- Opowiadanie: adam sangreal - Ćmy i pinezki (II)

Ćmy i pinezki (II)

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Ćmy i pinezki (II)

Następnego ranka wszyscy stawili się punktualnie w sali konferencyjnej, gotowi złożyć pierwsze raporty ze swojej pracy. Na białej, jeszcze nie zapisanej, tablicy wisiało zdjęcie zamordowanej dziewczyny. Choroman odpalił swojego ulubionego papierosa bez filtra, upił łyk czarnej, słodkiej kawy i bez większego entuzjazmu wskazał Antoninę Mróz, by jako pierwsza zabrała głos – Tylko proszę krótko, zwięźle i na temat – sprecyzował.

 

– Oczywiście. Zgon nastąpił między 10 a 12 w nocy. W krwi denatki nie znalazłam żadnego śladu alkoholu czy narkotyków. Nie ma również mowy o gwałcie. Przyczyną śmierci było najprawdopodobniej… – kobieta zawahała się na moment – utopienie. W płucach zamordowanej była spora ilość wody. Oddałam ją do analizy, ale trzeba będzie pobrać próbki z mieszkania, lub okolicznych zbiorników wodnych, by ustalić potencjalne miejsce śmierci. Ale jest jeszcze coś – Antonina sięgnęła po niewielki woreczek, wewnątrz którego lśnił jakiś złoty przedmiot – to było w jej żołądku. Medalik. Wygląda na jakiś amulet, więc pewnie pan Wtorek będzie mógł powiedzieć na ten temat zdecydowanie więcej niż ja.

 

Jeden rzut oka na medalion wystarczył by jednoznacznie stwierdzić, iż sprawa jest o wiele bardziej pogmatwana niż początkowo mogłem podejrzewać.

 

– To gwiazda chaosu. Osiem strzałek wychodzących z centralnego punktu. Musicie zdać sobie sprawę, że to symbol czegoś gorszego nawet od czarnej magii. To jej najbardziej nieprzewidywalny, nieokiełznany odłam – magia chaosu. I to by wyjaśniało tak wielkie natężenie energii w mieszkaniu zamordowanej. Osobiście nie znam nikogo kto by się tym zajmował. Nawet najwięksi czarnoksiężnicy trzeciego poziomu, praktykowanie magii chaosu porównują do próby odpalenia zapałki w pomieszczeniu gdzie ulatnia się gaz.

 

– A czy to w jakimś stopniu może tłumaczyć wydłubanie gałek ocznych? – spytała Mróz.

 

– Poniekąd. Niektórzy, bardziej konserwatywni czarnoksiężnicy wciąż wierzą, że w oczach zamordowanego, a już na pewno za pomocą czarnej magii, zapisane są ostatnie chwile jego życia. Wystarczy się dobrze przyjrzeć by zobaczyć to, co widziała ofiara.

 

– A jak w to całe bajdurzenie wpisuje się ćma?

 

– Ćmy, poprzez swój nocny tryb życia, kojarzone są przede wszystkim ze śmiercią. Kiedyś wierzono, że dusza opuszczająca swoje śpiące ciało może przybierać przeróżne formy, a jedną z nich jest właśnie ćma. Dla starożytnych symbolizowały one głównie zbłąkane dusze. Stanowiły również rodzaj łącznika między światem żywych a zmarłych. W wielu krajach utarło się, że pod postacią ćmy kryją się wszelkiego rodzaju wiedźmy i zmory, ale zdarzało się utożsamiać te nocne motyle również z symbolem mądrości, czy jako strażników wiedzy tajemnej – chwila wahania. – Jednak, co ciekawe, w średniowieczu istniał pewien zakon czarnoksiężników, który patrzył na ćmy nieco inaczej, bo przez pryzmat ich szaleńczego lotu, gwałtownych zmian jego kierunku i niepohamowanego pędu do ognia, ćmy kojarzyły im się z dziką zabawą w rytm melodii, której ludzie nie mogą usłyszeć. Dla zakonu ćma była niczym więcej jak symbolem chaosu.

 

– Ty rzeczywiście jesteś ekspertem od głupot. Ale co mi tam. Poszperaj, może na coś trafisz. A skoro już się tak wymądrzasz, co możesz powiedzieć o tych wszystkich popieprzonych znakach na ciele denatki? – Choroman odpalił kolejnego papierosa, przyglądając mi się z zaciekawieniem.

 

– To może być albo jakieś rytualne okaleczenie, albo po prostu wesoła twórczość jakiegoś psychola. Jak już powiedziałem, magia chaosu to niezbyt dobrze znamy wycinek czarnej magii. W zasadzie trudno znaleźć nawet jakieś opracowania teoretyczne, nie mówiąc już o księgach zaklęć. Znam jednak pewnego antykwariusza, który z całą pewnością wiedziałby, jeśli taka rzecz pojawiłaby się na rynku. Nie zaszkodzi sprawdzić.

 

– W porządku, zajmij się tym. A teraz przejdźmy dalej. Posterunkowy Cieślak.

 

Młody mężczyzna wstał, otworzył notatnik i zreferował wszystko, czego zdołał się dowiedzieć:

 

– Naszą ofiarą jest Julia Nowak, studentka ekonomii drugiego roku na Państwowym Uniwersytecie Ekonomicznym. Dziewczyna wynajmowała mieszkanie z niejaką Patrycją Umer, jednak po współlokatorce ślad zaginął. Patrole już dostały jej zdjęcie, mieszkanie również jest pod ścisłą obserwacją. Musimy ją jak najszybciej znaleźć, bo na chwile obecną to może być nasz kluczowy, a właściwie jedyny naoczny świadek. Jeśli zaś chodzi o Julię Nowak, sąsiedzi zgodnie twierdzą, że była to miła, sympatyczna dziewczyna, jednak niewiele więcej mogą o niej powiedzieć. Co do samej nocy morderstwa, nikt nic nie widział, nikt nie słyszał niczego podejrzanego. Od rana do około piętnastej trzydzieści dziewczyna była na wykładach, co potwierdzają jej koledzy z uniwersytetu. Ponoć była tego dnia bardzo rozkojarzona. Właściwie, spora część jej znajomych stwierdziła się Julia od jakiegoś czasu zachowywała się dziwnie. Dowiedziałem się również, że dziewczyna sporo czasu poświęcała pracy w studenckiej gazecie. Ponoć mówiła kiedyś, że natrafiła na coś naprawdę dużego, ale trzymała to w ścisłej tajemnicy. Ponadto, technicy znaleźli w mieszkaniu sporo różnych odcisków palców, także ich analiza będzie musiała trochę potrwać, jednak nie spodziewałbym się jakiś nadzwyczajnych wyników.

 

– A co z rodziną zamordowanej? – zapytała Antonina Mróz.

 

– Rodzeństwa nie miała. Matka nie żyje. Próbowałem skontaktować się z ojcem, ale bezskutecznie. Zgłosiłem się o pomoc do lokalnej policji, by sprawdziła jego ostatnie miejsce zameldowania. Jeśli go znajdą, mają mnie natychmiast o tym poinformować. Na razie to wszystko co udało mi się dowiedzieć.

 

– Pluta, twoja kolej.

 

– Niestety nie mam zbyt wielu dobrych wieści. Po ostatniej powodzi spora część archiwum została zalana, a znaczna część dokumentacji przepadła na dobre. Dotyczy to w dużej mierze morderstw z użyciem czarnej magii. To co udało się uratować, zostało przewiezione do magazynu i czeka w kolejce do digitalizacji. Na chwilę obecną przejrzałem jedynie kilka pudeł, ale nie znalazłem niczego, co wydawałoby się chociaż w minimalnym stopniu podobne do naszej sprawy. Nadal szukam.

 

– Czyli wciąż jesteśmy w czarnej dupie – skwitował Choroman, kazał się wszystkim zabierać do roboty, a sam z kolorowymi flamastrami w ręku, zapełniał powoli białą tablicę, próbując za skrawków informacji które mu dziś daliśmy, stworzyć pośmiertny portret Julii Nowak.

 

Nie tracąc czasu, udałem się do mojego serdecznego przyjaciela, Filipa Antczaka, właściciela niewielkiego antykwariatu na obrzeżach miasta. Jeśli ktoś po tej stronie lustra mógłby wiedzieć cokolwiek o rzadkich, niezwykle cennych książkach, które w ostatnim czasie pojawiły się na rynku, taką osobą z pewnością będzie Antczak.

 

– Ciekawe. Niezwykle ciekawe – skomentował, gdy opowiedziałem mu całą historię – A jeszcze ciekawsze jest to, że nie jesteś pierwszą osobą, która interesuje się tym tematem.

 

– Co chcesz przez to powiedzieć?

 

– Tylko tyle, że parę tygodni temu był tu pewien jegomość, szukając dokładnie tego samego co ty.

 

– Czarownik?

 

– Z pewnością.

 

– Możesz go opisać?

 

– Mężczyzna koło trzydziestki. Długie, czarne włosy. Wąsik. Blada cera. Przepaska na prawym oku. Zielony cylinder. Zielona peleryna.

 

– Co mu powiedziałeś?

 

– To samo co powiem teraz tobie. Trzymaj się od tego z daleka, bo to już nie jest zabawa, a igranie z ogniem. Chociaż w twoim przypadku mam więcej niż pewność, że za nic w świecie nie odpuścisz – chwila wahania. – W porządku. Postaram się czegoś dowiedzieć. Ale proszę cię o jedno, bądź ostrożny.

 

– Jak zawsze.

 

– No właśnie – odparł zrezygnowany – Tego obawiam się najbardziej.

 

Jeszcze tego samego dnia dostałem od Antczaka namiary na emerytowanego profesora, który połowę swojego życia poświęcił na badanie zagadnienia magii chaosu. Profesor Kajetan Fiodorow mieszkał w odrestaurowanym, szlacheckim dworku, otoczonym wysokim, dębowym lasem. Na miejscu zjawiłem się wczesnym wieczorem. Drzwi otworzyła pulchna gosposia, zaprowadziła mnie do niewielkiego salonu, nalała do filiżanki herbaty i poprosiła o chwilę cierpliwości, zachwalając przy okazji swoje owsiane ciasteczka, które rzeczywiście okazały się wyśmienite.

 

– Jestem święcie przekonany, iż chodzi panu o morderstwo, które policja tak skrzętnie stara się ukryć – do pokoju wjechał na wózku inwalidzkim stary mężczyzna, trzymając na kolanach kilka grubych książek.

 

– Skąd ta pewność? – odpowiedziałem, starając się zachować kamienną twarz jednak powszechnie wiadomo jak marny ze mnie pokerzysta.

 

– Mój drogi chłopcze, może jestem już stary i niedołężny, ale głupoty zarzucić mi nie można. Musisz w końcu przyznać, że biorąc pod uwagę moją dość szczególną specjalizację, wizyta konsultanta policji do spraw magii, daje całkiem mocne podstawy by podejrzewać, że stało się coś, z czym policja nie może sobie sama poradzić. – profesor podjechał do biurka i położył na blacie książki – Poza tym to miasto jest dużo, dużo mniejsze niż się wszystkim wydaje. A może się mylę?

 

– Nie. – okłamywanie go nie miało chyba najmniejszego sensu. Właściwie nie mogłem pozbyć się wrażenia, że wiedział na temat całej tej sprawy dużo więcej niż ja. – Trafił pan w samo sedno problemu.

 

– Zatem w czym mogę pomóc?

 

Wyjąłem z torby kilka zdjęć ofiary i podałem je staremu mężczyźnie, który przyglądał się im długą chwilę, tasując w dłoniach niczym talie kart.

 

– Nie sądziłem, że nadejdzie taki dzień kiedy będę musiał to znów oglądać.

 

– Znów? – o mało nie opuściłem filiżanki. – Chce pan powiedzieć, że…że widział już coś podobnego?

 

c.d.n.

Koniec

Komentarze

Cześć.

Nie pasuje mi motyw śledczy w studenckiej gazcie. Zazwyczaj są to propagandowe nibyliterackie periodyki. Może spróbuj ze stażem w jakimś czasopiśmie.

Pluta miał żeczywiście pecha. Akurat zalało to archiwum.

całą historię - A jeszcze - tutaj brakuje kropki.

- Mężczyzna koło trzydziestki. Długie, czarne włosy. Wąsik. Blada cera. Przepaska na prawym oku. Zielony cylinder. Zielona peleryna. - bardzo charakterystyczny opis, łatwo go będzie znaleść, skoro tak wygląda. Może czarnoksiężnik wysłałby mniej charakterystycznego czeladnika. Jeśli było to tradycyjne ubranie osób parających się magią, taki cehcowt znak rozpoznawczy to wydaje mi się, że warto to zaznaczyć.Jednak i tak trzymałbym się wersji, że powinien wysłąć kogoś mniej charakterystycznego.

odparł zrezygnowany - Tego - znów zapomniałeś o kropce.

wizyta konsultanta policji do spraw magii, daje całkiem mocne podstawy by podejrzewać, że stało się coś, z czym policja nie może sobie sama poradzić. – profesor - powtórzenie i brakuje Ci wielkiej litery.

- Nie. – okłamywanie - znów ta kropka.

Na Twoim miejscu zajrzałbym do wątku o konstruowaniu dialogów. Wydaje mi się, że masz z nimi pewien problem.

Ten kawałek tekstu był niestety za krótki i nie trzymał w napięciu. Zonaczymy co wyniknie potem.

Pozdrawiam

M.C.

- Czemu nie założyć, że akurat ta studencka gazeta prowadzona jest przez ludzi z pasją, którzy nie boją się żadnych tematów i uparcie wtykają nos tam gdzie nie powinni?

- Czarnoksiężnik, może i opisany w charakterystyczny sposób, ale z racji swojego fachu i potencjalnych możliwości - odnalezienie go wcale nie musi być takie proste. Poza tym, po świecie chodzi tyle dziwaków…

- Dzięki za uwagi, dopiero się wprawiam w pisanie więc liczę na wszelkie wskazówki.

 

Pozdrawiam,

Adam    

Czekam na dalszy rozwój wypadków :)

Zatem postaram się, zrobię co w mojej mocy by czekanie nie poszło na marne ;P

Nowa Fantastyka