- Opowiadanie: podstuwak - Time travelling blues

Time travelling blues

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Oceny

Time travelling blues

 

 

 

Sie­dzia­łem przy sto­li­ku wy­glą­da­jąc przez nie­do­my­te okno. Przede mną ry­so­wa­ła się pusta, spa­lo­na słoń­cem droga. Jej kra­niec nik­nął w roz­dy­go­ta­nych od upału mi­ra­żach, któ­rych blask ośle­piał mi oczy. Nie mo­głem jed­nak ode­rwać wzro­ku od ho­ry­zon­tu.

Na nie­du­żym, przy­le­ga­ją­cym do lo­ka­lu par­kin­gu stały dwie zde­ze­lo­wa­ne cię­ża­rów­ki. Ich po­szar­pa­ne cie­nie kła­dły się pra­wie pod samą wi­try­nę, dając złud­ną na­dzie­ję na nad­cho­dzą­cą ochro­nę przed pie­ką­cym słoń­cem.

Czu­łem, jak go­rą­ce kro­ple potu ście­ka­ją mi po twa­rzy, rzeź­biąc wą­skie smugi w po­kry­wa­ją­cym ją pyle. Spierzch­nię­te usta bo­la­ły mnie nawet, kiedy zwil­ża­łem je ję­zy­kiem.

Ro­zej­rza­łem się szyb­ko po sali. W po­miesz­cze­niu nie było ze­gar­ka i choć nie wie­dzia­łem, jak długo już tutaj cze­kam, wy­da­wa­ło mi się, że trwać to musi całą wiecz­ność.

Znów za­czą­łem ści­skać kle­ją­cą się do brud­ne­go blatu pa­pie­ro­wą torbę. Jej zmię­ta struk­tu­ra no­si­ła ob­fi­te plamy tłusz­czu, które wciąż się po­więk­sza­ły. Uci­ska­jąc ją dłoń­mi wsłu­chi­wa­łem się w suchy sze­lest, jaki wy­da­wa­ła.

W lo­ka­lu prócz mnie i kel­ner­ki było tylko dwóch ko­mi­wo­ja­że­rów. Jeden z nich nosił szpi­cza­stą bród­kę i wąsy, które bar­dziej upodob­nia­ła go do ar­ty­sty cyr­ko­we­go, niż za­wo­do­we­go kie­row­cy. Choć nie pa­trzy­łem teraz w ich stro­nę, wie­dzia­łem, że wciąż tkwią w sku­pio­nym bez­ru­chu, jakby ocze­ki­wa­li cze­goś nad­zwy­czaj­ne­go. Odkąd tutaj we­szli nie za­mie­ni­li ze sobą nawet jed­ne­go słowa. Może w oba­wie, by nie za­głu­szyć pierw­szych oznak nie­zwy­kło­ści?

Jed­nak stan, który im przy­pi­sy­wa­łem nie mógł być praw­dą. Mu­sia­ła to być je­dy­nie moja wy­obraź­nia. Pew­nie pod­świa­do­mie do­strze­ga­łem w ich twa­rzach emo­cje, które w tym cza­sie od­czu­wa­łem sa­me­mu.

Kiedy z za­ple­cza wy­szła kel­ner­ka, jeden z nich ski­nął na nią ręką i po­pro­sił, żeby włą­czy­ła radio. Ko­bie­ta zbli­ży­ła się do od­bior­ni­ka, chwi­lę ma­ni­pu­lo­wa­ła przy po­ten­cjo­me­trach, po czym wzię­ła z lady ta­lerz i po­de­szła do mnie, kła­dąc go na moim sto­li­ku.

Cho­ciaż ni­cze­go nie za­ma­wia­łem, nie od­mó­wi­łem jego przy­ję­cia. Sie­dzia­łem już tutaj kilka go­dzin i jeśli dzię­ki temu mo­głem nie zo­stać wy­rzu­co­nym, mu­sia­łem uznać to za uczci­wy układ.

Z za­wie­szo­nych na ścia­nie gło­śni­ków usły­sza­łem wy­stu­ki­wa­ne nogą takty sta­re­go blu­esa. Wie­dzia­łem, co to ozna­cza. Radio za­wsze grało blu­esa, kiedy się zja­wiał. Jeśli był to tylko zbieg oko­licz­no­ści, to po­wta­rzał się z za­dzi­wia­ją­cą kon­se­kwen­cją.

Wy­tę­ży­łem wzrok, by móc do­strzec go, kiedy tylko po­ja­wi się na ho­ry­zon­cie. Jed­nak w tym samym mo­men­cie uświa­do­mi­łem sobie, że już go widzę. Zanim zdą­ży­łem się nad tym za­sta­no­wić, sta­wiał swoje nie­zdar­ne kroki na za­ku­rzo­nym par­kin­gu.

Był nie­wy­so­ki i tę­ga­wy. Kiedy jego za­krzy­wio­ny cień wy­ło­nił się spo­mię­dzy kła­dą­cych się na pia­chu odbić sto­ją­cych tam sa­mo­cho­dów, za­uwa­ży­łem, że przy­glą­da mi się swo­imi ry­bi­mi ocza­mi. Jego star­cza twarz miała nieco szel­mow­ski wyraz.

Po­wi­nie­nem po­wie­dzieć, że był brzyd­ki, jed­nak pod pew­ny­mi wzglę­da­mi byłem zbyt do niego po­dob­ny, żeby móc bez­kar­nie okre­ślić go w ten spo­sób.

Sia­da­jąc na­prze­ciw mnie się­gnął do mo­je­go ta­le­rza i wy­cią­gnął z niego płat sma­żo­ne­go bocz­ku. Chwi­lę ważył go w dłoni, po czym we­pchnął sobie do ust.

Oglą­da­jąc go teraz z bli­ska nie mo­głem uwie­rzyć, że dałem się wcią­gnąć w tę jego grę.

Cho­ler­ny szan­ta­ży­sta!

Jeśli to dzia­ło się na­praw­dę, to któ­ryś z nas mu­siał być sza­lo­ny. Albo ra­czej obaj by­li­śmy.

– Masz pie­nią­dze? – spy­tał po chwi­li, z peł­ny­mi jesz­cze usta­mi.

Prze­su­ną­łem torbę w jego stro­nę, nie wy­pusz­cza­jąc jej jed­nak z ręki. Po po­je­dyn­czym szarp­nię­ciu przyj­rzał mi się ba­daw­czo.

– Za­sta­na­wia­łeś się kie­dyś, co sta­nie się, jeśli któ­re­goś dnia ci nie za­pła­cę? – za­py­ta­łem, usi­łu­jąc, by mój głos brzmiał pew­nie i zde­cy­do­wa­nie.

– Prze­cież wiesz, co się sta­nie.

– Tak i w tym sęk. Jeśli to, co mó­wisz jest praw­dą, jeśli rze­czy­wi­ście je­steś z prze­szło­ści i mo­żesz zabić mo­je­go dziad­ka… – Przyj­rza­łem się mu przez chwi­lę. – Prze­cież wtedy nigdy się nie na­ro­dzę, a ty nie bę­dziesz miał kogo szan­ta­żo­wać.

– Wiem. Ale czy był­byś tak głupi, by za­ry­zy­ko­wać i mi nie za­pła­cić? Prze­cież tutaj nie cho­dzi tylko o twoje życie, ale także o życie two­je­go dziad­ka.

Za­sta­no­wi­łem się nad tym, co mi po­wie­dział. Było to dla mnie zbyt abs­trak­cyj­ne. Nigdy nie po­zna­łem swo­je­go dziad­ka. Nie po­tra­fi­łem sobie nawet wy­obra­zić, że kie­dy­kol­wiek go mia­łem. Dzia­dek za­gi­nął w nie­wy­ja­śnio­nych oko­licz­no­ściach, na lata przed moimi na­ro­dzi­na­mi. W tam­tych cza­sach zda­rza­ło się to nad wyraz czę­sto. Nawet mój oj­ciec nie zdą­żył go po­znać. Je­dy­ne, co o nim wiem, to to, że nie był naj­sym­pa­tycz­niej­szą osobą w na­szej ro­dzi­nie. Ale pew­nie dzię­ki temu udało mu się do­ro­bić po­kaź­nej for­tu­ny, któ­rej zo­sta­łem teraz spad­ko­bier­cą. Tylko to wy­star­czy­ło, żeby nie za­rzu­cać mu zbyt wiele.

– Jest jesz­cze druga rzecz – wciąż nie re­zy­gno­wa­łem – jeśli się nie na­ro­dzę, to nie bę­dziesz miał kogo szan­ta­żo­wać, a wtedy ta sy­tu­acja nie wy­da­rzy się i…

– Prze­stań. – Prze­rwał mi wy­mow­nym ge­stem. – Mą­drzej­si od cie­bie zje­dli sobie na tym zęby. I je­dy­ne, co udało im się usta­lić to to, że po­wi­nie­neś pła­cić. Już choć­by po to, żeby nie wpro­wa­dzać w za­kło­po­ta­nie na­tu­ral­nej kolei rze­czy.

– Dla­cze­go więc, jeśli mo­żesz po­dró­żo­wać w cza­sie, nie wy­ko­rzy­stasz tej moż­li­wo­ści, żeby zro­bić for­tu­nę na gieł­dzie, albo na lo­te­riach? Dla­cze­go wy­bra­łeś mnie, aby się do­ro­bić?

– Na­tu­rą rzą­dzą pewne prawa, któ­rych nie da się obejść, a pod­sta­wo­wym z nich jest prawo rów­no­wa­gi. To dla­te­go tra­fi­ło na cie­bie. Ale to bar­dziej skom­pli­ko­wa­na sy­tu­acja. Nie ja de­cy­du­ję o tym, co mogę zro­bić, a czego nie mogę. Moż­li­wość wy­cie­czek w cza­sie uzy­ska­łem na pew­nych za­sa­dach i te za­sa­dy ogra­ni­cza­ją mi znacz­nie za­kres dzia­ła­nia. A ty, nie­ste­ty, mie­ścisz się w tym za­kre­sie. – Koń­cząc zda­nie wy­cią­gnął torbę z moich dłoni.

– A te pie­nią­dze? – spy­ta­łem, kiedy już wsta­wał. – Prze­cież w prze­szło­ści muszą być bez­war­to­ścio­we.

– Skoro wciąż je od cie­bie biorę, to chyba zna­la­złem dla nich od­po­wied­nie za­sto­so­wa­nie?

To jego re­to­rycz­ne py­ta­nie, wzbo­ga­co­ne zja­dli­wym uśmie­chem, prze­są­dzi­ło o wszyst­kim. Jesz­cze do teraz nie wie­dzia­łem, czy je­stem w sta­nie zro­bić to, co za­pla­no­wa­łem. Jed­nak w tej chwi­li byłem już pe­wien, że nie spra­wi mi to naj­mniej­sze­go pro­ble­mu. Mu­sia­łem tylko zna­leźć od­po­wied­ni mo­ment.

– Na mnie już czas – po­wie­dział prze­gry­za­jąc ko­lej­ny kęs bocz­ku. – Muszę tylko za­ła­twić jesz­cze jedną rzecz.

Po­pa­trzy­łem na jego zgar­bio­ne plecy, kiedy szedł w stro­nę to­a­le­ty. Wie­dzia­łem, że taka szan­sa może się już nie po­wtó­rzyć. Po­cze­ka­łem, aż znik­nie za drzwia­mi i ru­szy­łem za nim, ści­ska­jąc w dłoni rę­ko­jeść pi­sto­le­tu.

 

 

***

 

 

Jeden z ko­mi­wo­ja­że­rów spoj­rzał ukrad­kiem na wy­cho­dzą­ce­go z to­a­le­ty męż­czy­znę. Na jego nie­sta­rej jesz­cze twa­rzy do­strzegł wyraz wstrzą­su i ry­su­ją­cej się de­spe­ra­cji. Kiedy od­pro­wa­dzał go wzro­kiem do wyj­ścia, za­uwa­żył, że jego ubra­nie po­pla­mio­ne jest krwią.

– Więc jed­nak to zro­bił – po­wie­dział się­ga­jąc po pa­pie­ro­sa. – Wy­glą­da na to, że znowu wy­gra­łeś za­kład.

Drugi z kie­row­ców, po­cie­ra­jąc swoją bród­kę, wska­zał mu za­wie­szo­ną na ścia­nie in­for­ma­cję o za­ka­zie pa­le­nia. Gdy jego to­wa­rzysz odło­żył pa­pie­ro­sa do pu­deł­ka, tam­ten ro­ze­śmiał się.

– Je­steś naj­dziw­niej­szym de­mo­nem, ja­kie­go spo­tka­łem – po­wie­dział.

– A wi­dzia­łeś kie­dyś sie­bie w lu­strze? Wy­glą­dasz jak pie­przo­ny Ale­xan­der Her­r­mann.

So­bo­wtór Her­r­man­na na­my­ślał się przez chwi­lę.

– My­ślisz, że kel­ner­ka coś sły­sza­ła? – spy­tał, gdy skoń­czył.

– Nie, ale chyba po­win­ni­śmy się już stąd zbie­rać.

Bro­da­ty ko­mi­wo­ja­żer wyjął z kie­sze­ni plik bank­no­tów i po­ło­żył je na bla­cie.

– Nie je­steś za­wie­dzio­ny, że to wszyst­ko stało się zbyt późno i nie udało ci się przy tym spraw­dzić, jak na­tu­ra roz­wią­za­ła­by ten pa­ra­doks? – za­py­tał jego to­wa­rzysz.

– Może innym razem. Teraz po­win­ni­śmy się cie­szyć, że ten młody czło­wiek mógł po­znać swo­je­go dziad­ka.

Męż­czyź­ni ro­ze­śmie­li się.

– Muszę przy­znać, że chyba prze­ko­na­łem się do two­jej me­to­dy – pod­jął po chwi­li pierw­szy z nich.

– Na­praw­dę? – za­in­te­re­so­wał się bro­da­ty.

– Tak. Ma coś w sobie.

Drugi z kie­row­ców uśmiech­nął się try­um­fal­nie.

– Mó­wi­łem ci – po­wie­dział. – Nie da­jesz im w za­sa­dzie nic kon­kret­ne­go, nie mu­sisz się nimi zaj­mo­wać, nie po­trze­bu­jesz żad­nych spi­sy­wa­nych krwią do­ku­men­tów, któ­rych i tak póź­niej nie spo­sób upil­no­wać, nie mu­sisz speł­niać żad­nych z ich ab­sur­dal­nych ży­czeń, bo sam okre­ślasz, co mogą od cie­bie do­stać i co mogą zro­bić, a oni sami wiodą sie­bie na za­tra­ce­nie i jesz­cze cią­gną za sobą in­nych. Mi­ni­ma­li­za­cja kosz­tów przy mak­sy­ma­li­za­cji zy­sków. Nie mó­wiąc już o oszczęd­no­ści czasu.

– Aku­rat czasu to mamy pod do­stat­kiem.

Kie­row­cy znów za­czę­li się śmiać. Kiedy po chwi­li do­szli do sie­bie, wsta­li i skie­ro­wa­li się w stro­nę wyj­ścia. Radio za­czę­ło nada­wać nową au­dy­cję i teraz Hugh Lau­rie śpie­wał swoją in­ter­pre­ta­cję Po­li­ce Dog Blues.

– Więc gdzie teraz? – spy­tał pierw­szy z nich.– Gdzie­kol­wiek, gdzie blues bę­dzie lep­szy.

 

 

 

http://www.youtube.com/watch?v=NcdfUR0KsZ4

 

Koniec

Komentarze

DO KONKURSU!

ta sygnaturka uległa uszkodzeniu - dzwoń na infolinie!

Bardzo dobry tekst. Czuję w nim  bluesa. Techniczne świetny. Wstępuję do grona sympatyków twojej twórczości. 6

Bardzo dobry tekst. Ma dwie wady. Pierwsza ---  nie plasuje się w głównym nurcie zaintersowań piszących na tym portalu. Ani to o wampirach, ani o wilkolakach, ani o romansach paranormalnych.  I druga --- to jest pomysl na  bardzo dobre, ciekawe i wcigające opowiadanie, dluższe i bardziej rozwinięte, myślę, że do wydania papierowego. 

Sam pomyśl jest bezblędny, wymaga chyba jednak rozwinięcia. Szkoda, że tak sie nie stalo. 

Warsztatowo  opowiadanie napisane jest bardzo dobrze.

6/6 

 

Ps. W tym upale kolba pistoletu nie powinna być zimna. Metal / okladzina z plastyku / innego sztucznego tworzya szybko reaguje na wzrost temperatury.    

Mnie również się to opowiadanie podobało. Intrygujące. Nie spodziewałam się, że ci dwaj komiwojażerowie mogą być demonami o.O

Fajne, fajne. Chętnie bym przeczytała jakiś prequel do tego :P

Mermaids take shelfies.

Wielkie dzięki za wszelkie uwagi i komentarze, szczególnie dla RogeraRedeye, który już nie pierwszy raz ustrzegł mój tekst przed błędami merytorycznymi.

 pzdr 

Nie załapałem, co co idzie, czytając komentarz Autora. Ale --- zerknąlem  w profil i przypominalem sobie moją drobną uwagę dotyczącą zasady działania zamka kapiszonowego.  No, rzeczywiscie może miała ona jakieś znaczenie.

Faktem jest jednak, że błędnie podane szczegoły mogą zepsuć smakowanie bardzo dobrego tekstu. Naprawdę szkoda tego powiadania na portal --- z całym szacunkiem do portalu. Rozwinięte i nieco dopracowane, z nieco ostrzej zarysowanym problemem pętli czasu. z zimną krwią wykorzystywanym przez dziadka mogloby być bezbłędne. No i ten klimat i realizm opowieści... Ba!Bardzo dobrze, że Jahusz nominował tekst do "piórka".

Pozdrówki. Bez odbioru.  

  

Bardzo fajne opowiadanko. Moze nawet do

Nominacji.

Pozdrawiam

I po co to było?

Świetne. Bardzo lubię takie pomysły.

Ja pomarudzę. Teoretycznie, jak na poziom tego portalu, to jest lekko powyżej przeciętnej, ale w porównaniu do Twoich poprzednich opowiadań wypada bardzo słabo. Tak "na szybko". Nie wiem, dlaczego jakoś w połowie tekstu domyśliłam się dziadkowego motywu, więc odpadł element zaskoczenia i niestety okazało się, że poza tym tekst za wiele do zaoferowania nie ma. Co do warsztatu też bym się kłóciła, bo miejscami roi się od zaimków i powstaje wrażenie chropowatości. 

www.portal.herbatkauheleny.pl

Hm, ja również bez emocji. Fabuła mnie nie porwała, pointa takoż.

 

Poza tym... zwykle, gdy zwilża się spierzchnięte usta językiem, bolą/szczypią bardziej, nic w tym dziwnego.

"Zmięta struktura nosiła obfite plamy tłuszczu" - ? Słucham? Co to znaczy? 

Nie kupuję też "odbić" samochodów w piachu.

 

Czepialstwo czepialstwem, tekst po prostu nie jest w moim typie.

 

Pozdrawiam.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Ach, jeszcze może wspomniane przez Suzuki zaimki:

"Zastanowiłem się nad tym, co mi powiedział. Było to dla mnie zbyt abstrakcyjne. Nigdy nie poznałem swojego dziadka. Nie potrafiłem sobie nawet wyobrazić, że kiedykolwiek go miałem. Dziadek zaginął w niewyjaśnionych okolicznościach, na lata przed moimi narodzinami. W tamtych czasach zdarzało się to nad wyraz często. Nawet mój ojciec nie zdążył go poznać. Jedyne, co o nim wiem, to to, że nie był najsympatyczniejszą osobą w naszej rodzinie. Ale pewnie dzięki temu udało mu się dorobić pokaźnej fortuny, której zostałem teraz spadkobiercą. Tylko to wystarczyło, żeby nie zarzucać mu zbyt wiele."

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

"które bardziej upodobniała go do artysty cyrkowego" - "upodobniały - żeby nie było, że się nie czepiam, ha.

Dobra, miałem nadzieję, że opowiadanie mnie zaskoczy, zaintryguje i doprowadzi na wyżyny emocjonalne, jednak obyło się bez echa. Nie przychylam się do zachwytów przedpisców. Jeśli miałbym być szczery, dajesz zbyt wiele zbyt oczywistych wskazówek, by czytelnik nie domyślił się zakończenia. No i ten szatan, którego wszyscy wciskają wszędzie jakoś nie pasuje mi do ogólnego klimatu. Na temat warsztatu nie będe się wypowiadał, bo wszyscy wiemy, że w tej kwesti akurat jesteś bardzo dobry.

Ode mnie cztery

Podstuwaku, widzę że lubimy te same klimaty. Aczkolwiek zgadzam się co do przewidywalności, niestety. Zwłaszcza fortuna dziadka naprowadza na właściwy trop. W porównaniu z Twoimi poprzednimi opowiadaniami słabsze, ale i tak pokazujesz, że jesteś w formie ;) Niezły tekst.

W końcu kubeł zimnej wody, za który wdzięczny jestem nawet bardziej. Powyższe uwagi z pewnością będę miał w pamięci podczas pracy nad kolejnym tekstem.

Pozdrawiam.

Niezły tekst, choć odrobinę przewidywalny. Wspomniane przez Joseheim odbicia samochodów w piasku mi też zgrzytały.

Ale przeczytania niewątpliwie wart.

Pozdrawiam.

”Kto się myli w windzie, myli się na wielu poziomach (SPCh)

Dzięki za zwrócenie uwagi. Ten tekst pozostawia wiele do życzenia i za każde wyłuskanie niedociągnięć jestem bardzo wdzięczny.

 

Pozdrawiam,

p.

 

Odbicia samochodów – +1.

Ale dziadka się nie domyśliłem. Demony-komiwojażerowie też odświeżająco nowi ;) Podobało mi się.

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Mnie również się spodobało. Tożsamości szantażysty można się było domyślić, ale końcówki już nie. No i stworzyłeś/ zwróciłeś uwagę na kolejny aspekt paradoksu dziadka – kto w końcu zarobił tę kasę? :-)

Babska logika rządzi!

Dzięki za przeczytanie i opinię. W logikę tekstu wolę się już nie zagłębiać, bo pewnie bym się na tym wysypał. Ale mam nadzieję, że jak pisałem, to wiedziałem.

 

pzdr,

p.

Cofnęłam się w czasie i znalazłam całkiem zacne opowiadanie. Przeczytałam z prawdziwą przyjemnością. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Podobało mi się :)

Przynoszę radość :)

Podstuwak bywa na portalu, rzadko, ale bywa. Na pewno z przyjemnością przeczyta nowe komentarze. A tekst bardzo dobrze przeszedł próbę czasu i nadal trzyma klasę.

Pozdrówka.

@ RogerRedeye – Cieszę się że tak uważasz. Dzięki za komentarz! Tym bardziej, że zauważyłem, że nie odpowiedziałem jeszcze na dwa wcześniejsze…

 

@ regulatorzy,@ Anet – spóźnione, ale szczere podziękowania za przeczytanie i opinię. To bardzo miłe, że się Wam spodobało.

 

pzdr,

p.

Nowa Fantastyka