał mu huk wystrzałów dobiegających z za rzeki.

 

Podbiegł do stanowiska dowodzenia. Na monitorach widać było ścianę wybuchów i ognia przesuwającą się po łące w kierunku centrum obrony.

 

– Rozpoczęli przygotowanie artyleryjskie! –Krzyknął kapitan Caroll.

 

Stanął oboki wpatrując się ekrany monitorów zapalił papierosa.

 

Jego podkomendni rozpoczęli pospieszne, ale dobrze zorganizowane okopywanie stanowisk.

***

 

Fajerwerki odpalono na godzinę przed świtem. Artyleria zaczęła ostrzał łąki mający na celu częściowe unieszkodliwienie min, które na pewno tam były. Ściana ognia przesuwała się w głąb łąki. W momencie, gdy obserwatorzy zameldowali o przegrupowaniu nieprzyjaciela na granicy lasu, samoloty szturmowe z rykiem przeleciały granicę i odpaliły pociski rakietowe. Defenzywa została uruchomiona . Samonaprowadzające rakiety przeciwlotnicze rozpoczęły błyskawiczny pościg. Samoloty usiłowały wzlecieć jak najwyżej i jednocześnie zawrócić nad swoje terytorium. Nie wszystkim się to udało. Dwie maszyny eksplodowały. Po chwili na niebie pojawił się jeden spadochron. Widocznie drugi pilot nie miał szczęścia. Resztki samolotów w kuli ognia spadły na las. Nad linią obrony też unosił się dym. Płonął jeden z wozów bojowych.

 

-Mają dobrą obronę przeciwlotniczą. – Spokojnie powiedział Ramirez.– Niech samoloty powtórzą atak.

 

Szturmowce ponownie przeleciały nad rzeką. Zrzuciły bomby. Niemal cała łąka oraz część lasu stanęły w ogniu. Gdy dym zaczął opadać, ruszyło natarcie. Czołgi pchające traki przeciwminowe przekroczyły płytką rzekę. Tuż za nimi sunęły transportery z piechotą. Po przekroczeniu połowy łąki żołnierz zaczęli wyskakiwać z transporterów

***

 

W napięciu obserwowali przesuwającą się ścianę ognia, atak samolotowy i skutki obrony. Dym gęstniał nad zestrzelonymi samolotami. Większość wojska przegrupowało się w głąb lasu. Korzystając z zamieszania, natarcie przekroczyło rzekę. Ciężkie czołgi zbliżały się z każdą chwilą. Za nimi jechały transportery z żołnierzami. Robert zaznaczył cel na komputerze, odczekał jeszcze chwilę i w momencie, gdy piechota wysypywała się z transportera wydał rozkaz:

 

-Ognia

Kula energii jak piorun uderzyła w pojazd. Efekt był niesamowity: błysk oślepił wszystkich. Bok transportera, w który uderzyła ognista kula, w ułamku sekundy stopił się całkowicie. Wóz eksplodował, a fala uderzeniowa wgniotła w ziemię żołnierzy ukrytych obok, robiąc z nich miazgę

***

 

– Meldować, co jest między skałami– rozkazał Ramirez

 

– Nic nie widać. Są dobrze zamaskowani za załomem skalnym – zameldował obserwator.

 

– Ostrzelać skały i wysłać tam śmigłowiec.

 

W tym samym momencie jeszcze jeden czołg został zmieniony w płonący złom. Z lewej strony odezwały się działa obrony. Natarcie straciło impet.

 

– Widać ruch między skałami – zameldował obserwator – wycofują się.

 

Nadleciał śmigłowiec. Zawisł w powietrzu i wystrzelił. Smugi spalin z rakiet kierowały się za skały. Cztery inne śmigłowce gwałtownie ostrzeliwały las. Drugi rzut natarcia przekraczał rzekę. Śmigłowiec nad skałami zaczął dymić. Obniżył lot i nisko przy ziemi wycofał się na swój brzeg rzeki.

 

– Za załomem jest bateria dział nieznanego typu – usłyszeli głos pilota – dwa działa osłony przeciwlotniczej i oddział piechoty.

 

-Skierować tam cztery BDC – rozkazał Ramirez

 

BDC to tajna broń. Czołgi najnowszego typu z super odpornym pancerzem, bardzo szybkie, świetnie uzbrojone. Dobar miał tylko kilkanaście takich maszyn.

***

 

Wieżyczki nacierających czołgów zmieniły kierunek ostrzału. Pociski zaczęły spadać niebezpiecznie blisko stanowiska baterii dział. Robert wycelował w najbliższy czołg i z wielkim hukiem zamienił go w złom.

 

– Zielony 3 wycofaj się w głąb linii skał! – Usłyszał w słuchawce.

 

– Wycofujemy się za skały! – wydał rozkaz.

 

Obsługa błyskawicznie doskoczyła do działi. W tym samym momencie prawe skrzydło obrony zaczęło ostrzał nacierających wojsk. Oddział Kapitana Carolla ostrzeliwał przedpole z ręcznej broni przeciwpancernej i karabinów maszynowych. Bateria cofnięta na styk skał i lasu czekała gotowa do strzału. Młody podporucznik popatrzył na monitor komputera i zaznaczył kolejny cel. Niespodziewanie z za skał wyleciał nieprzyjacielski śmigłowiec i zanim ktokolwiek zdążył zareagować, wystrzelił rakiety. Podmuch wybuchu niemal przewrócił wóz dowodzenia. Jedno z dział przestało istnieć. Obrona przeciwlotnicza błyskawicznie zaczęła ostrzał. Zaliczyli trafienie. Maszyna nieprzyjaciela odleciała ciągnąc za sobą smugę dymu.

 

Do stanowiska dowodzenia artylerią wpadł jak oszalały kapitan Caroll. Jednym Rzutem oka ocenił sytuację przestawianą przez monitory.

 

– Oddaj szybkie trzy strzały i przesuń baterię tym jarem w kierunku centrum.– Wskazał palcem na mapę.– Zostaw mi jedno działo przeciwlotnicze!

 

– Nie było takich rozkazów!

 

-Wykonać ! – wrzasnął i pobiegł do swojego oddziału.

 

– Zielony 3 zniszcz dwa najbliższe czołgi i przesuń się do centrum obrony – rozkazał głos w słuchawkach.

 

Robert zaznaczył na monitorze najbliższy czołg

 

-Ognia!

 

Niestety jakimś cudem spudłował. Dostrzegł na monitorze dziwny pojazd poruszający się trzy razy szybciej niż inne. Tuż za nim pędziły kolejne trzy. Wszystkie w kierunku baterii dział. Podporucznik oznaczył pierwszy jako cel i w momencie, gdy ten wysunął się z za skał wystrzelił. Błysk i …nic.

 

– Kurwa co jest?!- krzyknął i powtórzył strzał.

 

Błysnęło równocześnie z obu stron. Nieprzyjacielski pojazd oberwał, tym razem skutecznie. Niestety kolejne działo też było zniszczone. W tym momencie drugi „Niszczyciel”, jak go w myślach nazwał Robert, wyjechał z za skał. Tym razem Robert był szybszy. Pozostałe działa wystrzeliły trzy razy najszybciej niż to było możliwe na poligonie. Nieprzyjacielska maszyna rozpadła się na kawałki. Gęsty dym przysłonił przedpole.

 

-Uff – Podporucznik starł pot z czoła.

***

 

Zniszczenie pierwszego BDC wywołało szok u niektórych oficerów sztabu. Te czołgi miały być niezniszczalne. Pozostałe wjechały za skalny załom, który przysłonił widok walki. Dochodziły tylko błyski i odgłosy wybuchów.

-Dwa śmigłowce szturmowe z piechotą i trzy transportery piechoty skierować za skały – zakomenderował Ramirez – główne natarcie przekierować na centrum. Na lewym skrzydle wzmocnić ostrzał artylerii.

***

 

Robert za szybko się rozluźnił. Za dymną gęstwiną huknęło. Trzecie działo zamieniło się w złom. Monitor komputera przekazywał widok dwu „Niszczycieli” ostrzeliwanych przez ludzi Carolla, które pędziły w stronę obrońców. Pociski z ręcznej broni przeciwpancernej wybuchały na pancerzach nie robiąc żadnej szkody. Robert błyskawicznie oznaczył pierwszy i ostatnie ocalałe działo wystrzeliło. Błysnęło, ale bez skutku. Drugi strzał. Pojazd zatrzymał się gwałtownie i zaczął się palić. Następny przecisnął się między wrakami. Ostrzeliwany przez piechotę i dwa działa przeciwlotnicze, strzelił do ostatniego działa plazmowego. Nie trafił. Za to Robert trafił. Raz i niemal sekundę później drugi raz. „Niszczyciel” stanął. Dym całkowicie przysłonił widok.

 

Kapitan Caroll gwałtownie wskoczył do wozu dowodzenia.

 

-Kryj się! – krzyknął – Szybko między skały!

 

Wyskoczyli i schronili się między głazami.

 

Z chmury dymu wynurzyły się 3 śmigłowce i błyskawicznym strzałem unicestwiły wóz dowodzenia. Działa przeciwlotnicze gwałtownie ostrzeliwały maszyny wroga. Z pod jednego wirnika zaczął się snuć dym. Helikopter gwałtownie obniżył lot i przyziemił tuż obok dymiących wraków. Z wnętrza wyskoczyło kilku żołnierzy wroga. Ostrzeliwując się szukali osłony między głazami. Z nad skał wyleciał następny śmigłowiec i niemal w tym samym momencie resztki baterii przestały istnieć.

 

-Tu Biały 3! Tu Biały 3! – Rozległ się mocny głos kapitana Carolla– Zielony 3 rozbity, Powtarzam: Zielony 3 rozbity. Potrzebne natychmiastowe wsparcie.

 

-Wysyłamy wsparcie! – Po chwili nadeszła odpowiedź.

Robert wspiął się na skalną półkę, z której widział przedpole. Zobaczył czołgi i transportery piechoty zmierzające w jego kierunku. Nad lasem zahuczały silniki śmigłowców transportowych. Nadlatywało wsparcie. Kapitan Caroll informował przez radiotelefon o nieprzyjacielskiej piechocie ukrytej wśród skał. Chwilę później poleciały w ich kierunku rakiety i pociski z ciężkich karabinów pokładowych. Maszyny obniżyły lot i wylądowały. Wyskakujący żołnierze rozbiegli się w poszukiwaniu osłony. Śmigłowce natychmiast poderwały się powietrze i zawróciły, niemal zderzając się ze śmigłowcami szturmowymi. Podporucznik wymierzył swoją broń w kierunku atakujących. Wystrzelił dwa razy, ale z pistoletu na taką odległość trudno kogoś skrzywdzić. Jego karabin został w wozie dowodzenia. Rozejrzał się dookoła, zobaczył skalną szczelinę, wczołgał się do niej i zaczął analizować sytuację.

***

 

Natarcie parło do przodu coraz śmielej. Lewe skrzydło nieprzyjaciela ucichło całkowicie. Wycofali się, lub byli rozbici. W centrum dobrze umocnione stanowiska karabinów maszynowych i dział samobieżnych prowadziły słabnącą obronę. Kłęby dymu z kilku czołgów zasłaniały przedpole stanowiąc zasłonę dla nacierających oddziałów. Główną uwagę ściągały jednak odgłosy dochodzące z za skał. Przez moment widać było transportowe śmigłowce nieprzyjaciela. Zestrzelili jedna maszynę. W tamtym miejscu opór był najsilniejszy. Śmigłowce obrony zniszczyły kolejne dwa czołgi.

 

– Wszystkie BDC zniszczone. Za skałami nieprzyjaciel dostał posiłki w każdej chwili może przejść do kontrnatarcia – Javier usłyszał glos obserwatora.

 

– Odsunąć nasze oddziały na linię100 metrówod rzeki i zbombardować teren za skałami – rozkazał Ramirez.

 

Kilka minut później Javier usłyszał nadlatujący samolot. Bomby spadające za skałami wstrząsnęły ziemią. Parę chwil później wszystko powoli uspokajało się. Centrum obrony zostało rozbite. Resztki wojsk nieprzyjaciela, ostrzeliwując wycofywały się. Dwa śmigłowce próbowały osłaniać odwrót. Działa przeciwlotnicze szybko się z nimi uporały. Odgłosy wystrzałów zanikały.

 

Saperzy kończyli montaż mostu. Do rzeki zbliżało się coraz więcej wojska.

 

– Chcę zobaczyć, co jest za skałami.– Powiedział Ramirez.

 

Wsiadł do transportera, a Javier zaraz za nim. Przejechali rzekę i mijając dymiące czołgi skierowali się między skały. Zniszczone BDC zasłaniały widok. Po ominięciu przeszkody, dotarli na miejsce. Zobaczyli nieznany typ dział. Generał kazał zatrzymać wóz przy stanowisku obrony przeciwlotniczej.

– Sprawdzić czy ktoś z nich jeszcze żyje. – Ramirez wskazał leżących żołnierzy wroga. – Ciężko rannych dobić, nie ma czasu i środków na skomplikowane leczenie. Poszukać kogoś z obsługi tych dział, resztę zebrać i odprowadzić na tyły.

***

 

Huk eksplodujących bomb zamroczył Roberta. Ocknął się po kilkunastu minutach. Ostrożnie wysunął głowę i stwierdził, że szczelina ocaliła mu życie. Bomby dokonały dzieła zniszczenia. Zwalone drzewa wskazywały kierunek fali uderzeniowej. Na szczęście nie były to bomby zapalające. Ale na obrońców wystarczyły. Przed Robertem przesuwały się nieprzyjacielskie pojazdy. Żołnierze wroga sprawdzali, kto z obrońców jeszcze żyje i dobijali go strzałem z karabinu. Wcisnął się głębiej w szczelinę.

 

– Kurwa, kurwa, kurwa, co robić? -Szepnął do siebie.

 

Doleciał go odgłos nadlatujących śmigłowców.

 

-Nasze, czy wrogie ? – Pomyślał.

 

Usłyszał narastające strzały i wybuchy. Głupio byłoby dostać od swoich. No, ale od obcych też głupio. Jak go znajdą nawet nie będzie miał czasu na obronę. Wyciągnął z z kieszeni małe lusterko i ostrożnie uniósł ponad szczelinę. Wpatrując się w nie obrócił powoli na boki i opuścił rękę. Nikt nie szedł w jego stronę. Szczelina, w której był ukryty, ciągnęła się parę metrów między skałami i kończyła w głębokim cieniu. Powoli zaczął przesuwać się w cień. Po dotarciu w głąb skał wysunął lusterko i obserwował nieprzyjacielskie wojsko.

„Niszczyciele” zniszczone przez jego działa zostały zepchnięte na bok. Tak samo resztki baterii. Udrożnionym przejściem sunęły czołgi i wozy bojowe nieprzyjaciela. Dochodzący cały czas odgłos walki świadczył, że drugie skrzydło, a może centrum obrony jeszcze się trzyma. Kilkanaście metrów od Roberta rozkładano stanowisko obrony przeciwlotniczej. Właśnie pojechał do nich jakiś pojazd opancerzony. Wychylił się z niego oficer, powiedział coś i schował się do środka. Robert rozpoznał po epoletach, że to generał. Nie mógł uwierzyć. Generał na linii bezpośredniego ognia?

***

 

– Panie generale melduję, że między skałami ktoś się ukrywa – Żołnierz obsługujący działo przeciwlotnicze wskazał na szczelinę nieopodal drogi

 

Generał spojrzał na skały i powiedział:

 

– Gomez weź trzech ludzi, zajdź go od tyłu i przyprowadź. Ma być żywy. Może to ktoś z obsługi dział.

 

Javier Podszedł do komandosów z ochrony generał. Było tam sześciu rosłych żołnierzy. Wskazał dwóch z nich i powiedział:

 

-Między skałami jest hywaroński żołnierz. Mamy złapać go żywego. Idźcie po cichu z lewej strony. – Wskazał na trzeciego – Ty idziesz ze mną, obejdziemy z prawej. Pozostali obserwować skały. Może będzie chciał zrobić coś głupiego.

 

Ruszył na prawo przyglądając się skałom. Było tam kilka rozrzuconych głazów, które stanowiły naturalną osłonę. Skradając się obserwował szczelinę.

 

 

 

 

 

Robert postanowił wykorzystać sytuację. Tylko jak? Miał pistolet i kilka granatów. Wóz opancerzony jest odporny na zwykły granat. Zauważył amunicję do dział zaledwie kilka metrów od pojazdu. Gdyby tak rzucił granat w amunicję. Może udałoby się zlikwidować pojazd razem z generałem. Wziął granat do ręki. W szczelinie nie miał miejsca do rzutu. Ostrożnie wysunął się ze szczeliny.

 

 

 

 

 

Javier zauważył powolny ruch i błysk między kamieniami. Właściwie mógł wroga załatwić teraz, ale miał złapać języka. Zobaczył, że ukryty żołnierz cały czas wpatrywał się w transporter generała, co Javiera bardzo niepokoiło. Jeszcze kilka kroków i będzie go miał. Nagle żołnierz w ukryciu wyciągnął i odbezpieczył granat. Javier skoczył w jego stronę.

 

 

 

 

 

Robert przesunął rękę z granatem za siebie. Już miał rzucić, gdy go ktoś złapał za ramię.

 

 

 

 

 

Javier chciał wyrwać granat, ale ten wyleciał z ręki.

 

-Kryj się między skały! – wrzasnął.

 

 

 

Granat potoczył się prosto pod nogi. Robert obejrzał się do tyłu. Zobaczył żołnierza we wrogim mundurze, który coś krzyczał. Gwałtownie zaczął się szarpać w szczelinie. Prawy but Roberta utkwił między kamieniami. Nie mógł go wyciągnąć. Wrogi żołnierz złapał go pod pachy i zaczął wyciągać ze szczeliny. But zaklinował się jeszcze mocniej.

 

 

 

Ttkwił jak wmurowany. Javier szarpnął jeszcze mocniej. Wrogi żołnierz coś wrzasnął. Pociągnął go z całej siły. Był potrzebny żywy. Niestety dalej tkwił w szczelinie.

 

 

 

Robert spróbował szybko przykucnąć na lewej nodze i wyciągnąć prawą ze szczeliny. Nieprzyjaciel jeszcze mocniej szarpnął go do góry

 

-Puszczaj! But mi utkwił! -Wrzasnął

 

Nie zrozumiał go i ciągnął jeszcze mocniej.

 

 

 

„Uciekaj” Javierovi błysnęła myśl w głowie. Odwrócił się i już prawie skoczył za duży głaz.

W tym momencie eksplozja rozdarła powietrze.

***

 

Ogromna szklana wieża od dnia swojego powstania, ściągała zazdrosny wzrok prezesów wszystkich światowych korporacji. Była dowodem olbrzymiego bogactwa, stanowiła również symbol dynamicznej ekspansji i drapieżnej polityki zarządu firmy „Synergia”. Za górą szkła kryło się samowystarczalne miasto. Nie miasteczko, ale właśnie spore miasto. Na szczycie umieszczono biuro zarządu firmy. Niedostępne nie tylko dla mieszkańców i pracowników szklanego drapacza chmur, ale również dla wszystkich, których nie chciał widzieć prezes. Bez względu czy był to szary pracownik firmy, prokurator generalny, czy prezydent jakiegokolwiek państwa.

 

Jednak tego dnia w biurze prezesa było kilka osób, które relacjonowały ostatnie wydarzenia na granicy Hywaronu i Dobaru. Wysoki stopniem oficer jednego z państw neutralnych rozpoczął:

 

– Działania graniczne były bardzo gwałtowne, ale stosunkowo krótkie. Zginęło około…

 

– Nie interesuje mnie statystyka społeczna. – Przerwał mu prezes – Przejdź do konkretów.

 

– BDC są odporne na zwykłą broń przeciwpancerną, zarówno rakiety jak i działa, nie zrobiły żadnej szkody. Jednak dwa celne wystrzały z dział plazmowych wystarczyły. Cała akcja nie przyniosła spodziewanych rezultatów promocyjnych. BDC zostały zniszczone przez działa plazmowe. Same działa miały za słabą osłonę przeciwlotniczą i też szybko zostały uciszone.

 

– Dlaczego miały słabą osłonę? – Spytał prezes

 

– Atak rozpoczął się o kilka godzin za szybko, a właściwie to wsparcie dywizji pancernej spóźniło się kilka godzin.

 

– Jak to dywizja się spóźniła? Co to za wojsko? Dlaczego do przeprowadzenia promocji wybrano państwo, w którym dywizja pancerna spóźnia się na wojnę!? – Prezes był coraz bardziej zirytowany.

 

– Panie prezesie – Człowiek w mundurze generała Hywaronu wstał i lekko stremowany rozpoczął obronę. – Wojny jeszcze nie było. Doniesienia wywiadu były częściowo blokowane. Jeden z członków sztabu domyślał się prawdy o zgrupowaniu wojsk Dobaru i proponował bombardowanie prewencyjne. Nie mogliśmy blokować lotnictwa i jednocześnie domagać się szybkiego wzmocnienia granicy. Na dodatek rozpoczął się strajk kolejarzy. Co ostatecznie spowodowało opóźnienie.

 

– Co mi tu pan pieprzy o strajku? – Prezes już całkiem się zdenerwował – Bierzecie pieniądze za skuteczne działanie w interesie „Synergii”, a tu żadnej skuteczności nie widzę. Dział nie można rozreklamować jako tych, które powstrzymały natarcie. BDC też nie może zaistnieć na ryku jako łamacz frontu. Spieprzona robota. Miesiące pracy na darmo. Jak mamy porównać skuteczność broni w walce skoro oba nasze produkty zostały zniszczone. Nie wejdziemy na rynek w tym roku. To jest duża strata dla firmy.

 

Wstał gwałtownie i podszedł do okna. Widok linii łączącej ocean z górami zawsze go uspokajał. Morze, góry, inne przeszkody, wszystko jest do przejścia, w ten czy inny sposób. Odwrócił się i zarządził:

 

– Szczegółową analizę chcę mieć na biurku jutro rano. Zorganizujecie jeszcze jedną promocję. Za miesiąc macie mi przedstawić plan. Koniec zebrania.

 

Wszyscy pokornie wstali z krzeseł i zaczęli wychodzić z gabinetu.

 

– Aha jeszcze jedno ! – zawołał za nimi prezes – do końca roku obcinam wam pobory o 70 procent!

 

Chwilę później uśmiechnął się do swojego odbicia w lustrze, podszedł do okna i spojrzał na miasto lezące u jego stóp.

Koniec

Komentarze

Nieszczególnie lubię taką wojskową tematyke, więc tekstu nie skończyłem. W oczy rzuca się sporo powtórzeń i trochę niezgrabnych zdań. Dam dwa przykłady.

Wpadł z rozpędem w drzwi wejściowe i od progu zawołał: - Brzmi to, jakby solidnie przypieprzył w te drzwi. To już lepiej napisac, że po prostu wbiegł do domu.

Uroczystość faktycznie była duża, a nawet wielka. Parada wojskowa z orkiestrą, przemówienie prezydenta, imienne przedstawienie 50 najlepszych rekrutów z przydziałem do poszczególnych oddziałów. O zmierzchu przeleciało nad nimi kilka samolotów i rozbłysły fajerwerki. - Samoloty przeleciały tylko nad tymi 50 rekrytami? Powinny przelecieć nad całym krajem.

I trzecie, najważniejsze co mi tu zgrzyta.

 

W przemowie prezydenta sytuacja polityczna kraju jest niezbyt ciekawa. Wrogie wojska grabią ziemię, pilnują granicy, blokują handel i dostawy żywności. Do tego mają monopol na handel w tym kraju, narzucają swoje produkty. Wynika z tego, że kraj jest gospodarczo okupowany. Militarnie zresztą też. Więc jakim cudem państwo, które do tego wszystkiego doprowadza pozwala na tak jawną demonstrację siły jaką jest publiczna defilada i otwartą mobilizację armii? Dlaczego nie okupuje również fabryk produkującycg uzbrojenie? Albo są ślepi, albo to krótkowzroczni idioci.

W czasie okupacji wojsko mobilizuje się po cichu, szkoli partyzantów w tajnych ośrodkach, ukrywa swoje zamiary, a nie robi oficjalnej defilady przed oczyma wroga.

Ten motyw jest totalnie niewiarygodny i wyssany z palca.

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Nieszczególnie lubię taką wojskową tematyke, więc tekstu nie skończyłem. W oczy rzuca się sporo powtórzeń i trochę niezgrabnych zdań. Dam dwa przykłady.

Wpadł z rozpędem w drzwi wejściowe i od progu zawołał: - Brzmi to, jakby solidnie przypieprzył w te drzwi. To już lepiej napisac, że po prostu wbiegł do domu.

Uroczystość faktycznie była duża, a nawet wielka. Parada wojskowa z orkiestrą, przemówienie prezydenta, imienne przedstawienie 50 najlepszych rekrutów z przydziałem do poszczególnych oddziałów. O zmierzchu przeleciało nad nimi kilka samolotów i rozbłysły fajerwerki. - Samoloty przeleciały tylko nad tymi 50 rekrytami? Powinny przelecieć nad całym krajem.

I trzecie, najważniejsze co mi tu zgrzyta.

 

W przemowie prezydenta sytuacja polityczna kraju jest niezbyt ciekawa. Wrogie wojska grabią ziemię, pilnują granicy, blokują handel i dostawy żywności. Do tego mają monopol na handel w tym kraju, narzucają swoje produkty. Wynika z tego, że kraj jest gospodarczo okupowany. Militarnie zresztą też. Więc jakim cudem państwo, które do tego wszystkiego doprowadza pozwala na tak jawną demonstrację siły jaką jest publiczna defilada i otwartą mobilizację armii? Dlaczego nie okupuje również fabryk produkującycg uzbrojenie? Albo są ślepi, albo to krótkowzroczni idioci.

W czasie okupacji wojsko mobilizuje się po cichu, szkoli partyzantów w tajnych ośrodkach, ukrywa swoje zamiary, a nie robi oficjalnej defilady przed oczyma wroga.

Ten motyw jest totalnie niewiarygodny i wyssany z palca.

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Kurwa, sklonowało mnie...

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Mnie też sklonowało gdy dodawałem wcześniejsze opowiadanie - "Konsekwencje"  i było umieszczone dwukrotnie tuż po sobie. Nie wiem jak usunąć tekst więc szybko coś wygrzebałem i zamieniłem sklonowanego opka na innego (tego własnie). Tak właściwie ono nie jest jeszcze dopracowane.

O nie! Teraz będzie dwa razy wiecej zboczonych tekstów!

Do boju, Hyvaronu! Powystrzelać tych czerwonych reakcjonistów! Za kapiitalizm!

Pomyśl, jakie stara gwardia miałaby podejście do dziewczyn...

"Trzy miesiące po ogłoszeniu konkursu na projekt, miał miejsce pierwszy zamach terrorystyczny zorganizowany przez Dobar. " - zamach terrorystyczny nie może być zoorganizowany przez państwo. Bo wtedy to jest szlachetne uderzenie poprzedzające w imię wyższych ideałów...

I znów złe korporacje...

"Do zabezpieczenia mamy dość krótki przesmyk między skałami i bagnistym lasem.  Jest to jedyne miejsce na przestrzeni100 kilometrównadające się do przekroczenia granicy przez wojsko." - w czasach Mieszka I miałoby to sens. Ale oni już mieli działa plazmowe, na litośc boską!

"Obrońcy uruchomili obronę."

"Potężne eksplozje zagłuszyły wszystkie wybuchy."

"Rozejrzał się dookoła, zobaczył skalną szczelinę, wczołgał się do niej i zaczął analizować sytuację."  - :)

Średnie.


Co do sytuacji politycznej nie zgodzę się z tobą. Przykładem może być Gruzja. Blokowana przez Rosję, ale posiadająca własną państwowość. Albo Palestyna. Niby jej nie ma ale swoje siły militarne posiada. No może z Palestyną przesadzam, lepszym przykładem może być Tajwan. Chińczycy już dawno by go czapkami nakryli gdyby nie był wyspą i to tylko umożliwia mu rozwój.

Po za tym sytuacja w moim opku nie jest tak tragiczna. Wiadomo, ze politycy zawsze podsycają nastroje. Szkoda, że nie doczytałeś do końca, bo tam kryje się puenta mam nadzieję że prawdziwa i aktualna.

Przeczytałam chyba z połowę. Potem zobaczyłam, ile jeszcze zostało i zrezygnowałam.

Często w zamieszczanych tu tekstach jest za mało tła, tu zaś jest go aż za dużo. Rozumiem i nawet pochwalam zabieg przedstawienia dwóch bohaterów po przeciwnych stronach, ale w tych bohaterach brak jest życia, emocji. Mamy za to dużo opisów, jakiejś polityki, wyjaśnień, wszystko to statyczne i nieciekawe.

 

Po pierwsze, stosujesz nieprawidłowy zapis dialogów. W tej kwestii (oraz w szeregu innych) polecam zajrzeć TU.

Po drugie, liczby w tekstach literackich zapisujemy literami. Oraz unikamy skrótów. Zatem dziesięć a nie 10, półtora kilometra a nie 1,5 km i tak dalej.

Po trzecie, słów typu "ciebie", "ty" itp. nie zapisujemy wielkimi literami. To nie list do kogoś, do kogo zwracasz się z szacunkiem, tylko opowiadanie.

Po czwarte, uważaj na powtórzenia, szukaj synonimów i zamienników (Np. "Rzeka jest olbrzymia. Płynie przez niewielką część kraju, następnie przez olbrzymi kanion przecinający góry graniczne wpływa do Dobaru i tam po przepłynięciu znacznych obszarów, wpada do morza. Kiedyś rzeka w całości płynęła po stronie Havaronu..."). Powtórzenia są brzydkie.

 

"W zeszłym roku siły Hyvaronu zajęły naszą ziemię, odcięli nas od morza..." - Siły nas odcięli? Hyvaronu nas odcięli? Wątpię.

 

Interpunkcja miejscami kuleje.

 

"byłoby" łącznie.

 

"Codzienne strzelanie to był właściwie zabawa, w końcu każdy miał w domu jakiś rodzaj broni. Umiejętności strzeleckie to jedno z podstawowych umiejętności przekazanych przez rodziców" - BYŁA zabawa oraz JEDNA z umiejętności. A propos powtórzeń - masz w tym akapicie trzy umiejętności i dwa wybuchy.

 

Nie "z pośród", tylko "spośród".

 

"Co kilka dnia przyjeżdżali..." - dni.

 

"Na miejscu okazało się, że mieli uderzyć na Hywaron. Przyczyną ataku była tama, którą budowali w celu skierowania koryta rzeki w dawne koryto." - To brzmi jakby to oni budowali tę tamę, a nie wrogowie.

 

"Teraz Hywar wpadł na..." - Hywar?

 

"Kiedyś był to pustynnym kraj..." - pustynny.

 

"...rozwój przemysłu w ostatnich latach spowodował, że nie tylko był samowystarczalny, ale też zdobywał coraz większą cześć rynku zagranicznego. I to właśnie był powód budowy tamy. Chcieli zablokować możliwość handlu z zagranicą i sami przejąć intratne rynki." - Że niby kto chcieli? Podmioty to ważna, bardzo ważna rzecz dla zdań. True story.

 

"Odprawę prowadził półkownik Clark" - O jeżu kolczasty! Półkownik Clark i regałownik Adams.

 

"Tren znakomicie nadawał się do ataku." - Raczej teren.

 

"Niewidoczni" łącznie.

 

Objęcia Morfeusza przez wielkie M. To imię jest.

 

"Stanął oboki wpatrując się ekrany monitorów..." - raz, że obok i, a nie oboki, dwa, że W ekrany.

 

Dalej nie doszłam. Znudziłam się, niestety.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Dzięki za uwagi :)

Byłam, niestety nie przeczytałam, przepraszam. Może jakiś następny tekst.

Lassar

Tu właśnie chodzi o złe korporacje. W dzisiejszych konfliktach, po obu stronach, giną młodzi sympatyczni chłopcy mający całe życie przed sobą. Korzyść z tego odnoszą właśnie korporacje, handlarze bronią, ropą,  czy czymkolwiek innym. Tak teraz niestety dzieje się na świecie. Może warto czasem się nad tym zastanowić?

Akurat g... ekhm, nie-prawda.

Po pierwsze, napisz korporację zbrojeniowe i handlujące benzyną - inne nie mają żadnego interesu w wywoływaniu konfliktów, np. nigdy nie słyszałem by poczciwa Coca - Cola wysyłała gdziekolwiek żołnierzy. Po drugie, i tak się mylisz - firmy zbrojeniowe są do tego stopnia związane ze swoim jedynym realnym klientem, państwem, że naprawdę  nie można określić, gdzie kończy się jedno, a zaczyna drugie. A jakbyś nie zauważył, po każdym konflikcie zbrojnym w krajach będących eksporterami ropy jej cena nie spada, ale szybuje w górę, co niespecjalnie powinno cieszyć korporacje. Co prawda, w dzisiejszej gospodarce może być odrobinę inaczej - paradoksalnie, wzrost ceny surowca zwiększa wartość spółki na rynku papierów wartościowych, mimo, że realne zyski pozostają niezmienione albo zredukowane.

Rzecz w tym, że chociaż prywatnym spółkom zdarzało się spierdolić to i tamto, to one płacą za to bankructwem, zaś jedyną organizacją, która ma monopol na przemoc, jest państwo. Kilka lat temu za powstanie bańki na rynku nieruchomościowym w USA odpowiadały co prawda "prywatne" (kwestia prywatności w tym sektorze jest bardzo grząska) banki, ale tak naprawdę cały droga do samozniszczenia zaczęła się, kiedy FED, zamierzając spełnić idiotyczne obietnicę polityków, ustalił kretyńsko niskie stopy procentowe i zaczął gwarantować spłatę kredytu. Owszem, komercyjne bańki udzielały nieodpowiedzialnych kredytów hipotecznych, na dodatek oceniały je bezczelnie wysoko i sprzedawały w pakietach na rynku, siejąc ziarno pod przyszły krach, ale, cytując Petera Schiffa (człowieka, który został kompletnie wyśmiany, kiedy z chyba rocznym wyprzedzeniem przewidział nadchodzące załamanie) banki się schlały, ale alkohol rozlewał FED.    

Istotą problemu nie jest istnienie korporacji, które są naturalnym zjawiskiem na każdym zdrowym rynku, podobnie jak małe i średnie firmy (które naprawdę nie muszą się gryść, tylko po prostu z powodu innej struktury mają inne specjalności), tylko, z jednej strony, ich nadmierny rozrost, spowodowany nadregulacją (która uderza najbardziej w mniejsze firmy), wysokie i w skomplikowany sposób pobierane podatki (małych i średnich firm niespecjalnie stać na radców podatkowych) oraz, kiedy, korporacja rozrasta się nadmiernie, zaczyna się biurokratyzować i tracić klientów, po prostu zwyczajny i brutalny rabunek, zwany przez polityków "subwencjami na rzecz utrzymania niskiego stopnia bezrobocia" (ehhh...) i w którym to politycy bez najmniejszej krępacji wpłacają na konta upadających korporacji miliardy naszych pieniędzy. Niech nam żyje pieniądz fiducjarny i banda małp z drukarką.            

Powtarzam - jedynym sposobem, aby ukrócić samowolę niektórych korporacji nie jest niszczenie ich (no, chyba że w imię pokoju zamierzasz skazać 90% populacji na śmierć głodową) ale odsunięcie kretyńskiego zakresu władzy należnej politykom. Póki będzie tak jak jest, to trzeba się pogodzić, że jedynie gigantyczne firmy stać na łapówkę. I tyle.

Sorry za spóźniony komentarz, ale weszłem tutaj przypadkiem i pomyślałem że dobrze będzie napisać kilka słów o tej sytuacji, która wcale nie jest tak banalna jak się wydaje.

Pewnie masz rację, że monopol na przemoc ma państo, ale państwo powinno dbać o obywatela. W momencie gdy władzę przejmują korporacje, a politycy chodzą na ich coraz krótszej smyczy, niekoniecznie za zmonopolizowaną przemocą stoi państwo. Mogą to być różne grupy interesów. W końcu obie wojny w zatoce były tak na prawdę o ropę, czyli co? Za tym stały Stany Zjednoczone jako grupa obywateli, czy teksańskie korporacje paliwowe? Kluczem do konfliktu w moim opowiadaniu było przemówienie prezydenta. Starałem się odrobinę wczuć w sytuację disiejszego bliskiego wschodu. Dlaczego walczą z zachodem. Z jednej strony intresy polityczne i handlowe, z drugiej głeboko zakorzeniona tradycja w zderzeniu z agresywym kapitalizmem. Dla polityków zachodnich i włascicieli wielkich firm jesteśmy tylko mięsem wyborczym i konsumentem. Nowo podbite państwo to tylko rozszeżenie rynku zbytu lub żródło surowców, a w najgorszyn przypadku tania siła robocza. Ostatnio coraz wyażniej widać, że celem naszego życia powinno być branie jak największej ilości kredytów. Oczywiście w bankach europejskich bo polski to chyba jest już tylko jest NBP. To też są korzyści podbicia nas przez UE. Żeby nie było ja początkowo byłem za integracją. Niestety nie jesteśmy zdrowo działającą gospodarką rynkową.

Wiem że w tych wyjaśnieniach jestem trochę haotyczny. Chciałem w opku przedstawić problem sprowadzenia młodego człowieka do roli mięsa armatniego po obu stronach konfliktu. Opowiadanie jeszcze nie miało być umieszczone na forum bo jest nie dopracowane. Ale tak jak pisałem w momecie wklejania poprzedniego opka coś się sklonowało i był zapisany podwójnie. Nie wiem jak usunąć wstawiony tekst, więc podmieniłem treść na inną właśnie tą. 

Nie lubię tematyki wojennej, ale końcówka mi się spodobała.

Miałam wątpliwości co do olbrzymich różnic kulturowych między sąsiadującymi państwami. W religię jeszcze uwierzę, ale skrajnie różne systemy wartości, gospodarki oparte na różnych gałęziach… Tak przedstawiłeś sytuację, jakby USA i ZEA dzieliła tylko wąska miedza.

I fantastyka pełni tu rolę skromniutkiego listka figowego, ot, nowe rodzaje broni…

Mnóstwo usterek – liczby cyframi, literówki, zbędne entery, zjedzone spacje, powtórzenia… Po co Ci odstępy między akapitami?

Odprawę prowadził półkownik Clark:

Ojjjj.

Babska logika rządzi!

Finkla – łojeżu jak ja to mogłem napisać ??????

To było moje pierwsze opowiadanie umieszczone na tej stronie. Może to jakieś wytłumaczenie :)

Dzisiaj w zaistniałej sytuacji ekspansji muzułmanów na Europę napisałbym to zupełnie inaczej. Ale z grubsza chodziło o to, że mimo właśnie tych wielkich różnic kulturowych, po obu stronach największą ofiarę ponoszą sympatyczni młodzi luzie, którzy powinni zajmować się zupełnie czym innym niż podkładanie bomb czy walka na froncie. 

Przeczytałam z największym trudem, jako że działania wojskowe leżą całkowicie poza moimi zainteresowaniami, ale cały czas miałam nadzieję, że może coś jeszcze się wydarzy. No i wydarzyło się zakończenie. Niezłe. Jednak nie uratowało całości.

Wykonanie pozostawia bardzo wiele do życzenia. :(

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

To moje pierwsze opowiadanie, Tak jak napisałem tak też umieściłem i nic nie zmieniłem do tej pory. Mam  jednak nadzieję, że się rozwijam i w następnych publikacjach można znaleźć coś lepszego :)

Fajnie, że chociaż zakończenie niezłe.

Nie ukrywam, Homarze, że najchętniej przeczytałabym coś całkiem nowego. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Powiem tak: usterki są, ale i tak nie czyta się źle.

Przynoszę radość :)

Nowa Fantastyka