- Opowiadanie: Virginia - Blokada

Blokada

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Blokada

Możesz iść na dziwki i upić się do nieprzytomności. Możesz wsiąść do pociągu, pojechać gdzieś, gdzie jeszcze nigdy nie byłeś lub porozmawiać z kimś, kogo nie widziałeś od lat. Możesz napisać pożegnalny list wyznając w nim całą prawdę, którą udało ci się wyżebrać od świata, w nadziej, że ktoś zrozumie o co ci chodziło. Możesz…

On nigdy nie robił takich rzeczy i postanowił, że ostatnia noc jego życia nie powinna stanowić wyjątku. Nie pozwolił sobie na panikę. Wiedział, że taki właśnie będzie jego koniec, że kiedyś, prędzej czy później nadejdzie ta chwila. Żył z tą świadomością od pięciu lat, od jakiegoś czasu był pewien, że na prawdę nie ma już nadziej i to stanie się właśnie teraz, tej nocy. Założył świeżą pidżamę i nowy szlafrok. Nie trzeba się stroić. Chciał wyglądać normalnie, jakby nigdy nic, żeby przypadkiem nie pomyśleli, że to co się dzieje robi na nim jakiekolwiek wrażenie. Zrobił sobie słabego drinka, usiadł w fotelu i rozłożył gazetę na kolanach. Wczorajszą, ale to nie miało już większego znaczenia. Próbował czytać, ale zdawało mu się, że tekst wydrukowany jest w jakimś obcym języku, którego nie zna wystarczająco dobrze. Dawał radę składać słowa z liter, ale nie potrafił uchwycić sensu zdań. Chociaż bardzo się starał nie mógł zapanować nad niepokojem. Pomyślał, że gorąca kąpiel pomoże mu się rozluźnić, ale wyobraził sobie, jak znajdują rano w wannie jego pokurczone, sine ciało. Lepiej tak, w fotelu, z gazetą, z pełną szklaneczką. Trochę więcej godności. Znowu spróbował czytać.

Nie rozpaczał nad czasem, który traci, nad niezrealizowanymi planami, nad wszystkimi możliwościami, które stoją przed nim otworem, a z których nie skorzysta. Przez ostatnie lata nie robił żadnych planów, śmiał się w twarz okazjom, lekceważył szanse, kpił ze szczęśliwych zbiegów okoliczności i w ten sposób, czasem świadomie, czasem nie, powoli wycofywał się z życia. Dawał za wygraną w małych bitwach żeby zmniejszyć ogrom ostatecznej klęski. Kolejna noc, jedna z wielu, chociaż trudniej będzie zasnąć. Cóż straci świat, cóż straci on sam, jeśli jutro rano się nie obudzi? Niewiele, nic prawie.

Prawie udało mu się uspokoić, ale uderzyła go nagle jedna myśl, która najpierw wydała mu się absurdalna, ale czym dłużej obracał ją w głowie tym bardziej stawała się prawdopodobna – a jeśli puszczą mu zwieracze? Jeśli przesiedzi całą noc we własnych odchodach, a pierwszą rzeczą jaką poczują, kiedy jutro przyjdą po niego, będzie smród? Czy umyją go przed kremacją? Raczej nie, nie zawracają sobie głowy takimi rzeczami. Odłożył gazetę i poszedł do łazienki, gdzie walczył ze swoim ciałem przez dwadzieścia minut, cały czas modląc się w duchu, żeby to nie stało się właśnie w tej chwili, aż całkowicie opróżnił pęcherz i jelita. Poczuł się lepiej. Poczuł się bardziej przygotowany. Przeczesał włosy, umył twarz i wrócił na fotel. Usiadł dumnie wyprostowany, gazetę rozłożył na kolanach, zamknął oczy.

Może jeszcze sekunda, może jeszcze minuta, a może godzina. Czy to był ostatni oddech? Nie, jeszcze nie. Czy to było ostatnie uderzenie serca? Nie, jeszcze nie. Pukanie. Otworzył oczy. Pukanie powtórzyło się. Postanowił je zignorować. Pukanie powtórzyło się jeszcze głośniej. Cholera.

Wstał zły i bojąc się cały czas, że umrze w jakimś nieodpowiednim momencie, w niewłaściwej pozycji i z nieprzyjemnymi okolicznościami towarzyszącymi, jak plama moczu na piżamie lub ślina ściekająca z kącika ust, poszedł otworzyć. Pięć minut później zastanawiał się, czemu właściwie wpuścił ją do środka? Nie dość, że wpuścił, poprosił żeby usiadła, nie dość, że poprosił żeby usiadła, zrobił jej drinka. I czemu ona do jasnej cholery zgodziła się na to wszystko? Czy nie wiedziała z kim ma do czynienia? Gdyby miał czas żeby się nad tym zastanowić może doszedłby do wniosku, że rozpaczliwie potrzebował towarzystwa, bo ten wieczór i noc, która miała po nim nastąpić, mimo wszystko, przerażały go. Ona zgodziła się zostać bo zauważyła, że coś z nim jest nie tak i pomyślała, że lepiej nie zostawiać go samego. Poza tym była najzwyczajniej w świecie ciekawa, nigdy nie znała kogoś takiego jak on. Całkiem normalne ludzkie odruchy, ale on nie był dobry w tych dziwnych grach, które codziennie ludzie rozgrywają z innymi i z samymi sobą, więc cała sytuacja pozostała dla niego zagadką, kolejnym przejawem irracjonalnego zachowania, które uważał za symptom swojego szaleństwa.

Siedziała więc w fotelu naprzeciw niego, trzymając w dłoni kieliszek z chłodną mieszanką soku i alkoholu, długie rozpuszczone włosy spływały jej na ramiona. Mieszkała naprzeciwko, ale nigdy wcześniej z nią nie rozmawiał. Wyglądała na trzydzieści, trzydzieści kilka lat, nie miała założonej blokady i widać było na jej ciele każdy rok życia, każdy rok używania. Było już trochę znoszone – płytkie marszczki, cienie pod oczami, skóra nie tak jędrna jak u młodszych. Raził go ten widok. Czemu ją zaprosił, czemu właśnie ona musiała zapukać? Nienawidził ludzi bez blokady, zwłaszcza tych starszych, pomarszczonych, siwych, z drżącymi rękami, chodzących ostrożnie, w ciągłym strachu przed bólem kości trącej o kość w zniszczonych stawach, przygiętych do ziemi, jakby nieustannie rozglądali się za miejscem dobrym na grób. Nienawidził ich zapachu. Kiedy przechodził obok któregoś na ulicy, wstrzymywał na chwilę oddech. Nie chciał wdychać tego samego powietrza co oni. Ona nie wyglądała tak źle, ale już widział w niej zalążek tego straszliwego rozkładu, który prędzej czy później zniszczy jej ciało, a razem z ciałem nią samą. Starał się nie patrzeć na jej twarz.

-Ładne mieszkanie – powiedziała.

Dobrze, standardowo, tak może rozmawiać.

-Dziękuje, ale nie zamierzam tu długo mieszkać.

-Czemu? – zapytała, a on nie potrafił zgadnąć czy była autentycznie zainteresowana, czy tylko udawała.

-Zmieniłem pracę, stąd jest kiepski dojazd. – Nie miał zamiaru tłumaczyć, że nie dożyje do rana.

-Ile naprawdę masz lat? – zapytała po chwili milczenia. – Przepraszam, nie chciałam być wścibska – dodała – ale łatwiej mi rozmawiać z kimś, jeśli znam jego wiek. Wyglądasz na dwadzieścia, ale wydaje mi się, że jesteś dużo starszy, prawda?

-Czterdzieści, mam czterdzieści lat, ale rzeczywiście blokadę założyli mi w wieku dwudziestu. – odpowiedział, zirytowany jej ciekawską bezpośredniością. Pytanie ludzi z blokadą o ich prawdziwy wiek, nie było zbyt uprzejme, ale ona pewnie nawet tego nie wiedziała.

-Sam chciałeś, czy rodzice nalegali?– Drążyła temat dalej, ignorując jego zdenerwowanie.

-Jedno i drugie – odpowiedział – chciałem być prawnikiem, a wtedy już było oczywiste, że nie ma sensu startować do takiego zawodu bez blokady. Rodzice zbierali pieniądze przez pięć lat.

-Moi nalegali, ale ja nie chciałam – powiedziała. – Wymyśliłam sobie, że będę artystką, a przecież nie można być artystą jeśli jest się nieśmiertelnym, prawda? Wiesz, wtedy już pojawiały się pierwsze doniesienia o skutkach ubocznych, ale nic jeszcze nie było potwierdzone.

-W końcu rodzice dali za wygraną? – zapytał.

-Nie – powiedziała i napiła się – uciekłam z domu. Miałam szesnaście lat, byłam za młoda i za głupia, żeby zrozumieć jak zmienia się świat. Teraz jestem kelnerką, nie zarabiam źle, ale za parę lat mnie wyrzucą, żebym nie raziła swoim wyglądem klientów. Tak się kończą głupie bunty młodości.

Czemu musiała od razu wejść na takie osobiste tematy? Zaczynała go coraz bardziej irytować, nie miał ochoty spędzać ostatnich godzin życia na słuchaniu zwierzeń jakiejś kelnerki, zwłaszcza, że cisza która nastąpiła po jej słowach zobowiązywała go w jakiś sposób, żeby zrobił to samo. Przynajmniej tak mu się zdawało.

-Nie chcę mówić o sobie – powiedział sucho.

-W porządku – odpowiedziała. – Zresztą co możesz mi powiedzieć? Nie obraź się, ale wy z blokadą, jesteście tacy przewidywalni, macie poukładane życia. Pewnie nawet nie zdajecie sobie z tego sprawy… Wybacz, że ci to mówię, wiem, że wy nie jesteście tacy… bezpośredni. Nie chcę cię obrazić. Po prostu nie sądzę, żebyś miał takie dylematy jak ja. Twoje życie musi być łatwiejsze, bardziej poukładane, bez takich rozterek.

-Co przez to rozumiesz? – Nie miał pojęcia o czym ona mówi.

-No wiesz… Jeśli wam coś się na przykład w życiu nie ułoży, popełnicie błąd, tak jak ja to zrobiłam, macie czas, żeby wszystko naprawić, zacząć jeszcze raz od początku. Możecie próbować. A my, znaczy ludzie bez blokady, kiedy w końcu dojdziemy do wniosku, że wszystko zrobiliśmy nie tak, okazuje się, że nasz czas już minął, że jesteśmy za starzy i już nam się nie chce, że już nam się nie opłaca.

Irytował się coraz bardziej. Nie potrzebnie zaczynał rozmowę z osobę bez blokady, ale skąd mógł wiedzieć, że trafi na kogoś tak gadatliwego? Czy musi spędzać ostatnie godziny życia na słuchaniu tych banałów? A jeśli przez to wszystko straci panowanie nad sobą i zrobi coś, czego nigdy nie robił? Z drugiej jednak strony, czy nie powinno mu być wszystko jedno? W zasadzie nie ma już nic do stracenia, nie musi się bać, że zrobi coś nieodpowiedniego, irracjonalnego. Wyrok zapadł, nie ma odwołania, nic go nie uratuje, ale nic też nie może pogorszyć jego sytuacji. Więcej, nikt z jego znajomych, ani rodziny nie zna tej kobiety. Prawdopodobnie nikomu nie przyjdzie do głowy żeby z nią rozmawiać. Wszystko co jej powie, wszystko co zrobi, zostanie między nimi. Ta myśl sprawiła, że poczuł się dużo swobodniej.

-Nie masz pojęcia o czym mówisz – powiedział spokojnie.

-Przepraszam – odpowiedziała – może rzeczywiście masz rację, nie mam pojęcia. Nigdy nie znałam bliżej kogoś, kto miałby blokadę. Zauważyłam, że nie lubicie z nami rozmawiać. Pewnie macie swoje problemy, których my nie rozumiemy, prawda?

-Owszem, mamy. – Tylko na taką odpowiedź się zdobył. To nie takie proste, nagle stać się wylewnym, po latach nieustannego panowania nad sobą i kontrolowania wszystkiego co się mówi.

-No tak, tak też mi się wydawało. – Napiła się i popatrzyła na niego. Oczy jej błyszczały, pomyślał, że zrobił zbyt mocnego drinka. – Macie zupełnie inną perspektywę. Mój ojciec był malarzem, dosyć znanym. Kiedy byłam młoda, właściwie kiedy byłam jeszcze dzieckiem bardzo go podziwiałam, chciałam robić to samo, ale on wiedział, że świat się zmienia, że dla normalnych ludzi nie będzie miejsca, dlatego z matką upierali się przy tej blokadzie. Teraz wiem, że mięli rację. To wy potraficie budować, to wy macie możliwośi żeby stworzyć w życiu coś naprawdę wielkiego. Zostawić coś po sobie.

Milczeli dłuższą chwilę, a do niego zaczęło powoli docierać, że nie zostawi po sobie nic. Banalna myśl, która jednak nigdy wcześniej nie przyszła mu do głowy. Nagle zrozumiał, że zniknie z tego świata tak jakby nigdy go tutaj nie było. Nikt nawet nie zauważy, po prostu kolejna osoba nie przyjdzie do pracy następnego dnia po testach. To normalne, wielu tak znikało i nikogo to nie dziwiło. Nie miało prawa dziwić. Pierwsza zasada – żadnych gwałtownych emocji, druga – żadnych irracjonalnych zachowań, trzecia – unikać silnych bodźców, zwłaszcza narkotyków, sztuki, klasycznej muzyki, poezji, czwarta – żadnych głębszych, emocjonalnych relacji z innymi ludźmi, piąta – niezmienność – trybu życia, przyzwyczajeń, upodobań, zachowań, poglądów, sposobu ubierania się. Pięć przykazań mających chronić przez skutkami ubocznymi blokady, przestrzeganych z bezwzględną sumiennością, tak jak każde prawo, które nigdy nie zostało spisane, a nawet wypowiedziane głośno, bo tkwi w ludziach, w każdym ich geście i słowie przez co jest najsilniejszym z istniejących praw. Wystarczy pięć minut, żeby zorientować się, kto jest pod jego jurysdykcją, a kto jest od niej wolny. To było jego prawo. Cóż można po sobie zostawić, żyjąc zgodnie z tymi zasadami? W jednej chwili uświadomił to sobie, a także to, że jest za późno żeby cokolwiek zmienić. Nie miał już czasu.

Popatrzył na swojego gościa siedzącego obok. Kończyła pić drinka z błyszczącymi oczami i zarumienionymi policzkami. Może to bliskość śmierci tak na niego działała, a może świadomość, że nie musi się już niczym przejmować, ale znowu przyszła mu do głowy coś, o czym normalnie nigdy by nie pomyślał. Czy ta podstarzała kobieta mogła mu pomóc?

-Słuchaj, właściwie mam do ciebie prośbę – zaczął niepewnie. Czy zdąży? Chyba powinien się pośpieszyć.

-Tak?– zapytała odstawiając pustą szklankę.

-Chciałbym ci jednak opowiedzieć o sobie. – Mówiąc to czuł jak wychodzi z wyuczonej przez lata roli. Czuł się dziwnie, jak aktor grający na scenie. Wydawało mu się to nienaturalne, niewłaściwe i przede wszystkim, a to było właśnie najgorsze, wydawało mu się to irracjonalne i pozbawione sensu. Czemu normalny człowiek, a za takiego rozpaczliwie próbował uchodzić, miałby w środku nocy zwierzać się jakiejś obcej kobiecie z całego swojego życia? Ona jednak nie zauważyła w tym niczego dziwnego, może w ogóle się nad tym nie zastanawiała.

-Jasne – powiedziała uśmiechając się – pod warunkiem, że zrobisz mi jeszcze jednego drinka.

Podała mu pustą szklankę ogrzaną ciepłem dłoni. Boże, myślał mieszając alkohol z sokiem, czy to naprawdę ma jakiś sens?

-Wiesz, zazwyczaj nie opowiadam o sobie – powiedział podając jej pełną szklankę – nie bardzo wiem od czego zacząć…

-Hm, możesz zacząć od swoich narodzin, ale to byłoby trochę nudne. Nie mam ochoty słuchać o twojej pierwszej kupce zrobionej w pieluchę, ani o pierwszym dniu w szkole. Może najpierw opowiedz dlaczego chciałeś zostać prawnikiem?

-To raczej nudna historia. Wychowałem się w biednej rodzinie, nie chciałem powtarzać losu rodziców, którzy musieli oszczędzać każdy grosz, więc wybrałem sobie zawód, dający najlepsze perspektywy finansowe. Tak jak powiedziałem, było jasne, że bez blokady nie mam szans. Jak konkurować z kimś, kto ma sto lat doświadczenia i ciało dwudziestolatka? Kto nigdy nie choruje na nic poważnego i zawsze jest w dobrej formie? Jasne, pewnego dnia, po teście, nie przyjdzie do pracy, ale przecież równie dobrze mógłby potrącić go samochód, prawda? Zresztą, po co ci o tym mówię, sama wiesz. Wiesz, że od dwóch lat, w ogóle nie przyjmują na studia ludzi bez blokady? Nie ma formalnego zakazu, nie wolno też o to pytać w kwestionariuszach dla kandydatów, ale spróbuj tylko złożyć papiery…

-Miałeś mówić o sobie. – Ziewnęła i przeciągnęła się w fotelu.

-No tak… Więc decyzja o blokadzie była dla mnie czymś oczywistym…

-Słuchaj, czy blokada zmienia charakter? – Przerwała mu. – Czy zawsze taki byłeś? Dlaczego ludzie z blokadą są inni?

Zastanowił się chwilę.

-Nie, blokada sama w sobie nie zmienia charakteru, ale kiedy już ci ją wszczepią… no cóż, wtedy nie ma wyboru, musisz się zmienić, dopasować. Wiesz przecież jakie są skutki uboczne, prawda? Człowiek stara się tego za wszelką cenę uniknąć, a przynajmniej jak najbardziej opóźnić.

-Tak bardzo się boicie?

-Tak.

-Ty też?

-Wszyscy się boją.

-Rozumiem.

-Nie, nie rozumiesz.

-To mi wytłumacz – teraz to ona zaczęła się irytować – mówisz półsłówkami. Nigdy nie znałam bliżej nikogo, kto miałby blokadę. Nie dlatego, że mam coś do was, to wy nas nie lubicie. Nie rozumiem, ale przecież od takich jak ty nie można się niczego dowiedzieć. Same tajemnice.

Siedzieli chwilę w milczeniu.

-Nie jest łatwo o tym mówić – powiedział w końcu wstając z fotela i podchodząc do okna. – Musimy się bardzo pilnować. Czym jesteśmy starsi, tym bardziej. Prawdopodobieństwo poważnych zaburzeń psychicznych gwałtownie wzrasta po przekroczeniu stu dziesięciu lat. Ostatni rekord wynosi sto trzydzieści dwa, wiesz? Ale każdy chciałby żyć dłużej. Kiedy człowiek jest zdrowy i silny, kiedy może korzystać z życia, nie godzi się tak łatwo na to żeby odejść. Dlatego wszyscy tak bardzo uważamy. Każdy ma nadzieję, że będzie tym wyjątkiem od reguły, pierwszym człowiekiem, któremu uda się żyć wiecznie bez chorób, bez starości i nie zwariować.

-No tak, ale czy warto? Warto być takim sztywniakiem, żeby pożyć trochę dłużej? Popatrz na mnie, uciekłam z domu jak miałam szesnaście lat. Uwierz, nie było mi łatwo. Nawet nie pytaj jak zdobywałam pieniądze na życie. Teraz jestem jakąś gównianą kelnerką, a za parę lat będę nikim, jedną z tych pomarszczonych żebraczek, kiwających się na rogach ulic, a wy będziecie się starali za wszelką cenę mnie nie zauważyć, żeby przypadkiem mój żałosny widok nie zaburzył waszej równowagi psychicznej. A mimo to nie zwariowałam jeszcze. Dziękuje bardzo, wszystko jest okej z moją głową.

-Skąd wiesz? – zapytał udając, że wygląda na ulicę.

-Co, skąd wiem?

-Że jesteś nadal normalna? Może wcale tak nie jest, może to co uważasz za normalność jest już pierwszym objawem szaleństwa? – mówił cicho, spokojnie, cały czas patrząc przez okno. – Może cierpisz na jakieś zaburzenia nie zdając sobie z tego nawet sprawy? Nie możesz wiedzieć, nie przechodzisz testów tak jak my.

-Owszem mogę wiedzieć – ze złością odstawiła szklankę, trochę alkoholu wylało się na jej ubranie i na stolik, ale nie zwracała na to uwagi – wiem, że jestem normalna, bo wiem. Nie potrzebuję co rok badać się jakimiś pieprzonymi testami. Powiem ci coś – wy wszyscy macie świra!

-Nic nie rozumiesz. – Westchnął i usiadł w fotelu.

-Tak, masz rację, nadal nic nie rozumiem. Nie rozumiem waszego popieprzonego świata, który w zamian za kilka lat życia więcej zmienia ludzi w roboty.

-To nie tak. – Pokręcił głową – To nie jest takie proste. Po pierwsze, my jesteśmy bardziej podatni, zwłaszcza jeśli przekraczamy określony wiek.

-To już wiem.

-Po drugie, nie zawsze jest tak, że zauważasz pierwsze objawy. Możesz być chora i nie zdawać sobie z tego sprawy, ani ty, ani nikt z twojego otoczenia. Dlatego robimy te testy. Pamiętasz przypadek Schmidta?

Myślała chwilę drapiąc się po głowie i marszcząc czoło.

-Tak, to było jakieś dwa lata temu, prawda? Trąbili o tym bez przerwy w telewizji – stu-dwudziestolatek nagle zwariował i zabił dziesięciu współpracowników. I co z tego? To był tylko jeden facet. Ludzie bez blokady też robią takie rzeczy.

-Mylisz się, to był jeden z wielu przypadków. Doszło do tragedii bo system kontroli zdrowia psychicznego zawiódł, ktoś źle ocenił test, nikt nie poinformował przełożonych, że Schmidt zachowuje się podejrzanie i tak dalej. Ale system zazwyczaj działa dobrze i dzięki temu nie dochodzi do takich rzeczy, rozumiesz? Inaczej co tydzień, może codziennie, mielibyśmy takie masakry. Zresztą system jest cały czas udoskonalany. Dwa lata temu, po tej masakrze, wprowadzili na przykład zdalne wyłączanie blokady. Dzięki temu, w razie nagłych przypadków…

-Czekaj, czekaj! – Była lekko wstawiona. – Chcesz powiedzieć, że w każdej chwili mogą wyłączyć to ustrojstwo w twojej głowie? Wtedy się przekręcisz, prawda?

Skrzywił się słysząc swój wyrok wypowiedziany w taki sposób.

-Po pierwsze, nie w głowie, a w rdzeniu przedłużonym. Po drugie, tak, wyłączenie blokady oznacza natychmiastową… natychmiastowe zatrzymanie funkcji życiowych.

-O rany! – zawołała i jednym haustem opróżniła szklankę. – To, że tak powiem, wpadliście jak gówno w kompot.

-Dlaczego? Nie sądzisz, że lepiej byłoby gdyby wyłączyli tego Schmidta zanim wyciągnął nóż i zaczął podrzynać gardła?

-Myślę, że Schmidta i tak by nie zatrzymali. – Nagle zrobiła się całkiem poważna. – Ale w ten sposób mogą pozbyć się każdego kto ma blokadę, w każdej chwili…

Pokręcił głową.

-Nie mogą przecież zrobić tego bez powodu. Muszą mieć jakąś podstawę. – powiedział powoli i wyraźnie jakby tłumaczył coś małemu dziecku.

-No jaką na przykład? Źle rozwiązany test psychologiczny?

-Tych testów nie można źle ani dobrze rozwiązać. – Westchnął wstając żeby napełnić jej szklankę, tym razem dodał znacznie miej alkoholu. – Ale tak, wskazanie testu sugerujące chorobę, potwierdzone doniesienia współpracowników, rodziny, znajomych, to wszystko może być podstawą do wyłączenia blokady.

-No to dobrze powiedziałam, wpadliście jak gówno w kompot. Słuchaj, ja cię lubię – powiedziała biorąc drinka, którego jej podał. – Nie jesteś taki jak te inne nadęte cwaniaki z blokadami. Jezu, co ty sam sok mi dałeś? Weź coś dolej do tego. Znaczy, chciałam zapytać, czy z tymi twoimi testami i w ogóle, to wszystko w porządku? Wiesz, nie chciałabym żeby mi cię nagle wyłączyli w trakcie naszej miłej konwersacji.

Stał przy barku, odwrócony do niej plecami, więc nie zauważyła wyrazu jego twarzy. Nalał sobie setkę i wypił. Nalał sobie drugą i wypił. Nie był przyzwyczajony i dużo wysiłku kosztowało go żeby nie zacząć się głośno krztusić. Poczekał chwilę, aż gorąca fala alkoholu rozlała się po organizmie.

-No właśnie nie najlepiej – powiedział podając jej wzmocnionego drinka.

-Żartujesz? Bardzo jest źle? – zapytała. Zdawało mu się, że jest autentycznie przejęta.

Kiwnął głową.

-Ale chyba nie aż tak żeby… aż tak? Jezu… wiesz kiedy?

-Dzisiaj miałem test, więc zrobią to w nocy.

-Tej nocy?

-Tak, zawsze tak robią.

Spojrzała na zegar wiszący na ścianie.

-Jezu, jest pierwsza… Znaczy, że to nie długo. Słuchaj, nie możesz się jakoś odwołać, zaprotestować?

-Nie, nic już się nie da zrobić.

-Boże – opadła na fotel łapiąc się za głowę – a ja tu siedzę i opowiadam ci jakieś głupoty. Słuchaj może chciałbyś żeby sobie poszła? Powiedz jedno słowo i już mnie nie ma.

-Nie, nie chcę żebyś poszła.

-Dobrze, więc zostanę. Może mogę coś dla ciebie zrobić? Może chciałbyś mnie o coś jeszcze poprosić?

-Nie, po prostu zostań tutaj ze mną.

-Dobrze, więc zostanę.

Siedzieli czekając w milczeniu. Oboje mięli dziwne przeczucie, że to stanie się za chwilę. Nie stało się. W pewnym momencie zaczęła kręcić się nerwowo.

-Słuchaj – powiedziała – jak to możliwe, przecież masz dopiero czterdzieści lat? Nie za wcześnie?

-Tak, to jest wcześnie, ale, widzisz… takie rzeczy zdarzały się często w mojej rodzinie.

-Czemu więc dałeś sobie wszczepić to świństwo?

-Bo kiedy to robiłem nikt jeszcze nie znał skutków ubocznych – mówiąc nie patrzył na nią.

-I co z tego? Przecież twoje… twoja choroba, nie jest skutkiem wszczepienia blokady prawda? To coś jest jakby dziedziczne, nie? Znaczy mogłeś przewidzieć, że cię to dopadnie, a wtedy zostaniesz nieśmiertelnym wariatem? To już chyba lepiej by było przeżyć życie normalnie?

-Nie wiedziałem – westchnął – Pięć lat temu moja matka zachorowała… Wtedy wszystko się wydało. Dopiero wtedy dowiedziałem się o innych przypadkach w rodzinie, wcześniej wszystko przede mną ukrywała.

-Nie chciała żebyś rezygnował z marzeń? – zapytała.

-Chciała żebym dużo zarabiał i żeby było mnie stać na umieszczenie jej w dobrym domu opieki kiedy się zestarzeje. Tak też zrobiłem.

-Surowo ją oceniasz. – Pokręciła głową z dezaprobatą. – Nie sądzisz, że mogła się kierować twoim dobrem? Może miała nadzieję, że nie zachorujesz?

-Mimo wszystko, nie powinna ukrywać prawdy.

-A twój ojciec?

-Nie miał zbyt wiele do powiedzenia.

-Rozumiem.

-Słuchaj, nie obraź się – powiedziała po chwili – ale tak sobie rozmawiamy i wydajesz mi się całkiem normalny. Znaczy gdybyś mi o tym wszystkim nie powiedział, nigdy bym nie pomyślała… Nie mogę zrozumieć, jak to możliwe, że masz, no wiesz… negatywny wynik.

-Tłumaczyłem ci, że to nie takie proste, prawda? Poza tym nie mam żadnego wyniku. Jak ty to sobie wyobrażasz? Robię te wszystkie testy, odpowiadam na pytania, a oni na koniec mówią – przykro nam, jest pan nienormalny, dzisiaj w nocy wyłączymy panu blokadę. Może pan iść do domu, życzymy miłego dnia?

-No to jak to się odbywa?

-Normalnie, wyniki wysyłają następnego dnia rano. Znaczy wysyłają te pozytywne, do negatywnych przyjeżdżają zabrać trupy.

-Jezu, to oni to robią tak bez żadnego uprzedzenia?

-Jezu, właśnie tak robią. Przecież ci mówiłem, w dzień test, w nocy smacznie śpisz, a rano sprawdzasz czy żyjesz i masz swój wynik.

-To skąd wiesz, że źle ci poszedł ten test? Przecież nie możesz wiedzieć?

-Ile razy mam ci mówić, że to jest bardziej skomplikowane? Sam test nie jest jeszcze taki trudny. Takie testy można rozgryźć, opracować, nauczyć się jak udzielać odpowiedzi żeby zwiększyć prawdopodobieństwo… rozumiesz? No więc ja jestem pieprzonym specjalistą w tej dziedzinie. Uwierz mi, przez ostatnie pięć lat poświęcałem temu praktycznie cały wolny czas. Problem polega na tym, że oni biorą pod uwagę także inne rzeczy. Mają teczki, na każdego kto ma blokadę, zbierają w nich nie tylko wyniki testów, ale parametry psychofizyczne w trakcie ich wypełniania, coś jakby podłączali człowieka do wykrywacza kłamstw. Mają też opinie od znajomych i współpracowników. Później to wszystko analizują i porównują z wynikami testu. I na tym to polega.

-Ktoś cię podkablował?

Westchnął.

-Ktoś poinformował mojego przełożonego, że zachowuje się nietypowo.

-I to wystarczyło?

-To, plus zapewne niezbyt dobre wyniki testu, wiesz to można trochę poprawić, ale nie do końca, plus wskazania ich aparatury – potrafią zauważyć kiedy ktoś kantuje. Tak to wystarczy, zwłaszcza po całej tej aferze ze Schmidtem. Teraz bardzo niewiele wystarczy.

Bawiła się przez chwilę szklanką.

-Słuchaj, to co ty takiego robiłeś, że aż cię… poinformowali przełożonego?

-Byłem zbyt skrupulatny.

-Słucham?

-Byłem zbyt skrupulatny i rutynowy.

-Myślałam, że wy wszyscy tacy jesteście… skrupulatni i rutynowi.

-No cóż, ja przesadziłem. Wszystko miałem idealnie poukładane, na przykład w piątki zawsze zakładałem niebieską koszulę, w poniedziałki jadłem na obiad rybę i tak dalej, możesz to sobie wyobrazić. Nigdy nie piłem alkoholu, nigdy nie wychodziłem z kolegami z pracy. Z czasem uzbierało się tego trochę.

-I myślisz, że ktoś potraktował takie rzeczy serio?

-Myślę, że tak. Sam bym poinformował gdyby ktoś kogo znam zachowywał się w ten sposób. Niestety za późno się zorientowałem, że przesadzam. – Teraz on, zakłopotany, bawił się pustą szklanką.

-A właściwie to po co to wszystko robiłeś? – zapytała.

-Znaczy co?

-Znaczy byłeś taki skrupulatny, poukładany, nie wychodziłeś nigdzie i tak dalej?

-Cóż, bałem się że zwariuję i że ktoś to zauważy. Widzisz, zacząłem zauważać u siebie różne objawy… Dlatego z nikim się nie spotykałem, dlatego starałem się wypracować takie rutynowe zachowania. Miałem nadzieję, że to pozwoli mi pociągnąć wszystko dalej…

-Jezu – jęknęła, znowu łapiąc się za głowę – przecież ty nie jesteś żadnym wariatem.

-Kobieto, po raz czwarty mówię ci, że to nie jest takie proste. Są pewne objawy, symptomy, z których nie zdajemy sobie sprawy, których nie zauważają nawet najbliżsi, dopiero kiedy jest za późno…

-Jasne, jasne, wiem o co chodzi, ale nie sądzisz, że przesadzasz? Naprawdę myślisz, że za coś takiego mogliby… ?

-Tak jak powiedziałem, niewiele im trzeba.

-Mimo wszystko trudno mi uwierzyć.

-Nie musisz wierzyć. Jest druga, jeśli zostaniesz tutaj jeszcze chwilę, sama się przekonasz.

W milczeniu słuchali tykania zegara.

-Słuchaj, nie siedźmy tutaj – powiedziała.

-To co mamy robić? – zapytał.

-Chodźmy do mnie, pokażę ci coś.

-Co takiego?

-Sam zobaczysz – wstała i pociągnęła go za rękaw.,

-Jestem w piżamie – popatrzył na siebie zakłopotany.

-I co z tego? Nie powinno ci być wszystko jedno?

-Masz rację.

Wyszli z mieszkania. On zamknął swoje drzwi, ona otworzyła swoje. Jej mieszkanie było dużo mniejsze i urządzone raczej skromie.

-Mieszkasz tu sama? – zapytał kiedy weszli.

-Nie, wynajmuję z koleżanką, ale jej teraz nie ma.

Rozejrzał się po pokoju.

-To chciałaś mi pokazać? – zapytał wskazując kwadraty kolorowego płótna oparte o ścianę.

-Tak, to moje obrazy. – Zaczęła je rozstawiać opierając o meble. Malowała tylko portrety, tak że wkrótce stał na środku pokoju otoczony obcymi, dziwacznymi twarzami. Wszystkie były w jakiś sposób zdeformowane i straszne. Niektóre wykrzywione dziwnym grymasem, inne fosforyzujące nienaturalnymi odcieniami zieleni i błękitu. Śmiały się, płakały, krzyczały. Miał wrażenie, że został otoczony przez jakieś plemię dzikich ludzi.

-Kim oni wszyscy są? – zapytał

-Różnie. Czasem znajomi, czasem przypadkowi ludzi, których obsługuję w restauracji. Lepiej wychodzą mi znajomi.

Patrzył próbując znaleźć jakąś metodę w tym szaleństwie, jakiś ukryty algorytm połamanych nosów, wykrzywionych warg, przerośniętych uszu, fioletowych oczu. Nie potrafił zrozumieć, dopóki jego wzrok nie trafił na jej autoportret. Nie miał wątpliwości nawet przez chwilę, że to właśnie ona. Jej twarz zmieniła się w chaos, w płonącą mieszankę czerwieni, fioletu i żółci. Przypomniał sobie całą rozmowę jaką odbyli. Rzeczywiście była do siebie podobna, bardzo podobna.

-Ktoś to kupuje? – zapytał żeby przerwać milczenie.

-Chyba żartujesz – zaśmiała się – czasem rozdaję za darmo znajomym. Przecież nikt z blokadą nie weźmie tego, nawet gdybym mu dopłaciła.

-Co z tego? Połowa ludzi nie ma blokady, może oni by zapłacili.

-Jak myślisz, kto miałby to kupić? Fryzjerka, kelnerka, czy kierowca autobusu? To są ludzie, którzy nie mają ani czasu ani pieniędzy na zajmowanie się takimi rzeczami. To wy, właśnie wy macie możliwości, ale nie chcecie…

-Przecież to nie tak, że nie chcemy – westchnął żałując, że w ogóle zaczął ten temat – przecież tłumaczyłem ci pół nocy, że my po prostu nie możemy, nie wolno nam, to źle by się skończyło.

-I ty naprawdę w to wierzysz? Naprawdę wierzysz, że przez to – pokazała dłonią swoje obrazy – więcej byłoby takich Schmidtów? Wiesz co ci powiem? Sami sobie to wszystko wymyśliliście, te wszystkie idiotyczne ograniczenia. Co wam po tym waszym życiu?

-Może gdybyś miała blokadę, byłabyś w stanie to zrozumieć, że jednak warto… – Chciał powiedzieć – warto nigdy nie zobaczyć jak twoje ciało się starzeje – ale pomyślał, że mógłby ją obrazić i ugryzł się w język.

-Na szczęście nie mam tego gówna. – prawie krzyknęła.

Nie wiedział co na to odpowiedzieć. Zawsze wydawało mu się, że wszyscy chcą mieć blokadę, nawet jeśli głośno mówią co innego.

-Słuchaj, mam do ciebie jeszcze jedną prośbę. Zrobisz coś dla mnie? – zapytał kiedy zauważył, że się uspokoiła.

-Co takiego?

-Mogłabyś mnie namalować? Znaczy nie teraz… kiedy będzie już po wszystkim?

-Tak, mogę cię namalować.

-Potrzebujesz jakiś zdjęć, czy czegoś takiego?

-Nie, nie martw się, będę cię pamiętała – dotknęła jego ręki w nagłym przypływie współczucia.

 

Obudziły go pierwsze zimne promienie słońca wpadające przez okno, a może to ona poruszyła się zbyt gwałtownie.

-Która godzina? – zapytał.

-Już siódma. Czas żebyś sprawdził swoją pozytywną odpowiedź – powiedziała przeczesując palcami jego włosy.

-Zaraz – nie miał ochoty wyplątywać się z jej ciepłego ciała – daj mi jeszcze chwi…

Koniec

Komentarze

   Przerażająca wizja. Co gorsza, ze znamionami prawdopodobieństwa. Dla mnie --- dobry pomysł, niezły tekst.
   Ale wiesz, Virginio, pomogło by Tobie i czytelnikom przestrzeganie reguł interpunkcji oraz sposobu zapisu dialogów, pamiętanie o spacjach...

Mimo braku wszystkich potrzebnych reguł w dialogach, czytało się świetnie. Bardzo mi się podobało, najbardziej ta trochę 'creepy' wizja blokad i niedopowiedzenie na końcu, pozwalające pracować wyobraźni. Jako, że mam bardzo plastyczną, od razu wyobraziłam sobie zakończenie, to urwanie w pół słowa... doskonale! :D Tak trzymaj, z chęcią poczytałabym jeszcze jakąś Twoją prozę ^^

Czapki z głów, panowie.

Opowiadanie ze szczyptą geniuszu. Ciężko się czyta taki, posklejany tekst. Jak nie ma przerw między poszczególnymi scenami. Zauwazyłem może z dwie literówki i to wszystko. Pomysł bardzo fajny i przede wszystkim bardzo dobrze pisarsko wykonany. Autor pamiętał o magii pierwszego zdania, które wciąga. Ogólnie bardzo dobrze. Stawiam 5. Pozdrawiam.

Dziękuje za opinie:).
Mogę tylko obiecać, że następnym razem zwrócę większą uwagę na detale.
 

Smutna kobieta z ogórkiem.

Może to porównanie nieco na wyrost ( szczególnie, że Franz nie miał problemów z interpunkcją ), ale w tym opowiadaniu jest coś z Kafki. Wyjściowa sytuacja jest tajemnicza i niejasna, i choć z czasem wyjaśnia się, czemu bohater jest w takim, a nie innym nastroju, to całemu tekstowi towarzyszy ciekawy, intrygujący klimat. Niezbyt często daje się wciągnąć czemuś innemu niż fantasy, ale tym razem przysiadłem i po prostu nie mogłem się oderwać. Nie mój klimat, nie moje realia, jednak całość jest napisana tak sprawnie ( tylko te kłujące w oczy przecinki, a raczej ich brak ;p ), utrzymana w takim klimacie, że nie mogłem się oderwać.
Gdybym mógł, dałbym 5 ;)
Pozdrawiam

Bardzo ciekawy pomysł i przeprowadzony też sprawnie. Gorzej z warsztatem. Już pomijając interpunkcję i zapis, to w opisach masz zaawansowaną zaimkozę. Ale trzymam za słowo i liczę, że nastepny tekst będzie dopracowany, bo jeśli też będzie na takim poziomie, to szkoda, żebyś fundowała mu tyle zadziorów :)

www.portal.herbatkauheleny.pl

Hej:)

Przeczytałam kilka Twoich tekstów i ten zdecydowanie najbardziej mi się podoba. I pomysł i sposób pisania. Czyta się szybko, bo wątek wciąga. 

Pozdrawiam:)) 

Ha, więc moja stara Blokada...

Smutna kobieta z ogórkiem.

Nowa Fantastyka