- Opowiadanie: Agnar Marudson - Wrota piekieł, Dziedzictwo i Babcia Klozetowa

Wrota piekieł, Dziedzictwo i Babcia Klozetowa

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Wrota piekieł, Dziedzictwo i Babcia Klozetowa

Była grudniowa sobota, młoda dziewczyna w czarnym płaszczyku opatulona szalem szła w dół ulicy szybkim krokiem. Wyglądała na zdegustowaną, można by rzec podenerwowaną. Dzisiaj były urodziny jej Babci, wczorajszego wieczoru kłóciła się o to ze swoją mamą. Nie przepadała za Babcią, była ekscentryczna i nigdy nie przebierała w słowach.

A co było najdziwniejsze od pięćdziesięciu lat pracowała jako Babcia Klozetowa w miejskim szalecie. Niewiarygodne ambicje…

Rozejrzała się wokół i zeszła po schodkach do podziemi.

-Dzień dobry babciu. -powiedziała wysilając się na uśmiech -wszystkiego najlepszego.

Starsza kobieta z papierosem w ustach spojrzała na dziewczynę. Bez słowa otworzyła drzwi i wpuściła ją do środka, wskazała mały taboret obok grzejnika. Sama usiadła w swoim obtarganym fotelu i chwyciła za robótkę, wyglądało to na jakiś szal.

-Co słychać? -po chwili milczenia dziewczyna próbowała podjąć jakąkolwiek konwersację.

-Szalik ci robię. -odpowiedziała wypuszczając kłęby dymu nie wyciągając papierosa z ust.

-Mam szalik babciu. -wskazała na czarny materiał, który trzymała w ręku.

-To gówno nie szalik, wszystko sztuczne. -odparła z wrodzoną sobie szczerością.

Znów nastała chwila milczenia. Dziewczyna rozejrzała się po małym pokoiku, w oknach firanki, które pamiętają jeszcze czasy Bieruta. Na przeciwległej ścianie mała szafka z zapasem papieru toaletowego, a obok kalendarz z gołymi facetami. Dziewczyna zawiesiła na chwilę wzrok na panu z grudnia.

-Niezłe ciacho, co? -staruszka z grymasem na twarzy, który miał uchodzić za uśmiech wskazała na zdjęcie.

-No… -przytaknęła niepewnie rumieniąc się.

-A ty Kasiu masz jakiegoś chłopaka?

-Babciu… -zaczęła tonem jakim każdy młody zaczyna odpowiedź na takie pytanie -Strata czasu na facetów.

-No tak, strata czasu a potem będziesz po czterdziestce z cyckami do pasa i z zmarszczkami na twarzy jak buldog. -Kasia zrobiła wielkie oczy -No co tak patrzysz? Taka prawda. I potem łażą takie niezaspokojone i gapią się na tych wszystkich młodzików bo ich dawno nikt nie przebzykał.

-Babciu… -zmieszała się i opuściła wzrok.

-Ty mi tu nie babciuj. Wiem co mowie. A co tam u twojej matki słychać?

-A dobrze, w firmie idzie jej nieźle, cały czas ma pełno zleceń więc raczej mało ją widuję ale jest okej.

-Aha, pozdrów ją jak się kiedyś spotkacie. -zabrzmiało to jakby kazała jej pozdrowić jakąś koleżankę którą widuje co najwyżej raz do roku.

-Dzisiaj się z nią widziałam i była jakaś dziwna. Biegała wokół mnie jak poparzona jakbym była jakąś księżniczką albo szychą. -staruszka podniosła głowę znad drutów i spojrzała uważnie na swą wnuczkę.

-Powiedziała ci coś?

-Owszem i trochę mnie to zmartwiło. Powiedziała, że muszę do ciebie przyjść bo od tego będzie zależała moja przyszłość.

-No tak… -pokiwała tylko głową i zajęła się dzierganiem szalika.

Ktoś zapukał w szybkę po męskiej stronie szaletu.

-A niech mnie szlag trafi! -babcia spojrzała na mężczyznę w czarnym skórzanym płaszczu. Czarne krótko przystrzyżone włosy, pociągła twarz i lekko wystający podbródek z którego wystawała kozia bródka. Okienko uchylił się, mężczyzna uśmiechnął się.

-Masz tupet, żeby tu przychodzić. -spojrzała na niego groźnie.

-Dalej się na mnie złościsz? Daj spokój Krysia, to było tak dawno temu.

-Nie złoszczę się, mam ochotę utopić cię w klozecie ty zakłamany sukinsynu!

-Widzę nową krew. -spojrzał ukradkiem na filigranową blondyneczkę siedzącą na taborecie w kącie.

-Pytam ostatni raz. Czego chcesz?

-Ja zasadniczo idę do Mietka.

-Ta jasne, może podać wam jeszcze kawę i paluszki, co?

-W sumie to mogła byś. -wyszczerzył zęby.

-A spieprzaj dziadu -zatrzasnęła z hukiem okienko.

Znów pukanie i przyłożona do szyby kartka papieru. Pani Krystyna zbliżyła twarz do okna aby przeczytać co było napisane na świstku.

-Niech cię cholera weźmie Sowiński! -zaklęła po cichu i pokazała ruchem ręki aby wszedł.

Staruszka usiadła z powrotem na fotelu. Miała złowrogi wyraz twarzy.

-Babciu, kto to był -Kasia spytała niepewnie.

-Stary znajomy. -odparła szybko.

-Nie wiedziałam, że masz znajomych w takim wieku.

Znów nastała chwila ciszy, Krysia skupiła się na robieniu szalika.

-No. To ja już będę lecieć. -sięgnęła po kurtkę.

-Już idziesz, nie poświęcisz starej babci jeszcze chwilki?

-Muszę coś jeszcze załatwić, zobaczymy się kiedyś jeszcze. -ubrała się i już chciała wyjść.

-Ostatni raz powiedziałaś to samo. To było pięć lat temu. -dziewczyna zatrzymała się -Nie jestem co raz młodsza.

Kasia wróciła na miejsce, naburmuszona uwagą babci.

-Wstydzisz się mnie, że jestem babcią klozetową? -powiedziała nie odrywając oczu od drutów.

-Nie, tylko…

-Nie masz czasu, wy młodzi na nic nie macie czasu. Mnie też już nie wiele zostało.

-Nie mów takich rzeczy.

-Mam siedemdziesiąt cztery lata, Kasiu. Od co najmniej pięciu powinnam być na emeryturze. Potrzebuje kogoś kto by mnie tu zastąpił.

-No z tym chyba nie będzie problemu, jest masa bezrobotnych.

-Czy ty w ogóle kojarzysz pojęcie aluzji?

-Znaczy, że ja? Tutaj? -parsknęła śmiechem -Wiesz babciu mam trochę większe ambicje niż siedzenie w miejskim kiblu.

Wielki huk zatrząsł całym pomieszczeniem, z męskiej strony szaletu przetoczyły się tumany kurzu.

-Co to było?! -krzyknęła przestraszona Kasia.

Babci bez słowa spokojnie otworzyła malutkie okienko.

-Dzień dobry panie Lucjanie.

-A dzień dobry pani Krysiu -usłyszały potężny, wręcz nienaturalny męski bas.

Po chwili z tumanów pyłu wyłoniła się czerwonoskóra postać z rogami na czole i ognistą brodą.

-Witaj Kasiu. -pan Lucjan powiedział patrząc na nią, nie odpowiedziała, patrzyła jedynie z przerażeniem na demona. -Coś nie rozmowna.

-Byłam właśnie w trakcie tłumaczenia jej całej sprawy.

-Wpadłem w nie w porę?

-Nie, nawet dobrze teraz przynajmniej od razu mi uwierzy.

-Też racja. Co tam mamy na dzisiaj?

-Poroszę o to plan dnia. -podała mu teczkę ze skóry.

-No zapowiada się ciekawy dzionek -powiedział przerzucając kartki.

-Maks Sowiński przed chwilą przeszedł na drugą stronę.

-Niby jak? -spojrzał zdziwiony na Krystynę.

-Miał glejt podpisany przez Mefistotelesa.

-Normalnie nogi mu z dupy powyrywam. Mietek za niedługo przegra w karty całe piekło. A Sowiński od dzisiaj może przejść tylko i wyłącznie za moją zgodą i to ustną. Da mi pani jakąś kartkę, zaraz wysmarujemy odpowiednie pisemko. -podała mu czarny pergamin, paznokciem wskazującego palca napisał kilka znaków, które momentalnie zapłonęły. -No! -przekrzywił głowę jak artysta podziwiający właśnie ukończone dzieło. -To go zatrzyma. Wyciągnie go pani w wolnej chwili.

-Już się do tego zabieram szefie.

-Spokojnie, nie ma pośpiechu. Najpierw niech się pani zajmie Kasią, nie chcemy żeby nasza nowa Strażniczka postradała zmysły, prawda? -wskazał na dziewczynę. -Proszę na mnie nie czekać mogę wrócić za parę dni.

-Dobrze, do widzenia.

Babcia Krysia zamknęła malutkie okienko i oparła się o parapet. Odwróciła się po chwili i spojrzała na wnuczkę, która w dalszym ciągu patrzyła z przerażeniem w szybę. Cała się trzęsła. Staruszka podeszła do niej i bez słowa uderzyła ją w twarz. Dziewczyna ocknęła się.

-Kontaktujesz? -kiwnęła głową.

-Powiedz, że mi się to przewidziało.

-Nie przewidziało ci się. -wyciągnęła z szafki dwa kieliszki i butelkę żołądkowej gorzkiej. Rozlała.

-Masz -podała jej kieliszek, Kasia przecząco pokiwała głową -Nie kłóć się z babcią. -dziewczyna spojrzała tylko w oczy babci i posłusznie wychyliła kieliszek.

-O co tu chodzi!? -w jej głosie złość mieszała się ze strachem.

-No właśnie chciałam ci wszystko wytłumaczyć, zanim zjawił się szef.

-Szef?! Kim ty jesteś?! Sekretarką szatana?!

-Coś w tym guście. A ty Kasiu znajdujesz się w przedsionku piekła. -podniosła ręce w górę pokazują całe pomieszczenie. Niestety do pełni efektu brakowało mrożącej krew w żyłach muzyki, buchających płomieni. Babcia też nie zmieniła się w żadnego demona, przynajmniej na razie, jej oczy nie zabłysły czerwienią. Jedynie cisza i drgania od tramwaju przejeżdżającego nad ich głowami.

-To jakiś kiepski żart, tak?!

-Nie ja nie żartuję. Jestem Strażniczką Wrót Piekieł. -powiedziała poważnym tonem.

-A niby gdzie są te Wrota Piekieł?

-No tam -wskazała palcem na ścianę -Pomiędzy sraczem a pisuarem.

-Wiesz co? Ja już wiem, ja po prostu śpię i mam koszmar. Zaraz się obudzę i wszystko będzie ok.

Staruszka podeszła do niej i znów uderzyła ją w twarz.

-Za co?!

-Dalej uważasz, że to sen? -pokiwała przecząco głową.

Babcia odpaliła kolejnego papierosa.

-A ty się tak nie boisz, że ktoś tu wejdzie i zobaczy Lucyfera jak sprawdza listę spotkań?

-Zwykły śmiertelnik nie jest w stanie ujrzeć go w takiej postaci.

-To czemu ja go widziałam?

-Bo ty nie jesteś zwykłym śmiertelnikiem. Jesteś moją wnuczką, w naszej rodzinie to dziedziczne.

-Czyli mama też… -spojrzała z niedowierzaniem.

-Nie, twoja mama nie widzi demonów. Pierwszy urodził się twój wujek, Marcin. Tylko pierwsze dziecko, i musi to być córka może zostać Strażniczką. I o to chyba ma do mnie żal, nie wiem dlaczego to nie ja ustalałam te zasady. -usiadła na fotelu i jakby posmutniała.

-Ale wiedziała o wszystkim?

-Tak. Mimo, że jest moim drugim dzieckiem dostała swego rodzaju moc. -patrzyła przed siebie obracając w palcach kieliszek.

-To znaczy?

-Jest kimś w rodzaju proroka. Ma wizje, rzadko, ale ma. Dzięki temu między innymi nie wiesz co to bieda. Dzięki temu wiedziałam, że ty się urodzisz.

-A wujek Marcin?

-To życiowa popierdułka! Zakała rodu! On nie umie sam sobie gaci wyprać a co dopiero mowa o jakichś nadprzyrodzonych mocach. -powiedziała z pogardą.

-Czemu nikt mi wcześniej nie powiedział? -zmarszczyła brwi.

-Żebyś zaznała normalnego życia, choć przez jakiś czas. Gdy staniesz się Strażniczką twoje życie będzie zupełnie inne.

-No coś ty?! Jak na to wpadłaś?

-Jak zawsze cięta -uśmiechnęła się -Nie będą z tobą mieli łatwo.

-Czyli co? Nie mam wyboru?

-Masz wybór…

-To ja wole nie -pokiwała przecząco głową.

-No tak… -babcia spojrzała na nią -Tylko za nim podejmiesz decyzję pozwól, że ci coś powiem. Nasza rodzina wywodzi się od pierwszej kobiety na ziemi.

-Od Ewy? -powiedziała Kasia.

-Nie głupia! -babcia strasznie się oburzyła -Od Lilith. Była pierwszą żoną Adama. W księdze rodzaju jest napisane: I stworzył Bóg człowieka na wyobrażenie swoje: na wyobrażenie Boże stworzył go: mężczyznę i białogłowę stworzył je.

-Stworzenie Adama i Ewy, babciu…

-Do jasnej cholery dziewczyno, przestaniesz mi przerywać?!

-Przepraszam…

-W tym przypisie jest mowa o Adamie i Lilith. Ewa została stworzona z żebra Adama, a tu nie ma mowy o żadnym żebrze. Bóg stworzył ją aby służyła Adamowi. Nie spodobało jej się to i sprzeciwiła się swemu mężowi i Bogu, za co ją wygnano z raju. Szwędała się po ziemi samotnie aż odnalazł ją Lucyfer i przyjął na służbę. Została jego kochanką. Ich pierwsze dziecko dało początek naszemu rodowi. -zamilkła na chwilę czekając na reakcję wnuczki.

-No dobrze ale w dalszym ciągu nie rozumiem co to ma wspólnego z moim, że tak to ujmę przeznaczeniem?

-Pochodzisz od Lilith, więc jesteś skazana na piekło, choćbyś nie wiem co robiła i tak tam trafisz. Lepiej mieć tam przyjaciół niż wrogów. Możesz być pewna, że jeśli nie podejmiesz tego zobowiązania po śmierci będziesz cierpieć.

-Też mi wybór! Jak zostanę Strażnikiem to co? Będę miała fajne życie po śmierci wśród grzeszników i innej hołoty smażącej się na wolnym ogniu?!

-To nie jest tak jak myślisz.

-A jak jest? Piekło to piekło!

-Chcesz zobaczyć jak wygląda piekło?

-Nie wiem…

-Pokażę ci. Choć za mną.

Wyszły z kanciapy i stanęły przed białą ścianą w męskim kiblu. Babcia zamknęła oczy i palcem w powietrzu narysowała pentagram. Znak zabłysł fioletowym światłem po czym uderzył w ścianę rozsypując kafelki po całym pomieszczeniu. Utworzył się portal, pani Krystyna chwyciła Kasię za rękę i pociągnęła ją za sobą.

Kasia podniosła się z ziemi. Rozejrzała się po ogromnym korytarzu z wielkimi marmurowymi kolumnami.

-Jest tu ktoś? -zawołała -Babciu?

-Jestem.

Kasia obróciła się za głosem. Ujrzała szczupłą demonicę o czerwonej skórze, dużych piersiach okiełznanych przez czarny skórzany gorset z magicznymi znakami wyrytymi na tali. Do tego czarne, również skórzane stringi, na nogach miała wysokie kozaki kończące się nad kolanami na wysokim obcasie. Długie czarne włosy swobodnie opadały na plecy kończąc się na jędrnych pośladkach.

-Babciu, to ty? -spytała z nie dowierzaniem.

-Żyleta… -uśmiechnęła się do wnuczki i dotknęła swojego pośladka, zaskwierczało i spod palca uleciał dym.

-Ale jak?

-Tutaj mogę wyglądać jak chcę. A to wcielenie podoba mi się najbardziej. -uśmiechnęła się.

Ruszyła przed siebie zarzucając biodrami, a jej długi ogon wił się to w lewo to w prawo. Zatrzymały się przed wielkimi metalowymi wrotami. Futryny ozdobione dziwnymi znakami. Demonica chwyciła za kołatkę w kształcie kozła i zapukała kilka razy, spod jej ręki posypały się iskry.

-Kto tam?! -usłyszały rozjuszony nienaturalny głos.

-Otwieraj, to ja Krysia.

-Zaraz muszę znaleźć klucze. -usłyszały oddalający się tupot stup.

-Wiedziałam… -mruknęła po czym solidnym kopniakiem wyważyła drzwi. -Choć Kasiu musimy trochę pozamiatać.

Oczom dziewczyny ukazał się zwodzony most nad przepaścią, z której co rusz buchały strumienie lawy. W dole setki wyciągniętych rąk błagających o litość i krzyczących z bólu.

-Jakoś tu… -zaczęła idąc niepewnie za babcią,

-Złowieszczo? -uśmiechnęła się a Kasię przeszedł dreszcz.

-Można by tak powiedzieć.

-Szef to straszny tradycjonalista. Ale nie martw się ze mną nic ci nie grozi. -machnęła ręką.

Szły dalej. Przeróżne stwory spoglądały na nią pożądliwie. Nagle podszedł do niej jakiś mężczyzna był przerażony.

-Nie! Jestem niewinny! Byłem dobrym człowiekiem! Błagam pomóżcie mi! -chwycił dziewczynę za rękę.

-Babciu!

-Puść ją kmiocie! -uderzyła go w twarz. Leżąc na ziemi zaczął odsuwać się od demonicy.

-Choć tu pluskwo! Zaraz zobaczymy coś na wywijał! -chwyciła go za gardło i puknęła palcem w czoło. Nad jego głową pojawił się eteryczny ekran, a na nim przewijało się pismo, przynajmniej tak wnioskowała Kasia, bo nie miała zielonego pojęcia co to jest. Ba, nawet nie była wstanie powiedzieć czy to krzaczki czy robaczki. -Sto siedemdziesiąt kradzieży, czterdzieści pięć pobić i trzy gwałty nazywasz niewinnością?! Ty ścierwojadzie! -rzuciła nim, po chwili z nad przepaści dochodził kolejny krzyk rozpaczy i bólu. Babcia Krysia otrzepała ręce -To co? Idziemy dalej? -uśmiechnęła się.

Dziewczyna szła dalej za swoją przewodniczką, powoli zbliżały się do kolejnych wrót. Te wydawały się większe od poprzednich i o wiele skromniejsze w zdobienia. Nie było już żadnych znaków. Otworzyły się ze zgrzytem. Spodziewała się kolejnego pomieszczenia z lawą i zwodzonym mostem, albo szeregu kotłów wokół których biegały by małe złowieszcze chochliki mieszające grzeszników. Ale zobaczyła ogromny plac wybrukowany kocimi łbami. Pomiędzy skałami wykuto otwory w kształcie okien i drzwi. Mogła więc spokojnie przyjąć, że to mieszkania. A sądząc po straganach z różnymi towarami, plac na który weszły był najzwyczajniej rynkiem. Widok Babci Krysi najwidoczniej zrobił nie lada poruszenie wśród mieszkańców. Tłum rozstąpił się przed demonicą i zamknął zaraz za Kasią.

-Co to za miejsce? -spytała.

-To jest cześć mieszkalna piekła. Lucyfer nie może przecież sam wszystkiego robić. Widzisz moje dziecko, piekło to taka jakby fabryka, zatrudniająca kilka tysięcy pracowników. Zapewnia im prace, dach nad głową i solidną zapłatę. -Kasia zobaczyła małą szarą twarzyczkę patrzącą się na nią niepewnie zza szaty jakiegoś demona.

-Zdziwiona? -babcia powiedziała gdy zobaczyła jak jej wnuczka wpatruje się w dziecko.

-Czy to było dziecko?

-Tak, demony są podobni do ludzi. To istoty stadne. Wiedzą co to miłość i rodzina… No może nie patrzą na nią tak samo jak ludzie, ale wygląda to podobnie.

-Zawsze myślałam że piekło jest bardziej przygnębiające, ale…

-I jest skarbie, nawet przez chwilę nie myśl, że jest inaczej. -powiedziała babcia z surową miną. -Nigdy nie okazuj miłosierdzia w tym miejscu, nigdy!

-Dobrze. -odpowiedziała skruszona.

-Wiesz czym zajmują się tutejsze dzieci?

-Chyba nie chcę wiedzieć.

-Grają w piłkę, ludzkim głowami… -Kasia wzdrygnęła się z obrzydzeniem. -Mają nawet ligę, w tym roku rozgrywki stoją na wysokim poziomie aż trzy drużyny mają szansę na zwycięstwo.

Przeszły przez rynek i zaczęły wspinać się po starym stromym moście. Gdzieniegdzie z dziur w nawierzchni wystawały skały. Kolejne wrota, które były otwarte na oścież wprowadziły je do kolejnej komnaty. Tutaj budynki były większe i lepiej zachowane.

-To dzielnica administracyjna. -powiedziała Krysia.

-A to co? -Kasia wskazała palcem na śnieżno biały budynek z dużymi pseudo greckimi kolumnami przed wejściem. Znacznie się wyróżniał spośród pozostałych. Biło z niego oślepiające jasne światło.

-To jest ambasada, mamy taką samą tam u góry.

-Czekaj, czekaj… -pokiwała z niedowierzaniem głową -Chcesz powiedzieć, że to ambasada Nieba i w środku są anioły?

-Tak to znacznie ułatwia dyplomację. Widzisz, wbrew temu co twierdzą ludzie Niebo i Piekło nie są w stanie wojny. Nie nazwałabym tego sojuszem, ani nawet pokojem jedynie chwilowym zawieszeniem broni. W ewentualności kiedyś nastąpi koniec świata i rozegra się wielka bitwa pomiędzy nami a nimi. -wskazała na jegomościa w białej szacie o długich blond lokach gadającego przez komórkę.

-Nie wiem co mnie bardziej dziwi, anioł w piekle czy małe demoniątka.

Na skrzyżowaniu skręciły w prawo, jak mówił drogowskaz na ulicę Ogni Piekielnych. Przez kilkaset metrów szły przez tunel, który kończył się wielkimi żelaznymi wrotami. Strażnik stojący za bramą gdy ujrzał demonicę upuścił notes i rozdziawił usta.

-Otworzysz czy sama mam to zrobić? -babcia cały czas patrzyła mu prosto w oczy. Ten wyciągnął z kieszeni pęk kluczy i zaczął nerwowo szukać właściwego. Gdy znalazł odsunął jedną stronę ze zgrzytem i wpuścił kobiety do środka zginając się w pół jak ruski scyzoryk.

Za wrotami znajdował się inny świat. Wielkie zamki i pałace po obu stronach ulicy, a im dalej szły tym posiadłości były jeszcze wspanialsze. Oczywiście normalny człowiek zemdlał by ze strachu, ale nie Kasia. Zdała sobie nagle sprawę, że cała ta wycieczka przez piekło nie różni się niczym od spaceru przez park wiosną. Przestała się dziwić smokom w garażach, wielgachnym nienaturalnym wilkom spoglądających na nią czerwonymi ślepiami z każdej budy, że o grillowaniu ludzkich kończyn nie wspomnę. Było całkiem miło i spokojnie.

-To jakaś dzielnica willowa? -spytała.

-Tak, coś w rodzaju Beverly Hills. Same znakomitości piekielnej sceny politycznej. Widzisz ten zamek na końcu? -wskazała palcem na pałac który wydawał się nie mieć końca.

-Tak.

-To dom pana Lucjana. Ale teraz idziemy tu.

Stanęły przed dwupiętrowym domem. Wydawał się jakby cały skompany w mroku. Można było zauważyć tylko zarys budynku. Cała ulica była oświetlona pochodniami, ale nie tutaj. Krystyna podeszła do drzwi, Kasia była krok za nią. Zapukała mosiężną kołatką a ze środka usłyszały przeraźliwy krzyk.

-Kto tam? -usłyszały po chwili.

-Urząd Skarbowy… -drzwi momentalnie się otworzyły.

-Co ty tu robisz? -demon zapytał zdziwiony widząc Krysię.

-Przyszłam po Sowińskiego.

-A to dobre… I niby jak to zrobisz? -stanął w rozkroku i założył ręce na piersiach.

-Masz. Czytaj podała mu czarny papier. -ten podejrzliwie zaczął go czytać.

-Niech cię szlak trafi kobieto! Jesteś największym wrzodem piekła, wiesz?

-Ja ciebie też… -uśmiechnęła się szeroko i weszła do środka.

-Dzień dobry -Kasia dygnęła przed Mefisto i podążyła za babcią.

Przeszły przez duży hol i znalazły się w przestronnej sali. Po środku stał okrągły stół a na nim żetony do pokera i karty.

-Wyłaź Sowiński wracasz na górę. -demonica rozejrzała się po pomieszczeniu, ale nigdzie nie było mężczyzny.

-Maks wyłaź, ona ma glejt od Lucjana. -powiedział gospodarz wchodząc do komnaty.

Zza czarnej kotary wyłoniła się głowa.

-No idziemy. -ponaglała.

-A mógłbym zobaczyć ten glejt? -spytał podchodząc bliżej.

-A po co i tak nie potrafisz go odczytać.

-Maks nie kombinuj, bo zrobi to w mniej przyjemny sposób. Glejt jest prawdziwy. -powiedział Mefisto.

Pani Krystyna chwyciła go za kołnierz i podniosła do góry i wyszła.

-Sam pójdę -protestował mężczyzna.

-Zamknij się.

Maks obrażony zaplótł ręce i nie zwracając uwagi na śmiejących się z niego przechodniów przeklinał demonicę. Jako jeden z nielicznych miał przyjaciół w piekle, grał w karty z Mefisto, z Belzebubem w chińczyka, a z Lucyferem wyskoczył czasem na piwo. A teraz był niesiony przez Strażniczkę jak worek śmieci. Nie wpłynie to zbyt dobrze na jego reputację, a jeszcze bardziej ucieszy jego wrogów, bo mimo, że jeszcze nie umarł już zdążył wkurzyć kilka ważnych person. Taki charakter…

 

Ściany w męskiej toalecie znów rozsypała się na miliony kawałeczków ukazując portal. Maks przeturlał się po podłodze i zatrzymał się na przeciwległej ścianie. Po chwili wolnym krokiem wyszła pani Krystyna w normalnej postaci, z moherowym beretem na głowie, szarym swetrze i długiej wełnianej spódnicy, a zaraz za nią Kasia. Mężczyzna podniósł się z ziemi i otrzepał płaszcz z wyimaginowanego kurzu.

-A tera wypad -babcia pogardliwie wskazała brodą wyjście.

-A mógłbym skorzystać? Panie pozwolą. -kobiety wróciły do malutkiego pomieszczenia.

Babcia leniwie opadła na fotel. Kasia zamyślona zajęła taboret.

-I jak? Podobało ci się Kasiu?

-W sumie muszę przyznać, że to… Ciekawa praca.

-Ano ciekawa -przytaknęła. -Ale czy jesteś na nią gotowa?

-Nie wiem… Chyba sobie nie poradzę…

-Poradzisz sobie, jesteś moją wnuczką.

-Ale to wszystko takie poplątane… Demony, śmiertelnik grający z Mefisto w karty…

-Z niego taki śmiertelnik jak ze mnie zakonnica. Widzisz Kasiu po świecie lata masa hołoty, demony, duchy, wampiry, wilkołaki, magowie, ba! Jakbyś dobrze poszukała to znalazłby się nawet jakiś troll. A Sowiński tak się składa, że jest Żniwiarzem.

-Kim?

-Zastępca Śmierci, tego Śmierci.

-Dostałem smsa! -usłyszały z męskiej toalety.

W okienku mignęła jakaś postać.

-Kto to? -spytała Kasia.

-Nie wiem nie znam wszystkich demonów po imieniu.

Ściany znów się zatrzęsły, a po chwili pojawiła się jakaś kobieta i wycelowała duży krzyż w babcię Krysię. Ta spokojnie podeszła i otworzyła okienko.

-Zgiń przepadnij maro nieczysta! -powiedziała zbliżając relikwię do twarzy staruszki.

-Już? -powiedziała znudzonym głosem.

-Wiem kim jesteś szatański pomiocie! Zgiń przepadnij!

-Ja nie wiem skąd oni was teraz biorą… -sięgnęła do szafki pod okienkiem. Rozległ się wielki huk. Kasia otworzyła oczy i zobaczyła rozwalone okno i plamę krwi na ścianie za nim. Pod drzwiami leżała babcia z dymiącym obrzynem w ręku.

-Babciu!

-Nic mi nie jest. -powiedziała poprawiając beret który opadł jej na oczy. Kasia pomogła jej wstać -Zapomniałam jakiego ma kopa, ostatni raz używałam go w pięćdziesiątym szóstym. -otrzepała się z pyłu i spojrzała przez otwór na rozbebeszone ciało. Po chwili głowa Maksa wyjrzała zza rogu.

-Ja nie wiem skąd w tobie tyle nienawiści… -powiedział, a pani Krystyna wycelowała obrzyna w jego stronę -Krysia! Pamiętasz co się stało w pięćdziesiątym szóstym! Ile miałaś wtedy problemów… -zasłonił się rękami.

-I właśnie to mnie powstrzymuje od zastrzelenia cię… znowu.

Kasia patrzyła na zwłoki, ale ku własnemu zaskoczeniu bez żadnego panicznego strachu, czy choćby ze zdziwienia, ot tak zwyczajnie. No przecież trup z dziurą wielkości arbuza w klatce piersiowej to normalka w szalecie miejskim.

-No i widzisz moja droga. Taka to już robota. -zwróciła się do wnuczki i opadła ciężko na fotel. -Czasem dzieje się aż nad to, a czasem można się zanudzić na śmierć. Więc jak? Bierzesz ją?

Kasia oparła się o ścianę i uśmiechnęła się.

-Przecież to tradycja, prawda?

Koniec

Komentarze

Była grudniowa sobota, młoda dziewczyna w czarnym płaszczyku opatulona szalem szła w dół ulicy szybkim krokiem
Zaczyna się ciekawie... nadszczegółowość, a w zasadzie strumieniem świadomości. 
  Nie przepadała za Babcią, była ekscentryczna i nigdy nie przebierała w słowach.
Czemu babcia z dużej? I kto był ekscentryczny? Babcia czy dziewczyna? 
Niech Autor nauczy się zapisywać dialogi, dostosowywać czasownik do osoby, struktry zdania. 
-Tak, demony są podobni do ludzi.  
?
I tak dalej, i tak dalej. Poza tym, Autorze, o czym to było? I czy miało być śmieszne?  

Kilka klasycznych gagów i właściwie nic więcej. Rozrywkowo relaksowa czytanka dla młodzieży młodszej.
Błędów wysoko ponad normę. Język polski nie był i nie jest ulubionym przedmiotem Autora, niestety. A czytało by się o wiele lepiej, gdyby nie te byki...

Początek dobry, szkoda, że zakończenie nie jest tak rozwinięte. Przydałyby się także bardziej obszerniejsze dialogi. I troszkę więcej uwagi przy zapisywaniu - podejrzewam, że stąd te błędy. A co do humoru... przypomina mi się Podatek,  a więc moim skromnym zdaniem tak, śmieszne.

Pomysł nawet nawet, ale wykonanie woła o pomstę do nieba. Przed umieszczeniem opowiadania na portalu wypadałoby zrobić solidną korektę. Dialogi bardzo często są źle rozpisane, przecinki wstawiasz (albo i nie) na chybił trafił, gubisz spacje itd. Odnoszę wrażenie, że miałeś tysiąc pomysłów w głowie i czym prędzej chciałeś przelać je na papier (czytaj: edytor tekstu), nie kłopocząc się poprawnym zapisem.

Podsumowując: jest bardziej dobrze niż źle, ale mnóstwo rzeczy trzeba poprawić. Nad humorem się nie rozwodzę, jeden się uśmiechnie, "jakby Jan Rodzeń upadł i sobie głupi ryj rozwalił", drugi nie. Kwestia gustu.

"Nie przepadała za Babcią, była ekscentryczna i nigdy nie przebierała w słowach." - zdanie zapisane w ten sposób oznacza, że dziewczyna nie przpeadała za babcią i (dziewczyna) była ekscentryczna i (dziewczyna) nie przebierała w słowach. jeśli chcesz zaznaczyć, że to babcia była taka i owaka, należałoby inaczej skonstruowac wypowiedź, bądź wstawić za "babcią": "która" lub chociażby "gdyż".
"lekko wystający podbródek z którego wystawała kozia bródka" - a może by tak "wyrastała"? synonim to prawdziwy przyjaciel pisarza.
"-Wpadłem w nie w porę?" - pierwsze "w" wykreślić. przeglądanie własnego tekstu przed publikacją, również jest przyjacielem pisarza.

poza tym masa brakujących przecinków. to, że nie wiemy gdzie przecinki postawić, oznacza, że zapoznać trzeba się z zasadami interpunkcji, a nie po prostu ich nie stawiać.
jeśli chodzi natomiast o opowiadania, to pomysł uważam za bardzo fajny. wykonanie niestety utyka. osobiście sądzę, że tekst zyskałby wiele, gdyby nie składał się praktycznie tylko i wyłącznie z dialogów.

Pomysł niezły, ale jeśli tekst miał być komiczny (jak mocno sugeruje tytuł), to nie wyszedł. Mimo tego czytało się lekko i przyjemnie. Dużo błędów do poprawienia, ale jak następny tekst porządnie przejrzysz przed publikacją, będzie dobrze.

Dzisiaj były urodziny jej Babci, wczorajszego wieczoru kłóciła się o to ze swoją mamą. Nie przepadała za Babcią, była ekscentryczna i nigdy nie przebierała w słowach.
Bohaterka, czy babcia?

Kiedy narrator nazywa staruszkę "Krysią" nie brzmi to zbyt dobrze. Lepiej chyba użyć pełnego imienia: Krystyna, albo tak, jakmasz później: "Babcia Krysia".

Do tego czarne, również skórzane stringi, na nogach miała wysokie kozaki kończące się nad kolanami na wysokim obcasie.
Że wysoki obcas był nad kolanami?

...co rusz buchały strumienie lawy.
Lawa to magma wylewająca się z wulkanu. O żadnym wulkanie nie ma tu mowy, więc powinno być "magma".

...wyciągniętych rąk błagających o litość i krzyczących z bólu.
Dobrze rozumiem, że to ręce krzyczały?

...że o grillowaniu ludzkich kończyn nie wspomnę.
"O grillowaniu ludzkich kończyn nie wspominając" - jak już postawiłeś na narrację w trzeciej osobie, to tego się trzymaj.

...zbliżając relikwię do twarzy staruszki.
Należy rozumieć, że wspomniany krzyż był własnością świętego? A może był zrobiony z drzewa z oryginalnego krzyża? Tak, czy inaczej, wypadałoby to zaznaczyć.

Nie podobało mi się. Drażni brak staranności. Błędy wymieniono. Życze powodzenia w kolejnych próbach.

Mnie też się nie podobało. Humor niskich lotów, a wykonanie jest beznadziejne - niedbałe i opowiadanie sprawia wrażenie naskrobanego naprędce na kolanie.
Gdybyś się do tego pożądnie przyłożył, to coś z tego pomysłu można było wycisnąć, a tak wyszedł po prostu kiepski tekst.

Pozdrawiam.

- Nie przepadała za Babcią, była ekscentryczna i nigdy nie przebierała w słowach. - brak zmiany podmiotu wychodzi, że ta co nie przapadała (czyli wnuczka) była ekscentryczna
a i z zmarszczkami na twarzy jak buldog. - i ZE
jakąś koleżankę którą widuje- przed która przecinek
-Aha, pozdrów ją jak się kiedyś spotkacie. -zabrzmiało to jakby kazała jej pozdrowić jakąś koleżankę którą widuje co najwyżej raz do roku. - którą kto babcia czy wnuczka widuje co roku?? - dla mnie zmiany podmiotu niejasne
podbródek z którego wystawała kozia bródka - znowu przed który przecinek. i jak z podbródka wystaje kozia bródka - raczej wyrasta. 
W sumie to mogła byś. - ort. mogłabyś
co raz młodsza. - ort. coraz
Dalej mi się nie chce wypisywać takich drobnych niedociągnięć, myśle że warto sobie znaleźć kogoś do korekty, albo samamu wydrukować tekst, zostawić na tydzień i przeczytać. A błedy ortograficzne - jeden może się zdarzyć, ale w tekście ja znalazłam już trzy a jeszcze nie skończyłam czytać.

A przy tupocie stup odniosłam wrażenie, że brakło w pracy zwyczajnej staranności, albo chęć umieszczenia pracy na portalu była tak duża, że brakło czasu na przeczytanie po napisaniu - stóp bo stopy.
Często zapiminasz o zmianie podmiotu przez co nie wiadomo kto do kogo mówi.

Postać babci niespójna raz zachowuje się jak babcia, a raz jak młoda dziewczyna (rozumiem sprawianie pozorów, ale wtedy nie może się zachwywać niespójnie przy wnuczce - bo co to za pozory). Poza tym narrator mówi o niej jakoś dla mnie dziwnie - raz Babcia raz po imieniu - do starszej osoby pasowało by mi jednak Pani Krysia.

A z tym, że tylko pierwsze dziecko dziedziczy dar i musi to być dziewczynka - hmmm to czemu wnusia odziedziczyła?? Pierwsze dziecko każdego dziecka dziedziczy ?? nawet tego bez daru?? No bo wnusia jest pierwszym dzieckiem ale drugiego dziecka babci. Brak logicznego wyjaśnienia jak dla mnie.

Przy wejściu do piekła ilosc błedów i niedociągnięć spraiwła, że brakło mi już sił na dalsze czytanie, a tekst zapowiadał isę obiecująco. Myśle, że po poprawkach, wyelininowaniu błędów ort. i poprawiniu stylu mógłby być nie tylko dla młodszej młodzieży. Ale postać Babci trzeba by też dopracować bo jest niewiarygodna jak dla mnie. A wnusia z kolei taka jakas troszke bez wyrazu - ani to prawdziwie zbuntowana ani grzeczna.

Ale jak dla mnie potencjał pomysłu jest tyko warsztat trzeba bardzo szlifować.



Nowa Fantastyka