- Opowiadanie: Eferelin Rand - Lament nad Histerią (część pierwsza)

Lament nad Histerią (część pierwsza)

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Lament nad Histerią (część pierwsza)

Dawno już zapadł zmierzch, ale Histeria wciąż tętniła życiem. Dziwaczny i pokraczny tłum przelewał się jej ulicami, żądny doznań, smaków i ulotnych tajemnic. Chociaż gwiazdy wisiały nisko tej nocy, ich lament brzmiał jakoś ciszej niż zazwyczaj i nie był wstanie zagłuszyć wrzaskliwych reklam, dobywających się z telebimów. Diodowe ekrany gęsto obsiadły frontony budynków, jak sępy wyczekujące padliny.

 

Xavier Jon siedział na obrotowym krześle, z nogami wyciągniętymi na parapet, i wypalał ostatniego papierosa przed pójściem do domu. Dym leniwie wił się w powietrzu. Przez otwarte okno wpadało do wnętrza ciepłe powietrze i uliczny jazgot.

Ostatnie sztachnięcie.

Niedopałek wylądował w zapełnionej po brzegi popielniczce. W tej samej chwili drzwi do gabinetu skrzypnęły. Xavier zmełł w ustach przekleństwo. Nie spodziewał się o tej porze już żadnych klientów. Był zmęczony i marzył jedynie o lampce koniaku przed snem. Obracając się w stronę wejścia, przywołał jednak na twarz uprzejmy uśmiech. Interes szedł dobrze, ale w tym fachu nieustannie trzeba było dbać o stały napływ zleceń.

– Dzień dobry. Czy mam przyjemność z panem Xavierem Jonem? Prywatnym detektywem? – spytał przybysz.

– Zgadza się. Proszę, niech pan siada. – Jon wskazał mężczyźnie krzesło. Nieznajomy wyglądał na zwykłego kraftera, ale jak na takiego był zbyt elegancko ubrany i sprawiał wrażenie osoby nawykłej bardziej do wydawania poleceń, niż ich przyjmowania. Srebrny kabel wyłaniał się z jego ucha, biegł wzdłuż szyi i znikał za białym kołnierzem. – W czym mogę pomóc?

– Przepraszam, że przychodzę o tak późnej porze, ale chciałem porozmawiać na osobności. Bez żadnych świadków. Sprawa jest bardzo poufna.

– Rozumiem – odparł detektyw. – Zapewniam jednak, że moje biuro gwarantuje pełną dyskrecję. To samo tyczy się wszystkich moich współpracowników. Musi pan zdawać sobie sprawę, że często efektywne prowadzenie sprawy wymaga skoordynowanych działań kilku osób, z czym wiąże się konieczność ich wtajemniczenia. Chciałbym, żeby to było jasne, zanim przejdziemy dalej, panie…

– Los. Eshalua Los. Zgadzam się na takie warunki.

– Doskonale. Na czym polega pański problem, panie Los?

– Rozwiązał pan wiele trudnych spraw, prawda? – Eshalua rozejrzał się po gabinecie. – Jest pan słynnym detektywem, ale pańskie biuro jest niezwykle skromnie urządzone.

– Cenię sobie prostotę i funkcjonalność. I owszem, rozwiązałem wiele spraw – odpowiedział Jon bez fałszywej skromności. Był w Histerii najlepszym detektywem, o czym powszechnie wiedziano. – Czy to ma jakiś związek ze sprawą?

Los uśmiechnął się.

– Z pozoru nie, ale myślę, że tak wybitny umysł jak pański doceni zagadkę, którą zaraz przedstawię. To będzie największe wyzwanie w pańskiej karierze!

– Zamieniam się w słuch. – Detektyw nawet nie próbował udawać entuzjazmu. Klient coraz mniej mu się podobał, a rzekoma sprawa zaczynała wyglądać jak kiepski dowcip. Wiele razy miał już do czynienia z oszołomami, którym wydawało się bóg wie co, a ostatecznie okazywali się spłukanymi frustratami, próbującymi odegrać się na żonach, pracodawcach, czy samym rządzie miasta-państwa.

– Widzę, że grywa pan w ogoi. – Los wskazał na planszę, leżącą na stoliku pod ścianą. Podniósł się z krzesła, podszedł bliżej i przyjrzał się układowi kamieni. – Żeby lepiej zobrazować problem, posłużę się pewnym porównaniem. Załóżmy, że toczy pan partię z hipotetycznym najlepszym graczem na świecie, geniuszem, który nie popełnia błędów. Czy jest jakiś sposób, aby z nim wygrać?

– Naprawdę wolałbym, żebyśmy darowali sobie zagadki i przeszli do rzeczy, panie Los. Jest już późno.

– Proszę mi zrobić tę przyjemność i odpowiedzieć.

Detektyw westchnął ciężko.

– Owszem, można wygrać. Odpowiedź jest prosta. Trzeba go zabić. Wyjść poza reguły. Jeśli żadne z dostępnych wyjść nie jest dobre, to należy stworzyć nowe.

– Zgadza się! – zawołał z entuzjazmem Los. – Ale ten przykład mówi nam coś jeszcze, coś o wiele bardziej istotnego. A mianowicie, że nawet największy intelekt musi ugiąć się pod naporem głupiej, bezmyślnej przemocy. I tu – zawiesił na moment głos – wracamy do celu mojej wizyty, panie detektywie.

Coś w głosie nieznajomego zaalarmowało Xaviera. Sięgnął po ukrytą pod blatem broń, ale zbyt późno. Eshalua Los już trzymał w dłoni pistolet.

Rozległ się strzał.

Ramię detektywa eksplodowało bólem. Z krzykiem zwalił się na podłogę. Desperacko próbował pozbierać myśli, przeklinając jednocześnie własną głupotę i nieostrożność. Kroki napastnika rozbrzmiewały coraz bliżej, a Jon starał się zmusić odrętwiałe ciało do ruchu. Jego własny pistolet wciąż znajdował się na tyle blisko, że miał jeszcze szansę go dosięgnąć. Dłoń drgnęła, po czym uniosła się w górę. W tym momencie jednak zza biurka wyłonił się uśmiechnięty Los.

– Daruj sobie – powiedział. – Chyba że chcesz, żebym cię postrzelił też w drugą rękę.

– Dlaczego? – wykrztusił detektyw. – Kim ty jesteś?

– Jestem twoim niedoszłym adwersarzem. – Los przykucnął przy swojej ofierze. – Zamierzam popełnić zbrodnię – wyszeptał. – Straszliwą zbrodnię. Sprawię, że nad Histerią rozbrzmi lament, jakiego jeszcze nie było.

– Ale dlaczego ja? Przecież nawet cię nie znam.

– Nie znasz, ale jesteś najlepszy i Egzekutorzy na pewno zwróciliby się do ciebie o pomoc. Widzisz, ja też jestem diabelnie bystry. Nie wiem, kto wygrałby nasz pojedynek i dlatego musisz umrzeć. Nie mogę ryzykować, zwłaszcza że sprawa ma też aspekt osobisty – to powiedziawszy, wyciągnął zdjęcie i pokazał Jonowi.

Oczy detektywa rozszerzyły się ze zdumienia.

– Rozumiesz teraz?

– Tak.

– Wiedz, że nie sprawia mi to żadnej przyjemności. Naprawdę chciałbym się dowiedzieć, który z nas jest lepszy, ale jak sam stwierdziłeś, czasami żeby wygrać należy wyjść poza schemat i zagrać wedle własnych reguł.

– Bezsensowna przemoc bije intelekt, tak?

– Zgadza się.

– Strasznie dużo gadasz. Kończmy to.

– Jak sobie życzysz.

Najsłynniejszy detektyw w Histerii zamknął oczy, a mężczyzna, który tego dnia kazał nazywać się Eshaluą Losem, strzelił mu w twarz.

Morderca nie zauważył, że w trakcie rozmowy Jon zdołał napisać coś zakrwawioną dłonią na podłodze. Litery były krzywe i rozmazane, ale dało się je odczytać. Razem tworzyły jedno słowo.

Pasikonik.

 

c.d.n.

 

 

Tomasz Zawada

 

 

Koniec

Komentarze

Pomysł na to opowiadanie nasunął mi się w związku z trwającą Sherlockistą. W konkursie nie wezmę udziału, ponieważ z pewnościę nie skończę opowiadania do końca lutego, ale zamieszczam jego pierwszy fragment. Kolejne wkrótce.

Życzę przyjemnej lektury.

Pozdrawiam.

W dobrym tekście jestem tolerancyjny dla drobnych błędów, ale tego nie zdzierżę:

Zapewniam jednak, że moje biuro zapewnia pełną dyskrecję.

Pomijając ten drobiazg, powyższy króciutki prolog do opowiadania jest sprawnie napisany i, co tu dużo mówić, intryguje. Z chęcią przeczytam ciąg dalszy. :)

Dzięki za wyłapanie tego błędu. Nie wiem, jak mogłem nie zauważyć. ;)

" Nieznajomy wyglądał na zwykłego kraftera ... ". A kim jest krafter, zapytam? Pewnie wyjaśnienie znajdę w następnych odcinkach, a winno być już w tym...  A może jest to jest ogólnie znane pojęcie?
Zapowiada się ciekawie, ale opowiadano zdeczdowanie za krótkie. Właściwie - króciuteńkie. Trudno cośkolwiek więcej powiedzieć.
Pozdrowienia.

Początek zaiste obiecujący, pozostaje czekac na ciąg dalszy. I nie, ja też nie wiem, co znaczy słowo "krafter" i przypuszczam, że jest to jakieś określenie charakterystyczne dla tego świata.

Tylko jedno mnie dźgnęło, ale za to mocno:
"- Owszem, można wygrać. Odpowiedź jest prosta. Trzeba go zabić. Wyjść poza reguły."
Nie mam żadnych obiekcji co do wychodzenia poza reguły, ale... żeby od razu zabijać? Znaczy, mówimy o grze planszowej, prawda? W głowie mi się nie mieści, żeby inteligenty, wykształcony człowiek na poziomie (a takim chyba jest Xavier), od razu wyskakiwał z ideą zamordowania kogoś tylko dlatego, że, do cholery, jest lepszy od niego w grze planszowej! To może ja wezmę karabin i zastrzelę wszystkich pisarzy, których uważam za dobrych?

Wydaje mi się, że to "Trzeba go zabić" nie jest wcale konieczne dla usankcjonowania dalszych wydarzeń. Wystarczy wzmianka o szukaniu nowych rozwiązań - wówczas adwersarz wyciąga pistolet, robi pif-paf, i jest to jak najbardziej obejście reguł.

Ot, takie sobie mam odczucie, nie spodobała mi się ww. wzmianka i już.

Pozdrawiam.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Dzięki za uwagi. Słowo "krafter" rzeczywiście jest określeniem wymyślonym na potrzeby świata. Jego znaczenie będzie wyjaśnione później.

@josenheim - tu chodzi o rozwiązanie pewnego problemu logicznego. Wypowiedzi o zabijaniu przeciwnika w grę planszową nie należy odbierać dosłownie. Xavier nikogo nie chce mordować.

Pozdrawiam.

Tekst jest krótki i trudno zdefiniować, w jakiej konwencji będą dalsze odcinki - pewnie pastiszu. Czemu nie? Ale, nie mozna popełniać dość oczywistych błędów logicznych. Nawet w konwencji pastiszu trudno sobie wyobrazić, że morderca nie zauważa wyrazu " pasikonik" pisanego ręką ofiary na podłodze... Z telstu wynika, że obaj męzczyźni byli blisko siebie, przynajmniej na końcu rozmowy. Wniosek z tego wszystkiego jest taki -- następny odcinek " Lamentu..." winien być zdecydowanie dłuższy.  Wtedy można byłoby sobie wyrobić bardziej skonkretyzowną opinię o nieopisanym i zadziwiajacym lamencie, ogarniajacum  niepisanie przerażliwy i zadziwiający świat Histerii ( ludzkiej?).
Pozdrowionka. 

No może, mnie jednak kwestia uderzyła jako dosłowna. I za potwierdzenie dosłowności uznałam fakt, że napastnik przytakuje, a potem Xaviera zabija. Zabija go na śmierć! ; P

Ale najwyraźniej tylko mnie to dziabnęło, więc nie zwracaj uwagi.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Zastanawiałem się, czy ktoś zwróci na to uwagę, a mianowicie, jak morderca mógł nie spostrzec napisu. Fajnie, że czytasz z taką dociekliwością, Roger. Jest na to logiczne i proste wyjaśnienie. Wyjaśni się to w kolejnym odcinku, gdy zostaną odkryte zwłoki detektywa.

NMZC DZIĘKOWAĆ. PZDR.PASIKONIK 

Czekam na ciąg dalszy :)

Wszystko zależy od tego jak wyglądało otoczenie "miejsca zbrodni", prawda? Xavier siedział za biurkiem, więc może akurat jak upadał, ręka wpadła mu pod biurko tam, gdzie zwykle dosuwa się krzesło i zabójca nie widział jej dokładnie? Mógł też wpatrywać się przede wszystkim w twarz ofiary, ciekaw jej wyrazu i wrażenia, jakie zrobił na detektywie. Ale też, w sumie, fakt, że dał Xavierowi szansę na pozostawienie jakiegokolwiek śladu, może zaprzeczać jego geniuszowi. ; )

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

No wiesz co... Przy Twoich umiejętnościach i pozycji nie powinieneś już wrzucać nieskończonych tekstów, w dodatku w częściach.

www.portal.herbatkauheleny.pl

Kajam się. ;)

Czekam na ciąg dalszy, bo narazie jest to tylko wprowadzenie...

Czy ta historia ma swoje zakończenie, dostępne na portalu?

Babska logika rządzi!

Cześć. Nie, ta historia nie ma zakończenia dostępnego na portalu. Pomysł się rozrósł do mikropowieści, nieukończonej póki co.

O, Eferelin żyje. Jak miło :)

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Pochłonęły mnie uroki tacierzyństwa, stąd moje zniknięcie. ;)

Zaczęło się nieźle, choć nie całkiem: …nie był wstanie zagłuszyć wrzaskliwych reklam

Cóż z tego jednak, skoro nie ma szans, aby dowiedzieć się, co dalej. :(

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Fajne :)

Przynoszę radość :)

Nowa Fantastyka