- Opowiadanie: fomalhaut_b - Wielki Humanistyczny Zderzacz Hadronów i Gra

Wielki Humanistyczny Zderzacz Hadronów i Gra

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Wielki Humanistyczny Zderzacz Hadronów i Gra

Wielki Humanistyczny Zderzacz Hadronów – superkomputer tajnej placówki naukowej RP, zatrudniającej wyłącznie humanistów i przedstawicieli nauk społecznych. Charakter placówki pozostaje niejawny, ze względu na specyfikę projektów badawczych, które przeciętnemu Kowalskiemu wydawałyby się śmieszne, nie do zrealizowania, lub atakujące jego tożsamość.

 

 

Profesor antropologii negatywnej opuszczał stadion narodowy. Miał na sobie biało – czerwoną koszulkę, oficjalną czapkę Euro 2012 a na policzkach wymalowane były odwzorowania polskiej flagi. Nie bardzo wyróżniał się z tłumu kibiców. Profesor na wszelki wypadek zatrąbił w aerofon ustnikowy czyli wuwuzelę, wzbudzając zaciekawienie. Swoją wuwuzelą, niestandardową, afrykańską, przywiezioną z wyprawy naukowej przez laboranta, przebił otaczający go hałas. Na Czarny Ląd nie dotarły europejskie normy hałasu i zakazy dotyczące produkcji tych akustycznych akcesoriów. Forbidden był zdania, że dźwięk trąby był porównywalny tylko z odgłosem nocnego komara, próbującego wylądować przy uchu śpiącego. Kibice odkrzyknęli z podziwem, odezwały się też inne trąbki. Kamuflaż uczonego stosującego technikę obserwacji uczestniczącej polegającej na wtopieniu się w badane środowisko był stuprocentowo skuteczny.

Forbidden, sprawiając wrażenie zapalonego kibica, uważnie obserwował. Jego specjalizacja, antropologia negatywna, dotyczyła człowieka, jego wytworów oraz działań. Tyle, że poruszała tematy nieprzyjemne dla zwykłego zjadacza chleba. Naukowiec falował wraz z tłumem.

Antropolog udał się z morzem ludzi ku przystankom, obiecującym w jakimś tam nie bardzo odległym czasie podróż do centrum miasta. Dzisiejszą noc miał spędzić badawczo, na piciu piwa, rozmowach i śpiewaniu piosenek. Cóż, taki zakres projektu. Cieszył się w tym momencie z kapsułek, które dostali od BOR-u, częściowo znoszących działanie alkoholu. Już sam fakt Euro był wystarczającym powodem nie-kończącej-się-imprezy. Remis z Grecją na otwarcie nie był szczytem szczęścia, jednak na pewno dodatkowo pobudzi tłum do konsumpcji. I, co gorsza, śpiewów.

 

Socjolożka, profesor Sleepery, skończyła wykłady. Słońce mówiło właśnie „do widzenia”, fantasmagorycznie malując chmury, prawie tworząc ocean podobny do mojego wyobrażenia Solaris, pomyślała. Zeszła dolne piętro Instytutu Socjologii Uniwersytetu Jagiellońskiego starając się wyglądać jak zawsze. Zatrzymała się przed odrapanymi drzwiami, które ustąpiły pod lekkim pchnięciem. Mechanizm wejścia rozpoznał ją. Weszła w długi, prowadzący w dół, korytarz.

 

Wielka, jasna, opalizująca kula energii o średnicy około czterech metrów lewitowała pośrodku hali. Kilka razy na sekundę po jej powierzchni prześlizgiwała się błyskawica wyładowania. Powietrze trzeszczało. Nad kulą krążyły hololitery układając się w sentencję:

 

"Wyrwać kawałek ciemności i zobiektywizować go.

A więc rozświetlić”.

 

Profesor Forbidden doglądał Zderzacza. Koordynował pracę zespołu programistów i informatyków, kontrolował dane kulturowe zasilające Kolider. Wrócił niedawno z podróży badawczej do plemion kibiców. Eksperyment naturalny, jaki zafundowała rzeczywistość, nazywany potocznie EURO 2012, był gratką nie lada. Wydał ostatnie polecenia i udał się do gabinetu.

 

… punktem wyjścia była najprostsza definicja, mówiąca, że gra to „czynność o ustalonych zasadach, w której bierze udział zwykle kilka osób, rzadziej jedna”. – Forbidden upił nieco ginu. Sleepery patrzyła na antropologa uważnie, w kominku trzaskał ogień. Gabinet urządzono na styl etniczny, imponujące wrażenie powodowała ściana, cała obwieszona maskami. Były tam maski jawajskie, indyjskie czy irokeskie. I teatralne, i weneckie. – Programując Humanistyczny Zderzacz sięgnęliśmy do materiałów zgromadzonych przez antropologię, psychologię, socjologię, lingwistykę i wiele innych nauk, posłużyliśmy się także wiedzą potoczną. Gra, z perspektywy kulturowej, to nas interesowało.

Tym razem poleciłem zaprogramować Zderzacz aby rezonował z naszymi umysłami, moim i twoim. Sprzęgał. Re – wibrował. Jest to dosyć niezwykła technika, lecz mój zespół obliczył, że adekwatna do tematu. Nasze mózgi wejdą w symbiotyczną reakcję ze Zderzaczem. Tylko… technicy nie są przekonani do końca, jaki będzie przebieg doświadczenia. Nie musimy nigdzie iść, to podobno niekonieczne. Kolider zadziała tu, w moim gabinecie.

– Mam nadzieję Forbidden, że wiemy, czego się podejmujemy. Temat gry na pewnych poziomach jest dosyć kontrowersyjny. Już samo wspomnienie kwestii jest czasami niedyplomatyczne. Ale faktycznie… gdybyśmy nie podejmowali takich tematów w imię jakiejś poprawności czy zysków, to co z nas za uczeni? – Sleepery dała znak szklanką.

Profesor antropologii negatywnej sięgnął do mikrofonu w klapie marynarki i wydał polecenie:

– Zaczynajcie!

 

Czekali kilka minut, ale nic się nie wydarzyło. Forbidden wypowiedział kilka słów do mikrofonu i już bardziej wesoły wyjaśnił:

– My musimy zacząć dyskusję. Zderzacz zareaguje na rozmowę.

– Ciekawa technika. Czy to aby bezpieczne?

 

… rozmowa toczyła się od kilku minut. Od kilkunastu sekund iskry z kominkowego płomienia zamiast udać się do odprowadzającego przewodu lewitowały pod sufit rozpraszając się i układając w mozaikę, w której oboje uczeni rozpoznali gwiazdozbiory ziemskiego nieba. Przez ściany gabinetu przebiegały fale opalizacji, zdajając się prześwietlać mury. Zderzacz zdawał się morfować rzeczywistość pomieszczenia.

 

… zaś psychologia ujmuje kwestię gry inaczej, jako zbiór transakcji racjonalnych, inspirowanych korzyścią oraz ukrytą motywacją – Sleepery pozwoliła świetlistemu trzmielowi usiąść na brzegu globusa i przedstawiała dalej. – Wiemy, że gra może przybrać różne formy, jednak na ich podstawie możemy wnioskować o instynktach i popędach gracza. Które często pochodzą z obszaru Jungowskiego Cienia mózgu.

– Ze strony antropologii negatywnej nasuwają się instynkty takie, jak władza, manipulacja, chciwość, przyjemność, różne pragnienia czy chęć zwykłego zniszczenia – Frobidden był w połowie szklanki, której zawartość zdawała się składać z tysiąca promieni Słońca. – Ten negatywny obraz lokuje gry bardziej ku znaczeniu określenia „manipulacje”.

– A wiesz, to byłoby komplementarne z wnioskami pewnego psychologa, jeśli człowiek jest upośledzony i zmysłowo ograniczony, kontakty z innymi nawiązuje poprzez gry. Gry są tu formami zastępczymi i namiastkami prawdziwych kontaktów – Patrzyli teraz na postać, zdajającą się składać z miliarda elektrycznych ładunków, ubraną w elegancką marynarkę, białą koszulę, krawat i buty na wysokich obcasach, ni to męskich, ni żeńskich. Postać tańczyła… to znaczy poruszała się rytmicznie ale w stylu… Sleepery określiła by to jako „zombie twist”. Groteskowe ruchy bardziej przypominały trupy, gotyk i twór doktora Frankensteina niż harmonię jakiegokolwiek tańca. A jednak to był taniec. Nadto tancerz na twarzy nosił grubą warstwę makijażu tego typu, który sprawiał wrażenie sztuczności i jednocześnie piękna o charakterze modliszki.

– Tak, jak mawia ludowa maksyma, lepiej z mądrym kozy paść, niż z głupim w karty grać – Profesor antropologii negatywnej przeszedł na swoją płaszczyznę wiedzy. Nie bardzo wiedział, jak zakwalifikować tancerza – potwora, ten nie przystawał do żadnej ze znajomych Forbiddenowi ludzkich kultur.

– Antropologia – upił nieco ze szklanki – również wyróżnia sporo form gier, które częściowo pokrywają się z ustaleniami psychologii. Od dziecięcych zabaw, sportu do gier językowych, społecznych czy ostatnio wymyślonych, fabularnych. Przy okazji, wyniki moich ostatnich badań EURO2012 potwierdzają znane już nauce ustalenia. Sport to mniej krwawa wojna przeniesiona na boiska. Dodatkowo zasady i zachowania rządzące daną dyscypliną sportu są odgrywane w realnym, dorosłym życiu.

 

… ściana na której wisiały maski Forbiddena wygięła się i powróciła do poprzedniego kształtu falując malejąco. Na podłodze walały się kości. Z oddali niosło się buczenie rogu i odgłosy bębnów.

… sceneria zmieniła się gwałtownie. Humanistyczny Zderzacz rezonował. Pośrodku gabinetu wybuchł wulkan. Kawałki lawy, licznie wyrzucane, niknęły przy zetknięciu się z podłogą. Od czasu do czasu przepłynęła arche ryba, umiejętnie znajdując miejsce w sieci laserowych wzorów… to było malarstwo jaskiniowe, rozpoznała symbolikę socjolożka. Forbidden ciągnął rozmowę.

– Zająłem się specyficzną odmianą gry. Bardzo męską. Chodzi w niej o ciągłe odgrywanie rytuałów przejścia, których istotą jest zmiana właściwości poddanego im człowieka. Przeciętna jednostka przechodzi w życiu kilka, kilkanaście takich obrzędów, włączając w tę liczbę obrzęd finalny, to znaczy pogrzeb. Jednak uczestnicy tej gry odtwarzają obrzędy inicjalne aby jeszcze raz potwierdzić swoją męskość. Konieczne jest to w przypadkach, gdy niektórzy zamieniają się w ciągu życia z powrotem w dziecko. Wiadomo, mężczyzna – wieczny dzieciak. I specyficzne jest tutaj używanie substancji odurzających, alkoholu i narkotyków.

… przestrzeń gabinetu wygięła się, tym razem w kierunku drzwi, i powróciła do normalnego stanu. U stóp naukowców płonęło kilkanaście ognisk. Forbidden kontynuował.

– Charakterystyczna jest tutaj funkcja „mistrza gry”. To on kieruje, tłumaczy zasady, decyduje. Kiedyś w barze wziąłem takiego jednego na spytki. Pijany wyjawił, że chodzi mu tylko o to, aby ludzie grali. A dlaczego? Ponieważ on z tego żyje, bezpośrednio mentalnie, pośrednio ekonomicznie. I dostaje punkty w grze za każdego „nowego”. Ciekawe, prawda? Temat wydaje się wart dalszych badań – Profesor antropologii negatywnej uśmiechnął się do siebie.

 

… siedzieli wygodnie w fotelach, teraz w środku dżungli. Była noc, kakofonia dźwięków otaczała ich nie mniej niż równikowa flora. W koronach drzew wariowały małpy, przekrzykując się wzajemnie. Profesor Sleepery przysięgłaby, że wymiana dźwięków ma schemat przerzucania się wyzwiskami. Przypomniała sobie maksymę: „co z tego, że z laserami, skoro cały czas biegamy po dżungli”. Zwróciła uwagę ku dyskusji.

– Wspomnieć warto o grze o nazwie… ma wiele nazw, natrafiłam kiedyś na angielskie określenie „beautiful war”, piękna wojna. Odnosi się do sfery wyobrażeniowej, jednak jej refleksy możemy obserwować w rzeczywistości. Jej popularność opiera się na wolności i dowolności wyobrażeń, przeciwstawiając temu nadzór świata realnego – Dwie ogromne sowy siedziały na gałęzi wyrastającej z próżni środka pokoju. Oczy świeciły jak latarki. – Właśnie dlatego grze tej towarzyszy nader często brak rozumienia czy refleksji nad rzeczywistością społeczną, refleksji w sensie racjonalnym, socjologicznym czy antropologicznym… Do nazywania takich ludzi można by wprowadzić angielskojęzyczne pojęcie „player”. Postuluję, aby unieść je do dyskursu powszechnego, jeżeli wyniki naszych badań zostaną upublicznione.

– Wiesz, Forbidden, w realnym świecie za nasze filozofie otrzymalibyśmy kilka sankcji nieformalnych – Socjolożka upiła ginu.

 

… sowy zniknęły. Pokój eksplodował energią. Wyładowania przebiegały po ścianach, powietrze trzeszczało, wiał silny wiatr. Profesor Forbidden dotknął słuchawki w uchu.

– Technicy mówią, że osiągnęliśmy emergencję ze Zderzaczem.

Powietrze jonizowało. Zapadła kompletna ciemność.

 

„Nigdy nie mówią, o czym myślą”.

 

Kto to powiedział? Forbodden nie wiedział czy zdanie zostało wypowiedziane przez niego samego, Sleepery czy Zderzacz. A jednak rozbrzmiało. W ciemności przestrzeni , w której siedzieli naukowcy, rozświetliła się pojedyncza, mała gwiazdka.

 

„Atrybutem gry jest szybkość”.

 

„Gra to nie Droga”.

 

„Nie rozmawiajmy o grze”.

 

… pojawiały się kolejne gwiazdki, stopniowo rozpraszając ciemności…

 

„Przegrać życie to nie znaczy ponieść porażkę w jakiejś rozgrywce. To znaczy spędzić życie na rozgrywkach”.

 

„Każdy w coś gra. Istotne, jaką część życia zabiera gra”.

 

„Zależało mi, kochałem. Ale zamiast kochać – grałem”.

 

Głos ucichł. Choć w pokoju było nadal ciemno, światła dostarczały gwiazdy. Socjolożka nie potrafiła skojarzyć konstelacji… Forbidden wstał i ukazywał ręką.

– To gwiazdozbiory półkuli południowej…to Góra Stołowa, Krzyż południa, Sieć, Tukan, Oktant – Antropolog refleksował nad doświadczeniem. Humanistyczny Zderzacz stymulował ich w początkowej fazie rozmowy, by przy przekroczeniu granicy emergencji wytworzyć z ich mózgami nową jakość. Ale dlaczego to były gwiazdozbiory nieba południowego? Naukowiec dotknął ucha.

– Technicy poinformowali o zakończeniu aktywności Kolidera.

 

Sleepery i Forbidden opuszczali placówkę. Szli pod górkę długim korytarzem, maskującym obskurnością drogę do Zderzacza. Doświadczenie było udane. Oczywiście nie wszystko zostało powiedziane na temat, jednak była to kolejna cegiełka w mozaice nauki. „Lepiej zapalić jedną świeczkę, niż przeklinać ciemność”. Sentencja, mimo swoich dwóch i pół tysiąca lat nie zdezaktualizowała się. Wyszli ostrożnie na korytarz Instytutu Socjologii UJ, przez drzwi, obok których ktoś kluczem na murze wydrapał:

"Wyrwać kawałek ciemności i zobiektywizować go.

A więc rozświetlić”.

 

Koniec

Komentarze

Ech, nie wiem, co Ci napisać, wiesz? Technicnie i warsztatowo nie mam zastrzeżeń, fabularnie też. Ale treściowo... Cała ta dyskusja to dla mnie jeden wielki stek bzdur. Mętlik niedodefiniowanych pojęć, niesprawdzalnych teorii, jedna wielka żonglerka abstraktami, tyleż uczenie brzmiąca, co bezużyteczna. Co za tym idzie, nie mam też bladego pojęcia, co chciałeś pokazać. Jeżeli próżność tzw. nauk społecznych - to Ci się udało bezbłędnie. Nie rozumiem też związku między projekcjami Zderzacza, a dyskusją bohaterów. Przydałoby się chyba jakoś to objaśnić. W jaki sposób wpływają na siebie wzajemnie? Bo z tekstu nie wynika, by nagłe znalezienie się w dżungli miało jakikolwiek wpływ na nich. Chyba, że coś przeoczyłem.

dzięki Świętomirze za komenta.
chciałoby się więcej ich poczytać, bo nie wiem czy temat źle podany, za gęsty od wiedzy, czy nadgryzłem jakiś temat tabu. po jednym komencie trudno wnioskować.
Ps. Świętomirze, z nauk społecznych korzystasz chyba przy konstruowaniu swoich zamierzchłych i magicznych światów.
jednak naprawdę dzięki za głos. po nim mniej ciemno.

To prawda, że zalicza się historię do nauk społecznych. Poniekąd słusznie, a poniekąd nie. Przyznasz, że istnieje pewna różnica między historią, a socjologią, psychologią, politolkogią, pedagogiką itd. Tą różnicą jest przede wszystkim metodologia. Nie wiem, jak jest na innych uczelniach, na moik  uniwersytecie w każdym razie, wydział historyczny jest osobną jednostką od wydziału nauk społecznych. Moim zdaniem słusznie.

Praca historyka jest bardzo prosta: czytam źródło i mam informacje. Ich analiza i obróbka pozwala niekiedy wydobyć dalsze informacje. I tyle. W naukach społecznych przeprowadza się badania, które zresztą mało mają wspołnego z tym, co pod tym pojęciem rozumie np. fizyk. W zanacznej mierze opierają się one na stastyce, która w odniesieniu do ludzi bywa nad wyraz zawodna. Ale główną ich bolączką jest brak ścisłej, sformalizowanej terminologii, jaką może poszczycić się matematyka, fizyka czy chemia. Socjolog tworzy swoją teorię z najczęsciej niedodefiniowanych abstrakcyjnych pojęć, a ja, czytając o tym, najczęściej zachodzę w głowę, co też uczony chciał przez takie, a nie inne sformulowanie powiedzieć. Historii też ten problem dotyczy, ale jednak w mniejszym stopniu.

Zachowania i zjawiska społeczne są bardzo mętne, trudne do klarownego opisania. Popatrz choćby na takie zdanie z Twojego własnego tekstu: Gry są tu formami zastępczymi i namiastkami prawdziwych kontaktów. Co to jest "gra" w rozumieniu tego zdania? Co to jest "forma zastępcza"? Co to jest "kontakt", a w szczególności: "prawdziwy kontakt"? Zdanie składa się z samych zagadek, zamiast wyjaśniać cokolwiek, tworzy tylko dodatkowy mętlik. Jasne, możesz mi zaraz podać definicje pojęć, o które pytam, ale te definicje zazwyczaj również nie wystarczą - zrodzą kolejne wątpliwości i pytania. Bo język jest nieadekwatny; nie dysponujemy odpowiednim aparatem pojęciowym.

Być może to dlatego, że nauki społeczne - w porównaniu z matematyką, czy historią chociażby - są wciąż jeszcze bardzo młode; być może potrzebują czasu, by dojrzeć. Dlatego nie twierdzę, że są zbędne albo że nie warto się nimi zajmować. Warto. Ale nie zmienia to faktu, że jak na razie ich produkty mnie zupełnie nie przekonują.

Nauką, z której wyników korzystam, zresztą też w ograniczonym zakresie, jest historia, która - jak się rzekło - bywa zaliczana do nauk społecznych, ale jednak jest dużo starsza i przez to dojrzalsza językowo i terminologicznie. Poza tym jest historia i historia. Historyk może badać faktografię - zbliżając się do kronikarza - lub zjawiska i procesy - zbliżając się do socjologa. Ja korzystam głównie z wyników tych pierwszych historyków; tym drugim ufając zawsze w ogranicznym tylko zakresie. Badanie współczesnych zjwaisk społecznych jest trudne, a cóż dopiero zjawosk przeszłych, których nie możemy już dotknąć i zmierzyć; po których pozostały nam tylko kruche najczęściej ślady i poszlaki.

jest mi znany spór metodologiczny. na ten teamt nic nowego nie napiszę, Ty także. każda ze stron ma swoje racje, gwarantuję. bo choćby jak do człowieka przykładać metody wypracowane przez fizykę. na siłę można.
nie skreślaj, Świętomirze, socjologii ;) to, że tak mi wyszło w oczach Twoich opowiadanie, nie opiniuje o naukach społecznych ogólnie.
warto chyba napisać, że nauki te są bardzo komplementarne, także z historią. czyli obraz słowiańskiej pogańszczyzny dostępny w naszej kulturze jest wypadkową archeologii, historii, czy etnografii, która jeszcze nie tak dawno badała reliktowe wierzenia  wsi polskiej.
pozdrawiam :)

A ja sobie wypraszam mieszanie humanistów z "humanistami, co to z matematyki same pały" i innymi przedstawicielami nauk spolecznych.
I za karę obrażam się na opowiadanie i dalej go nie czytam. 

Ależ ja nie skreślam socjologii! Ja tylko pozostaję przychylnie sceptyczny. Oczywiście, że nie da się tu zastosować metodologii nauk ścisłych. Właśnie na tym szkopuł polega! Oczywiście masz rację, co do "obrazu słowiańskiego pogaństwa". Tylko, że archeolog to - jak to się mówi - młodszy brat historyka. Przedmiot badań jest w jego przypadku ten sam; różne - tylko metody. Gdy etnograf opisuje wierzenia i zwyczaje, bardzo jestem rad, bo mam co interpretować. Ale gdy próbuje z opisanych wierzeń i zwyczajów wyprowadzać uogólnienia - zaczyna się robić niebezpiecznie. Zaczyna się bawić w socjologa, psychologa, ekonomistę, historyka, wszystko po troszę. Wątpię, czy jest na świecie człowiek posiadający wiedzę dostatecznie rozległą, by takiego zadania z pełną odpowiedzialnością się podejmować. A nawet jeśli jest, cóż jego teroie będą - w najlepszym razie mętne. Chyba, że trafi się geniusz, który wreszcie raz na zawsze zrewolucjonizuje nauki społeczne tak, jak logika i empiryzm zrewolucjonizowały nauki ścisłe. Póki to się nie wydarzy, pozostanę - podkreślam to jeszcze raz - przychylnie sceptyczny. ;)

A ja sobie wypraszam mieszanie humanistów z "humanistami, co to z matematyki same pały" i innymi przedstawicielami nauk spolecznych.
A kto je zmieszał i gdzie? oO Sam jestem humanistą i bardzo się o takie gadanie obruszam. Ale tu nigdzie go nie widziałem. 

A oni przypadkiem nie palili czegoś w trakcie tego eksperymentu?

Mi się nawet podobało :) Ładna scena, lekko senna i napita, a jednak z sensem. Niestety wniosków żadnych z tekstu nie wyciągnęłam, więc nie wiem, czy ich tam nie było, czy autor mnie na nie za słabo naprowadził, czy po prostu jestem za głupia :) 

www.portal.herbatkauheleny.pl

i opko zeszło z głównej.
dzięki za komenty, za przeczytanie też.
pozdrawiam :)

Nowa Fantastyka