- Opowiadanie: szoszoon - (SHERLOCKISTA 2011) Interes pani Pitchfork

(SHERLOCKISTA 2011) Interes pani Pitchfork

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

(SHERLOCKISTA 2011) Interes pani Pitchfork

Interes pani Pitchfork

 

Miarowy stukot dorożki jadącej wzdłuż Downing Street odbijał się od wilgotnych murów pogrążonych we śnie domostw. Jadący nią Sherlock Holmes oraz jego nieodłączny towarzysz, emerytowany doktor Watson, pogrążeni byli w milczeniu. Zwłaszcza Watson, którego wiek miał już swoje prawa, nie lubił, kiedy tak nagle przerywano mu sen. Ale wezwanie było wezwaniem, zwłaszcza, że sprawa dotyczyła jego dalekiej krewnej.

 

– Mój drogi Watsonie – milczenie przerwał Holmes. – Przypomnij mi, co wiemy na temat tej uroczej jak sądzę z twojego podłego nastroju, starszej pani?

 

Akurat uroczej – pomyślał Watson i wzdrygnął się na wspomnienia z dzieciństwa, kiedy pani Pitchfork, gdyż takie nazwisko nosiła ofiara, szczypała go w zadek i klepała po policzkach, zachwycając się jego pulchnością.

 

– Mąż jej, sir Artur Pitchfork – odparł po chwili Watson – był starym żeglarzem, który na koniec życia objął komendę na fregacie „Seahawk". Śmiał się zawsze, że przez lata służby pozostawił na niej tyle krwi, że stali się najbliższymi krewnymi.

 

– Świetny dowcip – żachnął się Holmes.

 

– W końcu zaginął gdzieś na Karaibach – westchnął doktor – a ja straciłem świetnego kompana do whiskey.

 

– Powiadasz: „zaginął"? – Holmes pochwycił wątek, a jego umysł dostał wreszcie impuls do myślenia.

 

– Wdali się podobno w jakieś potyczki z piratami na Barbadosie, wielu zginęło, ale okręt powrócił niedawno do Anglii. Cumuje, zdaje się, w Plymouth obciążony sporymi długami.

 

– Zatem ciała sir Pitchforka nie odnaleziono?

 

Watson pokiwał głową i popadł w zadumę.

 

– Cóż, drogi przyjacielu – Holmes stawał się coraz bardziej pobudzony – zaginiony mąż, zadłużony okręt i martwa żona. Możemy mieć tu i motyw i sprawcę! Tylko co z narzędziem…

 

– Poczekajmy, aż przybędziemy na miejsce – dokończył Watson.

 

– Tak, masz rację mój drogi przyjacielu. Może na miejscu dowiemy się czegoś więcej.

 

***

 

– Watsonie, dlaczego nie ma ciała? – Holmes rozglądał się nerwowo po salonie pani Pitchfork. Dookoła snuli się zaspani policjanci ze Scottland Yardu, komisarz grzał ręce przy tlącym się kominku,

 

a Watson przeglądał leżące na stole papiery i gazety. Zegar wybił godzinę czwartą.

 

– Pewnie jest w kostnicy – odparł zdawkowo biorąc do ręki fotografie. Zaczął je przeglądać kiedy nagle jego twarz stężała. – A to stara suka! – Wrzasnął rzucając fotografie z obrzydzeniem na stół.

 

Holmes podszedł do przyjaciela i przyjrzał mu się uważnie po czym jego wzrok powędrował na fotografię.

 

– Słuszna uwaga przyjacielu – mruknął sięgając po zdjęcie. – Spojrzał na drugą stronę, gdzie widniał napis: „BofS, 241198".

 

– Co nam to mówi? – zapytał spoglądając na zniesmaczonego Watsona.

 

– Że się starucha puszczała i w dodatku lubiła fotografie! Już wtedy było z nią coś nie tak!

 

– Musimy się dowiedzieć, czyje przyrodzenie trzyma w dłoni pani Pitchfork – odparł Holmes – i co może oznaczać napis na odwrocie zdjęcia!

 

– Holmes, kogo u licha obchodzi, czyje to jaja! – Watson ciągle nie mógł dojść do siebie. Pani Pitchfork zhańbiła nie tylko swoje nazwisko, ale i całej rodziny. Wkrótce wybuchnie skandal, a on będzie skończony! Jego reputacja, budowana przez lata wytężonej pracy i służby królowej legnie w gruzach tylko dlatego, że starej pani zachciało się zabawiać z obcymi mężczyznami! Ba, to było jeszcze do wybaczenia, ale żeby zaraz się fotografować? Nawet kobiety lekkich obyczajów starają się zachować dyskrecję, zwłaszcza jeśli chodzi o klientów.

 

– Może sir Pitchforka? Zapytajmy komisarza, co wie.

 

– Ciało znaleziono około dwudziestej pierwszej – odparł komisarz Baker wstając od kominka. Rozprostował plecy i podszedł do Holmesa podając mu dłoń. – Kobietę uduszono. Wcześniej, jak zeznała służąca, panna Giggs, odwiedził panią Pitchfork adwokat ze spółki „Harrods i synowie". Wchodząc miał przy sobie neseser. Wychodził już bez niego.

 

– Zatem gdzieś tu musi być ten neseser – wydedukował Holmes rozglądając się po salonie.

 

– Niekoniecznie – odparł komisarz. – Panna Giggs zeznała również, że po wyjściu adwokata do pani Pitchfork przyszedł ktoś jeszcze. Było późno, wcześniej zadzwonił telefon i służąca dostał wolne. Poszła więc do siebie, zbudził ją w nocy odgłos rozmów w salonie, jednak nie poszła sprawdzić, z kim rozmawiała pani Pitchfork, gdyż uznała, że nie musi tego robić gdyż jest po służbie a nikt jej nie wzywał.

 

– Poza tym stara mogła rozmawiać przez telefon – wtrącił Watson. – Stąd podniesiony głos.

 

– Słuszna uwaga drogi przyjacielu! – Holmes pokiwał z uznaniem głową. – A zatem mamy dwie co najmniej niewiadome – kontynuował. – Po pierwsze: co się stało z neseserem i po drugie: czy ktoś tu w nocy był?

 

– I co było w tym neseserze!? – dodał Watson ponownie biorąc zdjęcie do ręki. Pokręcił z niesmakiem głową i spojrzał na odwrót. Ciąg cyfr mógł oznaczać…

 

– Minąłby tydzień – mruknął do siebie.

 

– Co mówiłeś przyjacielu? – zainteresował się Holmes.

 

– Mówię, że gdyby ten ciąg cyfr potraktować jako datę, to zdjęcie zrobiono by tydzień temu.

 

– Pod warunkiem, że ktoś je tydzień temu podpisał – dodał komisarz Baker.

 

– Bo w rzeczywistości może być dużo starsze – wydedukował Holmes zapalając fajkę.

 

– Według mnie najważniejsza jest data – upierał się Watson, kiedy ich rozmowę przerwał jeden z policjantów przeszukujących dom.

 

– Komisarzu, mamy neseser! Był w pokoju panny Giggs.

 

– A gdzież i ona? – Watson uśmiechnął się szeroko, czując, że koniec sprawy jest bliski i będzie mógł wrócić do ciepłego łóżka.

 

– Tutaj jest! – krzyknął jeden z policjantów. – Chciała uciec tylnym wyjściem, kiedy zaczęliśmy przeszukiwać jej pokój.

 

Zapłakaną kobietę przyprowadzono przed surowe oblicze komisarza oraz detektywów.

 

– Panna nam teraz wszystko powie! – rozkazał stanowczo Baker.

 

– Tak, tak – odparła szlochając. – Jak sobie panowie życzą. Ale ja niewinna! Pani Pitchfork poprosiła mnie, abym to dla niej przechowała przez noc – tu wskazała na neseser.

 

Watson przyglądał się służącej z uwagą, studiując jej fizjonomię. Była niska i szczuplutka, o drobnych dłoniach. A pani Pitchfork, pomimo wieku, miała dość sporą tuszę i siłę, z której od pokoleń znana była cała rodzina. – Nie mogłaby jej udusić – pomyślał.

 

– Kiedy znalazłam ją martwą – panna Giggs znów zaniosła się płaczem. – Mój Boże, to była naprawdę dobra kobieta! Więc kiedy ją znalazłam, zadzwoniłam na policję, a w międzyczasie zajrzałam do walizki. Nie uwierzycie, co tam jest!

 

Spojrzenia wszystkich zebranych skierowały się na stół, gdzie spokojnie spoczywał neseser.

 

– Komisarzu, czyń swoją powinność – powiedział Holmes.

 

Baker podszedł do stołu i otworzył walizkę, po czym znieruchomiał.

 

– Na Boga – wykrzyknął – tu będzie ze sto tysięcy funtów!

 

– Skąd tyle pieniędzy u poczciwej staruszki? – zastanowił się Holmes spoglądając pytająco na Watsona, którego twarz stała się niemal purpurowa ze wstydu.

 

– Zdjęcia też były w walizce – wtrąciła nagle panna Giggs. – Umyślnie je rozrzuciłam na stole, aby odwrócić waszą uwagę od pieniędzy. Ale uwierzcie mi proszę, nie miałam nic wspólnego z zabójstwem! Chciałam tylko poprawić nędzny los siebie i mojej rodziny. Wychowuję samotnie córkę…

 

– Póki co odpowie pani za próbę kradzieży – zawyrokował komisarz Baker. – Ale pani zeznania rzucają całkiem nowe światło na sprawę.

 

– Nie wiedziałem, że to taki dochodowy interes – mruknął Watson, patrząc to na zdjęcia to na walizkę pełną pieniędzy.

 

– Zależy, czyje jaja ma się w garści – zachichotał Holmes.

 

– Właśnie! – krzyknął Watson klepiąc się w czoło. – Holmsie, jesteś genialny!

 

Wziął leżący na stole obok fotografii numer Times'a, który dotąd nie wzbudzał jego uwagi i spojrzał na krótki artykuł u dołu strony.

 

– Posłuchajcie! – powiedział z podnieceniem – „…dziś rano zarząd Bank of Scotland odwołał ze stanowiska prezesa, ze skutkiem natychmiastowym sir Artura Bolingbrooke'a. Powodem tej nagłej decyzji była defraudacja przezeń funduszu reprezentacyjnego banku oraz skrywana przez lata skłonność do hazardu".

 

– I co z tego? – Holmes kręcił głową z powątpiewaniem.

 

– Skrót „BofS" drogi przyjacielu! – wyjaśnił Watson.

 

– Bank of Scotland – wtrącił komisarz Baker.

 

– A człowiek na zdjęciu to przecież… sir Bolongbroke! – dokończył Watson.

 

– A zatem musimy ustalić, co łączy panią Pitchfork, prezesa banku oraz sto tysięcy funtów? – zawyrokował Holmes. – Gdzież zatem mieszka sir Bolingbrooke?

 

***

 

Drzwi do mieszkania byłego prezesa otworzył służący.

 

– Czy to nie zbyt wczesna pora na odwiedziny? – zapytał nieco zdziwiony. – Sir Bolingbrooke jeszcze śpi.

 

– Proszę go obudzić – rozkazał komisarz Baker. – To naprawdę pilna sprawa!

 

– Oczywiście – odparł służący. – Panowie zechcą poczekać na przybycie pana w bibliotece.

 

Po odprowadzeniu gości służący skierował się do apartamentu sir Artura, jednak wrócił po chwili blady jak prześcieradło.

 

– Sir Artur… sir Artur nie żyje! – wybełkotał zalewając się łzami.

 

Cała trójka ruszyła schodami za służącym, który rwał włosy z głowy i lamentował za swoim panem. Gdy wpadli do sypialni, ujrzeli spoczywające bezwładnie w fotelu ciało sir Artura z przestrzeloną głową. Pistolet leżał obok, na podłodze. Komisarz obejrzał zwłoki i stwierdził po chwili:

 

– Samobójstwo. Nie ulega wątpliwości, że samobójstwo. Osmalona dłoń, kąt wejścia kuli…

 

– Pozostaje jedno pytanie – odezwał się Watson.

 

– Liczę na twoją inteligencję, mój drogi przyjacielu – Holmes nie krył podniecenia.

 

– Jak to się stało, że służący nie słyszał wystrzału z pistoletu?

 

Spojrzenia wszystkich skierowały się na służącego, który spuścił wzrok.

 

-Nie było mnie przez jakiś czas – odparł.

 

– A czy mógłby nam pan wyjaśnić, gdzie pan był? – komisarz Baker wkroczył do śledztwa. – To ważne, gdyż sir Artur jest podejrzany o morderstwo.

 

– Raczej: był – wtrącił Watson studiując uważnie zwłoki. Holmes grzebał w nocnej szafce zmarłego i po chwili krzyknął na cały głos unosząc triumfalnie do góry strzykawkę: morfina!

 

– O zabójstwo? – zająknął się służący. – Jakie znowu zabójstwo!

 

– Pani Pitchfork. Mówi panu coś to nazwisko? – Komisarz nie ustawał w dojściu do prawdy.

 

– Tak – odparł po chwili służący. – To chyba ja ją zabiłem.

 

Na chwilę w sypialni zapanowała głęboka cisza.

 

– Może nam to pan wyjaśnić? – wtrącił się Watson. – Pani Pitchfork była moją daleką krewną. Co mogło ją łączyć z prezesem banku i…

 

– Jego jajami? – zachichotał Holmes, wyraźnie odczuwając zbawienny wpływ narkotyku, nie omieszkał bowiem spróbować jakości narkotyku sir Artura. W imię śledztwa, rzecz jasna.

 

– Tak, chodziło właśnie o … o przyrodzenie sir Artura i jego honor – odparł służący wprawiając wszystkich w niemałe zdumienie. Zegar wybił godzinę piątą. – Wszystko zaczęło się od tego, że sir Artur przegrał w karty znaczną część rodzinnej fortuny. I wtedy, o wszystkim mi zawsze opowiadał wieczorami, kiedy podawałem mu na sen morfinę, zjawiła się u niego staruszka z niebywałą propozycją.

 

– Czyżby to była pani Pitchfork? – zapytał komisarz.

 

Służący przytaknął.

 

– Powiedziała, że jest skłonna założyć się z sir Arturem o dziesięć tysięcy funtów, że ten ma tylko jedno… ekhm… no wiecie panowie.

 

– Jajko! – krzyknął z rozbawieniem Holmes i podszedł do ciała sir Artura, próbując rozpiąć mu spodnie. Watson próbował go z początku powstrzymać, jednak opowieść służącego okazała się dlań ważniejsza.

 

– Sir Bolingbrook przyjął naturalnie zakład, tym bardziej, że pani Pitchfork zdeponowała w tym samym dniu w banku wymienioną kwotę jako dowód, że zakład traktuje poważnie. Biedak – tu spojrzał na ciało swego pana i zaszlochał – miał kłopoty i potrzebował pieniędzy, trudno się dziwić. Wrócił wieczorem do domu i zaczęliśmy sprawdzać, czy wszystko w porządku z… no wiecie.

 

– Jajkami! A jakże! – odparł triumfalnie Holmes, któremu udało się już sprawdzić przyrodzenie sir Artura. – Tyle, że na nic mu już one.

 

– Co dalej? – naciskał komisarz ignorując wnioski Holmesa. Znał doskonale jego słabości i tolerował je, jak zresztą większość Scottland Yardu.

 

– Pani Pitchfork przyszła nazajutrz do siedziby banku w towarzystwie adwokata, który miał aparat fotograficzny. Tłumaczyła, że to fotografia będzie stanowić dowód dla kancelarii do wypłaty pieniędzy, więc sir Artur się zgodził. Liczył na dyskrecję kancelarii. Kiedy już dowiedziono, że z przyrodzeniem sir Artura wszystko w porządku, pani Pitchfork odeszła waz ze zdjęciami. Wieczorem sir Artura ogarnęły wątpliwości.

 

– Zbyt łatwo pogodziła się z utratą gotówki – zamyślił się Holmes.

 

– A zdjęcia mogła wykorzystać w celu szantażu – dodał służący. – Ustaliliśmy więc, że pójdę dziś w imieniu sir Artura do pani Pitchfork i wykupię od niej te kompromitujące zdjęcia. Na miejscu zastałem panią Pitchfork kompletnie pijaną. Śmiałą się i bełkotała coś o łatwym zysku. Kiedy poprosiłem o zdjęcia kazała mi się wynosić, więc… w przypływie złości poddusiłem ją nieco. Nie wiedziałem, że przez to umarła. Odszedłem zostawiając ją półżywą na kanapie, a kiedy wróciłem w domu panowała cisza. Uznałem, że sir Artur śpi i udałem się na spoczynek.

 

– Zatem pozostaje nam jeszcze jedna osoba do przesłuchania – skonstatował komisarz Baker.

 

***

 

W siedzibie kancelarii „Harrods i synowie" , do której dotarli około godziny szóstej – Big Ben poddawany był akurat konserwacji i nikt w mieście nie był pewien, która tak naprawdę godzina – panował, jak na wczesną porę, spory ruch.

 

– Wygląda, jakby zwijali interes – stwierdził Holmes rozglądając się uważnie. – Mam dzisiaj jednoznaczne skojarzenia – zachichotał.

 

– Gdzie jest ktoś z zarządu – komisarz zagadnął pierwszego napotkanego. Ten wskazał mu drzwi na końcu korytarza. Zapukali, ale nikt nie odpowiedział, weszli więc do biura bez pytania. Za biurkiem siedział, kompletnie pijany, starszy mężczyzna. Popijał whiskey i palił cygaro.

 

– Czy mam przyjemność z panem Ashleyem Harrodsem?

 

– A co pana sprowadza, komisarzu? – wybełkotał mężczyzna.

 

– My w sprawie zabójstwa. Zamordowano waszą klientkę, panią Pitchfork.

 

– Tę sukę!? – wrzasnął Harrods podnosząc się niezdarnie znad biurka.

 

Watson zacisnął pięści i postąpił krok do przodu, jednak powściągnął nerwy w obecności komisarza.

 

– Nie godzi się tak mówić o zmarłej – Holmes pogroził mężczyźnie palcem.

 

– Wyrolowała nas! Puściła z torbami! – bełkotał Harrods. – Zbankrutowaliśmy.

 

Opadł bezwładnie na fotel i łyknął whiskey.

 

– Może nam to pan wyjaśnić?

 

– A i owszem! Przyszła do nas jakieś dwa tygodnie temu, w towarzystwie męża i powiedziała, że ma do zaproponowania interes.

 

– Zaraz, zaraz – przerwał Watson. – Męża?

 

– Tak, starszy gość w mundurze kapitana. Widać, że wilk morski.

 

– O jaki „interes" jej chodziło? – Wtrącił się Holmes.

 

– Zaproponowała zakład, absurdalny wręcz, ale po chwili namysłu stwierdziłem, że nie sposób go przegrać.

 

– Co za zakład? – Baker drążył dalej, choć powątpiewał w logikę pijanego Harrodsa.

 

– Chciała mianowicie założyć się o sto tysięcy funtów, że za tydzień, w obecności naszego adwokata, będzie trzymać w garści jaja prezesa Bank of Scottland! Uwierzy pan?

 

– Teraz uwierzę we wszystko – burknął ponuro Watson. – I co dalej?

 

– Po namyśle, wraz z synami zgodziliśmy się. Wysłałem jednego z nich, Wiliama, wraz z panią Pitchfork, tydzień temu do siedziby banku. Myślałem, że o wizytę u sir Artura trzeba będzie zabiegać, a tu mi syn relacjonuje, że kobieta włazi do biura jak do siebie, sir Artur ściąga spodnie i wystawia przyrodzenie. Pani Pitchfork mówi: Muszę własnoręcznie sprawdzić , a adwokat zrobi zdjęcia. Sir Artur milcząco godzi się na wszystko po czym oboje odchodzą! Niesłychane!

 

– Watsonie – odezwał się Holmes. – Na ile zadłużony był „Seahawk'?

 

– Jakieś sto tysięcy podobno.

 

– Cóż – skonstatował Baker – staremu Pitchforkowi prawie udało się zdobyć pieniądze na długi.

 

– Ale przeszkodziła mu pani Pitchfork – odparł po chwili namysłu Watson. – Postanowiła ukarać męża za lata wyrzeczeń i zatrzymać pieniądze, a kiedy przyszedł po nie, ukryła je u pani Giggs. Stary, wściekły na żonę, udusił ją i odszedł.

 

– I tak wszyscy uznają, że zaginął – stwierdził Holmes zakładając kapelusz. – Chodźmy zatem mój drogi Watsonie, nic tu po nas. Sprawa wyjaśniona, pieniądze się znalazły a geniusz pani Pitchfork i jej męża możemy tylko podziwiać.

 

– Oby tylko nie naśladować – rzucił na pożegnanie komisarz Baker po czym obaj przyjaciele wsiedli do dorożki i odjechali. Nad Londynem wstawał świt.

Koniec

P.S. Z dedykacją dla Dj Jajko;)

 

 

 

 

 

 

 

 

Koniec

Komentarze

Zabawne, kolejne przygody mistrza dedukcji i jego towarzysza. Niestety, w tekście - moim zdaniem - brakuje zdecydowanie opisów. Czasami trudno sobie wyobrazić wygląd postaci, czy pomieszczeń, w kórych się znajdują. Opowiadanie jest w zasadzie dialogiem. Poza tym, przejrzyj przecinki, bo sporo ich brakuje. Ale historia całkiem zabawna, tylko ubrana w ubogą szatę, w mojej opinii.

Pozdrawiam

Mastiff

 Uknułeś fajną intrygę która w na końcu w całości się wyjaśnia. Nie domyśliłem się zakończenia dopóki nie doczytałem i to mi się podobało. Jeśli chodzi o kreację świata przedstawionego to zgadzam się z Bohdanem. Jest to rama świetnego opowiadania, które można by bardziej wypełnić. Pozdrawiam :)

historyjka bardzo fajna - problem w tym, że już wcześniej czytałem w internecie dowcip, na którym została oparta, więc z zaskoczeniem u mnie trochę gorzej niż u poprzedników.
poza tym ja również składam podpis pod petycją o przedłużenie tekstu. naprawę dużoby zyskał, gdyby nie składał się w dziewięćdziesięciu procentach z dialogów.

Nawet zabawny ten pastisz, ale mało tu kryminału a za dużo komedii jak dla mnie. Jesli chodzi o to, że tekst to prawie same dialogi, to z jednej strony mam podobne odczucia jak przedmówcy, ale z drugiej obawiam się, że gdyby opowiadanie rozbudować, intryga mogłaby się tak rozwlec, że straciłaby całą moc.

Brakuje dużo przecinków.

Pozdrawiam.

Jak na rozwinięcie trącącego sucharem dowcipu, wyszło nieźle. Chociaż powtórzę za przedmówcami - więcej tła. Niby w tej historii liczy się żart, a nie szczegółowy opis brytyjskiej socjety, ale spowolnienie tej pędzącej historii paroma opisami na pewno by jej nie zaszkodziło. Czwórka ode mnie.

Wreszcie właściwy klimat! Szerlokowy. ;)
Oczywiście, przedmówcy mają sporo racji, warto nad tym pracować, ale podoba mi się ten tekst. :) 
 

Rewelacja. Bardzo dowcine i w klimacie. Bardziej filmowym niz książkowym, ale na pewno Scherlockowym. Wyobrażam sobie Roberta Downeya Juniora jak sprawdza narkotyk, a potem, juz troszkę na chaju przyrodzenie denata, robiąc przy tym swoją śmieszną minę. No i ten schemat zakładu. Zaraz, zaraz skąd ja to znam: aha. Bingo!!! Desperado!!! Poważny Quentin Tarantino siedzi przy barze i opowiada zakapiorowi po drugiej stronie, jak to w pewnej spelunie klient założył się z barmanem o stówę, że nasika z metra do kufla nie uraniając ani kropli. Potem naszczał na wszystko wokół, łacznie z roześmianym barmanem i wręczył mu stówę. Sam zaś skasował sześć stów, od klientów ze stolika obok, z którymi założył się wcześniej o to, że obsika wszytko wokół, łacznie z barmanem, a ten nie będzie miał do niego żadnych pretensji. Gratuluję bardzo dobrego wykorzystania tego motywu. Pozdrawiam.  

@andrzej - faktycznie Quentin się kłania, ale ten motyw akurat jakoś inaczej mi wpadł pod "pióro":) dzięki za dobre słowo:)

Nowa Fantastyka