- Opowiadanie: Zatrakus - -39500 (zbiorek drabbli własnych)

-39500 (zbiorek drabbli własnych)

Mini-zbiór drabbli, przygotowywany na premierę nowej strony, ale skoro aktualna wersja bety ma płynnie przejść w pełną wersję serwisu, to czemu dłużej czekać?

Zbiorek zawiera w sumie dziesięć opowiadań, z czego trzy to poprawione wersje już publikowanych na stronie Nowej Fantastyki ("Brzęczcie dzwonki sań...", "Chrystianizacja", "Danie eonu"). Pozostałe są świeże i przygotowane właśnie do tego zbiorku.

Autor, nauczony doświadczeniem, zobowiązuje się NIE TŁUMACZYĆ drabbli, ani nie naprowadzać nikogo na ich "jedyną słuszną interpretację". Kwestię zrozumienia bądź niezrozumienia poniższych tworów pozostawia wyłącznie czytelnikom, gdyż w przypływie wiary w ludzi uznał, iż są oni mądrymi ludźmi, którzy pojmą jego dziełka.

A jak nie, to wina autora :P

Życzę wszystkim miłej lektury!

Oceny

-39500 (zbiorek drabbli własnych)

„DZIADY AMERYKAŃSKIE”

– Dalej, dalej, posilcie się duszyczki!!! – wołał radośnie Guślarz, rzucając otaczającym go zjawom strawę. Tyle lat, wieki całe, a on nadal pełnił swoją misję. Niezłomny, wieczny jak jego zadanie. – Co to, jak to? Józio, Rózia, skąd wy tu?! ­– zdziwił się, by po chwili paść nieprzytomny między grobami.

***

Z ostatniej chwili! Schwytano niebezpiecznego szaleńca, który ostatniej nocy błądził po cmentarzu miejskim. Funkcjonariusze zatrzymali go, gdy w halloweenowy wieczór próbował napaść dwójkę przebranych za duchy dzieci. Mężczyzna okazał się być polskim imigrantem, nie znaleziono przy nim żadnych dokumentów. Torebkę maku, którą trzymał w dłoni uznano za poszlakę, iż może być dilerem narkotyków…

 

„BRZĘCZCIE DZWONKI SAŃ…”

Świąteczni goście bawili się w najlepsze i śmiali radośnie. Pomieszczenie rozświetlał przyjazny blask ognia trzaskającego na kominku, ludzkim rozmowom rytm nadawały dźwięki kolęd. 

Pod jemiołą przeleciała, brzęcząc zajadle, mucha.

Gospodarz odwrócił wzrok od gości i spojrzał na choinkę: wyrastała z kopca prezentów, wieńczyła ją figurka aniołka. Na jedenastu mocnych gałęziach wisiały ogromne, bogato zdobione bombki, po nich też spływał sznur lampek. Drzewko robiło na gościach niesamowite wrażenie, jedynie pan domu wyczytał prawdę spomiędzy zwodniczych ozdób.

Choinka, poza wspomnianymi odnogami, pozbawiona była zupełnie gałązek czy kory. Na pniu wyrzeźbiono trzy kolorowe wizerunki: renifera, Waszyngtona oraz rozwartego pysku karpia.

Brzęczenie nieznośnie narastało.

 

„ŁOWY NA CZERWONEGO”

Po latach wyczekiwania, wszystkie elementy układanki były na swoich miejscach:

– choinka ubrana,

– skarpety wiszą,

– ciasteczka, mleko i marchewka na tacy,

– dubelt w dłoniach.

Wreszcie, najważniejsze. Przedmiot będący spełnieniem marzeń wszystkich członków Biura Polowań na Świętego Mikołaja – bomba stasis. Dzięki niej uda się „zamrozić” Czerwonego na ułamek sekundy, w drodze między kominkiem a drzewkiem.

Ludzie należący do BPnŚM od dzieciństwa pielęgnowali w sobie nienawiść do nieuchwytnego „Grubasa”. Po niezliczonych niepowodzeniach łaknęli jednego – zemsty.

Krwawej.

***

Patrzył zupełnie osłupiały.

To nastąpiło tak nagle.

Skarpety napęczniały, paczki wyrosły pod choinką, poczęstunek wyparował.

Kto by podejrzewał, że na starość Święty zacznie używać teleportera kwantowego.

 

 „CHRYSTIANIZACJA”

Białobrody starzec w niebieskim kapturze siedział w karczmie opróżniając kolejny kufel piwa. Mroźne, grudniowe wiatry od rana niosły druzgocące wieści, wobec których upadłemu, nordyckiemu bóstwu pozostawało tylko jedno – pić.

– Odyn, prawda? – do starca zwrócił się długowłosy młodzieniec. Towarzyszył mu inny wędrowiec, z trzema sakiewkami przy pasie. – Imię moje Michał, a mój kompan to Mikołaj z Myry. Zastąpi cię.

Stary nie był zdziwiony.

Znał wszak język wichrów: „Nastał nowy Pan nad germanami!”.

– Co będzie? – spytał obojętnie. Odpowiedział mu ten drugi.

– Prezenty wytwarzać będą i rozdawać wolni ludzie, nie pogańskie elfy i krasnale.

Odyn wiedział, jaki prezent by go ucieszył – więcej piwa.

 

„JAK ZDEWALUOWAŁEM STAROŻYTNYCH GREKÓW”

– Wstrzymaj się!

– Wstrzymaj!

– Sprzedawaj!

– Udało im się! Kupuj póki nikt nie wie!

***

Makler patrzył na holoekran z wyraźnym zadowoleniem. Nim ktokolwiek zdążył się zorientować wykupił udziały w Pompejach od siedemdziesiątego dziewiątego roku, które po powstrzymaniu erupcji stały się wymarzonym celem podróży w czasie.

– Jak tylko wybuduję tam infrastrukturę dla chronoturystów moi trwający przy Atenach konkurenci zbankrutują – stwierdził radośnie. – Już to widzę! Masową sprzedaż starogreckiego Istnienia, czasoprzestrzeń tańszą od pudełka zapałek! – Zadumał się przez chwilę. – Z drugiej strony, może zabraknąć Istnienia na narodziny i pracę wielkich filozofów, nie mówiąc o tysiącach dawnych Greków… Najwyżej w szkołach przestaną uczyć twierdzenia Pitagorasa!

 

„DANIE EONU”

– Spotkasz się z zagranicznymi inwestorami, zjesz z nimi lunch… Wiesz, gdzie ich zabrać – wspomniał słowa szefa. Oczywiście, że wiedział.

„Karczma”.

Tak naprawdę był to marny bar sushi, udający średniowieczną jadłodajnię, gdzie przy barze zamiast piwa czy wódki serwowano sake. Polska tradycja, słowiańska i takie tam…

– Jak ta restauracja w ogóle zarabia?! – dziwił się, gdy przed nim oraz trzema Azjatami postawiono zielonkawe, lekko cuchnące kawałki jakiejś ryby, węgorza albo innego mięczaka.

***

– Weźcie też kilka macek, CERN sporo za nie płaci! – szef kuchni stał na krawędzi portalu i krzyczał na kilkuset ludzi w dole, którzy rąbali powalone cielsko Wielkiego Cthulhu.

 

„CZŁOWIEK-KRYSZTAŁ”

Starzec w pelerynie usiadł na krawędzi dachu.

Pod nim rozpościerał się szklany kanion wieżowców, przed nim lustrzana ściana.

Westchnął.

– Ci młodzi… ich komputery i precyzyjne obliczenia, dzięki którym z każdą bestią tańczą nie tykając nawet budynków! Gdzie te czasy, gdy można było ciskać maszkarami po ścianach i nikt nie miał pretensji?! – jęknął i zapłakał. – A teraz odszkodowania płać, „podatek od zniszczeń pobocznych”, za każdy rzucony samochód z własnej kieszeni…

Splunął w górę. Mimo potencjalnych kosztów gotów był zaryzykować strącenie z nieba samolotu. Albo młodego herosa.

Zarechotał cicho.

– I dobrze – pomyślał. – Przez bandę „ostrożnych” chłystków moja fabryka okien zbankrutuje jak nic!

 

„DREAMCASTER”

Zasnął szybko, choć niespokojnie. Wychowywanie dziecka nigdy nie było łatwe, ale teraz…

Nagle, zobaczył.

Synek klęczał na dywanie, przed nim żółcią oraz czerwienią błyskała tafla telewizora.

Na czarnym grzbiecie konsoli srebrzyła się „kreska” nanobotów. Chłopiec z pogodnym, acz niepokojącym uśmiechem wciągnął ją.

Kiedy wstawał jego ruchy były sztywne, jak u maszyny. Poszedł do kuchni, chwycił nóż i rozciął nim palec.

– Ostry – stwierdził oschle.

Zjadł pozostawioną przez ojca kolację – udko kurczaka i rana zrosła się natychmiast.

Śpiący zaczął miotać się na łóżku…

***

Chłopiec wciąż mamrotał inkantację.

– Po takim koszmarze na pewno wybaczy mi sprzedanie PS5, by uregulować mikrotransakcje „na kredyt”.

 

„GDZIEŚ W NOWYM MEKSYKU”

Mówili nam, że nie są niebezpieczne.

Że bardziej szkodzą na powierzchni i lepiej będzie je zakopać.

Tak też zrobili.

Mijały dziesięciolecia, przetrwały już tylko mgliste wspomnienia, strzępy – były, zostały ukryte, nikt już nie wie gdzie.

Wreszcie, zemściła się lekkomyślność w chowaniu tak toksycznych substancji w łonie matki Ziemi. Wydała ona nowe istnienie, szkaradne mutanty i stwory o długich szyjach oraz szczupłych palcach.

Człekokształtne skorpiony, ogromne sępy, a także niezliczone inne monstra rozpełzły się po okolicy. Przegnały stąd ludzi, potem z reszty pustyni.

Całej.

Dziś w kasynach Las Vegas kości rzucają istoty o długich szyjach i szczupłych palcach.

E.T. wróciło, triumfuje.

 

 „TADEK”

– Dyrektorze Soplica! Znaleźli jeszcze jednego…

Robotnik i jego szef biegli co sił, mijając stosy worków z pszenicą. Zatrzymali się nad zwłokami mężczyzny leżącymi w kałuży krwi.

– Rozłupał mu głowę, tak jak poprzednim.

– Znowu porzucił narzędzie zbrodni? – zapytał Soplica.

– Tak, kawał twardego sera leży za winklem.

– Dobrze, może tym razem będą na nim odciski palców. Wezwij policję, ja pójdę do gabinetu.

– Oczywiście.

***

Soplica siedział, z trwogą patrząc na swoje ręce.

Niespodziewanie poczuł znajomy dotyk na ramieniu i usłyszał głos.

– Tadeuszu?

– Zofio, ja… – wyszeptał. Rozpłakał się, ukrył twarz w dłoniach. – Wciąż je widzę:

„[…]sery białe jak śnieg.

Krwią i mózgiem splamione.”

Koniec

Komentarze

Zatrakusie, zbiorek świetny, ale jesteś pewien takiej właśnie zbiorczej publikacji? Mamy teraz możliwość przeglądania samych drabbli, wyszukiwania tekstów wg tematyki etc. Oczywiście jeśli wolisz tak, bo np. łatwiej Ci czytać zbiorczo komentarze, to czemu nie.

Lecą smoki pod obłoki, wiatr im kręci smocze loki

Cóż, uznałem, że nową stronę chcę obdarzyć czymś "większym". Zabrakło mi czasu na kompleksowe przemyślenie zmian w fabule, by moje nowe, większe opowiadanie nadawało się do publikacji. Dlatego też wykorzystałem kłębiące się w mojej głowie pomysły, by stworzyć kilka drabbli. Przy okazji znacznie skróciłem czas niezbędny do umieszczenia każdego z nich pojedynczo.

Dziękuję za pozytywną opinię :)

Jak dla mnie, jest to bardzo dobry pomysł, żeby wrzucić tyle drabbli naraz i to naprawdę trzymających poziom drabli. Bardzo mi się podobały, Zatrakusie.

Mee!

Dziękuję kozajuniorze, naprawdę miło mi widzieć, że spodobały Ci się tak moje drabble, jak i forma takiego mini-zbioru :)

 

Zdradź jeszcze sekret, skąd bierzesz na te drabble pomysły, bo nieraz myślę nad jakąś krótką formą i wszystkie pomysły są do bani :)

Hę?

Mee!

Drable nie są złe, ale pomysł zbioru – gorszy. Nie idzie zapamiętać wszystkich, więc w komentarzach dostajesz bardzo ogólne uwagi. Jak moja. :-/

Babska logika rządzi!

Cóż, kozajuniorze, niestety, raczej Ci nie pomogę. Ot, pozwalam swoim myślom krążyć po nieszczególnie normalnych torach nakreślonych w moim mózgu i chwytam się różnych dziwnych koncepcji, które migają mi po drodze (albo przynajmniej tak to sobie wyobrażam). Poza tym – część wykorzystanych w tym zbiorze pomysłów rozważałem pierwotnie jako bazę pod dłuższe opowiadania. Tyczy się to "Dreamcastera" i "Jak zdewaluowałem starożytnych Greków".

Finklo, obawiałem się, że opisane przez Ciebie zjawisko może wystąpić. Pozostaje liczyć, że ktoś zwróci szczególną uwagę na jeden z drabbli i jednak zapamięta, wspomni w komentarzu…

Jedne lepsze, inne nieco słabsze, ale wszystkie przeczytałem z zainteresowaniem. Trochę tego napłodziłeś:)

Pozdrawiam

Mastiff

…hmmm powiem tak. Przeczytałem ten zbiorek ze 3 razy zanim postanowiłem pozostawić ślad w postaci komentarza. Postanowiłeś Autorze opublikować zbiorek, zatem komentarz siłą rzeczy będzie dotyczyć całości, a nie poszczególnych utworów. Tak jak zauważył Bohdan, co poniektóre drabble są zdecydowanie lepsze, a co po niektóre… no mi się niektóre nie podobały. Ale zdecydowana większość jest in plus. :D a propos plus-ów, to zdecydowany należy się za wyobraźnię i tematyczną różnorodność, choć z drugiej strony mydło i powidło niekoniecznie nadaje się do jednego zbiorku. Myślę że jakby te drabble spróbować sprowadzić do wspólnego mianownika, to najbardziej pasowałby TAG "abstrakcja" :D ale w pozytywnym tego słowa znaczeniu. pzdr. m.

Dziękuję za komentarze, zarówno Bohdanowi jak i Michalusowi.

Faktycznie, jak zauważył Michalus, rozpiętość tematyczna jest duża; trudno mi utrzymać moje twory w jednej konwencji, gdyż w moim umyśle panuje lekki chaos. 

Michalusie, gdybyś był tak miły i wskazał te drabble, które nie przypadły Ci do gustu, byłbym wdzięczny :). O to samo prosiłbym innych czytelników. Pozwoli mi to zrozumieć, co robię nie tak, poza odwracaniem uwagi od poszczególnych opowiadań umieszczając je w zbiorku ;)

Zatrakus-ie, z góry mówię, że nawet jak coś mi się nie spodobało, to nie oznacza to, że utwór jest zły, po prostu kwestia gustu. Ja sam ostatnio bawię się tylko w pisanie drabbli, bo na większe tworki nie mam czasu. A w tej formule najbardziej podoba mi się, i najbardziej doceniam mózgojebny zonk w ostatnim zdaniu :D a po prostu w Twoich niektórych drabblach owego nie przyuważyłem, albo po prostu nie zrozumiałem pointy, może mam po prostu słaby dzień :D. Ale jeżeli chcesz koniecznie listę (innymi słowy nie traktujemy zbiorku jako zbiorek), to Ci powiem, rozkładając wszystko na czynniki pierwsze że:

– dziady – robi robotę :) ale pointa za wcześnie,

– brzęczcie dzwonki sań – nie rozumie;

– łowy na czerwonego – zonk :) poza tym przypominało mi się jak jako dziecko sam zastawiałem pułapki na czerwonego :D

– chrystianizacja – no i znowu zonk :)

– (…) greków – pomysł ok, ale pointa jakaś taka.. nijaka :D nie widzę związku między powstrzymaniem erupcji w pompejach a pitagorasem…

– danie eonu – robi robotę :)

– człowiek kryształ – j.w. ciężkie jest życie herosa…

– dreamcaster – nie rozumie;

– gdzieś w nowym meksyku – noooo ale kąciki ust nie zadrgały :)

– tadek – no total abstrakcja :D I like it !! :D

Obiecałem nie tłumaczyć, obiecałem nie tłumaczyć, obiecałem… i nie będę.

Spokojnie michalusie, nie ty pierwszy i nie ostatni nie rozumiesz "Brzęczcie dzwonki sań…" – najwyraźniej to poziom surrealizmu zrozumiały tylko dla autora ;) Bywa.

Nie będę tłumaczył, nie… chociaż "Jak zdewaluowałem…" jest dosyć zawiłe, przyznaję. Co do "Dreamcastera"… to tylko taka złowroga wizja gier, która plątać się może po głowach co poniektórych rodziców. Dzieciak ją przywołuje, żeby staruszkowi nie było żal samowolnie sprzedanej przez chłystka konsoli – w końcu zobaczył, że gry i konsole to to samo co mord i narkotyki!… Do kroćset, jednak palnąłem objaśnienie!

Dziękujemy za piękny zbiorek :)

"Przychodzę tu od lat, obserwować cud gwiazdki nad kolejnym opowiadaniem. W tym roku przyprowadziłam dzieci.” – Gość Poniedziałków, 07.10.2066

Nie ma za co, to czysta przyjemność :D

"Dziady" – "ostatnia noc" to barbaryzm (a dokładnie anglicyzm). Po polsku jest "zeszłej nocy", a pewnie chodziło tak naprawdę o "zeszły wieczór" (podwójne znaczenie "night").

"Dzwonki" – nadal mętne, ale o tym już kiedyś rozmawialiśmy.

"Łowy" – "dubelt" to po nie jest przypadkiem "dubeltówka"?

"Chrystianizacja" – z drobiazgów: przynajmniej jeden przecinek, no i Germanie z małej litery (a może tak miało być?), Odin i Odyn pisane różnie. Grubsza sprawa: czy na pewno Wodan nosi(ł) się na niebiesko?

"Człowiek-Kryształ" – "kanion wieżowców" mi trochę zazgrzytał. Poza tym, nie znalazłem na żadnej sensownej stronie prawniczej kolokacji "zniszczenia poboczne". Narrator wyrzuca samochody z własnej kieszeni?

"Dreamcaster" – obawiam się, że nie zrozumiałem intencji Autora:(

"Gdzieś w Nowym Meksyku" – hmm… czynnik mutagenny chyba nie zmutowałby wszystkich stworzeń tak samo. Przynajmniej w filmach mutanty się od siebie mocno różnią. W sumie to drobiazg. 

 

Ogólnie rzecz biorąc, podpisuję się pod opiniami przedmówców. Tych, którzy wskazywali na "nierówność" Twoich drabli. Czepiałem się trochę w tym komentarzu, ale to nie ze złośliwości przecież. Dzięki za przyjemną lekturę:)

 

EDIT: O, można edytować posty. Jak miło! :)))

Oj, w istocie – czepiasz się titinie, ale jestem wdzięczny za wskazanie błędów i wszelką naukę.

Tak, dubelt to dubeltówka ;)

Pozdrawiam.

Fajne. Ciekawe, czy ktoś kiedyś wydał książkowy zbiór drabbli (na przykład tysiąc). Trudno byłoby chyba coś takiego przeczytać.

Ciekawy pomysł z takim zbiorczym opublikowaniem drabbli. 

„DANIE EONU” chyba najbardziej przypadło mi do gustu.

Przeczytałam z przyjemnością, bo lubię drabble, ale podane w takie ilości, niestety, przytłoczyły mnie nieco.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

regulatorzy: Bardzo mnie cieszy, że przypadły ci do gustu. Poza tym, jeśli w przyszłości spróbuję jeszcze wrzucić kilka drabbli w formie zbiorku, pewnie będzie to pięć, może nawet mniej.

W takim razie życzę Ci nieskończenie wiele świetnych pomysłów, ale też rozwagi i umiarkowania w prezentowaniu drabbli. ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Nowa Fantastyka