- Opowiadanie: adam sangreal - Ćmy i pinezki (I)

Ćmy i pinezki (I)

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Ćmy i pinezki (I)

Ćmy i pinezki

 

Telefon wypluwał z głośnika melodie starego przeboju, który triumfy na listach przebojów święcił pod koniec lat dziewięćdziesiątych. Niechętnie spojrzałem na wściekle migający wyświetlacz. Prawdę powiedziawszy, większość numerów zapisana jest w pamięci tego elektronicznego paskudztwa tylko z jednego powodu – by wiedzieć kogo się ignoruje. Tym razem sprawa wydawała się całkiem poważna, w końcu nikt normalny nie budzi człowieka w środku nocy bez wyraźnego powodu. Zwłaszcza, jeśli tym kimś jest Aleksander Choroman, dla którego, najdelikatniej rzecz ujmując, nie byłem wymarzonym kompanem na wieczorne pogawędki. Z drugiej jednak strony, nazwanie Choromana normalnym i oczekiwanie od niego takiego też zachowania, było kosmicznie niewyobrażalnym nadużyciem. To tak, jakby nazwać Hitlera miłym, starszym panem, który w wolnym czasie dzierga na drutach błękitne sweterki dla małych, żydowskich dzieci, a wieczorami, przy kubku gorącej czekolady, czyta im zbiór najpiękniejszych baśni świata. Poza tym, wracając do meritum, lista rzeczy mogących ściągnąć mnie z łóżka o 3 nad ranem była na tyle krótka, że po prostu przewróciłem się na drugi bok, próbując dalej zasnąć. Jednak już po kilku minutach, kiedy nawet poduszka przyciśnięta do twarzy nie była w stanie zagłuszyć tego irytującego dźwięku, poddałem się i wreszcie odebrałem. To co usłyszałem, a dokładniej tych kilka wykrzyczanych do słuchawki słów próbujących przebić się przez panujący po tamtej stronie harmider, postawiło mnie na nogi szybciej niż podwójne espresso. Wystarczyło zaledwie kilka chwil, bym narzucił na siebie coś odrobinę bardziej gustownego niż kraciasta pidżama, zabrał torbę i błyskawicznie wybiegł z mieszkania.

 

Na miejscu panował straszny chaos. Z kamienicy ewakuowano wszystkich lokatorów, dając im do zrozumienia, że miała miejsce poważna awaria sieci gazowej i w każdej chwili może dojść do eksplozji. Zbliżyłem się do żółtej taśmy i zamieniłem kilka słów z młodym policjantem, który właśnie wyszedł z budynku. Niewyraźna mina chłopaka i jego blada cera wydawały się ostrzegać przed najgorszym. Kiedy dotarłem na górę, pierwsze co mnie uderzyło, to ostry, gryzący zapach siarki. Uchyliłem drzwi mieszkania numer 12, skąd dochodził niski, zachrypnięty głos Choromana. Gdy policjant w końcu mnie dostrzegł, jego mina z groźnej, zmieniła się w coś mającego łączyć nienawiść i obrzydzenie. Zupełnie jakbym był zieloną, szpinakową breją, a on rozpieszczonym, utuczonym słodyczami, bachorem.

 

– Gerard Wtorek – wymamrotał zdegustowany.

 

– Ciebie też miło widzieć, Choroman. – brzydka, okrągła twarz z kilkudniowym zarostem, resztki włosów zaczesane tak, by zakryć łysinę, para niesymetrycznych oczu, żółte zęby i odstające uszy to w zasadzie pełny portret tego mężczyzny. Kiedy dodamy do tego podły charakter, aż dziw bierze że nie poślubił pracę, tylko seksowną, długonogą blondynkę. – A skoro już wymieniliśmy uprzejmości…

 

– Tam – wskazał mi pokój na końcu korytarza – I powiem to z bólem serca, ale tym razem lepiej, żebym się mylił.

 

Na białym prześcieradle leżało nagie ciało młodej, góra dwudziestoletniej kobiety. Na jej skórze częściowo wypalono, a częściowo wyryto jakimś ostrym narzędziem, kilkadziesiąt dziwnych znaków, zaczynając od egipskich hieroglifów, poprzez pismo runiczne, religijne symbole, na łacińskich sentencjach kończąc. Z pustych oczodołów patrzyła na mnie jedynie ciemność, a w każdy cal skóry twarzy (łącznie z ogoloną głową), wbitych zostało setki kolorowych pinezek. Z ust kobiety wystawała ćma. Wyjąłem z torby aparat i przez ponad godzinę, starając się niczego nie przeoczyć, fotografowałem ciało zamordowanej.

 

– Jakieś wnioski? – zapytał zniecierpliwiony Choroman, odpalając kolejnego papierosa bez filtra.

 

– Nie myliłeś się. Tutaj aż iskrzy od czarnej magii.

 

– Cholera! Ze świrem bym sobie poradził. Ale… – westchnął – pieprzone hokus pokus to już ponad moje siły. – Policjant wyszedł z pokoju klnąc siarczyście pod nosem.

 

Trzy kwadranse później, z kubkiem gorącej, czarnej kawy, siedziałem już za stołem konferencyjnym, przeglądając na ekranie komputera zdjęcia ofiary. Im dłużej wpatrywałem się w tą chaotyczną mieszankę symboli z różnych części świata, kultur i epok, tym trudniej było mi dostrzec w nich jakiś ukryty sens, czy wspólny mianownik. Po jakimś czasie otworzyły się drzwi i do sali wszedł Choroman, a za nim kilka, zupełnie obcych mi osób. Kiedy wszyscy usiedli, inspektor, wypuszczając z ust smugę szarego dymu, zabrał w końcu głos.

 

– Nie będę owijał w bawełnę. Sprawa jest popieprzona, a wy, tak mówią, chociaż osobiście w tą wątpię – w tym momencie spojrzał wymownie w moją stronę, na co odpowiedziałem mu najbardziej serdecznym uśmiechem na jaki było mnie stać – jesteście najlepsi. Cóż, pożyjemy zobaczymy. Musimy działać szybko i zdecydowania, póki to całe gówno nie przeciekło jeszcze do jakiegoś szmatławca. Nie potrzebna mi tu do szczęścia chmara marnych gryzipiórków szukających taniej sensacji. Nie traćmy zatem czasu na czcze gadki i przejdźmy od razu do rzeczy. Posterunkowy Franciszek Cieślak – młody chłopak, góra dwadzieścia pięć lat, bystry wyraz twarzy – dowiesz się wszystkiego co tylko będzie możliwe o denatce. Chcę wiedzieć jak spędziła swój ostatni dzień, minuta po minucie. Interesuje mnie każdy szczegół. Co jadła, z kim się spotkała, kto ją pieprzył, gdzie pracowała, jaki kolor lubiła. Poza tym, jeszcze raz odwiedzisz jej mieszkanie i znajdziesz wszystko to, co przeoczyli technicy. Jasne?

 

– Tak jest, panie inspektorze.

 

– Znakomicie. Przejedzmy dalej. Antonina Mróz – ruda, piegowata, koło trzydziestki, z dużym biustem. – Chcę wiedzieć jaka była dokładna przyczyna zgonu naszej ofiary. I o której, w przybliżeniu oczywiście, zmarła. Krótko mówiąc, ma pani pogrzebać w jej wnętrznościach i wyciągnąć z tego co tylko się da. Toksykologia również mile widziana. Zrozumiano?

 

– Chyba aż za dobrze.

 

– Miejmy nadzieję. Wojciech Pluta – chudy, ulizane włosy, koszula zapięta pod samą szyję, okulary, ołówek wetknięty za ucho – zamkniesz się w archiwum i nie wyjdziesz stamtąd, póki nie przebrniesz przez pudła z nierozwiązanymi sprawami i nie znajdziesz podobnych przypadków. Interesują nas rytualne okaleczenia, sadystyczne świry i temu podobne zwyrodnialstwa. Jakieś pytania? Nie? Świetnie.

 

– Hilary Kulesza – przystojny, szpakowaty, podchodzący pod czterdziestkę, sprawiający wrażenie pewnego siebie, ubrany w idealnie skrojony garnitur – Pan, jako przedstawiciel prokuratury, ma mieć pełny wgląd w całą sprawę i akurat to mogę panu obiecać. Zatem, póki będzie pan siedział grzecznie, nie wtykając nosa tam gdzie nie trzeba, będę się starał pana tolerować. W przeciwnym razie, wyleci pan na zbity pysk. I zasadniczo będę miał w dupie, komu poleci się pan poskarżyć. Sprzeciw? Oddalony!

 

– Dalej, Gerard Wtorek – wszystkie pary oczu skupiły się w tym momencie na mojej osobie – jako licencjonowany mag drugiego stopnia, jesteś tu tylko i wyłącznie po to, by dostarczyć nam niezbędnych informacji o całym magicznym aspekcie tego gówna, w które nieopatrznie wdepnęliśmy. Dotarło? Szczerze wątpię. W każdym razie, skoro wszyscy wiedzą co do nich należy, nie bardzo rozumiem co tu jeszcze robicie? Widzimy się jutro, punkt ósma. A teraz, do roboty!

 

Kilka następnych godzin spędziłem w bibliotece, próbując zidentyfikować wszystkie symbole jakie znalazły się na ciele ofiary. Punktem centralnym wydawał się okrąg zbudowany z dwunastu znaków zodiaku, wewnątrz którego umieszczono oko opatrzności. Dalej można było doszukać się tu najważniejszych symboli wielkich religii, od chrześcijańskiego ichtys, przez gwiazdę Dawida, półksiężyc czy taoistyczne taiji. Dodatkowo, przez całe ciało, niczym wąż wił się sznur łacińskich sentencji. Animam debeo – Jestem winien duszę. Audi, vide, sile – Słuchaj, patrz i zachowaj milczenie. Aut vincere, aut mori – Albo zwyciężać, albo umierać. Est ubi gloria nunc Babylonia? – Gdzie jest teraz chwała Babilonu? Ex malis eligere minima oportet – Trzeba wybierać mniejsze zło. Extremis malis extrema remedia – Na krańcowe zło krańcowe środki. Si vis pacem, para bellum – Jeśli chcesz pokoju, przygotuj się do wojny – Patrząc na to wszystko, czułem się tak, jakbym gapił się na wymiociny, próbując odkryć czyjeś wczorajsze menu. W tym przypadku, z pewnością była to kolacja bliskiego znajomego dr Lectera. Spójrzmy prawdzie w oczy – każdy świr musi wybierać swoje ofiary według jakiegoś klucza, jakkolwiek irracjonalny by on nie był. Zatem wszystkich odpowiedzi należałoby, przynajmniej na razie, szukać nie wśród tych dziwnych, przypadkowo wydawałoby się dobranych symboli, ale dokładnie prześwietlając życie ofiary. W końcu musiało być w nim coś, co doprowadziło mordercę do ostateczności. Coś co go skrajnie podniecało lub wkurwiało do tego stopnia, że postanowił zabić.

 

Na miejsce zbrodni wróciłem późnym popołudniem. Ledwie przekroczyłem próg mieszkania, poczułem wciąż utrzymujące się w powietrzu cząsteczki czarnej magii. Zazwyczaj są to tak małe dawki, że wystarczy przewietrzyć mieszkanie by zniknęły. W tym wypadku, przydałyby się raczej porządne egzorcyzmy, a i tak nie wiem, czy na wiele by pomogły. Ktokolwiek praktykował tutaj czary, był w tym cholernie dobry. I, co przerażało mnie najbardziej, dużo potężniejszy niż ja.

 

c.d.n.

 

 

Koniec

Komentarze

Mało rzeczy - ostatnio przynajmniej - zachwyciło mnie tak, jak to opowiadanie. Według mnie - świetne. Oczywiście były niedociągnięcia, (PRZECINKI!!! Za dużo, albo za mało. Standard.) ale zdecydowanie czekam na kolejne części.

 

Pozdrawiam.

 

Post Scriptum: Jeszcze przyczepiłbym się do zbyt szybkich przeskoków między miejscami akcji, albo jak kto woli "scenami".

Jednak już po kilku minutach, kiedy nawet poduszka przyciśnięta do twarzy nie była w stanie zagłuszyć tego irytującego dźwięku, poddałem się i wreszcie odebrałem. 

Najprostsza metoda: wyłączyć telefon przed pójściem spać. 

Nie napisałbym tego, gdyby nie przynudzający pseudobogactwem opisów wstęp.

(...) a w każdy cal skóry twarzy (łącznie z ogoloną głową), wbitych zostało setki kolorowych pinezek. (...). 

Nie wiedziałem, że skóra, pokrywająca czaszkę, też jest skórą twarzy. Nie mogę dać wiary, że setki pinezek mieściły się na każdym calu (kwadratowym chyba?). Nie bardzo chce mi się wierzyć, że pinezki, wbite poza twarzą, trzymały się na samej skórze, bez zagłębienia w kości czaszki.

Opisy osób, wymienianych przez Choromana, bardzo niezręcznie "wmontowane" w partie dialogowe. 

Ale to wszystko jeszcze można poprawić.

Opisy osób w tym stylu były chyba celowe? Przynajmniej tak mi się zdaje... Coś jakby szybki wgląd do akt :D

CAŁY POJEBANY KLUB ROBI WUB WUB WUB

Czyta się bardzo dobrze, chociaż trochę momentami za dużo 'ozdobników' (zwłaszcza z rozbudowanym opisem Hitlera, imo wystarczyłaby 1/4 tego, żeby było dobrze wiadomo o co chodzi). No i jeśli ktoś nie chce być budzony przez telefon, to go wyłącza/wycisza, rzuca się to w oczy, widzę nie tylko mi ;)

Ale chętnie poznam ten c.d.

Tekst jest świetny, jedyną wadą jak dla mnie są zbyt drobiazgowe opisy szczegółów, co błędem nie jest, lecz może psuć trochę odbiór tekstu. Daje 5, bo naprawdę bardzo dobre.

Pamiętam, że w jakimś filmie/książce był już motyw robaka, albo właśnie ćmy ukrytej w ustach ofiary. Gdyby ktoś mnie oświecił, byłbym wdzięczny :-)

" Telefon wypluwał z głośnika melodie starego przeboju, który triumfy na listach przebojów święcił pod koniec lat dziewięćdziesiątych. Niechętnie spojrzałem na wściekle migający wyświetlacz. Prawdę powiedziawszy, większość numerów zapisana jest w pamięci tego elektronicznego paskudztwa tylko z jednego powodu – by wiedzieć kogo się ignoruje. Tym razem sprawa wydawała się całkiem poważna, w końcu nikt normalny nie budzi człowieka w środku nocy bez wyraźnego powodu. Zwłaszcza, jeśli tym kimś jest Aleksander Choroman, dla którego, najdelikatniej rzecz ujmując, nie byłem wymarzonym kompanem na wieczorne pogawędki. '

Hmm... Telefon sam nie zapisuje w elektronicznej pamięci numerów, tylko ktoś je zapisje. Mniemam, że uczynił to bohater. Podobnie - telefon sam nie ignoruje sygnałów, tylko ignoruje je osoba spoglądająca na wyświetlany numer i nazwisko... Samo się zapisało i samo się ignorowało? Kompletnie nieuzasadnione uzycie stronu biernej. Dwa razy powtórzenia wyrazy " ktory" - przy wiekszej starnności do wyeliminowania. 

Jak na dwa zdania, sporo błędow.

Pozdrówko.

4/6

Cześć

Telefon wypluwał z głośnika melodie starego przeboju, który triumfy na listach przebojów święcił pod koniec lat dziewięćdziesiątych - powtórzenie.

z pewnością była to kolacja bliskiego znajomego dr Lectera. - kropka bo odmieniasz i wyraz nie kończy się na "r".

Ciekaw jestem jak się wybronisz z tych znakó. To takie postmodernistyczne ujęcie magii może być ciekawe, ale łatwo też będzie je schrzanić.

Pozdrawiam

Witam,

Dzięki wszystkim za odwiedziny, dobre rady i sugestie, które z pewnością wykorzystam.  

Baszsz81 – strasznie miło mi to słyszeć/czytać. Nad przecinkami popracuję, a co do przeskoków – gdyby nie to znów wpadłbym w pułapkę nudy, ślamazarnie prowadzonej akcji i zbędnych opisów.

AdamKB – tak, świeże spojrzenie na tekst i od razu widać błędy jak na dłoni – dzięki.

Opisy osób jak najbardziej celowe – wydawało mi się, że wpisanie je w ten sposób będzie pasowało do klimatu i stylu opowiadania.

Fakt, telefon zawsze można wyłączyć – jednakże czy specyfika pracy bohatera nie zmusza go do bycia ciągle dostępnym? Może to jest jakieś wytłumaczenie?    

Arctur Vox – ja Ciebie też.

Bellatrix, Jack Rayan – już od jakiegoś czasu zmierzam do uproszczenia stylu, ale rezygnacja ze starych nawyków – szczegółowości i poetyzowania – nie jest taka łatwa. Ale i tak jest już mały postęp.  

RogerRedeye – po pewnym czasie przestaje zauważać błędy we własnych tekstach, nawet gdy już trochę leżakują – także dzięki. Cieszę się jednak, że po dłuższej przerwie wróciłem do pisania i komuś się to podoba.

CzubekxD – jak to z każdym pomysłem i zagadkami - łatwo zacząć, gorzej rozwinąć, a napisać zakończenie które będzie względnie satysfakcjonujące to już nie lada wyczyn. W każdym razie będę się starał.  

Zapraszam w przyszły piątek na ciąg dalszy.

Pozdrawiam

Adam

Zatem - czekam :)

Pozdrawiam

Zmień sposób "wmontowania" opisów osób na taki, żeby nie zlewały się z partiami dialogowymi. Typografia z interpunkcją "pod rękę" pozwalają na taki zabieg. O to mi chodziło.

@Jack Rayan: Pamiętam, że w jakimś filmie/książce był już motyw robaka, albo właśnie ćmy ukrytej w ustach ofiary. Gdyby ktoś mnie oświecił, byłbym wdzięczny :-)

"Milczenie owiec"

Nowa Fantastyka