- Opowiadanie: Hawkpath - Wojna magów (PARANORMAL 2012)

Wojna magów (PARANORMAL 2012)

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Wojna magów (PARANORMAL 2012)

 

„Ludzkość musi położyć kres wojnie, bo inaczej wojna położy kres ludzkości.”

– John Fitzgerald Kennedy

 

 

Prolog

 

 

 

Chmury, pędzone wiatrem, na chwilę rozwiały się, ukazując księżyc w pełni.

Srebrna kula zawisła nad szczytem Wieży Eiffla, odbijając się w wodach Sekwany. Oświetlony jej światłem Paryż wyglądał niezwykle ze swymi prawie pustymi ulicami. Była trzecia w nocy.

Na pustych o tej porze Polach Elizejskich powietrze nagle zamigotało. Znikąd pojawił się człowiek. Był to mężczyzna w średnim wieku, o mocnej budowie ciała, krótkich, brązowych włosach i niewielkiej stylowej bródce. Ubrany był w elegancki garnitur, pod szyją miał zawiązaną aksamitną, czerwoną chusteczkę. Gdyby nie późna pora, można by sądzić, że wybiera się na uroczyste przyjęcie.

Mężczyzna rozejrzał się, po czym ruszył w kierunku Placu Gwiazdy. Po środku tegoż wznosił się majestatyczny Łuk Triumfalny Napoleona. Mężczyzna w garniturze podążył właśnie tam.

Księżyc właśnie zniknął za chmurami i pod Łukiem było ciemno jak w grobowcu. Rozliczne płaskorzeźby i inskrypcje mające sławić Napoleona i jego żołnierzy ukrył mrok. To jednak nie powstrzymało nocnego gościa. Śmiało zagłębił się w noc.

Od razu spostrzegł, że nie jest sam. Wsparta o przyporę potężnej budowli, stała tam jeszcze jedna postać. Elegant zmrużył oczy i pomimo mroku, zdołał dostrzec tajemniczego osobnika. Był to wysoki, młody mężczyzna. Nie mógł mieć więcej niż trzydzieści lat. Miał bardzo jasną cerę. Długie, czarne włosy, opadające mu prawie do połowy pleców. Ubiór pasował do ich koloru: skórzane spodnie, koszula i rozpięty, skórzany płaszcz zlewały się z mrokiem nocy. Całości dopełniały wysokie, czarne buty.

Mężczyzna w garniturze zatrzymał się.

– A więc to ty zabiłeś Coq'a na Placu Warszawskim.

Człowiek w czerni skinął głową. Jego towarzysz uśmiechnął się.

– Biedny, stary Kogut. Miał taką nadzieję, że jeśli mi się podliże, to dokona życia w spokoju. Nie był chyba wymagającym przeciwnikiem dla ciebie, co? A może pogłoski o angielskim Ravenie są przesadzone?

Osobnik w czerni nie odpowiedział ale, nie zmieniając obojętnego wyrazu twarzy, zrobił krok do przodu. Mężczyzna w garniturze zaśmiał się.

– Takiś niecierpliwy? Źle trafiłeś, mój drogi. Paryż to nie jest miejsce dla ciebie, a Chat Noir zaraz pokaże ci, dlaczego.

To mówiąc, mężczyzna podniósł ręce. W świetle ulicznej latarni błysnęły spinki do mankietów z charakterystycznym emblematem kabaretu Chat Noir. Powietrze wokół ich właściciela delikatnie zgęstniało.

Mężczyzna zwany Krukiem patrzył na to obojętnie. Po chwili ledwie zauważalnie uniósł dłoń. Przestrzeń między nimi wzburzyła się gwałtownie pod wpływem niezauważalnego uderzenia mocy. Starszy mężczyzna zachwiał się. Po raz pierwszy zaczął się zastanawiać, czy przypadkiem nie przecenił swoich sił.

Na ustach Kruka pojawił się cień okrutnego uśmiechu. Znowu podniósł dłoń.

 

 

 

IMIĘ

 

 

 

"Dziś w nocy paryska policja znalazła pod Łukiem Triumfalnym ciało ok. 40-letniego mężczyzny. Udało się ustalić, że był to Francis Cleve, właściciel sławnego kabaretu Chat Noir. Ze wstępnych ustaleń wynika, że zmarł on na skutek wycieńczenia. Jest to już druga tajemnicza śmierć w stolicy Francji. Dwa dni wcześniej na Placu Warszawskim znaleziono ciało bezdomnego, który prawdopodobnie również zmarł z wycieńczenia."

Renata odrzuciła gazetę. Dla wielu mieszkańców Wrocławia będzie to jedynie niewiele ważna wzmianka w dzienniku. Nawet nie będą podejrzewać, że człowiek ten został zabity przy pomocy magii.

Podeszła do okna swojego mieszkania na Jatkach. Było maleńkie, ale znajdowało się dokładnie nad galerią, w której pracowała przy tworzeniu witraży. W ten sposób płaciła za swoje studia na wrocławskiej ASP.

Miała dwadzieścia lat, długie blond włosy o czarnych pasemkach i była dość drobna. Posiadała jednak coś, co odróżniało ją od innych ludzi: miała talent magiczny.

Skończyła siedemnaście lat, gdy odkryła, że rozumie mowę zwierząt, a nawet potrafi zmienić się w bengalską kotkę. Był to, jak się później okazało, jej specjalny Talent: niepowtarzalna umiejętność, inna dla każdego maga. Potem odkryła, że umie tworzyć niewidzialną tarczę i kule energii. Wtedy to zwierzęta powiedziały jej o odwiecznej wojnie magów.

Na świecie, nie odkryta nigdy przez zwykłych ludzi, toczyła się odwieczna wojna między magami, wojna bezcelowa, w której jedyną stawką było ocalenie siebie kosztem innych, a każdy, kto miał talent, musiał jak najszybciej nauczyć sie walczyć i zabijać, inaczej bardziej doświadczeni pozbywali się go przy pierwszej okazji. Do historii przeszło wiele niezwykłych pojedynków, których wyniki zatarł czas: starli się ze sobą choćby Nicolas Flamel i John Dee, czy pan Twardowski i Faust. Ten brutalny świat został nagle przed nią odkryty i musiała stać sie jego częścią– inaczej zginie. Nienawidziła tej myśli. Na szczęście juz trzy lata żyła spokojnie, nie spotkawszy żadnego maga, najwyraźniej jedyna magiczka w kraju. Nauczyła się owszem jak stworzyć tarczę czy jak miotać kulami mocy, ale miała nadzieję, że nigdy nie będzie musiała sprawdzać swych zdolności, raz, że nienawidziła przemocy, a dwa, że nie była pewna swych umiejętności.

– Ci ludzie, którzy zginęli w Paryżu to nie byli zwykli obywatele– usłyszała cichy głos z kanapy. Leżała tam jej czarna kotka, Dame. Renata spojrzała na swa przyjaciółkę. Dame zawsze była świetnie poinformowana.

– To byli magowie?– zapytała kotkę.

– Owszem. Nazywali siebie Chat Noir i Coq.

– Przecież w gazecie podali…

– Magom nie wolno podawać swych prawdziwych imion, to niebezpieczne– przerwała Dame– W ten sposób inni zyskują nad tobą władzę. Magowie zawsze wybierają sobie na przydomki nazwy zwierząt. Ty sobie jakiś też musisz wybrać.

Renata zamyśliła się. Zwierzę, które do niej pasuje… Nagle coś przyszło jej do głowy.

– Oncilla– powiedziała– Nazywam sie Oncilla.

 

 

 

MOST

 

 

 

– "Schengen bardzo ułatwia sprawę"– pomyślał Raven -" Możesz przechodzić z terenu na teren jak gdyby nigdy nic".

Stał na granicy niemieckiej. Terytorium tego państwa było już pozbawione magów przez Chat Noir, więc przejście go było niezbędne tylko po to, by dostać się do tej granicy. Jeszcze raz spojrzał przez most. Przed nim, za Nysą Łużycką rozciągały się ziemie Polski.

Ruszył przed siebie, nie zwracając uwagi na pustułkę, kołującą mu nad głową.

 

 

 

ôôô

 

 

 

– Dame, wiesz, kto zabił Chat Noir i Coq'a?

Oncilla i jej kotka siedziały na niewielkim balkonie swojego mieszkania na wrocławskich Jatkach.

Kotka spojrzała na swoją panią.

– Prawdopodobnie był to Raven – powiedziała.

– Co o nim wiesz?

– To jeden z najpotężniejszych magów świata. Należy do Wędrowców – magów, którzy nie mają jednego terytorium i podróżują po świecie w poszukiwaniu innych magów, z którymi toczą walk i– czasem dla wzmocnienia, gdy mają odpowiedni Talent, czasem dla treningu, a czasem dla zabawy. To zwykle najpotężniejsi magowie, na całym świecie żyje ich pięciu: Raven, Cat-ti-a, Snake, Lioness oraz Draco. Raven jest Anglikiem, ma bardzo niebezpieczny Talent.

– Jaki?

Kotka spojrzała poważnie na swoja panią.

– Raven potrafi odebrać ludziom ich siły życiowe i sam je wykorzystać – powiedziała.

Oncilla poczuła dreszcze.

– Jak on to robi? – zapytała.

– Przez dotyk. Przełamuje tarcze swych przeciwników, a potem wystarczy, że ich dotknie. Jego ofiara nie może się bronić. Tylko Raven potrafi to zatrzymać. Ciała jego ofiar wyglądają potem tak, jakby ludzie ci zmarli z wycieńczenia, co zresztą jest prawdą. Po tym poznaje się, że morderca jest Kruk – dodała Dame.

– Wielu zabił w ten sposób?

– Trudno powiedzieć – odparła kotka – Nie stara się objąć kontroli nad jakimś terenem, raczej zabija tych, którzy wejdą mu w drogę. W ten sposób wzmacnia własną moc.

Ostatnie pytanie Oncilli zabrzmiało jak szept.

– Myślisz, że on tu przyjdzie?

Kotka spojrzała poważnie na swoją panią.

– Sądze, że tak – odpowiedziała – Nasi zwiadowcy donieśli, że widziano go, gdy przekraczał Nysę Łużycką.

Oncilla jęknęła.

– "Dlaczego nie mogę żyć spokojnie?" – pomyślała.

 

 

 

ôôô

 

 

 

Był ciepły, letni wieczór. Ostatnie promienie zachodzącego słońca odbijały sie w Odrze. Powoli rozbłyskały podświetlenia katedry na Ostrowie Tumskim. Ludzie przechodzili obok niej, zachwycając sie tym cudem gotyckiej architektury. Nikt nie zwracał uwagi na odzianą w czernie postać, niedbale opartą o balustradę Mostu Tumskiego

 

 

 

ôôô

 

 

 

Oncilla szybkim krokiem szła przez Ostrów Tumski z poczuciem winy. Dochodziła pierwsza, a jej jeszcze nie ma w domu. Dame siedzi sama od rana, a do tego ona, Oncilla, ma na jutro skończyć szkic będący częścią jej pracy zaliczeniowej. Po co tyle siedziała u Malwiny?

Minęła katedrę. Jej cudowne podświetlenie nie przyciągało o tej porze turystów i okolica była pusta. Szybkim krokiem zmierzała w kierunku Mostu Tumskiego

Ledwie stanęła na moście, wyczuła, że coś jest nie tak. Po chwili dostrzegła powód niepokoju. Na moście ktoś był.

Wysoka, ciemna postać, do tej pory oparta o balustradę w połowie długości mostu, wyprostowała się i stanęła po środku kładki, zagradzając jej drogę. Oncilla poniosła niewidzialną tarczę i przyjrzała się swemu towarzyszowi, doskonale widocznemu dzięki podświetleniu mostu.

Był to mężczyzna na oko kilka lat od niej starszy. Długie, kruczoczarne włosy sięgały mu do połowy pleców. Miał jasną cerę i czarne oczy. Szczupła twarz i wysokie kości policzkowe nadawały mu arystokratyczny wygląd. Zauważyła, że jego budowie też nie można nic zarzucić. Uznałaby z pewnością, że jest bardzo przystojny, gdyby nie fakt, że ubrany był całkowicie na czarno, a rozpięty, długi płaszcz falujący lekko na wietrze budził skojarzenia ze skrzydłami kruka.

– "Trafnie wybrał sobie imię" – pomyślała z przerażeniem.

Przed nią stał Raven.

Poczuła, że kręci jej sie w głowie ze strachu. Chciała uciekać, ale coś trzymało ją w miejscu. Raven stał nie dalej niż trzy metry od niej. Był zupełnie spokojny, nawet obojętny, jak ludzie całkowicie pewni swego zwycięstwa. Po chwili ledwie zauważalnie uniósł dłoń. W tarczę Oncilli uderzyła niewidzialna siła. Zachwiała się i zaczęła cofać w panice. Następne uderzenie było tak mocne, że rozbiło jej tarczę w drobny mak. Upadła na ziemię. Raven ruszył w jej stronę. Miał szybki chód– pokonanie dzielącej ich odległości zajęło mu kilka sekund. Oncilla próbowała się odczołgać, ale po chwili jej lewa ręka uwięzła w stalowym uścisku.

Poczuła, że przechodzi ją dreszcz. Nie był nieprzyjemny i wcale jej nie zaskoczył – jakby od zawsze wiedziała, że tak odczuje jego dotyk.

Mięśnie trzymającej ją ręki napięły się. Zaskoczona, spojrzała w twarz swego przeciwnika. Oczy Ravena rozszerzał szok. Było jasne, że nie tego się spodziewał.

Palce zaciskające sie na jej ręce rozluźniły się i zaczęły powoli i delikatnie przesuwać po jej ramieniu. Prawie bezwiednie podniosła prawą dłoń i przejechała nią po jego piersi. Zadrżał lekko pod jej dotykiem i uświadomiła sobie, że reaguje tak samo. Ujął jej twarz w swoje dłonie i przyciągnął bliżej. Poczuła jego wargi na swoich i znów zakręciło się jej w głowie, teraz jednak nie czuła strachu. Zaczął ją całować, a ona odpowiedziała mu tym samym, zapominając kompletnie gdzie jest, jak się nazywa i kim on jest. A potem on nagle się odsunął i nim cokolwiek zrobiła, zniknął w ciemnościach, pozostawiając ją samą w stanie całkowitego oszołomienia.

 

 

 

SPOTKANIA

 

 

 

Był poranek dnia następnego. Oncilla skończyła właśnie opowiadać Dame, co stało się poprzedniej nocy. Kocica spokojnie wysłuchała historii. Nie widziała niczego niezwykłego w zaistniałej sytuacji-ostatecznie dla kotki każdy przystojny kocur jest oceniany tak samo. Oncilla poszła więc na wykłady z mętnikiem w głowie.

Pod wieczór zdecydowała, że musi się przejść. Po chwilowym spacerze stanęła przed już dawno o tej porze zamkniętym Ogrodem Botanicznym. Pokonanie wysokiego ogrodzenia nie zajęło jej wiele czasu. Przeszła wśród kwiecistych klombów i dotarła do jeziorka. Tam, przy brzegu, ukryta za sitowiem, stała ławka. Przysiadła na niej.

Siedziała tam jakiś czas, wpatrując się w nocne niebo, gdy posłyszała cichy szelest. Odwróciła się. Nieopodal ławki stał Raven. Światło księżyca wydobywało jego postać z mroku.

Bez słowa przesunęła się, robiąc miejsce na ławce. Raven podszedł i usiadł koło niej. Przez chwilę panowało milczenie.

– Dlaczego wczoraj uciekłeś? – zapytała w końcu Oncilla.

Raven popatrzył na nią.

– Wiesz, po co tam byłem.

Skinęła głową.

– Żeby mnie zabić.

– Tak. Po to przybyłem do Wrocławia i czekałem na ciebie na moście. Do chwili gdy cię dotknąłem, chciałem tylko pozbyć się kolejnego maga i zwiększyć własną moc. Ale wtedy, gdy chwyciłem cię za rękę– pokręcił głową – Nie potrafię tego opisać. Nigdy wcześniej się tak nie czułem. Wiem tylko, że nie mogę cię skrzywdzić. Nie mogę cię zostawić.

– Kocham cię – wyszeptała.

Po raz pierwszy naprawdę się uśmiechnął.

– Wygląda na to, że ja ciebie też – powiedział. Po czym przyciągnął ją do siebie i pocałował.

Daleko, w Rynku, zegar na wieży Ratusza wybił północ.

 

 

 

ôôô

 

 

 

Niewidzialna kula magii wzbiła się w powietrze i strąciła leżący na samej górze kamyk.

– Musisz użyć więcej mocy – powiedział Raven.

Oncilla sapnęła z irytacją.

– Nie dam rady więcej – wysapała.

– Dasz. Masz więcej mocy, niż sadzisz.

Była północ, następna po ich spotkaniu w Ogrodzie. Raven próbował nauczyć Oncillę skutecznie walczyć. W tym celu ustawił na trawie stertę kamieni, a ona miała ją rozbić. Jak na razie, niewiele z tego wyszło.

Oncilla prychnęła.

– Nie jestem aż tak potężna – powiedziała.

– Jesteś. Wyczuwam to.

Spojrzała na niego, zaskoczona.

– Wyczuwasz?

Wzruszył ramionami. Przez ostatnie pół godziny stał za nią, dając wskazówki.

– To pewnie jakiś fragment mojego Talentu. Instynktownie wyczuwam, jak silny jest inny człowiek, którego napotkam. Ty jesteś bardzo potężna.

Oncilla zerknęła na niego z powątpiewaniem.

– Jedyna potężna moc, która w sobie odkryłam to mój Talent.

Raven spojrzał na nią z ukosa.

– To bardzo prawdopodobne. Może twoja moc opiera sie głównie na Talencie. Ale nawet jeśli, to stać cię na silniejsze uderzenie.

Pokręciła głową i odwróciła się, na powrót skupiając na kamieniach. Nagle poczuła na ramionach dłonie Ravena. Zaskoczona, zrobiła gwałtowny wdech, a kula energii, którą już uformowała, wyrwała jej się i roztrzaskała stertę kamieni w drobny mak.

– No i widzisz– wymruczał jej do ucha Raven– Potrafisz.

– To było nie fair!

Uśmiechnął się i pokręcił głową.

Oncilla usiadła na trawie. Raven przysiadł obok niej.

– Kiedy się dowiedziałeś? – zapytała po chwili Oncilla – O wojnie, o magii, o tym, jak używać Talentu?

Przez chwilę milczał.

– Miałem wtedy 10 lat– zaczął– Włóczyłem się po mieście. W końcu trafiłem do jakiegoś zaułka. Był tam mężczyzna, w sile wieku, elegancko ubrany. Zaatakował mnie. Gdy go zapytałem, czemu, powiedział, że jest wojna. Podszedł do mnie. Po drodze pozbył się osłony. Pewnie uznał, że mu nie zagrożę. Chciałem się bronić i chwyciłem go za nogę. Po chwili już trzymałem trupa.

Przerwał na chwilę. Wzrok miał nieobecny.

– Trochę trwało, nim odkryłem, jaki mam Talent i nauczyłem się korzystać z magii. Ale w Londynie, gdzie mieszkałem, nie pojawili się więcej magowie. Przez wiele lat nie używałem mocy.

Znów na chwilę przerwał. Podjął zaraz zmienionym głosem.

– Wróciłem wtedy ze studiów. Rodzice powitali mnie w domu. Chciałem ich uściskać i nie wiem, jak to sie stało… i leżeli martwi.

Odetchnął głęboko. Oncilla wpatrywała się w niego, zszokowana.

– Uciekłem z Anglii – podjął znowu Raven – Nazwałem się Ravenem. Nauczyłem się kontrolować swoją moc. Nie chciałem walczyć, ale na kontynencie natknąłem się na innych magów i nie miałem wyboru. Nie próbowałem nigdzie się zatrzymywać i nie znalazłem nigdzie dla siebie miejsca. Walka weszła mi w krew i podporządkowałem jej swoje życie, uważając, że to jedyne, co mogę robić jako mag i co pozwoli mi przeżyć w tym świecie wiecznej wojny. Pozostawałem Wędrowcem przez ostatnie 5 lat.

Zamilkł i opuścił głowę.

Oncilla położyła mu rękę na ramieniu.

– Wierzę, że można żyć bez wojny. Nawet mając magiczną moc – powiedziała.

Po czym dodała:

– Jeśli chodzi o ten Talent, to nie boję się. Wiem, że potrafisz kontrolować tę moc. Nie zrobisz mi krzywdy.

Objął ją ramionami i przytulił mocno.

 

 

 

KOTKA

 

 

 

Szum rzeki zagłuszał wszystkie inne dźwięki. Niósł się poprzez pola. Wskazywał granicę.

Stojąca na brzegu kobieta jeszcze raz spojrzała na ziemie Ukrainy, po czym ruszyła przez pola na zachód.

 

 

 

ôôô

 

 

 

– Jak idzie trening? – zapytała Dame.

Zbliżał się wieczór i Oncilla szykowała się do kolejnej wyprawy do Parku Szczytnickiego, w którym to odbywała codziennie treningi z Ravenem.

– Nieźle – odpowiedziała z uśmiechem – Lepiej niż sądziłam.

Dame skinęła głową i na powrót zamknęła oczy. Wylegiwała się właśnie w ostatnich promieniach zachodzącego słońca.

Oncilla już miała wychodzić, miała bowiem jeszcze jeden wykład, gdy nagle przyszło jej coś do głowy.

– Dame, co wiesz o innych Wędrowcach?

Kotka niechętnie otworzyła jedno oko.

– Jest ich czterech. Lioness jest najstarsza, ma jakieś pięćdziesiąt lat. Ostatni raz widziano ja w Norwegii. Podobno część zorzy polarnych to jej sprawka, bo umie wywołać wyładowania magnetyczne. Draco to Włoch, ma czterdzieści lat i podobno potrafi panować nad ogniem. Cat-ti-a to Litwinka, ale nie było jej w kraju od prawie dekady. Obecnie zbliża się do trzydziestki. Nie wiem wiele o jej talencie, jedynie to, że ma niezwykły dar przekonywania. Snake jest…

Ale nie dokończyła, bo w tym momencie Oncilla zerknęła na zegarek, jęknęła i wybiegła z mieszkania.

 

 

 

ôôô

 

 

 

Oncilla szła szybko przez park. Była noc, a alejki zupełnie puste. Chłodne powietrze przejmowało dreszczem. Przeszła jeszcze jeden zakręt i poczuła, że ktoś kładzie jej ręce na ramionach. Podskoczyła ze strachu. Raven zaśmiał się cicho i otoczył ją ramionami.

Dziewczyna pomału dochodziła do siebie.

– Nie rób tak więcej – poprosiła.

Zaśmiał się znowu, pocałował ją i posadził na stojącej w pobliżu ławce, po czym przysiadł obok.

– Jak minął dzień? – zapytał.

Wzruszyła ramionami.

– Jak to zawsze na studiach – odpowiedziała – Kilka godzin notowania, a potem uczenie sie do kolokwium za tydzień. To już ostatnie w tym roku.

Nagle coś sobie przypomniała.

– Dame opowiadała mi o Wędrowcach. Nie wiedziała, na czym polega dar Cat-ti-i. Ty wiesz?

Uśmiechnął się.

– Jest dość ciekawy. Cieszę się, że na mnie nie działa.

– Dame uważa, że ma coś wspólnego z przekonywaniem.

Zaśmiał się.

– Poniekąd. Ale to nie jest uczciwe przekonywanie.

Oncilla była coraz bardziej zaintrygowana.

– Co ona potrafi?

– Sprawia, że mężczyźni zakochują się w niej bez pamięci.

Poczuła dreszcz.

– I to na ciebie nie działa?

Znów się uśmiechnął.

– Nie. Ona potrafi zmanipulować tylko wolnych mężczyzn. W moim wypadku ktoś ją ubiegł – wymruczał, przytulając ją.

Po chwili puścił ją i wstał.

– Gotowa na trening? – zapytał.

Również się podniosła. Miała właśnie zapytać o przydział zadań, gdy nagle coś zaniepokoiło Ravena. Zesztywniał, nasłuchując. Po chwili i ona usłyszała ciche kroki.

Raven spojrzał na nią.

– Schowaj się – zawołał szeptem – Już!

Prawie wepchnął ją pod rozłożyste gałęzie jakiegoś iglaka, które odgrodziły ją zupełnie od drogi. Wyglądając ukradkiem spomiędzy nich, dostrzegła, że zza zakrętu wychodzi kobieta i zatrzymuje się na widok Ravena, mając przy tym taką minę, jakby spodziewała się tego spotkania.

– Cat-ti-a – warknął Raven.

Oncilla nabrała powietrza. Cat-ti-a! Wędrowiec z Litwy! Uważnie przyjrzała się kobiecie. Była w wieku zbliżonym do Ravena, wysoka, o wyglądzie modelki i długich, brązowych włosach. Ubranie nosiła tak skąpe i obcisłe, że aż w złym guście. Uśmiechała się drapieżnie.

– Raven. Nie sądziłam, że akurat ciebie tu spotkam. Ale to nawet dobrze się składa.

– Możesz jeszcze tego pożałować – warknął Raven.

Uśmiechnęła się jeszcze szerzej.

– Zobaczymy.

Gdy to powiedziała, coś się w niej zmieniło, coś w oczach, w postawie. Oncilla była pewna, że Kotka używa właśnie swojego daru. Poczuła przejmujący strach, ale Raven w ogóle nie zareagował, nadal patrząc na przeciwniczkę z pogardą. Jej dar na niego nie działał.

Cat-ti-a nagle zmieniła się na twarzy. Gdzieś znikła jej wesołość.

– No, no. A właśnie się dziwiłam, gdzie podział się chłód i opanowanie angielskiego Kruka, o którym tyle słyszałam – powiedziała – Podobno we Wrocławiu była jakaś magiczka. Sądziłam, że skoro ty tu jesteś, to jej już nie ma, ale wygląda na to, że się myliłam.

Trzasnęła sucha gałązka. Oncilla zbyt późno zorientowała się, że za mocno ją ściska.

Cat-ti-a spojrzała na krzak i na jej twarzy znów zagościł okrutny uśmiech. W tej samej chwili trafiła ją kula energii tak potężna, że jej tarcza wygięła się dziwacznie.

Przerażona Oncilla zdała sobie sprawę, że musi uciekać. Skoncentrowała się na tej ze swych zdolności, której najrzadziej używała. Jej ciało w mgnieniu oka zmalało, ubranie pokryło się futrem, zmysły wyostrzyły. Wzrokiem dostrzegła falowanie powietrza pod wpływem uderzeń mocy, poczuła zapach obcej kobiety, a huk magicznej walki ogłuszył ją. Ogon sam zjeżył się jej jak szczotka. Prychnęła cicho i rzuciła się do ucieczki.

 

 

 

ôôô

 

 

 

Raven stał sam w pustym parku. Przed nim na ziemi leżało ciało Cat-ti-i.

Pomyślał, że przyda się je gdzieś ukryć. W ten sposób nikt nie powinien się dowiedzieć o magach we Wrocławiu.

Za pomocą magii uniósł ciało w powietrze i przetransportował nad Odrę, po czym spuścił do rzeki. Wszyscy pomyślą, że się utopiła.

Odwrócił się i ruszył na poszukiwanie Oncilli. Był prawie pewien, gdzie ją znajdzie.

 

 

 

ôôô

 

 

Na kamiennej ławce nad jeziorem w Ogrodzie Japońskim siedziała dziko umaszczona bengalska kotka. Zastrzygła uszami, gdy dobiegł ją odgłos kroków. Po chwili Raven wynurzył się z ciemności.

– To dlatego Oncilla – powiedział, gdy dostrzegł kotkę. Podszedł do niej i pogłaskał ja po grzbiecie.

Oncilla z powrotem zmieniła się w człowieka. Raven uśmiechnął się i usiadł na ławce.

– Rzeczywiście, masz potężny dar – powiedział.

Odpowiedziała mu uśmiechem.

– Tak naprawdę, to nazywam się Renata – powiedziała.

Zesztywniał. Imię było największą tajemnicą maga, gdyż znając je, można było przejąć kontrolę nad człowiekiem. Była to jedna z zaawansowanych możliwości magicznych, nie u każdego rozwinięta, lecz odwieczna walka nauczyła magów ostrożności w ocenie umiejętności przeciwnika. Oncilla jednak wiedziała, że Raven nigdy nie wykorzysta jej imienia ani nikomu go nie zdradzi.

Przysunął się do niej tak blisko, że ich twarze dzieliły milimetry.

– A ja nazywam się Marcus – wyszeptał.

A potem ich usta spotkały się i już nie było więcej zwierzeń.

 

 

 

WĄŻ

 

 

 

"Dziś w godzinach porannych wyłowiono z Odry ciało młodej kobiety. Ze wstępnych ustaleń wynika, że przyczyną śmierci było utonięcie".

Taką krótką wzmiankę przeczytała Oncilla w gazecie po powrocie z porannych wykładów. Przeczytała pobieżnie resztę artykułów, nasypała Dame jedzenia i właśnie miała zacząć się uczyć, gdy rozległ się dzwonek. Otworzyła drzwi i oniemiała. Na progu stał Raven.

– Mogę wejść? – zapytał.

Bez słowa wpuściła go do środka. Dame machnęła ogonem ale nic nie powiedziała.

– Co ty tu robisz? – zapytała Oncilla Ravena.

Uśmiechnął się.

– Wiem, mieliśmy się spotkać wieczorem, ale nie mogłem bez ciebie wytrzymać– powiedział, obejmując ją delikatnie.

– Nie sądziłam, że aż tak na ciebie działam.

Zaśmiał się cicho i pocałował ją.

– Wcale mnie to nie martwi – wymruczał.

Oncilla łagodnie wyswobodziła się z jego objęć i usiadła na łóżku.

– Ale skąd wiedziałeś, gdzie mieszkam? – zapytała.

Raven przysiadł obok niej i ponownie ją obiął, odnotowujac przy tym nie bez zadowolenia, że tym razem nie spróbowała się uwolnić .

– Przez te wszystkie dni trochę cię obserwowałem. Mam nadzieję, że mi to wybaczysz– powiedział.

– Hmm… Zastanowię się– odpowiedziała i roześmiała się na widok udawanego przerażenia w jego oczach.

Gdy się już wyśmiała, podniosła gazetę. Otworzyła na wzmiance o topielicy.

– To twoja robota?

Uśmiechnął się.

– Pomyślałem, że to zatrze ślady. Nawet magowie nie dowiedzą się, że to Cat-ti-a została znaleziona w Odrze.

W tym momencie rozległ się syk Dame. Oncilla, zdezorientowana, spojrzała na kotkę.

– To prawda? – zapytała Dame. Była wyraźnie zdenerwowana– Zabiliście Cat-ti-ę?

– Ona chciała zabić nas. A dzięki Ravenowi nikt się nie dowie, co się naprawdę stało– Oncilla nie rozumiała wzburzenia kotki.

Dame wcale nie wyglądała na uspokojoną.

– Gdybyś wczoraj wcześniej zapytała mnie o Wędrowców, to nie byłabyś tego taka pewna – wysyczała.

– Co się dzieje?– zapytał Raven, do którego teraz dotarło, że coś jest nie tak.

Oncilla powtórzyła mu słowa Dame. Zmarszczył brwi.

– Co masz na myśli? – zapytał kotkę.

Oncilla powtórzyła jego pytanie.

– Gdybyś wtedy nie wyszła, dowiedziałabyś się, że Snake, czwarta z Wędrowców, jest siostrą Cat-ti-i – odpowiedziała kotka– Cat-ti-a mogła jej donieść, dokąd idzie. Sądzisz, że Snake nie zareaguje na wieść o śmierci siostry?Oncilla poczuła, że przechodzi ją dreszcz. Powtórzyła słowa kotki Ravenowi. Z przerażeniem zauważyła, że jej ukochany nagle zbladł.

– Jesteś pewna? – zapytał kotkę.

Skinęła głową.

Raven zesztywniał. Oncilla poczuła, że bezwiednie mocniej zaciska ramiona, którymi ją obejmował, jakby pragnąc ją przed czymś za wszelka cenę ochronić.

– Czy Snake jest potężna? – zapytała Oncilla.

Odpowiedziała jej Dame.

– To najpotężniejsza z Wędrowców.

Oncilla zadrżała. Najpotężniejszy Wędrowiec… A przecież Wędrowcy to najpotężniejsi i najagresywniejsi z magów…

– Czyli ona jest najsilniejsza… z magów? – szepnęła.

Raven skinął głową.

– Jaki ma Talent? – zapytała jeszcze Oncilla słabym głosem.

Przez dłuższą chwilę panowało milczenie. Wreszcie odezwała się Dame:

– Snake jest bardzo potężną nekromantką.

 

 

 

ôôô

 

 

Nekromantka.

Oncilla siedziała jak skamieniała, próbując przetrawić tę wiadomość.

– Co możemy zrobić? – zapytała wreszcie.

Nikt jej nie odpowiedział.

– Musimy z nią walczyć, prawda? Bo nie da nam spokoju?

Raven skinął sztywno głową. Był cały spięty.

– Ja będę z nią walczył. Ty musisz uciekać – powiedział w końcu.

– Przecież sam nie dasz jej rady! – zawołała Oncilla – Nie mogę cię zostawić!

– Nie będę mógł się skupić nie wiedząc, czy jesteś bezpieczna.

– Ale przecież ona cię zabije! A potem znajdzie mnie!

Wyglądał na wstrząśniętego.

– Nie…Nie ma powodu, by ciebie szukać…

– Przecież jakby nie ja, to byś już nie żył! Musi wiedzieć, jaki Talent miała Cat-ti-a!

O tym najwyraźniej nie pomyślał. Oddychał szybko, zszokowany. Po chwili jęknął cicho i przytulił ją jeszcze mocniej. Poczuła, że cały drży.

– Będziemy z nią walczyć– powiedziała– Razem. I albo razem przeżyjemy… albo razem zginiemy.

Spojrzał na jej zdeterminowaną twarz.

– Nie pozwolę nam umrzeć– zapewnił ją cicho, po czym wbił się w jej wargi tak, jakby świat miał się wkrótce skończyć.

 

 

 

ZEMSTA

 

 

 

 

 

Tarcza ugięła się pod wpływem uderzenia, ale wytrzymała. Oncilla zadowolona spojrzała na Ravena.

– Jak mi idzie? – zapytała.

Już od trzech dni trenowali w nowym miejscu. Gdy tylko Dame powiedziała im o Snake, zdecydowali, że nie mogą się z nią spotkać w mieście. Oncilla zaproponowała więc pusty teren należący do lotniska przy wyjeździe z miasta. Tutaj od tamtego czasu trenowali.

Raven nie odpowiedział. Oncilla przyjrzała mu się dokładnie. Na jego twarzy malowała się rozpacz.

– Co jest? – zapytała.

– Tak bardzo się narażasz…– odpowiedź zabrzmiała jak jęk.

Oncilla już miała go uspokoić, gdy nagle zesztywniał. W jednej chwili zrozumiała, o co chodzi.

– Idzie tu, prawda?

Jego mina wystarczyła jej za odpowiedź.

– To na co czekasz? – zapytała, podchodząc do niego i wyciągając dłoń – Ustaliliśmy, że podzielę się z tobą swoja energią gdy ona się pojawi.

Raven jęknął.

– Błagam cię, nie zmuszaj mnie do tego – wyszeptał płaczliwie – Jeśli nie zdołam przerwać…

– Zdołasz – odpowiedziała pewnie – Wiem to.

Raven westchnął i delikatnie ujął jej dłoń.

Poczuła senność, która jednak nie trwała długo. Umysł rozjaśnił się jej na powrót tak nagle, że, zaskoczona, zachwiała się lekko. W tej samej chwili chwyciły ją silne ręce.

– Nic mi nie jest – powiedziała szybko.

Raven wpatrywał się w nią, przerażony. Gdy usłyszał jej głos, z jękiem porwał ją w ramiona.

– Nie proś mnie o to więcej – wyszeptał drżącym głosem – Nie przeżyję, jeśli przeze mnie zginiesz. Delikatnie wyswobodziła się z jego ramion.

– Już czas – powiedziała.

W tej samej chwili od szczytu delikatnie zalesionego wzgórza, u którego podnóża stali, dał się słyszeć dziwaczny chrzest.

 

 

 

ôôô

 

 

 

– Och, nie – jęknęła Oncilla– Dopiero teraz mi się przypomniało. Kiedyś była tu wieś, a na tym wzgórzu cmentarz. Raven spojrzał na nią. Od razu dostrzegła, że jest przerażony.

– Cofnij się – nakazał jej tonem nie znoszącym sprzeciwu.

Posłuchała. Skulona na skraju zagajnika patrzyła jak na pole miedzy dwiema ścianami drzew wychodzi tłum żywych szkieletów.

Prowadziła je kobieta którą z całą pewnością była Snake. Wyglądała jak amazonka. Atletycznie zbudowana blondynka o delikatnie opalonej skórze i niebieskich oczach, była podobna do siostry Cat-ti-i. Jej twarz wykrzywiał okrutny uśmiech. Od lewego oka do lewego ucha przez twarz kobiety przechodził cudowny tatuaż przedstawiający węża.

Snake zatrzymała się jakieś dziesięć metrów przed Ravenem.

– Zabiliście Cat-ti-ę– powiedziała, patrząc zarówno na Ravena jak i na Oncillę – Zapłacicie za to swoim życiem.

Na jakiś niedostrzegalny rozkaz armia kościotrupów ruszyła do walki.

 

 

 

ôôô

 

 

 

Raven przedarł się przez kordon upiornego wojska i zatrzymał się przed Snake. Uniósł dłonie, gotów do walki.

Snake nadal się uśmiechała.

– Czyli to prawda – powiedziała cicho – Gdy usłyszałam o śmierci Cat-ti-i, byłam pewna, że zawiódł jej dar, ale nie mogłam uwierzyć, że słynny Raven mógł się zakochać w takiej bezwartościowej dziewczynie.

– Jest warta więcej niż ty i twoja siostra razem wzięte – warknął Raven, ledwo nad sobą panując.

Snake uniosła brwi.

– Doprawdy? – zapytała – Mam wrażenie, że za chwilę zginie jak każdy młody mag, który stanął mi na drodze.

Wskazała głową na coś za plecami Ravena. Obrócił się we wskazanym kierunku czując, że serce w nim zamiera. Oncilla była otoczona tłumem kościotrupów.

 

 

 

ôôô

 

 

 

Oncilla patrzyła bezradnie na dziesiątki szkieletów, które były coraz bliżej niej. Jej tarcza była za słaba, by je zatrzymać. Gdy pierwsze szkielety niemal do niej dotarły, zdała się na instynkt. Podniosła głowę i przeraźliwie zawyła. Z lasu za jej plecami dało się słyszeć warczenie. Po chwili na potworną armię rzuciły się setki psów.

Raven, widząc to, podniósł ręce i uformował potężne uderzenie mocy. Oncilla uniosła dłonie i wysłała w jego kierunku całą swoją moc. Połączone uderzenia trafiły w Snake, zamieniając ją w popiół. Sekundę później to samo stało sie z jej armią.

Wyczerpana Oncilla usiadła na trawie. Psy cicho odbiegły w las.

 

 

 

ôôô

 

 

 

Raven podbiegł do Oncilli i chwycił ją w ramiona. Był wyczerpany, ale bliskość ukochanej przywracała mu siły. Pochylił się nad nią i zaczął ją całować tak, jak jeszcze nigdy jej nie całował. Przepełniała go miłość o jaką nawet się nie podejrzewał.

Na chwilę oderwali się od siebie.

– To koniec, prawda? – zapytała Oncilla– Nikt nie dowie sie o śmierci Snake i nie będzie wiedział, że we Wrocławiu mieszka na stałe dwójka magów.

Popatrzył na nią pytająco.

– Na stałe? – zapytał.

Spojrzała na niego, wystraszona.

– Nie chcesz? – zapytała cicho.

Uśmiechnął się.

– Nie wystarczy mi to. Chcę tu zostać na stałe z tobą.

Zaśmiała się cicho.

– To mogę ci obiecać.

Znów się uśmiechnął i ponownie przyciągnął ją do siebie.

 

 

 

ZOSTALI WE WROCŁAWIU, JEDYNYM MIEŚCIE ŚWIATA, GDZIE NIE MA WOJNY MAGÓW. NIKT NIE DOWIEDZIAŁ SIĘ O ŚMIERCI SNAKE.

 

 

 

KONIEC

Koniec

Komentarze

A dałoby się z mniejszymi odstępami między wierszami? ;]

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

 

Chyba to wina edytora. Niestety, pozostaje formatowanie ręczne. Jednak  można czytać.

Ciekawe miejsce akcji. Ale, nawet na samym początku, wiele zdań można doszlifować.  

"Ubrany był w elegancki garnitur, pod szyją miał zawiązaną aksamitną chusteczkę w kolorze czerwonym." Ostatecznie. choćby tak: Ubrany był w elegancki garnitur, pod szyją miał zawiązaną aksamitną, czerwoną  chusteczkę." 

I drugie: "Po środku tegoż Placu wznosił się majestatyczny Łuk Triumfalny Napoleona." Raczej: " Pośrodku placu wznosił się majestatyczny Łuk Triumfalny Napoleona." 

Dużą niedoróbką edycyjną jest brak spacji po myslnikach. No, ten feler trzeba poprawić... 

Pozdrowienia.

Masz pecha, żeś w mój dyżur trafiła.

 

„...odbijając sie w wodach Sekwany.” - się. Literówka. Której uniknęłabyś, gdybyś tylko uruchomiła moduł sprawdzania pisowni w edytorze.

 

„Była 3 w nocy.” - 3? To jest tekst, może nawet literacki. Cyfry i liczby po prostu ładniej jest zapisywać słownie. Trzecia w nocy. I – w chwilę później – czterdzieści lat, a nie 40 lat. Proszę.

 

„Z nikąd pojawił się człowiek.” - Znikąd, łącznie.

 

O chusteczce w kolorze czerwonym pisał już Roger.

 

„...że wybiera się na uroczyste przyjecie.” - Przyjęcie. Literówka.

 

„Mężczyzna rozejrzał sie, po czym ruszył w kierunku Placu Gwiazdy. Po środku tegoż Placu wznosił się majestatyczny Łuk Triumfalny Napoleona. Mężczyzna w garniturze podążył właśnie w jego kierunku.”

Powtórzenia. Literówka w „się”.

 

„Księżyc znów zniknął za chmurami...” - Znów? Wydawało mi się, że zaczęłaś od tego, że srebrna kula wisiała ergo świeciła. Nie było ani słówka wcześniej o tym, że księżyc zniknął.

 

„...pod Łukiem było ciemno jak w grobowcu. Rozliczne płaskorzeźby i inskrypcje mające sławić Napoleona i jego żołnierzy ukrył mrok. Mężczyzna śmiało wszedł pod Łuk.”

 

„Od razu spostrzegł, ze nie jest sam.” - Literówka. „że”.

 

„W mroku stała jeszcze jedna postać. Elegant zmrużył oczy i pomimo mroku, zdołał dostrzec tajemniczego osobnika. Był to wysoki, młody mężczyzna, najwyżej 28-letni. Miał bardzo jasną cerę i długie, czarne włosy, opadające mu prawie do połowy pleców. Ubrany był w czernie: skórzane spodnie, koszula i rozpięty, skórzany płaszcz zlewały się z mrokiem nocy. Na nogach miał wysokie, czarne buty.”
Mrok i czerń, czerń i mrok. 28-letnia na dodatek.

 

„-A wiec to ty zabiłeś Coq'a na Placu Warszawskim.” - Literówka. Więc.

 

Wspomniany brak spacji po myślnikach w kwestiach dialogowych. Do poprawy póki masz czas na edycję tekstu.

 

„A może pogłoski o Ravenie, angielskim Kruku są przesadzone?”; „hat Noir, Czarny Kot zaraz pokaże ci, dlaczego.” - Autorko, nie obrażaj inteligencji swoich czytelników, bardzo Cię proszę.

 

„W odblasku światła ulicznej latarni...” Dobrze, że dodałaś, że to był odblask światła, nie? Zwłaszcza w kontekście latarni.

 

„Powietrze wokół niego delikatnie zgęstniało.” Powietrze wokół światła? Zmieniasz podmiot – zaznacz to.

 

„Po raz pierwszy zaczął się zastanawiać, czy przypadkiem nie przecenił swoich sil.
Na ustach Kruka po raz pierwszy pojawił się cień okrutnego uśmiechu. Znowu podniósł dłoń.”

Powtórzenia. Nie tylko „po raz pierwszy”, ale przed chwilą Kruk podnosił dłoń, a jeszcze wcześniej Kot podnosił ręce. Innych gestów to oni nie znają?


Doszłam do końca fragmentu. Więcej dziś nie przerobię, bo tak będzie lepiej i dla Ciebie, i dla mnie. Mam naprawdę podły humor.

Popraw, co tylko możesz przez te dwadzieścia cztery godziny, które Ci dano. Powiem tylko tyle: to jest tekst konkursowy, więc, do cholery, pokaż, że Ci zależy. Wrzuciłaś tekst, w którym przynajmniej części błędów zaradziłby moduł sprawdzania pisowni w edytorze tekstu. Drugiej części pozbyłabyś się, gdybyś pozwoliła tekstowi się odleżeć przez kilka dni i uważnie go potem przeczytała.


True story.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Poprawiłam, co znalazłam i co zdołałam poprawić. Dziękuję za wszytskie dobre i konstruktywne rady. Muszę się jeszcze wiele nauczyć :).

Wybacz mój ostry ton wczorajszy, miałam zły dzień. Po prostu pamiętaj na przyszłość a) włączyć moduł sprawdzania pisowni, b) sprawdzić tekst dokładnie, samemu, w poszukiwaniu literówek i tym podobnych potknięć, c) pozwolić tekstowi się troszkę odleżeć. Bo zawsze inaczej patrzy się na swój twór po tygodniu, a jeszcze lepiej miesiącu, niż tuż po napisaniu. ; )

Obiecuję później przeczytać dalszą część.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

I pomyśleć, że to nawet nie PMS, a tylko zły dzień :o

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

No to chyba lepiej? PMS się zdarza co miesiąc i raczej nie mam z nim problemów, a taki naprawdę... paskudny (eufemizm użyty w celu uniknięcia słów uważanych powszechnie za niecenzuralne) dzień trafia się - na szczęście - bardzo rzadko.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

 

Spokojnie, jak na wojnie... Także zaczynam czytać. Wyrazy uznania dla Autora za pracę, wlożoną w sformatowanie tekstu i poprawienie błędów edycyjnych. 

Pozdrowienia. 

W opowiadniu mocno dzwięczy motyw z filmu "Nieśmiertelny". 

Jak na debiut - przyzwoicie. Opowiadanie przywoicie skomponowane --- jest wprowadzenie, rozwinięcie i sentymentalny finał, są  bohaterowie, jest romans. Tekst też napisany przywoicie, lekko, niespecjalnie zgrzyta. Ale --- liczne powtórzenia wyrazów, sporo niepotrzebnych zaimków. Wiele zdań statycznych. Znowu kolejne "ale", znacznie ważniejsze ---- ubogie to językowo jest.... Kolejny duży niedostatek opowiadania --- nie ma tajemnicy, nie ma klimatu. W związku z tym, niestety,opowiadanie nie wciąga, przynajmniej mnie. Raczej czytanka niż story.

Fabuła? Prosta jak konstrukcja cepa bojowego. Wątła jak trawka w przedwiośniu. 

Opowiadanie bez rażąco wielkich blędów, ale i bez poruszenia  czytelnika. Jednak tekst nadaje się  do rozwinięcia, wzbogacenia fabuły, a przede wszzystkim --- do zmiany sposobu narracji na o wile bardziej bardziej krwisty. Czyli, jak to się żargonowo określa --- opowiadanie " ma potencjał" (okropny zwrot). 

Pozdrawiam.

 

Cytat RogerRedeye:

"W opowiadaniu mocno dzwięczy motyw z filmu "Nieśmiertelny"."

Dziwne, bo nigdy tego filmu nie widziałam ani o nim nie słyszałam. A jeśli nawet gdzieś mi przemknął jakiś trailer, to nie pamiętam :).

Ooo, "Nieśmiertelny" to jedna z rzeczy, na których się wychowałam! Ach, wspomnienia. I ta muzyka. ^.^

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

To nie jest zarzut. Niezły wzorzec, pod warunkiem, że mówimy o pierwszej części. Ale ---wzorzec fabuły podobny.  Jeżeli nie oglądałeś filmu, Auitorze, dobrze to o tobie świadczy, jak mniemam.

 

zwiastuny (1) Nieśmiertelny

zwiastun nr 1 [materiał wideo] 2:19

opisy filmu (4) dodaj opis filmu Nieśmiertelny

Urodzony w górzystej Szkocji w 1518 roku, Connor Macleod jest nieśmiertelny. Kiedy podczas bitwy z wrogim klanem zostaje śmiertelnie ugodzony, ale nie umiera, przerażeni członkowie jego klanu skazują go na banicję. Błąkając się po górach Connor napotyka Ramireza, który również jest nieśmiertelny. Dowiaduje się od niego, że na świecie jest kilku takich jak oni toczących między sobą walkę o główną nagrodę, którą otrzyma ostatni z nieśmiertelnych. Jedyną możliwością wyeliminowania nieśmiertelnego ze świata jest odcięcie mu głowy mieczem

No tak. Nic dziwnego, że nie pamiętam traileru- filmu w kinie widzieć nie mogłam, bo powstał zanim się urodziłam :).  Mam wrażenie, że gdzieś kiedyś widziałam okładkę- może w jakiejś wypożyczalni?

"Niesmiertelny" czasami wraca, nawet dość często, i puszczają go w rónych stacjach tv. Też w ten sposób go obejrzałem. Sean Connery i Lambert ( aktor praktycznie tylko dwóch filmów ) stworzyli bardzo dobry duet aktorski. Nie wiem, kto grał trzecią rolę męską.Też znany aktor.

Pozdro.  

Nienajgorszy ten tekst. Bez specjalnej rewelacji, ale odebrałem go pozytywnie, co jak na dosyć tanie (bez urazy) romansidło, jest dużym plusem. Błędy wytknięto przede mną, więc nie będę ich powtarzał. Może tylko jeszcze zasugeruję rozwinięcie postaci Dame. Kim ona właściwie jest? Bo że nie zwykłą kotką - to pewne. Warto to przemyśleć i wtrącić gdzieś ukradkiem kilka zdań na temat jej przeszłości; może nawet rozwinąć trochę jej rolę w całej tej historii, której konstrukcja, jak już wspomniano, przypomina cep i aż prosi się o nieco zagmatwania. ;)

Pisząc o debiucie Autorki, miałem na myśli debiut w konkursie. Nie doprecyzowałem myśli. Start w jakimkolwiek konkursie to zupełnie inna "para kaliszy", niż proste wklejenie opowiadania. "Wyższa półka", jakby na to nie patrzeć.  

Przeczytałam Twój tekst do końca, droga Autorko, już jakiś czas temu, ale nie mogłam znaleźć chwili, żeby zamieścić komentarz.

 

„Rozliczne płaskorzeźby i inskrypcje mające sławić Napoleona i jego żołnierzy ukrył mrok. To jednak nie powstrzymało nocnego gościa. Śmiało zagłębił się w noc.
Od razu spostrzegł, że nie jest sam. Wsparta o przyporę potężnej budowli, stała tam jeszcze jedna postać. Elegant zmrużył oczy i pomimo mroku, zdołał dostrzec tajemniczego osobnika. (...) Ubiór pasował do ich koloru: skórzane spodnie, koszula i rozpięty, skórzany płaszcz zlewały się z mrokiem nocy.”

Powtórzenia to niestety Twój wróg – staraj się na nie zwracać uwagę i je zwalczać.

 

Ponadto w zdaniu „Elegant zmrużył oczy i pomimo mroku, zdołał...” - przed pomimo przecinek. Wtrącenia w zdaniu wydzielamy przecinkami z obu stron.

 

Interpunkcji dalej poprawiać nie będę, tym bardziej, że całkiem dobrze sobie z nią radzisz.

 

„Przestrzeń między nimi wzburzyła się gwałtownie pod wpływem niezauważalnego uderzenia mocy.” - Przeczysz sobie. Skoro przestrzeń się wzburzyła, oznacza to, że uderzenie było zauważalne.

 

Miała dwadzieścia lat, długie blond włosy o czarnych pasemkach i była dość drobna. Posiadała jednak coś, co odróżniało ją od innych ludzi: miała talent magiczny.” - To drugie „miała” spokojnie można skreślić.

 

„...powiedziały jej o odwiecznej wojnie magów.
Na świecie, nie odkryta nigdy przez zwykłych ludzi, toczyła się odwieczna wojna między magami...” - Powtórzenia w tekście szkodzą urodzie tekstu, naprawdę.

 

Pamiętaj, ze tak w kwestiach dialogowych jak i wszędzie indziej, po obu stronach myślnika winna być spacja!

 

„Na szczęście juz trzy lata żyła spokojnie, nie spotkawszy żadnego maga, najwyraźniej jedyna magiczka w kraju.” To zdanie brzmi niezgrabnie. Literówka: już.

 

Następne zdanie zaś jest długie i zawiłe, warto by je rozbić, stawiając kropkę po „zdolności”.

 

Co do zapisu dialogów. Napisałaś:

- Oncilla – powiedziała - Nazywam się Oncilla.

Po wtrąceniu stawiamy kropkę, bo na ogół jest ono zamkniętym zdaniem. Zatem po „powiedziała” powinna być kropka.

 

„...spojrzała na swa przyjaciółkę.” - Literówka: swą. Bardzo dużo literówek masz właśnie z winy zgubionych ogonków w polskich literach. Nie wymieniam reszty, po prostu na przyszłość zwróć na tego typu znaki większą uwagę.

 

„Oncilla i jej kotka siedziały na niewielkim balkonie swojego mieszkania na wrocławskich Jatkach.
Kotka spojrzała na swoją panią.”

Po co się powtarzać, gdzie mieszkały? Poza tym nadużywasz zaimka swój/swoje/swoja. Wszystko jest swoje, a Dame zawsze robi wszystko ze „swoją” panią. Eliminuj takie potykacze.

 

„Raven stał nie dalej niż trzy metry od niej. (...) Miał szybki chód- pokonanie dzielącej ich odległości zajęło mu kilka sekund.” - No, trzy metry to malutko, praktycznie każdy pokona taką odległość w kilka sekund, może poza staruszkami o lasce...

 

„Oncilla poszła więc na wykłady z mętnikiem w głowie.” - Literówka: mętlikiem.

 

„Miałem wtedy 10 lat” - W tekście literackim liczby zapisujemy na ogół słownie, a już zwłaszcza takie. Po prostu jest ładniej.

 

„Cat-ti-a spojrzała na krzak i na jej twarzy znów zagościł okrutny uśmiech. W tej samej chwili trafiła ją kula energii tak potężna, że jej tarcza wygięła się dziwacznie.”

Zmieniasz podmiot i nie zaznaczasz tego. Podmiotem jest Cat-ti-a, ale kula energii trafiła Oncillę, prawda? Trzeba dookreślić.

 

„Spojrzał na jej zdeterminowaną twarz.” - Czy twarz może być zdeterminowana? Raczej mina.

 

„Tak bardzo się narażasz...- odpowiedź zabrzmiała jak jęk.
Oncilla już miała go uspokoić, gdy nagle zesztywniał. W jednej chwili zrozumiała, o co chodzi.
- Idzie tu, prawda?
Jego mina wystarczyła jej za odpowiedź.
- To na co czekasz? - zapytała, podchodząc do niego i wyciągając dłoń - Ustaliliśmy, że podzielę się z tobą swoja energią gdy ona się pojawi.
Raven jęknął.

- Błagam cię, nie zmuszaj mnie do tego - wyszeptał płaczliwie

Łomatko. Ja wiem, że specyfika tematu tego wymaga, ale biedny Raven nic tylko sztywnieje, jęczy i popłakuje. Facet jest dla mnie przez to niejadalny... Kilka zdań później „z jękiem” porywa Oncillę w ramiona, co generuje kolejne powtórzenie, nawiasem mówiąc.

 

„Od lewego oka do lewego ucha przez twarz kobiety przechodził cudowny tatuaż...” - Od lewego oka do lewego ucha nie ma wiele miejsca, a już na pewno tatuaż taki nie przechodziłby przez całą twarz.

 

„Psy cicho odbiegły w las.”

A skąd w ogóle się tam wzięły?

 

No więc, nie mnie oceniać wartość tekstu pod względem konkursu PARANORMAL, ale osobiście nie przepadam za takimi romansidłami. Zakochują się od pierwszego wejrzenia, facet cięgiem sztywnieje i jęczy, robiąc z siebie babę, a sama baba ta nagle odkrywa w sobie nieprzebrane moce i ratuje ich mały świat. Aha, a bohaterowie nic, tylko przez pól tekstu siedzą na ławce...

 

Nie wyjaśniasz wielu rzeczy, niektóre niewygodne zupełnie pomijasz... na przykład właśnie skąd wzięły się te psy i jakąż to dodatkową moc odkryła w sobie dziewczyna?

 

Pomijając warstwę fabularną, niestety bodajże Świętomir miał rację na temat Twojego języka. Jest bardzo... mało urozmaicony. Stosujesz dużo powtórzeń, zaimków, gubisz ogonki... W sumie, całościowo, nie jest źle, ale radziłabym Ci jak najwięcej czytać – literatury bogatej w słownictwo. Znikąd nie nauczysz się tak wiele, jak z wartościowych pozycji książkowych.

 

Pozdrawiam i życzę owocnych prób pisarskich.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Nowa Fantastyka