- Opowiadanie: alus99 - Deus lo Vult!

Deus lo Vult!

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Deus lo Vult!

Chciałem wstawić tutaj muzykę z Youtube, ale kod nie może zostać poprawnie odczytany więc wpiszę go ręcznie : http://www.youtube.com/watch?v=noUEw_egGNY

 

Laudetur Iesus Christus!

In saecula saeculorum – proboszcz Lambert przetarł oczy i wytężył wzrok. Księżyc królował na niebie, oświetlając swym blaskiem postać stojącą przed drzwiami. Pomimo tego, że twarz miała ukrytą pod kapturem, ksiądz rozpoznał znajome rysy. Dreszcz przebiegł mu przez całe ciało, a zimny pot oblał jego czoło.

– Witaj bracie, mam nadzieję, że nawet o tak niekonwencjonalnej porze, znajdziesz czas dla swego bliźniego – głos przybysza był niski i nieco zachrypnięty. Lambert otworzył drzwi na oścież i wpuścił gościa do środka. Usiedli przy długim drewnianym stole. Cisza powoli stawała się nie do zniesienia.

– Może mógłbym zaoferować ci coś do picia, Konradzie? – w końcu zapytał proboszcz, starając się, by jego głos nie drżał.

– Napiłbym się wody, bracie.

Po chwili obaj upili po łyku, z kufli które przyniósł gospodarz. Lambert niespokojnie bębnił palcami o blat stołu. Konrad ściągnął kaptur, ukazując wygoloną tonsurę, po czym wbił wzrok w swego towarzysza.

– Lambercie, niestety nie mogę działać oficjalnie, stąd pora o której się tutaj zjawiam. Ale musisz wiedzieć, że Święta Inkwizycja potrzebuje twoich usług – wyraz jego twarzy nie uległ żadnej zmianie, czego nie można było powiedzieć o proboszczu. Na jego obliczu zagościł strach.

– J… Jak mogę pomóc w wypełnieniu Woli Bożej? – zapytał, po wypiciu całego kufla wody i otarciu potu z czoła. Konrad oparł brodę na złączonych dłoniach, a w jego oczach pojawił się dziwny błysk.

– Słyszałeś o wydarzeniach w Farbreath?

– Byłem tam… – wyszeptał Lambert, po czym wstał i podszedł do regału z książkami. Sięgnął ponad obszernymi tomiszczami i wyciągnął butelkę wina, którą trzymał na wyjątkowo nerwowe sytuacje. Teraz potrzebował jej jak nigdy przedtem. Pytająco spojrzał na Konrada, a kiedy ten odmówił, po prostu wlał sobie prosto do gardła sporą ilość trunku.

– Myśleliśmy, że sytuacja została opanowana. Kiedy dym uleciał znad wioski, odeszliśmy, zostawiając tylko brata Benedicta, by pomógł zbłąkanym owieczkom pozostać na właściwej drodze. Ale sytuacja się skomplikowała – Konrad nachmurzył się wyraźnie. – Tydzień temu Benedict napisał list.

Po tych słowach wyciągnął zza pazuchy kartkę zapisaną drobnym pismem. Przesunął ją po stole, w kierunku Lamberta. Proboszcz czytał w skupieniu, a z upływem czasu coraz częściej sięgał po butelkę z winem.

– Jak… co… co się teraz stanie? – wyjąkał przerażony ksiądz, kiedy przeczytał ostatnią linijkę tekstu.

– Ci ludzie cię znają, bracie. Byłeś ich pasterzem jeszcze nie tak dawno temu.

– Chyba nie chcesz, żebym… – Lambert nie potrafił wykrztusić z siebie ani słowa więcej.

– Ja tego nie chcę – w oczach Konrada buchał płomień. – Bóg tego chce.

 

*****

 

– Tutaj będziesz miał dobre ujęcie! Chris! – zawołała swojego kamerzystę Chanel Bates, prowadząca popularnego programu, zajmującego się badaniem nieodgadnionych tajemnic historii. Byli na miejscu w którym kiedyś stała wioska Farbreath.W okresie średniowiecza, z rozkazu Świętej Inkwizycji, zostało tutaj spalonych trzydzieści osiem kobiet. Wszystkie pod zarzutemzajmowania się czarami. Dokonaniu tej zbrodni, przewodniczył ojciec Konrad Marcello, jeden z najbardziej fanatycznych inkwizytorów, jakich znała historia. W jakiś czas potem, mieszkańcy wyruszyli na zbiorową pielgrzymkę. Nigdy z niej nie wrócili, a wioska opustoszała i popadła w ruinę. Zespół archeologów wraz z prowadzącą reporterką Chanel, kręcili odcinek o tym miejscu, jak zawsze próbując odkryć więcej szczegółów, najlepiej na oczach widzów.

– Dobra, jesteś gotowy? Zaczynamy na pięć! Raz… – Bates odruchowo poprawiła fryzurę i nie przerywając odliczania, popatrzyła w lusterko. Wyglądała idealnie. – … i pięć! Tu Chanel Bates, witam w programie „Tajemnice historii” i zapraszam do oglądania czwartego odcinka. Dla nas historia, nie ma tajemnic!

Kamera ruszyła za reporterką na miejsce wykopalisk. Widoczny w tle zespół archeologów, pracował wolno, ale metodycznie. Chanel podeszła doszefa ekipy,Stephena Russa, archeologa o dość imponującym stażu.

– Dzień dobry panie Russ! Wygląda pan na podekscytowanego. Czy coś się stało, podczas naszej nieobecności?

– Właściwie tak Chanel. Odkryliśmy nowe zapiski na temat incydentu który miał tu miejsce w roku tysiąc trzysta dwudziestym czwartym. Jest to relacja świadka tych wydarzeń, pełniącego wówczas funkcję proboszcza Lamberta Moneen, który opisał te wydarzenia, kiedy zdecydowano, że należy przydzielić mu nową parafię w pobliskim mieście Lakeshore. Niedługo udostępnimy przetłumaczony dokument, na naszej stronie internetowej – Russ raczej recytował niż mówił, co nieco zepsuło wyreżyserowany element niespodzianki. Tak naprawdę dokument odnaleziono już jakiś czas temu, ale wrażenie oglądania tych odkryć na bieżąco, znacznie podnosiło oglądalność. Wielu sponsorów było sceptycznych, czy opłaca się inwestować w program historyczny na żywo, jednakże odrobina reżyserii i szczypta przygotowanych wcześniej przerywników filmowych, dawała zadowalający efekt.

– Niedługo przytoczymy treść dokumentu w programie, teraz jednak ruszamy dalej.

 

*****

 

Ja, Lambert Moneen, pasterz parafii Świętego Maurycego w Lakeshore, opisać pragnę jak najwierniej, wydarzenia, które wstrząsnęły mną ogromnie. Proces okrutny, lecz sprawiedliwy w oczach Pana. Proces czarownic z Farbreath, który do dziś tkwi w mej pamięci, jak ślad po trepanacji.(…) Trzydzieści i osiem czarownic przywiązanych zostało do słupów, które wbito na wzgórzu, nieopodal wioski. Jęki ich straszliwe były dla ucha, a widok katorgą dla oczu. Ich czoła napiętnowane były znakiem Inkwizycji. Pomimo jasnego wyroku i sprawiedliwego osądu winy, nie potrafiłem w sercu znaleźć nienawiści dla owych kobiet nieszczęsnych. Lecz wiedziałem, iż myśli me dobrym płyną nurtem, albowiem sam Pan, nakazał nam kochać naszych nieprzyjaciół. Inquisitor Generalis Konrad Marcello, zmierzał z wolna do końca wygłaszania oskarżeń. Potem ręce ku niebu wznosząc, pytanie zadał najważniejsze. Jednak czarownice nie wyparły się swego pana. Jęły za to przeklinać swoich katów i przyszłość mroczną zwiastować. Wtedy to Wolą Bożą się kierując, miłościwy ojciec Marcello ogień kazał pod stosy podłożyć, by bluźnierstwa ich przerwać i dusze nieśmiertelne uwolnić. I istotnie przemieniła się ich buta, w krzyk i lament straszliwy. Osierocone dziatki, przy ojcach swych trwały i łzy niewinne z oczu toczyły. Dym unosił się nad wioską, a zapach ohydny nozdrza atakował. (…) Po czasie, który wiecznością się zdawał, ucichły jęki i wrzaski, a tylko szum bierwion spalanych pozostał. I rozeszli się ludzie w milczeniu, w oczy sobie nie spoglądając. I ja odejść musiałem, bowiem serce moje było zdruzgotane. (…) Jednak nic wstrząsnąć mną tak nie potrafiło, jak wyraz oblicza ojca Konrada, na której przez chwilę zaledwie, uśmiech krew w żyłach mrożący zagościł.

Fragment relacji ojca Lamberta Moneen, A.D. 1324

*****

 

– Wracamy po krótkiej przerwie, nie odchodźcie od telewizorów! – zakończyła, lekko już zachrypnięta Chanel. – Dobra chłopaki, lecimy z kamerą do ruin kościoła. Który sobie poradzi z prezentacją? Greg? Dobra bierz Chrisa i idźcie. Halo? Nie pogardziłabym szklaneczką wody!

– Skoczę się odlać, a potem wejdę na tamto wzgórze. Będzie niezły widok – Russ uśmiechnął się szeroko.

Chanelprzyssała się do przyniesionej butelki i machnęła na niego ręką. Wtem coś pociągnęło ją za krawędź spódnicy.

– Przepraszam, szukam mojej mamy. Pracuje tutaj, ale nie mogę jej znaleźć – mały chłopiec był bliski płaczu. Chanel przykucnęła i uśmiechnęła się serdecznie.

– A jak się nazywa twoja mamusia, smyku?

– Bridgette Mason.

– Widzisz tę panią? Ona pomoże ci znaleźć mamusię. Ma specjalną listę pracowników i na pewno raz dwa ją znajdziecie.

Chłopiec pobiegł we wskazaną mu stronę. Ze wzgórza stojącego za plecami Chanel, rozległ się krzyk.

– Jasna kurwa! Kamera! Dawajcie mi tutaj kamerę! – to był Russ. Nieco flegmatyczny Stephen w tym momencie był niesamowicie przejęty. W jego głosie dało się wyczuć podniecenie, pomieszane z drobną nutką strachu. Chanel chwyciła mikrofon i pobiegła w jego stronę, a wkrótce dołączył do niej Chris.

– Terrence? Dawaj nas z powrotem na wizję! Chcę to mieć na żywo! – krzyczała Bates.

Wbiegli na górę, zatrzymując się tuż przy podnieconym Stephenie.

– Co jest Steph? Co znalazłeś?

– Tam… – Russ wskazał na niewielką dziurę w ziemi, prawdopodobnie wydrapaną przez wilki. Chanel i Chris zbliżyli się do niej. Archeolog skierował światło latarki do wnętrza szczeliny.

– Co to j… Chris… kręcisz to?!

 

*****

 

Lambert zsiadł z konia w centralnym punkcie wioski. Kilkoro mieszkańców ochoczo ruszyło w jego stronę, rozpoznając znajomą twarz.

– Dobrzy ludzie! Znacie mnie i wiecie, że chcę tylko waszego dobra! – przemówił donośnym głosem. – Szatan spogląda na ten biedny kawałek ziemi i chce byście dusze wasze zatracili w ogniu piekieł. Dlatego też wzywam was do pielgrzymki. Pan spojrzy na nas łaskawym okiem, jeśli pokutną drogą przejdziemy, wznosząc modły ku jego czci. Wzywam wszystkich bez wyjątku, starców i dzieci również. Porzućcie zajęcia wasze i za mną podążajcie, albowiem taka jest Wola Boża!

Wieśniacy gromadzili się w szybkim tempie. Głównie mężczyźni i dzieci, kobiet było zdecydowanie mniej. Większość z nich spłonęła na stosach parę miesięcy temu. Tłum otoczył swego byłego proboszcza , pytania rozlegały się z każdej strony. Lambert czekał w milczeniu i w końcu uniósł rekę do góry.

– Pax! Bracia i siostry! Podążajcie za mną! – zakrzyknął, ruszając na trakt, wychodzący z wioski w kierunku północnym. Pozostawieni bez odpowiedzi mieszkańcy, ruszyli za nim z mniejszym lub większym wahaniem. Wkrótce w wiosce nie było już nikogo. Szli po ubitym trakcie w kierunku kamiennego krzyża, zbudowanego na rozstajach.

– Ojcze Moneen! – jedna z matek zbliżyła się do księdza, niosąc na rękach kilkumiesięczne dziecko. – Jak długo będziemy szli?

Proboszcz spojrzał na nią udręczonym wzrokiem. Nie potrafił powstrzymać ściekających mu po policzkach łez. Pogłaskał małe dziecko po główce i nie odezwał się ani słowem.

 

*****

 

– Kopcie szybciej! – na twarzy Russa zagościły niezdrowe rumieńce. Wyglądał jakby miał gorączkę. Ciszę przerywał tylko dźwięk szpadli wbijających się w ziemię. Metal zazgrzytał o kamień, łopaty natrafiły na wielką kamienną płytę. Archeolodzy uwijali się niczym mrówki. Przy użyciu miotełek pozbywali się resztek ziemi z płaskiej powierzchni. Powoli odkrywała sięwyryta na płycie inskrypcja.

„ De profundis clamavi ad te, Domine.

Domine, exaudi vocem meam.

Fiant aures tuae intendentes

In vocem deprecationis meae.”

– To z psalmu 130… “ Z głębokości wołam do Ciebie… – Russ zaczął tłumaczyć łacińskie słowa, zwracając się do kamery. Zespół archeologów zaczął w tym czasie przygotowywać się do przesunięcia płyty. Gromadzono niezbędny sprzęt, jednak odbywało się to we względnej ciszy. Po skończonej prezentacji profesora Russa, Chris zrobił zbliżenie na ekipę, która czekała tylko na znak od swojego szefa. Chwilę później zaczęli przesuwać płytę. Przy akompaniamencie potwornego zgrzytu, udało się odsunąć ją na bok.

– O mój boże… Proszę państwa, jesteśmy właśnie świadkami odkrycia jednej z największych tajemnic tego regionu. Oto po wielu latach, odnaleźliśmy zaginionych mieszkańców Farbreath.

 

*****

 

– Konradzie zastanów się nad tym – inkwizytor Dreyfuss nie ustawał w swoich wysiłkach, nawet teraz, kiedy niedługo wszystko miało zostać rozwiązane. – Przecież nie jest możliwe, by te kobiety miały taki wpływ na ich wszystkich. Niemożliwym jest by spółkowały z każdym mężczyzną w wiosce, a już na pewno nie spłodziły tych wszystkich bękartów!

– Nie Ludwiku, nie zamierzam zmienić mojej decyzji – Konrad był nieugięty. – Myślałem, w swej niezmierzonej głupocie, że wystarczy spalić tylko te, które miały bezpośredni kontakt z Diabłem. Niestety relacja brata Benedicta, udowodniła, że byłem w błędzie…

Zza zakrętu wyłonił się Lambert.

– Zrobiłem to co chciałeś, Konradzie – proboszcz nie krył swych emocji. Smutek pomieszany z nienawiścią, gościły na jego zmęczonej twarzy.

Marcello skinął głową i odwrócił się do stojących za nim żołnierzy.

– Boży bojownicy! Ludzie którzy się tutaj zgromadzili, zostali dotknięci ręką nieczystą. Szatan złożył w nich nasiona zepsucia, nie oszczędzając nawet najmniejszych. To co musicie uczynić, może wydawać się okrutne, ale jest to konieczne. Nie możemy pozwolić by Zły zwyciężył. Idźcie z Bogiem, bracia moi.

Oddział ruszał w stronę krzyża na rozstajach. Lambert przeżegnał się i zamknął oczy.

Mea culpa, mea culpa, mea maxima culpa – wyszeptał cicho.

 

*****

 

Szczątki ludzkie wypełniały całą przestrzeń pod płytą. Czaszki, miednice, i pojedyncze kości, bielały spomiędzy ziemi. Chanel relacjonowała całe wydarzenie podekscytowanym głosem. Niedawno dostała informację, że oglądalność programu, przekroczyła rekordową granicę. Niektórzy jednak, nie potrafili podejść do sprawy profesjonalnie. Wielu było oszołomionych dawnym okrucieństwem. Szczególnie podziałał na nich widok maleńkich czaszek kilkumiesięcznych dzieci.

Nastąpiła krótka przerwa w transmisji, i Chanel usiadła na plastikowym krześle, by choć chwilę odpocząć. Kątem oka zobaczyła chłopca który wcześniej szukał swojej matki. Biegł z uśmiechem na twarzy w stronę nowo odkrytej mogiły. Chanel wstała i podeszła do krawędzi wykopu.

– I jak? Znalazłeś swoją mamusię? – zapytała pogodnie.

– Tak, znalazłem – chłopiec spojrzał na nią. Chanel poczuła, że traci oddech. Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie wzrok tego dziecka. Z twarzy ośmiolatka spoglądały na nią oczy starca. Czas wokół niej nagle zwolnił, a szkarłatna zasłona opadła jej na twarz. Ludzie nie poruszali się i wszystko stało się nierealne. I wtedy Chanel zaczęła widzieć.

 

*****

 

Głowa miejscowego drwala potoczyła się po drodze, rozbryzgując dookoła ciemną krew. Jakaś kobieta zawyła nieludzko, trzymając się za kikut odrąbanej ręki. Wnętrzności karczmarza ozdabiały pobliski kamień, a ich właściciel kurczowo ściskał nogę swojego oprawcy. Matka z dzieckiem na rękach próbowała uciekać. Żołdak Inkwizycji chwycił ją za włosy i obalił na ziemię. Kopnął ją prosto w twarz i zaczął okładać nadziakiem. Dziecko potoczyło się po zboczu, płacząc przeszywająco. Inny żołnierz zauważył je i chwycił za małą nóżkę. Kwilenie umilkło, kiedy roztrzaskał główkę o kamień.

– Dlaczego!? Dlaczego!? – wyła stara kobieta, klęcząc na ziemi i wpatrując się w kamienny krzyż. Jednak wyobrażony na nim Zbawiciel nie odpowiadał. Na kamiennej twarzy pojawiła się krew, kiedy ciężki koncerz spadł na kark lamentującej. Nastoletni chłopak potykał się, uciekając w przeciwną stronę. W rękach trzymał własne jelita. Dreyfuss obserwował całe wydarzenie z pobliskiego wzgórza. Jego serce na moment przestało bić. Wbił wzrok w ziemię, nie mógł już patrzeć na tę rzeź. Konrad siedział na grzbiecie potężnego ogiera. Dreyfuss z przerażeniem stwierdził, że na ustach Wielkiego Inkwizytora błąka się uśmiech.

– Zbierzcie ciała na kupę, a potem wykopcie dół – zabrzmiał rozkaz, kiedy ostatni z mieszkańców wyzionął ducha. – Wola Boża się wypełniła.

 

*****

 

Chanel ocknęła się oblana zimnym potem. Jej idealną aparycję zastąpiło czyste przerażenie. Dookoła niej, stali członkowie ekipy. Chłopca nigdzie nie było widać.

– Dobrze się czujesz, Preston? – zapytał Russ.

– Tak… już dobrze – Chanel wstała, przytrzymując się stojącego obok archeologa. – Mu… Musimy dać tym ludziom godny pochówek.

– Zajmiemy się tym, kiedy zbadamy przyczyny tego aktu bestialstwa. Za tym musi stać coś poważniejszego!

– Nie Steph – powiedziała wolno. – To tylko szaleństwo – przed oczami na moment ukazał się jej uśmiech Konrada Marcello. Poczuła , że zaraz zwymiotuje. – To tylko szaleństwo.

 

Koniec

Komentarze

Hmm... Jeśli chodzi o błędy, to przede wszystkim, duże problemy z interpunkcją. Tam, gdzie trzeba, nie zawsze są przecinki, za to pojawiają się w najdziwniejszych miejscach. Poza tym:

tkwi w mej pamięci, jak ślad po trepanacji - nie jestem pewien, czy ślad po trepanacji twki w pamięci

- O mój boże… - ja bym jednak z wielkiej napisał

No i nie jestem przekonany co do pomysłu programu historycznego na żywo.

Poza tym, ciekawie się zaczynało, ciekawie się rozwinęło, ale sama końcówka wywołała u mnie lekki szok. Ta wizja dziennikarki poprzez chłopaczka wygląda dla mnie jak próba wciśnięcia elementu fantastyki (bo całość raczej fantastyką nie jest - inkwizycja była, nie wiem, czy akurat takie zdarzenie miało miejsce, ale np. w Montsegur też się działy niezłe rzeczy)

Hm, czy w trzynastym wieku znano termin "trepanacja"?

Przemawiający do mnie tekst, ale jak Kael uważam, że pierwiastek fantastyczny dorobiony na siłę, jedynie po to, by stanowił pretekst do publikacji na tej stronie. Lecz ważniejsze chyba to, co napisałem na początku. Przemawia.

Cóż, muszę przyznać wam rację, nie przemyślałem tego do końca ;) Dzięki za uwagi, następnym razem postaram się dopracować te braki.

P.S. Jeśli dobrze pamiętam trepanację wykonywano już w starożytnym Egipcie, ale co do użycia w tekście, to rzeczywiście może trochę przekombinowałem.

Indianie z Ameryki południowej bodajże leczyli trepanacją bóle głowy, ale w Europie średniowiecznej, z tego co mi wiadomo, szczytem chirurgii było upuszczanie krwi.

Kaelu, nie chodzi o wykonalność zabiegu (starożytni Egipcjanie potrafili wykonać drewniane protezy palców stóp), lecz o funkcjonowanie nazwy zabiegu w danym czasie, tu dokładnie określonym. XIII wiek...

No właśnie o to mi chodziło, że w tamtym czasie w Europie nawet nikt nie słyszał o czymś takim, ale mogę się mylić.

Takie to jest w duchu literackiego pamfletu... Akcja na początku wydaje się być zakrojona szeroko, doiść ciekawie, ale zwęża się i zwęża... Element fantastyczny, niie dość, że wcisnięty na siłę, to jeszcze wciśnięty na styk. Zaczęty, zasygnalizowany, nie rozwinięty i niedokończony. Widać, że to specjalny zabieg autorski. Puenta - oczywista, a w dodoatku mdła. Waek wspólczesny - oklepany i bez emocji.

Postać inkwizytora - bardzo oczywista. Jednowymiarowa. Proboszcza - zarysowana, ale nie opisana. Nieprawdopodobieństwa - rozsiekano pozostałych mieszkańcow wioski ot, tak sobie, bez sądu, na rozkaz inkwizytora? I to w Anglii, ojczyżnie " Magna Charta Libertatum" i " Habeas corpus" ? Tak nie było. Na kontynecnei też tak nie było. Inkwizycja korzystała z pomocy władzy świeckiej  Karę śmierci poprzedzano procesem. To był kanon.

Dość zgrabnie napisane, ale co z tego,?

Średnie.

Pozdrówko.

3/6

Niekoniecznie karę śmierci. Bywały, i to często, łagodniejsze wyroki.

To prawda, Adamie. Jednakże - proces odbywał sie, przesłuchiwano świadków, indagowano oskarżonego / nych, wzywano do okazania skruchy, naprawy blędów, powrotu na drogę prawdziwej wiary.  Spisywano solennie protokoly. Zdarzało się, że wychodzono z procesu bez szwanku -- skrucha w odpowiednim momencie, wyznanie błędów i odwolaniena przyklad heretyckich pogladow,, deklaracja powrotu na łono kościola mogła wystarczyć. 

ciekawe, że wśrod protestantow też działało coś na kształt inkwizycji, a palenie na stosach nie należało do rzadkości. 

Ale -- podstawą wyroku, takiego lub innego, był  proces. Możliwe, że jakiś szalony inkwizytor mógł zarządzić masakrę, bo uważał, że tak musi się stać ---i już. Co prawda, nie znam takiego przypadku. Ale ---  należało wyrażnie w tekście zaznaczyć, że inkwizytor lamie reguły postępowania. I dlaczego tak czyni. Wtedy tak, tekst byłby w porządku.

Hmm... Ja tam tą rzeź odczytałem jako samowolkę inkwizytora. Autor zaznaczył, że kobiety oskarżone o czary były pytane, czy wyrzekają się konszachtów z szatanem i nie wyrzekły się. Zwykli ludzie mogliby skorzystać z takiej możliwości, a inkwizytorowi wyraźnie zależało na tym, żeby wszystkich jednak wybić. Jedyne, czego mi zabrakło, to wyjaśnienie pobudek, które kierowały inkwizytorem, bo nie sądzę, że chodziło o "skażenie mocą szatana" całej wioski.

przepraszam bardzo za pomyłkę, "tę rzeź" oczywiście

" Możliwe, że jakiś szalony inkwizytor mógł zarządzić masakrę, bo uważał, że tak musi się stać ---i już. Co prawda, nie znam takiego przypadku. Ale ---  należało wyrażnie w tekście zaznaczyć, że inkwizytor lamie reguły postępowania. I dlaczego tak czyni."

W stosunku do spalonych wcześniej  kobiet przeprowadzono, co wyrażnie sugeruje Autor, coś na kształt procesu / proces. Ale nie póżniej, w stounku do pozostałych mieszkanców wioski. Po prostu ----  proboszcz ich wyprowadził z domostw i zaprowadził pod miecze żoldaków. A tak przy okazji --- inkwizycja w Anglii miała własne oddziały żoldaków? Hmm...

Mogło tak się zdarzyć, ale ten czyn lamał  wszelkie reguły, a paradoksalnie, reguł przestrzegano.. A jeszcze w Anglli mord zbiorowy bez sądu... Hmm...

W Hiszpani takowy przypadek jest bardzo wątpliwy, a cóż dopiero w Anglii. 

Pozdro.

Jeśli chodzi o prawdopodobieństwo zaistnienia takiego niewytłumaczalnego przypadku, na pierwszym miejscu byłaby Francja, potem Niemcy i Szkocja. (Hiszpańska Inkwizycja nadal posądzana jest o niesamowite rzeczy --- wbrew dowodom. Czarna reklama pokutuje.) Ale w żadnym kraju Inkwizycja nie miała własnych oddziałów zbrojnych --- wynajętych zbirów i wyrzutków też należało by wykosić, a kto miałby to zrobić, jeden pierd... szalony lokalny tropiciel sług szatana? Błędne koło...

Jest łacina, jest główna, jak to mówię. Po prawdzie wątek lekko ograny, ale napisany bardzo smacznie.

Nowa Fantastyka