- Opowiadanie: Bellatrix - Światło widzę

Światło widzę

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Światło widzę

Miniaturka, wykopana z czeluści dysku i nieco odkurzona. Miłej lektury.

 

***

 

– Światło, widzę światło!

„Nic nie widzisz, idiotko, przecież jesteś ślepa!” – pomyślał ze złością.

– Widzę światło! – powtórzyła uparcie jeszcze parę razy i umilkła, wyczerpana.

Z niechęcią obmył jej twarz z potu i podłączył na chwilę kroplówkę.

– Nie tak miało być – westchnął, przyglądając się obrączce. Od wewnętrznej strony miała wygrawerowany napis „Nie opuszczę Cię aż do śmierci”.

Gdyby tylko mógł, opuściłby ją natychmiast. Gdy pięć lat temu zdecydowali się na lot, byli młodzi, zakochani i pełni nadziei, że na innej planecie i samym luksusowym statku, czeka ich niezwykłe życie. Pierwszy rok spędzili na zabawach, korzystając obficie z niezliczonych atrakcji, jakie zapewniała „Droga do Raju”. Było cudownie, czerpali z życia pełnymi garściami. Czuł się dumny, mając za żonę przepiękną kobietę, której zazdrościł mu niemal każdy, zdrowy mężczyzna. Kobietę ponadprzeciętnie inteligentną a przy tym całkowicie mu oddaną. A potem zdarzył się wypadek, ten przeklęty, bezsensowny wypadek i jego Alis zmieniła się w ślepą, sparaliżowaną zarówno ruchowo jak i umysłowo, kłodę. Nienawidził jej. Głównie dlatego, że czuł się winny, patrząc na to, co z niej zostało. To on miał zostać wciągnięty i połamany. Uratowała go, kosztem własnego zdrowia. Żałował, że nie zapłaciła za niego życiem i czuł się podle z tymi myślami.

– Światło widzę!

– Jakie światło? – zapytał ze zrezygnowaniem.

– Jak Słońce! Na zewnątrz, piękne! Musisz zobaczyć! – Wyciągnęła prawą rękę, jedyną w miarę sprawną kończynę i próbowała pochwycić jego dłoń.

– Nie ma tu żadnego światła – warknął.

– Jest! Chodźmy! – Ręka zaczęła wybijać nerwowy rytm. – Chodźmy!!!

– Dokąd?

– Musisz zobaczyć! Przez okno! Weź mnie, chodźmy!

Zaczęła jęczeć i powtarzać to w kółko, zupełnie jak podekscytowane odkryciem dziecko.

– Idiotka – syknął przez zaciśnięte zęby, ale posadził ją na wózek inwalidzki i powoli opuścili kajutę.

„Droga do Raju” tętniła życiem. Była balem z przepięknymi kobietami, cudowną muzyką, długimi dyskusjami, mocnymi drinkami. Syciła oczy luksusowym przepychem, dostępnym dla każdego z pasażerów. Oferowała spełnienie marzeń, wszystko na wyciągnięcie ręki. Kusiła, żeby zatracić się w przyjemnościach, jak inni. Jak wszyscy. A on musiał opiekować się schorowaną i głupią żoną.

Na taras widokowy prowadziła jedna, mało używana, winda. Obserwowanie czarnej przestrzeni, usianej zimnymi iskrami gwiazd było rozrywką może przez pierwszy miesiąc. Później już tylko nieliczni, w rzadkich chwilach trzeźwej zadumy, patrzyli na czarne, obce niebo.

Winda zjechała, popchnął do środka wózek i wcisnął guzik oznaczony literą „T”.

– Poziom zablokowany, podaj kod dostępu – oznajmił beznamiętny głos automatu.

– No to nie zobaczę światła – burknął. Dłoń Alis uderzyła spazmatycznie w tarczę z cyframi, wciskając kilka na oślep.

– Kod przyjęty. – Drzwi windy zasunęły się cicho.

– Jak to zrobiłaś? – zdziwił się. Winda ruszyła, po chwili zatrzymała się na żądanym poziomie i wysiedli.

Osłupiał.

Cały taras zalany był jasnym światłem, zupełnie jak po wschodzie Słońca. Zmrużył oczy od tak dawno nie widzianego blasku, czując dziwny niepokój. Alis śmiała się jak dziecko i kiwała na wózku, jakby widziała to światło i tańczyła w jego promieniach.

Wysoka sylwetka przesłoniła blask.

– Jak państwo się tu dostali?! – zapytał surowy głos.

– Skąd to światło?! – wydusił z siebie.

– Nie powinien się pan tu znaleźć. Tylko autoryzowany personel…

– Ale się znalazłem! – ryknął. – I chcę wiedzieć, co się tu dzieje, gdzie my jesteśmy?!

Nie odpowiedział od razu, wyraźnie nad czymś się zastanawiając. W końcu odparł:

– Mamy awarię. Zboczyliśmy z kursu. Za kilka dni statek wleci w atmosferę gwiazdy. „Droga do Raju” jest drogą do piekła – zauważył z gorzką ironią.

– To znaczy, że… wszyscy tu spłoniemy? Tak po prostu? – wyszeptał z przerażeniem.

– Nie wszyscy. Są kapsuły hibernacyjne, które wystrzelone w odpowiednim momencie uchronią przed spaleniem i prawdopodobnie pozwolą przeżyć. Ma pan szczęście, skoro był pan na tyle sprytny, by ominąć blokadę dostępu, w zamian za milczenie ofiaruję panu jedno miejsce. Tylko proszę pamiętać, pasażerowie nie mogą się dowiedzieć, nie chcemy wybuchu paniki. Zresztą, tak będzie dla nich lepiej, zginą nieświadomie, bawiąc się w najlepsze, to piękna śmierć.

– Piękna? Przecież oni spłoną żywcem!

– Nie da się uratować wszystkich. Kapsuł jest niewiele, wystarczy tylko dla wtajemniczonych.

Pokiwał głową, wszystko zaczęło do niego docierać. Spojrzał na Alis, wciąż uśmiechała się szeroko, aż ślina pociekła jej na brodę i dalej, kapała na niegdyś tak piękne piersi.

Oficer zrozumiał.

– Trzeba być w pełni sprawnym, by móc skorzystać. Kapsuły są jednoosobowe, musiałaby sama umieć wprowadzić trasę lotu i nadać komunikaty. Nie da rady.

– Światło widzę! – zawołała.

Popatrzył za okna. Jasność zdawała się narastać z każdą chwilą, choć może to było tylko złudzenie.

– Decyzja należy do pana.

Zamknął oczy. Miał szansę. Przecież o tym marzył. Tak bardzo chciał się od niej uwolnić, jednocześnie nie biorąc za to odpowiedzialności. Ona umrze, niezależnie od tego czy on zostanie czy skorzysta z okazji. Przez te wszystkie lata musiał się nią opiekować, rezygnując z przyjemności, jakie były na wyciągnięcie ręki. Więziła małżeńską przysięgą. Odebrała młodość, odebrała radość. Ale kochała go, była jego żoną, uratowała mu wtedy życie, a teraz po raz drugi… Musiał coś zrobić, dla niej.

– Podajcie jej zastrzyk, żeby nie cierpiała – wyszeptał obcym głosem.

***

 

Koniec

Komentarze

Miłej lektury. Akurat, miłej... Niby wiem i rozumiem, że życie to nie bajka, ale co innego wiedzieć, co innego --- lubić...

 

Świadomie nieskończone, a wielka szkoda... Dwa razy mignęło mi powtórzenie wyrazu "rzadki ". Naprawdę świetna miniatura. Podziwiam.zwięzlośc i precyzję narracji., powolne odkrywanie tajemnicy, zamknięcie wątku...  I poczucie dystansu do opowiadanej historii. 

Zabrakło mi jednego --- czemu widziała światło? Jedno,, dwa zdania więcej o przypuiszczeniach męza byłyby chyba potrzebne. Chociaż...  

Bardzo dobre.

Pozdrawiam.   

Smutne,  odkrywa ludzką naturę. :(

Trzeba było uśpić dla dobra stada.

Bardzo mi się podobało, przeczytałam jednym tchem. Och, szkoda, że skończyło się tak nagle :D Scena, w której Alis wcisnęła kod była wielce zacna.

Moment, w którym mąż Alis dowiedział się, że „Droga do Raju” jest drogą do piekła jest, jak dla mnie niewiarygodny; osoba z personelu wprost, bez owijania w bawełnę informuje go jaka jest sytuacja. 

Opowiadanie to jest smutne? Odkrywa ludzką naturę? Być może. Często King w swoich powieściach traktuje o wewnętrznych demonach, docierając do najgłębszych zakątków ludzkiej natury, ukazując myśli i uczucia, o które żaden z bohaterów nawet by się nie podejrzewał. Ale to trzeba umieć. Wywody Twojej postaci są męczące i wyświechtane, nie budzą zamierzonych emocji. 

Znów to ja czegoś nie rozumiem. A konkretnie, to nie rozumiem, co jest takiego strasznego w ludzkiej naturze.
Facet pięc lat opiekował się niepełnosprawą żoną. Na pewno nie jest jego winą, że objawiał ludzkie emocje.  Uczucia, nieważne jak destrukcyjne,nie są grzechem nawet według Kościoła, nawiasem mówiąc. Potem dowiaduje się, że wszyscy dążą do zagłady. Od bohaterskij decyzji stawiającej życie żony (czy, BTW, byłej żony, obecnie cienia człowieka) odciąga go głos oficera (przynajmniej ja tak to odebrałem). Ratunek dla niej jest niemożliwy.

I co? Miał zostać?! Bardzo piękne, ale jakoś nie bardzo praktyczne. Życie jest piękne, cholera. Do tego życie jest święte, że przypomnę. I nie wiem po co je marnować.

Oczywiście, szokować może ostatni fragment, iedy zdecydował się na eutanazję żony. Gest besilności. Dziwaczny, szczerze mówiąc. Ale nic wstrząsającego w nim nie widzę.

Lassar, każdy ma prawo odbierać inaczej świat i ludzką naturę. :)

" Do tego życie jest święte, że przypomnę." - każde życie czy tylko wybranych i zdrowych?

@Agazgaga 

Każde które da się uratować.

Bez mało prawdopodobnej sceny rozmowy z oficerem nie byłoby takiego zakończenia, więc tego bym się za mocno nie czepiał. Za to wprowadzenie kodu przez Alis... --- no, to mógłby być, przy innym założeniu konstrukcji, świetny punkt zwrotny. (Ale Bellatrix nie zechciała tego wykorzystać...?)

Dobry tekst, dziękuje za opko do śniadania :).

Tylko ten dialog z obsługą jakiś taki miałki. Nie czepiam się tego co powiedział personel ale jak to zrobił. Zabrzmiało to jakw jakimś amerykańskim filmie, a te jak wiemy bystrością nie grzeszą.

ta sygnaturka uległa uszkodzeniu - dzwoń na infolinie!

Cześć.

Ne kujpuje sytuacji z wypadkiem, rozumiem, ze można zostać sparalizowanym, ale w jaki sposób odebrało jej władzę umyslową?

której zazdrościł mu niemal każdy, zdrowy mężczyzna.- chorzy i niepełnosprawni nie mogli zazdrościć?

Chodźmy!!! - proszę nie stosuj środków stylistycznych rodem z "Faktu".

Podobało mi sie zakończenie, ponieważ zamykało cała historię.

Pozdrawiam

M.C.

@Czubek

Sądzę, że homosie nie zazdrosili. Mnie bardziej zastanawia pięcioletni miesiąc miodowy.

I tak właśnie pięknie wyłazi, jak bzdurne i kiepsko napisane opowiadania zyskują na tym portalu dużo większy rozgłos niż porządna i rzetelna literatura wskutek poruszania "modnych" sentymentalizmów.

 

Wstawiam pałę.

A ta rozmowa z oficerem, moim zdaniem, jest bardzo prawdopodobna... I dobrze napisana. Oni ( oficerowie ) znają sprawę, pasażerowie - nie. Oficerowie mieli czas wszystko przedyskutować i rozważyć warianty  postępowania i zachowania w nietypowych sytuacjach, czyli dowiedzenia się przez kogoś przypadkiem o awarii,  a pasażerowie - bawią się dalej w błogiej nieświadomości.  Facet (oficer) po prostu proponuje łapówkę za milczenie. I to jest logiczne - mała cena za spokój na pokladzie. Tym bardziej logiczna, że z tekstu wyrażnie wynika, że oficerowie  i tak nie uratują wszystkich. Ciekawe, czy przypadkiem nie mieli po prostu pasażerów w nosie i nie chcieli uratować się sami - można byloby rzowinąc ten wątek. Ale to skort story, i to w dodatku naprawdę krótkie... 

Zimny i okrutny tekst. I bardzo dobrze. Nie zawsze fantastyka musi byc lekka, latwa i przyjemna.

Mnie się podobało. Może i to entymentalizm, ale czytało się przyjemnie, a i zakończenie mnie nawet ruszyło. Szkoda mi się trochę zrobiło głównego bohatera. Tak miał gówno, a tak nasrane. Niestety.

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

No, jakowyś anonumowy troll bez komenatarza postawiłł ocenę "1". Dobre... Osobiście ocenilbym ten  tekst na '5". Oceniam jednak na "6", aby nieco sporostowac anonimowe bałwaństwo. 

Pozdrówko.

... ktoś tu nie umie czytać?

Pardon, Arcturze - przyzwyczajony jestem od ocen cyfrowych. a nie do zwrotu " wstawiam palę." Sorry i proszę o wybaczenie.  Ale, że popelnileś bałwaństwo, pozostawiam bez zmiany. 

Pozdróweczko post - zielonoświątkowe.

W moim odczuciu opowiadanie tylko średnie. Daje 3.

 Jest pomysł, ale wykonanie do mnie nie przemawia.

Skoro to taki luksusowy statek przygotowany na wieloletnią podróż z pewnością był tam również szpital, pielęgniarki – ktoś na pewno zająłby się chorą.

Mąż, skoro znienawidził żonę, z pewnością znalazłby sobie jakąś kochankę.   

Dodałbym jeszcze jakąś wcześniejszą próbę/rozważania o zabójstwie żony.

I w końcu zaczyna robić się ciekawa space opera ;P

 

Pozdrawiam,

Adam

do przeczytania tekstu skusił mnie jego tytuł - spodziewałam się komedii, groteski, ironii i zaskoczenia, bo skojarzyłam go z Osłowym Ze Shreka "ciemność widzę, ciemność!". dostałam w zamian krótki tekst kończący się bez niespodziewanego zwrotu akcji, suchy, mało nastrojowy i pozbawiony napięcia. w dodatku z interpunkcją kulejącą w ten sposób, który powoduje potykanie się wzroku czytelnika.

no i co z tą bohaterką - czemu nie po prostu Alice? ze względu na popularność akurat tego imienia, pisownia "Alis" kojarzy mi się po prostu z zapisem fonetycznym - chociaż być może w którymś z języków notuje się je właśnie w ten sposób, nie upieram się.

 

całkiem do kitu nie było, ale nie był to też dobry tekst.

@Lassar Przeciwieństwiem zdrowego jest chory. Nawet WHO zdjęła homoseksualizm z listy chorób, chyba w 1992 roku, więc jak dla mnie nie o to chodzi. Jeśli zaś miało to oznaczać hetero to powinno brzmieć jakoś inaczej.

Alis to od Alissa może - dostrzegam tu wyraźną inspirację moim króciakiem niedawno opublikowanym, w którym pojawia się niejaka Alissa Cfajblum (Zweiblum)

@ Czubek

A więc do 1992r. homoseksualizm był chorobą, a potem nie? Znamienne.

Pomysł jest fajny, z wykonaniem już gorzej. Przecinki biegają, gdzie im się podoba. Wydaje mi się, że problemem dialogu jest brak emocji po stronie personelu. Skoro są to ludzie, którzy okłamują innych, żeby samemu przeżyć, to chyba powinni poczuć coś w momencie, kiedy zostają nakryci. A tymczasem wypowiedzi wylatują jak z komputera.

pozdrawiam

I po co to było?

@syf. wydaje mi się, że nie chodziło tutaj o emocjonalność dialogu, a o samo przesłanie, o samą metaforę natury ludzkiej.

Ja mam bardzo pozytywne odczucia po przeczytaniu tego. Styl przypadł mi do gustu, trudny temat zawarty w, jakby nie patrzeć, kilku zdaniach, i to do tego bardzo umiejętnie. 

Pozdrawiam! :)

Był czy nie był i czy dalej jest, tego nie wiadomo. W każdym razie ktoś to wpisał na listę chorób, a potem z niej wykreślił i tyle.

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

No właśnie to chciałem powiedzieć.

BTW przepraszam za off-topic, późno było:)

@Lassar, Fasoletti sięgnijcie do prac Lwa-Starowicza z tej dziedziny. Autor pokazuje, że homosie nie są ludźmoi chorymi. Pozdrawiam i również przepraszam za dyskusję, szczególnie tych nie zainteresowanych.

Ja ich nie uważam za ludzi chorych. Za ludzi chorych uważał ich ten, kto wpisał gejoswto na listę chorób.

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Dzięki wszystkim za komentarze. Jeśli chodzi o imię bohaterki - nie wiąże się z tym nic głębszego, po prostu nie chciałam imieniem sugerować regionu pochodzenia (Alice sugerowałoby kraj anglojęzyczny, Alicja - Polskę itd.)
Odbiór opowiadania jest indywidualną sprawą każdego czytelnika, więc nie będę się tu wdawać w polemikę, jedynie uściślę, że nie uważam homoseksualizmu za chorobę i pisząc "zdrowy mężczyzna" miałam na myśli potoczne znaczenie
tegoż sformułowania.

Witaj!

 

Nie potrafię powiedzieć, dlaczego, ale jakoś nie zdołałaś mnie poruszyć tym tekstem. Daleki jestem od stwierdzenia, że tekst jest bzdurny i gra na modnych sentymentalizmach (jak powiedział Arctur Vox), lecz nie wciągnął mnie i nie zaintrygował. Raczej szybko go zapomnę.

 

Pozdrawiam

Naviedzony

Nowa Fantastyka